Wtorek
Jakub Z. Lichański - Polemika
Na takie listy twórca czeka z niecierpliwością. Od Prof. Jakuba Z. Lichańskiego (Czł. rzecz. TNW, Editor-in-Chief FORUM ARTIS RHETORICAE) dostałem list-listę uwag. Listę konkretnych uwag, do przemyślenia i uwzględnienia. Kolorem granatowym wyróżnię treści Pana Profesora, sam tradycyjnie odpowiadał będę w kolorze zielonym.
Szanowny Panie,
Z zaciekawieniem przejrzałem (teraz „ruszam” do kolejnego czytania) Pańską książkę (chodzi o Fizykę życia), a też słucham Pana spotkań na jej temat. Powiem od razu, że książka jest interesującym sposobem patrzenia na to, co nazywamy potocznie życiem. Mam jednak kilka wątpliwości, którymi uważam, iż winienem się podzielić.
Uwag jest sporo i pogrupowane są w sekcjach. Będę się trzymał tej konwencji i każdą sekcję ujmę w oddzielną tabelę.
Z przyczyn zawodowych zacznę od kwestii filologii; na s. 53 wspomina Pan retorykę, i sugeruję, żeby Pan te uwagi usunął bądź rozbudował, bo jest to błędna uwaga. Nie będę wchodził w szczegóły, ale jako autor kilku podstawowych studiów z tego zakresu, w tym podręcznika i haseł w Historisches Wörterbuch der Rhetorik powiem tylko tyle: retoryka to zarazem teoria tekstu oraz teoria argumentacji resp. rozumowań opartych na przesłankach niepewnych. Mówiąc – tylko w części żartobliwie – cała Pańska książka, wraz z definicjami, wyjaśnieniami, itd. jest „zrobiona” zgodnie z wszelkimi regułami retoryki. Domyślam się skąd się wziął ten błąd: retorykę nagminnie myli się ze stylistyką bądź pewnymi technikami przemawiania; ale – powtarzam – retoryka to i teoria argumentacji, i teoria tekstu. |
2020.06.15 Na początek wytłumaczę jak doszło do użycia tego sformułownia. No cóż oparłem się na Wikipedyjnej definicji Retoryka – sztuka budowania artystycznej, perswazyjnej wypowiedzi ustnej lub pisemnej, nauka o niej, refleksja teoretyczna, jak również wiedza o komunikacji słownej, obrazowej i zachowawczej pomiędzy autorem wypowiedzi a jej odbiorcami. no słowo perswazyjnej zrobiło swoje. To pokazuje jak można stracić czujność. "Wspinacze, którzy wspinają się bez asekuracji giną zwykle w łatwym terenie". Bardzo dziękuję za tę celną uwagę i choć w tekstach staram się być bardzo precyzyjny, będę musiał zwracać jeszcze większą uwagę. Poprawka jest bardzo prosta: JEST: Ba, uczynili z tego sztukę i nazwali ją retoryką. MA BYĆ: Ba, nawet uczynili z tego sztukę. |
Na s. 124 powiada Pan, iż „alegoria…to przedstawienie pojęcia jako obrazu” – NIE, alegoria to ROZUMIANY JEDNAKOWO PRZEZ UŻYTKOWNIKÓW jakiś motyw literacki, malarski, itd. np. sowa – alegoria mądrości, waga – sprawiedliwości, itp. Sowa, waga, itp. NIE są tu obrazami sensu stricto, a właśnie są „podstawione” zamiast pojęcia abstrakcyjnego. Stąd obok Pallas Atheny pojawi się sowa, a Zeus będzie trzymał w ręku (Homer, IL.) – wagę (na której „waży” – sprawiedliwie – dusze bohaterów).
Teoretycznie spieram się o błahostkę, bo tak naprawdę mowa jest o tym samym. Otóż nie – przedstawienie pojęcia jako obrazu – to może być alegoria (patrz wyżej), ale może to być i peryfraza (np. Warszawo, strzaskana kolumno)1, i metafora (częściej – porównanie, np. u Homera, u naszych romantyków, u Norwida, nagminnie u Gałczyńskiego2), ale i jako swoiste wyjaśnienie (często stosowane w tradycji wykładu np. twierdzeń matematycznych) u Hindusów, ale i Chińczyków. Sprawa jednak jest nieco bardziej zawikłana, szczególnie dziś, gdy obraz jest użyty ZAMIAST pojęcia (np. jednym ze słynnych jest gra w szachy między Śmiercią a Rycerzem w filmie Bergmana Siódma pieczęć; ale – np. pomnik katyński w New Jersey)3.
1 Broniewski odwołuje się do jeszcze XIX-wiecznej tradycji, kiedy właśnie, w polskiej tradycji, strzaskana/ułamana kolumna, była stawiana na znak pamięci o utraconej niepodległości; w wierszu Broniewskiego jest to także oczywista aluzja do zrujnowanej po wojnie i okupacji niemieckiej – stolicy. 2 Acz u tego poety jest to bardziej skomplikowane, ale nie o tym teraz mowa! A co „się dzieje” u Tadeusza Różewicza!? – to temat na osobną rozmowę. Jednym z „najsłynniejszych” jest, w Jacksona ekranizacji Władcy Pierścieni, w części trzeciej, szarża Faramira na stanowiska orków w ruinach Osgiliath, która kojarzy mi się ze słynną (dla Anglików) szarżą lekkiej brygady w trakcie wojny krymskiej. |
2020.06.15 No tak tu "w ciemno" użyłem fragmentu definicji (który, przyznaję bez bicia, mi pasował) z Wikipedii obraz plastyczny lub słowny przedstawiający pojęcie, ideę, myśl lub wydarzenie przy pomocy obrazu o charakterze przenośnym lub symbolicznym Bardzo dziekuję za tak wyczerpujący wywód na ten temat Poprawka: JEST: Alegoria (gr. allēgoría – mówić w przenośni, obrazowo) to przedstawienie pojęcia w postaci obrazu. MA BYĆ: Alegoria – w literaturze i sztuce: postać, motyw lub fabuła mające poza znaczeniem dosłownym stały umowny sens przenośny. [sjp.pwn.pl stan 2020.06.15] |
Poważniejszy problem mam z fragmentem tekstu na s. 191; wspomina Pan tu „jednym tchem” Alana z Lille oraz karmę i siunjatę. Wydaje się, że dokonał Pan tu skrótu myślowego, który nawet dla znawcy filozofii średniowiecznej i powiedzmy nieprecyzyjnie – hinduizmu, nie musi być oczywisty.
Acz rozumiem, dlaczego Pan to zrobił, to raczej sugerowałbym wprowadzenie raczej np. Bernardus’a Silvestris’a (nawiasem mówiąc – zaproponował on koncepcję wszechświata oraz życia dość bliską części Pańskich idei – szalenie uproszczone wytłumaczenie jest w dwu książkach C.S. Lewisa, oraz w studium Barfielda Poetic Diction); zresztą z chrześcijańską filozofią średniowieczną jest spory kłopot, bo w dużej części jest ona nam mało znana, a jej specyficzna łacina jest czasem szaloną barierą komunikacyjną. A swoją drogą mam pytanie, dlaczego pominął Pan św. Tomasza z Akwinu bądź I. Kanta? Ale to jest mój problem, choć chętnie bym o tym porozmawiał. |
2020.06.15 Ma pan rację, to skrót i to duży. W tym miejscu, pozwoliłem sobie na "dygresję na marginesie" (albo "notatkę na później"), której to techniki często używali cenieni przeze mnie profesorowie. Nie powinienem tego robić, ale… Studiując zagadnienie praprzyczyny wszystkiego, oczywiście z góry zakładając, że i tak nie wyjaśnię skąd się wzięły atomy, skupiłem się na tym jak to z materii nieidentyfikowalnej (np. każdy atom tlenu jest taki sam i nie da się go odróznić od innych), powstała materia poniekąd-rozróżnialna (np. 4 typy nukleotydów rybozowych), a następnie materia w-pełni-rozróżnialna (np. Pańskie DNA lub Pan jako całość). Pisanie książki jest procesem nie tylko twórczym ale również poznawczym. Przy pisaniu "Fizyki Życia" tego poznawania było bardzo dużo - przekopywałem sie przez różne definicje, badałem różne wątki. Niektóre gruntownie (przykładem może być rRNA, jego struktura, właściwości, mechanizm działania), inne, jak ten zauważony przez Pana - "po łebkach" - skrótowo. Taka notatka do rozwinięcia na później jeśli życia wystarczy. To temat na dyskusję podczas osobistego spotkania, przy jakimś trunku. Mam nadzieję, że się niedługo do takiego spotkania dojdzie. |
Kolejne pytanie dotyczy Pańskiego stosunku do tzw. teorii ugruntowanej, bowiem de facto jej metodologię Pan stosuje – ale to o tyle jest dla mnie jasne, iż nasi socjologowie niechętnie nią się posługują. |
2020.06.06: Bardzo Panu dziekuję za to pytanie, a za sformułowanie "bowiem de facto metodologię teorii ugruntowanej Pan stosuje" jestem Panu po prostu niezmiernie wdzięczny. Od razu przyznaję, że z definiendum "teoria ugruntowana" spotkałem się po raz pierwszy, ale myślę, że nie jest to żadna ujma. Wikipedia definiuje to pojęcie jako: Teoria ugruntowana opiera się na założeniu, że rzeczywistość społeczną najlepiej rozumieją zaangażowani w nią aktorzy. W związku z tym odrzuca tradycyjne funkcjonalistyczne podejście, w którym badacz analizuje zbiorowość przy użyciu wcześniej opracowanego modelu teoretycznego, ponieważ uznaje, iż powoduje to jedynie samopotwierdzanie się danej teorii (badacz utwierdza się we własnym zamyśle, bo znajduje to, co chce znaleźć). [Wikipedia pol. stan 2020.06.08] Jestem gorącym zwolennikiem i orędownikiem tego typu podejścia naukowego. Teoria winna wyłaniać się z wyników badań, z doświadczeń praktycznych i konfrontacji zastosowania. Termin ten ukułem sam kilkanaście lat temu, jeszcze przed wydaniem "Fizyki Życia". Na początku mojej kariery naukowej byłem świetnie zapowiadającym się teoretykiem, ale na szczęście pragamatyzmu nauczył mnie alpinizm. W górach, jeśli stosowana teoria jest zła, nie ma zmiłowania - ginie się. Drugiej lekcji, mnie teoretykowi kształtowanemu przez socjalistyczne media, udzieliła mi francuska wieś. Syn chłopa Bernard wyraźnie pokazał mi, że żadna teoria ci nie pomoże jeśli nie umiesz wymienić czujnika temperatury w termostacie swojego samochodu. Albo to umiesz i płacisz tylko za czujnik, albo nie umiesz i płacisz nie tylko za czujnik ale i za jego wymianę - kilka razy więcej. Wzorami dla mnie stali się praktycy (głównie ci bez formalnego wykształcenia), którzy na bazie swych doświadczeń tworzyli teorie - takie uwieńczenie tego wszystkiego czego doświadczyli i co odkryli. Oczywiście najważniejszym z nich jest "boski" Leonardo, dla którego dimostrazione a więc "konsekwentne sprawdzanie wiedzy drogą doświadczeń, wytrwałości i gotowości do uczenia się na błędach" było jednym z 7 kluczy do genialności. Nieco w jego cieniu Jean Piaget, który stworzył teorię rozwoju poznawczego obserwując rozwój swoich dzieci. No i oczywiście wszyscy z listy ludzi bez formalnego wykształecenia.
Leonardo teorię ugruntowaną opisał tak: Jeśli zaprawdę nie posiadam wiedzy, by cytować autorów, jak robią to inni, to i tak o wiele lepszą i bardziej wartościową rzeczą jest odczytywanie znaczeń za pomocą osobistego doświadczenia, które służy nauką własnym mistrzom. Uczeni przechodzą obok dumni, nadęci i pompatyczni, przyozdobieni w owoce pracy nie swojej, lecz innych, mnie nie pozwalając zebrać owoców nawet mej własnej. Choć Rozumowanie od podstaw nie należy to do metodologii teorii ugruntowanej, to wrzuciłbym je do tego samego worka narzędzi/metodyk poznawczych. Wracając do Pana pytania: Jestem gorącym zwolennikiem samodzielnego odkrywania/formułowania teorii na bazie własnych doswiadczeń praktycznych. Nawet tych teorii, które już ktoś przed nami sformułował, bądź odkrył. Jednym z moich powiedzonek jest "Nigdy nie zostaniesz mistrzem olimpijskim w wyniku czytania książek." Teoretyzowanie jest bezpieczne, jeśli dobrze się coś wyrazi to można przemycić każdą bzdurę. Gdyby ludzie uczyli się na cudzych błędach (np. poprzez studiowanie historii) to nie nabierali by się tak łatwo na slogany teoretyków, takich jak Marks, Lenin, Mao, Chiavez et consortes. Pracując nad Fizyką Życia musiałem "przekopać się" przez, w zasadzie, zupełnie dla mnie nowe działy: biologię i chemię. Stosowałem wspomniane już Rozumowanie od podstaw. To wielka gratka dla badacza: po pierwsze nie ma obciążonego umysłu tym kto coś mu wcześniej powiedział i dlatego może zadawać bardzo proste pytania, których zadanie w środowisku "zawodowców" wywołałoby ich drwiący uśmiech. A jak stawiałem takie pytania to okazywało się, że oficjalna nauka nie udziela na nie odpowiedzi. No i tu był początek poszukiwań. Po drugie żeglując po nieznanej dziedzinie do jej zrozumienia stosuje się znany sobie aparat pojęciowy i metodologiczny. I jeśli zauważy się, że aparat ten daje odpowiedzi na te proste pytania to znaczy, że wnosi się coś nowego do tej dziedziny. Tak właśnie było w przypadku Fizyki Życia: wprowadzenie do biologii teorii gier, teorii stabilności i ekonomii dało konkretne odpowiedzi na zasadnicze pytania. Niektóre z nich można znaleźć pod tym linkiem). PS.: To pana pytanie na pewno pomoże mi w rozwinięciu punktu Doświadczenie praktyczne, które jest jednym z elementów Myślenia absolutnego. |
Dotychczasowe uwagi to jednak, jak mówił często Stanisław Lem, „misztygałki”. Poważniejszą sprawą jest m.in. właśnie nieobecność Lema w Pańskiej książce (i Dialogi (ale wyd. 2, z lat 70-tych, z opisem gospodarki PRL oraz jego raportem na temat rozwoju nauk biologicznych – znakomite, acz nieczytane przez tzw. rządzących, a duża szkoda i dla nich, i dla nas), i Summa, i Filozofia przypadku, i Golem XIV). Nie rozumiem tych opustek, bowiem, z mojej perspektywy, nic ich nie uzasadnia (można natomiast pominąć Dawkinsa, ale to tylko moja do niego niechęć). |
2020.06.06: Z Lemem to u mnie jest tak, że jak go czytam to uważam go za geniusza, ale jak przeczytam to… w mojej głowie nie zostają żadne jego główne przesłania. Wynika to moze z tego, że zaczytywałem się nim w młodości (18-30 lat), a gdy zacząłem pracę nad FŻ już nie. Świadczy o tym chociażby to, że mojej skarbnicy cytatów mam zaledwie 3 z niego cytaty. Jednak na pewno ukształtował on mój umysł w kierunku myślenia abstrakcyjnego. Najważniejsze jego przesłanie pochodzi z "Niezwyciężonego" i dotyczy pracy zespołowej i emergencji. Drugim czynnikiem, który spowodował nieobecność naszego wielkiego futurologa jest zapewne fakt, że Lem pisał beletrystykę, natomiast książki Wilsona, Dawkinsa, Wrighta są bardziej książkami przewodnikami po konkretnym zagadnieniu. Tak bym to ujął. Ma Pan rację, Lem powinien być, bo przecież już wcześniej od Dawkinsa pisał o tym co ten drugi nazwał "Ślepym zegarmistrzem". Co do raportu to bardzo mnie Pan zainteresował, ale niestety nie jest dostępny. Wielka szkoda. Czy wie Pan jak można do niego dotrzeć? Co do Dawkinsa to mam zupełnie inne zdanie na jego temat niż Pan. Dużo zrobił, dużo rzeczy spartolił, bowiem nie do końca je rozumie, ale jednak popełnił "Samolubnego gena". A z tej właśnie książki dowiedziałem się o teorii gier w biologii i… memach. Krytyczne czytanie Dawkinsa, dostrzeganie jego błędów rozumowych, zadawanie mu prostych pytań, na które niestety sam musiałem odpowiedzieć, pozwoliło mi na stworzenie Fizyki Życia. Pomimo, że próbowałem z Dawkinsem nawiązać kontakt nigdy nie odpowiedział, zupełnie inaczej reagował Tibor Ganti, też jeden z moich inspiratorów. Z nim nie tylko korespondowałem wymieniajac krytyczne uwagi, ale przysyłał mi również swoje manuskrypty. |
Nie bardzo rozumiem (ale to mój problem), dlaczego przyjął Pan założenie o istnieniu memów (=jednostek informacji kulturowej); dla mnie to złamanie „reguły Ockhama”, bowiem mamy już toposy (loci) i to właśnie one pełniły, pełnią i będą pełnić rolę, która ochoczo przypisaliśmy memom. Topika zresztą jest dość złożoną częścią i nauki o argumentacji, i teorii retoryki oraz praktyki oratorskiej. Nawiasem mówiąc – to właśnie topika, czasami, pozwala na „łączenie” pojęcia i obrazu (por. uwaga w p-kcie 1.1.). |
2020.06.06: |
Bowiem właśnie topika (loci) operuje(ą) gotowymi schematami myślowymi, które są reprezentowane przez określone językowe sposoby wyrażania tychże schematów (pisali o tym i E.R. Curtius, i B. Emrich oraz w pewnym zakresie, Erich Auerbach w studium o figurze, które jest przemilczane przez większość specjalistów od nauki o literaturze w Polsce – podobnie jak studium E. Emricha). Duża część literatury wykorzystuje topikę; także oratorstwo publiczne, szczególnie polityczne. Także my posługujemy się w rozumowaniach topiką, czyli – mówiąc w dużym uproszczeniu – gotowymi schematami myślowo-językowymi, których nie uzasadniamy np. albo….albo…, postęp jest nieuchronny, postęp jest dobry, itp., itd. (wykaz jest m.in. u Diogenesa Laertiosa; takich schematów jest bodaj ok. 20 lub 30). Pisałem o tym w studium Filologia – Filozofia – Retoryka (2017). |
2020.06.06: |
Kolejna sprawa to całkowite a niezrozumiałe pominięcie kwestii języka jako sposobu na przekazywanie… już chciałem napisać wiedzy, ale raczej czegoś, co można nazwać pamięcią kulturową (stąd waga uwag w p-kcie 1.2.). Zwracam uwagę, iż sprawa jest szalenie złożona, gdy spojrzymy na tzw. języki martwe typu starożytna greka, dawny aramejski, itp. To osobny problem, a dla Fizyki Życia ważny – jak mniemam (proszę pamiętać o moim „skrzywieniu” filologicznym). Zresztą wcześniejsze uwagi faktycznie poruszały ten problem. |
2020.06.06: |
Upominam się natomiast o procesy Markowa, bowiem dla problemów, które Pan „rozgryza” mają znaczenie fundamentalne i szalenie kłopotliwe: dlaczego – chyba nie muszę tłumaczyć (mówiąc szalenie skrótowo – to procesy z „płytką” pamięcią). |
2020.06.06: |
Natomiast zaskakująca jest paralela, jako dostrzegam w Pańskiej definicja obiektu (s. 32), która bardzo przypomina koncepcję Nicolai’a Hartmanna, w Polsce dość zlekceważonego filozofa niemieckiego; acz jego definicja odnosi się głównie do estetyki, to jednak może być zastosowana szerzej, także jako zalecenie metodyczne i metodologiczne. |
2020.06.06: |
Może lepiej by było, aby Pan jednoznacznie „odciął się” od czegoś, co można nazwać stanem badań (N. Hartmann, I. Kant, św. Tomasz a z drugiej strony np. K. Maurin czy N. Bourbaki [nie oni jedyni] są tu dobrymi przykładami) i wskazał, iż świadomie Pan to pomija, a ważnych dla Pana wywodu badaczy i tak Pan dalej przywołuje. Usunie to niepotrzebne polemiki (takie jak nie przymierzając moja) – o ile będą! – że coś Pan pominął, źle zinterpretował, itd. To m.in. jedna z zasad postępowania w teorii ugruntowanej. |
2020.06.06: |
Część wywodów skonfrontowałbym z Stanford Encyclopedia of Philosophy (jest dostępna w internecie), największą i najlepszą encyklopedią filozoficzną na świecie; przez nią będzie Pan miał dostęp do Internet Philosophy Ontology Project oraz do PhilPapers – chyba największych baz pełnotekstowych z zakresu, który Pana interesuje). |
2020.06.06: |
Czy brał Pan pod uwagę – to a propos m.in. uwag Pana na temat różnych eksperymentów, które Pan referował w audycjach w tv – że są to relacje wyników z sytuacji modelowych; a modele mogą, i z reguły są, mocno zawodne (m.in. ze względu na uproszczenia). Trochę przestrzegał przed takimi eksperymentami w psychologii, jeszcze w latach 50-tych XX w. , H.J. Eysenck (był chyba tłumaczony na polski). |
2020.06.06: Tak, do eksperymentów psychologicznych należy podchodzić z bardzo dużym dystansem. Ot chociażby historia eksperymentu Stanfordzkiego Philipa Zimbardo. Po latach okazało się, że nie był on przeprowadzony czysto. Stąd Fizyka Życia go nie omawia. Natomiast eksperymenty powtarzalne, takie jak np. eksperyment Milgram'a wchodzą w zestaw Najważniejszych eksperymentów Fizyki Życia. Proszę zauważyć, że nie ma ich tam dużo, staram się bowiem podchodzić do nich z bardzo dużą ostrożnością. A te, które są tam zamieszczone dość gruntownie przestudiowałem. Najbardziej jestem dumny z pracy jaka włożyłem w studia nad eksperymentem Calhoun'a. Uważam, go zresztą że każdy z nas powinien go znać, powinien być omawiany już w szkole podstawowej, w klasie 7 lub 8. Oczywiście przy okazji omawiania tego eksperymentu w szkole materiały dydaktyczne powinny również zawierać informacje na temat tego, że wyniki eksperymentów psychologicznych nie są wierne w 100% tak jak wyniki eksperymentów fizycznych lub doświadczeń chemicznych. W tym miejsu warto by zaznajomić dzieci z pojęciem Sfumato Leonarda da Vinci i tym, że myślenie redukcjonistyczne, tak intensywnie wykładane w szkołach i de facto stanowiące podstawę nauczania, ogranicza nasze możliwości poznawcze. |
To tyle szybkich uwag, ale jak sądzę, po dokładniejszej lekturze zapewne coś może jeszcze dorzucę. Niemniej uważam, że praca jest ważna i cenna, i powinna, jako propedeutyka myślenia na temat Fizyki Życia (może w wersji nieco okrojonej) wejść do liceów, bądź na I rok studiów.
Prof. Jakub Z. Lichański Czł. rzecz. TNW, Editor-in-Chief FORUM ARTIS RHETORICAE Warszawa, 2020-06-05 |
2020.06.06: Takie uwagi bardzo pozytywnie wpływają na autora i… mogą go przyprawić o "zawrót głowy od sukcesu" :) Niezmiernie Panu jestem wdzięczny za ten list i te bardzo cenne dla mnie uwagi. Taka była moja intencja od samego początku: stworzyć aparat do zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości. Ba, nie tylko stworzyć ale i spopularyzować. Myślę o tym, w zasadzie, już od ponad 10 lat. Proszę zerknąć co pisałem na ten temat w dniu 2010.01.13. |