Treść |
Tytuł |
Autor(zy) |
Ident / Data wpisu |
Programowanie komputerów jest raczej sztuką niż nauką.
|
BILL GATES i Jego Imperium MICROSOFT
|
Wallace, James; Erickson, Jim
|
83-204-1782-1:45
14.05.2004
|
Mikrokostka umożliwiła zakodowanie całej jednostki centralnej komputera na krzemowej kostce nie większej niż paznokieć dużego palca. Jednakże kroku tego nie zrobiły duże korporacje, takie jak DEC czy IBM, dysponujące funduszami i specjalistami. Zrobili go przedsiębiorcy i hobbyści, mający szerokie horyzonty i marzenia…
|
BILL GATES i Jego Imperium MICROSOFT
|
Wallace, James; Erickson, Jim
|
83-204-1782-1:60
14.05.2004
|
Gates zdawał sobie sprawę z tego, że jest jeszcze wiele do zrobienia, zanim ich Basic będzie się nadawał do wprowadzenia na rynek. Trzeba było znaleźć wszystkie błędy i usunąć je. Trzeba było też wprowadzić różne ulepszenia.
|
BILL GATES i Jego Imperium MICROSOFT
|
Wallace, James; Erickson, Jim
|
83-204-1782-1:68
14.05.2004
|
Pożyczyliśmy więc patelnię. Mieszaliśmy substancję drewniana łyżką tak długo, aż zbrązowiała i sczerniała - tlenek żelazowy był brązowy, a czterotlenek żelaza czarny. Kihara nauczył się rozpoznawać barwy i zdejmować substancję z patelni dokładnie wtedy, kiedy nabierała odpowiedniego koloru. […]
Po pewnym czasie, w listopadzie 1965 r., mieliśmy wszyscy nie lada satysfakcję, kiedy IBM wybrał nasze taśmy magnetyczne do przechowywania danych w swoich komputerach.
|
Made In Japan. Akio Morita i Sony
|
Morita, Akio
|
83-204-2080-6:54
20.05.2004
|
[Twórczość przemysłowa] Wymaga ludzkiej myśli, spontanicznej intuicji i sporo odwagi.
|
Made In Japan. Akio Morita i Sony
|
Morita, Akio
|
83-204-2080-6:75_1
20.05.2004
|
Zdaniem Gatesa każdy dobry pomysł w MITS był realizowany jedynie w połowie.
|
BILL GATES i Jego Imperium MICROSOFT
|
Wallace, James; Erickson, Jim
|
83-204-1782-1:78
20.05.2004
|
W Bretanii, na północno-zachodnich wybrzeżach Francji, a także wzdłuż brzegów kanału La Manche spotkać można osobliwe “wodorosty”, które w istocie wcale nimi nie są oddali wyglądają jak jaskrawozielone plamy na piasku. Plamy te z wolna zmieniają kształty, mieniąc się w płytkich wodach zatoczek. Jeśli weźmiemy to coś w rękę i pozwolimy, by przelało się między palcami, dostrzeżemy lepiące się, zielonkawe i przypominające wodorosty pasma. Niewielka lupa lub najprostszy mikroskop wystarczą jednak by stwierdzić, że w rzeczywistości tworzą masy zielonych robaków. W przeciwieństwie do prawdziwych wodorostów, te zażywające kąpieli słonecznych zielone stworzenia potrafią zakopać się w piasku i zniknąć z pola widzenia. Po raz pierwszy opisał je w latach dwudziestych naszego stulecia angielski badacz J.Keeble nazwał je “zwierzo-roślinami” i pięknie przedstawił na pierwszej, kolorowej stronie swojej książki Plant-Animals. Te płazińce z gatunku Convoluta roscoffensis swą zieloną barwę zawdzięczają wypełniającym ich tkanki maleńkimi komórką glonu Platymonas. Ponieważ Convoluta są przezroczyste, zielony kolor fotosyntetyzujących komórek Platymonas prześwituje przez ich ciała. Wygląda to pięknie, ale znaczenie tych drobnych alg nie zasadza się na ich dekoracyjność. Całe ich życie, od narodzin do śmierci, przebiega wewnątrz ciał płazińców i to one właśnie wytwarzają pokarm, którym żywią się gospodarze. Dlatego też otwór gębowy u Platymonas staje się niepotrzebny i w istocie przestaje funkcjonować po przeobrażeniu się larwy w postać dorosłą. Promienie słoneczne docierają bez przeszkód do glonów, siedzących wewnątrz swych ruchomych żywych szklarni, pozwalając im na spokojną produkcję materii organicznej; część produktów fotosyntezy przedostaje się do ciał robaków, odżywiając je od środka. Symbiotyczne glony zajmują się nawet usuwaniem robaczych nieczystości: przetwarzają produkowany przez nie kwas moczowy na użyteczne dla siebie substancje. Tak więc, glony i płazińce tworzą wspólnie miniaturowy ekosystem, zanurzony w wodzie i wystawiony na działanie promieni słonecznych. W istocie związek obu partnerów jest tak ścisły, że trudno, nie posługując się potężnym mikroskopem, stwierdzić gdzie kończy się zwierzę, a zaczyna glon.
|
Symbiotyczna Planeta
|
Margulis, Lynn
|
88138385458727:19
11.04.2008
|
Historyk nauki na próżno szuka jednej linii rozwoju. Praca Gibbsa, dobrze skrojona, była źle uszyta, toteż innym przypadło w udziale dokończenie tego, co rozpoczął.
The historian of science looks in vain for a single line of development. Gibbs' work, while well cut out, was badly sewed, and it remained for others to complete the job that he began.
|
Cybernetyka a społeczeństwo
|
Wiener, Norbert
|
KIW 1769/3607A:9
15.11.2008
|
Wiedza o tym, że rozwiązanie znajduje się w zasięgu ręki, stanowi ogromną zaletę podobną do niewystępowania opcji “żadna z powyższych odpowiedzi“.
Każdy, kto tylko jest sensownie kompetentny i dysponuje odpowiednimi zasobami, może rozwiązać zagadkę, jeśli została przedstawiona jako coś, co wymaga rozwiązania. Możemy pominąć subtelne oceny i bezpośrednio przejść do rozważania możliwych rozwiązań, zanim nie trafimy na właściwe.
Niepewność jest znacznie większym wyzwaniem.
Zamiast natychmiast poszukiwać rozwiązania kryzysu, musimy nieustannie zadawać sobie pytanie: “Czy dochodzi do sytuacji kryzysowej?”
|
Jak życie naśladuje szachy
|
Kasparow, Garri
|
9788389812513:260
23.01.2009
|
"Podświadoma fermentacja" (lub rozmyślanie) daje czasem lepsze wyniki niż wymuszone, systematyczne myślenie.
|
Przygody Matematyka
|
Ulam, Stanisław M.
|
83-86669-25-2:83
06.09.2009
|
Godnym uwagi jest fakt, że ten wielki pan, przybierający tak wzgardliwą obojętność w stosunku do swojej sławy literackiej „piłował” swoje dziełko jak mało który zawodowy literat. Pięć lat tworzył te maksymy, a piętnaście lat je szlifował. W nim i w La Bruyer dojrzewa świadomość, że proza, traktowana wprzód gawędziarsko, jest wielka sztuką, trudniejszą od rymotwórstwa. Tak samo Pascal osiemnaście razy przerabia jeden list ze swoich „Prowincjałek”.
|
La Rochefoucauld. Maksymy i rozważania moralne
|
Rochefoucauld, Francois de La
|
9788375751994:16
26.12.2009
|
… Saint Simon, który kilkadziesiąt lat pisze swoje nieśmiertelne „Pamiętniki” z tą świadomością, że nigdy nikomu nie będzie mógł ich pokazać, że nigdy nie będzie ich mógł wydać i że odkrycie ich rękopisu grozi mu utratą wolności lub życia!
|
La Rochefoucauld. Maksymy i rozważania moralne
|
Rochefoucauld, Francois de La
|
9788375751994:19
27.12.2009
|
Pisząc te słowa nie skosztował jeszcze trucizny autorstwa.
|
La Rochefoucauld. Maksymy i rozważania moralne
|
Rochefoucauld, Francois de La
|
9788375751994:27
27.12.2009
|
Portretowi [dziełu „Maksymy i rozważania moralne” – przyp. JF] temu grozi to, że nie wszystkim się spodoba: ludzie osądzą może, że jest zbyt wierny, a nie dość pochlebny.
|
La Rochefoucauld. Maksymy i rozważania moralne
|
Rochefoucauld, Francois de La
|
9788375751994:33
27.12.2009
|
Bronimy się przed odsłonięciem prawdziwych mechanizmów rządzących ludźmi, boimy się bowiem, by ich u nas nie odkryto.
|
La Rochefoucauld. Maksymy i rozważania moralne
|
Rochefoucauld, Francois de La
|
9788375751994:159
27.12.2009
|
Tekstu estradowego nie można wyreżyserować przed premierą, tak samo jak nie można go przed premierą napisać. Mam tu na myśli ostateczny kształt tego tekstu. Doświadczony estradowiec bierze tekst, uczy się go na pamięć i natychmiast wykonuje przed publicznością. Od tej chwili zaczyna się autentyczna reżyseria i autentyczne pisanie tekstu.
Przez pierwszy miesiąc codziennego wykonywania tekstu estradowiec czujnie wsłuchuje się w reakcję publiczności, korygując i tekst i swoje wykonanie testu. Przestawia zdania, przestawia poszczególne słowa, punktuje pały, skreśla i dopisuje. czasem robi przerwę i przez kilka dni nie wykonuje.
Po przerwie znów wykonuje i wykonując słyszy go "świeżym uchem". Znów zmienia. Mniej więcej po dwóch miesiącach tekst można uznać za wyreżyserowany.. W ciągu trzeciego miesiąca estradowiec wykonuje tekst bez większych zmian, po czym w czwartym miesiącu zaczyna go uaktualniać, w piątym dochodzi do wniosku, że tekst skostniał, zrutynizował się, podoba się publiczności coraz mniej i znów trzeba go zmienić. Aż wreszcie z pierwszej wersji zostaje tylko tytuł i nazwisko autora.
|
Porady estradowca
|
Fedorowicz, Jacek
|
83-85264-44-2:43
03.03.2010
|
Pieczołowita dbałość o detale wymaga dyscypliny i bezinteresowności.
|
O wciskaniu kitu
|
Frankfurt, Harry G.
|
9788360318423:29
26.06.2010
|
Najbardziej ciemną i zaplątaną sprawą było liczenie zwycięskich działań. Zwycięstwo musiało mieć potwierdzenie. Idealne postępowanie, zgodne z instrukcją, było następujące: dowódca prowadzi atak, trafia w cel. Potem zaprasza do peryskopu dwóch niezawodnych, sprawdzonych świadków. Patrzą oni na tonący cel, oceniają jego klasę, wyporność i potwierdzają, że cel zatonął. Przygotowuje się specjalny opis tego wydarzenia, tak zwany akt, opatrzony trzema podpisami. I takie akty sumiennie pisano przez całą wojnę, przedstawiając je dowództwu, choć ostatnia mysz z kambuzie wiedziała, że to wszystko jest kłamstwem.
Dobrze, jeśli trafi się samotna, bezbronna łajba. Można wypłynąć i popalając papierosa patrzeć z mostka, jak sobie tonie. Ale poważne cele idą pod ochroną konwojów. Udało się dowódcy wyjść niezauważonym na kurs ataku – jego szczęście. Ale torpedy poszły – okręt się ujawnił. Peryskop – dół! Ostry zwrot przez dziób i zmiataj jak najgłębiej i najdalej. Okręty osłony wczepią się teraz w ciebie hydrolokatorami i zaczną orać wodę bombami głębinowymi.
I jedyne „potwierdzenie – słyszano wybuch. Albo dwa. W co trafiła torpeda – w transportowiec? w okręt osłony? w skałę? Tego na okręcie podwodnym nikt nie wie. A jeśli trafiliśmy w transportowiec – to utonął on czy nie? A jeśli zatopiliśmy transportowiec – to czy był duży? Tylko dowódca wie. Widział go przecież w peryskopie przez kilka sekund przez deszcz, mgłę, w mroku, przez rozbryzgi wody. I dowódca po powrocie melduje: zatopiłem masowiec, dwadzieścia tysięcy ton. Aleksiej M. Matijasiewicz, znakomity dowódca okrętów podwodnych (przed wojną był kapitanem floty handlowej), kłócił się z dowódcami łodzi podwodnych: – Nie ma teraz na Bałtyku takich dużych statków! Cztery, no – pięć tysięcy ton. A ty rąbnąłeś – dwadzieścia!
|
Obrona Lenigradu. Historia bez retuszu.
|
Bieszanow, Władimir
|
9788311114418:265
27.04.2011
|
Dzieła prawdziwie wielkie – a tych jest naprawdę mało – rodzą się w bólu, który przeistacza się w słowa tchnące mocą i życiem, łamiące konwencje i przekraczające granice wyznaczone przez mierne umysły. Dzieła są wielkie, ponieważ autor wkłada w nie całą swą energię witalną, świadom, że ją traci. Rozum też jest oczywiście niezbędny.
|
Uśmiech Machiavellego
|
Viroli, Maurizio
|
9788374142014:185
30.06.2011
|
Problem, w którego rozwiązaniu – jak sądził – mogłem pomóc, dotyczył działa Merkawy. Wyjaśnił, że wszystkie działa czołgowe obciążone były poważnym niedomaganiem natury balistycznej, które zmniejszało dokładność ich strzału na długich dystansach. Teraz, kiedy Tal rozwiązał już większość trudności związanych z innymi projektami, chciał się zająć tym zagadnieniem.
|
Nigdy nie gaśnie nadzieja
|
Zandman, Feliks
|
9788389812056:329_3
27.07.2012
|
Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z działami i balistyką, więc generał szczegółowo przedstawił mi zagadnienie od samych podstaw. Działo to metalowa rura. Lufa, jak każdy metalowy przedmiot, reaguje na zmiany temperatury: rozszerza się pod wpływem ciepła, kurczy pod wpływem zimna.
W normalnych warunkach górna powierzchnia działa czołgowego nagrzewa się pod wpływem promieni słonecznych, natomiast dolna pozostaje w cieniu i nie nagrzewa się. W rezultacie lufa nieznacznie się wygina. Odkształcenie jest niewielkie, ale ma duże znaczenie przy strzale do odległego celu. Długa lufa jest do tego stopnia wrażliwa na działanie takich czynników jak wiatr, cień rzucany przez chmury, deszcz i inne elementy pogody wpływające na wahania temperatury, że jest obiektem podlegającym nieustannym zmianom, wciąż wygina się w różnych kierunkach w zależności od tego, która strona lufy akurat się nagrzeje. Wszystkie te zmiany są oczywiście niedostrzegalne gołym okiem. W konsekwencji, kiedy obsługujący działo czołgista dokona optycznego namierzenia celu, lufa jest w rzeczywistości nakierowana na punkt obok celu.
|
Nigdy nie gaśnie nadzieja
|
Zandman, Feliks
|
9788389812056:329_4
27.07.2012
|
Znalezienie agenta literackiego, wydawcy, tłumacza, zweryfikowanie tłumaczenia, redakcja wymagają czasu, cierpliwości i nerwów.
|
Matka Diabła. Kulisy rządów Chruszczowa.
|
Suworow, Wiktor
|
9788375108675:286
14.11.2012
|
Odpowiadałem im, że nie chcę naukowego. Dla kogo piszemy książki? Słusznie – dla ludzi. Więc piszmy takim językiem, który jest dla naszych ludzi zrozumiały i bliski. Pisanie językiem naukowym nie wymaga wysiłku. Pisać językiem naukowym potrafi każdy profesor. Spróbujcie napisać tak, żeby było to ciekawe dla uczniów, gospodyń domowych, żołnierzy, oficerów, drwali i muzyków.
|
Matka Diabła. Kulisy rządów Chruszczowa.
|
Suworow, Wiktor
|
9788375108675:292
14.11.2012
|
Ciekawa książka zawsze jest mądra, ma sens i treść, podnosi na duchu. Ale co zrobić, żeby taką napisać? Powiadają, że trzeba włożyć w swoje dzieło kawałek duszy.
Nie, obywatele! Nie łudźcie się! Kawałek to za mało!
Nie żałujcie! Nie oszczędzajcie! Nie skąpcie!
Włóżcie ją całą! Bez reszty!
Ale co potem? Jeżeli oddać całą duszę, co pozostanie?
Nie bójcie się, sceptycy, cynicy i pesymiści. Dusza jest przecież nieśmiertelna. Jeżeli włożycie duszę w swoje dzieło, nie stracicie na tym. Wręcz przeciwnie, wasza dusza będzie tylko piękniejsza, głębsza i czystsza.
Zastanawiam się, co jest łatwiejsze: napisanie ciekawej książki czy nakręcenie ciekawego filmu? Tu nie może być dwóch zdań. Żeby nakręcić ciekawy film, trzeba włożyć duszę i pieniądze. A w przypadku książki wystarczy sama dusza? Zgodzicie się: kałamarz z atramentem, gęsie pióro i papirus nie są dużym wydatkiem. Na dobrą sprawę inwestujemy tylko w duszę.
I to wszystko?
To wszystko.
|
Matka Diabła. Kulisy rządów Chruszczowa.
|
Suworow, Wiktor
|
9788375108675:295
14.11.2012
|
Granicznym nazywamy badanie w dziedzinie, w której spotykają się dwie dyscypliny. Ten typ badania może dać piękne owoce, gdy pracownik jest wytrawnym uczonym, gdyż może on tu spożytkować i połączyć wiadomości z zakresu jednej i drugiej gałęzi wiedzy. Czasem jakieś spostrzeżenie, zasada czy technika przeniesione z jednej z nich do drugiej może dać w rezultacie cos nowego i owocnego.
|
Sztuka badań naukowych
|
Beveridge, William Ian Beardmore
|
PZWL 213/63:146
25.06.2016
|
Pracownik naukowy przypomina pod wieloma względami pioniera. Bada on tereny nieznane i musi posiadać wiele cech pioniera: przedsiębiorczość i inicjatywę, odwagę spojrzenia w twarz trudnościom i gotowość do pokonywania ich własna zaradnością i własną pomysłowością, wytrwałość, ducha przygody i pewną niechęć do znanych dziedzin i przyjętych, ustalonych poglądów, oraz chęć wypróbowania własnego osądu. Prawdopodobnie najważniejsze cechy pracownika na polu nauki, to miłość wiedzy i nienasycona ciekawość.
In many respects the research worker resembles the pioneer. He explores the frontiers of knowledge and requires many of the same attributes : enterprise and initiative, readiness to face difficulties and overcome them with his own resourcefulness and ingenuity, perseverance, a spirit of adventure, a certain dissatisfaction with well-known territory and prevailing ideas, and an eagerness to try his own judgment. Probably the two most essential attributes for the research worker are a love of science and an insatiable curiosity.
|
Sztuka badań naukowych
|
Beveridge, William Ian Beardmore
|
PZWL 213/63:157
25.06.2016
|