Treść |
Tytuł |
Autor(zy) |
Ident / Data wpisu |
Ale jego siostra Ivy była gorsza. Ona naprawdę nie troszczyła się o dobra materialne. Dostawała tyle pieniędzy co my i paradowała w znoszonych butach na płaskim obcasie i zgrzebnych sukienkach, żeby tylko pokazać, jaka jest bezinteresowna. Była dyrektorem do spraw dystrybucji. To do niej należało zaspokajanie naszych potrzeb. Ona nas trzymała za gardła. Teoretycznie o podziale dóbr decydowało walne zgromadzenie – głos ludu. Kiedy jednak „ludem” jest sześć tysięcy wyjących gardeł, bez ładu i składu próbujących coś ustalić w grze pozbawionej reguł, w której można żądać wszystkiego, ale nie ma się prawa do niczego i każdy ma władzę nad wszystkimi z wyjątkiem siebie samego, „głos ludu” staje się głosem Ivy Starnes. Pod koniec drugiego roku zrezygnowaliśmy ze „zgromadzeń rodzinnych” – w imię „wydajności produkcji i oszczędności czasu”, bo jedno zgromadzenie trwało dziesięć dni – i wszystkie petycje o zasiłek wysyłano bezpośrednio do gabinetu Ivy Starnes. Nie, nie wysyłano. Trzeba je było przedstawić osobiście. Sporządzała potem listę podziału, którą odczytywała nam na trwającym trzy kwadranse zebraniu, a my je zatwierdzaliśmy. W programie przewidziano dziesięć minut na dyskusję i protesty, ale nie protestowaliśmy. Zdążyliśmy już zmądrzeć. Nikt nie może rozdzielić dochodów firmy pomiędzy tysiące ludzi, nie kierując się jakimś kryterium wartości człowieka. Kryterium panny Starnes było lizusostwo. Bezinteresowna? Jej ojciec [właściciel wolnorynkowej fabryki – przyp. J.F.] nie mógłby bezkarnie potraktować najnędzniejszego robotnika tak, jak ona traktowała najbardziej wartościowych pracowników i ich żony. Miała blade oczy, zimne, wyłupiaste i martwe. Gdyby chciała pani wiedzieć, jak wygląda czyste zło, wystarczyło zobaczyć, jak błyszczały na widok człowieka, który kiedyś jej napyskował, a teraz usłyszał swoje nazwisko na liście osób nie mających otrzymywać nic ponad pensję głodową [liszeńcy – przyp. J.F.]. Wyraz tych oczu zdradzał prawdziwe motywy postępowania każdego, kto kiedykolwiek wygłaszał slogan: „Od każdego według umiejętności, każdemu według potrzeb”. [Tu Ayn Rand popełniła wielki błąd, przedstawiając Ivę jako zimnego bezlitosnego gada, a nie różowiutkiego aniołka – uwaga J.F.]
Oto cały sekret. Początkowo zastanawiałem się, jak to możliwe, żeby wykształceni kulturalni, sławni ludzie tego świata popełnili tak drastyczny błąd i wychwalali tę potworność jako cnotę, skoro wystarczyłoby wprowadzić to w czyn na pięć minut, by poznać skutki. Teraz już wiem, że nie był to błąd. Takich błędów nigdy nie popełnia się nieświadomie. Jeśli ludzie zaczynają nagle, bez wyraźnego powodu dążyć do jakiegoś straszliwego, niewykonalnego szaleństwa – to znaczy, że mają powód, tylko nie chcą go zdradzić. My też nie byliśmy bez winy, popierając plan na pierwszym zebraniu. Zrobiliśmy to nie dlatego, że wierzyliśmy w brednie, którymi nas karmiono. Był jeszcze inny powód, ale brednie pomogły nam to ukryć przed kolegami i przed sobą. Brednie dały nam możliwość zrobienia cnoty z czegoś, do czego w innym wypadku wstydzilibyśmy się przyznać. Nie było na zebraniu ani jednego człowieka, któremu nie przyszłoby do głowy, że pod przykrywką szlachetnego planu uda mu się położyć łapę na pieniądzach zarobionych przez lepszych od niego. Nikt nie był dość bogaty ani dość zdolny, żeby nie myśleć, że dzięki planowi zawładnie częścią umysłu i majątku kogoś bogatszego i zdolniejszego. Myśląc o niezasłużonych zyskach, które chciał czerpać z ludzi stojących wyżej od niego, zapomniał jednak o stojących niżej. Nie pomyślał, że oni także będą się chcieli obłowić jego kosztem. Robotnik, któremu przyszło do głowy, że jego potrzeba upoważnia go do posiadania limuzyny, skoro może ją mieć szef, zapomniał, że każdy darmozjad i żebrak będzie się domagał lodówki, skoro on ją ma. Takie były nasze prawdziwe intencje, gdy głosowaliśmy. Ale nie chcieliśmy o tym myśleć – a im mniej nam się to podobało, tym głośniej krzyczeliśmy o swojej miłości do dobra publicznego.
Sami tego chcieliśmy. Kiedy się zorientowaliśmy, że zupełnie nie o to nam chodziło, było już za późno. Byliśmy w pułapce.
|
Atlas zbuntowany
|
Rand, Ayn
|
9788371509698:772
07.11.2009
|
★
Szukajcie wąskiej drogi i ciasnej bramy, która prowadzi do trwałego życia. Taką niewielu znajduje. A szeroka jest droga i przestronna brama, która wiedzie do zguby przez ciemności zewnętrzne. I wielu wybiera ją.
Seek the narrow road and the narrow gate that leads to lasting life. There are very few who do this. A broad is the road and spacious gate that leads to destruction. And many choose it.
|
Według łotra
|
Wiśniewski-Snerg, Adam
|
9788374537155:98
16.02.2011
|
★
Widzimy więc, że szkoła nie wychowuje ludzi samodzielnych, ale kastę urzędniczą, w której można się piąć do góry bez zdolności i inicjatywy. U dołu drabiny społecznej powstaje w ten sposób armia niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów, zdolnych zawsze do buntu. U góry tej drabiny znajduje się beztroska kasta urzędnicza, która bezmyślnie ufa opatrznościowej roli państwa, nie chcąc mu ze swej strony w niczym dopomóc, albowiem i błędy swe zwala na państwo, i bez nakazu z góry nie zdobędzie się na samodzielny krok.
Państwo, które wychowuje tak wielką liczbę ludzi z dyplomami, tylko nieznacznej części daje posady, a resztę z konieczności pozostawia bez pracy. Żywi jednych, a innych czyni swymi wrogami. Łatwo stwierdzić, że każda wolna posada jest przedmiotem pożądania setek dyplomowanych kandydatów. Za to firma handlowa nie znajduje pracowników. Pewnego roku w departamencie Sekwany było 20 000 nauczycielek bez posad, a równocześnie trzeba było sprowadzać z zagranicy siłę roboczą do handlu, przemysłu i roli. Liczba wybrańców jest ograniczona, natomiast bardzo wielu jest ludzi niezadowolonych.
|
Le Bon. Psychologia tłumu.
|
Bon, Gustave Le
|
9788375752205:80
28.05.2012
|
★
Rośnie napięcie między wymaganiami stawianymi przez zawód, a aspiracjami kształtowanymi w szkołach.
|
O telewizji. Panowanie dziennikarstwa.
|
Bourdieu, Pierre
|
9788301160463:66_4
31.10.2016
|
★
[…] zwalczają […] system […], w którym sami nie dzierżą steru. Chcieliby stworzyć system […], w którym rządziliby oni sami i ich najbliżsi przyjaciele.
|
Mentalność antykapitalistyczna
|
Mises, Ludwig Von
|
9788363421007:112
23.04.2017
|
W ostatnich latach byliśmy świadkami upadku Hitlera i Mussoliniego. Przetrwał jednak i duch, i mechanizm, które wyniosły tych łotrów do autokratycznej władzy. Przenika on podręczniki i czasopisma, przemawia ustami nauczycieli i polityków, ujawnia się w programach partyjnych, w sztukach teatralnych i książkowych powieściach. I dopóki ten duch panuje, nie można mieć nadziei na trwały pokój, demokrację, zachowanie wolności, czy na stałą poprawę ekonomicznego dobrobytu narodów.
|
Planowany chaos
|
Mises, Ludwig Von
|
9788395359613:5
03.03.2020
|
Ten, kto ogłasza boskość państwa i nieomylność jego kapłanów, czyli biurokratów, uważany jest za bezstronnego badacza nauk społecznych. Wszyscy zaś, którzy zgłaszają sprzeciwy, są piętnowani jako stronniczy i ograniczeni. Wyznawcy nowej religii – statolatrii – są jeszcze bardziej fanatyczni i nietolerancyjni niż muzułmańscy zdobywcy Afryki i Hiszpanii.
Statolatria – kult scentralizowanego państwa i wszechpotężnej władzy państwowej
(włos. stato – „państwo”, łac. latria – „oddawanie boskiej czci”) [źródło: Wikipedia,
dostęp: 2018.05.25].
|
Planowany chaos
|
Mises, Ludwig Von
|
9788395359613:18
03.03.2020
|
|