Wygenerowano:
23.11.2022
13:48:51

Przejdź do spisu książek
Wygenerowano programem:
Q-Księgozbiór 3000





Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.

( Jacobson, Wojciech )

Spis cytatów dla wybranej książki

Strona Treść cytatu Słowa kluczowe / uwagi
49 Niejeden raz zwracał nam uwagę na to, że posterunki często bez najmniejszego powodu strzelają nocą pod wypływem strachu czy fantazji. żołnierze



53 W żołnierzu obudzono bestję opowiadaniem o niestworzonych okrucieństwach Belgów. Chęć zabijania w regularnej walce i pewność zwycięstwa były wszechwładne. żołnierze



54 Przez cały czas przemarszu przez Belgję ani razu nie stwierdziłem usprawiedliwionego powodu do stosowania takich represji wojennych, jakich byłem świadkiem. Twierdzenia w kółko powtarzane przez oficerów, że Niemcy wszczęli wojnę wyłącznie o prawa człowieka i o wolność uciemiężonych narodów, że podczas przemarszu zdradziecko napadani muszą z konieczności stosować okrutne prawa wojenne we własnej obronie, nie mogą mnie przekonać, bo widzę tylko deptanie neutralnego państwa i bestialskie znęcanie się nad bezbronnymi. Lecz możliwe, że takiem okłamywaniem samych siebie chcą niektórzy przynajmniej oficerowie zagłuszyć skrupuły sumienia. żołnierze



54 Książeczka szyfrowana w każdym bataljonie to Bedeker wojskowych tajników każdej miejscowości. Do sztabów formacji w dół, aż do batalionów, są przydzieleni podoficerowie, którzy każdą niemal osobę miast i wiosek znają, bo czy to jako kupcy wędrowni, czy nauczyciele, książkowi, woźnice, cyrkowcy, monterzy lub szoferzy lata całe celowo w tych okolicach przebywali i wędrowali od wioski do wioski, składając raporty i plany tajne w sztabie generalnym. Niepoślednią rolę w tem szpiegostwie odgrywały też tak licznie po wszystkich krajach zatrudnione niemieckie guwernantki, głównie w Królestwie i Rosji. Wywiad zagraniczny był przed wojną stanowczo jak najlepiej przez Niemców przeprowadzony. Tak więc kilkunastoletnia praca przygotowawcza w celu złamania neutralności Belgji święciła swą zwycięską, krwawą orgję. bezpieczniacy



58 Dziwne robię przytem spostrzeżenie. Większość z nich ma przestrzelone brzuchy. Westrzał na plecach, ciężkie rozdarcie pęcherza lub jelit tworzy ranę wystrzałową – rodzaj zranienia, jakiego nie widzę u szeregowych. Kilku z nich tłumaczy się wobec mnie nieśmiało tym, że zostali ranni w chwili, gdy z ziemi się unosząc, plecami zwróceni do wroga dawali swoim znak do ataku. Lecz widzę, że kłamią, sami nie wierzą w to, co mówią. Ja im też nie wierzę. To bajka! Są to rany od kul własnych żołnierzy; może były to strzały lekkomyślnie oddane i swawolnie, by przełożonego postraszyć strzałem między nogi, lecz były one śmiertelne.

Przy późniejszej rozmowie na ten temat z majorem Eggersem [mjr Eggersh – przypis BK] widzę, że podziela on w zupełności moje zdanie. Trudno nam jedynie dociec, czy rozchodzi się w tych wypadkach o akt zemsty ze strony żołnierzy, czy tylko o lekkomyślność.

Dziwnie mnie uderza ta okoliczność, że dowódcy 1-go i 2-go batalionu, którego obaj wydawali kilkakrotnie rozkazy rozstrzelania cywilów mają właśnie takie rany. Czy to tylko przypadek?

Gdzie indziej zrobiono widocznie takie same spostrzeżenia, bo wkrótce wyszedł rozkaz, że przy atakach oficerowie nie idą przed linją, lecz w linji szturmujących. Uniemożliwiono przez to owe zdradzieckie strzały do przełożonych.

GWG - Gra w grupie (PNWS)



60 Przy tym kpią ze słabych skutków francuskiej artylerji, o której oficjalne komunikaty już dawno doniosły, że nie jest ona niebezpieczną, ponieważ jej pociski przeważnie nie eksplodują. Przekonano się o tym niejednokrotnie na wszystkich odcinkach terenu walki.

Swego czasu przypuszczałem, że i ten komunikat jest, jak wiele innych, blagą w celu umniejszania przewagi przeciwnika i pobudzenia żołnierzy do lekceważenia go. Obserwacja jednakże działania artylerji francuskiej przekonała mnie tak w Sailly [Sailly-Saillisel-BK], jak też później niejednokrotnie, że tym razem miało dowództwo niemieckie rację. Armaty francuskie były coprawda dalekonośne i szybko strzelające, lecz zaopatrzone w jak najfatalniejszą amunicję, tak, że zaledwie co dziesiąty pocisk eksplodował. Narzucało mi się dlatego bardzo często pytanie, jak to możliwe, żeby ministerstwo wojny w Paryżu nie wiedziało o tej wadliwości amunicji? Tym bardziej, że Niemcy przed wojną już o niej wiedzieli.

urzędnictwo



61 Przekonywam się także naocznie, że prawdę raportowali mi oburzeni sanitarjusze francuscy, że ich oficerowie i lekarze przesiedzieli całą noc na pijatyce i przy kartach, gdyż zaszedłszy do pobliskiej karczmy, zastałem ich jeszcze przytem bezmyślnem zajęciu. Wśród tych nierannych oficerów zauważam zupełne zwątpienie, uwydatniające się zarówno w ich bezczynności wobec cierpień rannych, jak i w słowach przez nich głoszonych: „Już teraz droga do Paryża otwarta, kapitulacja pewna! Nie warto już wogóle nawet palcem ruszyć”. Chociaż byłem skłonny stan takiej depresji częściowo przypisać wstrząsowi po klęsce, co dopiero poniesionej, i chociaż te słowa mogły w ustach niektórych z nich być ironicznem powtarzaniem przechwałek zwycięstwem upojonych Niemców, to jednak zraziła mnie niezmiernie ich apatja.

Jakże inaczej zapatrywali się na porażkę szeregowcy Francuzi, z którymi się zetknąłem. Ich wiara nie osłabła, ich duma narodowa zupełnie nie zaznała uszczerbku: - „Za mało było nas, by Niemca pobić, lecz Francja da sobie radę z najeźdźcą, pokaże mu swoją potęgę. To nie 1870/71 rok!”.

intelektualiści



71 Obok takich taktycznych rozważań, najwięcej miejsca w naszych rozmowach zajmowało zranienie kapitana von Schmitterloew, które wywarło nadzwyczaj przygnębiające wrażenie na wszystkich. W chwili, gdy na skraju lasu lornetką szukał pozycji angielskiej, jeden z pierwszych szrapneli urwał mu obie ręce powyżej łokcia.

Kapitan przeniesiony na polanę, mimo danych mu poprzednio dwóch silnych dawek morfiny, wciąż krzyczał, żeby mu wyjąc z rąk lornetkę, bo palce go bolą. Wie, ze umrzeć musi. Dziękuje swoim ludziom za pomoc, przeprasza ich, że wymyślał im od "Pollaken" - (po wyczerpaniu całego słownika przezwisk uchodziło "du Pollake" za wyzwisko najdosadniejsze i najbardziej pogardliwe). Przyznaje, że Polacy wypełniają sumiennie swoje obowiązki, chociaż naród ich tak bardzo dręczono i choć nie za swoją ojczyznę walczyć muszą. Teraz w chwili śmierci pojmuje, jak wielkie krzywdy wyrządzono [neutralnej - przyp. JF] Belgii. Przeklina wojną i Wilhelma, jej inicjatora.

Biedaczysko był od roku żonaty. Dnia poprzedniego otrzyma wiadomość, że urodziła mu się córka. W przeciągu kilku następnych godzin dostał od rozmaitych, litujących się nad nim lekarzy, razem wziąwszy, 5-ciokrotną maksymalną dawkę morfiny, a jednak cierpień jego nie uśmierzono. Trzeciego lub czwartego dnia zmarł. Ponieważ do ostatnich chwil życia mówił stale o Polakach, Belgach i o wojnie to samo, co w pierwszej chwili zranienia, ogłoszono, że dostał pomieszania zmysłów.

NPPM - Naturalny Proces Prania Mózgów



Na początku swych pamiętników autor dużo pisał o wielkim entuzjazmie Niemców, którzy zaatakowali neutralną Belgię. Entuzjazm ten spowodowany był brakiem oporu. Drugą poruszaną kwestią były masowe zbrodnie popełniane przez tych rozentuzjazmowanych żołnierzy na ludności cywilnej.
77 Przypomina mi się podobny kawał z Belgji. Szumnie rozpisywano się w gazetach niemieckich o jakimś szwadronie, który zręcznym manewrem zwabił cały pułk konnicy przeciwnika w zasadzkę kulomiotów, tak że prawie nikt żywcem nie wyszedł. Gdy omawiano to zwycięstwo, orzekł z kwaśną miną pewien rotmistrz, że wszystko to prawda, lecz gazety zamieniły strony walczące i że on należy do tych nielicznych szczęśliwców, którzy z życiem uszli z tej właśnie alianckiej zasadzki. propaganda



77 Po drodze przyłączył się do nas na krótki czas pewien oficer kirasjerów opowiadając, że jednej z poprzednich nocy jego dywizja kawalerji spostrzegła obóz nieprzyjacielski. Po krótkim ostrzeliwaniu artylerją przypuścili szarżę na zupełnie skonfundowany obóz. W ostatniej chwili dopiero zorientowali się, że to sąsiednia niemiecka brygada. Niestety nie dało się już uniknąć pewnych strat po obu stronach. Jemu zastrzelono konia. Następny komunikat oficjalny stwierdzał, że brawurowym atakiem dywizji kawalerji została zniszczona obozująca brygada nieprzyjacielskiej konnicy! propaganda



99 Rozwydrzenie w wojsku, nieposzanowanie cudzej własności, niekarość przechodziły w Clamecy wszelkie granice. Podjudzanie do wybryków wychodziło bezwątpienia ze strony młodszych oficerów poza bezpośrednią, linię bojową. Zupełnie otwarcie objaśniali w przemowach do żołnierzy, że Niemcy prowadzą, wojnę wyniszczenia „Ausrottungskrieg”. Żadnej więc własności nie potrzeba szanować, wolno wszystko brać, ile się komu podoba; zakazane jest płacenie, chociażby tylko bonem. – „Nam wszystko wolno, bo my panami świata! Konwencje obowiązują tylko przeciwnika”. żołnierze



99 Pytani zaś Francuzi, mężczyźni jak też kobiety i to w kilku wioskach, oświadczyli, że ich wszystkie rzeczy również te, które mają na sobie, żołnierze systematycznie rewidują, zapominając oczywiście przytem oddać wyjęte portmonetki i zegarki. Rewizje odbywają się rzekomo za tajnemi przyrządami do sygnalizowania pozycyj niemieckich. Prym w takich rewizjach wiedli ludzie z oddziałów pomocniczych, taboryci wszelkiej broni. żołnierze



100 Okrucieństwo, bezwzględność wobec słabszych i bezbronnych to instynkta głęboko tkwiące w naturze ludzkiej. – Biorą one tak łatwo górę z chwilą, gdy mają zapewnioną bezkarność. Politura kultury opada wtedy niby tynk od muru. natura człowieka uczciwego

Ahamkara



101 Niema jak ślepa wiara w to, co mówi przełożony! Niemożliwy jest wtedy ani rokosz, ani żaden upadek na duchu. Z najspokojniejszem sumieniem rozstrzela się na rozkaz gromady ludności bezbronnej; ze wsi, gdzie dzieci żebrzą o kęs chleba, wyprowadza się ostatnią krowę, by ją z sobą powlec, choć osie wozów uginają się od bitych sztuk i chociaż doświadczenie uczy, że owa krowa o kilka mil dalej zdechnie ze zmęczenia. Lecz, co przełożony każe, to święte, a czem więcej pobudza on instynkta zwierzęce u podwładnych, tem większy ma mir i tembardziej ślepy ma posłuch. Nie przeszkadza przytem zupełnie okoliczność, że swych podwładnych traktuje gorzej niż bydło. Lecz wszystko to do czasu. żołnierze



106 Starszy podoficer tej kompanji wrócił do bataljonu znacznie później i to z niewoli, francuskiej. Oficjalnie zaraportował on: Nie mając w Bilsen żadnego zajęcia, zgłosiłem się na ochotnika jako sanitarjusz do oddziałów pospolitego ruszenia, które jechały na Paryż. W ten sposób brałem udział w walkach na północnem skrzydle. Pewnego razu miałem odwieźć lekko rannych samochodami amunicyjnymi do etapu. Drogę zagrodziła nam kompanja rowerzystów francuskich i wystrzelała wszystkich w pień. Ja udawałem zabitego i tak dostałem się do niewoli, z której mnie, jako sanitarjusza, wnet odesłano do Niemiec. Okrutną rzeź urządzili Francuzi.

W swobodnej z owym podoficerem pogawędce dostałem następujące uzupełnienie: „Francuzi zastąpili nam drogę i dawali białą chorągwią znaki, byśmy stanęli. Pomimo to jechaliśmy śmiało dalej, bo Francuzów widać było tylko kilku, a wszyscy ranni byli gotowi do strzału. Na krótką potem odległość oddano salwę do Francuzów, nie ustępujących z drogi. W odpowiedzi została nasza kolumna teraz zasypaną gradem kul przez, zaczajony oddział francuski. Samochody, które nie miały żadnych odznak Czerwonego Krzyża, stanęły. Regularna walka wzdłuż szosy trwała, dopóki wszyscy Niemcy nie legli zabici. Sam udawałem zabitego. Kiedy Francuzi zaczęli grzebać poległych, wzięli mnie do niewoli. Krzywdy mi żadnej nie wyrządzono. Stanowczo stwierdzam, że my, a nie Francuzi, rozpoczęliśmy walkę, a o niepoważaniu transportu rannych nie może być mowy”. Dogodnie widać zredagowany raport mego sanitarjusza służył Niemcom na dowód, jak okrutnie Francuzi obchodzą się z bezbronnymi rannymi.

Matrix



130 Od pierwszych dni wojny wydawało ministerstwo imienne spisy strat na froncie – w zabitych, rannych i zaginionych. Poniekąd listy te były miernikiem srogości staczanych walk i osiągniętych sukcesów. Z dumą też czytano nazwiska pierwszych poległych naszego pułku, tych szczęśliwców, którzy dostali się do „Księgi Bohaterów”. Raziła przytem oficerów ta okoliczność, że niestety przeważały tam nazwiska polskie; lecz trudno, z takim stanem rzeczy trzeba było się pogodzić. Gdy jednak po spacerze swobodnym przez Belgję aż po Paryż, nagle straty stały się olbrzymiemi, stwierdziliśmy z niemałem zdziwieniem, że w spisach bohaterów figuruje zaledwie jedna trzecia naszych rzeczywiście poniesionych strat i że z raportów, sumiennie przez nas sporządzonych, władze zamieszczają w spisach nazwiska wybrane dowolnie i na wyrywki. Wnioskowaliśmy z tego wszyscy, że to nie przypadkowe omyłki i że w innych pułkach sprawa ma się tak samo, t.z., że celem zatuszowania faktycznych strat, podaje Ministerstwo umyślnie znacznie mniejsze do wiadomości publicznej. Matrix

władza



132 Szturm nie udał się. Ktoś musiał ponosić winę. O kozła ofiarnego nie było trudno. W naszej dywizji upatrzono sobie Polaków, którzy tuż przed szturmem klękali do krótkiej modlitwy. Miało to być powodem wykrzywienia i załamania się fali ataku. Feldwebel Sandrock, tchórz i lizus pierwszej klasy, zastrzelił nawet w swej furji teutońskiej jednego z Polaków, który według jego mniemania, nie dość szybko wyskoczył z okopu.

Były też później dochodzenia, jak wielką, w tej klęsce odegrała rolę niechęć Polaków do walki i ich zdradzieckie poddawanie się Francuzom. Wyniku tych badań nie znam, nie wiem też, jaki procent wśród jeńców stanowili Polacy. Wiem tylko, że między rannymi naszej dywizji była przeważająca liczba Polaków. Nic w tem dziwnego, gdyż w jej pułkach, składających się w tych właśnie dniach z conajmniej 75 proc. Polaków, - pozostawiono w okopach samych Niemców jako rezerwę, a Polaków posłano na rzeź. Narzuca mi się przytem pytanie, jakiej dopatrywano się przyczyny klęski w innych dywizjach, czysto niemieckich, które poniosły równie ciężkie straty w jeńcach i zabitych!

Kapitan Schemmel opowiadał, powróciwszy z przesłuchów sądowych, iż bronił stanowczo Polaków i zeznawał, że szturmowali zupełnie beznagannie. Śmiał się przytem z panów przy zielonym stoliku i z ich idjotycznego żądania prostych linij bojowych przy nowoczesnym szturmie.

Pozatem dowiedzieliśmy się wkrótce z listu, wziętego do niewoli, lejtnanta Kitzmanna z Gniezna, że Francuzi schwytali tego dnia około 70-ciu oficerów na naszym odcinku. Między nimi nie mogło być przecież Polaka. Czyżby i oni stali w komplecie ze „zdradą polską”?

władza

żołnierze



138 Mam sposobność obserwowania rzucającego się w oczy kontrastu między dwiema kategorjami ludzi: tymi, którzy już frontu zaznali, a takiemi, świeżo importowanymi żółtodzióbami. Spokój, małomówność i powaga z jednej strony – zachłanność zdobywcza, chełpienie się swą siłą i sprawnością w władaniu bronią u drugich. żołnierze

propaganda



138 A co do sądu – nie odbył się. Dwaj moi oskarżyciele polegli, trzeci był ranny. Ten to, niejaki oberlejtnant von Doeren, przeprosił mnie 1928 r., kiedy mnie przypadkiem spotkał, za fałszywe posądzenie. Przyznał, że 14 r. był za młody, zanadto stał pod sugestją źle zrozumianego patryjotyzmu i dlatego, podobnie jak większość oficerów linjowych, nie znosił wtenczas ludzi trzeźwo i dalej patrzących. Przypominanie rozmaitych konwencji wojennych uważał za chęć sprzyjania wrogom, ponieważ uczono go, że te postanowienia międzynarodowe to świstki papieru, obowiązujące tylko przeciwników. CŻC - cykl życiowy człowieka

władza

taktyka von Neumanna



147 Przybyli też reporterzy rozmaitych gazet, bardzo przejęci, wprost nadziani wiadomościami wojennymi. Nabieraliśmy ich na rozmaite sposoby. Nasze „bujania” brali zupełnie na serjo i niejeden przez nas zmyślony kawał czytaliśmy później w gazetach. Durnie! Brali kaszel chorych w sąsiednich stajniach za kaszel Francuzów w okopach. Pomimo swego brawurowania o przebytych niebezpieczeństwach na rozmaitych odcinkach, nie śmieli ruszyć się poza wioskę, a tak chętnie bylibyśmy ich wprowadzili do okopów. – Ćwiczenia w strzelaniu i atakowaniu, przeprowadzane nad szosą, do Noyon brali za przełamanie frontu francuskiego i sądzili, że byli naocznymi świadkami walki na bagnety. Przysięgali, że widzieli przytem stosy zabitych Francuzów. Te wszystkie ich fantazje poszły potem do gazet. Jak to łatwo robić wojnę w pismach! dziennikarze



154 Zestawiając ich opowiadania o rzekomych zwycięstwach niemieckich na innych odcinkach z plotkami, jakie Niemcy rozpuszczali wśród ludności pod Noyon, widzę jasno, że fabrykowanie kłamliwych wiadomości praktykuje się stale, celem moralnego zgnębienia ludności terenów okupowanych. Matrix

propaganda



155 Wielu też zostało rannych, między nimi pewien świeżo awansowany feldwebel, nazywał się Teska, ochotnik przybyły ze Szwecji, lecz niemiecki poddany. Wyprosił on u mnie szpadę, od tygodni leżącą spokojnie w wozie sanitarnym, by móc poprowadzić swój oddział do szturmu. Zaledwie minęło pół godziny – wrócił, brocząc krwią z rany przy szyji. Miał szczęście, bo kula przeszła tuż obok tętnicy. Dziwnie podziałała na niego ta odniesiona rana. Przed godziną jeszcze entuzjasta, zdobywca świata, zaklina się teraz, leżąc w norze kamieniołomu, że Szwecji już nie opuści, byleby mu dali urlop zdrowotny do rodziny. Ahamkara



156 Przyprowadzono także pewną liczbę jeńców; naliczyłem ich 80-ciu, zaś feldwebel Sandrock doliczył się w tej samej garstce 800 ludzi. Podjechałem naumyślnie jeszcze raz do nich; ponad 80-ciu ich nie było. Ahamkara



170 W zupełnie inny sposób przedstawiało przebieg ataku kilku podoficerów i jeden oficer, którzy nie wychylili się z poza pierwszego okopu. Matrix



177 Żołądek jego był niezgłębiony, o ile jedzenie, czy picie nic nie kosztowało. W Amy, w naszej restauracyjce biedak często nie mógł z nami jadać, bo wątróbki, nerek i móżdżku nie trawił jego „słabowity żołądek”. Za te potrawy bowiem wyznaczona była jakaś mała opłata. Ahamkara



194 Z dziecinnie ujętych uwag tego chłopca, z notatek o drobnych sukcesach jego plutonu i naiwnie z tych „zwycięstw” wyprowadzanych wniosków bije niczem niezmącona wiara w potęgę Niemiec, w zawojowanie całego świata! Jest tam tez kartka: testament. A więc prośba uwiadomienia o jego zgonie nie rodziców, lecz kolegi szkolnego i odesłania mu pamiątek, oraz imienna dyspozycja, jak należy rozdzielić jego rzeczy pomiędzy towarzyszy broni. Znajduję przy nim, podobnie, jak przy wielu innych „Pomrach”, t.zw. „Kugelsegen”, kartkę, zawierającą naiwne, pełne zabobonu zaklęcia, świadczące o bardzo niskim poziomie wiary luterskiej. Mają one chronić od kuli, zarazy i chrost (świerzb? kiła?). – Jak inaczej i o ileż głębiej pojmuje nasz katolicki lud, opiekę wyższą, nosząc szkaplerze i medaliki. religia