Johann Wolfgang von Goethe (1749-1832) najwybitniejszy przedstawiciel literatury niemieckiej.
Bolesław Prus (1847-1912) polski pisarz okresu pozytywizmu, współtwórca polskiego realizmu.
W jednym z filmów przyrodniczych, w którym pokazywano plemię Indian żyjących w dżungli, narrator z ubolewaniem stwierdził, że śmiertelność tych pozbawionych kontaktu z lekarzem ludzi wynosi prawie pięćdziesiąt procent. Po chwili uściślił, że połowa z nich umiera z przyczyn naturalnych jeszcze przed wydaniem potomstwa. Z badań Susan Scott wynika, że pod koniec XVI wieku [...] w rodzinach rodziło się zwykle około czwórki dzieci, z których średnio tylko dwoje dożywało do wieku 15 lat [Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych., str. 13]. Coś podobnego opowiadała moja babcia, urodzona pod koniec XIX wieku. Było ich razem ośmioro rodzeństwa, lecz niestety czwórka z nich – jak to mówiła moja babcia – wcześnie obumarła. Czworo z ośmiorga to połowa, czyli pięćdziesiąt procent! W rodzinie mojego dziadka sytuacja była podobna. Również w następnym pokoleniu – tym razem ze strony mojej mamy – nie wszyscy dożyli wieku rozrodczego. Zmarła co prawda tylko jedna siostra z pięciorga dzieci, ale były to już czasy bardziej współczesne. Istnieje, zatem, jakiś naturalny próg śmiertelności gatunku Homo sapiens sapiens.
Na podstawie badań Susan Scott, opowiadań moich krewnych i cytowanego filmu można domniemywać, że w warunkach braku opieki medycznej, w okresie od XVI do XX wieku, kształtował się on na poziomie około pięćdziesięciu procent. Precyzja w określeniu tej liczby nie jest istotna, w zupełności wystarcza stwierdzenie, że każdy gatunek ma swoją naturalną śmiertelność przedrozrodczą na poziomie s procent. Przez określenie „naturalna” należy rozumieć, że obiekty umierają same z siebie, a nie że są zabijane. Umierają po prostu, z tak zwanych powodów zdrowotnych – s osobników na stu umiera, zanim osiągnie wiek rozrodczy. Świadczy to o tym, że ich projekty genetyczne są na tyle złe, że nie są w stanie sprostać warunkom zewnętrznym. Oczywiście w konsekwencji nie przechodzą one do dalszych etapów procesu doskonalenia ewolucyjnego. Przechodzą natomiast te, na podstawie których powstały osobniki wystarczająco zdrowe. Zdrowie należy rozumieć jako odpowiedni zestaw właściwości obiektu i odpowiedni ich stan, wspólnie zapewniające życie na tyle długie, by prokreacja stała się możliwa. Na podstawie właśnie takich projektów będzie utworzone następne pokolenie, w którym ponownie zostanie zaobserwowana s-procentowa naturalna śmiertelność przedrozrodcza. Czy płynie z tego jakiś wniosek?
Obserwacja ta stanowi swoisty odcisk palca, na podstawie którego jak detektywi możemy spróbować określić charakter funkcji modyfikującej projekt (lub projekty w przypadku rozmnażania płciowego). Spójrzmy na rysunek „S na stu – stabilizacja”.
Krzywa dzwonowa111 przedstawia rozkład stanu pewnej wybranej właściwości w populacji rodziców, dajmy na to wielkości mózgu (konkretna jego objętość to stan, a możliwość przyjmowania konkretnej objętości z pewnego zakresu jest właściwością) lub poziomu odporności organizmu (czyli stanu właściwości popularnie nazywanej zdrowiem). Czarny obszar symbolizuje tę część populacji, która umiera z przyczyn naturalnych, jeszcze zanim wyda na świat potomstwo, natomiast osobnikom z obszaru zielonego udaje się rozmnożyć. Okazuje się, że w wyniku działania funkcji modyfikującej na zbiór dobrych projektów (z obszaru zielonego w populacji rodziców), czyli tych, którym udało się powielić, w populacji dzieci powstaje ponownie s procent nieudanych! Zatem: działanie funkcji modyfikującej przekształca zbiór dobrych projektów w nowy zbiór, w którym odsetek projektów nieulegających dalszej reprodukcji ponownie kształtuje się na poziomie s%! Zjawisko to zauważył już Darwin, który w „O powstawaniu gatunków...” pisał o naturalnej skłonności organizmów do powrotu (rewersji) do stanu mniej doskonałego.
Na podstawie tej obserwacji i faktu, że procent odrzucanych projektów zależy od siły funkcji selekcyjnej, możemy sformułować hipotezę S-nastu112, która mówi, że
długotrwałe działanie słabej funkcji selekcyjnej prowadzi w kolejnych pokoleniach do takiej degeneracji projektów genetycznych lub memetycznych, że populacja, z braku odpowiednich przystosowań, wymiera jako całość
Jej potwierdzeniem są nie tylko spostrzeżenia Darwina, lecz również obserwacje innych naukowców:
Pewien odważny uczony metodycznie mierzył szczątki różnych rodowodów ssaków, zgromadzone na przestrzeni dziesiątków milionów lat i znalazł ciekawy wzorzec. W Ameryce Północnej „względny rozmiar mózgu” mięsożernych ssaków – rozmiar mózgu do rozmiaru ciała – wykazywał silną tendencję do wzrostu w miarę upływu czasu. To samo dotyczyło rozmiaru mózgu roślinożernych ssaków, które były ich zdobyczą. Jednocześnie porównywalni roślinożercy z Ameryki Południowej, którym nie zagrażały drapieżniki, prawie nie wykazywały wzrostu we względnym rozmiarze mózgu. Najwyraźniej ciągłe pojedynki gatunków sprzyjają rozwojowi [NONZERO. Logika ludzkiego przeznaczenia, Robert Wright, str. 303]. Najwyraźniej rozwojowi sprzyja silna funkcja selekcyjna!
Na podstawie badań skamieniałości naszych prewoluantów również okazało się, że wzrost rozmiaru mózgu od Australopithecus africanus do Homo habilis, do Homo erectus, do wczesnego Homo sapiens, do współczesnego Homo sapiens był procesem dynamicznym, bez żadnych oznak cofania się [NONZERO. Logika ludzkiego przeznaczenia, Robert Wright, str. 306]. Trzy miliony lat i prawie trzykrotny wzrost objętości! Trzy miliony lat nieustannego powiększania się mózgu, aż do przełomowego momentu, około pięćdziesięciu tysięcy lat temu, kiedy to mózg Homo sapiens zaczął się kurczyć! Zresztą dokładnie taki sam proces obserwowany jest u zwierząt hodowlanych. Czy przypadkiem właśnie wtedy człowiekowi nie zaczęło być za wygodnie? Badania szczątków kopalnych pozwoliły ustalić, że właśnie w tym okresie zaczął on stosować wyszukane strategie myśliwskie, używać odzieży, budować nowe, doskonalsze formy mieszkalne oraz znacznie rozwinął techniki wyrobu narzędzi. Odkryto również, że mniej więcej w tym samym czasie powstała sztuka, której pierwszymi przejawami były zdobienia i ornamentacja narzędzi.
Jeśli zostanie udowodniona prawdziwość hipotezy S-nastu, to nieuchronna wydaje się zagłada naszego gatunku. Wcale nie dlatego, że przegramy wyścig zbrojeń z czyhającymi na nas wirusami, bakteriami i grzybami, które jak dotychczas potrafimy w miarę skutecznie zwalczać, lecz dlatego, że utracimy naszą dotychczasową sprawność – nie będziemy potrafili się poruszać! Już w tym względzie szympansy – nasi prewoluanci – biją nas na głowę! „Co tam ruszanie się, przecież my myślimy i to jest nasz główny atut” – ktoś powie. Niestety w świetle naszej hipotezy snute przez niektórych futurologów wizje supermózgu na kółkach stają się również niemożliwe, ponieważ mózg naszego gatunku przy braku selekcji też wykazuje naturalną skłonność rewersji do stanu mniej doskonałego (Patrz wykład Edwarda Duttona Dlaczego stajemy się coraz mniej inteligentni i jakie będą tego konsekwencje). Kto wie, może utożsamianie inteligencji z wykuciem na blachę tabliczki mnożenia lub zrozumieniem rachunku różniczkowego jest wielkim nieporozumieniem. Może nasi przodkowie sprzed pięćdziesięciu tysięcy lat byli od nas inteligentniejsi, średnio właśnie o te piętnaście procent. Nasi przodkowie nie uczyli się świata – oni go odkrywali! Odkrycia te wymagały o wiele większego wysiłku intelektualnego, który następował – co warte podkreślenia – bez teoretycznego przygotowania. Patrząc pod tym kątem na naszych prewoluantów oraz garstkę prymitywnie żyjących dziś plemion, należałoby ich ocenić jako ludzi przewyższających nas pod względem inteligencji właśnie. O skali ich dokonań najlepiej świadczy fakt, że to właśnie oni położyli fundamenty pod idee uczenia się i przyswajania nowych umiejętności.
Hipoteza S-nastu prowadzi do przerażającej, z moralnego punktu widzenia, konkluzji-dylematu:
Zatem kolejny dylemat. Wszystkie osiągnięcia cywilizacyjne zwiększające naszą wygodę i bezpieczeństwo przyczyniają się do tego, że osobniki słabe i ułomne, zamiast naturalnie wyginąć, rozmnażają się na równych prawach co osobniki silne, przez co geny całej rasy ludzkiej są coraz bardziej osłabiane. Głównym „zbrodniarzem” przeciwko ludzkości jest tutaj paradoksalnie medycyna, dzięki której coraz większe rzesze cherlaków, słabowitych, chorowitych, czy też niezbyt bystrych, którzy „normalnie” nie dożyliby wieku rozrodczego, dziś rozmnaża się na potęgę, przekazując i rozpowszechniając własną ułomność [anonimowy internauta ~alpha, 2008.12.08].
Jeśli tak dalej pójdzie, nasze projekty genetyczne ulegną degradacji do tego stopnia, że nie będziemy już nawet w stanie – za pomocą leków, protez i komputerów – dalej sztucznie wspierać naszego istnienia. I wcale nie wydaje się, że – jak dalej w swej wypowiedzi sugeruje ~alpha – jedynym ratunkiem będzie wcześniej czy później wprowadzenie selekcji genów i wprowadzenie prawa do rozmnażania tylko dla osób z genami o jakości „powyżej średniej”. A to dlatego, że człowiek, jakkolwiek byłby mądry, nie potrafi prowadzić selekcji naturalnej!
111 To wcale nie musi być tak regularna krzywa jak na rysunku. W rzeczywistości może ona wyglądać inaczej, ale ponieważ nie znamy dokładnego jej kształtu, posłużyliśmy się krzywą dzwonową jako modelem.
112 Nazwa „S-nastu” wynika z polskiego odpowiednika „s procent” – „s na stu”.
Wykład Edwarda Duttona wygłoszony w dniu 2020.02.29 na uczelni ASBIRO
Edward Dutton na przykładzie inteligencji omawia proces, który Charles Darwin nazwał "rewersją do stanu mniej doskonałego". W swej masie stajemy się coraz mniej inteligentni, sami bowiem doprowadziliśmy od osłabienia funkcji selekcyjnej. Tezy tego wykładu, choć dotyczą jednej cechy - inteligencji, pokazują ogólny trend osłabiania wszystkich pozostałych. Odnotowujemy nie tylko spadek inteligencji ale również spadek odporności i osłabienie zmysłów. A to potwierdza hipotezę S-Nastu.
Do około 1800 r. Inteligencja była skorelowana z płodnością, ponieważ to bogaci mieli znacznie więcej dzieci, którym udawało się przeżyć i mieć potomstwo. W związku z tym średni poziom inteligencji wzrastał, aż do momentu gdy dokonał się fundamentalny przełom w postaci rewolucji przemysłowej. Edward Dutton przedstawia wiel przekonujących dowodów na to, że stajemy się mniej inteligentni i proces ten trwa od ponad stu lat. Wyjaśnia, że tak się stało, ponieważ postępy dokonane przez industrializację, takie jak poprawa medycyny i zdrowia publicznego, osłabiły darwinowską selekcję inteligencji. Co gorsza, innowacje takie jak antykoncepcja stopniowo doprowadziły do sytuacji, w której inteligencja jest negatywnie skorelowana z płodnością.
Zapis wykładu na materiale video
Zapis ścieżki dźwiękowej wykładu
Prezentacja z wykładu