Treść |
Tytuł |
Autor(zy) |
Ident / Data wpisu |
Marsze wyzwoleńcze zawsze się łączyły z gwałtownym skokiem dobrobytu władz wojskowych, partyjnych, a przede wszystkim – służb bezpieczeństwa.
|
22 czerwca 1941
|
Sołonin, Mark
|
9788375101300:225
21.04.2009
|
„Kiedy zobaczyłem kobietę w strefie nieprzyjacielskiej, pierwsze, co od razu przyszło mi do głowy to zgwałcić ją. Bez wahania”. […] rozejrzał się, żeby się upewnić, czy nikt nie patrzy, a później zgwałcił ja za płotem: „Opierała się. Ale ja nie zważałem na to. Nie słuchałem tego co mówiła”. Następnie zrobił to, co robił zawsze ze zgwałconymi kobietami – zabił ją […]. Ale kiedy popatrzył na ciało kobiety, którą właśnie zgwałcił i zabił, przyszła mu do głowy kolejna myśl. On i jego towarzysze byli głodni. […] Wycinał kawały mięsa z jej nóg, ramion i brzucha. […] potem zaniósł wycięte kawałki do swojej jednostki i rozdzielił je wśród towarzyszy.
|
Kaci i ofiary
|
Rees, Laurence
|
9788374698252:51
09.08.2009
|
Żołnierz to pewnie najprostsze stworzenie we wszechświecie.
|
Dziesięć kawałków o wojnie
|
Babczenko, Arkadij
|
9788374145671:161
12.09.2009
|
Najśmieszniejsze nie jest to, że profesor i generał pułkownik w jednej osobie nie wie, ile to jest 111 plus 90.
|
Na uśpionych lotniskach… 22 czerwca 1941 roku
|
Sołonin, Mark
|
9788375102581:303
19.12.2009
|
Na lotnisku wojskowym z prawdziwego zdarzenia nie może dojść do niczego podobnego. Dlatego że lotnisko wojskowe nie jest polem z samolotami, a miejscem bazowania wojskowej (bojowej) jednostki. Jednostka wojskowa żyje i działa według regulaminu, instrukcji i pouczeń. Tam zawarto wszystko - kto, co, kiedy i jak ma robić. A ludzie, którzy muszą to robić, nie tylko noszą mundur, ale jeszcze złożyli przysięgę, czyli podjęli się pewnych zobowiązań. W tym przypadku uderzenie na lotnisko wojskowe staje się dla atakującego sprawą bardzo ryzykowną i niebezpieczną.
|
Na uśpionych lotniskach… 22 czerwca 1941 roku
|
Sołonin, Mark
|
9788375102581:435
20.12.2009
|
Monarchia to bardzo stary system społeczny, zaczęła się naprawdę od dowódców wojennych. U wikingów każdy okręt miał dowódcę. I z tego to wyrosło.
|
Błękitne przestrzenie
|
Horwitz, Tony
|
9788374140850:372
18.01.2010
|
W wytwórniach broni i kopalniach Uralu robotnicy pracują w tak strasznych warunkach, że wojsko musi często tłumić zamieszki.
|
Katarzyna Wielka
|
Troyat, Henri
|
9788324126934:189
11.02.2010
|
Żeby pociągnąć za sobą żołnierzy, obiecuje im łupy.
|
Katarzyna Wielka
|
Troyat, Henri
|
9788324126934:265
11.02.2010
|
Majatek rodziców nie mógł być duży, skoro obaj bracia zdecydowali się na karierę wojskową.
|
Dziennik oficera Rosyjskiego z kampanii Węgierskiej 1849 roku
|
Tomaszewicz, Władysław
|
9788361080442:13
24.07.2010
|
– Słuchaj Szopen, wyobraź sobie, że jesteśmy naprawdę na wojnie. Zastępca dowódcy zginął, a dowódca ma przestrzeloną nogę. Ciągnąć go ze sobą – to wyrok na całą grupę, porzucić go – to samo. Nieprzyjaciel zmusi go do gadania, choćby miał mu wycinać wątrobę po kawałku. Specnaz nie wie co to ewakuacja. Wyobraź sobie, Szopen, że przejąłeś dowodzenie grupą. Co poczniesz z rannym dowódcą?
Szopen bez słowa sięga do niewielkiej kieszonki na rękawie i wyciąga jednorazową strzykawkę: Błoga Śmierć.
– Bardzo dobrze, Szopen. Na wojnie mamy jedyny sposób przeżycia: zabijając swoich rannych własnoręcznie. W notesie wpisuje kolejny plus.
|
Akwarium
|
Suworow, Wiktor
|
83-85195-04-1:67
25.07.2010
|
Generał Hoepner za przedwczesne wycofanie swojej panzergruppe został w niesławie usunięty z wojska. Rozjuszony perspektywą utraty „wypracowanego prawa do emerytury”, Hoepner wytoczył przed Berlińskim sądem proces państwu, który wygrał.
|
Wojna Hitlera
|
Irving, David
|
9788371862007:405_2
01.08.2010
|
Generał A. A. Własow wychodził z okrążenia dwukrotnie, i za każdym razem „grupa przebicia" składała się z samego generała, jego kolejnej wojennej „żony" i dziesiątki żołnierzy jego ochrony osobistej. Gdy pojawiała się taka możliwość, wodzowie po prostu ładowali się do samolotów i odlatywali, rzuciwszy pozostawianym wojskom płomienne pozdrowienia i ostatni rozkaz: „walczyć do ostatniej kropli krwi" albo „atakować odwróconym frontem".
Trudno sobie wyobrazić, by Paulus porzucił w Stalingradzie swą 6. Armię, również Hitlerowi nie przyszło do głowy wyciągać samego feldmarszałka z kotła. Kiedy Führer wydał dowódcy 14. Korpusu Pancernego generałowi Hansonowi Valentinowi Hube rozkaz, by opuścił to śmiertelne zagrożone miejsce, ten „kategorycznie odmówił”. Wysłał do Berlina wiadomość, że to on doprowadził żołnierzy pod Stalingrad i kazał im walczyć do ostatnich sił. Teraz musi więc „pokazać, jak to się robi”.
Porównajmy to z ucieczką sowieckiego dowództwa z Sewastopola w lipcu 1942 roku: dowódcy obrony wiceadmirał F.S. Oktiabrski i generał I.J. Pietrow, ich sztaby, wszyscy dowódcy dywizji, całe kierownictwo partyjne i władze NKWD – około 500 osób- zajęli miejsca w samolotach i łodziach podwodnych i szczęśliwie opuścili niebezpieczny teren, porzucając 100-tysięczny garnizon. Pojęcie żołnierskiego honoru wybito im z głów już za młodu .
|
Kadry decydują o wszystkim
|
Bieszanow, Władimir
|
9788392620556:256
21.09.2010
|
Niewola wojskowa. Nie widzę żadnej różnicy między niewolnikiem w czasach starożytnych aż po XIX wiek a człowiekiem, którego się zmusza, żeby był żołnierzem. Zastanówmy się nad tym spokojnie. Cnota, obowiązek, przysięga, tradycja każą żołnierzowi służyć swojemu krajowi, chronić go i bronić, każą mu być posłusznym, dzielnie walczyć z każdym wrogiem i tym celom poświęcać życie. Jak ma służyć krajowi, gdzie go chronić i bronić, kto jest wrogiem, w walce z którym ma rzucać swoje życie na szalę, tego żołnierz dowiaduje się z rozkazów. Jego posłuszeństwo i zaszczytny obowiązek polegają na tym, że ma w to wszystko wierzyć bez sprzeciwu i działać na komendę.
Dla żołnierza najemnego, który służy dziś tu, jutro tam, jest to tylko praca zarobkowa, porównywalna, choć bardziej ryzykowna, z pracą taksówkarza, który raz tego, raz tamtego pasażera wiezie pod dowolny adres. Co innego żołnierz narodowych sił zbrojnych.
Żołnierz poborowy, który otrzymuje kartę powołania - pierwszy rozkaz w swoim nowym życiu, życiu pod przymusem, rekrut, który musi przerwać cywilną karierę i opuścić rodzinę, bo inaczej grożą mu najsurowsze kary, właściwie wcale nie jest żołnierzem. Nie jest niczym innym, jak tylko niewolnikiem państwa, a jedyny wybór, jaki ma, to jarzmo albo paka, a podczas wojny - śmierć z ręki żołnierzy w mundurach obcych armii albo z ręki żołnierzy w mundurach własnej armii. Przeciętny człowiek, postawiony wobec takiej decyzji, godzi się na jarzmo czasowo ograniczonej (w razie wojny - nieograniczonej) niewoli, na jej upokorzenia i udręki, na zatracenie swojego ja w smętnym środowisku niewolniczego kolektywu, bo przynajmniej może się pocieszać, że bierze udział w czymś, co jest nieustannie wysławiane jako przyjemność i zaszczyt.
W czasie wojny alternatywa przedstawia się tak: albo pewność rychłej śmierci z rąk plutonu egzekucyjnego, albo szansa, że śmierć z ręki wroga nie nadejdzie tak szybko, a może w końcu nie nadejdzie wcale. Dlatego większość obstawia to pole, nie zastanawiając się długo nad systemem państwa trzymającego bank, które w tej nierównej grze zawsze wygrywa: wymusza i utrzymuje armię wojskowych niewolników, posłusznych na każde skinienie niczym Murzyni na plantacjach, może arbitralnie wyzyskiwać ich siły na łańcuchach państwowej galery, a ich życie tysiącami i milionami poświęcać w imię jakiegoś aktualnego obłędu.
Zewnętrznej identyczności z niewolnictwem w wypadku niedobrowolnego, zrekrutowanego żołnierza nie można zaprzeczyć. Traci on wolność osobistą, musi jeść, co mu dają, otrzymuje nie wynagrodzenie, lecz jałmużnę, musi bez sprzeciwu słuchać rozkazów, zostaje pozbawiony wolnej woli, swobody poruszania się, nawet wolności sumienia, można go wręcz sprzedać - na przykład w rezultacie politycznego handlu użyć czy odkomenderować do pomocy obcym siłom. Jego życie można w każdej chwili poświęcić. Przełożeni mają też prawo wymierzać mu kary fizyczne. Bo twierdzę, że jest to ciężka kara fizyczna, jeśli człowiek aż do skrajnego wyczerpania musi wykonywać rozkaz: „Padnij! Powstań, biegiem marsz! Padnij! Powstań, biegiem marsz!". I znosić wiele innych katuszy. Inaczej grozi mu oskarżenie o „odmowę wykonania rozkazu" i sąd wojenny. Każdy sprzeciw to bunt.
Żołnierz stanowi więc pod każdym względem własność państwa. Cała rzecz jest ugarnirowana takimi ozdóbkami jak regulamin składania skarg i wniosków, urlop, śpiew i koleżeństwo, ale to tylko mamiące detale. Regulamin składania skarg i wniosków niewiele znaczy wobec potęgi szykany, urlop - temu, kto niechętnie jest w wojsku, łatwiej odmawiany niż udzielany - przypomina ograniczony wybieg na podłużonej smyczy, śpiew na rozkaz ma sprzyjać większej efektywności, a jeśli chodzi o koleżeństwo, to nie jest ono niczym innym jak zawartym z musu przymierzem wyklętych, właściwym każdej uciskanej grupie, pokrywanym rubasznym wisielczym humorem. Pozycja społeczna żołnierza też nie jest kwestią szacunku, lecz hierarchii władzy. Pozycję towarzyską ma dopiero oficer, a żeby przejść do historii, trzeba być generałem. Może ktoś pamięta słynne subtelne zróżnicowanie w zaproszeniu na „spotkanie koleżeńskie": „Żołnierze ze swoimi kobietami, podoficerowie ze swoimi paniami, oficerowie ze swoimi damami". Nawet podczas wojny, kiedy rządzą grabież i bezkarny mord, a rozkaz odciąża sumienie, niewolnik w najlepszym razie może awansować do rangi desperata.
|
Moja wojna. Zapiski i zdjęcia z sześciu lat w hitlerowskim Wermahcie.
|
Heydecker, Joe J.
|
9788324711291:70
24.09.2010
|
Długotrwałe niewolnictwo umacnia niewolnicze strony natury ludzkiej. Nie ma pracowitych niewolników. Destrukcja postępuje etapami, powoli przechodzącymi jeden w drugi. Najpierw niewolnik staje okoniem, co znajduje wyraz w obstrukcji, bumelanctwie, albo, nazywając rzecz delikatniej: w służbie wedle przepisu, także w nierozumieniu, udawanej głupocie, powolności, niezręczności i demonstracyjnej niezdatności do tej czy innej pracy. Wszystko to oczywiście tuż na granicy cierpliwości dozorcy niewolników, czyli przełożonego, byle nie ośmieszyć się aż tak, że go to sprowokuje do sięgnięcia po sankcje karne, zawsze okazywać ochoczość i gorliwość, ale starania mają być jałowe i pilność też. Potem niewolnik, sam tego nie spostrzegając, zaczyna i to uważać za zbytni wysiłek; staje się naprawdę leniwy, robi coś tylko wtedy, gdy jest poganiany, opuszcza się, zatraca wszelką własną inicjatywę, kary też już nie wywierają na nim wrażenia, szuka wyłącznie korzyści, choćby najmarniejszych, jakie jego życie ma mu jeszcze do zaoferowania. Na tym etapie robi się zakłamany, złośliwy, podły, symuluje choroby, uprawia drobny sabotaż, oszukuje i popada w coraz większą obojętność. W końcu niewolnik stacza się na samo dno tego bagna i zapuszcza korzenie. Nie ma już woli wypłynąć na powierzchnię; nabiera przyjemnego poczucia bezpieczeństwa, wszystkie trudy i troski tego świata są przecież od niego oddalone, ma dach nad głową, żołd i wyżywienie zagwarantowane przez zwierzchność, nie musi stawiać czoła najtrudniejszym wyzwaniom życiowym, nie musi myśleć ani podejmować decyzji. Przebieg dnia nie budzi już w nim niechęci, służba to służba, wiecznie w tym samym rytmie, planowa, przejrzysta i przewidywalna. Dlatego wyjście z niewoli, konieczność zatroszczenia się o samego siebie, konfrontacja z prawdziwym życiem, z tysiącem wyzwań wobec inteligencji, energii i siły przebicia, może podziałać jak wstrząs i w niektórych wypadkach zniszczyć egzystencję człowieka. Z końcem każdej wojny, po każdej długiej służbie wojskowej zdarzają się takie katastrofy. Jeśli przedtem niewolnik osiągnął punkt, w którym stał się szczęśliwą cząstką molocha, punkt, w którym polubił narzucony los. W takim stanie niewolnicza dusza jest już w pełni ukształtowana, kwitnie pięknie i trująco.
|
Moja wojna. Zapiski i zdjęcia z sześciu lat w hitlerowskim Wermahcie.
|
Heydecker, Joe J.
|
9788324711291:73
24.09.2010
|
Żeby do tego wszystkiego państwo i hierarchia wojskowa miały jeszcze czelność wymuszać przysięgę od niedobrowolnego żołnierza! Ustawieni w otwarty czworobok musieliśmy - musieliśmy - powtarzać słowa absurdalnego ślubowania, że w każdej chwili oddamy życie za führera i Rzeszę. Kilku żołnierzy podczas składania przysięgi skrzyżowało po kryjomu palec środkowy i wskazujący lewej ręki, dawnym magicznym sposobem odbierając jej ważność; niektórzy tylko poruszali ustami, nie wydając głosu, bo w ogólnie niezrozumiałym, gromkim brzmieniu chóru męskiego - znakomita większość powtarzała przecież posłusznie formułkę, zdanie po zdaniu - nie rzucało się to w oczy.
|
Moja wojna. Zapiski i zdjęcia z sześciu lat w hitlerowskim Wermahcie.
|
Heydecker, Joe J.
|
9788324711291:76
24.09.2010
|
Wielogwiazdkowy generał, jak tysiące jego kolegów, nic nie zrobił ani dla zniszczenia, ani dla ratowania reżimu, który pędził kraj i jego naród ku przepaści. Gotów był służyć komukolwiek. Temu, który zwycięży. To obozowa etyka: rację ma ten, kto jest silniejszy. Ów strateg czekał na to, żeby stanąć po stronie tego, kto będzie górą. Czekał, jak go los pokieruje. Kręcił się jak kwiatek pośród kry.
|
Klęska. V część cyklu "Lodołamacz"
|
Suworow, Wiktor
|
9788375104547:374
12.10.2010
|
Nie wiadomo skąd zdobyli dobre wierzchowce i kompletne oporządzenie. Nasz dowódca przyjął tę inicjatywę z dużym entuzjazmem, ponieważ sam spędził wiele lat służby w kawalerii. Baturin wybrał dla siebie pięknego, spokojnego, gniadego ogiera. Ja dostałem młodego, niespokojnego, samowolnego konia maści siwej jabłkowitej, który nerwowo strzygł uszami i pokazywał swoje długie i młode zęby na znak niezadowolenia. Nasz kombat, pomimo ogromnego brzucha, był dobrym jeźdźcem i spajał się w jedno ciało ze swoim koniem.
|
Byłem dowódcą oficerskiej komapnii karnej Armii Czerwonej
|
Pylcyn, Aleksander W.
|
9788311114425:163
20.12.2010
|
Nienawidziliśmy wszystko, co niemieckie
|
Byłem dowódcą oficerskiej komapnii karnej Armii Czerwonej
|
Pylcyn, Aleksander W.
|
9788311114425:170
20.12.2010
|
Od pierwszego dnia wojny mieliśmy święta i niezachwianą wiarę, że „Nasza sprawa jest słuszna, wróg zostanie zniszczony, a zwycięstwo będzie Nasze”.
|
Byłem dowódcą oficerskiej komapnii karnej Armii Czerwonej
|
Pylcyn, Aleksander W.
|
9788311114425:206
20.12.2010
|
W ostatnich dniach wojny na froncie, nad Łabą, kilka dni przed spotkaniem z zachodnimi aliantami, prowadził już rakietową wyrzutnię – katiuszę. Podjechał swoją wyrzutnią na pozycję. Jak opowiadał nam później, był przerażony, ale ta jedna oddana salwa doła mu prawo być uznawanym za uczestnika walk podczas drugiej wojny światowej!
|
Byłem dowódcą oficerskiej komapnii karnej Armii Czerwonej
|
Pylcyn, Aleksander W.
|
9788311114425:221
20.12.2010
|
Kirów pogrzebał w papierach, wzruszył ramionami i powiedział, że z dziwnych przyczyn nie przyznano mi odznaczenia z okazji końca wojny. Zwróciłem uwagę na to, że dostałem odznaczenie tylko za forsowanie Odry i za udział w bitwie o Berlin. Kirów odpowiedział, że odznaczenie przyznawano tym oficerom, którzy spędzili ponad dwanaście miesięcy w batalionie, z okazji Zwycięstwa lub podczas rozwiązywania batalionu. Miałem już cztery ordery oraz Medal za Odwagę i nie czułem się pominięty. Pomyślałem tylko, że powiedzenie:, „Co z oczu, to z głowy” rzeczywiście mówiło prawdę. Baturin zemścił się za moją nieustępliwość.
W biurze zobaczyłem Wasilija Nazikowa. Służył on w naszym batalionie karnym w stopniu majora, zajmował się aktami personalnymi. Później został awansowany na porucznika i przeniesiony do sztabu grupy. Potwierdził on moje podejrzenia. Opowiedział, jak major Matwienko wręczył Baturinowi moją rekomendację do odznaczenia, a dowódca ją odłożył na bok mówiąc, że niedawno otrzymałem bardzo wysokie odznaczenie. 45 lat później oficerowie batalionu karnego zebrali się, aby uczcić rocznicę Zwycięstwa. Wtedy generał Kisielew, nasz Filip, który był szefem sztabu, opowiedział nam historię o naszym oficerze politycznym Kazakowie. Gdy Kazakow otrzymał Order Wielkiej Wojny Ojczyźnianej na podstawie rekomendacji naszego dowódcy, poszedł do Departamentu Politycznego Frontu i tak długo i uporczywie domagał się, aż dostał następny Order Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wszyscy w batalionie byli oburzeni, ale on się tym nie martwił. Następnego dnia opuścił batalion bez pożegnania,
|
Byłem dowódcą oficerskiej komapnii karnej Armii Czerwonej
|
Pylcyn, Aleksander W.
|
9788311114425:223
20.12.2010
|
Minister skarbu Claviere twierdzi, że utrzymanie wojska rujnuje skarb i że powinno ono żyć na koszt nieprzyjaciela. Skądinąd zaś Roland wyraża obawę, by powrót żołnierzy nie stał się hasłem reakcji wojskowej. „Niech idą daleko” – mówi on – „dokąd ich nogi poniosą; w przeciwnym razie wrócą, żeby nam poderżnąć gardło.”
|
Wielka Rewolucja Francuska
|
Gaxotte, Pierre
|
9788389920683:238
17.03.2011
|
… miał być zasilony przez zgraję osobników z sekcji paryskich, co zaciągali się w szeregi za pięćset franków i w nadziei na gwałty i rabunek.
|
Wielka Rewolucja Francuska
|
Gaxotte, Pierre
|
9788389920683:262
18.03.2011
|
Uwolnieni od „chimery sumienia” esesmani oraz „ideowo zdeklarowani" członkowie partii narodowosocjalistycznej rozstrzeliwali politruków, komunistów i aktywistów (na podstawie rozkazu „O komisarzach”), Żydów i Cyganów (na podstawie teorii rasowej), muzułmanów (początkowo nie orientowali się, że obrzezanie nie jest typowe tylko dla Żydów) i po prostu ludność cywilną (czemu zwycięski Aryjczyk nie miałby sobie postrzelać do podludzi?).
|
1941 - Pogrom pancerny
|
Bieszanow, Władimir
|
9788311115309:367
05.04.2011
|
Najemnicy walczyli dla zarobku, jeśli więc nadarzała się sposobność zarobienia więcej, bez wahania przechodzili do obozu wroga.
|
Uśmiech Machiavellego
|
Viroli, Maurizio
|
9788374142014:22
30.06.2011
|
Szwajcarzy nadciągali, kierując się, jak zazwyczaj, żądzą pieniędzy i łupu, a także głęboką nienawiścią do króla Francji, który wolał sięgnąć po najemników niemieckich zamiast po nich.
|
Uśmiech Machiavellego
|
Viroli, Maurizio
|
9788374142014:152
30.06.2011
|
Chociaż armii tej brakowało pieniędzy i prowiantu, nie zasługiwała bynajmniej na lekceważenie. Wydawało się, że zaraz się rozpadnie, a tymczasem pozostawała zwarta. Zdeterminowanie jej dowódców, którzy parli do przodu „bez pieniędzy, bez amunicji, bez saperów, bez zaopatrzenia w prowiant” na „wrogiej ziemi i pośród mającego znaczącą przewagę liczebną wroga”, zaskoczyło wszystkich, nie wyłączając Guiccardiniego i Machiavellego. Jeszcze bardziej zaskoczyła ich „uporczywość Niemców, którzy wyruszyli ze swojej ojczyzny, otrzymawszy po dukacie na głowę, a będąc we Włoszech przez tak długi czas, otrzymali nie więcej niż dwa lub trzy dukaty żołdu na każdego; mimo to, wbrew żołnierskiemu obyczajowi, zwłaszcza zaś obyczajowi najemników niemieckich, szli dalej bez innej nagrody czy rękojmi niż nadzieja na zwycięstwo”.
|
Uśmiech Machiavellego
|
Viroli, Maurizio
|
9788374142014:297
30.06.2011
|
Przy samym wejściu do dzielnicy żydowskiej niemieccy żołnierze przeszukiwali ludzi i bili ich, zabierając ze stert dobytku, które przesuwały się przed ich oczami, dowolnie wybrane przedmioty.
|
Nigdy nie gaśnie nadzieja
|
Zandman, Feliks
|
9788389812056:70
26.12.2011
|
28 czerwca 1660 r. dywizja Czarnieckiego wraz z wojskami litewskimi hetmana Pawła Sapiechy rozbiła całkowicie armię rosyjską Iwana Chowańskiego w bitwie pod Połonką. Sławę wojewody powiększyły dalsze sukcesy w walkach na Białorusi, m.in. zasługa w nierozstrzygniętej zresztą bitwie nad Basią 8 października 1660. przeciwnicy Sapiechy chcieli iść pod jego komendę. W nieopłacanych od dawna wojskach Rzeczypospolitej szerzył się jednak ferment; zaczął się w armii koronnej, która również odnosiła wspaniałe sukcesy pod dowództwem Lubomirskiego na Ukrainie (Lubar, Cudnów, Słobodyszcze). Wojsko wycofało się na Wołyń i w 1661 r. zawiązało konfederację pod nazwą Związku Święconego. Żołnierzom chodziło o wyegzekwowanie należnej zapłaty za służbę – dług narósł im do ogromnej sumy około 24 milionów złotych. Ich bunt wykorzystywała opozycja antydworska i proaustriacka , na której czele stanął Lubomirski. Dwór usiłował w sejmie 1661 r. przeforsować plany elekcji, zostały one jednak odrzucone, a wówczas królowa rozpoczęła starania w kierunku zdławienia opozycji siłą. Na czele wojsk wiernych królowi postawiono Czarnieckiego, który utworzył kontrzwiązek pod nazwą Pobożny, tracąc jednak całkowicie popularność wśród mas żołnierskich. Ugodę ze związkowcami, także litewskimi, zawarto dopiero w 1663 r. we Lwowie : konfederaci koronni ograniczyli swe żądania do 9 milionów złotych. Rozpoczęto przygotowania do nowej ofensywy na Ukrainie. Ruszyła ona jesienią, jednakże już na jej początku wybuchł nowy bunt, tym razem w oddziałach piechoty i dragonii, poprzednio nienależących do związków. Zaczął się on w dywizji Czarnieckiego i został krwawo stłumiony przez jazdę Jana Sobieskiego.
|
Znani nieznani
|
Praca Zbiorowa
|
9788374274210:100
06.04.2012
|
Czy troszczył się również o swoich podwładnych? Częściowo tak: umiał wykorzystywać swoje wpływy w celu wydobycia ze skarbu sum należnych podległym mu żołnierzom; inna rzecz, że i sam przy tym zyskiwał za „ ślepe porcje i konie” będące wynagrodzeniem dowódcy chorągwi czy regimentu dragońskiego. Wojsko starał się trzymać w surowej dyscyplinie, jednakże gdy nie miało ono możliwości wyżywienia się, dawał mu wolną rękę w grabieniu ludności, także własnego kraju. Cieszył się wśród wojska dużą popularnością będącą wynikiem sukcesów osiąganych na polu walki. Tracił ją wskutek własnej zachłanności.
|
Znani nieznani
|
Praca Zbiorowa
|
9788374274210:104
06.04.2012
|
Podczas postoju w okolicach Kowla na Wołyniu przed obliczem Piłsudskiego stanęła grupa oficerów, a kapitan Stanisław Rouppert ( w cywilu lekarz i przykładny małżonek ) zażądał:
„Dosyć tego, Komendancie […]. My chcemy być żołnierzami. Dosyć Komendant trzymał nas w cuglach… Wojna to jest gwałt i i przemoc, to jest pożoga, to jest gwałcenie kobiet i kto mówi o wojnie, musi wiedzieć, że to nie jest odłączne od wojny… Dosyć tego rycerstwa, Komendancie. Dosyć, Komendancie, my chcemy być żołnierzami, chcemy rabować, gwałcić, dosyć tej cnoty!”
|
Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej
|
Koper, Sławomir
|
9788311116092:63
15.06.2012
|
Malarze w ruchu strzeleckim i Legionach nie byli rzadkością. W 1917 roku naliczono aż 34 artystów w randze oficerów, a przez Legiony przewinęła się ich ponad setka.
|
Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej
|
Koper, Sławomir
|
9788311116092:222
15.06.2012
|
Bo kiedy się ma 20 lat nie bardzo wierzy się w śmierć, ale ona fascynuje i chce się przeżyć coś niebezpiecznego
|
|
|
_32
24.07.2012
|
Od czasu do czasu przedstawiciele Judenratu przychodzili zbierać pieniądze. Ogłaszali, że Niemcy mieli listę ludzi przeznaczonych do rozstrzelania, o ile nie dostaną okupu. Zwracano się do każdej rodziny o wpłaty w złocie lub pieniądzach. Dawaliśmy, podobnie jak wszyscy.
|
Nigdy nie gaśnie nadzieja
|
Zandman, Feliks
|
9788389812056:76
24.07.2012
|
Babcia Tema powiedziała mi, że próbowała nas wydostać. Przekupiła kierowcę z gestapo, Niestroya. Dała mu diamentowy pierścionek, który był ostatnią rzeczą, jaka została jej po kradzieży. Gestapowiec wziął go, ale gdy nikt z nas nie wracał, stało się jasne, że nic w naszej sprawie nie zrobił.
|
Nigdy nie gaśnie nadzieja
|
Zandman, Feliks
|
9788389812056:103
24.07.2012
|
15–16 stycznia 1961 roku zbuntował się Krasnodar. Hasło: zniszczyć władzę radziecką i zbudować nowe Węgry. Ludzi „uspokoił” dowódca Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego, generał pułkownik Issa Aleksandrowicz Plijew. Uspokoił skutecznie. W następnym roku Chruszczow awansował go na generała armii.
|
Matka Diabła. Kulisy rządów Chruszczowa.
|
Suworow, Wiktor
|
9788375108675:135
14.11.2012
|
[…] byłem absolutnie przekonany, że wszyscy wrogowie, przeciwko którym występuję, są czarnymi charakterami. Przecież my mamy nad nimi moralną przewagę. Używałem określeń, które sprawiały, że zabijanie brzmiało bardziej niewinnie: „wykończyć, wyeliminować, załatwić, wysłać na tamten świat, pozbyć się”… W wojsku bombardowania zmieniają się w „uderzenia przeprowadzane z chirurgiczną precyzją”, a śmierć cywilów to „straty uboczne”. Wykonywałem tylko rozkazy, a to zdejmowało z moich barków odpowiedzialność, która spoczywała na wyższej instancji. Kiedy zbombardowałem obóz, osobista odpowiedzialność jeszcze bardziej się rozmyła, bo zadanie było podzielone pomiędzy kilka osób: ja „pomalowałem” cel, DJ nadał przez radio wiadomość, a jeszcze ktoś inny przycisnął guzik odpalając pocisk. Wśród żołnierzy na polu walki nie należy do rzadkości dehumanizowanie wroga – Irakijczycy stają się „szmacianymi łbami” i „poganiaczami wielbłądów”. Kultura wojny sprawia, że zaciera się różnica pomiędzy ofiarą, a agresorem. Wszystko to pomagało mi wykonywać obowiązki, ale równocześnie groziło, że stanę się ślepy na człowieczeństwo swoich wrogów.
|
Snajper. Opowieść komandosa seal team six.
|
Wasdin, Howard E.; Templin, Stephen
|
9788324016471:196
30.11.2012
|
Dywersja dawała takiemu chłopcu szanse – choć bardzo małe – przeżycia wojny i roztaczała nad nim pewnego rodzaju opiekę. Dowództwo martwiło się za niego: co będzie jadł na obiad, gdzie będzie spał i co robił… Czuł się potrzebny. I potrzebny był rzeczywiście, bo bez tych chłopców Armia Krajowa nie mogłaby istnieć i nie mogłaby prowadzić większych akcji. […]
Nie przeczę, że mnie i takim jak ja życie dywersyjne było bardzo na rękę. Nie musiałem chodzić do szkoły, której w młodych latach nie lubiłem, nie musiałem pracować fizycznie, nie miałem również żadnych zobowiązań rodzinnych i nie musiałem się martwic o to, co jutro włożę do garnka.
|
Egzekutor
|
Dąmbski, Stefan
|
9788361283508:22
07.04.2013
|
Co trzeba było mieć w sobie, ażeby być naprawdę dobrym na tych robotach? [walka i egzekucje – przyp. JF] Potrzebne były wyszkolenie, dobra kondycja fizyczna, no i – co najważniejsze – zimna krew, opanowanie. Osiągniecie tego ostatniego nie było wcale takie łatwe. Nad tym każdy musiał pracować indywidualnie. […] Trzeba było wyeliminować strach. Myślę, że tylko u młodych ludzi, tak poniżej lat dwudziestu, jest to możliwe. […] Im człowiek starszy, tym mądrzejszy i tym bardziej ma ochotę do życia.
|
Egzekutor
|
Dąmbski, Stefan
|
9788361283508:23
07.04.2013
|
W nagrodę za zwycięstwo nad Danią w wojnie sześciotygodniowej Wilhelm I podniósł go do godności hrabiego, ponadto nakłonił Landtag do przyznania bohaterowi premii w wysokości 400 000 talarów (obecnie około siedmiu milionów marek). Od tego czasu majątek przyszłego kanclerza Rzeszy rósł w tempie wręcz nieprzyzwoitym, a prywatne interesy tego męża stanu nierzadko szły w parze z jego posunięciami politycznymi.
|
Geniusze i spekulanci. Jak rodził się kapitalizm.
|
Ogger, Guenter
|
9788306022766:190
06.08.2013
|
Tutaj, na pierwszej linii, nazywają nas Frontschweine, co napawa nas dumą, bo oznacza braterstwo mężczyzn, którzy przeszli razem przez trudy walki, śmierć i krew, tworząc nierozerwalne więzy. Dla tych brudnych, zawszonych żołnierzy głównym powodem, dla którego warto trwać na posterunku jest miłość – nasi bliscy pewnie nie wiedzą jak jest głęboka – bezgraniczna miłość i uwielbienie dla tego wszystkiego, co nazwać można „domem”. Wierzę święcie, że tylko ten, kto czuje codziennie na karku zimny oddech śmierci – czy to w walce wręcz, czy podczas ciężkiego ostrzału – zdolny jest do tak bezwarunkowej miłości. Każdy z nas z radością poświęciłby życie dla swoich bliskich. Takie jest zresztą nasze zadnie tutaj, na pierwszej linii frontu.
Oddziały zaopatrzenia na tyłach mają zupełnie inny stosunek do tych spraw. Tamci boją się, że zostaną wysłani na pierwszą linię frontu, czują też strach przed nami – poza tym nie czują nic. Oczywiście to ich otoczy nimb „bohatera” po powrocie do kraju, dzięki krwawym historyjkom z frontu, które z upodobaniem będą opowiadać. Wspominam o tym przy tej okazji, ponieważ dla prawdziwego żołnierza frontowego te wszystkie pozy i pretensje to rzecz niestosowna. Podobnie jak hałaśliwe przechwałki – nie pasują one do wspomnień o naszych drogich towarzyszach, których utraciliśmy.
Jeszcze dalej od linii frontu znajdują się wojska okupacyjne. Ich głównym „problemem” są dziwki i inne żeńskie okazy. Oglądamy ich na fotografiach w malowniczo upozowanych grupkach, otulonych w podbite futrem płaszcze, na tle śniegu i lodu („Oh, biedaki, ta straszna rosyjska zima!”). Czy ktokolwiek w kraju domyśli się, że tych właśnie płaszczy tak bardzo nam brakowało na froncie? Czy ktoś wie, że ze swoimi przyjaciółkami piją tego właśnie Schnappsa, który nam dałby bezcenny dar chwili ciepła i zapomnienia?
Najdalej rozmieszczone są oddziały obrony przeciwlotniczej w kraju. Wiedzą, że nadal toczy się wojna, tylko dlatego, że wciąż procent kobiet przypadający na jednego z nich jest wyższy niż w czasach pokoju. Może dołączycie do nas, salonowi wojacy? Może zluzujecie kolegów, obsługujących FlaK kalibru 20 i 88 mm? Ci dzielni chłopcy zasługują na to?
Jeśli chodzi o zaopatrzenie, te trzy grupy określić można jako „filtry zaopatrzeniowe” - przepuszczają co cienkie, zatrzymują to, co grube. Żołnierzu, zauważyłeś coś ciekawego? Nam, walczącym na froncie wschodnim, nie wolno nosić broni po powrocie do kraju! Dlaczego? No właśnie, dlaczego…
|
Piekło na froncie wschodnim. Dziennik niemieckiego żołnierza 1941-1943.
|
Alexadner, Christine
|
9788377730041:137
20.08.2013
|
Jeżeli mężczyzna obiera sobie zawód żołnierza, oficera, to przecież najgorętszym jego pragnieniem powinno być także i to, żeby ten zawód móc też kiedyś wreszcie wykonywać.
|
Byłem adiutantem Hitlera
|
Below, Nicolaus Von
|
83-11-07767-3:246
05.09.2013
|
Gdyby trzeba ich było jakoś określić, powiedziałbym, że żołnierze Wielkiej Wojny byli doskonałymi anarchistami. Na dobrą sprawę mieli wszystko w nosie. Nie wierzyli w żadne szczytne hasła. Patrzyli obojętnie na walące się katedry. Nie wierzyli w sens wojny o wolność. Kpili sobie nawet ze śmierci, uważając, że życie nie jest warte tego by je przeżywać. Zeszli w ten sposób na samo dno egzystencji. Zadziwiające jest, że pomimo kompletnego sceptycyzmu, bili się znakomicie. Dostali się w tryby okrutnej maszyny – i nie wiedzieli jak się z nich wydobyć.
|
Moje życie, moje filmy
|
Renoir, Jean
|
6315/K:142
20.09.2013
|
Sztuka, podobnie jak wojna najbardziej unieśmiertelniają reputację.
|
Szaleństwo władzy. Od Troi do Wietnamu.
|
Tuchman, Barbara W.
|
9788385348542:121_2
03.10.2013
|
Ten cały „pruski dryl” wydawał mi się odrażający. Chodziło w nim chyba głównie o to, żeby przez całe to podłe traktowanie wpoić żołnierzom ślepe posłuszeństwo, przygotować ich na wojenną katorgę i śmierć w imię „najwyższych” ideałów.
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:27
31.01.2014
|
Tego rodzaju dryl, któremu byliśmy poddawani, skutecznie tępił nie tylko indywidualne zasady moralne, ale i wszelkie normy etyczne żołnierza niemieckiego, tak szczegółowo i z takim patosem opisywane przez Ernsta Jiingera w książce In Stahlgewittern. Żołnierze Gwardii Przybocznej przede wszystkim uczyli się umierać. Przygotowanie do walki sprowadzało się do kształcenia u nich mechanicznych, niekiedy wręcz samobójczych odruchów. Zgodnie z tym, co sam zaobserwowałem i czego doświadczyłem na własnej skórze, o takiej formie szkolenia decydował niski poziom etyczny podoficerów zawodowych.
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:28
31.01.2014
|
Zdawać by się mogło, że ludzie traktowani są jak surowiec, który nigdy się nie wyczerpie, a w dodatku jest niezwykle tani.
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:29
31.01.2014
|
Wkrótce zrozumiałem, dlaczego największe straty notuje się wśród żołnierzy z uzupełnień. Nowi - z małymi wyjątkami - byli przez doświadczonych żołnierzy frontowych traktowani w jednostce jak pariasi. Otrzymywali najgorsze warty nocne - dwa razy po dwie godziny, przenosili pod ostrzałem prowiant i drewno na opał, a w ciągu dnia, widoczni dla wroga, biegali z meldunkami do sąsiednich schronów. Starzy gwardziści LAH bez trudu umieli wytłumaczyć tę opacznie pojmowaną koleżeńskość wobec nowych. Oni, żołnierze zawodowi, wywodzący się zazwyczaj z niższych warstw społecznych, mieli raczej marne szanse na zrobienie kariery; co najwyżej mogli awansować na podoficera albo - w najlepszym razie - zostać oficerem „awansowanym za odwagę”. Tymczasem do jednostki trafiali młodzi ochotnicy, pośród których wielu miało maturę. Trudno się dziwić, że starzy wyjadacze widzieli w nich zagrożenie dla swojej dosyć wygodnej pozycji „profesjonalistów” i szansy na awans. Krótko mówiąc, nowych nie opłacało się oszczędzać.
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:49
31.01.2014
|
Kilka dni później Uscha Ziegler wyjaśnił mi, dlaczego cały ten incydent przybrał taki zaskakujący obrót. Około dwóch miesięcy wcześniej powiadomiono jednostkę o rozporządzeniu Führera, w myśl którego we wszystkich formacjach Wehrmachtu surowo zabroniono odbywania musztry karnej pod jakąkolwiek postacią.
Nieweck, Anderlik, a szczególnie Baldauf, kierując się swą pokrętną logiką, wywnioskowali pewnie coś w tym stylu: „Ten przeklęty chłopak ma najprawdopodobniej jakieś własne informacje o kuriozalnym rozkazie Führera, a zatem musi też mieć szczególne układy, o których nic nam nie wiadomo”. Zacząłem się więc zachowywać tak, jakby ich przypuszczenia pokrywały się z prawdą. Kompania też odnosiła się do mnie inaczej - zarówno z respektem, jak i nieskrywaną sympatią. Trzy dni później, podczas wieczornego apelu, wspomniany rozkaz Führera podano do wiadomości całej kompanii.
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:96
31.01.2014
|
Nikt z nas nie był na tyle naiwny, żeby nie zdawać sobie sprawy, co się tu naprawdę dzieje. Wspaniała ekipa sztabowa, „najlepsi dowódcy wojskowi na świecie”, rzucili się do haniebnej ucieczki, tuszując ją tanimi frazesami. Porządnych, solidarnych z żołnierzami oficerów, którzy znajdowali się około dwustu kilometrów na wschód, gdzieś na brzegu Donu, nie tylko wystawiali na niebezpieczeństwo, ale i okradali z niezbędnych zapasów żywności, amunicji i paliwa.
To oni - kasta „panów ludzkości” - członkowie sztabów i rozmaitych jednostek specjalnych, urzędnicy administracji wojskowej, komisarze, dowódcy szczególnego pokroju - dziewięciu takich osobników przypadało na jednego walczącego żołnierza, bo przecież walka jako taka nie była ich specjalnością. To właśnie oni wydawali rozkazy, w wyniku których setki tysięcy dzielnych żołnierzy skazywano na pewną śmierć. To za ich przyczyną głoszono peany na cześć coraz to nowych zdobyczy dla „narodu bez przestrzeni życiowej”, a przecież tak naprawdę chodziło tylko o grabież pokonanego kraju, ludzi i ich majątku. Ich wojna nie rozgrywała się tam, gdzie inni cierpieli, głodowali, zamarzali czy umierali, lecz w przytulnych kwaterach, gdzie było ciepło, a koniak i szampan lały się strumieniami. Nie brakowało też innych przyjemności, nie wyłączając miejscowych dziewcząt, którym z głodu kiszki marsza grały, a sama myśl o deportacji napawała śmiertelnym lękiem - nadzwyczaj łatwo można je było przecież znaleźć w obozach pracy. Wszystko w myśl brutalnego powiedzenia: „Korzystajmy z wojny, pokój może być straszny!”
|
Utracony honor, zdradzona wiara. Relacja żołnierza Liebstandarte Adolf Hitler.
|
Maeger, Herbert
|
9788360682302:109
31.01.2014
|
Najwyższe polskie odznaczenie przyjąłem jako zobowiązanie do jeszcze lepszej służby.
|
Byłem żołnierzem generała Andersa
|
Czerkawski, Tadeusz Mieczysław
|
9788374520249:245
15.04.2014
|
Prawo do posyłania rodzinie: szeregowcom – pięciu kilogramów łupów miesięcznie, oficerom – dziesięciu, a generałom – puda.
|
Krąg pierwszy
|
Sołżenicyn, Aleksander
|
9788307024950:125
07.09.2014
|
Na polecenie hetmana Lisowski zebrał więc około tysiąca gotowych na wszystko jezdnych i zwrócił się do nich w te słowa: W orężu i odwadze cały wasz żołd, cała nagroda, pewniejsze one będą niż zawodne z publicznego skarbu zapłaty. Orężem waszym będzie szabla i rusznica, łuk, rohatyna, koń lekki i wytrwały. Ani wozów, ani taborów, ani ciurów nie ścierpię, wszystko nosić będziecie ze sobą.
W ten oto sposób powołani do życia zostali lisowczycy, legendarna formacja lekkiej jazdy polskiej, uważana obok pancernych huzarów za największy skarb królewskiej armii.
Popełniane przez nich okrucieństwa obrosły legendą, a uzyskany od króla przywilej bezkarnej grabieży działał jak magnes. Do lisowczyków zaciągali się Polacy, i Litwini, Kozacy i Tatarzy, a nawet ochotnicy z Niemiec, Czech i Ślaska, zwabiani obietnicą szybkiego wzbogacenia się na wojnie.
|
|
|
_64
27.03.2015
|
(Sądząc po biografii wojennej, generał Gałanin, niepotrafiący z sensem zorganizować działań bojowych powierzonych mu wojsk, już wcześniej „dawał upust nerwom”, szczególnie po karafce wódki. Na przykład na Froncie Wołchowskim, gdzie dowodził 59. Armią, potrafił wysyłać głodnych, przemarzniętych żołnierzy z karabinami wprost na ambrazury i w ciągu dwóch miesięcy stracić 41 tysięcy ludzi, nie wykonawszy żadnego z postawionych mu zadań).
|
1943 - Rok przełomu
|
Bieszanow, Władimir
|
9788393046133:60
17.06.2015
|
Odczucia żołnierzy uzupełnień, przybywających na front wschodni z „uśmiechem turysty”, pewnych, że kampania zakończy się za miesiąc, a udział w niej sprowadzi się do nieuciążliwej służby garnizonowej, zmieniły się radykalnie, jak tylko dotarł do nich nieprzyjemny fakt: „Ależ tu zabijają!”
|
1943 - Rok przełomu
|
Bieszanow, Władimir
|
9788393046133:76
17.06.2015
|
Był jednak oficerem sowieckim, zdyscyplinowanym „żołnierzem partii” i częścią systemu. Kiedy wiadomo już było, że Sewastopol padnie, na rozkaz Moskwy cały zespół dowódczy i polityczny Armii Nadmorskiej, łącznie z dowódcami pułków, z Pietrowem na czele — ponad 1200 generałów, admirałów i wyższych dowódców — zapominając o honorze i „własnej odwadze”, 1 lipca 1942 roku załadował się do samolotów i łodzi podwodnych i, zostawiając na pastwę losu dziesięć tysięcy podwładnych, pognał do Noworosyjska po nagrody i nowe dywizje — przypadek w historii wojen absolutnie wyjątkowy.
|
1943 - Rok przełomu
|
Bieszanow, Władimir
|
9788393046133:115
17.06.2015
|
Poza tym większość ewakuowanych specjalistów stanowiliby oficerowie, ponieważ to oni ze względu na swoje przygotowanie i doświadczenie przedstawiają większą wartość na wojnie niż szeregowi żołnierze. Ale przecież gdy mowa o ratowaniu życia, niemiecka etyka wojskowa wymaga, by oficerowie ustąpili miejsca żołnierzom, za których ponoszą odpowiedzialność.
|
1943 - Rok przełomu
|
Bieszanow, Władimir
|
9788393046133:115_2
17.06.2015
|
…oficerów niemieckich, żądnych rabunku i krwi…
|
Czy ja jestem mordercą?
|
Perechodnik, Calel
|
9788390067612:12
21.06.2015
|
Każda kula pozwala odważnie wejść w posiadanie żydowskiego złota, które umożliwi potem luksusowe życie dzieciom. Cel! Pal! Cel! Pal!
|
Czy ja jestem mordercą?
|
Perechodnik, Calel
|
9788390067612:85
21.06.2015
|
Generałowie na Bliskim Wschodzie co prawda chętnie przechodzą na stronę ruchów demokratycznych – jak miało to miejsce w Jemenie, Egipcie czy Tunezji – ale z pewnością nie są gwarantami skutecznej demokratyzacji. Wręcz przeciwnie. Zmieniają strony jedynie wtedy, gdy widzą w tym własne korzyści i przyszłość dla siebie.
|
Arabska wiosna. Rewolucja w świecie islamskim.
|
Armbruster, Joerg
|
9788324592104:85
04.09.2015
|
„Wczoraj kazałem spalić wszystkie wiatraki, jaki wypatrzyłem… Dzisiaj mogę kazać spalić, bez żadnego ryzyka, trzy czwarte miasta Maulevrier.”. [Tłumiący powstanie w Wandei generał Jean Alexandre Caffin]
|
Ludobójstwo Francusko-Francuskie, Wandea Departament Zemsty
|
Secher, Reynald
|
9788320717266:143
24.09.2017
|
Niejeden raz zwracał nam uwagę na to, że posterunki często bez najmniejszego powodu strzelają nocą pod wypływem strachu czy fantazji.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:49
02.11.2017
|
W żołnierzu obudzono bestję opowiadaniem o niestworzonych okrucieństwach Belgów. Chęć zabijania w regularnej walce i pewność zwycięstwa były wszechwładne.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:53
02.11.2017
|
Przez cały czas przemarszu przez Belgję ani razu nie stwierdziłem usprawiedliwionego powodu do stosowania takich represji wojennych, jakich byłem świadkiem. Twierdzenia w kółko powtarzane przez oficerów, że Niemcy wszczęli wojnę wyłącznie o prawa człowieka i o wolność uciemiężonych narodów, że podczas przemarszu zdradziecko napadani muszą z konieczności stosować okrutne prawa wojenne we własnej obronie, nie mogą mnie przekonać, bo widzę tylko deptanie neutralnego państwa i bestialskie znęcanie się nad bezbronnymi. Lecz możliwe, że takiem okłamywaniem samych siebie chcą niektórzy przynajmniej oficerowie zagłuszyć skrupuły sumienia.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:54_2
02.11.2017
|
Pytani zaś Francuzi, mężczyźni jak też kobiety i to w kilku wioskach, oświadczyli, że ich wszystkie rzeczy również te, które mają na sobie, żołnierze systematycznie rewidują, zapominając oczywiście przytem oddać wyjęte portmonetki i zegarki. Rewizje odbywają się rzekomo za tajnemi przyrządami do sygnalizowania pozycyj niemieckich. Prym w takich rewizjach wiedli ludzie z oddziałów pomocniczych, taboryci wszelkiej broni.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:99
02.11.2017
|
Rozwydrzenie w wojsku, nieposzanowanie cudzej własności, niekarość przechodziły w Clamecy wszelkie granice. Podjudzanie do wybryków wychodziło bezwątpienia ze strony młodszych oficerów poza bezpośrednią, linię bojową. Zupełnie otwarcie objaśniali w przemowach do żołnierzy, że Niemcy prowadzą, wojnę wyniszczenia „Ausrottungskrieg”. Żadnej więc własności nie potrzeba szanować, wolno wszystko brać, ile się komu podoba; zakazane jest płacenie, chociażby tylko bonem. – „Nam wszystko wolno, bo my panami świata! Konwencje obowiązują tylko przeciwnika”.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:99_2
02.11.2017
|
Niema jak ślepa wiara w to, co mówi przełożony! Niemożliwy jest wtedy ani rokosz, ani żaden upadek na duchu. Z najspokojniejszem sumieniem rozstrzela się na rozkaz gromady ludności bezbronnej; ze wsi, gdzie dzieci żebrzą o kęs chleba, wyprowadza się ostatnią krowę, by ją z sobą powlec, choć osie wozów uginają się od bitych sztuk i chociaż doświadczenie uczy, że owa krowa o kilka mil dalej zdechnie ze zmęczenia. Lecz, co przełożony każe, to święte, a czem więcej pobudza on instynkta zwierzęce u podwładnych, tem większy ma mir i tembardziej ślepy ma posłuch. Nie przeszkadza przytem zupełnie okoliczność, że swych podwładnych traktuje gorzej niż bydło. Lecz wszystko to do czasu.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:101
02.11.2017
|
Szturm nie udał się. Ktoś musiał ponosić winę. O kozła ofiarnego nie było trudno. W naszej dywizji upatrzono sobie Polaków, którzy tuż przed szturmem klękali do krótkiej modlitwy. Miało to być powodem wykrzywienia i załamania się fali ataku. Feldwebel Sandrock, tchórz i lizus pierwszej klasy, zastrzelił nawet w swej furji teutońskiej jednego z Polaków, który według jego mniemania, nie dość szybko wyskoczył z okopu.
Były też później dochodzenia, jak wielką, w tej klęsce odegrała rolę niechęć Polaków do walki i ich zdradzieckie poddawanie się Francuzom. Wyniku tych badań nie znam, nie wiem też, jaki procent wśród jeńców stanowili Polacy. Wiem tylko, że między rannymi naszej dywizji była przeważająca liczba Polaków. Nic w tem dziwnego, gdyż w jej pułkach, składających się w tych właśnie dniach z conajmniej 75 proc. Polaków, - pozostawiono w okopach samych Niemców jako rezerwę, a Polaków posłano na rzeź. Narzuca mi się przytem pytanie, jakiej dopatrywano się przyczyny klęski w innych dywizjach, czysto niemieckich, które poniosły równie ciężkie straty w jeńcach i zabitych!
Kapitan Schemmel opowiadał, powróciwszy z przesłuchów sądowych, iż bronił stanowczo Polaków i zeznawał, że szturmowali zupełnie beznagannie. Śmiał się przytem z panów przy zielonym stoliku i z ich idjotycznego żądania prostych linij bojowych przy nowoczesnym szturmie.
Pozatem dowiedzieliśmy się wkrótce z listu, wziętego do niewoli, lejtnanta Kitzmanna z Gniezna, że Francuzi schwytali tego dnia około 70-ciu oficerów na naszym odcinku. Między nimi nie mogło być przecież Polaka. Czyżby i oni stali w komplecie ze „zdradą polską”?
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:132
02.11.2017
|
Mam sposobność obserwowania rzucającego się w oczy kontrastu między dwiema kategorjami ludzi: tymi, którzy już frontu zaznali, a takiemi, świeżo importowanymi żółtodzióbami. Spokój, małomówność i powaga z jednej strony – zachłanność zdobywcza, chełpienie się swą siłą i sprawnością w władaniu bronią u drugich.
|
Z armią Klucka na Paryż. Pamiętnik lekarza Polaka.
|
Jacobson, Wojciech
|
9788378894636:138_2
02.11.2017
|
★
Czerpiąc korzyści z uprawiania wojny, wojskowi byliby szaleni myśląc o budowaniu pokoju.
|
Machiiavelli
|
Gil, Christiane
|
83-85239-28-6:245
03.12.2017
|
★
Brytyjczykom nazwa „Singapur” musi się na zawsze kojarzyć się z jednym z największych nieszczęść imperium. Właśnie w Singapurze w lutym 1942 roku Wielka Brytania utraciła kontrolę, można powiedzieć nad wielką częścią swojego imperium, i stało się to w tak śmieszny sposób. że jej szanse na utrzymanie reszty zostały poważnie nadwyrężone. Publicznie ogłaszano, że wyspa jest „niezdobytą twierdzą”. „Gibraltarem Wschodu”, kluczowym punktem na wszystkich głównych szlakach morskich imperium. W okresie międzywojennym otrzymała zawrotną sumę 63 milionów funtów z przeznaczeniem na wzmocnienie obronności. Broniło jej malajskie wojsko w sile ponad 85 tysięcy żołnierzy, liczne eskadry RAF-u i RAAF-u (Royal Australian Air Force) oraz Flota Dalekowschodnia Royal Navy. Pod koniec 1941 roku siłę garnizonu powiększyły dwa potężne okręty wojenne pancernik Prince of Wales o wyporności 35 tysięcy ton i krążownik liniowy Repulse o wyporności 27 tysięcy ton. Garnizon stanowił część ABDA (American-British-Dutch-Australian Command) dowództwa połączonych sit amerykańskich, brytyjskich holenderskich i australijskich, których kwatera główna znajdowała się na Jawie; glównym dowódcą był generał sir Archibald Wavell. Tymczasem, gdy przyszedł czas próby, wszystko to rozpadło się jak domek z kart. Kampania malajska z lat 1941-1942, podobnie jak kampania francuska z roku 1940, trwała niecałe dwa miesiące i skończyła się nagle z takiego samego powodu; nikt nie powiedział wrogom, że nie oczekuje się od nich wprowadzania nowoczesnych metod wojskowych ani przedostawania się przez ziejące dziury w strategicznych liniach obrony. Obrońcami dowodziła niekompetentna zbieranina tłuściochów i bufonów. Ich działania opisano później jako ,,bezprzykładną wojskową nieudolność, administracyjną niekompetencję, kłótnie między dowodzącymi i zwykła ignorancję”.
|
Na krańce Świata. Podróż historyka przez historię.
|
Davies, Norman
|
9788324041695:306
15.09.2018
|
Zresztą, jak w każdym wojsku, a tym bardziej w wojsku oddającemu wrogowi własne ziemie, w Wermachcie również tracono tchórzy i dezerterów: „Dla zastraszania żołnierzy dowództwo Grupy Armii „Wisła” prawie na wszystkich drogach do Gdańska i Gdyni, na placach miast rozkładano szubienice. Nasze wojska znalazły ponad 140 powieszonych, do ich ciał przymocowano tabliczki z napisem „Powieszony za samowolne zostawienie pozycji” albo „Powieszony za tchórzostwo”. Towarzysz Stalin również rozstawiał szubienice w wyzwolonych miastach – dla zdrajców i przestępców wojennych. Dokładnie tak samo jak w Armii Czerwonej, dla żołnierzy, „którzy zostali skazani, ale obiecali poprawę”, powołano w Wermachcie „pięćsetne” bataliony karne, które nader wysoko ocenił sobie generał Raus: „Oddziały te zajmowały najbardziej niebezpieczne punkty. Batalionami karnymi dowodzili doświadczeni oficerowie i podoficerowie i oddziały te sprawdziły się bardzo dobrze. Chwilowa improwizacja stopniowo przekształciła się w całą strukturę, która zdobyła sobie powszechne uznanie. Chwalili ją nie tylko skazani, ale również dowódcy oddziałów, którym przekazywano bataliony karne”. Wszystko jak u nas.
|
1945 - rok zwycięstwa
|
Bieszanow, Władimir
|
9788364066009:2017
14.10.2018
|
Sowieccy generałowie, naturalnie, mieli bzika na punkcie „faszystowskich szpiegów” i „agentów Gestapo”, ukrywając własne niedoróbki w przygotowaniu operacji, w szczególności brak należytych środków maskowania.
|
1945 - rok zwycięstwa
|
Bieszanow, Władimir
|
9788364066009:234
14.10.2018
|
„Gdy obserwowałem go tu, na 4. Froncie Ukraińskim, wydawało mi się, że coś mu nie wychodzi, i nie dlatego, że brak mu talentu, albo że nie potrafi, ale dlatego że jest za mało ostry, bezwzględny i uparty w dosłownym tego znaczeniu, aby działać z okrutnymi realiami wojny.
Czasami wydawało mi się, że on zbyt delikatnie rozmawia z oficerami i to wówczas, gdy na to nie zasługują, zbyt miękko i dobrodusznie odnosi się do nich, zwracając się do ich rozumu i uczuć. Nie jest srogi i nie stawia tak wysokich wymagań, jak to robią inni.
Wydawało się, że Pietrow odnosi się do niektórych podległych mu oficerów i generałów tak, jak należałoby się zwracać do idealnych oficerów i generałów, jakich, być może, doczekamy się dziesięć lat po wojnie, korzystając w systemie nauczania ze zdobytych podczas niej doświadczeń.
A tymczasem wielu z tych, z którymi rozmawiał, którymi dowodził, było w znacznej mierze produktem wojny, i z nimi, z pewnością, należało postępować zgodnie z rzeczywistym, trudnym bytem czwartego roku wojny, a nie według idealnych norm kontaktu z idealnym oficerem i podwładnym. I chociaż podwładni go za to kochali, to jednocześnie, w szeregu przypadków, za to samo szanowali go mniej, niż na to zasługiwał.
|
1945 - rok zwycięstwa
|
Bieszanow, Władimir
|
9788364066009:241
27.10.2018
|
Wiecie, wiele razy miałem okazję brać udział w zwiadzie walką. I jeśli dowódca batalionu był porządnym człowiekiem i żałował swoich żołnierzy, to poświęcał tylko jeden pluton, wysyłając go do przodu na pewna śmierć. Przy tym do sztabu szedł raport – „Batalion ponosi straty! Proszę o zgodę na powrót na pozycje wyjściowe!”
Ale jeśli obok dowódcy batalionu stał zastępca dowódczy do spraw politycznych albo „osobist”, albo kontroler ze sztabu pułku i dywizji, to cały batalion szedł pod nóż…
Mówię całkiem poważnie, że skład dowódczy pod koniec wojny w rażący sposób i w gorszą stronę różnił się od dowódców 1941 roku. Poczynając od 1942 roku przeklinanie na froncie było czymś zwyczajnym. Szczególnie kląć uwielbiali oficerowie. Wszędzie, zawsze i z każdego powodu (…) Kultury – zero, a tu taka szansa na ponizanie żołnierzy! Mało kto mógł wytrzymać mając taka „okazję”. A przecież i tak na pierwszej linii wszyscy mieli nerwy napięte do ostateczności w oczekiwaniu na śmierć, od głodu i tęsknoty. Żołnierze byli wycieńczeni i wykończeni przez wojnę. Ludzie chodzili wściekli, do poważnych konfliktów dochodziło z byle jakiego powodu. A tu pojawia się kolejny człowiek, nie liczący się z nikim „wódz” z pagonami kapitana, z pańskim sposobem bycia i zaczyna rozdawać rozkazy na lewo i na prawo. I schron mu natychmiast na noc buduj o stropie z trzech warstw, i transzeje o pełnym profilu wykop, i dwóch fizylierów koło schronu postaw. A to, że ludzie ze zmęczenia ledwo stoją na nogach, a rano wszystko jedno trzeba będzie zmienić pozycje – tego „pana oficera” nie interesowało! Wypracowaliśmy sobie taką jedną żelazną żołnierską zasadę: „nie śpiesz się z wykonywaniem rozkazów!” Byliśmy nieufni w stosunku do ludzi, którym polecono nam dowodzić. Był jeszcze jeden niuans. Niekiedy trafiali się dowódcy-potwory. Wystarczyło po prostu nie spodobać się takiemu – i karną kompanię albo śmierć w najbliższej walce żołnierz miał zapewnioną!…
|
1945 - rok zwycięstwa
|
Bieszanow, Władimir
|
9788364066009:273
27.10.2018
|
Na wojnie człowiek staje się straszną i niepojętą istotą.
|
1945 - rok zwycięstwa
|
Bieszanow, Władimir
|
9788364066009:312
27.10.2018
|
Naród, który przed wszystkimi innymi nauczył się czynić cnotę z wojny i stawiać żołnierskie rzemiosło wyżej niż inne profesje, gdy nadszedł koniec, musiał szukać kozłów ofiarnych.
|
Kiedy pieniadz umiera. Prawdziwy koszmar hiperinflacji.
|
Fergusson, Adam
|
9788362304479:25
14.05.2022
|
|