Fizyka Życia

Fizyka Życia - Dziennik

rok 2011

Zdobycie Mount Kosciuszko

◁◁◁ Listopad, pod Uluru ▷▷▷

Sylwester 2010/2011

Sylwestra spędziliśmy pod namiotem w zaśnieżonych górach. Ciekawe doświadczenie. Zapada noc, szuka się w miarę płaskiego miejsca, równa śnieg, rozstawia namiocik, rozkłada karimaty i śpiwory puchowe (pierwszego dnia suche, potem już wilgotne) i po zdjęciu tylko kurtki i spodni wiatrochronowych człowiek się w nie wciska. W nocy wydychana para zamarza na wewnętrznych ściankach namiotu i skrapla się na śpiworze stopniowo go zawilgacając. Gdy puch ucieka spod ciała stykającego się z karimatą zaczyna być chłodno, ratuje wówczas podłożenie puchowej łapawicy lub małego kawałka karimatki wewnątrz śpiowra.

Do warunków można się przyzwyczaić: -5oC, gdy nie wieje wiatr i jak się jest najedzonym, to całkiem ciepło - rękawiczki nie są potrzebne.

…aż wszystko pieprznie naraz

Mały, ale jakżesz obrazowo tłumaczący na czym polega obecne rządzenie krajem, fragmencik z blogu Korwina:

W normalnym państwie podatki brane są PO COŚ: na prowadzenie wojny, na utrzymanie wojska, policji, urzędników, na rozrywki króla…

W państwie totalitarnym - a d***kracja to, przypominam, ustrój totalitarny - budżet też jest totalny: najpierw zdziera się z tzw. obywateli (czyli tych, którzy widać lubią obywać się bez tych pieniędzy, bo głosowali na tych, którzy im je zabierają…) podatki - a potem ONI dzielą łupy.

A to zabiorą Kowalskiemu, by dać Wiśniewskiemu - a to odwrotnie… za każdym razem biorąc te 10% dla tych, co " sprawiedliwie dzielą". Nazywa się to "sprawiedliwość społeczna". [Patrz lewak]

Ostrzegałem już wiele lat temu: budżet totalny powoduje, że Reżym będzie zabierał pieniądze z jednej dziedziny, która jeszcze dycha - i przekładał do drugiej, która właśnie bankrutuje. Tak długo, aż wszystko pieprznie naraz…

Ja widzę ten problem nieco inaczej: rządzący już nawet nie rzadzą - przepieprzają po prostu pieniądze podpierając się różnymi działaniami magicznymi mającymi na celu pokazywanie, że jednak rządzą (służą narodowi). Jakżesz wszytko to jest spójne i logiczne, a zarazem głupie i katastroficzne w swoich rezultatach…

A tak na marginesie opsane przez Korwina w ostatnim akapicie tak powszechne i istotne w swych konsekwencjach zjawisko nawarstwiania niewinnych nawet nie jest nazwane, a skoro tak, to znaczy, że powszechnym odczuciu nie jest ono zbyt istotne. Ta znikoma istotność wynika z naturalnej w środowiskach ludzkich presji korzyści krótkoterminowych nad długoterminowymi i korzyści indywidualnych nad zbiorowymi.

Psychika emigrantów

Wystąpiliśmy z prelekcją w Poznaniu na zaproszenie towarzystwa "Warsztaty idei". Miałem tyle czasu ile chciałem i dość liczną publikę. Zabrakło mi jednak dyskusji. Czas gonił, pokazliśmy jeszcze film "The call for entrepreneur" i trzeba było uciekać.

W kuluarach rozmawiałem z kilkoma ciekawymi osobami, o podobnych doswiadczeniach jak moje. A dzień później otrzymałem taki oto mail:

Dzień dobry Panu
Bardzo dziękuje za ciekawą prezentacje.

Bardzo mi było miło Pana poznać i zapoznać się z Pana historią życia na zachodzie. To o czym Pan opowiadał wyobrażałem sobie teoretycznie i właśnie takie miałem wyobrażenie na temat zachodu a zwłaszcza Szwajcarii. Był Pan kolejnym a za razem najbardziej wiarygodnym dowodem na to jaka jest mentalność pewnych narodów którzy własną pracą i szacunkiem do pracy i umiejętności bliźniego potrafili dojść do sukcesu.
Miałem wielkie nadzieje, że emigrując na początku lat dziewięćdziesiątych spotkam w Polsce podobne nastawienie ludzi którzy wywalczyli sobie wolność i niepodległość. Niestety pomyliłem się. Ale wytrwałość i upór, jak Pan również podkreśla, są najważniejsze w dążeniu do celu. Bardzo Panu dziękuje i mam nadzieje będę miał jeszcze okazje spotkać się z Panem i podyskutować dłużej na różne ciekawe tematy.

Z poważaniem
Karen {przyjechał do polski z dalekiego kraju}

Kołowrót myśli - element twórczości

Rano kołowrót myśli:

  • że to wszytko nie ma sensu
  • że trzeba napisać promocyjny list do…
  • że nie wiadomo czy coś jest, czy też z nicości na zasadzie rozedrganej struny pojawiło się coś i antycoś. Tylko co spowodowało to rozedrganie?
  • że trzeba pisać! Tylko po co? Przecież tyle już zostało napisane, a procesy społeczne i tak toczą się tak, jak zwykle
    • że z "zakrzywieniem czasoprzestrzeni" może być tak samo jak z "czarną dziurą" - nazwa nie oddaje istoty zjawiska, lecz wręcz go zaciemnia.
    • że naczelnym imperatywem człowieka powinno być samodzielne myślenie i nie branie więcej niż się daje…

      Powinno, ale jest dokładnie na odwrót
    • że Wojtek N. jest chory na chorobę czerwonych oczu
    • [nie dozwolieno cienzuroju]
    • że samodzielny naukowiec nienamaszczony przez "Państwo" może wystąpić na pikniku naukowym, ale tylko wówczas gdy wpłaci 20 tys zł. tytułem sponsoringu. [nie dozwolieno cienzuroju]

    Jak rządzący pozyskują pieniądze

    Tekst Stanisława Michalkiewicza na temat rządzenia, napisany w 1998 roku i o dziwo bardzo (o ile można tak to ująć) aktualny dziś:

    KRÓTKI REJESTR OKRUCIEŃSTW I NIESPRAWIEDLIWOŚCI

    Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakich nie dopuściłby się skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy – napisał ongiś Alexis the Tocqueville. Ponieważ nasz rząd raczej nie uskarża się na nadmiar pieniędzy, wypada zastanowić się, jakich to okrucieństw i niesprawiedliwości może dopuszczać się w związku z tym. Już pobieżna obserwacja pokazuje, że ich rejestr jest wcale pokaźny.

    Kiedy rządowi brakuje pieniędzy, to naturalnym jego odruchem jest podniesienie podatków. Ale litościwa natura postawiła tu barierę zachłanności rządu. Bariera ta nosi nazwę efektu Laffera.Polega on na tym, że przy podniesieniu podatków powyżej pewnego poziomu, dochody państwa są mniejsze, niż przy podatkach niższych. Wytłumaczenie jest proste: wiele przedsiębiorstw, rentownych przy podatku np. 10% staje się nierentownych przy podatku np. 15%, bankrutują więc i nie tylko nie płacą podatku 15-procentowego, ale w ogóle żadnego. Ponadto cześć ludzi, którzy przy podatku 10% nie oszukiwali, bo podatek nie taki bardzo uciążliwy, kary surowe, no i wstyd, przy podatku 15% dochodzi do wniosku, że - pal sześć! oszukiwanie się opłaca. Tworzy się szara strefa, od której podatki, ma się rozumieć, nie wpływają.

    Więc rząd podniósł już podatki, ale nadal brakuje mu pieniędzy. Co robi dalej? Zaczyna fałszować pieniądze. Oto parlament uchwala budżet z deficytem (np. na rok 1996 – ok. 100 bln st.zł). Część tego deficytu (około 30%) pokrywa tzw. kredytem banku centralnego. Oznacza to, że Narodowy Bank Polski po prostu każe wydrukować banknoty, których łączna wartość opiewa na sumę owego kredytu. Są to banknoty bez pokrycia, a więc niby prawdziwe, ale w gruncie rzeczy fałszywe. Konsekwencją tego postępowania jest inflacja, czyli spadek wartości pieniądza. Jeśli inflacja wyniosła (tak, jak w roku 1994) 30% rocznie, to znaczy, że każdy milionowy banknot na koniec roku wart był nie milion, a tylko 700 tys. Oznacza to, że każdemu posiadaczowi każdego milionowego banknotu rząd zabrał 300 tys. st.zł.

    Ale nadal brakuje mu pieniędzy. Cóż zatem robi? Kiedy minister finansów przedstawia w Sejmie projekt ustawy budżetowej, to w pewnym momencie mówi tak: „a emerytury i renty zwaloryzujemy na poziomie 92%”. W przekładzie na język ludzki oznacza to, że emerytom i rencistom rząd odbierze część ich emerytur i rent. Ten zabieg możliwy jest dzięki inflacji. Ponieważ pieniądz traci wartość, to emerytura, dajmy na to, w wysokości 1 mln st.zł, w rzeczywistości (przy inflacji 30 proc) warta jest naprawdę tylko 700 tys. Trzeba zatem podnieść emerytury, by dogonić spadek wartości pieniądza. Jeśli waloryzacja nie jest stuprocentowa, tylko – powiedzmy – 92-procentowa, to znaczy, że część różnicy rząd zabiera sobie. Dlaczego? Ano dlatego, że emerytów tak bardzo się nie boi.

    Więc zabrał i emerytom, ale nadal brakuje mu pieniędzy. Więc zaczyna odbierać pieniądze ludziom, których nie boi się wcale. Cóż to są za ludzie? To są ludzie, których nie ma. W tym momencie Czytelnik może się żachnąć; co ten Michalkiewicz za głupstwa wypisuje? Jakże to można zabrać pieniądze człowiekowi, którego nie ma? A jednak można. Można odebrać pieniądze człowiekowi, którego nie ma, a ściślej – którego jeszcze nie ma. Ten sposób odbierania pieniędzy objawia się w postaci długu publicznego, tzn. długu, który rząd zaciągnął albo za granicą, albo u własnych obywateli. Dług publiczny Polski na koniec roku 1994 osiągnął wartość 1500 bln zł. Wchodzi w to 42 mld dolarów długu zagranicznego, zaciągniętego w czasach Edwarda Gierka i później oraz tzw. dług wewnętrzny, czyli zobowiązania wewnątrzkrajowe. W jaki sposób rząd zaciąga te ostatnie? Ano, żeby zdobyć pieniądze na pokrycie pozostałej (po kredycie NBP) części deficytu budżetowego, rząd wypuszcza obligacje skarbowe. Obligacje te kupują przede wszystkim banki, bo rząd zobowiązuje się, że – dajmy na to – za rok wykupi te obligacje płacąc sumę nominalną i umowny procent. Ale skąd rząd, który nie ma pieniędzy, będzie je miał w przyszłym roku? Oczywiście i w przyszłym roku nie będzie miał. Co zatem robić? Ano, żeby wykupić poprzednie obligacje i zapłacić procenty, wypuści następne obligacje, ale już na kwotę znacznie (w 1995 roku - dwukrotnie) wyższą. W następnym roku – jeszcze wyższą. I tak dalej. W ten oto sposób rząd zmusza następne pokolenia (a więc ludzi, których jeszcze nie ma) do finansowania wydatków państwowych. Gdyby tak postępował ojciec wobec dzieci, nazwalibyśmy go utracjuszem i ojcem wyrodnym. Ale kiedy to samo robi rząd, uważamy, że wszystko jest w porządku i nawet się od niego tego domagamy, nie zdając sobie, być może, sprawy, że ograbiamy własne wnuki. A żeby było śmieszniej, to wszystko, co tu wyżej opisałem to odwrotna strona medalu zwanego sprawiedliwością społeczną.

    Nic dodać nic ująć dokładnie tak wygląda rządzenie w wydaniu obecnego, a i poprzedich rządów. Tak to każdy głupi umie rządzić możesz sobie pomyśleć, ano nie - do tego potrzebna jest duża doza bezczelności, bezwstydu, arogancji, hucpierstwa, nieprzyzwoitości, no i oczywiście elokwencji, by powyższe przymioty zgrabnie pudrować.

    Minister finasów ma się dobrze, ciągle tyje, ciągle na bankietach, 8 wiceministrów go obskakuje, a gdy przychodzi do sparw merytorycznych to powiada, że akurat na tym to się nie zna.

    Najgorsi są ci, którym bogactwo spada z "nieba"

    Niemcy widziani oczami polskiej sprzątaczki: Zapytana o najlepszych klientów Justyna opowiada, że to tacy, którzy sami do czegoś doszli w życiu. Im większy dorobek, tym są milsi. Najgorsi są nuworysze, nowobogaccy. Ci nawet jej nie powitają, kiedy wchodzą do domu. Nie dadzą szklanki wody w upał. Kiedyś myła okna, a cała rodzina siedziała na kanapie i przyglądała się jej, sącząc lemoniadę, jakby obserwowali safari. Cieszy się, kiedy dostaje jakiś upominek na gwiazdkę, ale nie wtedy, kiedy jest to przedatowane jedzenie czy mata łazienkowa ukradziona w hotelu.

    To nie Niemcy, wszędzie tak jest - Fizyka Zjawiska. Jest tak, jak babka mówi: najgorsze są gnoje, którym bogactwo spada z "nieba".

    Samospalenie

    Młody Tunezyjczyk Mohamed Bouazizi, który podpalił się 17 grudnia w Sidi Bouzid w środkowej Tunezji, zmarł we wtorek wieczorem z powodu odniesionych ran - poinformował szef Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH) z siedzibą w Paryżu.

    Bouazizi podpalił się przed budynkiem rządowym w Sidi Bouzid na znak protestu przeciwko bezrobociu; policja skonfiskowała mu wózek z warzywami i owocami.

    Incydent spowodował wybuch protestów i zamieszek bezrobotnej młodzieży, członków związków zawodowych i obrońców praw człowieka. Demonstracje i niepokoje przeniosły się następnie na kilka sąsiednich miast, w tym samą stolicę Tunis, Sousse i Sfax.

    Według francuskich mediów, kilku bezrobotnych absolwentów szkół wyższych próbowało popełnić samobójstwo przy pomocy prądu elektrycznego, w co najmniej jednym przypadku skutecznie, by zaprotestować przeciwko biedzie i bezrobociu. Inny bezrobotny absolwent poniósł śmierć, gdy policja została zmuszona do "strzelania w obronie własnej", by rozproszyć demonstrantów w mieście Bouziane na południu kraju.
    [http://wiadomosci.onet.pl/swiat/tunezja-zmarl-mezczyzna-ktory-podpalil-sie-w-grudn,1,4097623,wiadomosc.html]

    Do jakiej desperacji musiał być doprowadzony człowiek (niewątpliwie należący do kategorii Atlasów), który chciał po prostu zarabiać na wolnym rynku? Jedyną formą obrony Atlasów przed Grabieżcami jest wycofanie się lub przejście na ich stronę. Ten nie miał już gdzie się wycofywać, a przejść na stronę Grabieżców nie chciał, bądź też nie miał takiej możliwości i wybrał śmierć. Dalej cofnąć się nie można.

    Uderzyło mnie też to, że informacja ta zamieszczona była na polskim portalu znanym z ostrych dyskusji internautów dnia 05.01.2011 i w ciagu dziesięciu dni nikt jej nie skomentował.

    Jak zwykle w takich sytuacjach pojawiają się bandy nieformalnych Grabieżców, które chcą skorzystać z sytuacji:

    W tunezyjskiej stolicy Tunisie panuje chaos - niektóre budynki stoją w ogniu, słychać strzały, na ulicach grasują szabrownicy. Polskie MSZ uruchomiło infolinię dla członków rodzin obywateli Polski przebywających w Tunezji.

    Tymczasem według relacji mieszkańców stolicy Tunisu w kilku dzielnicach miasta grasują bandy, które plądrują i podpalają budynki oraz atakują ludzi. W pobliżu nie było policji.

    W centrum miasta w piątek wieczorem słychać było strzały oraz dźwięk odpalanych granatów z gazem łzawiącym, jednak wg dpa odgłosy ucichły po północy. Nad miastem latają helikoptery z włączonymi reflektorami, patrolujące miasto.

    Agencja dpa pisze, że w sobotę rano w płomieniach stał główny dworzec kolejowy w Tunisie, podobnie jak supermarkety. Korespondent Reutera relacjonował, że ludzie ubrani po cywilnemu strzelali na ulicy z nieoznaczonych samochodów w dzielnicy Ettadamen. Na razie ich tożsamość pozostaje niewyjaśniona.

    Według relacji świadków, na których powołuje się agencja Reutera, w miejscowości Denden, ok. 19 km od stolicy, ze śmigłowca wysadzono żołnierzy, którzy mają przywrócić porządek na ulicach. Wojsko uruchomiło gorące linie, gdzie można się zgłaszać w razie zagrożenia.
    [http://wiadomosci.onet.pl/swiat/chaos-w-tunisie-slychac-strzaly-na-ulicach-grasuja,1,4110936,wiadomosc.html]

    Natura człowieka będącego w pracy

    Znalezione w sieci. Ostatnie zdanie to istna perełka:

    A kto z was nie kombinuje w pracy. Każdy udaje że pracuje 8 godzin a w międzyczasie siedzi w necie, gada z kolegami w pracy.
    Jak byście mieli możliwość to tez zatrudnilibyście kolegów, rodzinkę za państwowe pieniądze.
    Taka to natura człowieka wiec czemu się dziwicie?

    jak głosujecie to się dziwcie i głosujcie na ludzi mówiących prawdę.
    jak mówią że wszystko będzie płatne to prawda.
    jak mówią że coś dadzą to kłamią.

    Czy to takie trudne zrozumieć, że wszystko kosztuje?

    Kradzież instytucjonalna

    W mediach rząd informuje o tym, że rząd przesuwa pieniadze z otwartych funduszy emerytalnych (OFE) do kasy państwowej, by, jak wyraził to minister (nazwiska nie wymieniam, bo i tak nie ma to znaczenia), "dać wytchnienie naszemu państwu". Dużo się mówi na ten temat i dużo obiecuje. Mowa jest składna, na pozór logiczna i mocno przekonująca. Dokładnie taka sama jak wtedy gdy wprowadzano OFE. Wtedy mieliśmy (pod przymusem) dać nasze pieniądze, by zapewnić "sobie świetlaną przyszłość", teraz zabierają te pieniądze, by "dać oddech państwu".

    A prawda jest taka, że struktury tego Państwa pożerają coraz więcej, a dają coraz mniej od siebie. A społeczeństwo nie może nic na ten temat zrobić. W mediach jak zwykle nadreprezentacja rządu i prawie w ogóle nie ma głosów rozsądku. Na naszych oczach rząd realizuje klasyczny scenariusz rozpieruchy państwa (patrz Cykl Tytlera) tak dokładnie opisany przez Ayn Rand w Atlasie zbuntowanym. Drukują pieniądze, przeksięgowują je z lewa na prawo, troszczą się o naszą przyszłość, o nasze dobro, o nasze zdrowie - to we frazesach, natomiast w praktyce poszerzaja populacje urzędników, osłabiają wydajność i chęć do pracy, zabierają wypracowaną własność.

    Minister tłumaczył zasadność swego bełkotu tabelką, którą zrobiła mu jakaś urzędniczka. Zero odpowiedzialności, zero rządzenia - bo jak tu mówić o rządzeniu kiedy potrzebne pieniądze można sobie dodrukować lub komuś zabrać. Cały kunszt zarządzania i rządzenia opiera się na właściwym bilansowaniu zasobów w tym finansowych, a nie okradaniu ludzi instrumentami finansowymi.

    Kilka ciekawych wpisów internautów na ten temat:

    drapieżne ręce rządu
    ~Ubi Lex dzisiaj, 07:06
    mam 54 lata. 11 lat temu uwierzyłam, że będę miała wyższą emeryturę gdy będę w OFE.I że coś z tego będą miały moje dzieci. Dzisiaj wiem, że moja emerytura za 6 lat będzie głodowa a ja chcąc zostawić coś dzieciom z OFE, powinnam umrzeć, zanim osiągnę wiek emerytalny. To jawne kpiny. Apeluję do młodych: odkładajcie na przyszłą emeryturę, ale w taki sposób aby państwo nie mogło po wasze pieniądze wyciągnąć swoich drapieżnych rąk.

    Komentarz: drapieżne ręce rządu
    ~xyz dzisiaj, 07:47
    Jak bardzo trzeba być naiwnym by liczyć na jakieś konkretne pieniądze z lokat opartych na spekulacji giełdowej? Równie dobrze można zagrać w totka. To po pierwsze, po drugie trzeba mieć problemy z logiką by zbierać pieniądze od ludzi przez ZUS (państwo)przelewać je na jakieś fundusze, później wydawać papiery wartościowe które wykupują owe fundusze na procent, nie zapominajcie , że Wy też płacicie za to, że te fundusze łaskawie przyjmą wasz grosz i to więcej niż ZUS.

    Jeżeli w ciągu jednego dnia można zmienić zasady, ustawę,
    ~Dżordż dzisiaj, 07:51
    uchwałę itp. to ja dziękuję za trzeci, czwarty czy dziesiąty filar. Jaką mam pewność,że za następnych 10 lat rząd nie weźmie się za III filar? Wolę to co mam wpłacić do III filaru wykorzystać na wycieczkę lub kupić metr ziemi. Nigdy nie będę utrzymywał jakichś filarowych kacyków bo oni mi kiedyś wypłacą emeryturę. Cha, cha, cha… koń by się uśmiał.

    Socjaliści starają się odwlec bankructwo ZUS-u za wszelką cenę.
    ~KarolMarks dzisiaj, 07:51
    Udają, że mają wszystko pod kontrolą. A w mediach ogłupiają społeczeństwo aby myślało, że jest "

    Ale gadka szmatka!
    ~xyz dzisiaj, 07:16
    Najpierw piszą że 40 % skorzysta a nie na pisali że 60 % nie skorzysta, później już zabrakło procentów to napisali że "większość" jest za oszukańczym działaniem rządu. A ta większość to może być 50,1% a może tez być 99,9%. Ale gadka szmatka.

    LUDZIE TUSEK I jego banda chcą nas okraść - BROŃMY się!!
    ~BEBA dzisiaj, 07:32
    To jest kradzież .Wszyscy ci którzy mieli wybór i mogli zostać w ZUSie lub przjść do OFE byli zapewniani , że jest to umowa społeczna , którą nikt nie ma prawa rozwiązać. Ani banda z PO ani Pawlak ( najpierw niech załatwi KRUS ) nie mają prawa zabrać coś co zapewniano nas jest stałe i dziedziczne… Rozumiem , że mogą zabrać nowo wchodzącym w dorosłe życie ludziom ale od tych którzy zrobili to dobrowolnie - Tusek i Pawlak - WARA. WZYWAM DO SPOŁECZNEGO BOJKOTU. Proponuję pozwy zbiorowe przeciwko rządowi polskiemu. WZYWAM DO WSTRZYMANIA PŁACENIA PARTIOM Z BUDŻETU - PARTIE NIECH SIĘ UTRZYMUJĄ Z WŁASNYCH SKŁADEK… LUDZIE TO JEST NAJWIĘKSZY SKOK NA KASĘ OD KOŃCA II WŚ.
    NIECH PAWLAK ZAŁATWI KWESTJĘ SPREDÓW W BANKACH I KRUS ZANIM DOTKNIE MOICH PIENIĘDZY. To nie jest żart ani zgrywa LUDZIE SKRZYKNIJMY SIĘ I WALCZMY. ZA NASZE PIENIĄDZE CHCĄ SOBIE RATOWAĆ BUDŻETY ????
    Składajmy skargi do RZecznika Praw Obywatelskich , !!!
    Niech okradają młodych wchodzących dopiero w życie a od moich pieniędzy… ODWALCIE się !!!!

    Ten ostatni wpis wymaga komentarza. Dokładnie na tym mechaniźmie oparty jest wyzysk ludzi: Niech (tu dowolna grupa społeczna, która może dokopać) okradają (tu dowolna grupa społeczna, której można dokopać). Tak opisała ten mechanizm Ayn Rand:
    Początkowo zastanawiałem się, jak to możliwe, żeby wykształceni kulturalni, sławni ludzie tego świata popełnili tak drastyczny błąd i wychwalali tę potworność jako cnotę, skoro wystarczyłoby wprowadzić to w czyn na pięć minut, by poznać skutki. Teraz już wiem, że nie był to błąd. Takich błędów nigdy nie popełnia się nieświadomie. Jeśli ludzie zaczynają nagle, bez wyraźnego powodu dążyć do jakiegoś straszliwego, niewykonalnego szaleństwa – to znaczy, że mają powód, tylko nie chcą go zdradzić. My też nie byliśmy bez winy, popierając plan na pierwszym zebraniu. Zrobiliśmy to nie dlatego, że wierzyliśmy w brednie, którymi nas karmiono. Był jeszcze inny powód, ale brednie pomogły nam to ukryć przed kolegami i przed sobą. Brednie dały nam możliwość zrobienia cnoty z czegoś, do czego w innym wypadku wstydzilibyśmy się przyznać. Nie było na zebraniu ani jednego człowieka, któremu nie przyszłoby do głowy, że pod przykrywką szlachetnego planu uda mu się położyć łapę na pieniądzach zarobionych przez lepszych od niego. Nikt nie był dość bogaty ani dość zdolny, żeby nie myśleć, że dzięki planowi zawładnie częścią umysłu i majątku kogoś bogatszego i zdolniejszego. Myśląc o niezasłużonych zyskach, które chciał czerpać z ludzi stojących wyżej od niego, zapomniał jednak o stojących niżej. Nie pomyślał, że oni także będą się chcieli obłowić jego kosztem. Robotnik, któremu przyszło do głowy, że jego potrzeba upoważnia go do posiadania limuzyny, skoro może ją mieć szef, zapomniał, że każdy darmozjad i żebrak będzie się domagał lodówki, skoro on ją ma. Takie były nasze prawdziwe intencje, gdy głosowaliśmy. Ale nie chcieliśmy o tym myśleć – a im mniej nam się to podobało, tym głośniej krzyczeliśmy o swojej miłości do dobra publicznego.

    Sami tego chcieliśmy. Kiedy się zorientowaliśmy, że zupełnie nie o to nam chodziło, było już za późno. Byliśmy w pułapce.

    A Stanisław Michalkiewicz nieco inaczej: KRÓTKI REJESTR OKRUCIEŃSTW I NIESPRAWIEDLIWOŚCI

    Niedługo będzie za późno. Cykl Społeczny jest nieubłagany.

    Łatwość obiecywania i mówienia co trzeba by zrobić

    Perełka z sieci. Komentarz do orędzia Obamy, w którym prezydent USA mówi co należy zrobić, by USA nie utraciły hegemonii gospodarczej na rzecz Chin i innych wschodzących gospodarek.

    Skończyła emigracja młodych mądrych ludzi do USA.
    ~Katon dzisiaj, 08:29
    A to była podstawa rozwoju technologii w USA.
    Teraz na świecie jest wiele innych centrów naukowych gdzie młodzi zwłaszcza Azjaci mogą realizować swoje wizje. Natura tak zbudowała człowieka że dzieci geniuszu nie dziedziczą. USA bez dopływu nowych kadr z zewnątrz staną w miejscu.
    Polska prowadzi dokładnie odwrotną politykę niż USA. Zamiast ściągać do siebie mądrych ludzi wysyła własnych geniuszy gdzieś zagranicę skąd już nie wracają.
    Polska to jeden z najgłupiej zarządzanych krajów na świecie (promocja emigracji, polityka antyeksportowa i proimportowa, niszczenie własnej gospodarki a promowanie gospodarki zagranicznej, niszczenie służby zdrowia, brak rozbudowy a nawet konserwacji infrastruktury kraju (koleje, regulacja rzek, energetyka, obniżanie poziomu edukacji, jedyny bodziec rozwojowy to mecze piłkarskie w 2012r…).
    W Polsce choćby ktoś chciał to nie ma jak zrobić czegoś dla Polski.

    Sam Obama plótł trzy po trzy. Oto dowód:

    Obama przedstawił program podobny do zarysowanego w poprzednich orędziach. Wezwał do inwestycji w "zieloną gospodarkę", czyli czyste technologie i odnawialne źródła energii. Ma to być "program Apollo naszych czasów" - powiedział, porównując go do programu lotów na Księżyc. [Za kilka lat wymyślą inne fajne hasła. Zamiast haseł trzeba przeglądać roczniki statystyczne.]

    Sporo miejsca poświęcił oświacie, wskazując na potrzebę nadrobienia przez USA zaległości w tej dziedzinie. Amerykańscy uczniowie mają gorsze wyniki w nauce, zwłaszcza w przedmiotach ścisłych, od uczniów wielu z krajów europejskich i azjatyckich. - W Chinach nauczycieli nazywa się budowniczymi narodu; czas, byśmy naszych nauczycieli nazywali tak samo - powiedział. [Lenin też twierdził, że nauczyciel powinien zarabiać więcej od policmajstra, ale jakoś mu z tym nie wyszło]

    Inne dziedziny, w której - zdaniem prezydenta - Ameryka jest zapóźniona, to infrastruktura, informacja i transport. Zwrócił uwagę, że w niektórych krajach więcej obywateli ma dostęp do szybkiego internetu. Powiedział też, że "Rosja inwestuje w transport więcej niż my". [Najmniej w transport inwestują Szwajcarzy, zainwestowali mądrze, skutecznie i efektywnie - i nie mają żadnych problemów z transportem. Inwestycje centralnie planowane z reguły są rozkradane, no i dlatego trzeba ciągle i wciąż ciągle "inwestować"]

    A teraz specjalnie dla Obamy, skrót tego w jaki sposób Chiny wyszły na czoło:

    W latach siedemdziesiątych XX wieku, Chiny znajdowały się na progu zapaści gospodarczej. Nagle stało się coś, co spowodowało, że w ciągu 25 lat (od 1978 do 2003), kraj ten z pariasa przeobraził się w jedną z czołowych gospodarek świata. Odnotowano, że w tym czasie PKB wzrosło 37-krotnie, a średnie zarobki 23-krotnie. Cóż spowodowało tak radykalne zmiany? Odpowiedź jest prosta: odejście od posłuszeństwa dyktatorowi i powrót do sprawdzonych zasad. Komunistyczne władze chińskie, wbrew swej nazwie, zaczęły stopniowo odchodzić od prowadzenia przez państwo działalności gospodarczej i zrezygnowały z pełnego sterowania procesami ekonomicznymi. Uporządkowano sprawy własnościowe, a do gospodarki wprowadzono mechanizmy rynkowe. W roku 1981 zezwolono na prowadzenie prywatnej, jak na razie drobnej, działalności gospodarczej. Natychmiast spowodowało to dynamiczny rozwój handlu i produkcji. Dlatego też w roku 1988 pozwolono na więcej. i zalegalizowano prywatne przedsiębiorstwa zatrudniające ponad ośmiu pracowników. O rozkwicie sektora prywatnego świadczy wzrost liczby zatrudnionych w prywatnych firmach. W 1989 roku zatrudnionych w tym sektorze było 21,4 mln osób, a już w 2003 czterokrotnie więcej – 89,3 mln. Stopniowo spod kontroli państwowej uwalniane były również ceny. Radykalnie ograniczono ingerencję państwa w gospodarkę wiejską. Zlikwidowano system komun ludowych, a ziemię rozdzielono między chłopów i pozwolono im na pełną swobodę działań w zakresie produkcji rolnej i obrotu płodami ich pracy. Wprowadzono również prawo swobodnego obrotu nieruchomościami. Ponieważ w połowie lat 90-tych XX wieku około dwie trzecie państwowych firm przynosiło straty, zdecydowano się albo na ich sprywatyzowanie albo bankructwo. Działania te sprawiły, że w 2004 roku, pod względem siły nabywczej chińska gospodarka zajęła drugie miejsce w świecie. Ten wielki skok trwał zaledwie 25 lat.

    Historia Chin jest świetną ilustracją Cyklu Tytlera, zgodnie z którym toczy się historia cywilizacji, a sam koniec XX wieku jednoznacznie pokazuje, że czynnikiem rozwoju społeczności jest pozwolenie jednostkom wytwarzającym dobra na kumulację zysków pochodzących z ich wymiany w oparciu o jedną, jedyną zasadę – zasadę wolnego rynku. Oczywiście wolny rynek, oprócz teg naczelnej zalety ma wiele rzeczy, które nie podobają się wielu ludziom - stąd też jest tak szeroko tępiony.

    Faszyzm

    Wieczorem natrafiłem w telewizji (kanał TV Kultura nadaje coś takiego) na quasi dokumentalny film o rosyjskich faszystach - "Rosja: rewizje imperium: Rosja 88". Blade jest przywódcą grupy moskiewskiej grupy skinheadów Rosja 88. Jej członkowie nagrywają filmy propagandowe promujące faszystowską ideologię i zamieszczają je w Internecie. Blade odkrywa że jego młodsza siostra spotyka się z chłopakiem, który pochodzi z Kaukazu. Konflikt między rodzeństwem zaostrza się i przeradza się w tragedię. W filmie wykorzystano materiały dokumentalne, liczne wywiady, autentyczne teksty faszystowskich piosenek. Większość kostiumów pochodzi z sklepów internetowych, w których zaopatrują się rosyjscy neonaziści. Dialogi zostały zaczerpnięte ze skrajnie prawicowych forów internetowych.

    Film przerażający. I nawet nie chodzi o to, że to Rosjanie, bo u Niemców i u nas też tacy ludzie są. Bić, kraść, mordować i gwałcić, nawet za cenę własnego życia, byle było na to jakiekolwiek przyzwolenie. I ludzie w ulicznym wywiadzie takie przyzwolenie dają, każdy mówi: "Tak, Rosja dla Rosjan". Dopóki biją, kradną i gwałcą nie mnie, lecz innych i na dodatek teoretycznie w mojej obronie, bo chcą zabijać obcych, którzy u nas w Rosji robią biznes - mogą to robić. Nieformalne struktury jak najbardziej formalnej władzy też dają takie przyzwolenie licząc, że kiedyś ci straceńcy mogą się przydać.

    Film przeraża tym, że w ogóle takie indywidua się rodzą i żyją oraz tym, że tacy właśnie w pewnym momencie pod wodzą Adolfa już raz przejęli władzę, a być może nie raz, bo wcześniej dokonało się to samo w Rosji pod wodzą Włodzimierza, a w 1789 we Francji pod wodzą Georgesa…

    Tak, procesy naturalne są nieubłaganie logiczne.

    Film "Rosja 88" jest dostępny w sieci pod adresem https://www.youtube.com/watch?v=HKVZMrz4IzE [2020.08.24]

    Typowe rozruchy, tym razem w Egipcie.

    Zamieszki w Egipcie. Typowy opis tego typu rozruchów:

    Dramatyczna relacja Polaka z Egiptu
    [http://wiadomosci.onet.pl/raporty/rewolucja-w-swiecie-muzulmanskim/dramatyczna-relacja-polaka-z-egiptu,1,4160998,wiadomosc.html]

    Uzbrojone bojówki plądrują sklepy i prywatne domy w Kairze, niszczą każdy napotkany na swej drodze samochód, a na ulicach świszczą kule - tak sytuację w Kairze opisuje trener reprezentacji Egiptu w szermierce Artur Jamrozik. Totalna samowola podkreśla.

    Artur Jamrozik wrócił przed południem do Warszawy. Od sześciu miesięcy pracuje w Kairze. Podkreślił, że największe zamieszki ominęły go, ponieważ ostatnie dni spędził na mistrzostwach krajów śródziemnomorskich w szermierce w Bejrucie. W Kairze został inny trener, Paweł Kantorski, z którym Jamrozik jest w stałym kontakcie.

    Mam nadzieję, że dzisiaj Paweł stamtąd wyleci. Z tego, co mi powiedział, gospodarze domu, który wynajmuje, kazali mu się w nim zabarykadować. (…) Po ulicach Kairu chodzą bandy, które wszystko plądrują: sklepy są w większości nieczynne, zdemolowane, także największe centra handlowe są zrujnowane. Część z nich jest spalona. Nikt nad tymi zamieszkami nie panuje, część sklepów jest otwarta - opowiadał Jamrozik.

    W zasadzie, te bandy to uzbrojone w kije i broń palną bojówki. Z tego, co powiedział mi Paweł: w Kairze jest tak, jakby oglądało się western - ciągła strzelanina, kule świszczą, plądrowane są prywatne mieszkania, samochody są palone, niszczone. Totalna samowola.(…) To się wymknęło spod kontroli, nie ma osoby, która starałaby się to ujarzmić. (…) Nikt nie ma pomysłu na to, jak ta sytuacja ma dalej wyglądać, czy jest jakiś plan awaryjny. Mówi się, że są powoływani nowi ludzie w rządzie. Oni nie są nowi, to ludzie z tej opcji, z której jest Mubarak, jego koledzy, którzy byli w siłach zbrojnych, siłach bezpieczeństwa. Nikt nowy - powiedział Jamrozik.

    Jeśli wygra frakcja islamistów, to będzie bardzo niebezpiecznie, nie tylko w Kairze, ale będzie to bardzo niebezpieczne dla całego świata, bo oni są już nie tylko antyamerykańscy, ale też antyeuropejscy - dodał Jamrozik.

    W Kairze brakuje też żywności. Jest dramat, jeśli chodzi o żywność. Nie ma pieczywa (…), brakuje wszystkiego, ludzie stoją w kolejkach, żeby coś zdobyć. Pracują jakieś osiedlowe piekarnie, ale (…) ceny skoczyły nawet 50-krotnie. Banki nie pracują już od kilku dni, więc nie ma pieniędzy. Paweł mi powiedział, że zrobił sobie zapas żywności na dwa, trzy dni i już mu się to skończyło. Wczoraj dostałem też informację, że dzisiaj mają wyłączyć prąd, telefony, nic ma nie działać w związku z tym, że na dzisiaj zapowiedziano największe demonstracje w Kairze - opowiadał.

    […]

    Fizyka produktu - jak tworzyć super produkty

    Rano udział w zebraniu zorganizowanym przez firmę Apple, na temat produktów na iPad'a - płaski komputerek formatu A4 [wysokość: 242,8 mm; szerokość: 189,7mm;

    Apple iPad model 2011
    grubość: 13,4mm; waga: 680g (model WiFi) lub 730g (model WiFi+3G)]. Omawiano gamę produktów od klasycznych książek do inteligentnych programów multimedialnych. Prowadzący podał liczby, które maiły udowodnić, że iPad jest produktem rewolucyjnym, którego sprzedaż rośnie lawinowo oraz takie, które miały zachęcić potencjalnych wytwórców produktów na to urządzenie. Coś w stylu: dwuosobowa firma zrobiła ten, a ten program no i teraz są milionerami…

    Jako druga wystąpiła pani odpowiedzialna w Apple za produkty. Pokazała kilka z nich i omówiła nowinki, na przykład takie jak wstawianie do elektronicznych książek linków, animacji uruchamianych na dotyk, filmów oraz możliwości przestrzennego oglądania obracanych palcem we wszystkie strony grafik przestrzennych… Po czym przystąpiła do podania wytycznych którymi producenci powinni się kierować przy tworzeniu takich produktów.

    Najważniejsze jest to by produkt był dobrze sprzedawalny - nie próbujcie z nowinkami, które gdzie nindziej nie poszły "ale może na iPad'zie się uda". Poza tym produkt musi być: Uroczy
    Dobrze zaprojektowany
    Zoptymalizowany
    Łatwy w użyciu
    Innowacyjny
    Pełny…

    Od razu sobie pomyślałem o Fizyce Produktu, czyli nauce jak robić nowe produkty. Pierwsza oczywiście jest lista wymagań, które stawiamy produktowi, a potem cała teoria jak to zrobić. Zainspirowany wystąpieniem przedstawicielki Apple'a przymierzyłem się do takiej listy:

    Recepta na produkt doskonały
    Potrzebny Po pierwsze na produkt musi być popyt.

    Ludzie muszą mieć motywację, by go kupić. W warunkach sprzedaży na zasadach wolnego rynku musi on być ludziom potrzebny, musi coś załatwiać lub upraszczać, dostarczać rozrywki lub uczyć.

    Bardzo często niektóre grupy społeczne tworzą sztuczny popyt poprzez nakazy, zakazy, zastraszenie, wykorzystanie emocji i popędów lub oczarowanie psychologiczne.

    Konkurencyjny Najważniejszym elementem zwiększającym popyt jest to, że produkt musi być lepszy od produktów konkurencyjnych. Na przykład tańszy, szybszy, bardziej niezawodny, lepszy w użyciu, dający więcej (dla inteligentnych użytkowników) lub mniej (dla mniej inteligentnych) możliwości wykorzystania. Innym jest oryginalność. Może ona być spowodowana czymś nowym lub "odgrzaniem" jakiegoś starego pomysłu.
    Kompletny Ma doskonale robić to, do czego jest przeznaczony.

    Dobrym przykładem jest wyszukiwarka google. Grafika prosta i surowa, funkcja w zasadzie jedna. Z możliwości parametryzacji tej funkcji mało kto korzysta. Wynik działania - szybki. Dokładnie to czego potrzeba. Żadnych dodatków w postaci reklam, itp.

    Funkcjonalny Musi spełniać te fukncje, do spełniania których jest przeznaczony. A jeśli funkcja jest niebezpieczna to w miarę możliwości trzeba zaprojektować odpowiedznie zabezpieczenia. Przykładem może być nóż. Te które podajemy gościom do stołu są tępe i nie szpiczaste - po to, by podczas posiłku zminimalizować ewentualne zranienie się lub kogoś. Kucharze natomiast dysponują nożami jak najostrzejszymi, ich bowiem świadomość niebezpieczeństw wynikających z krojenia jest wyższa niż gościa, który może być na dodatek jeszcze pod wpływem alkoholu.
    Idiotoodporny Musi być w miarę możliwości odporny na niewłaściwe użytkowanie. Oczywiście w przypadku siekiery nic nie da się zrobić, jednak na przykład program komputerowy, który potokowo zmienia dane w plikach musi dawać jakieś zabezpieczenie przed niepoprawnym podaniem parametrów przez użytkownika - musi też pozwolić na odkręcenie wykonanego procesu.
    Zoptymalizowany Wiele funkcji można zrealizować na wiele różnych sposóbów. I tu cały jest kunszt konstruktora, by zaprojektować je w sposób optymalny. Wielką rolę przy optymalizacji produktów odgrywa wolny rynek - ludzie na zasadzie sprzężenia zwrotnego płacąc, za wybrane przez siebie produkty, pokazują, które produkty są dla nich lepsze. W zasadzie można powiedzieć, że wolny rynek jest głównym konstruktorem optymalnych produktów.

    Dobrym przykładem takiego produktu jest kałasznikow. Powszechne stosowanie tego karabinu pokazuje, że jest to konstrukcja optymalna: wcale nie najcelniejsza, nie najbardziej szybkostrzelna, ale za to tania i niezawodna.

    W chwili obecnej jesteśmy świadkami procesu optymalizacji, który ustali wielkość komputerów przenośnych oraz to, czy klawiatura będzie materialna, czy też wirtualna - wyświetlana na ekranie.

    Niezawodny Czyli bezawaryjny. Konstrukcje bardziej skomplikowane same sygnalizują potencjalne zagrożenia, jak na przykład czerwone lampki w samochodach, które informują o zbyt niskim poziomie oleju, które grozi zatarciem silnika.

    Z pojęciem tym łączą sie dwa zagadnienia: naprawialności lub odnawialności. Jeśli produkt jest stosunkowo drogi powinien mieć budowę ułatwiającą jego naprawę na przykład poprzez wymianę modułów, tanie są wyrzucane. Produkty skomplikowane powinny mieć wsparcie w postaci szybkiego i merytorycznego kontaktu z producentem w celu usunięcia ewentualnego problemu.

    Jak liczba zmienia zachowanie

    Na forum interenetowym znalazłem ciekawy materiał o Islamie:

    Islam nie jest ani religią, ani kultem - jest pełnym, kompletnym ustrojem.

    Islam ma religijne, polityczne, ekonomiczne oraz militarne komponenty. Komponent religijny jest podstawą dla wszystkich innych komponentów. Islamizacja następuje, kiedy w danym kraje jest wystarczająco dużo muzułmanów, aby zaczęli się domagać swoich tak zwanych "praw religijnych". Kiedy poprawne politycznie i multikulturalne społeczeństwa zgadzają się na "rozsądne" muzułmańskie żądania o ich "prawa religijne", po cichu przechodzą także pozostałe komponenty. Tak właśnie to działa:
    (Źródło danych procentowych - CIA: The World Fact Book (2007)).

    Dopóki populacja muzułmanów pozostaje w okolicach 1%, są oni postrzegani jako miłująca pokój mniejszość. W artykułach prasowych, filmach podkreślana jest ich barwna odmienność:

    USA -- muzułmanów 1.0%
    Australia -- muzułmanów 1.5%
    Kanada -- muzułmanów 1.9%
    Chiny -- muzułmanów 1% -2%
    Włochy -- muzułmanów 1.5%
    Norwegia -- muzułmanów 1.8%

    W zakresie 2% do 3% muzułmanie zaczynają odróżniać się od innych mniejszości. Zaczynają być widoczni jako członkowie gangów ulicznych i w więzieniach. Pojawiają się pierwsze symptomy nadużywania środków z pomocy społecznej.

    Dania -- muzułmanów 2%
    Niemcy -- muzułmanów 3.7%
    Wlk. Brytania -- muzułmanów 2.7%
    Hiszpania -- muzułmanów 4%
    Tajlandia -- muzułmanów 4.6%

    Powyżej 5% zaczyna być zauważalny silny (nieproporcjonalny do ich liczebności) wpływ na społeczeństwo. Naciskają na wprowadzenie żywności halal (czystego wg. islamskich standardów), dzięki czemu wymuszają pojawienie się dużej liczby miejsc pracy dla muzułmanów. Pojawia się seria żądań do sieci handlowych o wprowadzenie tej żywności na rynek, często wzmocniona groźbami.

    Francja -- muzułmanów 8%
    Filipiny -- muzułmanów 5%
    Szwecja -- muzułmanów 5%
    Szwajcaria -- muzułmanów 4.3%
    Holandia -- muzułmanów 5.5%
    Trynidad & Tobago -- muzułmanów 5.8%

    Powyżej 10% rząd państwa zmuszany jest do uznania ich prawa do sądów Sharii czyli wg. prawa islamskiego. Docelowo Islam dąży do tego, aby cały świat był sadzony wg. prawa Sharii. Wyraźny wzrost bezprawia, pojawiają się muzułmańskie getta, gdzie nawet uzbrojone patrole policji boją się zapuszczać. Rząd zaczyna tracić kontrolę nad sytuacja. Jakikolwiek pretekst może doprowadzić do rozruchów, palenia samochodów i napaści na nie-muzułmanów.

    Gujana -- muzułmanów 10%
    Indie -- muzułmanów 13.4%
    Izrael -- muzułmanów 16%
    Kenia -- muzułmanów 10%
    Rosja -- muzułmanów 10-15%

    Powyżej 20% zaczynają się demonstracje siły, podpalenia szkół, szpitali, samochodów, synagog i kościołów. Większość osadzonych w więzieniach to muzułmanie. Dotychczas sporadyczne grupy para-militarne dżihadystów zaczynają działać w świetle dnia, często wypierając na terenach zamieszkania muzułmanów lokalne siły porządkowe.

    Etiopia -- muzułmanów 32.8%

    Powyżej 40% można się spodziewać regularnych masakr i ataków terrorystycznych. Organizacje para-militarne rządzą niektórymi terenami wg. własnego widzimisię. Trwają także uprowadzenia niewiernych kobiet, gwałty oraz utajone jeszcze niewolnictwo.

    Bośnia -- muzułmanów 40%
    Czad -- muzułmanów 53.1%
    Liban -- muzułmanów 59.7%

    Powyżej 60% następują niczym nie ograniczane prześladowania niewiernych, sporadyczne masowe mordy, wprowadza się prawo Sharii w skali całego kraju. Niewierni są zmuszani do płacenia podatku "za ochronę" tzw. Jizja, często rekwirowany jest ich majątek. Masowy exodus nie-muzułmanów z kraju.

    Albania -- muzułmanów 70%
    Malezja -- muzułmanów 60.4%
    Katar -- muzułmanów 77.5%
    Sudan -- muzułmanów 70%

    Powyżej 80% pojawiają się czystki i mordy kierowane z poziomu państwowego.

    Bangladesz -- muzułmanów 83%
    Egipt -- muzułmanów 90%
    Gaza -- muzułmanów 98.7%
    Indonezja -- muzułmanów 86.1%
    Iran -- muzułmanów 98%
    Irak -- muzułmanów 97%
    Jordania -- muzułmanów 92%
    Maroko -- muzułmanów 98.7%
    Syria -- muzułmanów 90%
    Tadżykistan -- muzułmanów 90%
    Turcja -- muzułmanów 99.8%
    Zjednoczone Emiraty Arabskie -- muzułmanów 96%

    W pobliżu 100% następuje tzw. muzułmański Pokój (stąd Islam jest znany jako "Religia Pokoju") czyli "Dar-es-Salaam", co znaczy "Islamski Dom Pokoju". Wg. wojennej doktryny islamu powinien być wtedy pokój, gdyż wszyscy są już muzułmanami i nie ma powodów do walki.

    Afganistan -- muzułmanów 100%
    Arabia Saudyjska -- muzułmanów 100%
    Somalia -- muzułmanów 100%
    Jemen -- muzułmanów 99.9%"

    Oczywiście tak się nie dzieje. Aby spełnić swoją rządzę krwi, muzułmanie zaczynają mordować siebie na wzajem z różnych powodów.

    Pozdrawiam Michał M. z Płocka :)

    Mocno to zgeneralizowane, bowiem Afganistan i Arabia Saudyjska to jednak dwa bardzo różne kraje. Poza tym może nie dotyczyć wyłacznie muzułmanów, lecz i innych grup społecznych.

    Kilka dni temu jakaś ekspertka powiedziała bardzo ciekawą myśl: otóż do rozruchów tego typu co obecnie w Tunezji i Egipcie dochodzi gdy społeczeństwa są młode, a w obu tych krajach ludzie poniżej 30 roku życia stanowią ponad połowę.

    Dla mnie to przykład II Etapu Cyklu Rewolucji

    Jak "państwo" "zarabia" na obywatelach pensje dla swych urzędników

    Półtorej godziny wyrwane z życiorysu. Załatwiam dwa zaświadczenia, pierwsze to potwierdzenie wpisu do ewidencji działalności gospodarczej, a drugie to zaświadczenie o niezaleganiu z podatkami. Jedno i drugie trzeba załatwiać osobiście, korespondencyjnie się nie da. Trzeba więc pojechać, co kosztuje, wystąpić z poprawnie wypełnionym formularzem/podaniem o wydanie, zapłacić i odczekać dni kilka.

    W urzędzie miasta (ewidencja) trzy Panie w gotowości do obsługi, wciskam klawisz i już po chwili (okamżik) jestem zaproszony przez system elektroniczny do okienka. Pani pomaga wypełnić formularz, inne z braku petentów się przyglądają i nawet coś doradzają.

    Polski urzędnik dwukrotnie mniej efektywny niż pracownik w sekt. prywatnym
    Minuta i jeszcze tylko opłata i już będzie po wszystkim. Naciskam guzik do kolejki kasowej, a system informuje mnie, że przede mną jest jeszcze 36 osób. W kasie czynne jest tylko jedno okienko, w drugim kasjerka coś tam robi ale okienko ma zamknięte. Obsługa jednego petenta to kilka minut. 36 osób razy kilka minut to… cholera! Wracam do moich "bezrobotnych" urzędniczek - doradzają niech pan idzie na pocztę i tam zapłaci. Tam trzeba zapłacić jeszcze poczcie za przelew. Lecę, ludzi kilkoro, płacę dość szybko i z powrotem do urzędu, daję kwit i dziękuję moim "bezrobotnym" ciągle siedzącym bez petentów. A kolejka do kasy dłuuuga.

    W urzędzie skarbowym (zaświadczenie) idzie sprawniej, płaci się w kiosku, a potem chwila poszukiwania odpowiedniego pokoju, bo komórka organizacyjna zmieniła lokalizację. Urzędniczka przyjmuje podanie i zwrotnie podaje: proszę mi jeszcze przysłać taki to, a taki dokument. Coś co dawno już im wysłałem, ale jeszcze nie wprowadzili tego do systemu. A więc muszę zrobić coś po raz drugi.

    Kogo to wszytko obchodzi? Oczywiście mało kogo, a powinno wszystkich, bo w ten oto sposób marnowana jest energia ludzi, którzy mogliby coś sensownego produkować lub wymyślać, a tak tylko latają po urzędach.

    Po co mi te zaświadczenia, ano po to by je okazać w innych firmach państwowych, po to bym dostał od tej innej państwowej firmy przyzwolenie na złożenie oferty wykonania dla niej usługi. Taka państwowa selekcja tych którzy mogą dostąpić zaszczytu zrobienia czegokolwiek dla "państwa". Ciekawe, że pojedynczy członkowie "państwa", gdy robią już wyłącznie dla siebie nie wymagają podobnych zaświadczeń - tak jakby inną logiką się kierują, jakimiś innymi kryteriami wyboru (patrz też Andrew Higgins: stoczniowiec II wojny światowej).

    Zaświadczenia takie ważne są przez kilka miesięcy. Ciekawe czemu nie godzinę, wówczas "państwo" miałoby większe wpływy. Wpis do ewidencji - pies drapał może i jest to coś ważnego, ale zaświadczenie o niezaleganiu z podatkami to czysta kpina, bo to nie jest wcale żadne zaświadczenie o niezaleganiu tylko zaświadczenie o tym, że składam sprawozdania miesięczne i wpłacam na konto te kwoty, które sam tam wpisuję - nic więcej.

    Miłe panie z okienka z wydawania tych zaświadczeń żyją i dobrze się mają, a przy okazji zero jakiejkolwiek odpowiedzialności.

    A w radiu jeden z ważniejszych newsów: "Czy Barack Obama farbuje włosy?" - totalne odmóżdżenie. Ludzie zrozumienie procesów społecznych mają w głębokim poważaniu. Interesuje ich głównie własny interes krótkoterminowy i pierdoły w stylu kto z kim śpi.

    Kultura dostrzegania ludzi ważnych dla społeczności

    Rano piękne słońce i -3oC. Zamarznięty świat, który jeszcze przedwczoraj był mokry, przyprószony leciutkim śniegiem.

    Od kilku miesięcy czytam niewielkimi porcjami, niezbyt zresztą wciągającą, książkę "Niezwykłe umysły. Jak w dziecku rodzi się uczony.". Dziś wpadłem na cytat, którego nie mogłem nie zapisać:

    Ray Kurzweil jest wynalazcą, przedsiębiorcą i autorem książek. Był jednym z głównych twórców oprogramowania do omnifontowego rozpoznawania znaków, pierwszej maszyny text-to-speech dla niewidomych, pierwszego płaskiego skanera CCD, pierwszego syntezatora text-to-speech, pierwszego syntezatora muzyki imitującego fortepian i innych klasycznych instrumentów oraz pierwszego komercyjnego systemu rozpoznawania mowy z dużym słownikiem (ma też na swoim koncie inne wynalazki). W 1999 roku z rąk prezydenta Bill'a Clinton'a otrzymał National Medal of Technology. [9788374694902, str. 173]

    Podkreśliłem ostatnie zdanie, bo o tym by nasi polscy prezydenci nagradzali medalami mądrych lub takich, którzy w podobny sposób przysłużyli się krajowi po prostu nie słyszałem. A może nagradzają ale media tego nie nagłaśniają (dlaczego?), albo może nie ma u nas ludzi podobnego formatu (wyemigrowali do Stanów?)?

    Matrix polityczny

    Znalezione w sieci:

    GŁOSOWAŁEŚ na PO? PRZECZYTAJ - OTWÓRZ OCZY!

    Padłeś ofiarą pewnego mechanizmu, który od wieków jest stosowany z wielkimi sukcesami w Polsce. Polega on na wiedzy co jest w danym momencie modne, trendy - czyli pożądane i co jest niemodne. Co jest w Polsce trendy a co jest żałosne, niemodne? Trendy jest elegancja, ładne garnitury, wysublimowana uroda, stonowany aksamitny głosik (siła spokoju i pewności), dobry gust, bogactwo i smak wyższych sfer, kultura, salony, najlepsze marki.

    Niemodne jest natomiast tzw. wieśniactwo, dresiki, zaciąganie w mowie, miejsca w postaci remizy strażackiej, tipsy, stodoła, widok pola, krówek. A więc mamy jakiś rząd czyli jak przez ostatnie 19 lat mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą w białych rękawiczkach, (wyjąwszy okres rządów PIS) która pasożytuje na kraju i mówiąc nieładnie, po prostu kradnie tworząc prawo, które może wykorzystywać do tej kradzieży i naginać, a ukradzione pieniądze rozdaje swoim członkom.

    I teraz zaczyna się wojna psychologiczna - zestawia się na zasadzie skojarzeń - złodziej przewalający grube pieniądze na lewych prywatyzacjach - ubiera się go w ładny garnitur i powtarza słowa klucze kodujące podświadomość - Europa, styl, szyk, elegancja. Czyli koduje nam się takie zestawienie i teraz wystarczy pokazać w telewizji uśmiechniętego złodzieja w garniturze od Versace i podświadomość reaguje zwracając nam sugestię, zalewając nas miłymi uczuciami które zostały tam wprowadzone.

    Potem się zestawia uczciwego człowieka, np. któregoś z braci Kaczyńskich który chce odsunąć od władzy ludzi którzy donosili na kolegów, kradli, itd? i rzuca się hasła typu - nienawiść, oszołomstwo, pieniactwo, kłótnie, jątrzenie, złość, bieda, smutek, brzydota. Gdy pokazują Kaczyńskiego w telewizji, zalewają nas uczucia gniewu, zakłopotania, zażenowania. Zauważyłeś to? to się nazywa uwarunkowanie i odruch Pawłowa. Wie o tym każdy spec od reklamy. Zasada psychotechniki sprawdza się w polityce doskonale, tak samo jak kodowanie ludziom zachwytu do proszków do prania.

    Nie wierzysz? czy myślisz ze jakby te metody nie działały, to firmy by płaciły miliardy dolarów na reklamę? sprawdź sam, spytaj przeciętnego człowieka czemu tak bardzo nienawidzi Kaczyńskiego. Odpowie, że ? ZOBACZ CO ONI ROBIĄ, JAK PODZIELILI LUDZI, JAK JĄTRZĄ każdy z tych zarzutów jest śmieszny i wyssany z palca, no chyba ze zamykanie morderców w więzieniach można uznać za dzielenie ludzi a pogonienie klanów prawniczych i notariuszy, zniesienie składki rentowej, zniesienie podatków od spadków i wiele, wiele innych uznamy za nienawiść. Gdy zaczniesz dopytywać o szczegóły, wyborca PO wpadnie w furię, zaśmieje się, ziewnie, uda, że nie słyszy i że, nie jest zainteresowany Twoją wypowiedzią - ignoruje Ciebie, gdy jesteś w grupie nie poda Tobie ręki - pominie przy przywitaniu się, bądź będzie chciał Cię pobić czy opluć jeśli będziesz wizualnie słabszy. Powtarzanie i zasada skojarzeń, to typowe narzędzie do zmiany osobowości człowieka.

    Cały dramat polega na tym, że nawet gdy człowiek uświadomi sobie ze został oszukany, tkwi w tym. Zostało to dokładnie opisane przez psychologów społecznych, podam wam chętnie przykład - świadkowie Jehowy kilka razy mieli ogłaszany koniec świata. Wyprzedawali wszystko co mieli i gdy się okazywało, że koniec świata jednak nie nadszedł a oni zostali golasami, ich wiara jeszcze się zwiększała - guru mówił, że wyprosił jednak u Boga żeby nie robił końca świata i im to wystarczało by wierzyć jeszcze mocniej.

    Dziwisz się, że wykształceni mądrzy ludzie okazali się aż tak naiwni? tu nie o wykształcenie jednak chodzi, chodzi o to że taki człowiek przyznając się sam przed sobą jak bardzo został wykorzystany i oszukiwany, straciłby do siebie szacunek - więc brnie dalej jeszcze mocniej. Podobnie i wyborca PO, nawet jak zacznie sobie zadawać pytania, patrzeć co się dzieje wokoło niego, rzadko kiedy przyzna, że został oszukany. Wtedy zaczyna działać mechanizm projekcji i za własną naiwność i upodlenie obarcza Kaczyńskich, których zaczyna naprawdę nienawidzić, za swoje upokorzenie. U Kaczyńskich widzę masę wad i błędów w polityce, mają też wiele rzeczy na sumieniu, jednakże nie ma w Polskiej polityce ludzi którzy byliby od nich uczciwsi i profesjonalni jako politycy. Natomiast Tusk to zupełne dno i trzeba być naprawdę mocno zmanipulowanym żeby tego nie widzieć.

    Odruch Pawłowa - pokazujesz wyborcy PO zdjęcie Kaczyńskiego, wpada w furię, źle się czuje, kręci mu się z jadu zalewającego całe ciało w głowie. Pokazujesz zdjęcie Tuska z siatką jabłek, Pawlaka na kartoflisku z kosą - wpada w ekstazę, w przyjemny stan umysłu, odpręża się. Zaprogramowanie oczywiście też się dokonuje u wyborców PIS ale na znacznie mniejszą skalę. Takiej agresji jak u wyborców PO nie widać nawet u naturalnych przeciwników Pis-u - SLD (nagonka medialna TVN, GW i POLSKOJĘZYCZNYCH MEDIÓW ) - CI UCZCIWI - CZEGO TAK SIĘ BOJĄ? A teraz ta agresja wzrasta, ponieważ ceny wszystkiego wraz z jabłkami szybują w górę, pensje stoją w miejscu, autostrady stoją, zapaść na giełdzie, inwestorzy uciekają, dziura budżetowa rośnie w zastraszającym tempie, nadciąga huragan VINCENT. Zaczyna się obiecywana nam Irlandia.

    PO to tylko pijar, manipulacja, mistyfikacja, reklama i marketing. Czyli świadomie przekazywanie nam kłamstw i półprawd. A co z GOSPODARKĄ !? Ludzie ekscytują się wypowiedziami biznesmena od wódek - Janusza PaliKota czy speca od MUSZEK - Stefana Niesiołowskiego a nie dostrzegają rażących deformacji i korupcji na szczytach władzy już nie mówiąc o szczeblu samorządowym. Przykład idzie z góry. Większość środków masowego przekazu zajmują się trzecio- lub nawet czwartorzędnymi sprawami a poza tym przyzwyczają nas do kłamstwa.

    A jaki jest cel ograniczenia nauki historii w szkolnictwie ? (decyzja minister Katarzyny Hall z 23 grudnia 2008r). Każdy kto chociaż trochę zetknął się socjologią wie, że jeśli młody człowiek nie zna dobrze dziejów własnego narodu, wówczas łatwiej można manipulować jego światopoglądem. Taki człowiek nie zna kluczowych wzorców patriotyzmu, nie ma okazji prowadzić nad nimi samodzielnej refleksji.

    W czasach PRL-u kościół, tradycja i rodzina chroniły nas przed propagandą komunistyczną. A cała wówczas machina nie miała dodatkowo wsparcia w towarach kuszących z witryn sklepów. Obecnie dynamika życia osłabia więzy rodzinne, sąsiedzkie i przywiązanie historii do swego narodu. W takiej sytuacji młody człowiek, który nie ma zakorzenienia w wartościach religijnych, rodzinnych czy narodowych (wmawia się, że przeszłość jest nieważna), nie ma też fundamentu, dzięki któremu mógłby oprzeć się manipulacji. Jest pozbawiony pancerza chroniącego go przed szumem informacyjnym, który leje się z Internetu, telewizji, radia, reklam, z gazet.

    Wmawia się nam, iż podejmujemy suwerenne, własne decyzje. Tymczasem myślenie większości Polaków, głównie młodych, poprzez oddziaływanie mediów elektronicznych jest tak sformatowane, że mamy tylko złudzenie własnej podmiotowość i kierowania się własnym wyborem. Czy można z tego wyjść? Jest to trudne, chyba trudniejsze nawet od wielu nałogów ale możliwe. Wystarczy TYLKO szczere otwarcie oczu i uszu na argumenty ludzi mądrych, samodzielne myślenie i jak we wszystkim silna wola dochodzenia samemu do prawdy. Po czym poznać człowieka mądrego?

    Człowiek mądry nie musi wiele mówić, pisać, nie musi angażować się w głośne akcje: jego postawa, jego spojrzenie, czasem milczenie powiedzą więcej niż długie przemówienia ludzi, którym brak mądrości. W życiu codziennym mądrość wyraża się prostotą myślenia i mówienia oraz szczerością zachowania i postępowania w stosunku do innych. Człowiek prosty to człowiek naturalny w swoim zachowaniu, nieskomplikowany w swoich intencjach i wyrażający całkowitą zgodność pomiędzy tym, co się mówi, a tym, co się robi.

    Życzę wszystkim, aby te TYLKO dla większości z nas było jeszcze wykonalne.

    Z przykrością trzeba stwierdzić, że po 9 latach, w 2020 roku, chwalony przez autora PIS jeszcze udoskonalił opisywane tu nikczemne metody sprawowania władzy.

    Człowiek, który wygrał II wojnę światową

    Ciekawy artykuł na stronie PAFERE:

    Andrew Higgins: stoczniowiec II wojny światowej

    Andrew Jackson Higgins (1886-1952).
    Kim był Andrew Higgins? Obecnie jest to postać prawie całkowicie zapomniana, a przecież nie kto inny, jak Dwight Eisenhower, powiedział o nim, że to człowiek, który wygrał dla nas II wojnę światową. Generał William Sherman wyznał kiedyś,

    iż wojna to „piekło”. W piekle tym są takie kary, jak: wysokie podatki, utrata wolności, rosnące zadłużenie, no i rzecz jasna śmierć w boju. Większym piekłem po wdaniu się w wojnę – tak jak na przykład jak miało to miejsce w przypadku Stanów Zjednoczonych po ataku na Pearl Harbor – może być już tylko przegrana. Stąd tak palące zapotrzebowanie na umiejących odnaleźć się w warunkach wojennych przedsiębiorców, a Higgins właśnie do takich należał. Jeśłi takim ludziom jak on zapewni się wysoki poziom wolności, to dzięki swej inicjatywie mogą pomóc swym wojskom wygrać wojnę. Nawet szybciej niż można byłoby by się spodziewać.

    Andrew Higgins stał się postacią wręcz niezastąpioną, ponieważ okazał się jednym z niewielu ludzi, którzy potrafili zaprojektować i zbudować barkę desantową, zdolną do przetransportowania oddziałów z pokładu okrętu na atakowany brzeg. Zastosowanie bojowe takich barek okazało się jedną z kluczowych innowacji II wojny światowej. Załadowane tysiącami żołnierzy okręty podpływały na odległość mniej więcej mili od wybrzeża, po czym z obu burt spuszczano w specjalnych siatkach ludzi do łodzi Higginsa, bo taka właśnie nazwa przyjęła się dla tego typu barek desantowych. Każda z nich mogła pomieścić 36 żołnierzy. Barki podpływały do brzegu, otwierała się umieszczona z przodu rampa i oddział miał otwartą drogę do desantu. Następnie barka wracała pod okręt po kolejną grupę ludzi.

    Łodzie Higginsa okazały się tak wytrzymałe, niezawodne i szybkie w działaniu, że pozwalały wojskom amerykańskim na opanowywanie w krótkim czasie szeregu celów na wybrzeżach. W ten sposób Eisenhower mógł wyznaczyć i wykorzystać wiele nowych miejsc desantu w Afryce Północnej, Włoszech i w końcu we Francji.

    Podczas słynnego lądowania w Normandii, alianci użyli tysięcy barek desantowych do wyładunku wojsk na francuskich plażach. Tym, co szczególnie uderza kiedy studiuje się przypadek Higginsa, jest fakt, że omal nie stracił on szansy na zaprezentowanie światu swoich możliwości. Największą przeszkodą z jaką musiał się zmagać była przepotężna biurokracja panująca w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych. Szczególne „zasługi” ma tu Biuro Okrętów, mające w swej gestii nadzór nad budową barek desantowych. Biuro to regularnie odmawiało nawet rozpatrywania ofert Higginsa na dostawę rozmaitych typów barek czy kutrów torpedowych. Dlaczego tak się działo?

    Po pierwsze, ambicją Biura Okrętów było, aby stosować barkę desantową zaprojektowaną w łonie samego Biura. Oprócz tego, dowództwu Marynarki wydawało się czymś nieprawdopodobnym, aby jakiś Higgins, mały przedsiębiorca okrętowy z Nebraski, był w stanie spełnić wymagania U.S. Navy. Stąd zazwyczaj albo odrzucali od razu jego oferty, albo na siłę wyszukiwali w nich błędy, po czym dokonywali zakupów sprzętu zaprojektowanego przez nich samych, o niższym rzecz jasna standardzie.

    W miarę postępowania wojny, walcząc równocześnie o pozycję swojej firmy, Higgins nie zamierzał się poddawać. Nie będę czekał, aż pozwolą mi do siebie zapukać – powiedział – Raczej wyślę komitet powitalny na spotkanie tego starego babsztyla (tak nazywał Marynarkę). Nie cofnął się też przed publicznym oskarżeniem Biura Okrętów o „uprzedzenie” wobec jego projektów. Kolejni Amerykanie tracą życie, - podkreślał, - tylko dlatego, że moje łodzie są niechciane i spychane przez biurokrację „na mielizny”. Koleje walki Higginsa z wojskową biurokracją opisuje Jerry Strahan w swej książce "Andrew Jackson Higgins and Boats that Won World War II". Pewną barkę do przewozu czołgów, zaprojektowaną przez Biuro Okrętów, konstruktor nazwał wprost i dosadnie „paskudztwem”. Dodał przy tym: Chcę bardzo jasno podkreślić, że ani na tej sali, ani w całej Marynarce Wojennej, nie ma oficerów, którzy wiedzieliby cokolwiek o projektowaniu, budowie i działaniu barek desantowych – ale, na Boga, ja się na tym znam.

    Jeśłi chodzi o Biuro Okrętów to Higgins tak podsumował jego pracę:

    Gdyby wyeliminować biurokrację i panujące tam przestarzałe i groteskowe metody prowadzenia biznesu datujące się mniej więcej na okres Wojny Secesyjnej, to cała robota mogłaby być przez nich wykonana z użyciem mniej więcej jednej szóstej obecnego personelu.
    Nie dziwi zatem, że okrętowi biurokraci nienawidzili naszego przedsiębiorcy i odrzucali oferty jego doskonałych łodzi. Odrzucali nie zważając na to, że ich własne konstrukcje były na tyle złe, że nawet zabijały amerykańskich żołnierzy podczas transportu.

    Szczęśliwie dla Higginsa, amerykańska machina wojenna była wówczas na tyle zdecentralizowana, że możliwym stało się uzyskanie szansy na pokaz jego umiejętności poza ciasnymi ramami biurokracji panującej w Marynarce. Najpierw okazało się, że Piechota Morska na gwałt potrzebuje amfibii i po przeprowadzeniu przez nich testów wyszło, że model proponowany przez Biuro Okrętów często się psuje, natomiast prototyp Higginsa jest w praktyce niezawodny. Piechota Morska nabyła zatem, kiedy tylko pojawiła się taka możliwość, barki Higginsa, i co ważniejsze, pomogła przedsiębiorcy uzyskać audiencję u wyższych instancji. Kolejną sprzyjającą okolicznością było to, że Kongres upoważnił komisję pod przewodnictwem Harry'ego Truman'a do zbadania marnotrawstwa i korupcji wśród odpowiedzialnych za prowadzenie wojny. Rezultat przesłuchania Higginsa przez tę komisję zaowocował ciekawym wydarzenie. Senator Truman zdecydował o przeprowadzeniu bezpośredniej konfrontacji i testów działania dwóch barek, tej projektu Higginsa, i tej, która zeszła z desek kreślarskich Marynarki. Było to nota bene wszystko, o co prosił przedsiębiorca.

    Konfrontację przeprowadzono 25 maja 1942 roku w bazie Norfolk w Wirginii. Oba typy łodzi miały za zadanie dowieźć na brzeg 30-tonowy czołg w warunkach wzburzonego morza. Podczas wyścigu, rzekomo świetnie zapowiadająca się barka projektu Biura natychmiast zaczęła zawodzić (dodajmy: i prawie utonęła), podczas gdy dziecko Higginsa zadziwiło zgromadzonych na nabrzeżu. Efektem było zalecenie komisji Trumana, zgodnie z którym Biuro Okrętów musiało się przestawić na zakupy barek z Nebraski. Stanu, co ciekawe, nie posiadającego dostępu do morza. Przyniosło to firmie Higginsa szereg lukratywnych zamówień.

    Zszokowany faktem, iż Marynarka Wojenna przez tak długi czas odrzucała najlepszy sprzęt z możliwych, senator zarządził przeprowadzenie wnikliwego śledztwa, które wykazało, iż: Biuro Okrętów, z sobie tylko znanych powodów, przez pięć lat uporczywie trzymało się idei wykorzystywania wyłącznie zaprojektowanej przez siebie i praktycznie bezwartościowej barki desantowej (…) Tymczasem projekt i powstały na jego bazie model Higgins Industries jest o wiele lepszy. Został on jednak odrzucony, konkludował raport, z powodu elementarnej nieznajomości stanu rzeczy, o ile nie wprost przejścia do porządku dziennego nad kwestią bezpieczeństwa i sukcesu naszych żołnierzy.

    Otrzymawszy zielone światło od komisji Trumana oraz w końcu także od Biura Okrętów, Higgins przystąpił do rozbudowy filii swojej firmy w Nowym Orleanie i gorączkowo spuszczał z taśmy coraz to nowe barki. W zakładzie znaleźli zatrudnienie najlepsi pracownicy pochodzący z całych Stanów, których do pracy zachęcały wysokie zarobki, darmowa opieka medyczna, możliwość odbywania dodatkowych szkoleń i jeszcze inne usługi o charakterze socjalnym. U Higginsa pracowali również zarówno biali, jak i czarni robotnicy, i choć zgodnie z ówczesnymi przepisami musieli być oni rozdzieleni, otrzymywali podobne wynagrodzenie. Ale zdobywanie dobrych pracowników i szkolenie ich było tylko jednym z szeregu wyzwań. Innym było wyszukiwanie luk w ustawodawstwie federalnym, które właśnie wprowadziło ograniczenie zarobków oraz kontrolę cen. Często zmuszało to Higginsa do zaopatrywania się w stal na czarnym rynku, a zdarzył się też wypadek, że gdy zabrakło pewnych elementów z brązu wykorzystywanych przy budowie barek, przedsiębiorca po prostu ukradł niezbędne materiały pewnej firmie naftowej z Teksasu (w późniejszym terminie za nie zapłacił).

    Przygotowując się w marcu 1943 roku do inwazji na Sycylię, Eisenhower miewał koszmarne sny w których stawał w obliczu braku barek desantowych. Kiedy umrę – powiedział kiedyś – Moja trumna powinna mieć kształt barki, bo tak naprawdę to troska o nie mnie zabije. W roku następnym, kiedy z kolei szykował się do lądowania w Normandii, wyznał: Bogu niech będą dzięki za firmę Higginsa, za jej zarząd i pracowników, którzy dali nam barki, z pomocą których przeprowadzimy tę kampanię. Z kolei roztrzęsiony Adolf Hitler, którego oddziały nie zdołały powstrzymać tysięcy łodzi Higginsa na których na francuskie plaże przybyli alianccy żołnierze, nazwał go „nowym Noe”. I tak też było: pierwszy Noe pomógł ocalić zwierzęta przed potopem; współczesny Noe pomógł uratować swój kraj.

    Burton W. Folsom Jr

    Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu "The Freeman".
    Tłumaczenie: Piotr Toboła-Pertkiewicz

    Jak kobiety postrzegają kobiety i mężczyzn,
    i vice versa

    Zasłyszane w radiu:

    Kobiety odbierają o wiele więcej informacji gdy te podawane są przez kobietę atrakcyjną (zadbaną i umalowaną). Im zatem kobieta bardziej atrakcyjna tym więcej informacji jest w stanie przekazać innym kobietom.

    Natomiast gdy to mężczyzna słucha kobiety atrakcyjnej, to tym mniej rozumie, im bardziej jest ona dla niego atrakcyjna. (Chuć przyćmiewa mu umysł).

    O relacji mężczyzna mężczyzna nie wspomniano, ale prawdopodobnie jest podobnie: atrakcyjny jest w stanie przekazać więcej informacji innym mężczyznom, niż mniej atrakcyjny, a kobietom miesza w głowach. Relacje damsko męskie to instynkty zaprogramowane w naszych genach, natomiast te dotyczące relacji w obrębie jednej płci wynikają (oczywiście również z genów) z interesu: Skoro jest atrakcyjn-a (-y), to znaczy, że może powiedzieć coś dla mnie ważnego, co najmniej coś takiego co sprawi, że i ja stanę się bardziej atrakcyjny - taki trochę uogólniony Syndrom pana Johna

    Kradzież instytucjonalna

    Według danych eksperta ds. polityki Alexisa Mantheakisa, rząd szykuje się do konfiskaty 100 tys. prywatnych domów i mieszkań, gdyż ich właściciele nie płacili… nowo wprowadzonych podatków od nieruchomości. [Angora 52/2011 str.77]

    W tym krótkim cytacie wyrażone jest wszystko to, na czym polega rządzenie dupków.

    Grecja żyła ponad stan. W kraju funkcjonował absurdalny system dopłat i premii dla pracowników zatrudnionych w sektorze państwowym. Dotyczyło to w szczególności kolei i zakładów energetycznych, które należały do przedsiębiorstw wyjątkowo uprzywilejowanych. Zarobki rzędu 80 tys. euro brutto nie należały w tych branżach do rzadkości. Przykładem najbardziej absurdalnych dopłat są chociażby specjalne dodatki za pracę przy komputerze lub za posługiwanie się kserokopiarką, czy też przeznaczone dla pracowników kolei premiowe bony za mycie rąk w wysokości 4% od podstawy wynagrodzenia.

    Spośród wszystkich krajów Unii Grecja ma najsłabszą strukturę gospodarczą. [Tamże]

    A teraz w skrócie na czym polegają rządy dupków: dajemy swoim ile się tylko da. Społeczeństwo zamiast myśleć jak wytwarzać dobra pożądane (w tym również dobra niezbedne, czyli resergię) robi wszystko, by dołączyć do grupy uprzywilejowanej (czyli stać się członkiem "państwa"). Trend ten trwa do momentu gdy zaczyna brakować zasobów niezbędnych do życia (resergii).

    Wówczas zaczyna się instytucjonalna kradzież/grabież/rozbój (wykonywana jeszcze przez legalnie rządzących), na przykład przez wprowadzenie nowych podatków, co dalej prowadzi do zmniejszenia podaży zasobów w tym również resergii. Oczywiście nie zabiera się tym, którzy do takiej sytuacji doprowadzili, lecz głównie Atlasom czyli tym, którzy produkują. Łatwiej jest bowiem zabrać niezrzeszonym, ciężko pracującym, i z tego tytułu majętniejszym producentom, niż zrzeszonym pod państwowym szyldem golasom, którzy nawet gdy dostawali dużo, to i tak wydawali wyłącznie na konsumpcję. Jeśli tego typu grabież jest stosowana, a nie jest wprowadzany Podstawowy Mechanizm Bogacenia się Społeczności to w końcu dochodzi do oddolnej rewolty i walki o władzę. I tak zamyka się Cykl społeczny.

    Rano temperatura -14oC - takie typowe drugie, lutowe uderzenie zimy. Jeszcze dwa tygodnie i mrozów już nie powinno być.

    Definicja polityki

    Korwin na swoim blogu zacytował Clausewitz'a:

    Jak powiedział był śp.Karol Filip Bogumił von Clausewitz: "Wojna - to kontynuacja polityki innymi środkami". Z czego wynika, że polityka - to prowadzenie wojny innymi środkami.

    Zainspirowało mnie to, by pokusić się o stworzenie jednoznacznej definicji polityki.

    W polskiej wikipedii definicja polityki jest niejednoznaczna: Polityka (z gr. poly - mnogość, różnorodność; polis - państwo-miasto) – pojęcie właściwe naukom społecznym, rozumiane na wiele sposobów.

    Natomiast główną tezą Fizyki Życia jest to, że wszystkie czynności obiektów żywych sprowadzają się do gry (w sensie matematycznej teorii gier) o zasoby. Politykę należy zatem rozumieć dokładnie tak samo jak grę (w sensie matematycznej teorii gier), czyli polityka to całokształt czynności podejmowanych w celu korzystnego zdobycia (przejęcia, zawłaszczenia, opanowania) lub ochronienia zasobów. A wojna, zatem, to nie "kontynuacja", lecz jeden ze elementów polityki.

     

    👉 Kontuzje a trening

    Wczoraj na ścince byłem świadkiem niecodziennej kontuzji. Młody chłopak dość nieźle umięśniony (napakowany, nabity mięśniami, mięśnie nabite i sztywnawe) zerwał sobie mięsień piersiowy. Takie kontuzje przydarzają się sztangistom gdy biją rekordy w wyciskaniu na ławeczce, ale wspinaczowi - pierwsze słyszę.

    Gdy trzydzieści lat temu zajmowałem się opracowywaniem wytycznych do treningu dla wspinaczy jednym z pierwszych odkryć było, że mięśnie można wzmocnić w ciągu trzech miesięcy, ale ścięgna dopiero po trzech latach oraz to, że trening wzmacniający mięśnie jest inny od tego który wzmacnia ścięgna. No cóż młodzi tego nie wiedzą i od razu chcą bić wynik, a jak są napakowani to o kontuzję nie trudno. Lepiej mają ci słabi, bo muszą dłużej trenować i od razu nie uderzają na rekordy.

    Mięśnie biorące udział w podciąganiu.

    Starcia na Bliskim Wschodzie wymykają się spod kontroli

    Starcia na Bliskim Wschodzie wymykają się spod kontroli
    (dzisiaj, 12:16 MKl, KLe / PAP, CNN)
    Demonstracje na Bliskim Wschodzie, zainspirowane wydarzeniami w Tunezji i Egipcie, wymykają się spod kontroli policji. Dzisiaj doszło do starć w Jemenie, Libii i Bahrajnie.

    Jak przypomina Reuters spośród 23 mln mieszkańców Jemenu 40 procent żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. Jak ja sobie przypomninam to za Gierka (lata 80-te XX wieku) zarabiałem 15 US$ miesięcznie, czyli żyłem za około pół dolara dziennie. No dobra, dolar też jest inflowany.

    …zebrali się na uniwersytecie w Sanie, domagając się ustąpienia prezydenta Alego Abd Allaha Salaha - jednego z sojuszników USA w walce z Al-Kaidą, który pozostaje u władzy od 30 lat. To jest chyba klucz zagadki - za długo u władzy, a władza psuje - jedni, ci przy korycie mają dużo bez trudu, natomiast ci poza korytem mają mało i to z trudem.

    - Będziemy protestowali dopóki ten reżim nie odejdzie - zapewniał jeden ze studentów. - W obecnych warunkach nie mamy przyszłości. To też klucz, pisał już o tym genialny Le Bon: uniwersytety głównie kształcą ludzi nikomu niepotrzebnych. Niewielka część absolwentów dostaje posady rządowe (dosysa się do koryta), a pozostali nie mają przyszłości…

    Apel do przyszłych inżynierów

    Wydział Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej zaprosił nas do ufundowania prezentów dla 20 wyróżnionych absolwentów i wygłoszenia krótkiej mowy podczas uroczystości otwarcia nowego roku akademickiego.

    Jakżeż zazdrościłem im tego uroczystego wręczania dyplomów! Sam odbierałem w ciemnych kazamatach jakiegoś archiwum. Wielkie grube babsko z tłustymi włosami, podniosło się znad biurka, nad którym coś przeżuwała. Obrus stanowiła warstwa pożółkłych papierów w szarych, wypłowiałych teczkach, przykryta przetłuszczonym papierem po kanapkach. Babsko coś tam poszperało w archaicznych szufladach i w końcu rzuciło mi dyplom na ladę, jednocześnie wskazując pulchnym paluchem: "Tu podpisać", a wszystko to w półmroku rozświetlanym przybrudzonymi jarzeniówkami. Pamiętam, że z Gmachu Głównego wyszedłem wówczas mocno przybity całą tą naszą socjalistyczną nędzą (zdołowany tym całym socjalistycznym syfem).

    A tu pełna gala, alumni poprzebierani w togi i birety, pomponiki latają, przemówienia krótkie, treściwe, rzeczowe i nie odwołują się do jakichś chorych politycznych idei tak, jak to za moich czasów bywało.

    Przemówienie w zasadzie przeczytałem - gdy robi się to po raz pierwszy, tak jest lepiej, bo przekazuje się wszystko to co chce się powiedzieć i koncentruje się na tym jak mówić, a nie na tym czy o czyś się nie zapomniało. Po jednym ze zdań były długie i spontaniczne oklaski. To dobrze, bo właśnie po tym, o które mi chodziło.

    Politechnika Warszawska 2011.02.19

    • Witam serdecznie wszystkich zebranych i bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na tę uroczystość. Jest to dla mnie na prawdę wielki zaszczyt.

    • Gdy byłem w waszym wieku krążyło takie powiedzenie, że na odniesienie sukcesu w życiu są tylko dwa sposoby: albo się dobrze urodzić albo bogato ożenić. Ja niestety obie te szanse zmarnowałem. Nie pozostało mi zatem nic innego jak wyuczenie się dobrego zawodu i ciężka praca.

    • Jedną z najlepszych polskich uczelni w latach siedemdziesiątych XX wieku była Politechnika Warszawska, a jej najlepszymi kierunkami - Elektronika oraz Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa. Przyczyną dla której nie poszedłem na Elektronikę było to, że gdy miałem 10 lat to nie udało mi się zbudować radia. Mimo, że wszystkie elementy dobrze zmontowałem - milczało jak zaklęte, natomiast moje papierowe samolociki całkiem dobrze latały.

    • Ciężkie warunki życia w naszej, wówczas socjalistycznej, Ojczyźnie i doskonała uczelnia jaką jest Politechnika Warszawska dały mi solidne podstawy do prowadzenia firmy. Założyłem ją w 1991 roku i cały czas udaje mi się ją aktywnie rozwijać. Chciałbym zatem w tym miejscu gorąco podziękować kadrze naukowej Politechniki właśnie za to doskonałe przygotowanie mnie i moich kolegów.

    • Firma jest na wskroś polska i śmiało współpracuje i walczy z zagranicznymi konkurentami. Jej trzon stanowią absolwenci Politechniki, a oczywiście większość z nich skończyła wasz Wydział. Dziękuję zatem kadrze dydaktycznej za sposób w jaki kształci swych wychowanków. W efekcie trudu, który wkładacie w nauczanie młodych ludzi dyplom Waszego Wydziału jest marką rozpoznawalną na rynku pracy - marką absolwentów wysokiej jakości.

    • Teraz, krótkie słowo do absolwentów. Gratuluję Wam ukończenia prestiżowego wydziału na prestiżowej uczelni. Przed wami dorosłe życie. Jesteście dobrze wykształceni i na pewno odniesiecie sukces. Będziecie robili ciekawe rzeczy i zarabiali więcej od bardzo wielu waszych rówieśników. Pamiętajcie jednak, że dorosłe życie nie polega wyłącznie na pracy dla siebie i wyłącznie za pieniądze, czasem za darmo trzeba coś z siebie dać społeczeństwu, w którym się żyje. Nie musi być tego dużo, ale trzeba o tym pamiętać.

    • Poza tym, że prowadzę firmę jestem członkiem Rady Programowej Polsko Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego. Wasz starszy kolega, również inżynier, Pan Jan Małek w latach 50 XX wieku opuścił - wtedy nie jeździło się na zagraniczne wycieczki - opuścił biedną Polskę i wyemigrował do USA. Tam dorobił się dużego majątku, który obecnie w całości przeznaczył na prace Fundacji. Dlaczego to zrobił? Dlatego, że kocha ojczyznę. Na obczyźnie zauważył, że w Polsce działo się źle, ponieważ Polacy po prostu nie znali podstaw ekonomii. W tym względzie przeciętny Amerykanin bił nas na głowę.

    • Jesteście umysłami ścisłymi, a jedną z waszych głównych zalet jest logiczne myślenie. Nie pozostawajcie zatem obojętni na sprawy społeczne i w waszym przyszłym życiu, gdy już oczywiście odniesiecie w nim sukces, na który jako absolwenci tego Wydziału jesteście skazani, próbujcie wpływać na procesy społeczne. Nie zostawiajcie tych ważnych spraw humanistom, którzy kierują się głównie emocjami, (spoooontaaaaaaniczne oklaaaaaaaaski!) bowiem emocjonalne podchodzenie do problemów społecznych prawie zawsze boleśnie się kończy. Dlatego to wy powinniście wprowadzać logikę do ich rozwiązywania.

    • Najlepszym z Was, na pamiątkę tak ważnego wydarzenia, jakim jest rozdanie dyplomów, chciałbym podarować dwie książki: "Fizykę życia" i "Fałsz politycznych frazesów". Mam nadzieję, że staną się one dla Was drogowskazami w kierunku pracy prospołecznej.

    • Nie myślcie, że wszystko już wiecie. Przed wami są jeszcze oceany wiedzy: psychologiczny, ekonomiczny, socjologiczny, menadżerski i ten najmniej znany, a najbardziej życiowy: ocean matematycznej teorii gier. Czytajcie książki! W przeciwieństwie bowiem do mediów, które ustawiane są modą i bieżącymi wiatrami polityki, książki są najcenniejszym źródłem wiedzy. Uczcie się z nich przez cały czas, do końca waszego życia.

    • Teraz krótkie słowo do studentów pierwszego roku: nie mogę niestety się rozgadywać, dlatego też zastosujmy nowoczesne rozwiązanie - dam wam link. Obejrzyjcie sobie w internecie inauguracyjne przemówienie Steve'a Jobs'a, które wygłosił w Stanford w 2005 roku. Każdy przedsiębiorca ma do opowiedzenia ciekawą historię. Steve Jobs jest wielkim przedsiębiorcą i jego historia jest wielka, a wskazówki niezwykle cenne. Mam nadzieję, że to co on zrobił dla Stanów Zjednoczonych, wy zrobicie dla Polski. I jeszcze jedno: już na drugim roku zacznijcie się rozglądać za pracą. Po pierwsze dlatego, że to szybciej przygotuje was do samodzielnego życia, a po drugie zaś, bo to wstyd, by ludzie tak inteligentni jak wy, jeszcze w tym wieku, zostawali na utrzymaniu rodziców. Pamiętajcie niedługo role się odwrócą, i to nie oni was, lecz wy ich będziecie musieli wspierać.

    • Wracając do powiedzonka, od którego zacząłem, czyli o bogatym urodzeniu i dobrym ożenku, to jest ono absolutnie nieprawdziwe. Według mnie prawdziwe szczęście przynosi własna, trwała rodzina i… wolność, a wolność daje praca, której owoce są innym na tyle potrzebne, że płacą za nie dobrowolnie, a nie w przymuszony sposób.

    • Na koniec raz jeszcze chciałbym podziękować całej kadrze dydaktycznej Wydziału. Robicie Państwo na prawdę wspaniałą robotę, ale oczywiście nigdy nie jest tak, żeby nie można było jeszcze czegoś ulepszyć lub poprawić. Dlatego Wam chciałbym podarować następującą maksymę: miarą prawdziwego mistrza, jest to ilu lepszych od siebie pozostawia po sobie.

    • Jeszcze raz bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na tę wspaniałą uroczystość.

    Bardzo ucieszyłem się, gdy już później po zakończeniu uroczystości, gdy schodziłem po krętych schodach Gmachu Głównego, jakaś Pani, prawdopodobnie mama studenta, kilka razy powiedziała, że bardzo się jej podobało.

    Charakterystyka typowego seryjnego mordercy

    Zasłyszane w radiu. Diennikarka rozmawiała z (kimś *1 - nie jestem w stanie podać jego stanowiska, czy specjalności - brzmiało jakby "profiler") kto zawodowo zajmuje się morderstwami. Gdy zaczęli mówić o profilu typowego seryjnego mordercy, to rozmówca podał trzy najważniejsze elementy tego profilu:

    1. Brak ojca (lub ojciec wycofany, tzn taki, który nie ma żadnego wpływu na wychowanie syna), a matka (z reguły apodyktyczna) stawia sprzeczne wymagania wychowawcze.

    2. Fascynacja ogniem.

    3. Moczenia nocne. Ponad 60% z nich moczyło się do 12 roku życia.

    Więcej na ten temat: Wikipedia eng.

    Lista seryjnych morderców: https://www.biography.com/people/groups/serial-killers


    *1 - Po wygooglaniu okazało się, że był to Jan Gołębiewski, autor książki "Profilowanie kryminalne Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychofizycznej nieznanych sprawców przestępstw".

    Epigenetyka

    Rano piękna pogoda, świeci słońce iskrzy śnieg, temperatura -11oC.

    Telewizja Planete nadała bardzo ciekawy film o epigenetyce:

    Nasze zachowanie, w tym na przykład nasze decyzje w jakich warunkach środowiskowych żyjemy lub czy zrobimy sobie zdjęcie rentgenowskie, powoduje zmiany w powielających się genach powielających się naszych komórek (logiczne). W tym w komórkach płciowych odpowiedzialnych za produkcję gamet (też logiczne). W związku z tym nasze zachowanie może wpływać na materiał genetyczny, który przekazujemy następnym pokoleniom (też logiczne, ale samo spostrzeżenie bombowe).

    Mechanizm wprowadzania zmian do genotypu w wyniku
    oddziaływań czynników zewnętrznych na obiekt żywy.

    Epigenetyka jest to nauka zajmująca się badaniem dziedzicznych zmian fenotypu lub ekspresji genów spowodowanych przez mechanizmy inne niż zmiany w podstawowych sekwencji DNA, stąd nazwa epi-(greckie: ponad, powyżej), genetyka. Zmiany te mogą powstać w wyniku podziałów komórkowych w określonych warunkach środowiskowych i będą przenoszone do końca życia komórki. Gdy proces ten przebiega w komórkach produkujących gamety, zmiany mogą być utrwalone aż do wygaśnięcia danej linii genowej (tzn do momentu gdy umrze ostatni z osobników, który te zmianę odziedziczy).

    Co za durni rewolucjoniści

    Rano temperatura -16oC. W istocie luty zasługuje na swoją nazwę.

    Dziś w telewizji niejaki redaktor Gugała w kontekście rozruchów w Libii rzucił bardzo ciekawą myśl (wygadał się). Otóż wczoraj demonstranci opanowali rozgłośnię radiową i telewizyjną i zaczęli je plądrować. Redaktor stwierdził, że demonstranci zrobili błąd, bo gdyby zamiast plądrować zaczęli nadawać to prawdopodobnie bez problemu przejęliby władzę. No i od razu widać po co jest KRRiT.

    Obecne wydarzenia w krajach arabskich podsunęły mi pewną (czytaj złotą) myśl:

    W życiu krótkoterminowe korzyści okazują się długoterminową stratą, a straty krótkoterminowe długotrwałą korzyścią.

    Dekioskizacja

    Rano zimniej niż wczoraj: -18oC.

    Kiosk znany z mojego dzieciństwa.
    Dowiedziałem się, że zrezygnowała moja odwieczna kioskarka. Zawsze otwierała grubo przed 7.00 i zamykała trochę po 19.00, zawsze, niezawodna, prócz niedziel. Kupowałem u niej od 10 lat, trochę się rozmawiało na aktualne tematy polityczne, aż tu nagle koniec. Czegoś brak. Teraz ktoś na zastępstwie i pewno już nie pracuje tak jak ona na swoim… Kiosk zamykany jest szybko po południu. Rozpłynął się we mgle, małokalibrowy, ale zawsze jednak Atlas. Tak jakby o jeden przyjazny element w otoczeniu mniej…

    2013.06.03 - kiosk dalej stoi zamknięty.
    2020.07.22 - kiosku od kilku ładnych lat już nie ma.

    2020.07.22 - Kioski te, znane z mojego dzieciństwa, punkty w których można było kupić wszystko, znikają. Jeden po drugim są zamykane, ostają się tylko te w bardzo ruchliwych miejscach, jak stacje metra.

    Wojna sprzyja powrotom do żarliwej religijności

    Mróz ciągle trzyma.

    Ostatnio w mojej sieci kablowej udostępniono kanał Planete. W zasadzie nie oglądam telewizji - jedynie nieco sportu i trochę programów naukowych. Głównie dzieje się to gdy jem śniadanie (w okolicach 1000-1100) i głównie na zasadzie kilkunastominutowych migawek. Kilka dni temu programy na Planete zainteresowały mnie do tego stopnia, że zarejestrowałem dwa z nich na dysku.

    Film - pamiętnik francuskiego żołnierza Pierwszej Wojny Światowej. Bardzo celne obserwacje, wojna od podszewki widziana oczami szczęśliwca, który ją przeżył. Prawdę o tym jak wojna rzeczywiście wygląda dla większości jej uczestników piszą prości żołnierze, a nie generałowie lub historycy.

    [religia] Wojna sprzyja powrotom do żarliwej religijności. Kiedy krąży śmierć ksiądz przestaje śmieszyć. To jedna z myśli tego żołnierza.

     

    Obecnie seks w reklamach się nie sprawdza…

    👉 Film drugi to analiza wpływu informacji (reklam) na reakcje naszego mózgu. Prezentacja badań naukowych ukierunkowanych na to co mają zrobić reklamodawcy byśmy podejmowali decyzje o zakupie.

    👉 Przy podejmowaniu decyzji emocje biorą górę nad rozumem. Pomaga to w uporaniu się z nadmiarem informacji… Dopiero potem szukamy racjonalnego wytłumaczenia podjętej decyzji.
    Dlatego też reklamodawcy atakują emocje: produkt da ci zadowolenie lub oddali od ciebie twój strach. Obecnie seks w reklamach się nie sprawdza, a są tego dwie przyczyny: po pierwsze jest szeroko dostępny w internecie, a po drugie emocje z nim związane są tak silne, że odbiorca myśli już wyłącznie o nim, a nie o produkcie.

    I tak na marginesie tego atakowania naszych obaw przez reklamodawców cytat z fimu "Gwiezdne wojny". Rozmawia młody, super zdolny uczeń Anakin z interpretatorem idei mistrzem Yodą:

    Yoda: The fear of loss is a path to the Dark Side.
    Anakin: What must I do, Master Yoda?
    Yoda: Train yourself to let go of everything you fear to loose.

    Obawa utraty jest przyczyną wszelkiego zła. Cóż zatem robić? Ćwicz się w tym, by nie obawiać się utraty czegokolwiek.

    Rano -15oC.

    Nauczyciele = "Państwo"

    Rano -10oC. W ciągu dnia słońce ociepli do zera.

    "Dziennik Gazeta Prawna" dodaje, że choć w ostatnich pięciu latach samorządy zlikwidowały 3 tysiące szkół, a uczniów jest o milion mniej, liczba nauczycieli wzrosła o 13 tysięcy. - Tak właśnie po cichu i skrycie pod zasłoną ze szczytnych haseł działają Grabieżcy.

    Film jako źródło złej informacji

    Jeśli nie czytasz gazet, jesteś niedoinformowany. Jeśli natomiast je czytasz – jesteś źle poinformowany - Mark Twain

    Święta racja. Wczoraj wybraliśmy się na trójwymiarowy film "Sanctum". Według opisu film wydawał się ciekawy: Grupa płetwonurków wyrusza na ekspedycję do największego systemu jaskiń na świecie. To ostatnie nieodkryte miejsce, nazywane matką wszystkich jaskiń. Zabójcze piękno głębin kryje w sobie wielkie niebezpieczeństwo – jeden błąd może spowodować nieodwracalne skutki. Nikt nie dowie się, że ktokolwiek, kiedykolwiek tam był. Kiedy tropikalna burza zmusi ich do zejścia coraz niżej, rozpocznie się walka z szalejącym żywiołem, niebezpiecznym terenem i panicznym strachem. Czy przetrwają i znajdą drogę do morza, czy zostaną uwięzieni w jaskiniach na zawsze? Początek też był obiecujący: piękne widoki natury w trójwymiarze, nurkowie znurzeni w idealnie przezroczystej toni - parada, ale…

    to co było dalej przeszło nasze najśmiejsze oczekiwania. Trup za trupem, ludzie padali pokotem. Sceny drastyczne tylko po to, by pokazać odrażający widok. Sceny wymyślone - tak jak mały Kazio, artysta kinowy znaczy się, wyobraża sobie speleologię. Niektóre wypadki w praktyce nigdy nie powinny mieć miejsca: po dwóch minutach nurkowania pęka wąż doprowadzający mieszankę oddechową z butli, doświadczona himalaistka lata po jaskini z rozpuszczonymi włosami i nawet zjeżdza w ten sposób na linie, aż w końcu włosy się wkręcają i zdzierają skórę z czaszki. By się ratować odcina się wraz z liną, ktoś kogoś nabija plecami na ostry stalagmit. Ci, co to kręcili nie mieli pojęcia co robią. Jakieś absurdalne i wydumane kłótnie… krwawa sieczka w jaskiniowej scenografii.

    Polski tłumacz też dorzucił swoje: jeden z bohaterów zamiast "mam przelot" mówi "zafiksowałem". Film oparty ponoć na faktach autentycznych… A ludziska to oglądają i mają absolutnie nierzeczywiste wyobrażenia o, w tym wypadku, speleologii. Twain ma rację - lepiej nie oglądać. Prawdopodobnie już niedługo w trójwymiarze zrobią film o lądowaniu w Normandii lub o innej bitwie, w której flaki z rozprutych żołnierskich brzuchów będą fruwały dookoła. Jakby mogli to pewnie dla spotęgowania efektów obrzuciliby nimi jeszcze widza.

    Niestety ludziska w większości czerpią swą wiedzę właśnie z filmów, a nie (nawet zaledwie prób) uprawiania speleologi.

    Zamordowanie społeczeństwa przez zabiurokratyzowanie

    "Rzeczpospolita" pisze, że w ciągu ostatnich dwóch lat rząd chciał zwolnić 10 procent urzędników, a przyjął ich prawie dwa razy tyle.

    Z danych zebranych przez gazetę wynika, że w różnych urzędach i agendach administracji publicznej pracowało w ubiegłym roku ponad pół miliona osób. Oznacza to, że w ciągu ostatnich dwóch lat administracja rozrosła się o ponad 17%.

    Według wyliczeń "Rzeczpospolitej" w ciągu ostatnich dwóch lat zatrudniono 70 tysięcy nowych pracowników. Najszybciej zatrudnienia rosło w administracji centralnej, w tym urzędach wojewódzkich - o 10 procent. Wolniej w samorządach - o 4 procent.

    Te liczby są szokujące. Biurokracja rozrasta się w niesamowitym tempie - przyznaje główny ekonomista Business Center Club Stanisław Gomułka. Ekonomista Krzysztof Rybiński dodaje, że dane te pokazują patologię rządzenia państwem.

    👉 Nazwijmy rzeczy po imieniu, o jakim rządzeniu jest tu mowa? Rządzenie ma (a przynajmniej powinno mieć) na celu poprawę i wprowadzenie harmonii do procesów społecznych, natomiast to co wyprawiają ci, którzy mają nad nami władzę to coraz szybsze popychanie całego społeczeństwa w kierunku katastrofy, czegoś podobnego do tego co dzieje się obecnie w Wenezueli, Libii, Tunezji czy Egipcie.

    Ale cóż, słusznie napisali, wierszówki wzięli (lub nie), a procesy naturalne i tak idą swoim torem - Fizyka Życia. Zacznie być coraz biedniej bo:

    • gospodarka współczesna to w 10% twarde realia konkretnego: przemysłu, handlu i usług, a w 90% wirtualny świat rynków finansowych, poręczeń rządowych, obligacji, ubezpieczeń wzajemnych, reasekuracji w socjalistycznym sosie pracy pozornej. [http://ludkowski.blog.onet.pl/]

    • urzędników coraz więcej, a oni choć pożądają chleba i butów, to jednak takowych nie produkują. Co więcej, wzrastająca ich liczba i malejące ich umiejętności, sprawiają, że zamiast być pomocą przy produkcji dóbr, coraz bardziej przeszkadzają.

    Dóbr pożądanych, zatem będzie coraz mniej, a gdy zostanie przekroczona pewna granica wówczas demokratyczna większość społeczeństwa złożona z urzędników, nauczycieli, aktorów, naukowców (czyli wszystkich tych zależnych od "państwa", którym "państwo" daje stanowiska płacy)… pod światłym przewodnictwem dziennikarzy odrzuci dotychczasowe szczytne ideały tolerancji i zaciekle zaatakuje pewną mniejszość - przedsiębiorców. Słowa "producent", "przedsiębiorca" odejdą do lamusa, zacznie się natomiast mówić o kapitalistach, krwiopijcach, spekulantach, prywaciarzach itp. To oni, jak średniowieczne czarownice pójdą na stos za to, że podnoszą ceny, które "biedni, bezproduktywni państwowi" muszą płacić. Nikt oczywiście się nie zająknie, że ci "biedni" to koncertowe nieroby. Jedyną obroną tych, którzy wytwarzają będzie, zresztą jak zwykle to było w historii, wycofanie się. Zasób dóbr pożądanych skurczy się jeszcze bardziej… i wówczas, gdy już nie będzie co jeść, przy optymistycznym przebiegu wydarzeń powstanie "Solidarność"… a przy pesymistycznym dojdzie do ludobójstwa.

    Skoro wspomniałem o "Solidarności", wróćmy do lat 90 XX wieku. Cała ta nasza transformacja (dzięki Bogu bezkrwawa) polegała na uwolnieniu młodych ludzi z etatów państwowych, na których "zarabiało" się tak, że nędzniej już nie można było. Ci młodzi ludzie, napędzani żądzą zysku, ruszyli do wytwarzania dóbr potrzebnych właśnie.

    Kartka żywnościowa z epoki PRL. Tyle tych
    produktów można było kupić na miesiąc.
    Wszyscy są pazerni i gdy rynek poprzez pensje nie wartościuje pracy na bardziej i mniej potrzebną społecznie (tego typu sytuację określa się mianem socjalizm), to ludzie wolą przekładać papiery i przystawiać pieczątki, zamiast cokolwiek wytwarzać. Lepiej być urzędniczką niż pielęgniarką, lepiej pseudonaukowcem niż hydraulikiem, lepiej fotografować akty niźli wywozić śmiecie.

    Nieubłagany Cykl społeczny jest silniejszy od nas wszystkich, a śmieszne w tym wszystkim jest to, że to my sami go generujemy. W teorii powinniśmy się uczyć na błędach naszych przodków, jednak historia po raz kolejny udowadnia, że niczego nas nie uczy. Młodzi muszą sami przez to wszystko przejść, sami dostać po tyłku za swą niewiedzę. Dla przypomnienia 30 lat temu w naszym kraju, w którym wiekszość stanowili ludzie bezproduktywni, wprowadzono tzw. bony żywnościowe. Co ciekawe, mało kto wówczas mówił o największej oczywistości jaką jest to, że:

    Bogactwo to ilość towarów pożądanych, a te produkują ludzie. Jednak produkować ich nie będą jeśli nie dostaną za to innych, również pożądanych towarów.
    Zresztą i teraz się o tym nie mówi. [Patrz Podstawowy mechanizm bogacenia społeczności]

    Jakżesz to wszystko jest proste! I z jakżesz zaciętym uporem robimy wszystko, by nie dotarło to do naszej świadomości!

    "Publiczna" telewizja?

    Znalezione w sieci:

    …może nie zrozumieją od razu, ale gdyby JKM, UPR i WiP miały tyle czasu antenowego w reżimowej tzw. "publicznej" telewizji (będącej niezmiennie od czasów okrągłego stołu w rękach czerwono-różowego salonu) co lewactwo (choćby tyle czasu co niezlustrowane "autorytety moralne" spod znaku UD-cji), to przeciętym ludziom lałaby się do głowy nie tylko propaganda socjalistyczna(z definicji - głupia i fałszywa), ale i trochę zdrowego rozsądku; a jak powiedział pewien mądry człowiek: "gdy zawodzą wszystkie inne rozwiązania [a obecnie - jak widzimy - socjalizm zawodzi i bankrutuje na każdym polu] to przychodzi pora na rozwiązania rozsądne"; ja wierzę naiwnie, że większość ludzi ma jednak - choćby niewielkie - wyczucie zdrowego rozsądku; trzeba im tylko dać szansę.

    Oczywiście telewizji lewactwo w życiu nie odda (bo brak telewizyjnej propagandy to byłyby jego koniec), ale dopóki jeszcze Internet jest wolnym medium (tu też nie miejmy złudzeń: socjal-faszyści prędzej czy później ocenzurują Internet - już są tego próby i zaawansowane koncepcje w tym zakresie) to ciągle jest nadzieja; przełom nastąpi już niedługo - gdy więcej ludzi będzie czerpać wiedze z Internetu niż z telewizji (już niewiele brakuje to takiego stanu).

    Ale dużo większy problem dotyczy naszych "elyt". Przeciętny polski ćwierćinteligent (lub jak kto woli "wykształciuch"; nota bene bardzo trafne określenie) - czerpiący swoją wiedzę, swój światopogląd i swoją znajomość i ocenę faktów z lektury gazety wyborczej ma zabetonowany sposób myślenia; budzi sie rano taki "młody (częściej stary lub w średnim wieku), wykształcony z dużego miasta", otwiera michnikowskie multi-medium nienawiści, zakłamania i eurofaszystowskiej propagandy, przeczyta komentarz red. Pacewicza lub red. Milewicz i już wie co "jest dobrą wiadomością dla Polski", a co nie, kto jest "nasz" ("przyzwoity człowiek", "człowiek honoru" itd.), a komu należy sie tylko pogarda salonów i towarzystwa (szczególnie z kręgu dużego pałacu) oraz skazanie na zamilczenie. Jak pisał bodajże Rafał Ziemkiewicz – z gazety wyborczej jest tylko jeden, za to bardzo duży pożytek: jak na kogoś pluje to znaczy że to musi być najprawdopodobniej porządny człowiek. Z tego powodu fakt, że JKM jest zamilczany, opluwany lub – w najlepszym wypadku – wyszydzany i ośmieszany przez gazetę michnikowską to bardzo dobra wiadomość dla Polski i Polaków.

    Trzeba by więc zacząć pracować nad odbudowaniem elit. A do tego potrzebne są bardzo dobre uniwersytety. A do tego potrzebni są bardzo dobrzy nauczyciele akademiccy. A do osiągnięcia tego niezbędna jest prawdziwa wiedza, osiągnięcia i postawa tychże profesorów, a zdominowanie uczelni przez kariery zrobione w oparciu o kapowanie kolegów i różnego rodzaju współpracę z UB (jak i aktualnie – w III RP – działającymi służbami). A do tego potrzebna jest gruntowna, prawdziwa lustracja (czy choćby w odrzuconej przez nasz tzw. Trybunał Konstytucyjny minimalnej wersji - dotyczącej zaledwie ok. 350 tys. ludzi [pamiętajmy, że za PRL-u było założonych ok. 2 milionów teczek dla różnego charakteru współpracowników ubecji[). Ci konfidenci nie wymarli, mają się bardzo dobrze i nadal są źródłem gigantycznych patologii w naszym życiu politycznym, gospodarczym, naukowym, a także w Kościele.

    praktykonline

    Bzapelacyjnie JKM jest najitenligentniejszym i posiadającym najszerszą wiedzę politykiem w Polsce. Niestety by go zrozumieć posiadac trzeba ciut wiekszą wiedzę niż to czym indoktrynuja w szkołach. W związku z tym nieuki i pólgłówki nie mając pojęcia o polityce, historii, logice - zgodnie ze swoim mocno ograniczonym widzeniem świata, powtarzaja to co karzą im media - że to idiota. Niewygodny dla elit, nie umiejących pokonać go merytorycznie i rzeczowo zgodnie z "najlepszymi" zasadami dezinformacji robia z niego oszołoma

    el-piwo

    [media] Problem w tym, że żeby dostać się do mediów Korwin musi robić z siebie pajaca, bo inaczej w ogóle by go w nich nie było, a tak przynajmniej traktują go jak niegroźnego wariata.

    Rozważania o bytach i niebytach

    Przyszedł do mnie wczoraj na rozmowę kwalifikacyjną ciekawy człowiek - student informatyki na Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego jednocześnie studiujący filozofię. Pracował również przez chwilę jako dziennikarz w jakiejś gazecie biznesowej. Poprosiłem, by wyjaśnił mi dlaczego studiuje filozofię. Już po kilku słowach widać było, że to jego pasja i dość dobrze orientuje się w temacie. Po pewnej chwili zadałem pytanie czy matematyka jest, "Tak, bo jest bytem". W takim razie czy jest Bóg, "Nie, bo nie jest bytem". Natychmiast poprosiłem o definicję bytu. Wydął wargi i powiedział, że jest ono niezdefiniowane i wieloznaczne. Na to ja z automatu, bo przecież równolegle studiuje wysoce precyzyjną i logiczną informatykę, zapytałem jak może w swych wypowiedziach używać słów, których znaczenia do końca nie rozumie. Na to on, też chyba z automatu, wyjechał: Bo tak uważa profesor…, na co ja natychmiast zareagowałem: W swoich wypowiedziach musi się pan opierać na pojęciach, które Pan rozumie w 100%, umie pan je wytłumaczyć i gotów jest pan za nie dać głowę. [W tym momencie chyba mnie już znielubił]

    W toku dalszej rozmowy, już na tematy informatyczne, zrezygnował z ubiegania się o staż ponieważ, jak stwierdził, nasza firma nie stosuje automatycznych testów do produkcji oprogramowania. W sumie nietuzinkowy młody człowiek, ale rzeczywiście chyba lepiej nie wchodzić z nim we współpracę.

    Tak na marginesie tej rozmowy pomyślałem sobie o tym, jak silne są w nas emocje i o tym, że rzeczywiście decyzje podejmujemy instynktownie oraz, że uczymy się też instynktownie. Facet opiera swoje poznanie na:

    • "bycie", które wydaje mu się zrozumiałe, aczkolwiek, gdy się głębiej nad nim zastanowił, to zdał sobie sprawę, że go nie rozumie [jakżesz inaczej bowiem niźli tylko emocjonalnie można rozumieć pojęcie niezdefiniowane lub zdefiniowane niejednoznacznie] oraz
    • wypowiedziach autorytetów - ludzi uznanych, instytucjonalnie lub przez większość, za mądrych

    i na tych fundamentach buduje swój model poznawczy, który później ma pomagać mu w przedzieraniu się przez życie.

    To przecież jest standardowa metoda nauczania i uczenia się. A przecież od małego, już od pierwszych lekcji… (No może przeholowałem bo siedmiolatki są oczywiście jeszcze za małe, a umysły nastolatków pod wpływem hormonów) …ale na pewno pierwszy wykład na każdej uczelni, która pretenduje do miana wyższej powinien być wykładem o heurystyce. Każdy człowiek po każdych studiach, a kto wie czy nie powinno to być wymagane już na egzaminie, nomen omen, dojrzałości, powinien wiedzieć, że w swym działaniu powinien kierować się właśnie regułami heurystycznymi i nie pozwalać na to by kierowały nim typowe populacyjnie reakcje emocjonalne, takie na przykład, jak: Syndrom "Pana Johna", Syndrom "Tak, bo… większość", syndrom "Tak, bo… uznany autorytet",…

    Konformizm

    Fragment o ludziach, którzy zamiast mózgiem kierują się konformizmem:

    Kolejna znana osoba zawiedziona Platformą: PO jest nieruchawa
    [dzisiaj, 11:18 POg / Rzeczpospolita]

    Wydaje się, że coraz bardziej popularne robi się publiczne wyrażanie niezadowolenia z rządów Platformy Obywatelskiej. Zwłaszcza przez znane osoby. Pierwszy był Marcin Meller, naczelny "Playboya". Teraz do grona niezadowolonych dołącza muzyk rockowy, Tomek Lipiński. - Uczciwy werdykt po trzech latach rządów PO powinien brzmieć: zawiedli - mówi w wywiadzie dla "PlusMinus", dodatku "Rzeczpospolitej". Według Lipińskiego problemem PO jest to, że jest ona "taka nieruchawa"…

    Szkoda, że nie myśleli wcześniej, teraz to już każde dziecko o tym wie… Poza tym warto się zastanowić dlaczego znanymi osobami są zwykle te, które nie myślą. [i znów te cholerne emocje]

    Co nieco o fascynującej teorii gier

    Grałem wczoraj w bilarda z niejakim Piotrem. (Staram się trenować ok. 2 godzin dziennie i udaje mi się). Piotr gra raczej słabo. Na początek doprowadziłem do 3:0, potem w wyniku rozluźnienia było 3:3, dwie ostatnie partie wygrałem, ale skłamałbym gdybym powiedział, że łatwo mi poszło - była to raczej walka o życie.

    I tak na marginesie tego wczorajszego meczu, przyszło mi do głowy kilka myśli.

    Zacznijmy od stwierdzenia Mike Pulforda "The processes of pool are similar to life" i Johna Freeslow'a "Życie to gra (w rozumieniu matematycznej teorii gier) o zasoby".

    Gra w bilard
    Bilard to wspaniały przykład do tłumaczenia zagadnienia ortogonalności "celność/technika". Sukces w bilardzie polega na wbiciu bili kolorowej i wyprowadzenie bili białej (bila narzędziowa służąca do wbijania innych bil) na optymalną pozycję na stole tak, by wbicie kolejnej bili kolorowej było w miarę najłatwiejsze i pozwalało zarazem na wyjście na kolejna bilę do wbicia.
    Co, nota bene, jest z kolei przykładem nawarstwieńca - wygrana jest nie sumą, lecz ciągiem kolejnych poprawnych uderzeń.

    Tak więc trzeba wbić kolorową i poprawnie wypozycjonować białą (wyjść na właściwą pozycję). Wbija się uderzając kijem w bilę białą, a ta z kolei uderza w kolorową. Samo wbicie bez odejścia nie jest trudne do opanowania, sprowadza się to do uderzenia bili białej w środek i posłanie jej we właściwym kierunku. Generalnie bez większych problemów radzą sobie z tym ludzie po 1-2 latach treningu, ponieważ opanowania wymaga tylko, niebanalne jednak, celowanie. Problemy zaczynają się pojawiać przy przy treningu pozycjonowania. Uderzenia nie są proste, nie wystarczy po prostu uderzyć: trzeba zachować kierunek, pociągnąć - ruch powinien być przyspieszający i czasem nie uderza się w środek bili białej, lecz w jej bok. Czynności te powodują, że łatwo gubi się celowanie i później bardzo trudno jest z nim wrócić. Paradoksalnie więc początkujący może wygrać z zaawansowanym, co więcej ci pierwsi grając teoretycznie z lepszymi nie mają obciążeń psychicznych, żadnym dyshonorem jest bowiem przegrać z lepszym. Z kolei lepszy gdy tylko zaczyna się pasemko niepowodzeń, zaczyna panikować i zżerany przez psychę walczy popełniając częstokroć kolejne błędy.

    Z drugiej strony jak lepszy wygrywa to wpada w swoisty rodzaj euforii (Zawrót głowy od sukcesów), a to jest zgubne dla procedury (mierzenie, faza przygotowania i samo uderzenie, nosi charakter pewnej celebry) i efektywności wbicia. Z Piotrem przy stanie 3:0 zacząłem sobie testować nowe wyjścia: proste wbicie, ponieważ było banalnie proste, starałem się, tak dla treningu, skomplikować no i zaowocowało to rychłym stanem 3:3.

    Jak "państwowy" postrzega niepaństwowych

    Nie można również zapomnieć o powszechnym przyzwoleniu społecznym dla tych sposobów obchodzenia prawa, które są traktowane jako przejaw życiowej zaradności – wyjaśnia Marek Rosłan, psycholog biznesu. - Może to wynikać z historycznych doświadczeń polskiego społeczeństwa, gdy oszukiwanie władzy i czerpanie z tego tytułu osobistych korzyści było synonimem sprytu i odwagi - dodaje.

    Zaintrygował mnie ostatni fragment, i chciałbym w związku z tym zadać panu psychologowi następujące pytanie: co ma zrobić polskie społeczeństwo, gdy władza korzystając z atrybutu władzy jakim jest przemoc (np. fiskalna i bezpośrednia) oszukuje społeczeństwo i czerpie z tego tytułu osobiste korzyści? Całe zamieszanie z OFE jest przykładem takiego właśnie oszustwa. Co ja, jako obywatel, mogę w tej sytuacji zrobić? W jaki sposób mogę się obronić przed zabieraniem mi pieniędzy i przeznaczaniem ich części na wódkę dla mojego sąsiada z piątego piętra? W odpowiedzi proszę mi nie pieprzyć o wolnych wyborach - one nie są wolne, są ustawiane przez media, a media trzymane są na krótkiej smyczy przez KRRiTV. Pan oczywiście będzie protestował, ale przecież pan, jako pracownik instytucji państwowej jaką jest UW, jest członkiem "państwa" i dlatego popiera pan coraz większe podatki zabierane sklepikarzom. Pana podwyżki podatków nie ruszają, przecież to właśnie z pieniędzy sklepikarzy otrzymuje Pan pensję, a w niej i dolę na płacone przez Pana podatki. Czy nie widzi Pan, że to właśnie Pan pośrednio zabiera pieniądze sklepikarzowi? Czy nie widzi Pan, że za panem stoi murem całe "państwo"? Czy nie widzi Pan, że głównie członkowie tego "państwa" występują w mediach, a pogardzani przez pana sklepikarze nie.

    Złote myśli

    Na kanale Plenete ciekawy film o tym jak Łotwa wychodziła z epoki rządów komunistycznych. Narratorką jest córka kobiety, która za komuny wprowadzała współzawodnictwo pomiędzy kołchozami, a jak tylko nastały sprzyjające warunki założyła wraz z mężem własne gospodarstwo.

    Kilka złotych myśli z tego filmu:

    Podstawą wolności jest to, że każdy musi się o siebie martwić. - chyba nie da się prościej wyrazić tej głębokiej myśli. Niestety mało kto chce wolności, większość chce mieć do pomocy mamusię lub tatusia, ewentualnie anioła stróża lub czerwonego komisarza.

    Gdy człowiek pracuje dla siebie, myśli inaczej. - Jasne, taka jest przecież natura każdego człowieka uczciwego.

    I jeszcze jedno: w tle pokazana jest historia kobiety, która w wieku 16 lat rozpoczęła pracę jako dojarka. Pracowała w tym zawodzie przez 20 lat i zarobiła tyle, że mogłaby kupić sobie samochód (ale go nie kupiła, bo za komuny towary choć tanie, to nie można ich było kupić, bo nie było ich po prostu w sklepie), gdy nastał okres przemian wartość nabywcza jej pieniędzy skurczyła się do możliwości zakupu dwóch warchlaków. Ktoś jej coś ukradł, nieprawdaż? Tylko kto? Czy nowe władze, jak prawdopodobnie uważa większość z nas, czy może jednak stare, które za pracę płaciły złudzeniami w postaci pieniędzy bez pokrycia?

    Trzęsienie ziemi i wielkie tsunami w Japonii

    Komentatorzy podkreslają, że pomimo wielkich szkód Japończycy są na tyle dobrze zorganizowanym narodem, że sami szybko sobie poradzą z ich usunięciem. Jaka szkoda, że my nie jesteśmy tacy. No cóż, oni żyją na sejsmicznie zagrożonych górzystych wyspach, my na stabilnej równinie.

    Po kilku dniach (2011.03.18) na ten sam temat:

    Premier Japonii Naoto Kan oświadczył, że po tygodniu sytuacja w uszkodzonej wskutek trzęsienia ziemi elektrowni atomowej Fukushima wciąż nie pozwala na optymizm. Dodał jednak, że wierzy, iż problemy te zostaną wkrótce rozwiązane.

    Dzisiaj japońscy inżynierowie przyznali, że zalanie uszkodzonych reaktorów betonem i piaskiem może być ostatecznym środkiem, by zapobiec katastrofalnemu wyciekowi substancji radioaktywnych.

    Naturalnie, choć paradoksalnie

    Fragment z Onetu:

    Wyznania nauczycieli po latach
    [http://dziecko.onet.pl/59333,0,41,wyznania_nauczycieli_po_latach,artykul.html]

    […]
    - Z biegiem lat zauważam, że kłaniają mi się na ulicy nie moi byli pupile, ci akurat przechodzą koło mnie najczęściej bez słowa, ale „łobuzy”, których gnębiłam. Właśnie ci mówią mi: „Dzień dobry pani profesor” – uśmiechnięci od ucha do ucha. – mówi emerytowana nauczycielka biologii Zdzisława. - Różnie to sobie tłumaczę – albo docenili po latach, że piłowałam ich jednak po coś, a nie dla własnego kaprysu, albo chcą mi pokazać: Widzisz stara wiedźmo, jednak wyszedłem na ludzi – śmieje się pani Zdzisława.

    […]

    Łarisa Jefimowna, też mówiła, że pamięta o niej największy łobuziak - Ryżkin, co roku osobiście przynosi jej bukiet kwiatów. Łobuziak jednak to coś innego niż lumpo-bandzior jakim był Siomow.

    Parcie na stanowiska urzędnicze

    Święta prawda znaleziona w sieci:

    Poczytajcie o prawie Parkinsona.
    ~wyborca44 dzisiaj, 09:12

    Wszyscy możemy zostać urzędasami, "pracy" starczy.
    Tylko kto ugotuje nam coś do żarcia?

    A dlaczego jest takie parcie na stanowiska urzędnicze? Ano przez socjalizm:

    • raz, bo za te same pieniądze lepiej jest być urzędnikiem niż pielegniarką lub budowlańcem
    • dwa, bo dotowane przez "państwo" zastępy urzędników tworzą zwrotnie silną grupę poparcia dla tegoż "państwa".

    Jak już nie będzie co jeść powstanie Solidarność. To jeden ze sposobów zamknięcia się Cyklu Społecznego.

    Bycie filozofem empirykiem jest…

    Absolutny brak czasu. Szkolenie z Project Management Professional, rano praca, po nim praca, potem trening… (aha, wczoraj włuzowałem pod rząd 56 razy bile z ustawienia: kolorowa na 5 - center string, a biała na 6.5)

    Kilka dni temu była już Wiosna, wczoraj i dziś wróciła ponurość, temperatura lekko powyżej zera, ciężkie chmury, a dziś w nocy wiatr.

    Fragment jakim podsumował mnie Tomek M:

    bycie filozofem empirykiem jest dalece lepsze niż ślepe łykanie dogmatów
    Mam nadzieję, że pod pojęciem filozof rozumie to samo co ja: człowieka dociekającego do istoty podstawowych praw natury świata, z których logicznie wynikają kwestie

    • poznawalności rzeczywistości i prawdy (epistemologia czyli teoria poznania),
    • powstania i rozwoju życia
    • zachowań obiektów żywych w tym człowieka
    • zachowań grup obiektów żywych w tym społeczności ludzkich,
    • wartościowania i systemów wartościujących takich, jak np. moralność
    • kulturowe, ideologiczne, teologiczne i inne.

    Tomek jest nieźle oczytany i sporo wie na temat filozofii Wschodu. Ciekawe czy wie co to jest sunjata?

    Ekskomunika jako czynnik sprawczy

    Scena ekskomuniki w fimie "Becket". Richard Burton w roli Thomas'a Becket'a.

    Fragment z filmu "Becket". Thomas Becket (1118-1170), arcybiskup Canterbury, najważniejszy duchowny w Anglii wygłasza treść ekskomuniki:

    Jako, że lord Gilbert nie okazał skruchy i pozostaje na wolności, zatem tu i teraz oddzielamy go od drogocennego Ciała i Krwi Chrystusa oraz wspólnoty chrześcijańskiej. Wykluczamy go z naszego Kościoła Świętego i pozbawiamy jego sakramentów, jako w Niebie tak i na Ziemi. Nakładamy na niego ekskomunikę. Zrzucamy go w otchłań ciemności. Skazujemy go wraz z Szatanem i duszami potępionymi na ogień piekielny i męki wiecznie trwające.

    [Lord Gilbert, baron of England, by the grace of his Majesty, King Henry II, seized upon the person of the priest of the holy church and unlawfully did hold him in custody. Futhermore, in the presence of Lord Gilbert and by his command his men seized upon this priest when he tried to escape and put him to death. This is the sin of murder and sacrilige. In taht Lord Gilbert has rendered no act of contrition or repentance and is at the moment at liberty in the land, we do here and now separate him from the precious body and blood of Christ and from the society of all Christians. We exclude him from our Holy Mother Church and all her sacraments in heaven or on Earth. We declare him excommunicate and anathema. We cast him into the outer darkness. We judge him damned with the devil and his fallen angels and all the reprobate to eternal fire and everlasting pain.]

    [Scenę ekskomuniki w wykonaniu Richarda Burtona jako Thomas'a Becket'a można zobaczyć tu: https://youtu.be/j9efh_EOHqU?t=261]

    Film "Becket" wart jest obejrzenia pokazuje bowiem Model poznawczy Król Szaman Lud. Ekskomunikując lorda Gilberta, Becket sam wydał się na śmierć.

    Zabójstwo Thomas'a Becket'a w Katedrze Canterbury.

    Rozmowa na temat Fizyki Życia

    Mailowa rozmowa z Tomkiem M.:

    TEMAT JEDEN
    =================================

    Co do zasady którą sprzedał Panu pewien Francuz (że z naciągaczami się nie rozmawia, bo nie warto ich uczyć) to generalnie odpowiem Panu że jestem chyba zbyt filozoficznie skomplikowany ponieważ zastanowiła mnie tak kwestia. A że akurat byłem z córką u ortodonty i musiałem czekać na wizytę, miałem czas na rozważenie tematu.

    To co mi się rzuciło w tej kwestii to dwie płaszczyzny analizy:
    a) materialna
    b) duchowa

    Z materialnego punktu widzenia, zwłaszcza z Pana ust/palców taka mądrość życiowa jest znacząca, jako człowieka relatywnego sukcesu który do wszystkiego dochodził sumienną, uczciwą acz i nieszablonową pracą (vide Q-Line w pascalu w latach 90-tych kiedy mało kto tak widział realizację aplikacji i dotąd niewielu to w ten sposób robi co akurat dla mnie było inspiracją - widać nie przypadek że się jakoś zderzyliśmy na tym padole, albo być może przypadek tylko jakaś wibracja była podobna stąd zwróciłem na to uwagę).

    W każdym razie, z materialnego punktu widzenia - chcę osiągnąć sukces, chcę zwiększać moją przewagę konkurencyjną, po cholerę mam edukować konkurentów. Z drugiej strony, Pan edukuje swoich ludzi, edukuje Pan ludzi inteligentnych, robi Pan wykłady, szkoli tych co do Pana przychodzą więc nie jest Pan zimną bestią sukcesu. Co jest ciekawe.

    👉
    Ta zimna bestia sukcesu - to stereotyp lansowany w mediach i szkolnictwie. Wynika on z tego, że ludzie bogaci, bez względu na to jak doszli do pieniędzy wrzucani są do jednego worka - właśnie zimnej, krwiożerczej bestii sukcesu. Jednak jak się tak lepiej zastanowimy to ten nasz padół pchają do przodu ludzie, którzy wytwarzają dobra i nie zmuszają nikogo do ich kupna - wystawiają je i mówią: możesz to kupić jeśli uważasz, że jest to dla ciebie więcej warte niż pieniądze, które dasz mi w zamian. Bogatych można podzielić na tych co doszli do pieniędzy stosując kradzież, grabież bądź rozbój (patrz wyzyskiwacz i przedsiębiorca kompradorski) oraz na tych co produkują na wolny rynek (przedsiębiorca wolnorynkowy), a niestety wśród tych są jeszcze producenci broni. Bogaty, to zawsze zły, nawet jeśli robi rzeczy dla mnie użyteczne. Sklepikarz dla etatowego naukowca lub dziennikarza jest krwiopijcą (patrz wpis z dnia 2011.03.09), bo choć dostarcza mu bułki, to dla niewytwarzających nic próżniaków zawsze jest za drogo.

    👉
    Ja sam znalazłem frajdę w byciu użytecznym, a praca z klientami z przeróżnych branż, mój naukowy background oraz pasja dociekania sprawiły, że opracowałem teorię tłumaczącą wszystko (znacznie lepszą od teorii wszystkiego [(ang. Theory of Everything, TOE) - hipotetycznej teorii fizycznej opisującej w sposób spójny wszystkie zjawiska fizyczne i pozwalająca przewidzieć wynik dowolnego doświadczenia fizycznego.], bo nie dość, że logicznie tłumaczącą w jaki sposób powstało i rozwija się życie, to również wskazującą na podstawowy błąd twórców TOE, który polega na wyłącznym skupieniu się na zjawiskach fizycznych (w dotychczasowym i szeroko rozumianym znaczeniu tego słowa) oraz marginalizowaniu zjawisk nieliniowych i wręcz nieuwzględnianiu analizy wrażliwości). Fizyka Życia to oprócz zjawisk fizycznych, między innymi zjawiska psychiczne (nota bene, też fizyczne), które jak najbardziej wpływają na zjawiska fizyczne. Poza tym Fizyka Życia udowadnia, że jeśli systemy złożone z obiektów żywych zaliczymy do fizyki (A czemuż by nie? Nie widzę żadnych logicznych przeciwwskazań.), to nie jest możliwe "przewidzenie wyniku dowolnego doświadczenia fizycznego".

    Wracając do mnie: lubię tworzyć sprawne i skutecznie działające zespoły ludzkie, i tu konieczne jest uczenie i tłumaczenie, bo przymuszanie odrzucam z definicji. Przymuszanie w obie strony: zarówno przymuszanie ludzi do pracy dla mnie, jak i przymuszanie mnie do pracy dla innych - wszystko musi opierać się na dobrowolności i zrozumieniu zasad.

    Teraz drugi aspekt - z duchowego punktu widzenia.

    Na swoim blogu wspomina pan Jezusa Chrystusa, cytuje Pan wiersze któregoś z Pana współpracowników. Jezus Chrystus przyszedł edukować duchowych idiotów, to chyba fakt? Przyszedł im coś powiedzieć, byli ci co go słuchali, byli także co go nienawidzili, co najbardziej zaskakujące - przyczyną Jego egzekucji byli ci, którzy wydawali się być najmniejszymi idiotami czyli kapłani - Sanhedryn. Byli wykształceni w piśmie ale Go nie rozpoznali. Bardzo dobrze go rozpoznali, ponieważ był ich konkurentem to dlatego go zgładzili. To samo w sobie jest bardzo pouczające. W każdym razie, z duchowego punktu widzenia Jezus Chrystus nie miał żadnego interesu własnego przychodzić, edukować a na koniec jeszcze dostać za to w twarz. Zgadza się, ale mamy dwa wytłumaczenia:

    1. teologiczne - jego działania były zaprogramowane przez Boga i
    2. ewolucyjne: każdy z nas ma swój charakterystyczny profil zachowań, jedni lubią mordować inni budować, Chrystus akurat doskonale rozumiał mechanizmy społeczne i chciał wytłumaczyć je ludziom.
    Proszę zauważyć, że w mitologii Greckiej mamy do czynienia z podobną sytuacją: Prometeusz, który dał ludziom ogień skazany jest nawet nie na śmierć, lecz wieczne konanie w męczarniach. Jest w tym jakaś prawidłowość. Proszę zauważyć, że w demokracji nie wybiera się "trenerów", którzy mówią: zrobię z naszego narodu naród silny i wielki, ale wiąże się to z ogromną pracą nas wszystkich - będziecie mieli dużo, ale każdy z nas będzie musiał ciężko i z sensem pracować, lecz "dobrych wujków", głoszących hasło "Należy ci się, więc ode mnie dostaniesz, tylko mnie wybierz". Ludzie oddając głos na tych drugich wcale nie zastanawiają skąd oni to wezmą, to że dostaną za darmo przyćmiewa im umysł.

    Poziom zerowy świadomości to jestem gnojem dla wszystkich, myślę o sobie.
    Poziom jeden to jestem miły dla tych którzy są dla mnie mili, jestem zły dla tych którzy są dla mnie źli.
    Poziom Jezusa Chrystusa: jestem miłosierdziem dla jednych i drugich.

    👉
    W tym Pana stwierdzeniu wyraża się fenomen religii. Matematyczna gra - iterowany dylemat współpracy - stanowi model społeczeństwa złożonego z dwóch obiektów żywych. Badając charakterystykę tej gry pod kątem taktyki zachowań gwarantującej obu uczestnikom największe zyski, naukowcy doszli do wniosku, że pierwsza taktyka "jestem gnojem i kradnę wszystkim", jeśli stosowana jest przez wszystkich, prowadzi do samounicestwienia społeczności, druga taktyka zwana przez nich przyjazny wet za wet wzbogaca obu graczy. Jednak ja przebadałem tę taktykę pod kątem jej wrażliwości na zaburzenia i wyszło mi, że nie jest ona wystarczająca. Potrzebna jest taktyka lepsza, która puszcza w niepamięć nie jedno niemiłe zachowanie strony przeciwnej, lecz kilka po kolei. Nie można jej nazwać inaczej niż miłosierna. Proszę poczytać więcej na ten temat w "Fizyce życia" rozdział 3.22.2. A wracając do fenomenu religii: dochodzimy dziś do pewnych wniosków stosując symulacje komputerowe, a Chrystus trąbił o tym już wtedy.

    Kiedy pisze do mnie idiota z Nigerii, on czeka na idiotę. Więc ja osobiście piszę mu co mnie wiele nie kosztuje, że jest gnojem. Palant otwiera maila w nadziei że znalazł ofiarę ale dostaje krótki message - zachowujesz się jak ścierwo. Jaki mam w tym materialny interes - żaden. Ale czy nie powinienem zareagować na to? Więc jak Pan widzi jest to z duchowego punktu widzenia kwestia dyskusyjna. Oczywiście taki małpiszon może to zupełnie olać. To też jest dyskusyjne czy w ogóle to na niego podziała. Kwestia jest więc dla mnie dyskusyjna.

    Tak dyskusyjna, ja go olewam, pan daje mu wyraźny przekaz: jesteś zło dziejem. Nie wiem co lepsze.

    Wielka Rewolucja Francuska

    Napisałem recenzję kolejnej wartościowej książki, jaką jest "Wielka Rewolucja Francuska" Pierre Gaxotte. Poniżej ciekawy i ciągle aktualny fragment z tej książki: Rozsądni ludzie zwracali uwagę, że po lekkomyślnym wkroczeniu na drogę emitowania banknotów trudno będzie się zatrzymać, że wartość nominalna tych banknotów przewyższy w krótkim czasie rzeczywistą wartość gwarancji; że wartość ta nie jest dobrze znana, a ponadto podlega wahaniom w zależności od urodzaju, cen zboża, wzrostu lub spadku obrotów handlowych. A wreszcie jeśli własność ziemska wystarcza na zabezpieczenie obligacji zamkniętej w szufladzie i płatnej na okaziciela, to nie stanowi dostatecznej gwarancji dla pieniądza papierowego, którego kurs utrzymuje się tylko pod warunkiem, że może być w każdej chwili zamieniony na określoną ilość pieniądza metalowego.

    Gdyby ktokolwiek odmówił przyjęcia asygnat, czyż można by mu ofiarować w zamian odłamek muru z gmachu opactwa lub kawał łąki zabranej kapitule, jak uczyniono by z prawdziwym banknotem, zamieniając go na dukaty lub luidory? W samym Zgromadzeniu i poza nim Talleyrand, Lebrun, Malouet, Condorcet, Dupont de Nemours, Lavoisier ponawiali swe przestrogi i rady, oponując przeciwko asygnatom jako monecie obiegowej. Przepowiadano prawie wszystkie szkodliwe następstwa takiej polityki skarbowej, a więc: niepodobieństwo wstrzymania emisji bez uniknięcia straszliwego kryzysu, przyśpieszona deprecjacja banknotów w stosunku do srebra, wstrząs majątkowy, wzrost kosztów utrzymania towarzyszący powiększeniu się ilości środków płatniczych, dezorganizacja handlu, powszechna nędza. Dupont de Nemours wywołał oburzenie swoim oświadczeniem, że funt chleba będzie kosztował pięć, butelka zaś wina szesnaście su, a para obuwia dwanaście franków. Popełnił on tylko jeden błąd: wykazał zbyt wielki optymizm w swych obliczeniach, gdyż w roku 1796 chleb kosztował 50 franków, a para obuwia 4.000 franków.

    Zwolennicy pieniądza papierowego, odpowiadając na te mocne i nader przekonywające argumenty, na prawie jednomyślne protesty organizacji handlowych, usprawiedliwiali się dogodną koniunkturą i względami politycznymi.

    Gotówka ukrywa się, przemysł zamiera, handel kuleje. Asygnaty sprowadzą dobrobyt. Dobrobyt może sztuczny, lecz cóż to szkodzi? Wszystko jest lepsze od zastoju, biedy i bezrobocia. Jeśli banknoty stracą na wartości, to tym bardziej będzie zależało na szybkim ich pozbyciu się. W ten sposób przyspieszono by sprzedaż dóbr narodowych, a wytwórczości krajowej dodano by bodźca. „Mówią nam”– wołał Mirabeau – „o drożyźnie środków żywności, o podrożeniu kosztów robocizny i o ruinie zakładów przemysłowych, jaka wskutek tego ma nastąpić. Niechże nam mówią o setkach unieruchomionych fabryk, o tłumie robotników, co przymierają głodem, o tych tysiącach kupców, których przedsiębiorstwa marnieją w niszczącym bezwładzie!… Mówią wam, że podwojenie ilości pieniądza obiegowego wpłynie w krótkim czasie na podniesienie się w dwójnasób cen wszystkich towarów; że jeżeli podwoi się ilość znaków obiegowych, a ilość przedmiotów pozostanie ta sama, to wartość ich spadnie o połowę. Jeszcze nigdy nie wyciągnięto tak fałszywego wniosku! Skoro bowiem ilość znaków obiegowych wzrośnie w dwójnasób, przeto o tyleż zwiększy się podaż artykułów, ich spożycie i wytwórczość, tysiące zaniedbanych obiektów odzyska wartość, przybędzie pola do pracy, powstaną pożyteczne przedsiębiorstwa, a przemysł dostarczy nowych wyrobów stwarzając potrzeby nowych wydatków!…” A proboszcz Brousse poszedł jeszcze dalej w swych argumentach mówiąc: „Czy dobrze obliczyliście nagromadzone potrzeby rolnictwa, handlu, przemysłu? Czy znacie dokładnie skalę tych potrzeb po tylu latach klęsk, ucisku, w chwili gdy świta era wolności? Któż może twierdzić, że jeden miliard więcej zamiast być uciążliwym brzemieniem nie stanie się raczej zarodkiem nowego życia i szczęścia? Powinniście dostrzec, że dzięki temu nowemu zasiłkowi pieniężnemu odżyją rzemiosła i obroty handlowe, zrodzi się nowa podnieta do przedsiębiorczości, do śmielszych spekulacji, morze zaroi się od nowych okrętów… Słowem, dobrobyt wszelkiego rodzaju przypadnie w udziale całej uprzywilejowanej ziemi francuskiej!” A zresztą jeżeli się nie chce asygnat, to czym je zastąpić? Ograniczeniem potrzeb oszczędnością, przymusową konwersją długu, nowymi podatkami ściąganymi z całą bezwzględnością? Każdy z tych sposobów kompromitowałby Zgromadzenie i wzbudzał nienawiść kraju.

    Przeciwnie, asygnata zwiąże nierozerwalnie los narodu z losem rewolucji. Wszyscy nabywcy dóbr kościelnych będą osobiście zainteresowani w ostatecznym poniżeniu duchowieństwa. Wszyscy posiadacze asygnat staną się obrońcami ustroju, który je stworzył. „Asygnaty” – mówił Montesquiou – „będą łącznikiem między interesami jednostek a interesem ogółu. Nawet ich przeciwnicy znajdą się w szeregach posiadaczy i obywateli dzięki rewolucji i dla rewolucji. Będą odtąd żyli z tej ziemi, oswobodzonej wbrew ich woli, i wówczas skończą się bezskuteczne groźby, jakimi chciano nas powstrzymać”. A dalej: „Należy oprzeć konstytucję na mocnych podstawach, pozbawić jej przeciwników wszelkiej nadziei, przykuć ich łańcuchem własnej korzyści do nowego ustroju.”

    Najlepsze zasady ekonomii politycznej nie zaważyły zbyt wiele wobec takiej pokusy. Dymisja Neckera, który stał się o tyle niepopularnym, o ile dawniej był ubóstwiany, przeszła prawie niepostrzeżenie i nic nie zmieniła. Do 1.200 milionów pierwotnych asygnat przybyło 18 maja 1791 roku 600 milionów, 17 grudnia – 300 milionów, 30 kwietnia 1792 roku - tyleż, 31 lipca znów 300, 24 października – 400, 1 lutego 1793 roku – 300, 7 maja – 1.200, 28 września – 2 miliardy. W r.1796 ogólna suma, na jaką opiewały asygnaty, wynosiła 45 miliardów.


    Pierre Gaxotte (1895-1982)
    autor "Wielkiej Rewolucji Francuskiej"
    Im mniejszą wartość posiadają banknoty, tym więcej ich potrzeba. A im więcej się ich drukuje, tym bardziej tracą swą wartość. Każdy spadek wartości zmusza do wypuszczenia nowej emisji. Każda nowa emisja pociąga za sobą nowy spadek kursu. Od milionów do miliardów maszyna toczy się ku przepaści. Ażeby ją zatrzymać w zgubnym biegu, należałoby mieć olbrzymią odwagę i bohaterską, niezłomną wolę.
    Inflacja jest ułatwieniem, iluzją, odroczeniem katastrofy, odłożeniem trudności do jutra. I jakże łatwo wtedy zataić fatalne powikłania wydarzeń przy pomocy gry cyfr, pogróżek pod adresem arystokratów, wystąpień przeciwko Pittowi i Koburgowi! Asygnata tracąc na wartości stwarzała doskonałe pole dla demagogii, każda zaś akcja demagogiczna była ciosem dla asygnaty. Pod działaniem tych dwóch sił przejawy rewolucji stawały się coraz groźniejsze. Aby powiększyć gwarancję terenową banknotów, Zgromadzenie musiało stworzyć nowe kategorie podejrzanych osób, których istotne lub zmyślone zbrodnie służyłyby za pretekst do nowych konfiskat. Spadek waluty, wzrost kosztów utrzymania, głód, spekulacje na giełdzie, ruina majątkowa zwiększały panikę i doprowadzały ludność do szaleństwa, co stwarzało odpowiednie warunki do wywołania rozruchów i usprawiedliwienia zarządzeń wyjątkowych. Po chwilowym upojeniu pozornym bogactwem, jakie wychodziło spod prasy drukarskiej Kasy Wydatków Nadzwyczajnych, miasta francuskie przeżyły wiele lat w niedostatku i w ciągłej obawie głodu. Ponieważ zaś rewolucja nie tylko nie wyrzekła się popełnionych na początku błędów, lecz pogrążała się w nie coraz bardziej wskutek niewłaściwego stosowania środków zaradczych na swoją chorobę, przeto sytuacja ulegała stałemu pogorszeniu aż do chwili ostatecznego upadku.

    Jednak prawem naturalnego kontrastu asygnata, która rujnowała miasta, zbogacała wieś. Za dobra narodowe płacono asygnatami, a nabywcom przysługiwało prawo spłaty w ciągu dwunastu lat. Ponieważ państwo przyjmowało banknoty po kursie al pari, przeto wystarczało poczekać na zniżkę, aby wyzyskać różnicę między wartością nominalną a rynkową. W roku 1796 kasy państwowe przyjmowały asygnaty na sumę 100 liwrów, mające wartość sześciu su, jako zapłatę stu liwrów za dobrą ziemię, Włościanie, którzy za swoje zboże lub masło otrzymywali coraz więcej owych drukowanych obrazków, mogli kupić folwark za cenę gołębnika. Jakoż ich zyski rosły w miarę spadku wartości asygnat. Początkowo istniały jeszcze pewne ustalone normy i kilka przepisów dotyczących kupna za gotówkę. Księża, szlachta i mieszczanie posiadający płynne kapitały wystąpili bez najmniejszego wahania i skrupułów w charakterze nabywców. Wieśniacy, lubo nie wyłączeni z tych pierwszych transakcji, nie brali w nich większego udziału. Później jednak głównych nabywców skazano na wygnanie z kraju a ich dawne lub świeżo zakupione majątki sprzedano z przetargu. Ci zaś których rewolucja oszczędziła, doczekali się, że ich dochody stopniały. A tymczasem mieszkańcy wsi, producenci artykułów pierwszej potrzeby, podnosili ceny w miarę spadku waluty i ostatecznie osiągnęli największe korzyści na inflacji.

    👉 Pod tym względem przewidywania większości członków Zgromadzenia okazały się trafne. Asygnaty istotnie podtrzymywały rewolucję. Obawiając się wywłaszczenia na przypadek reakcji, nabywcy dóbr narodowych, tym bardziej przywiązani do swej ziemi, że otrzymali ją prawie darmo, stali się obrońcami nowego ustroju przez wdzięczność za umożliwienie im dojścia do majątku tak małym kosztem. Stanowią więc oni podporę rewolucji, lecz nie są jej głównym czynnikiem. Według nich bowiem rewolucja spełniła swoje zadanie: przyniosła im korzyści. Skoro kwestia agrarna została rozwiązana w sposób przewyższający ich najśmielsze nadzieje, nie pragnęli niczego więcej. A gdy nadejdą ponure dni wojny i rekwizycji, wybiorą wówczas republikańskiego dyktatora, który potrafi usankcjonować wywłaszczenie arystokratów, a zarazem zapewnić ich następcom spokojne korzystanie z dóbr skonfiskowanych. Dekrety skarbowe 1790 roku uwydatniły wiele sprzecznych ze sobą, lecz logicznych następstw, które zaciążą na przyszłych latach.

    Czy coś się zmieniło w tej kwestii? Władza, bez względu jaka by nie była zawsze majstruje instrumentami finansowymi po to, by przykuć do siebie część społeczeństwa łańcuchem własnych korzyści, czyli de facto instrumenty te służą do wprowadzenia nierówności, po czym rewolucje burzą to wszystko pod hasłami powrotu równości.

    Ewolucja biologiczna na froncie wschodnim

    Wspaniały cytat dotyczący ewolucji biologicznej z książki Władimira Bieszanowa "Obrona Leningradu":

    Dziś udało ci się, śmierć przeszła obok. Ale jutro znów trzeba atakować. Znowu trzeba umierać. I to nie bohatersko, ale bez „pompy”, bez orkiestry i przemówień, tylko w bocie i smrodzie. I śmierci twojej nikt nie zauważy, upadniesz na wielki stos trupów koło linii kolejowej i zginiesz, zapomniany przez wszystkich, w lepkiej mazi bagien pod Pogostją.

    Żeby nie pójść do walki, cwaniacy próbowali urządzić się na ciepłych stanowiskach, na przykład w kuchni, jako pisarz na tyłach, magazynier, ordynans dowódcy itp., itd. Ale gdy w kompaniach zostawali już pojedynczy żołnierze, przeczesywano tyły żelaznym grzebieniem, odrywając „przyssanych” do ich miejsc i wysyłając do boju.

    Na miejscu zostawali wtedy najwięksi spryciarze. Na przykład uczciwego kierownika magazynu żywności zawsze wysyłali na pierwszą linię, zostawiając złodziei i kanciarzy. Uczciwy przecież odda wszystko żołnierzom, nie chowając niczego dla siebie ani dla szefostwa. A szefostwo lubi pożreć tłuściej. Kanciarz przecież, nie zapominając o sobie, zawsze dogodzi zwierzchnikowi. Jakże można pozbawiać się tak cennej kadry? Kogo w końcu wysłać na pierwszą linię? Oczywiście, tego pierwszego! Tworzył się swego rodzaju zaklęty krąg. Swój wspierał swojego. A jeśli jakiś tam idiota próbował wywalczyć sprawiedliwość – zniszczyli go wszyscy razem…

    Trzeba o tym myśleć; ta selekcja narodu rosyjskiego – to bomba z opóźnionym zapłonem: wybuchnie po kilku pokoleniach, w XXI wieku, kiedy wybrane i wypielęgnowane przez bolszewików męty społeczne zrodzą nowe pokolenia – podobnych do siebie.

    (ze wspomnień profesora Nikołaja Nikulina)

    Narzekanie jest najłatwiejsze

    Zmiana czasu, rano o 5.00 -1oC

    Wczoraj usłyszałem w radiu (mówił jakiś dyżurny medialny profesor psychologii), że Polacy narzekają, bo jedynie narzekanie uważają za temat poważny?!

    Genialny le Bon

    Skończyłem czytać "Psychologię tłumu". Wczoraj jeszcze zostawiłem sobie kilka ostatnich stron, myśląc, że będą już mało istotne. Myliłem się! Dawkowanie wiedzy w tej książce jest wykładnicze, na początku wielkie myśli i celne opisy pojawiają się rzadko, lecz później są coraz częstsze. Wczoraj cytowałem jego przemyślenia nt. szkolnictwa i komunikowania się, a dziś czytam o dążności demokracji i cyklu Tytlera. Czytam i od razu badam zgodność z Fizyką Życia.

    👉 [dążność] [demokracja]
    Mimo wad i niedomagań zgromadzenia parlamentarne są dla narodów zachodniej Europy najlepszą formą rządu, gdyż zabezpieczają je od jarzma tyranii jednostek.

    Są one ideałem rządów dla filozofów, myślicieli, literatów, artystów i uczonych, dla ludzi stojących na najwyższym stopniu cywilizacji. [Wrzucił ich wszystkich do jednego worka i przykleił piękną etykietę, a ilu wśród nich to pseudofilozofowie, pseudomyśliciele,…? A ilu wśród nic grabieżców - czyli nic nierobiących próżniaków, żyjących na cudzy koszt? To, że Newton był wielki nie oznacza, że każdy naukowiec takim jest. W rzeczywistości Newton był wyjątkiem od reguły.]

    Tkwi w nich tylko dwojakie niebezpieczeństwo, a mianowicie: wymuszone [i narastające] marnotrawienie grosza publicznego i wzrastające ograniczanie swobód indywidualnych.

    Pierwsze niebezpieczeństwo wynika z zadań i braku przezorności elektoratu. Jeżeli np. jeden z posłów wystąpi z projektem pozornie odpowiadającym programowi demokratycznemu, przypuśćmy — zażąda emerytur dla wszystkich robotników lub podwyższenia poborów kolejarzy, nauczycieli ludowych itd., to inni posłowie, bojąc się wyborców, nie ośmielą się dać powodów do posądzeń, że lekceważą wyborców, gdyby odrzucili wniesiony projekt, chociaż dokładnie zdają sobie z tego sprawę, iż zaciąży on na budżecie, a zupełne jego pokrycie będzie wymagać nałożenia nowych podatków. Nowy podatek nie zostanie tak podchwycony przez wyobraźnię elektoratu jak fakt, że demokratyczni posłowie nie idą po linii interesów szerokich mas. [To nic innego jak mechanizm presji na wyzysk społeczny]

    Do tej pierwszej przyczyny wzrostu wydatków przyłącza się druga — konieczność uchwalania wszelkich wydatków na cele lokalne. Nie sprzeciwi się im żaden poseł, są to bowiem żądania wyborców. A żądaniom wyborców swego okręgu może poseł zadośćuczynić jedynie wtedy, gdy dopomaga w tym samym reszcie posłów.

    Drugie wspomniane niebezpieczeństwo, chociaż mniej rzuca się w oczy, ma jednak znaczenie bardzo doniosłe. Wynika ono z niezliczonych ustaw — każda ustawa godzi przede wszystkim w jednostkę — które zgromadzenia parlamentarne uchwalają, gdyż prostota ducha nie pozwala im przewidzieć następstw i sięgnąć okiem w najbliższą przyszłość społeczeństwa. Niebezpieczeństwo to jest zdaje się nie do uniknięcia, ponieważ nie uniknęła go nawet Anglia, która ma względnie doskonały rząd, czerpiący swą siłę z parlamentu, a poseł najmniej zależy tam od wyborcy. Herbert Spencer już w jednej ze swych dawniejszych prac wykazał ciągłe zmniejszanie się rzeczywistej wolności. Mówiąc o tej sprawie w swej książce pt. „Jednostka przeciw państwu", w ten sposób wyraża się on o parlamencie

    „Od tego czasu ustawodawstwo poszło wskazaną powyżej drogą. Rozmaite rozporządzenia wkraczające w każdą dziedzinę życia stale dążyły do ograniczenia swobód indywidualnych, i to w dwojaki sposób: z jednej strony wydawano przepisy liczniejsze z roku na rok i nakładające różnego rodzaju przymus na obywatela w takich sprawach, w których do niedawna mógł działać z pewną swobodą. Rozporządzenia te zmuszały obywatela do wykonywania takich czynności, które dawniej zależały od jego woli. Z drugiej znowu strony coraz to większe ciężary publiczne, zwłaszcza na potrzeby lokalne, krępowały coraz bardziej wolność obywatela; zabierana mu część dochodów ciągle się powiększała, nie mógł nią dobrowolnie rozporządzać, za to sposób wydania jej zależał w dużym stopniu od kaprysów urzędników, nie kontrolowanych przez tych, którzy złożyli dane sumy".

    Wymienione powyżej ograniczenia osobistej wolności mają we wszystkich krajach specyficzne przejawy, o których Spencer nie wspomina. Sprawa ta przedstawia się następująco: wydawanie niezliczonej ilości przepisów, mających powszechnie charakter ograniczający, powiększa zakres władzy i wpływ urzędników, których obowiązkiem jest przestrzeganie wykonywania tych przepisów. Urzędnicy ci często stają się wprost udzielnymi władcami w danej dziedzinie życia. Ich potęga rośnie zwłaszcza wtedy, kiedy przy ciągłych zmianach rządów rząd boi się wytrawnych urzędników, gdyż tylko oni są stałym elementem władzy wykonawczej; ponadto kasta urzędnicza nie odpowiada przed nikim, jest bezosobowa i nieprzemijająca. Te właściwości mogą ją zamienić w despotę.

    Ciągłe tworzenie, z iście bizantyńskim formalizmem, i ustaw i ograniczających przepisów, ujmujących i kierujących najdrobniejszą czynnością człowieka, zacieśnią coraz bardziej i coraz fatalniej sferę, w której obywatel może się swobodnie poruszać. Społeczeństwa opanowało dziwne złudzenie, że tworzenie coraz to liczniejszych ograniczeń przyczynia się do rozwoju wolności i równości; w imię tego złudzenia narody nakładają na siebie z dnia na dzień coraz silniejsze okowy. Przyzwyczajają się dobrowolnie do chodzenia w jarzmie, w końcu same go szukają, wyzbywają się wszelkiej samodzielności i energii, aż zamienią się w niezdolne do oporu automaty, bez woli i siły.

    Jednostka wyzbyta własnej inicjatywy musi jej szukać gdzie indziej. Obywatel zamieniony w powolny automat, nie orientujący się w panujących przepisach i ich zastosowaniach, traci bez reszty energię do walki z przeszkodami na drodze do jego celów, co zmusza państwo do powiększenia zakresu swej działalności. Rząd musi posiadać te zalety i przymioty, z których wyzuto obywateli; rząd musi posiadać ducha inicjatywy, przedsiębiorczości i przewodnictwa. Mózgiem każdego przedsięwzięcia staje się tylko państwo, musi się ono wszystkim opiekować i wszystkim kierować. Państwo staje się wszechmogące i wszechmyślące, mimo nauk wysnutych z przeszłości, że władza takich bogów nie była nigdy ani długotrwała, ani nadzwyczaj silna.

    I w kontekście tego cytatu przerażająca jest następująca wypowiedź:

    Jedna z najbardziej niepokojących tez "Inside Job" brzmi: branża finansowa wypaczyła system edukacji ekonomicznej w USA. Renomowane uczelnie za oceanem od lat promują ideę deregulacji, czyli osłabienia nadzoru państwowa nad rynkiem finansowym. Dlaczego? Bo ich naukowcy zasiadają w radach nadzorczych gigantów finansowych. Jak Martin Feldstein, profesor z Harvardu i jeden z głównych architektów deregulacji. - Nie żałuję, że pracowałem w radzie nadzorczej AIG [ubezpieczeniowy gigant uratowany przez rząd kosztem 70 mld dol.]. Nic więcej na ten temat nie mogę powiedzieć - uciął w rozmowie z ekipą Fergusona.

    Jasne, że nie żałuje skoro za swoje "przemądrzałe doradzanie" brał ogromne pieniądze, a to, że jego "nadzorowanie" skończyło się 70 mld. deficytem, cóż go to obchodzi skoro nie poniósł za to żadnej odpowiedzialności. Renomowane uczelnie dobrze robią, że promują ideę deregulacji, przy czym w ramach tej promocji powinny stanąć murem za tym, by rząd nie dodrukował tych 70 mld. dolarów, bo właśnie przez takie dodruki rząd, nie kto inny, powoduje, że gospodarka USA idzie do kosza.

    👉

    Rząd nie powinien regulować! Rząd powinien być strażnikiem zasad i powinien ostrzegać obywateli przed niebezpieczeństwami procesów społecznych. Tak jak rząd Japonii przygotowuje swe społeczeństwo do zachowywania się po trzęsieniu ziemi lub po tsunami, tak wszytkie rządy powinny szkolić jak nie dopuszczać do najgorszych etapów cyklu Tytlera i cyklu rewolucji! Jednak, jak na razie bycie u władzy i bycie przy "władzy" to dobre synekury, a reszta się nie liczy.

    Tu nie chodzi o prywatne, czy państwowe - wszyscy są tak samo chciwi, a ci należący do "państwa" są lepiej zorganizowani, mają lepsze środki przymusu i dlatego kradną najwięcej. U nas właśnie zapieprzyli pieniądze odkładane przez ludzi na przyszłe emerytury, po to by łatać "dziurę budżetową". W mediach dyskusje i spory. Kłócą się zawzięcie, tylko absolutnie nikt — ani profesorowie, ani dziennikarze, ani autorytety - nikt nie zadaje tego najważniejszego pytania: co to jest ta "dziura budżetowa" i skąd się ona bierze. Syndrom kasty w pełnej krasie, a efektem grabież w czystej postaci. Instytucje okradają mnie, dokładnie tak, jak opisał to le Bon, a ja nic nie mogę zrobić. A oni chcą jeszcze większego nadzoru nad wszystkim…, a do czego to prowadzi pisał już o tym Le Bon sto lat temu.

    I przerażający jest również przedwczorajszy komunikat DSOZ:

    Informujemy, że od dnia 01 kwietnia 2011 roku nie będzie publikowany plik parametryzujący wraz z macierzą sumowania świadczeń oraz opis algorytmu grupera w rodzaju leczenie szpitalne. Nie będzie również udostępniany kalkulator JGP i możliwość korzystania z fazy "0".
    Niezbędne informacje służące do prawidłowego rozliczania zrealizowanych świadczeń będą zawarte jak dotychczas w zarządzeniu w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne.
    źródło - Departament Świadczeń Opieki Zdrowotnej

    [DSOZ brzmi dumnie, ale czy przypadkiem nie jesteśmy świadkami rosnącej w siłę podziemnej i nieświadomej organizacji o nazwie "Narzucająca Siłą Partia Urzędników Państwowych"? W 1991 roku, świadomi tego zjawiska Szwajcarzy w ogólnonarodowym referendum zamrozili liczbę etatów państwowych.]

    Komunikat ten prowadzi do tego, że powstaną własne interpretacje zarządzeń prezesa i magiczne sposoby na importowanie treści zarządzeń do programów komputerowych. Warunki jakie trzeba sprawdzić do wyliczenia grupy są zapisane w postaci tekstu, który ktoś będzie musiał przetworzyć na algorytm. Zaraz będzie tak, że każdy producent będzie miał swoje interpretacje zarządzeń i wyliczeń grup JGP. Ponieważ "państwu" nie chce się opracowywać takiego algorytmu, wydaje powyższy komunikat. Czy ma z tego jakiś zysk? Oj ma! Niejednoznaczność spowoduje wielość interpretacji w tym i jedynie słuszną nikomu nie znaną i ciagle aktualizowaną do bieżących potrzeb interpretację NFZ. A jeśli interpretacja placówki medycznej nie będzie zgodna z interpretacją NFZ, to NFZ - monopolista przydzielający pieniądze nie zapłaci za wykonane przez placówkę usługi. A której placówce nie zapłaci, ano ponieważ nie ma reguły, to nie zapłaci tej, której będzie chciał nie zapłacić. NFZ? Nie, ktoś kto o tym w NFZ decyduje - URZĘDNIK albo ten kto na niego ma wpływ.

    Mała książeczka dostępna za darmo - głębia wiedzy społecznej, mało kto o tym wie, mało kto to uwzględnia. A nasz prezydent w księdze kondolencyjnej wyłożonej w ambasadzie Japonii napisał, że "łączy się w bulu i pozostaje w nadzieji"…
    Humanista i nie zna ortografii? To jaka jest jego wiedza o zarządzaniu? Zabierać tym co mniej krzyczą i dawać tym co krzyczą więcej?

    Procesy społeczne są nieubłagane, Tak wygląda opis Cyklu społecznego w wykonaniu genialnego Francuza:

    👉 [Cykl Społeczny] Ujmując jednym rzutem oka wszystkie najważniejsze okresy rozwoju i upadku dawniejszych cywilizacji, stwierdzamy u ich zarania garstkę ludzi różnego pochodzenia, zgromadzonych na jednym miejscu przypadkowo, czy to skutkiem emigracji, najazdu czy podboju. Ludzi tych, różniących się pochodzeniem, wiarą i językiem, łączą tylko więzy wspólnego posłuszeństwa dla na wpół uznanego zwierzchnika. W tych mieszaninach odnajdujemy jednak nadzwyczaj wyraźne cechy psychiczne tłumu: jego przelotną spójność, jego bohaterstwo i bezsiłę, jego gwałtowność i impulsywność. Nie ma w nich żadnej stałości; są to hordy barbarzyńców.

    Czas dokonuje swego dzieła i powoli zaczynają uwidaczniać się skutki jednostajnego otoczenia, ciągłego krzyżowania i wymagań wspólnego życia. Mieszaniny te, złożone z niepodobnych do siebie jednostek, poczynają się stapiać w jedną całość i wytwarzają rasę, tj. zawiązek posiadający wspólne cechy i uczucia, które dziedziczność coraz bardziej utrwala. Tłum zamienia się w naród i zaczyna dzięki temu wychodzić z okresu barbarzyństwa.

    Ale wtedy dopiero wydobędzie się z niego, kiedy wśród bezustannych walk i niezliczonych prób wytworzy sobie pewien ideał. [Ideał, który pomaga jednej małej grupie zdobyć władzę i narzucić pozostałym normy wspóżycia społecznego] Jaki będzie ten ideał — czy będzie nim kult Rzymu, czy potęga Aten, czy zwycięstwo Chrystusa — rzecz to obojętna; w każdym razie da on wszystkim jednostkom, będącym cząstkami powstającej rasy, zupełną jedność myślenia i uczuć; w ten sposób jego zadanie zostanie spełnione.

    Wtedy dopiero może rozwinąć się nowa cywilizacja, posiadająca własne instytucje i wierzenia, własną sztukę, naukę i specyficzne zapatrywania na poszczególne kwestie. Dążąc do urzeczywistnienia swego ideału, rasa osiąga stopniowo wszystkie warunki świetności, siły i rozwoju. Nadejdą też dla niej krótkie chwile, w których z pełnego tężyzny narodu zamieni się w tłum, uległy choćby złemu panu, ale i wtedy na dnie zmiennych cech tłumu znajdzie się granitowe podłoże, tj. dusza rasy, która zadecyduje o granicach owych oscylacji i ureguluje działania przypadku. Po twórczej jednak działalności czasu nastąpi jego niszczycielska praca, której oprzeć się nie mogą ani bogowie, ani ludzie. Po osiągnięciu pewnego stopnia potęgi i złożoności budowy, cywilizacja zaczyna kostnieć, a następnie poczyna chylić się ku upadkowi. Nadchodzi dla niej jesień, za którą czai się zimna śmierć.

    Oznaką tej ostatniej fazy jest powolny zanik ideału, który był sokiem ożywczym duszy rasy. W miarę jak ginie ten ideał, chwieją się w duszach wszystkie wierzenia religijne, polityczne i społeczne, które z niego czerpały swą moc.

    Wraz z zanikaniem ideału i zdrowej myśli naród zatraca swą spójność, jedność i siłę. Jednostki mogą wprawdzie rozwijać swą indywidualność i inteligencję, ale równocześnie zbiorowy egoizm rasy zostaje zastąpiony przez wybujały egoizm jednostek, którego najważniejszym skutkiem jest wypaczanie charakterów i zanik zdolności do bezinteresownych czynów.

    Jednolita całość zamienia się znowu w luźne zbiorowisko jednostek, utrzymujących się tylko sztucznie przez pewien czas dzięki tradycjom i instytucjom. Rozdarci przez najsprzeczniejsze interesy, nie potrafią sami sobą rządzić; domagają się, by ktoś kierował nawet najdrobniejszymi ich czynami. Wraz z ostatecznym zatraceniem ideału umiera bezpowrotnie dusza rasy. Zamienia się wtedy w bezduszne zbiorowisko jednostek i staje się tym, czym była na początku — tłumem. Cywilizacja zachwiana u swych źródeł staje się pastwą losu i przypadku. Rozpoczynają się rządy tłumów, a u wrót państwa pojawiają się hordy barbarzyńców.

    Mimo to cywilizacja długi jeszcze czas może błyszczeć pozorami świetności, może nawet wpływać na nowo rodzące się cywilizacje, w których w czasach ich siły każdy wyczuje, co jest naleciałością z zamarłej cywilizacji. Ale robactwo stoczyło już ten wspaniały gmach, który zawali się przy pierwszej burzy.

    Każdy więc naród w pogoni za ideałem przechodzi od barbarzyństwa do cywilizacji, a z chwilą upadku ideału umiera. Tak wygląda bieg jego żywota.

    Le Bon o wyobrażeniach, urzędnikach i edukacji

    Kończę czytać genialną "Psychologię tłumów". Jesteśmy uczeni fizyki współczesnej, rozwiązujemy zadania w oparciu o niezrozumiałe równania genialnego Einsteina, a nikt na lekcjach wychowania w społeczeństwie nie wspomina o Le Bonie. Książeczka cieniutka, w internecie kosztuje 5 złotych (taniej niż litr benzyny), dostępna w za darmo w postaci elektronicznej. Wszyscy zachowujemy się tak, jak opisał to w 1895 roku genialny Francuz ale… nie zdajemy sobie z tego sprawy. "Psychologia tłumu" źle się kojarzy, lepszy byłby tytuł "Charakterystyka grup społecznych". Zagadnień poruszonych w niej jest wiele:

    Cytat o istocie komunikowania się:

    Badania nad mową poszczególnych narodów wykazują, że słowa ją tworzące bardzo powoli zmieniają się na przestrzeni wieków, ale za to wyobrażenia, które one wywołują, i nadawane im przez nas znaczenia zmieniają się bardzo często. Na tej podstawie wykazałem w jednej ze swych poprzednich prac, że dokładne zrozumienie języka martwego jest rzeczą niemożliwą. Cóż bowiem robimy, gdy odpowiednim wyrazem francuskim zastępujemy wyraz grecki, łaciński lub sanskrycki, albo gdy staramy się zrozumieć książkę napisana w ojczystym języku sprzed kilkuset lat? Po prostu zastępujemy treść i wyobrażenia, które istniały w duszy narodu w czasach starożytnych, treścią i wyobrażeniami z życia współczesnego. Sprawcy Wielkiej Rewolucji w ten właśnie sposób naśladowali Greków i Rzymian, wtłaczając w ich wyrażenia takie znaczenia, które nigdy nie istniały w duszach tych narodów. Jakiż w końcu istnieje związek między instytucjami Greków a tymi, które oznaczamy dziś odpowiednimi słowami? Przecież republika była wtedy instytucją czysto arystokratyczną, układem sił małych i większych despotów władających tłumami niewolników, którzy nie mieli prawa rozporządzać nawet swym życiem. Z tym, że bez tych niewolniczych rzesz owe gmino-władne arystokracje nie mogłyby istnieć.

    A słowo „wolność” w czasach, kiedy nie domyślano się jej nawet i gdy niezgadzanie się z panującymi instytucjami i nakazami było największą zbrodnia, cóż może mieć wspólnego ze znaczeniem, jakie obecnie mu przypisujemy? Ateńczyk lub Spartanin przez „ojczyznę” pojmował jedynie Ateny lub Spartę, a nie całą Grecję, rozbitą wówczas na drobne państewka, skłócone i wojujące ze sobą. Jakież znaczenie nadawali temu słowu Gallowie, rozbici na wrogie sobie plemiona, różniące się ponadto rasą, mową i religią, dzięki czemu Cezar z łatwością mógł ich podbić, albowiem wygrywał jedno plemię przeciw drugiemu? Rzym, dając Galiom jedność polityczną i religijną, stworzył im ojczyznę. Wiemy, że jeszcze przed dwustu laty książęta francuscy zawierali sojusze z obcymi mocarstwami przeciw własnemu królowi; słowo „ojczyzna” miało u nich inne znaczenie, aniżeli ma je obecnie. Inaczej też pojmowali to słowo ci, którzy w imię honoru walczyli przeciw Francji, sami będąc Francuzami; prawo feudalne łączyło wasali z suwerenem, nie z ziemią, a ich ojczyzna była tam, gdzie był suweren. Bardzo wiele jest takich słów, które nie do poznania zmieniły swe znaczenie w ciągu wieków; poprzednie ich znaczenie możemy uchwycić dopiero po dłuższym wysiłku. Słusznie ktoś stwierdził, że chcąc zrozumieć takie wyrazy jak „król” i „rodzina królewska” w ich znaczeniu przed wiekami, musimy bardzo dużo przeczytać na ten temat. A cóż dopiero mówić o słowach bardziej zawikłanych!

    I wciąż aktualne spostrzeżenia o szkolnictwie:

    Widzimy więc, że szkoła nie wychowuje ludzi samodzielnych, ale kastę urzędniczą, w której można się piąć do góry bez zdolności i inicjatywy. U dołu drabiny społecznej powstaje w ten sposób armia niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów, zdolnych zawsze do buntu. U góry tej drabiny znajduje się beztroska kasta urzędnicza, która bezmyślnie ufa opatrznościowej roli państwa, nie chcąc mu ze swej strony w niczym dopomóc, albowiem i błędy swe zwala na państwo, i bez nakazu z góry nie zdobędzie się na samodzielny krok.

    Państwo, które wychowuje tak wielką liczbę ludzi z dyplomami, tylko nieznacznej części daje posady, a resztę z konieczności pozostawia bez pracy. żywi jednych, a innych czyni swymi wrogami. Łatwo stwierdzić, że każda wolna posada jest przedmiotem pożądania setek dyplomowanych kandydatów. Za to firma handlowa nie znajduje pracowników. Pewnego roku w departamencie Sekwany było 20 000 nauczycielek bez posad, a równocześnie trzeba było sprowadzać z zagranicy siłę roboczą do handlu, przemysłu i roli. Liczba wybrańców jest ograniczona, natomiast bardzo wielu jest ludzi niezadowolonych.

    I pomyśleć, że pisał to ponad 100 lat temu! U nas dziś jest dokładnie tak samo.

    Kultura dostrzegania ludzi ważnych dla społeczności II

    Zmarł twórca bardzo kleistego kleju
    Zmarł twórca słynnego na całym świecie kleju Super Glue. Harry Wesley Coover Młodszy miał 94 lata. Zaledwie rok temu został uhonorowany specjalnym medalem przez prezydenta Baracka Obamę za swoją pracę. Największe dzieło jego życia, klej cyjanoakrylowy, był w znacznej mierze przypadkiem.

    Wynalazca zmarł 26 marca w swoim domu w Kingsport w Tennesie. Klej Super Glue nie był jedynym jego wynalazkiem, łącznie Coover był posiadaczem 460 patentów z zakresu chemii. Był wielokrotnie nagradzany za swoją pracę naukową. Ukoronowaniem jego kariery było otrzymanie z rąk prezydenta Medalu Technologii i Innowacji.
    […]

    [http://www.tvn24.pl/-1,1697283,0,1,zmarl-tworca-bardzo-kleistego-kleju,wiadomosc.html]

    Ukoronowaniem jego kariery było otrzymanie z rąk prezydenta Medalu Technologii i Innowacji. A nasz prezydent (humanista) uhonorował księgę kondolencyjną dwoma błędami ortograficznymi.

    U nich kultura zauważania, u nas niezauważania.

    Rozmowa na temat "Fizyki Życia"

    E-mailowa rozmowa z Tomkiem M.:

    Witam,

    piszę tak krótko w temacie książki "Fizyka Życia".

    Książkę otrzymałem - bardzo dziękuję. Dziękuję także za bardzo miłą dedykację.

    Rzuciłem okiem na parę fragmentów i musze przyznać że "pachnie dobrze". Czuć czystość podejścia.

    Walczyłem o to

    Generalnie wyczuwam takie rzeczy, przyznam się że czasem jak czytam jakieś filozoficzne spekulacje, które są obarczone jakimiś osobistymi dogmatyzmami, żonglerką słowną to mnie od razu odrzuca a do Fizyki Życia mnie ciągnie.

    Moim założeniem było to, że muszę napisać coś, co przynajmniej sam będę rozumiał i że nie może to być oparte na jakimkolwiek niezrozumiałym ewentualnie fałszywym założeniu. Niektórzy tak robią całe dziedziny naukowe: globcio, sporo w ekonomii i chyba struny

    Bardzo podoba mi się okładka i wydanie ksiązki oraz skład i zdjęcia. Wszystko to pachnie starannością w przekazie wiedzy a nie próbą "nabicia sobie punktów". Duży plus za KOMUNIKACJĘ.

    Sam cyzelowałem, i robiąc to zdałem sobie sprawę z tego, że tacy są w większości Japończycy i to od dawna.

    Okładka "Fizyki Życia"

    Nikt w Europie nie przekułby 300 razy miecza, ale za to Europejczycy szybciej wymyślili specjalne rodzaje obróbek. :) Okładka zarówno awers jak i rewers jest fajna. Podoba mi się dobór symboliki - drzewa, choć nie do końca rozumiem czemu jest bez liści na dole, a na górze są liście - jaki sens jest tego przekazu?

    Liście to obiekty żywe, a te istnieją tylko i wyłącznie w danej chwili czasowej symbolizowanej owalnym mglistym przecięciem. Liście powyżej, w zasadzie są błędem, ale były już na zdjęciu. Z ciekawostek zdjęcie drzewa kupiłem na amerykańskim foto portalu, a jest to drzewo z Lasku Kabackiego.

    Drzewo plus planeta Ziemia. Aspekt kosmiczny stworzenia, perspektywa Ziemi w Kosmosie, plus drzewo. Drzewo życia, drzewo ewolucji.

    Plus Yin i Yang, krzywa Gaussa i… podpórki (to jedno z moich największych odkryć - życie powstało nie tylko poprzez doskonalenie w walce o byt, lecz również poprzez agregację współpracy, która oczywiście również nacelowana jest na doskonalenie walki o byt. Oczywiście nie ja, jako pierwszy, zwróciłem na to uwagę, ale jako pierwszy sformułowałem drugą cechę charakterystyczną ewolucji biologicznej). Podpórki, zatem są bardzo ważne.
    Podpórki, pień, gałęzie symbolizują łańcuch sukcesji projektów genetycznych…

    No powalające jest to zdjęcie owada z tylnej strony. Nie wiem co to za owad ale generalnie ujęcie jest świetne. Z tymi czułkami i oczami to mi się kojarzy jakiś wóz albo pojazd bojowy z antenami :) (trochę pasjonują mnie militaria).

    Zrobił je w podwarszawskich lasach, jakimś absolutnie mało wybrednym aparatem, Jerzy K. fotograf amator, pasjonat makrofotografii…

    Ogólnie też okładka nie pachnie "przereklamowaniem". U artystów jest tak, że ich świadomość manifestuje się w formie wizualnej. I przykładowo, jak pracują w agencjach reklamowych gdzie siłą rzeczy celem jest "wpływanie na świadomość" i decyzje odbiorców, ta świadomosć nachalnego wpływania na decyzje odbiorców niestety powoduje że projekty są przekoloryzowane, agresywne, zbyt wyszukane i to się czuje. Projekt okładki natomiast jest lekki. Może z punktu widzenia techniki kolażu (robiłem kolaże bo pracowałem jako grafik i to jest jedna z moich umiejętności) nie jest zbyt zaawansowana ale czuje się atrakcję do czystości i symboliki.

    Dzięki. Nad okładką również pracowali i bardzo dużo wnieśli graficy ze studia Agat, zresztą prace nad nią trwały ponad dwa lata…

    Muszę jednakże Pana zmartwić. Wstęp do FŻ z listu do Keplera, o małej ilości ludzi dociekających przyczyny wszechrzeczy potwierdza także Bhagavad Gita. W jednym z wersetów można przeczytać, że "Jeden na tysiąc dąży do doskonałości, a z tych wielu zaledwie jeden zna Mnie naprawdę".

    To chyba też jest Fizyka Życia. A co do świętych ksiąg, to pisały je, według mnie, obiekty żywe mające świadomość (być może częściową) zjawisk, które poruszam w Fizyce Życia. Tak jak już wspominałem prawdopodobne wydają mi się następujące trzy możliwości:

    1. Jakiś patrol obcej cywilizacji trafia na Ziemię i jego przedstawiciele - albo sami albo poprzez tłumaczenie wybranym ludziom (prorokom) - próbują tę wiedzę przekazać. Oczywiście jest to jak uczenie rachunku różniczkowego w przedszkolu - pozostają jednak księgi.

    2. Spośród ludzi niektóre jednostki w sposób praktyczny "łapią" matematyczną teorię gier, obserwując wojny, procesy społeczne w sytuacjach trudnych (np. Chrystus w okupowanej Galilei) takich jak na przykład obca okupacja, próbują przekazać to innym, a ci inni spisują to. A teraz mamy takowe księgi i możemy w nich dostrzec wiele z tego o czym traktuje fż. Weźmy dla przykładu religię chrześcijańską. Wczoraj mój nastoletni syn mówi mi, że za dwa tygodnie odbędzie się w jego klasie debata (uczą ich debaty czyli dyskutowania ze zrozumieniem, wysuwania i ważenia argumentów itp. przejęliśmy to od Amerykanów - i dobrze) na temat tego czy religia powinna być nauczana w szkole. "A jak ty uważasz?" pytam. "Powinna być ale nie tyle". Na to ja mówię mu tak: "Religia w szkole jest bardzo potrzebna, bowiem ona jedyna w prosty sposób mówi problemach społecznych i zasadach, których powinniśmy przestrzegać, by społeczeństwa się rozwijały. Porównaj chociażby kodeks karny i 10 przykazań. Po drugie" - ciągnę - "Biblia, jako chyba jedyna (choć mogę się mylić) mówi, że każdy jest grzeszny. Fizyka Życia twierdzi to samo - każdy optymalizuje czerpanie z zasobów zewnętrznych. Inne zaś ideologie próbują dzielić ludzi na lepszych i gorszych."
      Proszę zauważyć przedsiębiorcy zawsze i wszędzie traktowani są jako bezlitośni wyzyskiwacze. Oczywiście są wśród nich i tacy, ale są też i tacy, którzy pieką chleb. Tak na prawdę, wyzyskiwaczem jest konsument, który sam sobie nie ma oczywiście niczego do zarzucenia, nawet wtedy gdy kupuje towary produkowane w obozach koncentracyjnych. Ilu z nas kupuje drożej mając świadomość, że kogoś wspiera? Wracając do ksiąg, to ja znajduję w nich (głównie w Biblii) bardzo wiele zagadnień fizykożyciowych: "Myśl o dociekaniu prawdy", "Zasadę korekty" (jeśli w myśli zgrzeszyłeś…), "Syndrom Kalego" (belka w oku…), "Syndrom socjalizmu" i "wytłumaczenie istoty wolnego rynku" (przypowieść o pracownikach w winnicy), Sunjata (nierozróżnialność jako podstawa rozkładu normalnego)…

    3. Pojawiły się na zasadzie epistemologii gerpedelucyjnej - co najprościej można wytłumaczyć tak: ktoś tam coś pisał, a ta pisanina (mieszanina prawd, półprawd, mistycyzmu i niezrozumiałych lub różnie rozumianych treści) przydawała się innym (np. mnichom) - korzystali z niej w taki sposób, że populacja, w której działali odnosiła sukces produkcyjny, reprodukcyjny i ekspansyjny. Ludzie ci zwrotnie poprawiali księgi, aż do obecnej ich postaci.

    Według mnie najbardziej prawdopodobne jest połączenie wybitnych jednostek z epistemologią gerpedelucyjną.

    Narzucił Pan wysoki standard więc sądzę że w tłumie wielu koncepcji i "szumie" informacji może Pana przekaz zginąć. Mam nadzieję że nie, bo jest to bardzo wartościowa praca.

    Robię co mogę, by nie zniknęła, ale… Tak czy inaczej, prędzej czy później, tu lub gdzie indziej, komuś (a prędzej pewno grupie) uda się spopularyzować coś bardzo podobnego do Fizyki Życia - tego jestem pewien. Próbuję tłumaczyć to na angielski,… ale kto nie tłumaczył czegokolwiek nie wie co to za praca, a kto nie tłumaczył nowych idei też nie wie co to za praca - trud zatem jest podniesiony do kwadratu :). Kiedyś, człowiek, który też napisał coś wartościowego powiedział mi: Napisał Pan rzecz wielką,… jak Einstein (oczywiście miło zaskoczył mnie tym porównaniem). On jednak miał za sobą dziennikarzy, którzy mu to wszystko spopularyzowali. U nas, w Polsce, dziennikarzy będzie pan miał raczej przeciw sobie.

    Już czuję że się wiele nauczę.

    Ja od Pana też się uczę, bardzo jestem ciekaw zwrotnych informacji i przemyśleń od Pana w kontekście filozofii Wschodu. Aha, filozofię rozumiem tak jak starożytni Grecy "dociekanie do istoty natury świata i człowieka", a nie filozofię powszechnie stosowaną, czyli "nadęte fanzolenie trzy po trzy"

    Co do symboliki, to symbol drzewa pojawia się także w literaturze wedyjskiej, szczególnie jest mowa o "drzewie które rośnie korzeniem do gory a jego liścmi są hymny wedyjskie". Jak trafię na objaśnienie to Panu prześlę.

    OK

    Jedynie będę Pana prosić w miarę możliwości o edukowanie mnie w trakcie naszej dyskusji, ponieważ oprócz samego wyniku przetrawienia, interesuje mnie "jak Pan do tego doszedł" :)

    Choć wymaga to wiele czasu, odpowiadam na Pana maile z wielką przyjemnością. Jestem zatem do dyspozycji.

    Jak doszedłem? Kiedyś opiszę to szczegółowiej, a teraz skoro nadarzyła się okazja - "krótki skrót":

    Zawsze lubiłem rozumieć i już jako maluch zauważyłem, że ludzie wolą myśleć ogólnie przyjętymi schematami, i że mało kto wychodzi poza nie. Pierwszy raz gdy obśmiano mnie w piaskownicy, jak mówiłem, że moi rodzice kupą sobie telewizor dopiero jak w sprzedaży będą kolorowe, a drugi gdy zaległa martwa cisza po tym jak Igor Rożkow na lekcji o tym jak będzie wyglądał komunizm głośno powiedział to o czym i ja sam pomyślałem - Przecież na takich zasadach komunizm nie zadziała (mieliśmy wtedy po 10 lat).

    Jestem otwarty na nowe i nawet jeśli wiąże się to z dużym kosztem, a mnie interesuje to dociekam - rozdział IV FŻ jest tego dowodem.

    Bardzo pomogły mi moje wyjazdy za granicę, ale nie te oficjalne, lecz te, w których musiałem walczyć o przetrwanie. Oczywiście walczyć to zbyt duże słowo, ale dawałem z siebie wiele: niedojadałem, pracowałem, chodziłem po śmietnikach (nie ja jeden) ale nie kradłem (jak niektórzy), choć zdarzało mi się korzystać z podrabianych biletów kolejowych.

    Wykształcenie: już od wieku 10 lat robiłem niejako dwa programy nauczania jednocześnie, ponieważ uczyłem się w zwykłej szkole radzieckiej, co musiało być związane z większą niż przeciętna wydajnością. Jadąc tam musiałem się zaadoptować, a po powrocie do Polski - readoptować. W kilku przypadkach pobierałem nauki na zasadzie rzucenia mnie na głęboką wodę: w wieku 10 lat w szkole radzieckiej, w wieku 14 lat przeskoczyłem ósmą klasę (to było na prawdę ciężkie) z siódmej od razu do liceum, w wieku 17 lat w Instytucie Francuskim gdy "karnie" przeniesiono mnie (poznałem wówczas co to znaczy francuska dyplomacja) z drugiego roku na piąty i w wieku 28 lat w fabryce w Szwajcarii. Ok, to tyle na temat tego jak się uczyłem, a teraz o tym czego.

    Oczywiście języków i matematyki, a w zasadzie logicznego myślenia. Kluczem były studia - trafiłem naprawdę dobrze, wielu z wykładowców było pedagogami z prawdziwego zdarzenia. Tam nauczyłem się myśleć kategoriami automatyki - mówiąc krótko - sprzężeń. Drugą ścieżką edukacji była praca w Zakładzie Biocybernetyki Instytutu Sportu i alpinizm - poznałem teorię sportu i mnogość dyscyplin naukowych, które badają wpływ mnogości różnorakich czynników na osiągnięcie jednego niewielkiego celu - złotego medalu. To tam nauczyłem się myśleć teoriogrowo i kategoriami tworzenia skutecznych zespołów ludzkich.

    Kolejny był własny biznes - tu poznałem myślenie systemowe, myślenie w kategoriach systemów strumieniowych) i praktyczne bilansowanie wielkości niereferencjalnych (nie dających się porównywać wprost). Tu sam odkryłem prawdziwą ekonomię. (Dlaczego uważam, że "Prawdziwą"? Dlatego bowiem, że żaden jasnowidz nie wygrał w totolotka, o pardon, dlatego, że ekonomiści choć nieprzeciętnie mądrzy i dysponujący ogromną wiedzą jak robić biznes nie robią biznesu! :)) Poza tym biznes stawia bardzo trudne wymagania - niespotykanie gdzie indziej. Sam Pan wie, bo klikanaście lat temu wspólnie rozwiązaliśmy jedno z takich zagadnień.

    No i pasja, pasja dociekania, która w zasadzie jest czymś rzadkim… (vide Galileusz i Bhagavad Gita)

    Ja ze swojej strony mogę odwzajemnić się wysiłiem w prezentowaniu adekwatnych wersetów z literatury wedyjskiej. Korzyść tu dla Pana może być jakaś bo ja oprócz esencji Wed, czyli duchowej wiedzy wciąż mam zainteresowanie różnymi kwestiami materialno-technicznymi i społecznymi a taka wiedza także jest w Wedach.Cały czas to jest moja pasja i szukam. Jak będę mieć jakieś ciekawostki to Panu prześlę jak znajdę.

    Na to liczę :)

    ps. Ostatni znalazłem w Bhagavata Puranie wyjaśnienie procesu degradacji ustroju społecznego, od czego się zaczęło.

    Generalnie znamy ustroje społeczne jak monarchia, kapitalizm, komunizm. Demokracja występuje w pewnym zwiazku z kapitalizmem.

    W literaturze wedyjskiej jest także model idealny społeczeństwa. jak będzie okazja to także Panu opiszę. Co jest fascynujące - można w klarowny sposób odnieść wedyjski model społeczny do monarchi, kapitalizmu i komunizmu inaczej mówiąć wedyjska klasyfikacja społeczna się idealnie "przekłada" i a także objaśnia dlaczego upadła monarchia, komunizm i dlaczego także nie wystarcza kapitalizm.

    Proszę zerknąć na cykl Tytlera i Cykl rewolucji. Czekam na Pana przemyślenia w tej kwestii.

    pozdrawiam serdecznie
    T.M.

    Rządowa pułapka na ludzi

    Za darmo, to jest tylko ser… w pułapce na myszy

    Pułapka na myszy.
    Pułapka na ludzi.

    Szybka recepta jak zostać intelektualistą

    Z naszych leśnych rozmów:

    Każdy chce uchodzić za intelektualistę, a najprostszą ku temu drogą jest podpięcie się pod aktywną grupę opiniotwórczą, przytakiwanie jej (co zresztą zwrotnie ją buduje) oraz bezmyślne używanie jej argumentacji i już to automatycznie czyni nas we własnych oczach intelektualistami.
    Nie trzeba nawet myśleć.

    👉

    W pewnym momencie wyszliśmy na przeraźliwie zaśmieconą publiczną polanę, przeznaczoną przez "władzę" dla "ludzi", by "ludzie" mogli sobie w przyjemnym otoczeniu rozpalać ognisko i piec kiełbaski.

    Syf nie do opisania. Tak właśnie wygląda dbałość o mienie publiczne. Prawdopodobnie podobny mechanizm występuje przy "trosce" władz o finase publiczne, o czym pisałem wczoraj.

    O przyczynach złego funkcjonowania państwa

    Rano piękna słoneczna pogoda. O 1100 wpadam na konferencję "Dług publiczny. Co zostawimy w spadku naszym dzieciom?"

    Pierwszy prelegent - Jankes Samuel Gregg - zaczął od "Fausta" Goethego. Diabeł proponuje tytułowemu Faustowi, że będzie spełniał jego życzenia jednak nie za darmo, gdy bowiem przyjdzie czas trzeba będzie oddać za to duszę. Natychmiast skojarzyło mi się to z nawartswieniem niewinnych. Prelegent porównał ten proces z procesem zadłużania państwa i procederem "inflating the money supply" [drukowania pieniędzy przez rząd]: krótkie doraźne korzyści, które rząd czerpie z dodruku pieniądza skończą się kryzysem.

     

    Drugim tematem, który poruszył była dążność demokracji przedstawicielskiej:

    Cynniki sprawcze dążności demokracji przedstwicielskiej
    W demokracjach zdobycie władzy odbywa się poprzez koalicje sprzecznych obietnic, a po wyborach i tak robi się to co zawsze: kokietuje swych wyborców kosztem reszty społeczeństwa. W ten oto sposób 51% ludzi może legalnie grabić pozostałych 49%. Co też w praktyce się dzieje, zarówno w USA, jaki i w Europie;
    W demokracjach politycy nie przewodzą, lecz płyną z prądem interesu własnego;
    A przyzwolenie na to wszystko daje każdy z nas hołdując zasadzie: "Na wszystko się zgadzam, bylebym tylko sam nie poniósł straty". Zgadzamy się na grabież w naszym interesie, zamiast strzec zasad;
    Wyborcy powinni uswiadomić sobie, że wybierać należy tych, którzy będą przestrzegali prawa, a nie strażników transferu zasobów od aktywnej mniejszości do pasywnej większości.

     

    👉 Następny prelegent, profesor Wojciechowski, udowodnił, że zadłużanie finansów publicznych jest tożsame z kradzieżą zuchwałą, a kolejny - Marek Łangalis - wykazał, że urzędnicy stanowią najlepiej zarabiajacą grupę pracowniczą: 560 tys. urzędników zarabia obecnie średnio rocznie 48 900 zł brutto, natomiast pracownicy sektora prywatnego nieco ponad 36 000 zł.

     

    Podczas konferencji przyszło mi na myśl:

    Refleksje na temat czynników sprawczych dążności
    demokracji przedstwicielskiej
    że ekonomiści skupili się na pieniądzu, ignorując zupełnie prosty fakt, że tak na prawdę wszystko czego potrzebujemy, ktoś musi wyprodukować. To nie pieniądz jest istotą ekonomii, lecz produkcja (produktywność);
    że tak, czy inaczej to zawsze pracownik musi wypracować podatki, które za niego płaci pracodawca. Gdy natomiast podatki są duże powoduje to przepływ ludzi z sektora pracodawców do sektora pracowników. A od przekroczenia pewnego poziomu proporcji jednych do drugich, ci drudzy stają się pracownikami przymusowymi;
    że rząd, który de facto ma służyć społeczeństwu, robi dokładnie coś przeciwnego - przyczynia się do jego zapaści:
    • spełniając drobne zachcianki elektoratu za pomocą zadłużania prowadzi populację wprost do kryzysu,
    • dotując obniża poziom kreatywności społecznej,
    • wprowadzając szereg regulacji zabija inicjatywę,
    • kształcąc i nie wymagając, produkuje rzesze niezadowolonych (co dokładnie opisał Le Bon wpis z dnia 2011.03.24)
    • obniża poziom odpowiedzialności obywateli
    👉 Filozof Goethe opisał mechanizm zadłużania państwa poprzez psucie pieniądza, a ekonomiści, którzy powinni podnosić larum przy najmniejszej próbie dodruku lub zadłużenia milczą jak zaklęci, ba nawet w obawie o swe, płacone tymi pieniędzmi, pensje wymyślają różne teorie usprawiedliwiajace ten proceder.
    👉 Dramatem jest to, że już od lat dysponujemy odpowiednią wiedzą na temat funkcjonowania społeczeństw, jednak państwowi naukowcy tacy jak ekonomiści, socjologowie i politolodzy robią wszystko, by wiedza ta nie dotarła do mas. A konferencje, takie jak ta, ciagle kręcą się wokół diagnozy, a nie tego jak temu zaradzić. Problemem nie jest diagnoza, lecz powszechne przestrzeganie zasad. A to (zmuszenie do przestrzegania zasad) jak do tej pory najlepiej udaje się religiom, a nie ruchom ludzi oświeconych.

    O rządzących na wesoło

    Czy władza zdobyta za pomocą świadomego oszustwa,

    jest ważna?

    Jan Pietrzak         

    Wieczorem byliśmy na występie Jana Pietrzaka i Andrzeja Rosiewicza. Imprezę najkrócej podsumowują słowa: mocno wesoła, patriotyczna. Sporo dowcipów, głównie dotyczących głupoty władz wszelakich: tych PRL'owskich i tych tu teraz. Każda władza, jak stwierdził pan Jan, zajmuje się pracami rzecznymi, wszystkie władze bowiem: pogłębiają dno i trzymają się koryta. Celne!

    James Madison rozważając kluczowy dylemat rządzenia zastanawiał się jakie czynniki mogą stanowić element sprzężenia zwrotnego, które by ograniczało nadużycie władzy. Sam doszedł do wniosku, że wyposażenie społeczeństwa w broń (wystarczy, że strzelecką). Ponieważ my broni nie mieliśmy, to obaj artyści stanowili elementy takiego sprzężenia. Śmiech to straszna broń - mówił Pan Jan, a po drugie ma właściwości lecznicze.

    Liczbę obecnych oceniłem na około 250-300 osób, ale niestety osób starszych. Młodych nie było. No cóż, jesli mają co jeść, to co ich obchodzą jakieś zasady. Teraz sytuacja jest taka, że śmianie się z władzy nie jest cool, przecież czołowe gazety i ekrany wdrukowują w te młode umysły, że władza jest mądra ("łączy się w bulu i pozostaje w nadzieji"), troszczy się o nas, ale niestety przychodzi jej pracować w strasznych warunkach wynikających z osaczenia nienawiścią, którą zionie tępa opozycja.

    A wracając do pytania, to odpowiedź znajduje się w nim samym: władzę się zdobywa. A sądy, które miałyby tę kwestię rozstrzygnąć, opłacane są przecież przez władzę, no to przecież jej nie podskoczą.

    Gdy Pietrzak zaczął śpiewać "Żeby Polska była Polską" wszyscy wstali. Nie żeby wszyscy naraz i spontanicznie, gdy powstało około 10-15% reszta dopowstała.

    Jak rządzący organizują nam piekiełko, czym się kierują i kto ich wspiera

    "Porozmawiajmy o gospodarce w ramach spotkań Klubokawiarni Republikańskiej" to spotkanie zorganizowane przez prężnie działające stowarzyszenie młodych ludzi KoLiber: https://koliber.org/.

    I znów jakieś cyfry i dowody, na to, że nasz rząd zadłuża nas wszystkich. I jakieś dyskusje na temat wolnego (Kolibranci) lub regulowanego (polityk) rynku. W prezydium zasiadał również "przedsiębiorca" - piszę w cudzysłowie, bowiem był to prezes niemieckiego wydawnictwa technicznego, czyli de facto zarządca, a nie przedsiębiorca. Ale mniejsza o nazwę, ponieważ prowadzi firmę i musi spinać finanse to po pierwsze musi myśleć ekonomicznie i po drugie wie, że wszystko kosztuje. W pewnym momencie doszło też do mini dyskusji czy kredyt jest dobry. Nie wnikano w szczegóły o jaki kredyt chodzi, a przecież tak wiele jest drobnych subtelności, które z kredytu mogą zrobić dźwignię rozwoju lub gwóźdź do trumny. Konsumpcyjny czy inwestycyjny, udzielany wszystkim na takich samych zasadach czy nie i wreszcie egzekwowany aż do bólu czy też umarzany (niektórym)?

    Podobnie jest z bogatymi, czy są oni dobrzy czy źli. A cóż można o tym powiedzieć nie wiedząc, jak doszli do tego bogactwa? Ten kto wzbogacił się stosując przymus lub grabież jest zły, a ten kto produkuje smaczniejszy chleb lub wymyślił dializator?

    Mam wrażenie, że ekonomiści stosując pieniądz jako środek do różnego rodzaju wycen zapomnieli o istocie ekonomii. Termin ekonomia pochodzi z greckiego oikos – dom i nomos – prawo, reguła. Pierwszy raz pojawia się u Ksenofonta – taki tytuł nosi jedno z jego dzieł. Starożytni przez to słowo rozumieli zasady prowadzenia gospodarstwa domowego. Inna szkoła mówi, że słowo ekonomia jest połączeniem słów oikos – dom, gospodarstwo domowe i nomeus – człowiek, który zarządza, przydziela. Czasownik oikonomeo oznacza więc kierowanie domem. - [Wikipedia, pol., stan 2011.04.07] Teraz zamiast o sztuce prowadzenia gospodarstwa mówi się wyłącznie o pieniądzach.

    A problem jest taki, że są dwa rodzaje gospodarstw: przedsiębiorstwa zamknięte - a więc takie, które muszą się bilansować (głównie gospodarstwa domowe i firmy prywatne) oraz przedsiębiorstwa otwarte, do których płynie strumień pieniędzy (przedsiębiorstwa państwowe). Te pierwsze muszą zbilansować to co od nich wychodzi (usługi i produkty) z tym co do nich wchodzi, a rolę sprzężenia zwrotnego pełni mechanizm wolnego rynku - który polega na tym, że ludzie nie przymuszeni (wolni w decyzji zakupu - stąd nazwa) do zakupu towarów, kupują to na co mają większą ochotę. Jeśli pracujesz źle - musisz zrobić coś, by to poprawić bo inaczej nie zarobisz. W przedsiębiorstwach otwartych z reguły nie bilansuje się, wystarczy tupnąć nogą i już pojawiają się pieniądze, a straty, niegospodarność i marnotrawstwo uzasadnia się wyższymi potrzebami społecznymi (patrz lewak).

    Ludziom wydaje się, że pieniądze są kwintesencją wszystkiego, a prawda jest taka, że są one narzędziem. Najważniejsza jest bowiem produktywność społeczeństwa - jego zdolności wytwórcze. Bez wystarczającej ilości potrzebnych dóbr (które zawsze ktoś musi wyprodukować) społeczeństwo nie rozwija się. A do produkcji potrzebne są narzędzia. Bez obrabiarki nie ma produkcji, ale nawet jeśli mamy obrabiarkę, to musi być ona sprawna, inaczej tylko przeszkadza. Tak samo jest z pieniądzem - popsuty pieniądz niszczy produktywność.

    Rząd psuje pieniądz - to fakt. Demograficznie Polska (prawie cała Europa też) się kurczy, gospodarczo ponoć też. To do cholery czym, powołany do sprawnego zarządzania krajem, zajmuje się rząd? Niszczeniem tego czym zarządza? Jak zauważył "przedsiębiorca", gdyby ktoś, kto zbankrutował przedsiębiorstwo starał się ponownie o pracę nikt by go nie przyjął, a my wybieramy ciągle tych samych.

    Ciągle tych samych stręczonych przez media i… zaufanych ludzi rządu. Czyż bowiem ekonomista na państwowej uczelni, otrzymujący pensję z rządowej kasy zaprotestuje, gdy rząd podniesie podatki po to, by finansować wycieczki zagraniczne i podnieść pensję tego ekonomisty? Nie wymagajmy od niego zbyt wiele, niech nie protestuje, wystarczy by ujawnił. Ale w opiniotwórczych mediach nikt ważnych rzeczy nie ujawnia. O prostych mechanizmach wolnego rynku się nie mówi - to temat tabu, ale zawsze znajdzie się napuszoną teorię, by uzasadnić instytucjonalną grabież lub wepchnąć do rządu swoich.

    Czy gospodarka się rozwija czy kurczy - trudno odpowiedzieć na to pytanie, "państwowi naukowcy" bowiem bardzo zgrabnie żonglują liczbami. Wczoraj byliśmy gospodarczą potęgą, dziś jesteśmy na skraju bankructwa. Chyba jednak została przekroczona pewna bariera, która świadczy, że produktywność spada: pracownicy państwowi średnio zarabiają już więcej niż pracownicy sektora prywatnego (wytwórczego). W sondzie ulicznej młodzi ludzie przyznają, że lepiej jest pracować na państwowym. W ten oto sposób następuje transfer mądrych ze strefy wytwórczej do sfery urzedniczej - nieprodukcyjnej. Z taką sytuacją mieliśmy już do czynienia za Gierka - wiadomo czym się to skończyło - pustymi półkami w sklepach, nagonką na spekulantów i w końcu, na całe szczęście mało krwawym, przewrotem.

    Czynniki sprawcze istnienia organizmu

    Zwierzęta, w tym człowiek, stanowią obiekty żywe czwartego poziomu organizacyjnego. Zbudowane są z komórek. A spośród mechanizmów regulujących funkcjonowanie takich obiektów żywych można wyróżnić:

    • Pełną kontrolę liczby komórek (elementów);
    • Dobudowywanie komórek (elementów) w miarę, jak są potrzebne - np.: powiększanie mięśni;
    • Posiadanie komórek (elementów) kamikadze, poświęcających się w obronie obiektu (systemu);
    • Zbyt mała produkcja potrzebnych komórek (elementów) jak i zbyt duża jest problemem.

    Politycy to jednak gangsterzy

    Znalezione w sieci:

    WYJAŚNIENIA DLA MŁODYCH WYKSZTAŁCONYCH Z DUŻYCH MIAST
    ~koliber

    Premier Olszewski został odsunięty od władzy przez środowisko Tuska (całe PO), Pawlaka (całe PSL), SLD i Wałęsę.

    Janusz Korwin-Mikke zasiadał wtedy w parlamencie i zgłosił ustawę dekomunizacyjną. Ustawa ta miała ujawnić teczki agentów SB. Ustawa została przegłosowana. Następnego dnia minister spraw wewnętrznych, którym był Macierewicz, miał ujawnić wszystkich współpracowników SB. Lech Wałęsa zwołał wtedy nocne posiedzenie PO, PSL, SLD i przed świtem sejm przegłosował wotum nieufności dla rządu. Olszewski i Macierewicz zostali odwołani, a nowym premierem został Pawlak.

    Oczywiście Pawlak nigdy nie ujawnił agentów SB, a sąd ostatnio orzekł, że Wałęsa nie był agentem SB. Co oczywiście nie zmienia faktu, że ich krył.

    Nie łudźcie się. PO, PSL i SLD to komuniści. Ci sami, którzy władają telewizją, gazetami i portalami internetowymi. Starają się zamieszać wszystkim w głowach.

    Nie bądźmy głupi. Nie głosujmy na ZOMO.

    Krótkie wytłumaczenie o co chodziło w "nocnej zmianie".

    Działania destrukcyjne versus działania konstrukcyjne

    Pomysł na bunt ma każde dziecko, pomysł

    na to, jak coś dobrze zrobić tylko nieliczni

    Zamiast rządzić, doją… i to głupio na dodatek

    Państwo w teorii ma organizować życie społeczności, w praktyce jednak tę społeczność doi. Tylko bardzo rzadko i w zaledwie niektórych miejscach można mówić o odstępstwie od tej reguły.

    W mediach bardzo wiele się mówi o tym kto ile zarabia, kto z kim śpi i o innych podobnych duperelach. Nikt natomiast nie mówi o tych drobnych czynnikach, które rozwalają współpracę pomiędzy ludźmi. Przykład prawo regulujące zapłatę:

    Wykonuję usługę lub sprzedaję towar i zgodnie z prawem muszę: wystawić dokument sprzedaży (fakturę lub paragon), i w następnym miesiącu odprowadzić do "państwa" podatki. Usługa oczywiście jest wykonana lub towar wydany, za co też trzeba zapłacić. Okazuje się jednak, że kontrahent nie płaci. Zobaczmy jaki jest bilans tej operacji. Załóżmy że kupiłem za 80 zł + 25% VAT i sprzedałem za 160 zł + 25% VAT:

    Przychód Koszt Zysk
    Razem
    200 zł 100 zł 100 zł
    Netto
    160 zł 80 zł 80 zł
    VAT
    40 zł 20 zł 20 zł

    Kontrahent jednak nie zapłacił: od dawna p. Manika nie odbiera ode mnie telefonu. Na maile też nie odpowiada, dziś zadzwoniłam ze swojej komórki i oczywiście odebrała (bo nie znała numeru). "Podobno" nie płaci dlatego że nasz serwisant w grudniu nie przystawił jej pieczątki w książce serwisowej drukarki (książki nie było w sklepie). Totalne bzdury wymyśla, za barak pieczątki (nie z naszej winy) nie płaci dużej faktury od ponad 3 miesięcy, a w dodatku nie dzwoni do nas o tę pieczątkę i nie odbiera od nas telefonów . - Tak w rzeczywistości (o której media nawet się nie zająkną - ponoć temat majtek niektórych gwiazd scenicznych jest o wiele ciekawszy) wygląda miganie się kontrahentów od płacenia.

    Zobaczmy ile wydałem

    Wydatki
    Koszt zakupu:   100,00 zł
    Podatek dochodowy: zysk netto razy od 19% do 40%
    w zależności od rodzaju dziłalności
    do obliczeń bierzemy najmniejszą stawkę 20%
    16,00 zł
    Podatek VAT: zysk VAT 20,00 zł
    Razem: 136,00 zł

    Jak przedstwia się bilans trzech uczestników tej transakcji?

    Mój dostawca Ja Złodziej gospodarczy "Państwo"
    Ma 100 zł
    odprowadził 16,00 zł (20% od 80 zł) tytułem podatku PIT
    i cały VAT czyli 20,00 zł
    Zapłaciłem 136,00 zł i nie mam Towaru Ma Towar
    Wrzucił "w koszty" 160 zł z tytułu netto
    Obniżył tym samym kwotę należną Państwu z tytułu podatku o 32,00 zł
    40,00 zł odpisał od podatku należnego Państwu z tytułu VAT
    Otrzymało 36,00 zł z tytułu moich podatków
    Otrzymało 36,00 zł z tytułu podatków dostawcy
    nie otrzymało 72,00 zł z tytułu podatków złodzieja gospodarczego
    +100,00 zł
    -16,00 zł
    -20,00 zł
    -100,00 zł
    -16,00 zł
    -20,00 zł
    Towar
    +32,00 zł
    +40,00 zł
    (PIT dostawcy) +16,00 zł
    (VAT dostawcy) +20,00 zł
    (PIT mój) +4,00 zł
    (VAT mój) +5,00 zł
    (nie zapłacony PIT ZG) -20,00 zł
    (nie zapłacony VAT ZG) -25,00 zł
    +64,00 zł -136,00 zł Towar oraz +72,00 zł 0,00 zł

    Państwo nie jest ani do przodu ani do tyłu natomiast ja zostałem okradziony, co jest ewidentne i, co więcej, potwierdzone dokumentami. Przy czym w skład mojej straty wchodzą również pewne pieniądze przeznaczone na utrzymywanie państwa, a z kolei złodziej je okradł odliczając pewne kwoty od należnych Państwu pieniędzy. I co? I nic! Co mogę w tej sytuacji zrobić? Ano nic,

    Państwo nie dość, że toleruje ten proceder, to go jeszcze podtrzymuje obecnymi przepisami (które nota bene były niedawno ustanowione).

    Dużo się gada o ułatwieniu życia przedsiębiorcom, a przecież jeden malutki zapis w prawie wystarczyłby, żeby tego typu proceder natychmiast ukrócić. Jaki? "Od podatku odliczyć sobie możesz tylko wtedy gdy zapłaciłeś".

    Kongres Nowej Prawicy

    Kongres Nowej Prawicy w Sali Kongresowej. Przybyło ponoć 1600 osób.

    Kongres to szereg wystąpień (ponad 20) różnych osób, które dzielą się swymi pomysłami, jak inspirowany przemyśleniami Korwina ruch polityczny może dotrzeć do umysłów społeczeństwa. Oto kilka migawek, które udało mi się zanotować:

    pt. (a ma ich dużo) Krzysztof Rybiński - wystąpienie błyskotliwe, zgodnie z wszelkimi kanonami wystąpień publicznych. Trafne porównania, nośne hasła, dynamizm, ale głównie To ja, ja, ja. Patrzcie na mnie. Wielki, przewielki jestem. Odniosłem wrażenie, że to on całą prawicę wymyślił, i to on napisał "Ludzkie działanie", "Folwark zwierzęcy", "Psychologię tłumu", "Co widać czego nie widać" itd.

    Poseł na sejm - Andrzej Sośnierz (gość, który całkiem sensownie podchodził do rozliczeń służby zdrowia, ale jakiś palant z SLD przekreślił całą jego robotę jednym podpisem likwidującym kasy chorych) powiedział: My posłowie, uchwalamy nawet nie wiemy co.

    Romuald Szeremietiew, działacz niepodległościowy: Gdzie jest ta naczelna idea, która powinna konstruować zachowania wojskowych, urzędników i policjantów?.

    Nie wiem kto: Unia Europejska nadepnęła naszym urzędnikom na rozum" [Ująłbym to inaczej: dała prerogatywy do dojenia innych].

    Rafał Ziemkiewicz: Cywilizować się nie należy za pomocą kserokopiarki (ślepego posłuszeństwa i kopiowania zachowań urzędasów europejskich), lecz za pomocą własnego rozumu. I zdanie dość ciekawe, choć nie wiem jak on to mierzył: Moc gospodarcza wielkiej Rosji jest porównywalna z mocą gospodarczą malutkiej Belgii.

    Młody dziennikarz Krzysztof Bosak potwierdził słowa Sośnierza "aroganckie bubki służące rządzącym" uchwalają sami nie wiedzą co. Sam był świadkiem, jak PO po dojściu do władzy uchwaliło ustawy opracowane przez obalonych i znienawidzonych poprzedników tylko dlatego, że ustaw tych nie przeczytali i nie mieli pojęcia o uchwalaniu. Mówił też o urzędniczej psychologii sprawowania władzy.

    "W chwili obecnej przedsiębiorcy są najbardziej zniewoloną klasą społeczną"

    Burmistrz Środy Wielkopolskiej, który trzy razy z rzędu i, co więcej, w pierwszych turach, wygrywał wybory: Jako burmistrz stykam się codziennie z tym co to państwo nam gotuje.

    Adam Wielomski: Polska nigdy nie będzie wielka dopóki będzie biedna, a biedna będzie dotąd dopóki będzie w Polsce socjalizm. I cytat z kodeksu Napoleona: "Własność to prawo używania i nadużywania rzeczy".

    Zbigniew Skalski Prezes Stowarzyszenia Wolni przedsiębiorcy:

    Czy wiecie Państwo, że nas małych Przedsiębiorców czyli firm jednoosobowych i rodzinnych jest 3 miliony, a nie mamy swoich reprezentantów w Sejmie? Czy to jest normalne?
    Wyobraźmy sobie taką sytuację: jest żeglarz, ma własny jacht, chce płynąć swobodnie dookoła świata, pragnie być wolny i szczęśliwy.
    Musi zarejestrować rejs, otrzymuje plan wyprawy, zestaw zasad i spis obowiązkowego wyposażenia jachtu . Otrzymuje to od urzędników, którzy nigdy nie byli na żaglówce! Jak będzie wyglądał taki rejs?
    Albo ktoś inny też chce być wolny lubi chodzić po górach, niestety zasady poruszania się, dobór ekwipunku, nawet butów i skarpetek ustala mu ktoś kto w górach nie był.
    W takich warunkach działają przedsiębiorcy…
    Ustawy i przepisy o działalności gospodarczej są pisane przez urzędników, przez pracowników najemnych wynagradzanych z naszych podatków.
    Wymyślone przy biurku zasady zostały napisane przez ludzi, którzy nigdy nie mieli własnej firmy.
    Te przepisy muszą stosować na co dzień Przedsiębiorcy, często pracodawcy. Gdzie tu logika?
    To tak jakby lis projektował kurnik!

    Niestety nie wiem kto (może Korwin): Zły ustrój jest gorszy niż wulkany, trzęsienia ziemi, tsunami i wszystkie katastrofy naturalne razem wzięte, Produkują ustawy tak jak bakteria produkuje kompost.

    Kongres, licznik długu publicznego i takie doniesienia medialne jak np. "zadłużenie gmin rośnie wykładniczo" potwierdzają, że ustrój w jakim żyjemy to:

    D Y K T A T U R A   P A S O Ż Y T Ó W

    Ciekawe, czy mechanizmy demokracji sobie z tym poradzą. Szczerze powiedziawszy: wątpię. Sądzę, że naturalną dążnością demokracji jest właśnie dyktatura pasożytów.

    Dążność demokracji przedstawicielskiej.

    Urzędnicy versus Przedsiębiorcy

    Urzędnicy versus Przedsiębiorcy
    Okładka książki "Biurokracja".
    Grupa społeczna urzędnicy, jest grupą dążącą do rozrostu, urzędnicy wspierają się.

    Grupa społeczna przedsiębiorcy, nie jest grupą dążącą do rozrostu, przedsiębiorcy ze sobą konkurują.

    Wolny rynek - śmiechu warte

    W materiałach reklamowych, które otrzymałem znalazłem taką perełkę:

    Firma jest poważna - wejście na rynek polski subwencjonuje rząd Danii.

     

    Taki jest wynik, jak rząd reguluje ceny.

    Święta Zmartwychwstania Pańskiego, ale Europejska Unia Judo zorganizowała w tym czasie Mistrzostwa Europy w Stambule. Marta walczy w drużynówce - dwie przegrane. Chłopaki wyeliminowują Rosjan, po czym niestety zajmują piąte miejsce. Polacy w klasyfikacji generalnej wypadają źle. Przyczyna? Zapaść finansowa i organizacyjna Związku.

    W mediach nic na ten temat nie ma. To, że gdzieś tam, kilkadziesiąt osób walczy o medale dla Polski mediów nie obchodzi, ważniejsza jest jakaś amerykańska artystka.

    A skoro media nie piszą, to młodzież do sportu się nie garnie, a jak się nie garnie, to w przyszłości medali będzie mniej - taka pętla sprzężenia zwrotnego. W gruncie rzeczy po co nam takie media, które głównie piszą o tym, jak pusz(czaj)ą się amerykańskie gwiazdy ekranu?

     

    👉 Wieczorem znalezione w sieci:
    Dziś dominuje imperatyw pracy najemnej (to jakby "domyślny" stan rzeczy: iść do pracy u kogoś). Stąd może bardzo fałszywe i dość debilne myślenie że własny biznes to coś dla geniuszy… nie. Potrafisz coś robić, widzisz gdzieś swoją szansę to bierzesz życie za fraki i otwierasz interes. Proste. Nie ma co się sugerować opiniami "posiadaczy dyplomów", oni "zgłupieli od mądrości swojej"… jak to ktoś ładnie określił, ale ja nie po studiach to nie mam prawa wiedzieć kto!

    Pieprzenie Lenina o kucharkach

    Lenin mówił, że w idealnym ustroju rządzić będzie mogła nawet kucharka. Bredził niestety. Zarządzanie to rzecz subtelna, a najlepiej błąd Lenina oddaje następująca myśl niemieckiego oficera spod Leningradu:

    Do tego wszystkiego dochodziły te diabelskie mrozy przy całkowitym braku zimowego umundurowania, podczas gdy przeciwnik był odpowiednio ubrany; przyzwyczajony do klimatu, fantastycznie niewybredny w żywieniu i dysponował wieloma innymi przewagami, na szczęście poza jedną – umiejętnością wykorzystania tych wspaniałych cech dla osiągnięcia realnych efektów.
    [Obrona Leningradu Władimir Bieszanow]

    Fizyka Życia definiuje inteligencję jako miarę efektywności w realizacji procesów nadążnych, natomiast po przeczytaniu tego cytatu przyszło mi na myśl, że można ją również zdefiniować jako umiejętność osiągania realnych efektów - słowo realnych jest bardzo ważne.

    Ciekawostki z Rosji

    Robię porządki w szpargałach na biurku. Na kilku kartkach zapisane mam złote myśli:

    Prezydent Miedwiediew mówi: "Ludzie powinni przestrzegać prawa nie ze strachu, ale ze zrozumienia - taka jest podstawa wszystkich cywilizowanych krajów", po czym gdzie indziej stwierdza, że jednak: "Chciwość silniejsza jest od strachu", [a zrozumnienie potrzebne jest li tylko by lepiej zaspokoić chciwość - JF].

    I obserwacja z jakiejś konferencji: W latach 1944-1956 w PRL prawomocnymi wyrokami skazano na śmierć 8000 osób - około dwa razy więcej niż w Rosji Carskiej w całym XIX wieku (ok. 4000 osób).

    Klasyfikacja nieszczęść

    Ciekawa informacja od Tomka:

    Literatura wedyjska klasyfikuje nieszczęścia na 3 kategorie:

    • adi atmik - nieszczęścia od ciała i umysłu,
    • adi daivik - nieszczęścia od naturalnych katastrof (komety, susze, powodzie, trzęsienia ziemi),
    • adi bautik - nieszczęścia od działania innych żywych istot (celowe i niecelowe, komary, złodzieje itp).

    Kto pracuje w święto pracy?

    Pierwszy maja - święto pracy. Jeśli wypada w dzień roboczy to większość (grabieżcy) nie pracuje, ale są tacy co pracują. Nie pracują ci, którzy bez względu na to, czy pracują w ten dzień czy nie i tak dostają pensję. Pracują natomiast ci, którzy mogą za tę pracę zarobić.

    Jak działa zasada: "Czy się stoi czy się leży 2 tysiące się należy" to ludzie wolą świętować niż pracować.

    Trochę o Fizyce Japończyków, Amerykańców i Nowozelandczyków

    Jutro święto, mało kto więc dziś pracuje. Mam nieco czasu, by w końcu zamieścić "klika myśli pozbieranych na temat katastrof" Oli z antypodów:

    Cześć, po trzęsieniu ziemi w Japonii 11-go marca, które w relacjach telewizji wyglądało jak film science fiction, sytuacja w jakiej się znaleźliśmy po 22-gim lutego w Christchurch, po 8000 razy mniejszym trzęsieniu, wydała mi się banalna, więc dlatego nic do tej pory nie napisałam…

    Mam wielu znajomych w Japonii, z którymi razem pracowałam, Japończyków i nie-Japończyków i bardzo źle się czuję oglądając i słuchając wiadomości. Zwłaszcza, że wiem jak nieprzyjemne są skutki nawet niewielkiego trzęsienia ziemi, na poziomie poczucia bezpieczeństwa i ciągłości życia, w sensie tego, jak je sobie wyobrażamy i planujemy.

    W Sendai, które było najbliżej epicentrum trzęsienia 11-go marca, byłam w roku 2003 i tam doświadczyłam pierwszego poważnego trzęsienia ziemi w moim życiu, siedząc na 23-cim piętrze wieżowca, który trząsł się góra-dół. Mam też cały czas w pamięci rozmowę o trzęsieniach ziemi z moimi koleżankami Japonkami, które odwiedziły mnie w Warszawie kilka lat temu, powiedziały mi wtedy, że Tokio cały czas czeka na swoje kolejne wielkie trzęsienie ziemi… i proszę bardzo…

    Tsunami. Ale nie wiem czy to zdjęcie czy fotomontaż.

    Do trzęsień ziemi Japończycy są bardzo dobrze przygotowani, natomiast jeżeli chodzi o tsunami, to nawet przy tysiącletnim doświadczeniu i oswajaniu się z żywiołem, nadal to przygotowanie nie było skuteczne; oto co napisał mój kolega Ian, Kanadyjczyk, z którym pracowałam w projekcie w 2003 roku,

    i który mieszka od wielu lat w Tokio: We then got the forecast that a 10m tsunami would hit… even before it hit… they estimated 10,000 people would be killed… …they got brilliant prediction models… and every earth quake that's ever hit the east coast of Japan has been accompanied by a tsunami…

    And so you ask yourself… they built not one… but 6 reactors in the same place… on the same coast… and in their plans… if the primary power systems failed… they'd have diesel back-up… but they never figured that whatever would take out their primary power… would also take out their secondary power… yet for 1000 years… they've known that an earth-quake will be followed by a tsunami…

    And all the Japanese have absolute faith in everything their being told… most people don't even believe it's a problem… go down to Akihabara and buy some radiation repellent spray… get a free unix distribution… They've just raised the nuclear accident critical level from 4 to 5… it's probably been a 5 the whole time… it's just that now the UN's atomic experts are coming here… so they have to come clean with the game…

    It's strange… gaijins [tzn. nie-Japończycy] are over-reactive… all of them (me) seem to believe the worst… Japanese believe it's all ok… and of course… this is Japan… it will be OK… 6500 people killed over something as simple as a tsunami… of which people have known for 1000's years… 100,000 people missing… But absolute confidence that the reactors will be OK…

    Japończycy od tysięcy lat znają trzęsienia ziemi i tsunami, które stały się częścią ich życia i moim zdaniem wymusiły też ich minimalistyczny styl, bo po co tworzyć coś skomplikowanego i trudnego do odtworzenia, jeżeli to zaraz może zostać zniszczone. Japończycy przyjmują kataklizm z godnością i pokorą, są przygotowani, nie panikują, wiedzą jak się zachować. Natomiast biali ludzie, którzy przypłynęli na wyspy nowozelandzkie w XVIII i XIX wieku i zaczęli sobie tu bez pytania gospodarować jak na swoim, zbudowali miasta na wzór europejski (= angielski), nie biorąc pod uwagę jakiejkolwiek możliwości wystąpienia trzęsień ziemi. Dopiero architektura po 1950 roku zaczęła uwzględniać normy wytrzymałości budynków na trzęsienia. Skutkiem powyższego jest to, że budynki, które posypały się w Christchurch, to ponad stuletnie zabytki w stylu angielskim.

    Wyspy nowozelandzkie znajdują się w strefie wysokiej aktywności sejsmicznej, trzęsień ziemi jest tutaj co roku setki, niewielkich, odczuwalnych tylko lokalnie, ale z których powinno wyciągać się wnioski. Ale jak widać 200-lat doświadczeń to jeszcze za mało. Dopiero po tysiącu latach (tak jak w Japonii) ludzie są przygotowani na spotkanie z żywiołem. Trzęsienie ziemi w Christchurch pokazało jak beztroscy są mieszkańcy wysp. We wrześniu 2010, czyli pięć miesięcy wcześniej, Christchurch nawiedziło pierwsze bardzo silne trzęsienie ziemi, z którego wszyscy mieszkańcy wyszli cało, trzęsienie było w środku nocy, ulice i centrum miasta były puste, nikomu nic się nie stało; wtedy wszyscy doszli do wniosku, że przetrwali najgorsze i że większych trzęsień i zniszczeń nie będzie.

    Niedawno ktoś wyszperał stary film z 1996 roku, w którym fachowcy, geolodzy, architekci, planiści miasta, wypowiadają się na temat potencjalnych skutków trzęsienia ziemi w Christchurch. Co ciekawe predykcje były bardzo precyzyjne, dzielnice miasta, które wskazywano jako obszary o największym zagrożeniu zalania piaskiem, zostały zalane piaskiem 2 miesiące temu; budynki, które wskazywano jako pierwsze na liście budynków niebezpiecznych, właśnie się zawaliły…
    Film przeszedł w 1996 roku bez echa:
    http://emigratetonewzealand.wordpress.com/2011/03/09/1996-documentary-warned-about-christchurchs-earthquake-risks/

    Dopiero wyjaśnienie okoliczności śmierci kilkuset ofiar trzęsienia ziemi w 2011 doprowadziło w końcu do poważnego zajęcia się tematem przewidywania i zapobiegania skutkom trzęsień ziemi.

    Nowozelandczycy (tu myślę – miastowi i w większości świezi imigranci, bo farmerzy [czytaj chłopi] z dziada pra dziada to prawdopodobnie oddzielna, samowystarczalna i bardzo zaradna klasa) to społeczeństwo – mieszanka różnych narodowości, bez własnej spójnej kultury i tradycji, żyjące w luksusie, które nie przeżyło wojny czy kryzysu, z krótką historią na wyspach. Trzęsienie ziemi w Christchurch okazało się dla większości mieszkańców wielkim zaskoczeniem i szokiem … jak to? – nagle nasze luksusowe życie zostało nam utrudnione… nasz luksus został nam zabrany… na szczęście agencje ubezpieczeniowe powinny za wszystko zapłacić… więc nawet nie będziemy sprzątać…; na szczęście takich, którzy nawet nie mają zamiaru sprzątać jest zdecydowanie mniej (ciekawa byłaby analiza takich przypadków versus narodowość i ilość pokoleń na wyspie…). Bo tak jak wszędzie są i tutaj dwie strony medalu. Ludzie w większości przypadków pomagają sobie nawzajem i ta wzajemna pomoc jest bardzo chojna i bezinteresowna. Usłyszałam pośrednio taką opinię osoby, która była w Nowym Orleanie w trakcie powodzi, że w Christchurch ludzie pomogają sobie nie czekając na pomoc z zewnątrz tylko sami się organizują i działają, natomiast Amerykanie w obliczu powodzi usiedli i czekali aż samo się zrobi. [Oglądając ówczesne reportaże ja sam odniosłem wrażenie, że taką postawą charakteryzowała się roszczeniowa część Amerykanów (tak mówili np. tzw. Afroamerykanie), natomiast wielu (Euroamerykanów, a może nawet Westeuroamerykanów albo wręcz WASP'ow) miało pełną świadomość, że to oni sami muszą się ze skutkami katastrofy uporać] [I trafna uwaga Oli do mojej uwagi: jak napisałeś, że w Nowym Orleanie czekali na pomoc czarni mieszkańcy, to pomyslałam, że to może być obraz wygenerowany przez miedia a niekoniecznie prawdziwy… co myślisz?]

    W Christchurch zaraz po trzęsieniu ziemi zorganizowała się armia studentów, która z łopatami i taczkami przemierzała miasto w poszukiwaniu piasku (w sumie wywieziono go z miasta kilkaset ton) . Bez ich pomocy ludzie starsi, którym piasek zalał ogród czy dom, nie byliby w stanie uporać się ze sprzątaniem przez miesiąc, a armia załatwiała sprawę w jeden dzień. Z miejscowości pod Christchurch do pomocy przy kopaniu piasku przyjeżdżali farmerzy, niektórzy z wielkimi maszynami, koparkami, szuflami.

    Sytuacja po trzęsieniu ziemi w Christchurch nie była kryzysem braku zasobów, była i jest kryzysem odcięcia od luksusu. [To bardzo ważna informacja i ważna klasyfikacja kryzysu] Zasobów było pod dostatkiem, jedynie ich dystrybucja i koordynacja pomocy ograniczała i tworzyła poczucie dyskomfortu dla tych którzy ucierpieli, ale przetrwali.

    Trzęsienie ziemi wywołało oczywiście kryzys wielopoziomowy, różnie odczuwalny i różnie uciążliwy dla mieszkańców Christchurch; są tacy, którzy stracili rodzinę, zdrowie, tacy, którzy stracili pracę i wyprowadzają się do innych miast i tacy, których kataklizm fizycznie nie dotknął.

    Zapytałam naszych znajomych Nowozelandczyków, tubylców, Kirsty i Johna czy dla nich sytuacja po trzęsieniu ziemi to był kryzys zasobów - odpowiedzieli, że w tym bogatym społeczeństwie zasobów nie brakuje nawet w tak kryzysowej sytuacji jak po trzęsieniu ziemi, ponieważ praktycznie każdy ma dom z ogrodem, albo dwa domy lub mieszkania, więc jak nie da się mieszkać w jednym domu, to można chwilowo przenieść się do drugiego (tak zrobili nasi znajomi Viera i Alister).

    Żeby przetrwać kilka pierwszych dni po trzęsieniu ziemi, kiedy brakowało wody i prądu, wystarczyła tak na prawdę znajomość prostych zasad biwakowania. W telewizji pokazywano natomiast ludzi, którzy uskarżali się na niewielkie niedogodności i robiono z tego wielkiego news’a, co mnie po prostu irytowało; paniusi, która nie potrafi sobie podgrzać w czajniku wody do umycia się, i prawie płacze przed kamerą że marzy o prysznicu, bo od trzech dni nie ma bieżącej wody, ma się ochotę powiedzieć „ciesz się, że masz wszystkie kończyny i bierz się do roboty”.

    👉 Telewizja okazała się bezużyteczna, bo jest głównie dla tych którzy są daleko od kryzysu. Nasi znajomi w Australii oglądali na żywo moment, w którym wieża katedry padała na ziemię, my natomiast w środku żywiołu, nie mieliśmy dostępu do telewizji i dopiero po kilku dniach dowiedzieliśmy się co się działo w centrum miasta i to głównie z radia i internetu.
    Zaś telewizja w nieskończoność pokazuje drastyczne sceny i akcje ratunkowe (najlepsze są oczywiście te na żywo) i skupiają się na sensacji. Nasza koleżanka, która pracuje w szpitalu jako pielęgniarka, opowiadała nam o ekipach telewizyjnych, które za wszelką cenę chcą się dostać do sal szpitalnych, żeby zrobić wywiad z ofiarą trzęsienia ziemi, bo zostali wysłani na placówkę z jakiegoś dalekiego kraju po sensacyjną historyjkę i bez historyjki nie mają po co wracać do domu, a najzwyczajniej przeszkadzają i utrudniają pracę lekarzom. [Jak zwykle najważniejszy jest interes własny lub interes grupy społecznej, do której się należy]

    Przez pierwsze kilka dni po trzęsieniu 22-go lutego kiedy nie mieliśmy prądu, telefonu i internetu, słuchaliśmy radia i tam podawano najważniejsze i najpotrzebniejsze informacje dla mieszkańców miasta, o tym jak mają sobie radzić z brakiem wody, kanalizacji, gdzie się zgłosić po pomoc. Pomyślałam, że w tym przypadku, kiedy wiele osób nie ma prądu, drogi są nieprzejezdne, nie ma dostępu do informacji, sprawdziły by się również stare metody zrzucania ulotek z samolotów.

    Co się stanie z miastem w dłuższym okresie czasu, nie wiadomo. Część naszych znajomych powyjeżdżała z miasta, żeby przeczekać najgorszy czas. Wstrząsy wtórne wciąż się powtarzają, każde kolejne nadszarpuje i tak nadwątlone już nerwy tych, którzy pozostali. Ludzie nie są przywiązani do ziemi i miejsca, więc wiele osób opuści miasto na stałe, ponieważ odbudowanie zniszczeń zbyt długo trwa i zbyt wiele kosztuje.

    ***
    To tyle tymczasem ode mnie.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wesołych Świąt Wielkanocnych!
    Ola

    Metoda zmiany parametrów

    Przyznaje, że przed atakiem nie zdawała sobie ze skali przemocy, jakiej regularnie doświadczają kobiety w Egipcie i innych krajach regionu. – Gdybym wiedziała o tym problemie, poświęciłabym mu więcej uwagi. Molestując kobiety, odmawia się im równego miejsca w społeczeństwie. Publiczna przestrzeń do nich nie należy. Kontrolują ją mężczyźni. To umacnia ich rolę jako ciemiężców – zauważa Lara Logan.

    Słuszne i bardzo ciekawe zdanie ilustrujące dodatnie sprzeżenie zwrotne. Ciekawe mogą być również jego parafrazy: Medialna przestrzeń do nich nie należy. Kontrolują ją ****. To umacnia rolę **** jako kreatorów tzw. "opinii publicznej". W miejsce gwiazdek można sobie podstawić na przykład "dziennikarze".

    Czysta, ponadczasowa Fizyka Życia

    Czytałem sobie o Stańczyku i w pewnym momencie autor zacytował fragment "Zwierzyńca" Mikołaja Reja (1505-1569). Czytałem i mało co rozumiałem, już chciałem cytat opuścić i przejść dalej, jednak coś podszepnęło mi, że warto zatrzymać się nad myślą, bądź co bądź, ojca literatury polskiej.

    Mikołaj Rej
    (1505-1569)
    No i bingo - Fizyka Życia. 500 lat upłynęło, a nic się od tamtych czasów nie zmieniło. Pomyślałem sobie również, że można byłoby przełożyć Reja na język współczesny. Źródło w lewej, a przekład w prawej kolumnie tabelki.

     

    Mikołaj Rej, "Zwierzyniec" (1562)
    Oryginał Wersja współczesna
    Prywat:
    Nie rozumiem, kto to jest z postawą szaloną,
    ale widzę, iż ma rzecz własną i przestronną
    i zda mi się, że trudno płynąć przeciw wodzie,
    bo widzę, iż nie w jednej ten bywał przygodzie.
    I znać, iż świadom ludzi i czasu rozumie,
    choć w szalonej postawie, przedsię mówić umie,
    a mało bych nie wdał z prawdą szalonego,
    nić z omylną postawą wierę namędrszego.

    Rzeczpospolita:
    Stańczyk ci był, lecz mogli Stanisławem go prawie
    przezwać, przypatrując się dziwnej świeckiej sprawie,
    bo się wtedy prawdy namówił w szalonej postawie,
    gdyż ci, co im należy, milczą o niej prawie.
    A gdzież takich Stańczyków było jeszcze wiele,
    co by plewili obłudność, to wszeteczne ziele,
    a prawdę świętą ludziom przed oczy miotali,
    a snać z pochlebstwa więcej by wygrali.
     

    Prywat:
    Słyszałciem ja gdzieś tak o tym rycerzu,
    iż ten nigdy z nieprawdą nie chciał być w przymierzu,
    a dobrze, kiedy się tak omylny świat mieni,
    iż kiedy mądrzy milczą, niech mówią szaleni.

    Prywat:
    Kim jest ten osobnik, jak dziwak wyglądający
    choć wiedzę ma wielką i logicznie myślący,
    w doświadczeniu też widzę, że przeszedł trudności,
    lecz ileż to trudu ponosi nie będąc w zgodzie z sądami większości?
    Ma świadomość ludzkich zachowań i istotę procesów rozumie,
    choć dziwny na pozór, prawdę mówić umie.
    I tak myślę sobie: czy dla mnie lepsza ta prawda "dziwnego",
    czy wiara w mylne sądy, tamtego, na pozór "mądrego".

    Rzeczpospolita:
    Za dziwaka uznany, lecz mędrcem zwać go należy,
    ot choćby za to, jak rozprawiał w naszej wspólnej sprawie.
    Prawdę wówczas mówił, tylko on i dzielnie
    a ci, co powinni, kłamali lub milczeli zupełnie.
    Ach, gdyby takich dziwaków więcej było,
    może by pokonali obłudę, i problemów społecznych by ubyło.
    Wiem jednak, że z prawdy trudnego prawienia,
    mniej osobistych korzyści, niźli z pochlebstw i do władzy łaszenia.

    Prywat:
    Rzadko takich się spotyka,
    co nieprawdy brzydzą się zawsze i w każdym wymiarze.
    Chory to jednak świat,
    gdy mądrzy milczą, a mówią interesem sterowani bajarze.

    Co trapi przedsiębiorców

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców opublikował wynik sondy na temat tego, co najbardziej przeszkadza w prowadzeniu businessu:

    Dla mnie te wyniki są ciekawe w kilku aspektach:

    • Nasze media (lub raczej: najbardziej wpływowe media w naszym kraju) od niepamiętnych lat trąbią, że najważniejszym problemem przedsiębiorcy jest niemożność założenia firmy w jednym okienku, w stosunkowo krótkim czasie. Trzeba biegać po urzędach i trwa to zbyt długo. Na podstawie powyższego zestawienia widać, że to co według dziennikarzy jest arcyważne, dla zainteresowanych nie ma żadnego znaczenia!

    • Wysokie koszty pracy na pierwszym miejscu - to jest zastanawiające. Jeśli bowiem wszyscy przedsiębiorcy mają ten problem, to nie powinien to być żaden problem - przynajmniej jeśli chodzi o rynek wewnętrzny. Wszyscy mają wysokie koszty pracy i już, to tak jakby wszyscy grali z plecakami zwiększającymi ciężar gracza o 10%. Wysokie koszty pracy odgrywają rolę tylko w przypadku konkurencji zewnętrznej, czyli pośrednio powodują zawężanie naszego rynku pracy, ale nie sądzę, aby wszyscy przedsiębiorcy rozumowali tymi kategoriami.

    • Zastanawia mnie dlaczego nie ma w tym zestawieniu takiej pozycji, jak: "Złe prawo gospodarcze". Tak, złe w całości, bo prowadzi do ograniczania produkcji. Nasze prawo nie jest pro-gospodarcze, lecz "anty-", mówiąc krótko: to trumna przedsiębiorczości. A jej hufnalami są:

      1. Płacenie podatków od nie otrzymanych kwot!

      2. Niemożność szybkiego dochodzenia należności od niesolidnych kontrahentów, pomimo że dowody są niezbite.

      3. Brak jednorodnych przepisów ogólnych - trzeba polegać na interpretacjach. W związku z tym ani przedsiębiorcy, ani nawet urzędnicy nie mają jednej i tej samej wizji, jak powinny funkcjonować przedsiębiorstwa.

      4. Interwencjonizm Państwowy wspomagający nierentowne przedsięwzięcia, uważane przez urzędników (prawem kaduka) za potencjalnie rentowne. Czyli dofinansowania realizowane przez takie instytucje, jak np.: PARP.

      5. Zbyt wysoka inflacja generowana przez Państwo poprzez dodruk pieniędzy - mówiąc inaczej przez wypuszczanie pustego pieniądza.

      6. Nieuczciwa konkurencja faworyzowanych przez Państwo przedsiębiorstw, głównie zresztą państwowych. Na przykład: uczelnie Państwowe i uczelnie prywatne lub placówki medyczne.

      7. Tworzenie przez państwo zworników monopoli, czyli instytucji monopolizujących całe sektory gospodarki. Przykładami są: NFZ nie dający żadnego pola manewru w sektorze medycznym i KRRiTV, bez zgody której nie można nadawać - w związku z tym ci, co nadają są na krótkiej smyczy państwa. A jak są na takiej smyczy to nie wymsknie im się nigdy, że państwo robi coś źle.

      8. Rozrost państwa i jego instytucji, które utrzymują się z tego, co wyprodukuje kurcząca się strefa gospodarcza.

    Fizyka konkursów i nagród

    Korespondencja z Pawłem na temat udziału w pewnym konkursie:

    Paweł: Pomyslalem, czy nie powinnismy zglosic naszej fundacji do nagrody: Otoczenie biznesowe w kategorii INSTYTUCJE, skoro kryterium jest: INSTYTUCJA – dla instytucji rządowej, samorządowej, non-profit, fundacji, instytutu badawczego za projekt lub całokształt działalności przyczyniającej się do obrony przedsiębiorców lub propagowania przedsiębiorczości. Mamy za sobą kilka konferencji o przedsiebiorczosci, tlumaczenie filmu, spotkania w szkolach - moze warto zglosic?

    Na to ja po rzuceniu okiem na strone internetową: Jasne, że tak.

    Paweł: PS Właśnie przeczyatłem, że zgłoszenie kandydatury kosztuje 1000 zł. Otrzymanie tytułu kosztuje 2 tys. zł :)

    Jak pisałem "Jasne, że tak" to dopisałem: "nawet jeśli nie wygramy to pozna pan Fizykę takich konkursów", ale potem to zdanie wymazałem, bo nie chciałem się rozwodzić.

    Bardzo wiele stowarzyszeń powstaje, jako biznes - tylko po to by doić (żerować na) stowarzyszonych. Kiedyś jakaś organizacja przyznała nam swój medal. Byliśmy w siódmym niebie. Ale to co było potem zasługuje na określenie "jaja jak berety". Napisali, że medal wręczy nam osobiście prezes, ale tylko podczas uroczystości, która musi się odbyć w wypasionym ośrodku poza Warszawą. Prezes tylko w takich warunkach może wręczyć ten medal, oczywiście organizacja imprezy, wikt i opierunek dla prezesa na nasz koszt, poza tym trzeba zapłacić za medal 800 zł i rozliczyć delegację tego prezesa - dużą, bo jedzie wypasionym samochodem.

    Potem chcieli nas za pieniądze certyfikować (Certyfikaty typu: poprawne trzymanie kombinerek), zapraszać na drogie konferencje (ponieważ zwykle płacą instytucje to konferencje odbywają się dalekich i atrakcyjnych turystycznie zakątkach naszego globu). Naciąganie takie trwało przez ponad 2 lata, aż w końcu postanowiłem zakończyć obserwację klatki tych pawianów i zablokowałem ich adres mailowy.

    Są też metody na certyfikowanie: stowarzysza pan kilka firm z jakiejś branży i wydaje im odpłatnie certyfikaty np. jakości. Innym, którzy dochodzą później do stowarzyszenia też pan może wydać, ale dla nich koszty już są o wiele większe. Co więcej jeśli ma Pan wpływ na instytucje robiące przetargi i może Pan spowodować (na przykład płacąc komu trzeba drobną sumkę) by od oferentów wymagały owych certyfikatów, ma pan samonapędzającą się maszynkę do robienia pieniędzy. Co ciekawe certyfikaty można wydawać w niesprecyzowanych obszarach np. "pełnej zgodności" z "niespójnymi wewnętrznie przepisami państwowymi". Zresztą nie kończy się li tylko na wydawaniu, trzeba przecież ciągle recertyfikować… czas płynie, a przecież przepisy się zmieniają.

    Moi ludzie nie pojmują dlaczego nie startujemy w konkursach, no cóż nigdy nie startowali.

    Takie konkursy to nie są zawody dla zawodników, lecz dla działaczy. Zresztą w (nie tylko polskim) sporcie jest tak samo. Speakerka (babeczka, która w większości przypadków niewyraźnie mówi, choć niektóre robią to rzeczywiście dobrze) dostaje 300 zł za dzień obsługi zawodów, natomiast, należący do kadry olimpijskiej zawodnik nic. Przepraszam nie nic bo przecież 3 z nich na około 30 dostaje medale i dyplomy. W wojsku zrezsztą jest tak samo: "Nie bójcie się oddać życia w obronie Ojczyzny" - mówił żołnierzom Rydz-Śmigły, a sam czmychnął.

    Analogia komórka-fabryka

    Szykując się wystąpienia w Klubie Myśli Intelektualnej XXI wieku znalazłem na stronie http://www.harlem-school.com/5TH/sci_pdf/sci.html#sci01 ciekawy - rodem z Fizyki Życia - rysunek:

    1. Jądro stanowi centrum dowodzenia. Stąd zarządza się wszystkimi procesami.
    2. W chromosomach zapisane są instrukcje w jaki sposób mają być tworzone i jak mają przebiegać procesy [Bezpośrednie instrukcje tworzenia białek, a pośrednio właściwości białek sprawiają, że procesy przebiegaja tak, a nie inaczej - przyp. JF]. Chromosomy to biblioteki utworzone z DNA.
    3. Mitochondria są źródłem energii dla komórki.
    4. Rybosomy wytwarzają niezbędne komórce elementy białkowe na podstawie instrukcji zapisanych w DNA.
    5. Chloroplasty, przetwarzają energię słoneczną na substancje odżywcze dla komórki (glukozę). Proces ten nazywa się fotosyntezą.
    6. Wakuole to magazyny pożywienia, enzymów i produktów ubocznych.
    7. Retikulum endoplazmatyczne służy do produkcji białek i ich rozprowadzania do odpowiednich miejsc komórki.
    8. Błona komórkowa stanowi barierę ochronną dla komórki. Niektóre cząstki chemiczne mogą przez nią do komórki przeniknąć lub ją opuścić, a dla innych stanowi ona barierę nie do przebycia.

    Choć w pewnych momentach rysunek i komentarz są lekko nieprecyzyjne, to jednak w całości stanowią poglądowo niezłą analogię.

    O zawiłości definiowania

    Szukałem w internecie definicji słowa odpowiedzialność i w słowniku http://sjp.pwn.pl/ znalazłem takie definicje:

    		1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»
    
    		2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś»
    		

    Tę drugą bym odrzucił. Generalnie:

    Odpowiedzialność to ponoszenie konsekwencji za swoje (lub czyjeś, jeśli podjęło się takowe zobowiązanie) oddziaływania (czyny, słowa i decyzje).

    Powstaje oczywiście problem przeliczenia efektu oddziaływania na konsekwencje. Nawet Hammurabi miał z tym problem:

    • § 22 Jeśli obywatel rabunku dokonał i został złapany, człowiek ten zostanie zabity. (Konsekwencje większe od efektu)
    • § 102 Jeśli kupiec dał agentowi handlowemu pieniądze jako pożyczkę bezprocentową, a on tam, gdzie poszedł, poniósł stratę, zwróci kupcowi kapitał. (równe)
    • § 103 Jeśli podczas jego podróży nieprzyjaciel zabierze mu wszystko, co niósł, przed bogiem przysięgnie i będzie uwolniony. (i mniejsze)

    A teraz nieco rozmyślań logicznych na temat dwuznaczności terminów odpowiedzialno-podobnych: człowiek odpowiedzialny to taki, który działa tak, jakby rozpięta nad nim była odpowiedzialność, a w rzeczywistości jednak nie ponosi konsekwencji swych działań.

    Jak zatem zwięźle wypowiedzieć następującą myśl: Nie da się nauczyć odpowiedzialności (cechy człowieka) bez odpowiedzialności (rozpięcia nad nim rzeczywistej odpowiedzialności).

    Model sprawowania władzy in statu nascendi

    Wczoraj w telewizorni zobaczyłem fragment przemówienia prezydenta Komorowskiego. Ze względu na zatrważająco duży i ciągle rosnący dług publiczny władza postanowiła zmniejszyć liczbę urzędników (pracowników państwowych), a tu w przemówieniu prezydent łasił się do ich nóg. "Jacy to wy potrzebni jesteście, jacy mądrzy, jacy doświadczeni, jaką ważną role społeczną odgrywacie. Ograniczyć waszą liczbę trzeba, ale zrobię, co tylko w mojej mocy, by to ograniczenie nie dotyczyło bezpośrednio was, moi drodzy" - mniej więcej taki wydźwięk miało to jego przemówienie.

    Kraj zjeżdża po równi pochyłej: drukowanych jest coraz więcej pustych pieniędzy, którymi finansowany jest właśnie sektor publiczny, ci co potrafią coś konkretnego robić emigrują, natomiast "państwowi" za coraz mniej wydajną i coraz mniej efektywną pracę otrzymują coraz większe pieniądze. Oczywiście w podzięce za to wybierają takich właśnie drukarzy-gawędziarzy. Mechanizm ten to zjawisko naturalne, które z siłą wodospadu prowadzi do kryzysu - Grecy, z tych właśnie powodów, stoją już na granicy bankructwa.

    U nas jest demokracja, na Białorusi zamordyzm, ale mechanizm wszędzie ten sam: Gwóźdź do trumny białoruskiej gospodarki wbiły jednak zeszłoroczne ekscesy w polityce budżetowej państwa. Ponieważ w grudniu 2010 roku miały miejsce wybory, "wujaszek" Łukaszenka postanowił dać wszystkim pracownikom sfery budżetowej podwyżkę o 50% ("to co, głosujemy na niego, nie?"). Po takim datku nie ma się co dziwić, że ojciec narodu dostawał w niektórych okręgach ponad 100% głosów. [Jakub Wozinski, "Panika w Mińsku", Nczas XLII].

    Rzecz jasna, nikt: ani nasz prezydent, ani białoruski dyktator, ani, coraz bardziej sowicie, opłacani pracownicy państwowi, nawet przez chwilę nie dopuszczą do głosu opinii, że kryzys i zacofanie powoduje nie kto inny, lecz właśnie oni sami.

    Prezydent, który wbija gwóźdź do gospodarki własnego kraju, czy taki może być prezydent? Jak widać żądza bycia prezydentem jest większa od interesu kraju, którego prezydentem się jest.

    "Państwo" robi socjalizm?

    Cytat z artykułu o Litwie:

    Obecnie, przy ponad 12-procentowym bezrobociu, w kraju brakuje robotników.

    Ciekawe, że mało kto dostrzeże tu sprzeczność: bezrobocie-robotników.

    Mini kurs ekonomii praktycznej Jana Brzechwy:

    Wszyscy dla wszystkich

    Murarz domy buduje,
    Krawiec szyje ubrania,
    Ale gdzieżby co uszył,
    Gdyby nie miał mieszkania?

    A i murarz by przecie
    Na robotę nie ruszył,
    Gdyby krawiec mu spodni
    I fartucha nie uszył.

    Piekarz musi mieć buty,
    Więc do szewca iść trzeba,
    No, a gdyby nie piekarz,
    To szewc nie miałby chleba.

    Tak dla wspólnej korzyści
    I dla dobra wspólnego
    Wszyscy muszą pracować,
    Mój maleńki kolego.

    Wykład w Świdnicy

    W środę i czwartek na zaproszenie Pana Jacka D. odwiedziłem Świdnicę. Dojazd polskimi drogami to koszmar, ale gdy już dojechałem wpadłem w wir wydarzeń i wrażeń, w zasadzie nie miałem na nic czasu aż do 24.00.

    Myślenie absolutne wykład w Świdnicy.
    Prelekcja dla młodzieży w klubie "Myśli intelektualnej XXI wieku", potem w Bibliotece Miejskiej wystąpienie autorskie "Dlaczego lepiej czytać książki niż oglądać telewizję" zakończone ciekawą, ponad godzinną, dyskusją z publicznością. Potem piknik technologiczny, na który przyjechaliśmy mocno spóźnieni i, już w domu, wieczorne Polaków rozmowy z Panem Jackiem.

    I wiele tematów, które należałoby opisać:

    • Na marginesie stanu polskich dróg o tych, którzy nami rządzą, czyli tych, którzy na pewno potrafią zdobyć władzę, ale na pewno nie potrafią rządzić i zarządzać. Przy okazji dowiedziałem się, że zwolniono z dyrektora szpitala w P., który oddłużył szpital ale był niestety nie z rządzącej opcji politycznej.

    • O polskiej młodzieży, która szczelnie wypełniła cała salę, ale bała się o cokolwiek zapytać. Mam jednak nadzieję, że moje wystąpienie kogoś z nich zainspiruje, tak jak kiedyś mnie. Początkowo nie rozumiałem, lecz później stopniowo do mnie docierało, aż zrozumiałem i zacząłem dodawać swoje.

    • O grupie Świdnickich przedsiębiorców, którzy zawiązali stowarzyszenie i działają prospołecznie, ot choćby ucząc młodzież.

    • O ludziach - poszukiwaczach, którzy przyszli do biblioteki na spotkanie z nieznanym sobie autorem. Przyjść na gwiazdę to potrafi każdy, na nieznanego - tylko poszukiwacze. Sądząc po dyskusji, w mojej ocenie nawet ciekawszej niż ta w gronie naukowców na Politechnice, chyba ich nie zawiodłem.

    • O lokalnych mediach, które zrobiły ze mną kilkuminutową migawkę.

    • O tym, że chyba uchwyciłem jasny model funkcjonowania społeczeństwa polegający na ciagnięciu wszystkich w swoją stronę, i zezwalaniu na łamanie prawa uniwersalnego jeśli tylko przynosi to ciągnącemu korzyść.

    • O polskiej kibolce (tak została przedstawiona), rozmawiającej w jednym z gównych kanałów radiowych, która bardziej wartko i w pełni logicznie wyrażała swe myśli niż rozmawiający z nią i często dukający dziennikarz. Ten faryzeusz postawił tezę, ze kibole to bandyci, a ona mu na to, że on z przypadku robi regułę. Nic tylko pogratulować jej argumentacji i płynności wypowiedzi. Niestety nie mogła wszystkiego powiedzieć. Na przykład tego, że gdyby na podstawie takiego Miecugowa oceniać środowisko dziennikarskie, to wyszłoby, że wszyscy dziennikarze mają małą wiedzę w poruszanych przez siebie tematach i jeszcze na dodatek wszyscy kłamią. Oczywiście dziennikarzowi jednego z gównych kanałów wolno robić takie porównania, jej nie. To on ją dopuszcza do głosu, a nie na odwrót.

    • I wreszcie o tym, że polska biurokracja zmogła nawet Chińczyków. 120 kilometrów rozkopanej "gierkówki" - szumnie nazywanej przez media autostradą, a w rzeczywistości dwupasmowej drogi kiedyś szybkiego, teraz już wolnego ruchu - na której mało kto pracuje. Polscy podwykonawcy się wycofują, bo Chińczycy im nie zapłacili - to wersja oficjalna, mało kto dodaje, że Chińczycy nie otrzymali zakontraktowanych pieniędzy od Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Brawo Chińczycy! Ale to tylko wy możecie sobie pozwolić na takie działania, bo wy wygracie w sądzie, bo wy sądzić się będziecie nie w sądzie polskim. Nam też nie płacą, opóźnienia są coraz większe. A to jak widać na "gierkówce" zabija produkcję. A gówne media trąbią o "jednym okienku". Prawo, gówniarze, prawo! "Jedno okienko" to temat zastępczy, medialny balonik.

    Międzynarodowy protest przeciw polskiemu prawu?

    "Gra jest warta świeczki"
    [http://wiadomosci.onet.pl/kraj/miedzynarodowy-protest-przeciw-polskiemu-prawu-gra,1,4401469,wiadomosc.html]

    Szefowie adwokatur z 23 państw świata są zaniepokojeni propozycjami zmian w prawie umożliwiającymi występowanie przed sądami absolwentom studiów prawniczych bez aplikacji. Jak ostrzegają, będzie to "poważne naruszenie praw polskich obywateli".

    List do parlamentu i rządu to efekt VI Światowego Szczytu Przywódców Organizacji Prawniczych, który w zeszłym tygodniu odbywał się w Warszawie. List otwarty powstał z inicjatywy Krajowej Rady Radców Prawnych i Naczelnej Rady Adwokackiej.

    Chodzi o poselski projekt ustawy o państwowych egzaminach prawniczych, który nadaje uprawnienia do występowania przed sądami rejonowymi i wykonywania innych czynności prawniczych nowej kategorii osób, które zdały egzamin I stopnia - doradcom prawnym. Prace nad tego typu przepisami były prowadzone od 2008 r. w Ministerstwie Sprawiedliwości, które jednak nie skierowało ich do parlamentu. Ostatecznie rządowe propozycje przejęli posłowie PO deklarując, że chodzi o poszerzenie dostępu do pomocy prawnej dla obywateli i zwiększenie konkurencji na prawniczym rynku.

    Zaproponowane rozwiązania już w zeszłym roku krytycznie ocenili zarówno adwokaci, jak i radcowie prawni oraz Krajowa Rada Sądownictwa. W trakcie sejmowych prac w podkomisji udało się osiągnąć kompromis z samorządami adwokatów i radców - posłowie odeszli od rozwiązań w myśl których prawnik bez aplikacji mógłby samodzielnie reprezentować klientów przed sądami w prostych sprawach cywilnych.

    Obecnie jednak o kompromisie nie ma już mowy - poszło o poprawki zgłoszone przez posła Roberta Węgrzyna, które przywracają tę możliwość. Z tym zdarzeniem zbiegło się inne - nastąpiła zmiana sprawozdawcy prac podkomisji i posła PO Jerzego Kozdronia zastąpił jego klubowy kolega Wojciech Wilk.

    - Gra jest warta świeczki, te poprawki spowodują, że oferta na rynku prawniczym będzie szersza - mówił niedawno, podkreślając zarazem, że w tej sprawie nic jeszcze nie jest przesądzone, a zgłoszone poprawki dopiero przekazał do zaopiniowania.

    Liderzy organizacji prawniczych z całego świata w liście otwartym wyrażają "głębokie zaniepokojenie" propozycjami umożliwiającymi absolwentom studiów prawniczych bez profesjonalnego przygotowania, reprezentowanie klientów przed sądami pierwszej instancji. - Wprowadzenie tych rozwiązań będzie oznaczać poważne naruszenie praw polskich obywateli - przestrzegają.

    - Jest oczywiste, że prawnicy muszą posiadać więcej niż teoretyczną wiedzę. Wspomniana wyżej propozycja jest istotnym zagrożeniem dla właściwego reprezentowania interesów prawnych wszystkich obywateli i pozostaje w sprzeczności z podstawowymi zasadami etyki zawodowej i zaufania między prawnikiem i obywatelem - stwierdzają autorzy listu otwartego.

    Jak podkreślają, każde demokratyczne państwo prawne powinno zapewnić swym obywatelom usługi prawnicze na najwyższym poziomie, świadczone przez prawników wykonujących zawód zaufania publicznego, związanych tajemnicą zawodową.

    List podpisali szefowie adwokatur 23 krajów: Anglii i Walii, Australii, Austrii, Bahamów, Belgii, Brazylii, Czech, Danii, Finlandii, Francji, Gruzji, Hiszpanii, Hongkongu, Irlandii, Irlandii Północnej, Kenii, Niemiec, Norwegii, Portugalii, Słowenii, Ukrainy, Węgier i Włoch.

    To nie jest tylko wpis dotyczący interesu grupy społecznej, lecz również stronniczości mediów - pokazana jest bowiem tylko jedna strona madalu. Po 4 godzinach niezaleznych wpisów jest około 560:

    Jak rozumiem, polscy adwokaci poprosili o interwencje swoich
    ~Riazan, szkola spadochronowa dzisiaj, 09:39
    kolegow z zagranicy. Dobrze, ze nie poprosili o bombardowania Paktu. Przepraszam bardzo, ale odwolywanie sie do cudzoziemcow w kwestii sporu korporacyjnego - to juz jest zdrada kraju. Nie moj kraj - nie moja sprawa.
    Dalej - nie rozumiem logiki takiego odwolania sie. W wielu krajach swiata klienta moze reprezentowac osoba, nie bedaca adwokatem, przy czym w dowolnych sprawach - nawet karnych. Wg mojej wiedzy w tych krajach klient nie jest nijak obslugiwany gorzej. Np. w naszym kraju w dowolnym procesie strona moze byc reprezentowana przez "przedstawiciela prawnego", ktory nawet nie musi miec formalnego wyksztalcenia prawniczego.

    Boją się o kasę
    ~infor dzisiaj, 09:40
    bo na pewno nie o nas. Cwaniaki

    Kilka razy już przyszli Klienci "ratować się" po wcześniejszej "pomocy"
    ~adwokat dzisiaj, 08:54
    doradcy prawnego. (Nazywam takich na UMOWĘ pokątnymi faktorami) Brak wiedzy praktycznej, ubezpieczenia, nieodpowiedzialność - płaci za wszystko Klient. Chcecie to będziecie mieli.
    Jak stracicie sami kilka-kilkadziesiąt tysięcy, to Wasz pogląd się zmieni.

    poważne naruszenie praw polskich obywateli
    ~Ryszard dzisiaj, 09:27
    Oczywiście chodzi o obywateli z klanu Krajowej Rady Radców Prawnych i Naczelnej Rady Adwokackiej. Urwą im się poważne pieniążki. A może dzięki temu będzie więcej uczciwości, sprawiedliwości i wreszcie prawa w cyrku zwanym przewodem sądowym. Banda oszustów.

    OBECNIE MECENAS NIE JEST WYSTARCZAJĄCO
    ~muuu dzisiaj, 09:25
    MOTYWOWANY, ŻEBY WASZA SPRAWĘ WYGRAĆ.
    Po pierwsze skasuje was nawet, jak przegra, bo etyka (SIC!!!) nie pozwala mu umówić się na procent od wygranej. Potem skasuje was za apelacje. Jak będziecie uparci to skasuje was za kasację. Potem jeszcze skasuje za skargę do ETS. I nawet jak wszystko przegra ze swojej winy, to mu musicie zapłacić. Może od początku wiedzieć, że przegracie a i tak nic mu nie zrobicie. A to, że będziecie niezadowoleni. To jaki problem. Jak się ma monopol to się ma nadmiar klientów.

    A dlaczego nie protestują przeciw prawu anglosaskiemu,
    ~Ciekawy dzisiaj, 09:19
    gdzie KAŻDY może być obrońcą? A w Anglii ADWOKAT NIE TYLKO NIE MUSI KOŃCZYĆ STUDIÓW PRAWNICZYCH - NIE MUSI NAWET KOŃCZYĆ PODSTAWÓWKI! By zostać w Anglii adwokatem wystarczy zdać egzamin adwokacki! ŻADNE wykształcenie nie jest wymagane!

    Na liście nie ma USA
    ~atornej dzisiaj, 09:32
    Bo tam jest wolność: gospodarcza i osobista.
    Każdy może samodzielnie podjąć decyzję, kto go będzie reprezentował.

    Jakżesz wciąż aktualny cytat z Ayn Rand:

    Pragnienie pieniędzy, których nie potrafi się zarobić,
    jest uważane za słuszne,
    ale posiadanie zarobionych uchodzi za niechlubną chciwość.

    Pozostałe cytaty z tej książki.

    Dojrzałość demokracji bezpośredniej

    Cytat o dojrzałości narodu (niestety nie naszego):

    W dniach 1 – 2 czerwca Szwajcarzy zagłosowali przeciw inicjatywie przyjęcia programu reform typu Rooseveltowskiego, podobnego do tego, który wprowadzono w Stanach Zjednoczonych. Zakładał on zwalczanie kryzysu przez nadanie rządowi uprawnień do zaciągania pożyczek i ponoszenia wydatków oraz centralizację. Choć w latach trzydziestych Szwajcaria wraz z resztą Europy i Ameryką przeżywała wielkie trudności ekonomiczne, naród ogromną większością zagłosował przeciw takim środkom, zgodziwszy się z Radą Federalną, że może to prowadzić do państwa socjalistycznego. Propozycji przeciwstawiono się też jako czemuś, co zmieniłoby istniejącą w Szwajcarii demokrację od samych podstaw w dyktaturę parlamentarną.

    Różnice pomiędzy demokracjami: bezpośrednią i przedstwicielską.

    "Państwowe" biznesy to jedno wielkie pasmo przekrętów

    Dziwna informacja na temat przyczyn zaprzestania prac przez Chińczyków przy autostradzie A2:

    Chińczycy się poddają. Już nie chcą budować A2.
    [http://www.tvn24.pl/-1,1705486,0,1,chinczycy-sie-poddaja-juz-nie-chca-budowac-a2,wiadomosc.html]

    Chińskie konsorcjum Covec poinformowało o zamiarze zrezygnowania z dalszej budowy autostrady A2 między Strykowem a Konotopą. Taką informację przekazuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Premier Donald Tusk jest przekonany, że autostrada powstanie na czas, czyli przed mistrzostwami Euro 2012.
    […]

    Jak dodał Maciejewski, chińskie oświadczenie nastąpiło po postawieniu wczoraj konsorcjum ultimatum, które w którym Dyrekcja domagała się przedstawienia planu naprawczego dla budowy. Zostało ono sformułowane, bo od wielu tygodni prace na "chińskich" odcinkach budowy praktycznie stanęły, a podwykonawcy skarżyli się, że nie otrzymują należności za wykonane prace.

    Przedstawiciel GDDKiA powiedział, że wczoraj odbyło się spotkanie z podwykonawcami, na którym poinformowano ich o procedurze odzyskania pieniędzy.

    Andrzej Maciejewski powiedział też telewizji TVN CNBC, że Covec ma tydzień na wyjaśnienia, które mogą uratować losy spółki na europejskim rynku. Dyr. Jerzy Frenkiel: Jest kłopot z płynnością finansową, ale koledzy nie doszacowali kosztów (TVN CNBC).

    Covec to spółka zależna od chińskiego giganta - China Railway Group. W rankingu magazynu "Fortune" w 2010 roku China Railway Group zajęła 137. miejsce wśród firm o największych przychodach na świecie.

    W konsorcjum budującym A2 jedynym polskim partnerem Covec jest spółka Decoma. Jej prezes w telefonicznej rozmowie z reporterem TVN CNBC Łukaszem Kijkiem powiedział, że Chińczycy mają problemy z finansowaniem działalności. W jego ocenie powodem jest to, że chińskie banki zakręciły kurek z kredytami. Dyrektor Jerzy Frenkiel przyznaje jednak, że konsorcjum nie doszacowało kosztów A2.

    - To jest jakiś problem z cash-flow Covec-u, związany - jak mówią - z jakimiś ograniczeniami na rynku finansowym, związany z walką z inflacją. Z tego co ja słyszę, to abstrahując od tego, że te koszty są dużo większe niż koledzy się spodziewali, to również jest teraz trudniej z jakimiś przepływami zagranicznymi - mówił w telefonicznej rozmowie dyr. Frenkiel.

    A więc rząd podpisał umowę z firmą, z przedstawicielem której nawet nie można się skontaktować. Wszystkie informacje na temat pierdzielnika na główne polskiej drodze pochodzą od Polaków i mają prosty wydźwięk: "Chińczycy nie płacą". Ciekawe ile w tym prawdy?

    I jeszcze kolejne info:

    Autostrada A2 budowana na słowo honoru. Chiński kontrakt jest bez zabezpieczeń
    [http://forsal.pl/artykuly/520592,autostrada_a2_budowana_na_slowo_ honoru_chinski_kontrakt_jest_bez_zabezpieczen.html]

    Chińska firma COVEC powinna zapłacić 741 mln zł odszkodowania za niedokończoną budowę autostrady A-2. Rzecz w tym, że nie ma żadnego majątku w Polsce, a jej gwarancje bankowe opiewają na zaledwie 130 mln zł.

    Jak Ministerstwo Infrastruktury i GDDKiA sprawdzały przed podpisaniem kontraktu na dwa odcinki A-2 chińską spółkę? Nie wiadomo.

    – Chińczycy przedstawili wszystkie dokumenty potwierdzające doświadczenie w prowadzeniu inwestycji drogowych – zapewnia rzecznik resortu Mikołaj Karpiński. Jest to zgodne z warunkami udziału w przetargu, które określiła GDDKiA.

    Zatem z punktu widzenia urzędników wszystko jest OK, ale to teraz "Teraz państwo dokończy budowę A2". Typowy przykład presji na wyzysk społeczny.

    Czy ktoś się poda do dymisji z tego powodu? W Polsce ludzie nie podają się do dymisji.

    I na koniec komunikat Chińczyków:

    "Powodem decyzji konsorcjum jest: niesprawiedliwe, niepotrzebne oraz bezzasadne przedłużanie terminów płatności przez inwestora, zaniżanie ilości oraz wartości wykonanych prac budowlanych przez głównego inżyniera kontraktu, nieobiektywna weryfikacja i ocena wykonanych prac na budowie przez osoby nadzorujące projekt oraz nieoczekiwany wzrost cen na rynku materiałów budowlanych. W związku z powyższym konsorcjum nie jest w stanie kontynuować prac na budowie."

    Życie dopisuje jednak kolejne informacje. Ta pochodzi z 2011.06.07:

    W Chinach nie ma siedziby spółki?
    Minister [Grabarczyk] zapewnił, że w postępowaniu przetargowym konsorcjum zostało zweryfikowane. - Jednym z kryteriów była wiarygodność finansowa. Badane były wyniki finansowe w ciągu trzech ostatnich lat, ale także realizacje podobnych do autostrady, która jest budowana w Polsce, dróg przez tą firmę - zapewnił.

    Minister dodał, że COVEC budowało drogi m.in. w Chinach i w Afryce. - Z dokumentów, które zostały przedstawione w trakcie postępowania przetargowego wynikało, że spełnia postawione w przetargu wymagania - podkreślił.

    Polski przedsiębiorca powiedział "DGP", że w Szanghaju i Pekinie nie mógł znaleźć siedziby spółki. Gazecie zaś nie udało się dodzwonić pod chińskie numery telefonu podane na oficjalnej stronie COVEC.

    Prawdopodobnie dokumenty były podrobione, ale tego urzędnicy nie sprawdzają. Ostatnio firma U oprotestowała wygrany przez firmę I przetarg dla… placówki państwowej. Protest polegał na tym, że I złożyła dokumenty świadczące o jej dotychczasowych dokonaniach - były to listy pochwalne od jej dotychczasowych kontrahentów. Urzędnicy nie zauważyli, że ręczne podpisy na tych dokumentach były identyczne, a podpisać się identycznie nie da. Zwróciła na to uwagę konkurencja (czyli U), placówka państwowa oddaliła tę uwagę. Oprotestowano zatem cały przetarg. Sprawa się toczy.

    I pomyśleć, że my zrobiliśmy podobną robotę 4 krotnie taniej dla placówki prywatnej. Jednak o takich rzeczach się nie pisze i nie mówi. Polskie media nie zająkują się, że ktoś robi coś lepiej. Leją się z nich tylko informacje o przekrętach.

    Oszustwo dla nagród, oszustwo dla zysku.

    Wieczorem obejrzałem film, na który nawet przymiotnika nie mogę znaleźć. Otóż…

    pewnej zimy jakiś szwajcar, łowca królików, natknął się w lesie na rozwieszony z plastikowej folii baldachim, a w nim na zmumifikowane zwłoki mężczyzny. Mumia miała w ręku notatnik…
    Facet postanowił popełnić samobójstwo poprzez zagłodzenie się na śmierć, i codziennie robił wpis do dziennika. Film to czytanie tego pamiętnika, ujęcia przyrody i muzyka. Ta w pełni świadoma i planowana agonia trwała nieco ponad 60 dni. Ostatni wpis to "…widzę światło".

    Film zebrał wiele nagród:

    1. 2009 - Europejska Nagroda Filmowa dla "Najlepszego europejskiego filmu dokumentalnego" (Prix Arte),
    2. 2009 - Nagroda Główna Millennium Award na 6. Planete Doc Review,
    3. 2009 - Nagroda L'age D'Or Belgijskiego Archiwum Królewskiego,
    4. 2009 - MFF w Rotterdamie,
    5. 2009 - MFF w Karlowych Warach,
    6. 2009 - Silverdocs w Waszyngtonie,
    7. 2009 - Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu,

    ale jest wielkim oszustwem, na które, jak się okazało, nie tylko ja dałem się nabrać. Na ziemię sprowadziły mnie dopiero dwa wpisy na forum:

    Nieporozumienie. Ten film to nie dokument. To adaptacja noweli, w której autor wyobraża sobie jak takie zapiski mogłyby wyglądać, co z resztą marnie mu wychodzi. Widząc w napisach końcowych informację o źródle, poczułem się oszukany. Jako artystyczny projekt ujdzie, nazwanie go dokumentem jest nieporozumieniem.

    Głupota! To fikcja! Dlaczego takie coś podaje się jako dokument? Nabiera ludzi?! Nie oglądajcie tego oszustwa! To nie prawda, a adaptacja noweli. ZMYŚLENIE na temat umierania! DNO!!!!

    Żyjemy w matrixie ułudy. By nie trafić na kłamstwa, niedomówienie i ustawienie w zasadzie nie oglądam telewizji i nie czytam dzienników. Jak widać z oglądania filmów dokumentalnych też trzeba by zrezygnować… Oszustwo dla nagród, oszustwo dla zysku.

    na Białorusi jest dobrze, bo każdy ma pracę…

    Poprosiłem dwóch robotników z sąsiedniej budowy by naprawili mi kilka kafelków na schodach. Ukraińcy. Pracują na budowach z dala od domu. Mili, sympatyczni, robią fachowo i sprzątają po pracy. Jeden z nich, absolwent politechniki, lat 37, mówił, że pracował też w Grecji. Tam spotkał robotników z Syrii. Nikt z nich nie palił, ale przyłączali się do przerw na papierosa, które robili sobie Ukraińcy. Gdy dostali opieprz, następnego dnia wszyscy już palili.

    Jarosław i Siergiej mówili, że na Białorusi jest dobrze, bo każdy ma pracę…

    Skąd się bierze dług publiczny?

    Sprawa jest prosta:

    Agencja rodzinna, czyli kto pracuje w Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej
    [http://wyborcza.pl/1,75478,9736930,Agencja_rodzinna.html#ixzz1Oaxgwcuj]

    Jesienią ubiegłego roku kancelaria premiera przeprowadziła kontrolę w Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej. PAŻP zarządza ruchem lotniczym nad Polską i kontroluje go, za co pobiera opłaty od przewoźników. Przesłane w marcu 2011 r. przez szefa kancelarii Tomasza Arabskiego wystąpienie pokontrolne było miażdżące.

    Kumoterstwo i nepotyzm w Agencji są odzwierciedleniem panującego w niej systemu wartości i norm postępowania - czytamy w dokumencie. - W przypadku zatrudniania sprzyjały im przepisy wewnętrzne, które pozwalały na dowolne stosowanie reguł naboru na potrzeby faworyzowania krewnych i znajomych (). Na 1715 pracowników PAŻP 678 pracowników nosi powtarzające się nazwiska, a aż 198 jest ze sobą wprost powiązanych rodzinnie, to znaczy ma powtarzający się adres zamieszkania ().

    Jak wykazała kontrola, w Agencji zostali zatrudnieni m.in.: żona i siostra obecnego prezesa PAŻP, dwie córki i zięć dyrektora jednego z biur, syn innego, żona i zięć kolejnego, córka kierownika działu, synowa głównego księgowego itd.

    Krewni i znajomi kierowników PAŻP mogli liczyć nie tylko na zatrudnienie, ale także na intratne zlecenia. Wśród skontrolowanych umów co trzecia była zawierana według klucza rodzinnego. Np. 39 tys. zł dostała znajoma głównego księgowego za wprowadzenie faktur do systemu.

    Były zastępca prezesa Agencji Witold K. za kilka miesięcy doradzania otrzymał 174 tys. zł. Nie przedstawiał żadnych raportów z wykonania doradztwa. Jako potwierdzenie wykonania usługi dołączył protokoły z posiedzenia Komitetu Zarządzania Przestrzenią Powietrzną, które w ogóle nie były przedmiotem umowy.

    Co więcej, Witold K. przewodniczy temu Komitetowi w imieniu ministra infrastruktury. Pozostali członkowie Komitetu wykonują swe funkcje bez wynagrodzenia.

    Komitet jest wspólnym cywilno-wojskowym organem doradczym ministra infrastruktury, szefów MON i MSW, który opiniuje projekty aktów prawnych, procedury; również - akty prawne mające wpływ na pracę Agencji. Opłacanie szefa Komitetu przez PAŻP pachnie więc konfliktem interesów.

    Kontrolerzy KPRM zakwestionowali sensowność niektórych szkoleń, np. za trzy godziny szkolenia "Trening trenerski. Jak szkolić i trenować osoby dorosłe" PAŻP zapłacił 20 tys. zł.

    Agencja ma własne biuro prawne, ale wydaje znaczne sumy na kontrakty z kancelariami prawnymi, m.in. z kancelarią Krzysztofa Zająca - dyrektora biura prawnego IPN. Niedawno tygodnik "Nie" donosił, że Zając ma też kancelarię prawną w Garwolinie, skąd pochodzi. A prezes PAŻP Krzysztof Banaszek (mianowany w 2008 r.) pochodzi z Kołbieli, małej miejscowości pod Garwolinem.

    Według dokumentu pokontrolnego wynika, że rodziny i znajomi szukają pracy w PAŻP ze względu na bardzo wysokie zarobki - w lipcu 2010 r. wynosiły średnio 15,2 tys. zł miesięcznie.

    Jak się dowiedzieliśmy, zanim kontrola się zaczęła, prezes PAŻP wprowadził nowy regulamin wynagradzania zatwierdzony przez wiceministra infrastruktury Tadeusza Jarmuziewicza. Początkujący kontroler ruchu lotniczego może zarobić 26 tys. zł, a kontroler doświadczony - ponad 98 tys. zł miesięcznie. Czas pracy kontrolerów wynosi od 29,5 do 31,3 godzin tygodniowo. Za nadgodziny pobierają dodatek - 100% normalnego wynagrodzenia.

    Regulamin gwarantuje kontrolerom ruchu lotniczego, którzy nie spełnią warunków koniecznych do pełnienia funkcji - np. nie znają dostatecznie języka angielskiego - zachowanie wynagrodzenia. Kontroler jest przenoszony do innych obowiązków.

    Prezes Agencji na pismo ministra Arabskiego odpowiedział 6 kwietnia 2011 r. Niektórzy kierownicy zostali odwołani lub przeniesieni na inne stanowiska. Sam prezes stanowisko na razie zachował.

    - Sprawa nieprawidłowości została 17 maja skierowana do prokuratury, która wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości w PAŻP - mówi Julia Pitera, minister w kancelarii premiera. Zanim śledztwo się nie skończy, nie chce sprawy dalej komentować.

    Według naszych informacji prokuratura otrzymała też doniesienie w sprawie rzekomego ustawiania przetargów w PAŻP.

    - PAŻP, nie próbując polemizować z wynikami kontroli KPRM, podjął konsekwentne działania naprawcze będące efektem kontroli - twierdzi rzecznik prasowy Agencji Grzegorz Hlebowicz. - Wewnątrz instytucji zachodzi proces zmian organizacyjnych wynikających z wprowadzenia nowego regulaminu wynagradzania. Nowy system jest bardziej elastyczny. Działania te mogą budzić niezadowolenie części personelu.

    Hlebowicz kwestionuje informacje o bajońskich zarobkach kontrolerów ruchu. - To mogą być sytuacje jednostkowe, wynikające z dużej liczby nadgodzin - mówi. - Ale koszty operacyjne w PAŻP utrzymują się na stabilnym poziomie.

    Kontrolerzy ruchu lotniczego na całym świecie zarabiają doskonale i swoich płac bronią. Swego czasu prezydent USA Ronald Reagan złamał strajk kontrolerów, zwalniając ich i powierzając w trybie nadzwyczajnym zadanie wojskowym.

    W Hiszpanii na początku 2010 r. minister transportu José Blanco ujawnił, że niektórzy kontrolerzy ruchu zarabiają prawie milion euro rocznie, a ich średnia płaca wynosi 350 tys. euro, czyli 15-krotność średniej pensji krajowej.

    Jak nie ma konkurencji to członkowie "państwa" stają się zazwyczaj nadpazerni.

    A skoro fundują sobie takie zarobki, to nie dziwne, że rośnie zadłużenie "państwa". Za 3 godzinne szkolenie 20 tys. zł - żadna firma prywatna nie wydałaby nawet 1/4 tej kwoty…

    Teraz już widomo co kryje się w tle gdy z trybun sejmowych rządzący nami nieudolnie (dawniej mówiło się "miłościwie nam panujący") mówią o deficycie budżetowym, kryzysie finansów publicznych itp. Za mało kontroli - może ktoś pomyśleć - trzeba by rozbudować aparat kontroli państwa nad placówkami państwowymi. Starożytni Rzymianie już to przerabiali - mieli nawet taką sentencję A kto skontroluje kontrolujących. Nadkontrole mieliśmy również w krajach socjalistycznych: pamiętajmy, że za PRL-u było założonych ok. 2 milionów teczek dla różnego charakteru współpracowników Urzędu Bezpieczeństwa - w teorii urzędu kontrolującego harmonijny rozwój kraju, w praktyce zaś prywatnego folwarku ludzi w nim zatrudnionych - dokładnie takiego samego jak cytowana PAŻP. A przecież wiemy, że te 2 miliony ludzi, którzy mieli donosić o nieprawidłowościach się absolutnie nie sprawdziło - gospodarka legła w gruzach. Z reguły utożsamiamy państwowe jako dobre, a powinniśmy jako "i tak prywatne z tym tylko, że przykryte siatką maskującą w postaci haseł o dobru społecznym".

    Najlepszym i jedynym regulatorem jest wolny rynek. Oczywiście pracownicy takiej agencji zaplują się na śmierć, że wolny rynek jest do niczego.

    Doskonalą odpowiednio dawkowane wymagania, a nie pomoc

    Na kanale Planete film o czynnikach wymuszających i reakcji organizmu na nie. Pierwszy temat to neuroplastyczności (Wikipedia 201106: (plastyczność mózgu) – zdolność komórek nerwowych mózgu do regeneracji i tworzenia nowych sieci połączeń z innymi neuronami.
    Termin powstał w wyniku nowych odkryć w dziedzinie neurobiologii. Obala panujące przez ponad pół wieku twierdzenie, o tym że komórki nerwowe nie podlegają regeneracji, a raz utrwalone sieci połączeń nie ulegają zmianie oraz, że po osiągnięciu swoistej "dojrzałości"

    komórka nerwowa może dalej jedynie trwać w tym niezmiennym stanie bądź obumrzeć. Stwierdzono, że neurogeneza, czyli proces powstawania nowych komórek nerwowych odbywa się nie tylko w okresie pre- i postnatalnym, ale w ciągu całego życia, choć nie jest tak intensywna jak na początku. Proces uczenia się, rozumiany również jako zdolność przystosowywania do zmieniających się warunków, powoduje tworzenie nowych połączeń synaptycznych pomiędzy neuronami, a także obumieranie tych "nieużywanych" w wyniku czego mapa połączeń neuronalnych mózgu podlega nieustającym zmianom. Badania dowodzą, ze osoby zachowujące wysoką aktywność o charakterze umysłowym rzadziej zapadają na choroby np. Alzheimera i Parkinsona, zachowują również wysoką sprawność intelektualną w wieku starszym.)

    I już z powyższej definicji płyną dwa, bardzo konkretne, wnioski:

    • Proces uczenia się, rozumiany również jako zdolność przystosowywania do zmieniających się warunków - a więc uczyć się trzeba stale i dużo;
    • Jeśli mózgu nie używasz, to ci obumiera. Mózg bowiem, tak jak i mięśnie, podlega zjawisku hiperkompensacji - nie tylko zwiększa się jego wydolność, lecz również budowa.

    W filmie omówiono opartą na tym zjawisku stosowaną w rehabilitacji metodę ograniczania i wymuszania służącą do przywracania sprawności ruchowej. Polega ona na tym, że pacjentom, którzy na przykład w wyniku wylewu mają sparaliżowaną rękę blokuje się zdrową rękę, po to by pacjent był zmuszony do działania ręką ułomną. Zauważono bowiem, że jeśli tak się nie robi pacjent wykorzystuje rękę zdrową niejako z nawiązką i w rezultacie staje się ona coraz sprawniejsza, w przeciwieństwie do chorej, która przez nieużywanie traci swe funkcje.

    Dokładnie tak samo jest przy uczeniu dzieci i ludzi w skali kraju. Dając dotacje ograniczamy ludzką produktywność. Na obrazku produktywność spadła, bo przez moment zabrakło czynnika motywującego.

    Porządek dziobania

    Znalazłem w necie [http://www.kartkazpodrozy.eu/?p=3506] ciekawy i jak najbardziej fizykożyciowy, tekst o ludziach. Ups, o kurach znaczy się:

    Norweski zoolog Thorleif Schjelderup-Ebbe zauważył eksperymentując z kurzym stadem, że w sytuacjach kryzysowych kury dziobią się wzajemnie walcząc o jak najlepszą pozycje w kurniku. Pozycja ta zapewnia im dominację a tym samym poczucie bezpieczeństwa w hierarchii. Mechanizm jest prosty – im kura znajduje się niżej w hierarchii stada, tym częściej jest dziobana. Oczywiście dziobią ją kury znajdujące się wyżej w hierarchii. Ale nie chodzi tylko o poczucie bezpieczeństwa. Pozycja w stadzie pozwala zapewnić również dominację. Im kura znajduje się wyżej w hierarchii stada, tym częściej dziobie inne – tylko z tego banalnego powodu, że dziobane są przez nią kury uplasowane niżej od niej.

    Tak więc „porządek dziobania” określany jest również jako „hierarchia dominacji”. Samo dziobanie ma aspekt wychowawczy – uczy kurę, z którymi ptakami może walczyć, a które ją pobiją. Dobrze ustalona hierarchia – w przypadku gdy nie ma sytuacji kryzysowej – stabilizuje relacje w stadzie. W takich kurnikach niewiele jest bójek.

    Stada z ustalonym i stabilnym „porządkiem dziobania” składają więcej jajek niż kury, u których „porządek dziobania” ciągle się zmienia. Tak więc jasne reguły dziobania – tworzące stabilną hierarchię – doskonale wpływają na stado.
    [Ale im więcej urodzi się piskląt, tym szybciej dojdzie do zburzenia ustalonego i stabilnego „porządku dziobania” - vide Wielka rewolucja francuska. Przyp. JF]

    Aby zrozumieć mechanizm „porządku dziobania” trzeba znać pozycje socjalne poszczególnych kur w stadzie. To nie jest skomplikowane, bo wojownicze zachowania kur sprowadzają się do tego, że w danej parze zawsze kura A dziobie kurę B, a nigdy odwrotnie. To jest właśnie istota „porządku dziobania”. Dzieje się tak dlatego, że mechanizmu dominacji i podporządkowania w dużej mierze kury uczą się w kurniku. Gdy dwie kury spotykają się pierwszy raz, zazwyczaj staczają walkę. Ale już przy kolejnym spotkaniu wzajemne dziobanie trwa krócej. Po prostu u jednej z kur powstaje nawyk zwyciężania a u drugiej przegrywania. Budowanie hierarchii kończy się na tym, że relacje między ptakami zostają ograniczone do straszenia bądź dziobania przez kurę dominującą i unikania dziobania bądź uległości przejawianej przez kurę podporządkowaną.

    Porządek dziobania w wojsku.
    Tego typu zachowania nazywają się agonistycznymi czyli opartymi na konflikcie. Relacje agonistyczne w kurniku zawierają się tylko w trzech strategiach indywidualistycznych – walce, ucieczce oraz demonstracji uległości.

    Kurza hierarchia ma zaprowadzić w kurniku porządek czyli jasne określenie dominacji i wzajemne rozpoznanie. Oczywiście porządek ten dyktuje kurom instynkt czyli wola przetrwania, którą określa dostęp do pożywienia pozwalający na wypełnianie funkcji seksualnych. Do ustalania „porządku dziobania” koguty przystępują mając 7 do 8 tygodni a kury koło 9 tygodnia życia. Właśnie w tym okresie kurzego życia bodziec do ustalania hierarchii daje rozwijający się układ rozrodczy. Do wzajemnego dziobania przystępują najczęściej koguty z kogutami i kury z kurami. Ale bywa też, że dochodzi do walk kogut – kura. Jak pisałem wyżej dziobanie tworzy nawyki dominacji i podporządkowania. Ustalanie hierarchii często jest niestety spowolnione przez tzw „kurzą pamięć”. Po prostu niektóre kury zapominają o swej podległej pozycji i konieczne jest kolejne dziobanie, by im o tym przypomnieć. Stado hierarchię tworzy w okresie około 36 tygodni. Walka o najwyższą pozycję ma bezwzględny charakter. Ptaki dominujące monopolizują dostęp do pokarmu często nie dopuszczając do niego pobitych kur. Osobniki słabe są zadziobywane i dochodzi do aktów kanibalizmu. Można powiedzieć, że kury dojrzewają do pokoju prowadząc krwawe wojny. Ów pokój też miewa czasem zaskakujący wymiar, bo „porządek dziobania” ciekawie wpływa na życie seksualne kur. Kogut dominujący monopolizuje seks zapładniając aż 74 procent kur. Drugi w hierarchii kogut zapładnia już tylko 13 procent kur. Jak łatwo obliczyć stojące niżej koguty praktycznie nie mają możliwości dokonywania zapłodnień. „Porządek dziobania” może zagrażać kurnikowi jeśli kogut dominujący jest bezpłodny – stado zagrożone jest wówczas wyginięciem. Tym bardziej, że drugi w hierarchii kogut, na skutek przegranej w dziobaniu, bardzo często ma zahamowania psychiczne (impotencję psychiczną) co zmniejsza ilość produkowanego nasienia a nawet zwalnia rozwój jąder. „Porządek dziobania” interesująco wpływa również na zachowania seksualne kur. Okazuje się, że im kura bardziej dominująca tym mniej interesuje koguty, które pokrywają najczęściej kury z najniższego szczebla hierarchii. Jest to zrozumiałe, bo zajęte walkami o dominację kury mają słabszą odporność, żywotność i nośność. Im wyżej kura jest w hierarchii tym lżejsze znosi jajka.

    [teoria piramidek społecznych]

    Grabieżcy

    Spotkanie po latach

    Uczestniczyłem wczoraj w spotkaniu po latach. Jednych ludzi znałem (przypominałem sobie) innych nie. Jedna z pań, pracowniczka jakiegoś, chyba dość ważnego urzędu (załóżmy, że ministerstwa), mówiła jak dobrze się ma. Otóż owo hipotetyczne ministerstwo wysłało ją do okraszenia "wysoko postawioną postacią urzedniczą" jakiejś imprezy - na koniec miała wręczyć dyplomy lub medale. No i wyobraźcie sobie kochani pojechałam tam dzień wcześniej i jeszcze zdążyłam do filharmonii, przez cały następny dzień zwiedzałam miasto, bo impra była dopiero pod wieczór - zresztą trwała krótko… Spałam w niezłym zajeździe.

    A więc dobowy wyjazd, dobowa dieta, zwrot kosztów podróży, premia, wyrównanie itp. A tak Bogiem, a prawdą to nie wysłało jej ministerstwo, lecz koleżanka z ministerstwa, której ona zwrotnie wyświadczy podobną usługę. Tak właśnie, w aspekcie indywidualnym, realizowane jest wydawanie cudzych pieniędzy na siebie, a w aspekcie społecznym czwarty etap cyklu Tytlera.

    Potem zapytałem Tomka czym zajmuje się w pracy. A wiesz przekładam kupę, [w domyśle dokumentów] z lewa na prawo. Piotr jeszcze dorzucił: I to pewno w taki sposób, by zajęło Ci to cały dzień. Tomek smutno się uśmiechnął…

    Dziś przyszła mi do głowy pewna myśl dotycząca podziału ludzi na Atlasów i Grabieżców. Dewizą Grabieżców jest: "patrz, jak sprytnie działam, by się wzbogacić", a Atlasów - "jak sprytnie działam, by zrobić coś sensownego".

    Ludzie kradną nie zdając sobie z tego sprawy, lub zdając, lecz z wygody to akceptując i przy okazji dorabiajac do kradzieży różnego rodzaju moralne teorie ją usprawiedliwiające.

    Minister medale powinien wręczać, ale rzadko i tylko w wyjątkowych okazjach. Urzędnik - nie! Bo to, jak na załączonym obrazku, kradzież.

    Spowiedź agenta

    Ktoś na jakimś forum podał informację, że jego kluczem do zrozumienia informacji medialnych i bieżącej polityki naszego kraju jest film "Spowiedź agenta":

    Rekord wciąż jeszcze należy do człowieka

    Studenci ze Swinburne University of Technology w Melbourne
    skonstruowali najszybszego na świecie robota układającego kostkę Rubika.


    [Ciekawosta ze strony: http://www.automatyka.pl/newsItem.aspx?pk=10086]

    Najciekawsze jest to, że
    Studenci zgłosili swojego robota Ruby do Księgi Rekordów Guinessa. Obecny rekord w kategorii robotów należy do Cubinatora, który we wrześniu 2010 roku ułożył kostkę Rubika w 18,2 sekundy. Jednakże rekord wciąż należy do człowieka. Feliks Zemdegs ułożył kostkę podczas Kubaroo Open 2011 w 6,24 sekundy.

    Niestety w dniu 2019.10.24 już tak nie było.

    Emigracja = Inwazja

    Do końca roku liczba pracujących w Holandii może przekroczyć nawet 200 tysięcy - szacuje "Dziennik Gazeta Prawna".
    [http://biznes.onet.pl/holandia-hitem-emigracji,18563,4419985,1,prasa-detal]

    Wbrew oczekiwaniom, o wiele mniej naszych rodaków wyjechało po 1 maja do Niemiec. To nie u zachodnich sąsiadów znajdujemy najchętniej pracę, choć mamy blisko.

    Polacy wolą szukać zatrudnienia w Holandii. Wg danych naszej ambasady, w 2007 r. pracowało tam 20 tys. Polaków, zaś obecnie już 170 tys. Ten ogromny skok jest spowodowany tym, że Holendrzy mają mniejsze wymagania formalne, głównie chodzi o język.

    Są nawet takie zakłady, gdzie napisy informacyjne przygotowano również po polsku. Także część kadry zarządzającej pochodzi z naszego kraju, więc bez kłopotu dogaduje się z szeregowymi pracownikami.

    Przedstawicielom holenderskiego biznesu i lokalnych samorządów trudno sobie dziś wyobrazić życie bez polskich pracowników, którzy zapełniają rosnącą lukę na rynku pracy - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

    W kontekście tego artykułu polecam, wydaną prawie 80 lat temu, rewelacyjną, wielce Fizyko-Życiową książkę Karela Čapka "Inwazja jaszczurów".

    Monopol rodzi konkurencję, konkurencja rodzi monopol.

    Znalazłem gdzieś na forum taki ciąg znaków, googlnąłem go i… wyskoczył mi list Marksa do niejakiego Annienkowa.
    [http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1846/letters/46_12_28.htm#01]

    Poszukałem dalej tej frazy i trafiłem na ten fragment:

    Monopol jest dobry, gdyż jest kategorią ekonomiczną, a więc emanacją boga. Konkurencja jest dobra, bo jest również kategorią ekonomiczną. Ale nie dobry jest sposób urzeczywistniania się monopolu i konkurencji. Jeszcze gorsza jest okoliczność, że monopol i konkurencja pożerają się wzajemnie. Co robić? Skoro obie te wieczne idee boskie przeczą sobie, wydaje się panu Proudhonowi rzeczą oczywistą, że w łonie boskim istnieje także synteza obu tych idei, synteza, w której konkurencja równoważy zło monopolu i odwrotnie. Walka między obiema ideami doprowadzi do tego, że ujawni się tylko ich dobra strona. Tę tajemną myśl trzeba wydrzeć bogu, potem ją zastosować i wszystko będzie w najpiękniejszym porządku. Trzeba odkryć syntetyczną formułę ukrytą w mrokach bezosobowego rozumu ludzkości. Pan Proudhon nie waha się ani chwili — zostaje odkrywcą. [Tu Marks przeciwstawia myślenie redukcjonistyczne myśleniu absolutnemu].

    Proszę jednak spojrzeć przez chwilę na rzeczywiste życie. W teraźniejszym życiu ekonomicznym zauważy Pan nie tylko konkurencję i monopol, ale też ich syntezę, która nie jest jakąś formułą, lecz ruchem [obiektem, procesem]. Monopol rodzi konkurencję, konkurencja rodzi monopol. Ale równanie to, dalekie od tego, żeby — jak to sobie wyobrażają burżuazyjni ekonomiści — usunąć trudności obecnego stanu, wywołuje stan jeszcze cięższy i bardziej powikłany. Zmieniając więc podstawę, na której opierają się obecne stosunki ekonomiczne, unicestwiając obecny sposób produkcji, unicestwia Pan nie tylko konkurencję, monopol i ich antagonizm, ale też ich jedność, ich syntezę, ruch, który jest rzeczywistą równowagą konkurencji i monopolu.

    Marks zatem pisał o przeciwstawnych czynnikach sprawczych i tym, że ich syntezą (efektem wzajemnego oddziaływania) jest konkretny obiekt - w tym przypadku sytuacja gospodarcza.

    Jedni ludzie walczą z monopolami, inni z wolnym rynkiem, a przecież jedynym rozsądnym działaniem jest zapewnianie stosownej równowagi pomiędzy nimi. Przy zdawaniu sobie sprawy z mechanizmów ich powstawania. Monopole tworzą się stopniowo, zawłaszczając obszary działania - śmiem twierdzić, że zarówno w socjaliźmie jak i kapitaliźmie powstawanie coraz większych monopoli jest procesem naturalnym. Równoległym do monopolizacji jest proces spadku produktywności monopolu - coraz większe profity czerpane sa bowiem z faktu bycia monopolistą. A gdy już dojdzie do pełnego zawłaszczenia (zmonopolizowania) i wysocekosztownej produktywności musi nastąpić demonopolizacja, czyli powrót do wolnego rynku. Zwykle odbywa się to w sposób bardzo burzliwy sposób, kończący się śmiercią wielu ludzi.

    Przy okazji zdałem sobie sprawę, że ten list to było moje "pierwsze czytanie" Marksa…

    "Państwo" robi "biznes"

    Niezwykły pomysł na "oszczędności" w Policji
    [http://wiadomosci.onet.pl/kraj/niezwykly-pomysl-na-oszczednosci-w-policji,1,4451149,wiadomosc.html]

    "Rzeczpospolita": policja nie ma pieniędzy, więc zamiast kupować laptopy ogłosiła przetarg na ich wynajem.

    - To zamówienie na zakup usługi długoterminowego najmu komputerów na cztery lata. W ten sposób chcemy pozyskać 6 tys. laptopów, powiedział "Rz" nadinspektor Andrzej Trela, zastępca komendanta głównego policji. Ma to kosztować rocznie 3,7 mln zł, czyli cały wydatek policji zamknie się kwotą 14,85 mln zł.

    I kilka komentarzy:

    Czyli na laptopa wydadzą około 2.5 tys i będą go musieli oddać…
    ~S. dzisiaj, 07:50
    Nie znam specyfikacji tego sprzętu, ale przy ilości 6.000 mogliby chyba spokojnie je kupić po 2.5 tysiąca na własność…

    Około 2.4 tyś za biurowego laptopa ???
    ~He,he… dzisiaj, 08:03
    Do biur za 1.5 tyś M A X !!!

    Aha, policzmy. Kwota 14 850 000 na 6000 laptopów to 2 450 zł.
    ~Herbaciarz dzisiaj, 08:01
    Za te pieniądze można spokojnie kupić laptopa z systemem operacyjnych w detalu. Przy ilości 6000 laptopów mogę liczyć na bonifikatę 30%. Interes very Drzewiecki. To od kogo będzie dzierżawić policja te latpopy za moje pieniądze? Kolejny przekręt.

    Tego typu pseudooszczędności to rzecz codzienna w budżetówce
    ~olo dzisiaj, 08:16
    Przykłady:
    1) w akademiku kierowniczka kupuje co 3 tygodnie nowe węże do pryszniców. Zgodnie z ustawą najtańsze - wytrzymują 3 tygodnie. Gdyby kupiła 2 razy droższe wytrzymałby 2 lata, ale naruszyłaby prawo.
    2) Wójtowi kupuje się laptopa. Laptop nie opuszcza jego gabinetu, wójt i tak z niego nie korzysta.
    3) Urząd w ramach "oszczędności" nie ma pieniędzy na zakup nowego zasilacza do komputera (ok. 100zł). Etatowy informatyk próbuje naprawiać stary - w efekcie spaliła się płyta główna (ok. 350zł).

    Policja nie może się kredytować
    ~Czamara dzisiaj, 07:58
    Wynajem czyli leasing jest formą kredytowania. Ustawowo policja nie może zaciągac kredytów. Ciakaw jestem kto to wymyślił i jaką odpowiedzialność poniesie.

    Czym się różnią szkolne wycieczki

    Zrobiliśmy sobie długi weekend wcześniej od całej reszty Polski. Zamiast łączyć czwartek z sobotą połączyliśmy niedzielę z czwartkiem. Same zalety: w górach nikogo, jak wracaliśmy to oglądaliśmy korki w kierunku Zakopanego.

    Cztery dni w Tatrach

    1. Sławkowski Szczyt z Hrebienioka, w czasie o godznię krótszym niż na drogowskazach. Lało cały dzień. Wróciliśmy cali przemoczeni.
    2. Dolina Kieżmarska do schroniska nad Zelenym Plesom, potem czerwonym szlakiem do Skalnetego Plesa i niebieskim z zielonym z powrotem do doliny Kieżmarskiej. Rano mżyło, potem padać przestało.
    3. o 7.00 wbijamy się w dolinę Jaworową, by przez przełęcz Lodową i chatę Terieho po 8 i pół godzinie dotrzeć do Starego Smokowca. Przez całą wycieczkę pogoda wytrzymała, choć deszcz wisiał w powietrzu. Pod koniec lekko dawała o sobie znać lewa pięta.
    4. Pogoda przepiękna, z obfitymi, nisko przelewającymi się przez wierzchołki, białymi cumulusami. Dzień odpoczynkowy: Koprowy szczyt, a z niego wspaniały widok na całe Tatry. Na szczycie dochodzą do nas dwaj Słowacy - pasjonaci gór - i omawiamy graniówkę: to Mięgusze, tam Rysy, dalej Wysoka (według mnie "najzgrabniejszy" szczyt tatrzański) potem Łomnica z błyszczącym budyneczkiem kolejki, po lewej Tarty Polskie, a za plecami wychodzący z obłoków charakterystyczny Krywań… Tu też urywamy godzinę z czasów na drogowskazach…

    Dnia trzeciego jechaliśmy autobusami komunikacji (chyba) państwowej. Przesympatyczny kierowca inkasował pieniądze, ale biletu nam nie drukował…

    Czym różnią się szkolne wycieczki te nasze (akurat obserwowaliśmy młodzież słowacką) od nepalskich? Tu dzieci przywozi się w góry autokarem, po czym lecą około 2-3 godzin do schroniska, gdzie są w pełni obsłużone - jedzą i odpoczywają, poza marszem nie robią nic. Młodzież w Nepalu na wycieczkę idzie i wszystko niesie ze sobą, idzie kilka dni, a niesie niewiele, bo niewiele ma. Zamiast butów mają plastikowe klapki - takie najtańsze, jak u nas w marketach. Nasi na kamieniach się ślizgają, Nepalątka nie. Nasi to ciepłe kluchy, a Nepalątka - zuchy i chwaty.

    Wytrawny turysta górski idzie szybciej niż europejska szkolna wycieczka, nepalska szkolna wycieczka bez problemów wyprzedza wytrawnego europejskiego turystę.

    Oj Nepal, Nepal to se uż ne vrati…

    Fizyka bankructw państw

    Ciekawy artykuł na portalu forsal.pl:

    Historia ukrywania państwowych bankructw jest stara jak świat

    Tuszowanie faktycznej plajty Grecji przez Unię Europejską to nic nowego w ekonomicznych dziejach świata. Robią to zarówno dłużnicy, jak i wierzyciele, sięgając po sprawdzony zestaw sztuczek.

    Nie ma się co oszukiwać. W praktyce Grecja już zbankrutowała, a prawda jest po prostu ukrywana. Z coraz większym zresztą trudem – taką diagnozę trwającego od ponad roku europejskiego kryzysu zadłużeniowego można usłyszeć już niemal na każdym kroku. Tuszowanie bankructw to nic nowego. Państwowe plajty ukrywają z różnych powodów zarówno dłużnicy, jak i wierzyciele. Obie strony łączy jedno: chcą zazwyczaj jak najdłużej podtrzymać nadzieję, że kłopoty są tylko przejściowe, a gdy przeminą, całość zobowiązań zostanie spłacona. Najczęściej jednak prawda i tak wychodzi na jaw.

    👉 Sposób 1: Sztuczki walutowe [Krótko: władza dodrukowuje pieniądze]

    Najstarszym i najprostszym trikiem pozwalającym wykaraskać się spod góry niespłacalnych długów są od wieków manipulacje walutowe [Pożyczyłem 100 złotych monet, pięćdziesiąt wydałem, pozostałe pięćdziesiąt przetapiam, dodaję drugie tyle srebra, odlewam 100 nowych monet o tym samym co poprzednio ciężarze i oddaję je wierzycielowi. Dziś po prostu drukuję nowe banknoty, albo w sekundę podwyższam zapis w komputerze. Patrz Inflacja]. Nie rozwiązuje on wprawdzie problemu zadłużenia zagranicznego, bo państwom o reputacji notorycznego dłużnika nikt nie pożycza w ich własnym pieniądzu. Sztuczki monetarne pozwalają jednak przynajmniej odbezpieczyć bombę długu wewnętrznego (czyli udzielonego własnym instytucjom finansowym albo obywatelom). Ale ponieważ zazwyczaj oba typy długu idą ze sobą w parze, sprytna redukcja zobowiązań wewnętrznych pozwala poprawić ogólne statystyki zadłużenia, dzięki czemu w górę idzie rating kredytowy i można znów taniej pożyczać na międzynarodowych rynkach finansowych. Reszta świata zazwyczaj nawet nie dostrzega tej sztuczki, kwalifikując ją jako wewnętrzne trudności gospodarcze dłużnika.

    Pomysł manipulacji walutowych jest niemal tak stary jak obrót pieniężny. Za jego pioniera uchodzi Dionizjos Starszy, tyran Syrakuz z IV wieku przed Chrystusem. Ten ambitny i wojowniczy wódz finansował swoje wyprawy wojenne głównie poprzez emisję papierów dłużynych, które (zupełnie dobrowolnie) kupowali jego poddani. Gdy jednak doszedł do punktu, w którym nie miał za co ich wykupić, pozbył się skrupułów i wydał dekret konfiskujący wszystkie monety w kraju. Opornym groziła kara śmierci. Następnie nakazał zmienić stempel na każdym skonfiskowanym pieniądzu. W ten sposób w jednej chwili z monety jednodrachmowej zrobiła się dwudrachmowa. Zwiększywszy siłę nabywczą, Dionizjos bez trudu wykupił wszystkie obligacje.

    W jego ślady szli władcy średniowieczni. Za jednego z największych fałszerzy w historii uchodzi król Anglii Henryk VIII Tudor. Polityka gospodarcza wyraźnie mu nie szła. Notorycznie wydawał więcej, niż wynosiły przychody jego skarbu. Problemów zadłużeniowych nie rozwiązało nawet słynne zerwanie z Watykanem, które otworzyło drogę do konfiskaty dóbr kościelnych. Szybko okazało się bowiem, że upaństwowione majątki przestały przynosić zyski i stawały się obciążeniem królewskiego budżetu. Henryk w ostatnich latach życia sięgnął więc po psucie monety. Między 1542 a 1547 r. funt stracił aż 83% zawartości srebra, co jest absolutnym rekordem tamtych czasów.

    Psucie monety trwało w najlepsze jeszcze w wieku XIX. By ukryć dramatyczną sytuację budżetową, sięgały po nie Cesarstwo Austriackie (a potem Austro-Węgry), gdzie udział srebra w walucie spadł w ciągu 30 lat o 60%, a także carska Rosja i Turcja (spadek srebra o odpowiednio 56 i 83%). Co znamienne, triki nie pomogły żadnemu z nich odbudować dawnej potęgi. Wszystkie trzy państwa fałszerze upadły w wyniku I wojny światowej.

    Po upowszechnieniu papierowego pieniądza psucie monety zastąpiły inflacja i dewaluacja. Rządy zaczęły na potęgę drukować pieniądze i w ten sposób odsuwać od siebie widmo bankructwa. Na świecie nie ma właściwie kraju, który nie doświadczyłby fali wysokiej inflacji – nieuchronnego skutku takiej polityki. Wśród nich nawet bogate kraje Zachodu, takie jak Norwegia (gdzie inflacja w 1812 r. sięgnęła 150%), Szwecja (36% w 1912 r.) czy Kanada (prawie 30% w 1917 r.). Nie mówiąc już o najbardziej spektakularnych przykładach hiperinflacji w historii: w Niemczech (22 mln% między 1914 a 1923 r.) oraz Brazylii i Argentynie (po 3 tys.% pod koniec lat 80.). – We wszystkich tych przypadkach chęć łatwego zredukowania i ukrycia długu wewnętrznego była głównym czynnikiem motywującym rządzących, by nie walczyć ze wzrostem cen zanadto ochoczo – mówi nam Carmen Reinhardt, ekonomistka z uniwersytetu w Maryland zajmująca się kwestią państwowych bankructw.

    Sposób 2: Wsparcie obywateli [Krótko: władza zabiera pieniądze obywatelom]

    Ukrywanie i redukowanie długu kosztem własnych obywateli przeprowadza się czasem z otwartą przyłbicą. Na początku 2010 r. rząd mocno zadłużonej Jamajki (120% PKB, co jest spadkiem po bankowym bailoucie z końca lat 90.) ogłosił program tzw. wymiany długu. Polegał on na wydłużeniu zapadalności i obniżeniu premii rządowych obligacji, dotyczył jednak tylko i wyłącznie zadłużenia wewnętrznego. Akcji towarzyszył patriotyczny apel o wytrwałość skierowany do mieszkańców 3-milionowej wyspy. Plan poskutkował: 90% posiadaczy długu zareagowało pozytywnie i zgodziło się poczekać dłużej na swoje pieniądze. To z kolei przekonało międzynarodowych kredytodawców, że jamajskie finanse się nie załamią, a naród jest zdolny do poświęceń. W efekcie Jamajka wróciła na rynki, gdzie może znów pożyczać na dużo korzystniejszy procent. Przynajmniej na pewien czas, bo mimo prolongaty dług wciąż wynosi grubo powyżej 100% PKB.

    Zdarzają się też przypadki skrajne, gdy rządzący (najczęściej dyktatorzy, którzy nie muszą się liczyć z presją społeczeństwa) tak bardzo obawiają się bankructwa i odcięcia od nowych kredytów, że narzucają obywatelom drakońską kurację. Komunistyczny władca Rumunii Nicolae Ceaucescu spłacił w ciągu kilku lat niemal cały dług zagraniczny sięgający 9 mld dol. (jedna dziesiąta ówczesnej gospodarki karpackiego kraju). Wiązało się to z regularnymi przerwami w dostawach prądu nie tylko dla ludności, ale również dla rumuńskiego przemysłu, co podcinało produkcję i wzrost gospodarczy. W tym wypadku rozsądniejsza była droga komunistycznej Polski, która już w 1981 r. ogłosiła, że nie jest w stanie spłacić wszystkich swoich zobowiązań z epoki Gierka i rozpoczęła trwającą aż do początków lat 90. restrukturyzację długu.

    Sposób 3: Więcej kredytów [Krótko: pierdzielnie mocniej, ale nie teraz, lecz "za kilka dni"]
    Kto wie, czy widmo państwowego bankructwa jeszcze bardziej od dłużnika nie przeraża wierzycieli. Zwłaszcza tych prywatnych, którzy mają bardzo ograniczone możliwości odzyskania pożyczonych pieniędzy. Państwowi kredytodawcy zawsze znajdowali się na uprzywilejowanej pozycji. Na początku XX w. Stany Zjednoczone nie wahały się zbrojnie najeżdżać małych pobliskich krajów, takich jak na przykład Republika Dominikany (1907 r.), którym zabrakło pieniędzy na spłacanie długu. Z kolei Francja w czasach Napoleona III zmontowała nawet międzynarodową koalicję wierzycieli Meksyku, którzy podbili kraj w latach 60. XIX w., instalując u władzy wiernego sobie Maksymiliana Habsburga. Plan zakończył się jednak kosztowną wojną domową i chaotycznym wycofaniem sił najeźdźców. Tzw. awantura meksykańska była najlepszym dowodem na to, że zbrojne dochodzenie wierzytelności kosztuje więcej niż suma, którą pragnie się odzyskać. Wcale nie bardziej skuteczna okazała się metoda zaspokojenia roszczeń poprzez zajmowanie zysków z majątku trwałego dłużnika. Gdy w 1889 r. rząd Peru (po raz czwarty od uzyskania niepodległości) odmówił spłaty 50 mln dol., zagraniczne banki wynegocjowały sobie prawo np. do czerpania zysków z kolei państwowych przez 66 lat, dwa miliony ton guano i możliwość operowania łodziami parowymi na jeziorze Titicaca. Okazało się bowiem, że położenie łapy na źródłach dochodu sprawiało, iż kraje szybko znów wpadały w kłopoty. Peru ogłosiło niewypłacalność kolejno w 1931, 1969, 1976, 1978, 1980 i 1984 r.

    Nic dziwnego, że współcześnie i prywatnych, i państwowych wierzycieli łączy jedno: są gotowi zrobić wszystko, by dłużnik nie ogłosił bankructwa. Dlatego już od lat 70. XIX w. kredytodawcy łączą się w kluby i w ten sposób, z pozycji siły, negocjują warunki ratowania zagrożonego długu. Pierwszym takim klubem była londyńska Korporacja Zagranicznych Wierzycieli (CFB), której podstawową bronią stała się groźba odcięcia dłużnika od sprzedawania swoich papierów na największej wówczas na ziemi giełdzie londyńskiej. Dzięki takim naciskom CFB „wyperswadowało” spektakularne bankructwo Hiszpanii, Portugalii, Grecji, Turcji, Peru, Meksykowi, Brazylii i Argentynie. Nie udało im się tylko wyegzekwować długu od kilku środkowoamerykańskich krajów oraz stanów USA, dla których dostęp do londyńskiej giełdy nie miał tak kluczowego znaczenia. Dzięki działalności CFB suma straconych pieniędzy spadła na początku XX w. w porównaniu z 1870 r. z 300 mln do 30 mln funtów. Dzięki tym sukcesom CFB stało się pierwowzorem popularnych w latach 80. i 90. tzw. klubów londyńskich. Składały się one za każdym razem z kilku (najwyżej piętnastu) prywatnych wierzycieli (najczęściej banków). Ich zadaniem było wynegocjowanie z dłużnikiem porozumienia, do którego mogli (ale nie musieli) przystąpić wszyscy kredytorzy. To w tym gronie zapadała nieraz decyzja o dalszym kredytowaniu niewypłacalnego dłużnika. Trend był powszechny zwłaszcza w latach 70., gdy banki wierzyły, że pieniądze pożyczone krajom Ameryki Łacińskiej i Europy Środkowej (np. Polsce czasów Gierka) wkrótce zaczną przynosić owoce i tamtejsze gospodarki ruszą do przodu. Pieniądze płynęły więc nadal. Wiara załamała się dopiero w latach 80., gdy niewypłacalność ogłosiły Polska i większa część krajów latynoamerykańskich. Trudno oprzeć się wrażeniu, że podobną drogą podąża od ponad półtora roku Unia Europejska.

    Sposób 4: Przemilczanie bankructwa

    Model dobrowolnego zrzeszenia kredytodawców próbujących uniknąć najgorszego powrócił w czasie obecnego kryzysu. Na początku 2009 r., gdy pierwsze symptomy krachu finansowego zaczęły docierać do Europy, w Wiedniu zebrali się szefowie kilkunastu zachodnioeuropejskich banków (głównie austriackich) dominujących na rynku bankowym Europy Środkowej i Bałkanów. Ich obawy koncentrowały się na czterech krajach (Rumunii, Serbii, Łotwie i Węgrzech), których rządy zaczęły sygnalizować napiętą sytuację budżetową. Bankowi decydenci złożyli wówczas zapewnienie, że do czasu uspokojenia sytuacji nie będą sprzedawać papierów dłużnych zagrożonych krajów i jeśli pojawi się taka konieczność, dobrowolnie wydłużą termin ich zapadalności (tzw. procedura roll over). Nie chodziło im rzecz jasna o altruistyczne ratowanie rządu w Budapeszcie czy Bukareszcie. Banki obawiały się, że zawirowania mogą przerodzić się w klasyczny kryzys bankowy, którego bankrutujące państwa nie będą w stanie ugasić z powodu braku pieniędzy na ewentualne bailouty. A dla nikogo nie było tajemnicą, że taki wstrząs najbardziej uderzyłby w dominujące na tamtejszych rynkach spółki córki austriackich instytucji kredytowych. Tzw. inicjatywa wiedeńska przyczyniła się – zdaniem obserwatorów – do ustabilizowania sytuacji w regionie i pomogła podpiętym do kroplówki MFW Rumunii, Węgrom i Łotwie przetrwać najgorsze. Dlatego kilka dni temu niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble zaproponował, by ten sam model został zastosowany przy przeprowadzaniu miękkiej restrukturyzacji greckiego zadłużenia. Czyli faktycznego bankructwa, tyle że inaczej nazwanego.

    Sposób 5: Upadek, czyli sukces [Krótko: władza oszukuje wierzycieli zewnętrznych]

    Można również pójść w kierunku dokładnie przeciwnym i zamiast tuszować bankructwo, ogłosić, iż jest ono tak naprawdę… zwycięstwem bankruta. W grudniu 2008 r. prezydent Ekwadoru Rafael Correa zapowiedział, że jego rząd nie zamierza spłacać międzynarodowego zadłużenia, ponieważ jest to niemoralne. Correa, wykształcony w USA i Belgii ekonomista, miał w ręku wiele dobrych argumentów. Przypomniał, że prawie połowa liczącego ok. 10 mld dol. (jedna czwarta PKB) długu Quito to zobowiązania zaciągnięte przez kleptokratyczne reżimy wojskowe z lat 70., które zadłużały się nie w interesie swoich obywateli, tylko by wyprowadzać pieniądze na prywatne konta. Correa dodał, że jego kraj jest gotowy spotkać się w międzynarodowych sądach rozjemczych z wierzycielami, którzy nie zaakceptują takiej argumentacji. Tam jednak na pewno powoła się na historyczne precedensy z udziałem… Stanów Zjednoczonych. W końcu to Waszyngton po zwycięskiej wojnie roku 1898 z Hiszpanią, zajmując Kubę, odmówił spłacania długów karaibskiej wyspy wobec dawnej „niemoralnej” metropolii. Groźby Correi poskutkowały. W kwietniu 2009 r. rząd w Quito dumnie oznajmił, że wykupił ponad 90% swoich obligacji po średniej cenie 35 centów do dolara, co znacząco poprawiło pozycję fiskalną Ekwadoru. Jak na razie nie wygląda też na to, by kontrowersyjne posunięcie prezydenta osłabiło ochotę zagranicznych inwestorów do robienia interesów z południowoamerykańskim krajem.

    Scenariusz ekwadorski trudno jednak wyobrazić sobie w przypadku większej gospodarki. Rynki są bowiem bardzo pamiętliwe i nie zdarza się, by puszczały niezapłacony dług w zupełną niepamięć. Przekonały się o tym nawet władze ZSRR. W 1986 r. atomowe supermocarstwo, przed którym drżała połowa świata, musiało wykupić (po mocno obniżonej stawce) obligacje carskiej Rosji, których spłacania odmówił Lenin po zwycięskiej rewolucji bolszewickiej 1917 r. Dopiero wówczas Wielka Brytania (której banki straciły najwięcej) zgodziła się na to, by dopuścić do międzynarodowego obrotu pierwsze od siedmiu dekad międzynarodowe papiery dłużne radzieckiego rządu.

    Często jednak bankructwa nie da się ukryć ani poprzez spektakularną dewaluację, ani semantyczne sztuczki z „reprofilowaniem”, „restrukturyzacją” czy „rolowaniem” długu. Wówczas rząd ogłasza po prostu, że wstrzymuje do odwołania spłatę swoich zobowiązań. Władze decydują się na ten krok, gdy wiedzą, że próba spłacania całego długu grozi natychmiastowym niekontrolowanym wybuchem społecznym. Tak było w przypadku najbardziej spektakularnych plajt ostatnich lat: w Argentynie (2002) i Rosji (1998). Jednak nawet wówczas subtelna gra na linii dłużnik – wierzyciel nie zostaje na dobre zerwana. I jedni, i drudzy próbują przekonać świat, że rozwiązanie było mniejszym złem. Rząd Argentyny w ramach negocjacji restrukturyzacji długu zaproponował wierzycielom haircut (czyli z angielskiego postrzyżyny) na poziomie 65%, co oznacza, że z każdego pożyczonego dolara mieli otrzymać ok. 35 centów. Spora część kredytorów (zwłaszcza prywatnych funduszy) uznała tę propozycję za drakońską i zapowiedziała dochodzenie swoich praw przed amerykańskim sądami. Wskórali niewiele i ostatecznie średni haircut po argentyńskimi krachu pozostał (według wyliczeń agencji Moody’s) na poziomie 65 – 70% Zdarzają się też przypadki, że postrzyżyny sięgają 90% (Boliwia w latach 80.), a czasem (jak w wypadku Dominikany w 2005 r.) 95% zobowiązań.

    Wierzyciel oczywiście traci, czasem nawet sporo. Nie do pozazdroszczenia jest też jednak sytuacja bankruta. Według raportu przygotowanego kilka lat temu przez Bank of England tylko jednemu na dziesięć kryzysów zadłużeniowych towarzyszy ostra recesja i krach systemu bankowo-pienieżnego. Trzeba pamiętać, że w czasie ostatniego kryzysu zadłużeniowego argentyński PKB w ciągu dwóch lat spadł o niewiarygodne 33% Bezrobocie skoczyło do 25% Odsetek osób żyjących poniżej granicy ubóstwa wzrósł z – i tak wysokich – 35 do 54% społeczeństwa. Na ulicach pojawiły się zastępy tzw. cartoneros, czyli osób utrzymujących się ze zbierania i sprzedawania papieru do punktów skupu makulatury, a większość stacji telewizyjnych zaprzestała emisji drogich filmów i przeszła niemal wyłącznie na najtańsze w produkcji programy typu reality show.

    Jak będzie tym razem?

    Którą z tych dróg pójdzie Grecja? Czy Unia Europejska działająca jednocześnie w interesie greckiego dłużnika, ale również jego zagranicznych wierzycieli (niemieckie i francuskie banki) zdoła ukryć prawdę o nieuchronności plajty Aten? Coraz więcej wskazuje na to, że nie. – Grecka gospodarka wpadła już w spiralę zadłużenia, z której nie ma ucieczki – uważa Max Otte, renomowany niemiecki ekonomista z uniwersytetu w Grazu. Podobnego zdania jest coraz więcej komentatorów, ekonomistów, a nawet polityków. Wśród najczęściej wymienianych argumentów na plan pierwszy wysuwa się to, że grecka gospodarka się kurczy. W pierwszym kwartale zanotowała 5,5-proc. spadek PKB. Jej wielkość jest dziś na podobnym poziomie co w 2005 r., podczas gdy inne kraje strefy euro odjechały o kilka – kilkanaście procent do przodu. W tej sytuacji, choć dług w liczbach bezwzględnych już nie rośnie, stale się powiększa w stosunku do produktu narodowego Hellady.

    Co gorsza, tydzień temu agencja Standard & Poor’s obniżyła grecki rating do CCC, najgorszego poziomu ze wszystkich notowanych krajów. Poniżej jest już tylko kategoria D. Od angielskiego „default”, czyli bankructwo. W praktyce oznacza to, że greckich obligacji jako zastawu pod pożyczki nie powinien zgodnie z wewnętrznym regulaminem akceptować nawet Europejski Bank Centralny. Na dodatek Grecja już od 14 miesięcy nie ma ratingu na tzw. poziomie inwestycyjnym, co oznacza, że od jej obligacji trzyma się z daleka większość funduszy. Bankructwo wieszczy też sytuacja polityczna w kraju. Proreformatorski premier Papanderu walczy o polityczne przetrwanie, ale jego większość mocno się chwieje.

    Plany zamiatania pod dywan problemu niewypłacalności natrafiają też na coraz większe opory w krajach północnej części Eurolandu. Nawet niemiecki magazyn „Der Spiegel”, dobrze zazwyczaj oddający nastroje niemieckiej klasy średniej i elit polityczno-biznesowych, napisał w najnowszym wydaniu, że grecka plajta jest nieuchronna. „Inaczej integracja pójdzie w kierunku unii transferowej, gdzie północ będzie nieustannie dopłacać do południa. Czyli powielenia procesu zjednoczenia Niemiec, którego koszty na dwie dekady zapchały ekonomiczny motor niemieckiej gospodarki bez osiągnięcia wyraźnego sukcesu” – pisze „Spiegel”.

    W tej sytuacji bankructwo staje się coraz bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem. Joseph Marie Terray, francuski minister finansów z czasów Ludwika XV, zwykł mawiać, że kraj raz na sto lat powinien zbankrutować [czyli nie oddać pożyczonych pieniędzy] w celu przywrócenia równowagi ekonomicznej. Trudno odmówić racji temu stwierdzeniu. Choć może chcielibyśmy o tym zapomnieć, bankructwo jest nieodłączną częścią kapitalistycznego [zaraz zaraz, a dziennikarz nie zauważył, że dokładnie tak samo bankrutowały państwa socjalistyczne - ciekawe] porządku rzeczy. Pozwala zacząć jeszcze raz od początku i uczy unikania błędów, które doprowadziły nas do upadku [nic z tych rzeczy, nikt nie uczy unikania takich błędów, bo to nie błędy lecz proceder: można zacząć od początku pożyczać, a pożyczone pieniądze poprawiają wizerunek, a to powoduje, że znajdują się kolejni frajerzy chętni do pożyczania - i tak to się napędza aż do kolejnego tąpnięcia].

    [http://forsal.pl/artykuly/525939,historia_ukrywania_panstwowych_bankructw_jest_stara_jak_swiat.html]

    👉 Jak widać wszystko sprowadza się do jednego - do życia na cudzy koszt, a całe to polityczne i ekonomiczne gadanie to po prostu taktyki, głównie:

    von Neumanna i

    von Socialla

    Hop i już przeleciało pół roku.

    Komentarz z netu na temat urzędników:

    zwolnic 50% urzędników - losowo
    \ ~Niuniek dzisiaj, 07:32
    pechowcy nie grają z nami. Później przepytać pozostałych i zwolnić kolejną połowę. Reszta, która zostanie, niech sobie radzi aby nam, podatnikom POMAGAĆ!!! Niech zmienią prawo jak się nie wyrabiają aby było prostsze. Niech zmienią procedury. Myślenia nie zmienią i pewnie trzeba bedzie ich też usunąć. Urzędnik jest specyficznym narodem. Innym niż Polacy, Niemcy, Francuzi, czy Belgowie. Urzędnik to urzędnik. W każdym kraju to zupełnie odrębna, niemyśląca po ludzku rasa. Niebawem będą ambasady zakładać… w UE…. szkoda, że tyle kosztują i tak bardzo psują życie

    Dokładnie tak: Urzędnik jest specyficznym narodem. Innym niż Polacy, Niemcy, Francuzi, czy Belgowie. Urzędnik to urzędnik. W każdym kraju to zupełnie odrębna, niemyśląca po ludzku rasa.

    Nauczyciele

    Znalezione w necie:

    proszę państwa

    ~Waldemar dzisiaj, 07:43

    Córka uczy się w technikum,jest w drugiej klasie .Dostała promocje do trzeciej klasy.Nauczyciel jęz. polskiego nie wymaga czytania lektur, młodzież nie zapisuję do zeszytów żadnych notatek.Wagarują ile wlezie.Na praktyki chodzą jak chcą , jak nie chcą żadnych konsekwencji.W ciągu ferie przedświąteczne, świąteczne, rekolekcje, zielone szkoły, praktyki.Uważam że nauczycielom zależy tylko na utrzymaniu miejsca pracy a w ogóle nie zależy na nauczaniu.
    aha zapomniałam wspomnieć, że w ciągu półrocza córka może nie mieć żadnej oceny z przedmiotu,ale i tak zda bo napisze kartkówkę , raz wyjdzie do odpowiedzi .Szkoła wykaże się .Syn kol.chodzi do prywatnej szkoły , i tam nauczyciel idzie na dywanik jak 3/4 uczniów z kartkówek dostaje dwóje lub jedynki .To nauczyciel musi wyjaśnić dla czego nie potrafił wytłumaczyć tematu…

    Dwa oblicza informacji

    Dopuszczono ministra Z jedynie do udziału - i to na prawach biernego obserwatora, bez prawa głosu (!) - do pierwszej części konferencji, (…) natomiast wyrzucono go z drugiej części, gdy państwa "eurozony" mówiły o szczegółach pomocy dla Grecji - pisze X.

    informacje zawsze można podać na dwa sposoby
    ~8110 dzisiaj, 10:17
    Pan X celowo wprowadza ludzi w błąd zapomniał dodać że Z jest pierwszym ministrem finansów z poza strefy euro który został dopuszczony do udziału w konferencji.

    O przedsiębiorczości

    Z dyskusji, która wywiązała się po głupawym artykule o tym jak to pracownik ma iść po podwyżkę do szefa, wynotowałem ciekawy wątek:

    Obraz polskiej firmy - na przykładzie wielu lokalnych z mojej okolicy
    ~Bart dzisiaj, 07:11
    Dwa domy a trzeci się buduje. Samochód szefa bardzo luksusowa marka. Żona auto także luksusowe na firme. Komórki na firmę. Wszytko wzrzucane w koszty łącznie z paliwem potrzebnym do dojazdu do kościoła w niedziele i prywatnymi rozmowami telefonicznymi. Dzieciaki takich szefów jeżdzą do szkoły autami też na firmę.
    Spora cześć lokalnych "szaszetkowców" (przedsiębiorca) zmieniają auta na droższe i nowsze. A ludzie zarabiają najniższą krajową - to jak to jest gdzie ta bieda? i problemy finansowe przedsiębiorców? Ja ich nie widzę. Powinno być zmienioine prawo, a skaróbwka powinna położyć łapę na tych właśnie wliczanych w koszty utrzymania firmy komórek dzieci i auta żony, kórym jeżdzi na zakupy. Szkoda że ludzie w Polsce nie mająodwagi powiedziećtakiemu - płać albo sam sobie pracuj, ale może to się zmieni niedługo.

    I kilka odpowiedzi:

    ~Amen dzisiaj, 07:40
    Przedsiębiorca to sa same obowiązki. Żadnych przywilejów. To jazda na krawędzi ryzyka. To praca na 24h, to ciagły ból głowy. To strach o firmę i żeby te patałachy, co ich zatrudnia, jakiejś, krzywdy sobie nie zrobili. Bo przedsiębiorca za wszystko odpowiada, karnie i własnym majatkiem. Bycie przedsiębiorcą to brak urlopu i stanie zawsze na baczność. Z boku, moze to wyglądać na luz, a naprawdę to harówka na parę etatów. Zawodowy zołnierz po 15 latach ciągłej gotowaści i bycia w gotowości jest już wrakiem człowieka, i zgodnie z psychologią i prawem, w wieku np. 32lat jest suwany z armii i jako odpad, idzie na emeryture. Przedsiębiorca zasuwa do 65 roku życia, jakieś 40 lat ciągłej gotowości do pracy, i na końcu dostaje nędzną emerytukę, od oszukującego go na wszelkie sposoby, zusu. Długo by pisać. Co ma w zamian. Coś dla przedsiębiorcy najcenniejszego. Wolność wyboru. Ale płaci za to szaloną cenę, w tym państewku. To że, zona jeździ samochodem na koszt firmy. To tylko pozory i dobrze dla firmy i jego pracowników. Szef ma więcej czasu dla firmy. Chcesz podwyżkę to daj szanse szefowi. Chcesz, zeby Twoja jeździła, zostań przedsiębiorcą. Ale nie, lepiej 8 godzin i do domu przed telewizorem narzekać. A o firmę i o Twoje miejsce pracy, niech się martwi szef, któremu tak zazdrościsz. Nie ma czego.

    lastchancetowin dzisiaj, 08:39
    Ty frustracie - zazdrościsz komuś - zakasaj rękawy i sam załóż firmę. Zainwestuj wszystko co masz, zadłuż się, pracuj 12 - 14 na dobę, poznaj nasze kochane urzędy…
    Narazie widzę że jesteś dobry tylko z wylicznia…

    ~Konrad dzisiaj, 08:01
    Nie masz za grosz racji. Załóż działalność, zobaczysz ile przyjdzie Ci poczekać na te "luksusy"…

    ~wikary dzisiaj, 07:39
    Mamy idiotyczne prawo podatkowe, raczej bezprawie dla bogatych i uprzywilejowanych i drakonskie dla biednych i malych firm.

    ~Małopolska dzisiaj, 08:16
    Stary nic tylko firme zakładać :) Wszystko sobie wrzucisz w koszty, auto swoje, rodziny, komórki obiady na mieście etc.

    ~pura dzisiaj, 08:22
    Jak cię to tak boli że szef i jego żona jeżdżą super autami, to czemu nie założysz firmy jesli to takie w Polsce proste? Boisz się odpowiedzialności? To jest właśnie smieszne! Zazdrość ,obserwacje, narzekanie, żal a weź się do roboty! Nie odpowiadają warunki w pracy sam weź odpowiedzialność za finanse rozliczenia i ludzi i też jeździj luksusowym samochodem. Otwórz swój interes i wtedy zobaczysz jaki to miód. Wolę średnią krajową i spokojne życie! A szef niech jeździ czym chce byle firma prosperowała i mogłabym w niej pracować. Niczego nie zazdroszczę bo nic z nieba nie spada!

    Dyskusja ta doskonale ilustruje podział społeczeństwa na Atlasów i Grabieżców opisany przez Ayn Rand w Atlasie Zbuntowanym. ~Bart to klasyczny przykład typowego grabieżcy, którego dewizą jest: ktoś powinien im zabrać.

    [przedsiębiorczość]

    Kilka wpisów nt. sondaży

    Proszę przeczytać, kto w Polsce robi sondaże?
    ~wyborca dzisiaj, 16:29

    Sondaże mogą zniszczyć lub wylansować kandydata na prezydenta, zdymisjonować ministra, a nawet skasować niewygodny telewizyjny program

    Grupa trzymająca sondaże

    Tymczasem w polskich sondażowniach rządzą ludzie z powołanego przez Wojciecha Jaruzelskiego w stanie wojennym ?mundurowego? CBOS, który był orężem generalskiej junty. Dziś zasiadają we władzach OBOP, Pentora, PBS i IPSOS. Stworzyli też od podstaw GfK Polonia.

    O Korwina nie pytają
    ~paradoxxxx dzisiaj, 16:29

    Jeśli kierownik sondaży stwierdzi, że jakiejś partii nie ma, to nie umieści jej w sondażu. A jak nie ma jej w arkuszu, to ankieter nie pyta, a jak nie pyta, to nikt nie podaje głosu, a nawet jak próbuje powiedzieć to i tak ankieter nie zapisze bo nie ma takiej rubryki. Nie ważne, jakie naród ma preferencje, ważne kto liczy głosy!

    Film o Darwinie

    Kadr z filmu "Darwin"
    Obejrzałem film o Darwinie. Zaczyna się fantastyczną animacją pokazującą przecieranie (przezieranie, przekształacanie, przeformowywanie, przepokoleniowanie - w zasadzie to brak odpowiedniego słowa) się różnych form życia. Jednak z całego filmu wynotowałem zaledwie dwa, jednak bardzo ważne, cytaty.

    Jakiś gostek do Darwina: Nauka toczy wojnę z religią, a kiedy wreszcie wygramy pozbędziemy się tych przeklętych arcybiskupów i ich gróźb wiecznego potępienia.
    Darwin: … Nie,… Żyjemy w społeczeństwie, które Kościół wiąże (bound together by the Church). Nie jest to doskonały statek, ale przynajmniej płynie.

    Ciekawe, czy rzeczywiście są to słowa Darwina? Jeśli tak, to zaiste doskonale rozumiał procesy społeczne.

    Choć mylił się co do procesów ewolucyjnych, bo na walce się nie kończy, walka to tylko jedna strona medalu, drugą bowiem jest zawiązywanie koalicji:

    Darwin: Gdyby tak cały świat przestał wierzyć, że Bóg ma dla każdego z nas jakiś plan? Okazałoby się, że nic nie ma znaczenia, ani miłość, ani wiara, ani zaufanie - nie istnieją. Liczy się tylko walka o przetrwanie.

    Przepokoleniowanie chyba najlepiej oddaje to co gatunkami robi ewolucja biologiczna.

    Komentarze nt. prawników

    Wynotowałem kilka komentarzy spod artykułu: "Prawnicy bez pracy dzisiaj"

    Nawet co piąty prawnik nie ma szans na otwarcie kancelarii. Musi mu wystarczyć etat w urzędzie czy prywatnej firmie. To skutek nasycenia rynku usług i spadającej liczby zleceń – informuje "Rzeczpospolita".

    Wszyscy mają już dosyć porad na "gębę"
    ~interesant dzisiaj, 08:09
    żaden adwokacik nie da na piśmie "porady". Prosiłem kilku. U kilku zauważyłem strach w oczach, u pozostałych cwaniacki uśmieszek. Banda nieuków - nic wiecej.
    Prosiłem też o fakturę - i jak myślicie jak zareagowali?
    Nie ma faktury - nie ma usługi. Nie zapłaciłem. Kogo powinienem zawiadomić? Skarbówkę, Krajową radę adwokacką, Policję, Prokuraturę, czy kogo tam jeszcze?

    Powinni wziasc sie w koncu za NOTARIUSZY
    ~marta s.
    Te hi.ny to dopiero zdzieraja za nic nie robienie.To jest chore dla spoleczenstwa by placic tyle za jakis podpis.Rzadzie do dziela >>>Popieram PO.

    Umożliwić prace za prowizje od wygranej kwoty.
    ~krzysztofsf dzisiaj, 07:35
    spoleczenstwa nie stac na placenie stawek godzinowych.
    Nalezaloby zmodyfikowac przepisy umozliwiajac podpisywanie umow prawnika z klientem, ze prawnik pracuje za uzgodniony procent od wyegzekwowanego odszkodowania czy majatku.

    stawki maksymalne
    ~olo dzisiaj, 07:34
    adwokaci zamiast, obniżyć ceny kierują się rozporządzeniem ministra o stawkach maksymalnych i ich używają. Rady adwokackie nadzorują ten proceder, utrudniając życie tym adwokatom, którzy zdecydują się wziąść mniej samo jest z notariatem. Tym powinien zająć się UOKiK bo to jest zmowa cenowa

    Kształcenie prawników
    ~komentator dzisiaj, 08:06
    Panowie dziekani, mecenasi, jak Wasze korporacje kształcą prawników, skoro przegrywają oni na rynku pracy z doradcami prawnymi?! Czy nie jest to niezbity dowód, że Wasza moc, nieskazitelny charakter i niedościgniona mądrość biorą się wyłącznie z monopolu, który dotychczas sami kontrolowaliście? Jak teraz uzasadnicie ograniczanie dostępu do wykonywania zawodu prawnika, po wcześniejszym twierdzeniu, że tylko odbycie aplikacji gwarantuje profesjonalną obsługę prawną? Czy pod specjalną ochroną musi być młody czlowiek, który odbył aplikację, podczas której jednym z najważniejszych zagadnień kształcenia było wpojenie mu jego wyjątkowej roli oraz bezwzględnej lojalności wobec wlasnego środowiska? Czy tylko i wyłącznie odbycie aplikacji powinno bezwzględnie być przepustką do raju finansowego? Jezeli choć na jedno pytanie odpowiecie twierdząco, to stosując się do wzniosłych zasad, które macie zapisane w swoich ustawach korporacyjnych powinniście dojść do wniosku, że czas już skończyć z obłudą. Najwyższy czas, również dla Waszego dobra przebudować stary, skostniały system.

    chciałem rozwodu ,układziki sędzina i adwokatka i 4 lata i nic,mafia
    ~leszek dzisiaj, 07:17
    polskie sądy ,układziki i układy .adwokatka zna sędzinę i jest załatwione 4 lata i bez rozwodu.Sędzina rozwódka i mnie prawiła morały ,adwokatka to lalunia wymalowana a sposób zadawania pytań to rozpacz i kicz.
    Myślę i z tego co słyszałem sprawa wygrana dzielą się na 50% i jesteś człowieku utopiony.Sprwy przenosić trzeba do europejskiego trybunału.Wpolsce to nie sądy to szopy nierobów.

    PRZEZYŁEM ROZWÓD SEDZINA SADU OKREGOWEGO REPREZENTOWAŁA POZIOM BUDKI Z PIWEM KULTURA SŁOWA I GODNOŚCI URZEDU WSTYD SPOSÓB PROWADZENIA JAK PO ZAWODÓWCE , A NAJLEPSI SA ADWOKACI ILE BIORA -- NO WIE PAN PROSZE NUMER SPRAWY I ZOBACZYMY KTO REPREZENTUJĘ STRONE PRZECIWNA A POTEM JA POGADAM Z TAMTYM ADWOKATEM I USTALIMY WARUNKI ROZWODU CENA 4000 PLN +23 VAT NIE SKORZYSTAŁEM - ROZWÓD DWA POSIEDZENIAI PO SPRAWIE: A DOBRO DZIECKA KTÓRE MA BYC NAJWAZNIEJSZE SEDZINA NIE ZAPYTAŁ NAWET CO DZIECKO O TYM MYSLI ?

    Ściema. Zapotrzebowanie na usługi prawnicze jest bardzo duże.
    ~qwe dzisiaj, 07:35
    Ściema. Zapotrzebowanie na usługi prawnicze jest bardzo duże, tylko ich cena jest zbyt wysoka. Pytanie czemu nie spada przy dużej "podaży" prawników? - Proste, korporacja prawnicza blokuje dopływ świeżej krwi.
    Od razu widać kto sponsorował artykuł.

    Haha news sponsorowany przez kancelarie adwokackie w celu pokazania jak
    ~Olo dzisiaj, 07:25
    to źle, że szerzej otworzono drzwi do zawodu.

    Jak ktoś serwuje jedynie ceny zaporowe na swoje usługi to nie
    ~heh dzisiaj, 06:53
    ma dziwne, że się wreszcie rynek skurczył. Sama powaga i ranga zawodu już nie wystarczą, żeby dobrze zarobić bo ludzie poprostu nie mają kasy albo też nie chcą płacić wysokich cen za porady lub reprezentowanie.

    Ściana wschodnia

    Pojechałem z mamą na objazd terenów, na których się wychowała. W piątek byliśmy na cmentarzu w Krasnymstawie, gdzie leżą jej rodzice. A około 20.00 wylądowaliśmy u kuzynki - miały wspólną prababkę. Jej mąż Marian to ciekawa postać.

    Gdy miał 16 lat był dobrze zapowiadającym się piłkarzem, jego atutami były szybkość i piekielnie mocny kop. Strzelał piłką tak silnie, że złamał nią szczękę rywalowi. Ponoć badali go naukowcy, nie dając wiary, że można tak silnie kopać. Gdy przeszedł do Śląska Wrocław po kilku miesiącach uległ kontuzji, która zakończyła jego piłkarską karierę. Urwał mu się przyczep przywodziciela w stawie biodrowym, a więc ścięgno odpowiedzialne za te piekielne kopy.

    Teraz jest prezesem… Między innymi przewozi z Ukrainy coś tam - "Gdybym musiał zapłacić cło, nie opłacało by się". Opowiadał jak to Ukraińscy celnicy zarabiają. Sztucznie tworzą wielogodzinne kolejki, a tych którzy się opłacą szybko przepuszczają. Ponoć za trzy stówy można zyskać 9 godzin.

    Potem objazd wsi, do których nawet nie prowadzi droga asfaltowa. Króluje natura, człowiek jak na razie jest tu jeszcze gościem. Piękne dzikie tereny, brak polnych dróg, którymi można by poprowadzić szlaki turystyczne, a szkoda. Ludzie jakoś tu żyją, lodówka, telewizor, woda bieżąca, u młodszych są kafelki i wanny, u starszych nie. Młodzież robi wszystko, by się ze wsi wyrwać.

    Dowcip o polskich politykach

    Wpadł do nas geolog porozmawiać na temat wód gruntowych i przy okazji opowiedział dodatek do starego dowcipu:

    Spotkały się rekiny i dyskutują na temat jedzenia.

    Ja zjadłem angielskiego lorda - łykowaty był, że ledwo przez zęby przechodził, a potem przez tydzień miałem niestrawność.

    Ja, z kolei, zjadłem radzieckiego generała, nie dość, że przez miesiąc miałem kaca, to na dodatek srałem medalami jeszcze przez trzy.

    Ja miałem chyba najlepiej - mówi trzeci - zjadłem polskiego polityka. Smaczny był: bez głowy i kręgosłupa, same plecki i dupa.

    Urzędnicy…

    W nawiązaniu do tego jak wykorzystują swoje stanowiska celnicy znalazłem w sieci klika ciekawych wypowiedzi:

    Celniczki-urzędniczki
    fechmistrz dzisiaj, 06:30
    Nie od dziś wiadomo iż istnieje pewna granica podnoszenia opłat i podatków, która przynosi wzrost dochodów do budżetu.
    Jej przekroczenie skutkuje dokładnie odwrotnymi tendencjami. Wśrubowane do granic opłaty za poruszanie się po polskich drogach, wraz z ich dramatycznym stanem prowadzą do obecnej sytuacji. Stracimy dwukrotnie, po pierwsze budżet będzie miał mniejsze wpływy, po drugie będziemy musieli wydać olbrzymie kwoty za remont rozjechanych dróg niższej klasy. O wypadkach i dramatach nie wspomnę. Logiki w poczynaniach urzędników doszukać się za nic nie jestem w stanie.
    Korzystajcie z chodników, póki są jeszcze za darmo, ale jak długo :-)
    Pozdrawiam

    ~ten co wie dzisiaj, 06:36
    Sitwa musi miec przywileje, tak ustalono przy okraglym stole, wiec WSZYSTKO funkcjonuje zeby sitwa zarobila, kazda ustawa i kazdy przepis ma nie pozwolic na zadna konkurewncje na rynku, a wiec na zadne zmniejszenie cen czegokolwiek, bo wtedy sitwa stracila by przywilej a do tego dopuscic nie mozna. Polska wiec doczekala sie nowej "szlachty" w formie sitwy-pieszczochow biznesowych okraglego stolu.
    I taka jest przyczyna katastrofalnej sytuacji Polski.
    ps znany ekonomista powiedzial niedawno w tv: recepta na uzdrowienie krjau jest prosta: ODBLOKOWAC GOSPODARKE ale tego Tusk zrobic nie moze bo mu sitwa nie pozwala

    No własnie czy celnik prowadzący "biznes", który opisałem 2011.07.16 byłby zainteresowany zniesieniem jego urzędu? Atlasi i grabieżcy to fundamentalny podział ludzi, o którym niestety w szkołach nie uczą.

    Ahankara

    Jeśli chcemy zrozumieć życie, musimy umieć obiektywnie obserwować. Istnieje wiele czynników zniekształcających nasze widzenie świata, które łącznie nazwałem barierami obiektywnej obserwacji. Są pośród nich naturalne bariery takie jak:

    • bariera przetwarzania informacji
    • bariera opóźnienia informacji (nie widzimy odległych gwiazd, lecz ich stan wtedy gdy wysyłały światło, które teraz do nas dotarło)
    • niemożność prowadzenia obserwacji równoległych (co dotyczy zarówno miejsca, jak i czasu).

    I to są bariery naturalne, których się nie przeskoczy. Jednak my ludzie mamy ukształtowane przez ewolucję biologiczną i jeszcze dodatkowo wypracowywane przez nas samych własne bariery związane z interesem naszego JA lub interesem grup społecznych, do których należymy. Przyjmujemy na wiarę, kłamiemy, zmyślamy, powtarzamy bez zastanowienia i sprawdzenia zasłyszane informacje itp. itd.

    Pisząc "Fizykę Życia" wiedziałem, że jest to jeden z najważniejszych czynników wpływających na nasze postrzeganie, wymieniłem ich nawet kilka, lecz nie potrafiłem im nadać wspólnego definiendum. A tu w korespondencji z Tomkiem M. dowiedziałem się, że Filozofia Wedyjska, ma już to od dawna rozpracowane. Definiendum brzmi ahankara. A ja włączam je do słownika Fizyki Życia. Co do definiensu to trzeba będzie jeszcze kiedyś nad tym popracować by go doprecyzować. Jak na razie ahankara to: subiektywne bariery obiektywnej obserwacji - wpływ mojego ja na to, że nie postrzegam rzeczywistości taką jaką ona jest, lecz taką jaką ją postrzegam.

    By lepiej zrozumieć to ostatnie zdanie warto zerknąć do uwag przy definiensie komunikacja.

    Demokracja w praktyce

    Jak donoszą media: Republikanie z Izby Reprezentantów odwołali swoje czwartkowe głosowanie nad planem przewodniczącego Izby Johna Boehnera, który miał podnieść pułap zadłużenia Stanów Zjednoczonych oraz wprowadzić ostre cięcia w wydatkach rządowych.

    Kto jest za podniesieniem pułapu zadłużenia? Wszyscy ci, którzy na tym korzystają, a więc na pewno wszyscy pracownicy państwowi + wszyscy na rentach, emeryturach i zasiłkach. Co się stanie jeśli ich jest więcej niż pozostałych? Przegłosują zwiększenie pułapu zadłużenia. I co stanie się dalej? Czy można zadłużać się w nieskończoność? Poza tym kto pożycza ciągle pożyczającemu?

    Kouroumplis, niewidomy członek greckiego PASOK-u, jako jedyny reprezentant partii zagłosował przeciwko rządowemu planowi budżetowemu na lata 2011-15, dzięki któremu Grecja otrzymała gwarancje kolejnych zagranicznych pożyczek.

    Unijną pomoc finansową dla Aten poseł nazywa lichwą […]. Twierdzi, że po ponad roku od przyznania Grecji pierwszego pakietu ratunkowego (110 mld euro), okupionego bolesnymi reformami, sytuacja gospodarki jedynie się pogorszyła.

    Manipulacje informacyjne

    Przełomowe głosowanie w Kongresie USA
    [http://biznes.onet.pl/przelomowe-glosowanie-w-kongresie-usa,18543,4807213,1,news-detal]

    Izba Reprezentantów amerykańskiego Kongresu przyjęła plan oszczędnościowy autorstwa Partii Republikańskiej (GOP).

    Plan został przyjęty stosunkiem głosów 218 do 208. Za było 218 Republikanów, przeciwko planowi 188 Demokratów i 20 Republikanów.

    Plan Republikanów przewiduje podniesienie limitu zadłużenia jedynie o tyle, żeby pozwolić na dalsze zadłużanie się przez administrację Obamy przez najbliższe pół roku.

    Teraz plan trafi do izby wyższej Kongresu, czyli do Senatu, gdzie większość mają Demokraci, którzy już zapowiedzieli, że ten plan odrzucą. Weto zapowiedział także Barack Obama.

    2 sierpnia mija termin, do którego należy zwiększyć ustawowy pułap długu publicznego, jaki obowiązuje w USA. Pułap ustalony przez Kongres wynosi dokładnie 14,293,975,000,000 dolarów.

    Barack Obama wielokrotnie apelował o szybkie rozwiązanie problemu pułapu zadłużania się Stanów Zjednoczonych. W dramatycznych przemówieniach przekonywał, że w wyniku braku porozumienia zabraknie po 2 sierpnia 2011 roku na bieżące wypłaty emerytur i rent dla weteranów wojennych.

    […]

    A przecież z tego długu finansowane są nie tylko emerytury i renty, lecz również policja, publiczna służba zdrowia, granty dla naukowców (w tym bardzo nieudolnych i wzajemnie wspierających się), wypasiony socjal, prowadzenie wojen, wystawne rezydencje ambasadorów, świtę prezydenta itp. itd. Jednak lepiej podawać koszty duszoszczypatielnyje, a nie na swoje rozpasanie.

    Ciekawe czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu, uda się Amerykanom opanować ten proceder?

    Bieżączka

    Czas leci, tak wiele się dzieje, że nie ma czasu na pisanie. Walczymy z urzędami w sprawie odwodnienia i niewłaściwych decyzji urzędniczych. Robiliśmy drenaż działki (-$), przegląd samochodu (-$), obserwujemy jak są zarządzane placówki publiczne - mechanizmy są dla nas oczywiste, lecz nikt nigdy jawnie o tym nie mówi. Informacje o tym jak działa państwowe przykryte są grubą pianą niedomówień, gęstymi obłokami hipokryzji i jeszcze oblepione zwykłymi kłamstwami. Sytuacja taka jest nie tylko u nas - wszędzie. Generalnie chodzi o syndrom obrony instytucji jaką jest "państwo"

    Jakiś "ekspert", któremu zapewne to "państwo" dobrze płaci mówi z zapałem w telewizji o tym, że trzeba dalej zadłużać państwo, bo inaczej się nie da… Dziennikarze ukuli akronim PIGS - najbardziej zadłużonych państw Europy: Portugalii, Italii, Grecji i Spanii (Hiszpanii). Nie ma problemu, kraje małe, to można porównywać je ze świniami, natomiast USA, które zadłużone są bardziej, takiej etykietki się nie przykleja. Takie to ludzkie - chłostać na łamach (czyt. kopać) słabego.

    Czemu wy wszyscy jesteście tacy?

    Czemu wy wszyscy jesteście tacy? - pyta dyrektor.
    Kilka tygodni temu obejrzałem na iplex.pl rosyjski film "Italianiec" [oprócz łzawej historii o sześcioletnim chłopcu poszukującym matki zwraca uwagę doskonale sfilmowane tło. Jest to dzisiejsza Rosja, lecz ta gorsza, kategorii drugiej, a może nawet trzeciej.
    [. Bóg wysoko, Moskwa daleko i tylko najtańszy alkohol jest w zasięgu ręki. Prowincjonalne osady tonące w roztopach (kończy się zima, wiosny nie widać) zamieszkują rozbitkowie, których przy życiu trzyma jeszcze tylko pamięć niezrealizowanych marzeń. (Jak przegrany dyrektor domu dziecka, który chciał być lotnikiem). W takim oto świecie przyszło dorastać głównemu bohaterowi filmu, Wani, lokatorowi obskurnego sierocińca, którego chce kupić bezdzietne włoskie małżeństwo. Bo to nie jest adopcja, lecz zwyczajna transakcja handlowa, za którą stoi pośredniczka, obrotna rosyjska bizneswoman – jedyna w tej przestrzeni wysłanniczka nowej, kapitalistycznej Rosji. Koledzy zazdroszczą Wani, lecz on nie chce do słonecznej Italii, tylko do matki, która go kiedyś porzuciła. Na szczęście nawet w Rosji gorszej kategorii zdarzają się czasem przyzwoici ludzie, więc mały uciekinier nie traci nadziei.
    Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kultura/film/281335,1,recenzja-filmu-italianiec-rez-andrej-krawczuk.read#ixzz1Un4SPDij.

    Ciekawe na ile ten film oddaje realia? Nasi filmowcy też epatują różnymi patologiami, tak więc widz zaczyna postrzegać Polskę jako jedną wielką patologię. Nie ma filmów o stolarzach, lecz o złodziejach, którzy przy okazji strugają deski.

    Film o rosyjskim rozdwojeniu (dwugłowy orzeł herbem ich). W mowie i marzeniach wzniosłe cele, moralność i piękne hasła, w rzeczywistości zaś państwowy dom dziecka produkuje prostytutki i bandytów.

    W głowie zostaje kilka cytatów:

    • Krzyk zaaferowanych dzieci: Mama Muchina przyjechała…, ta która go porzuciła.
    • Dyrektor diet'doma widząc jak "wychowuje" jego placówka zadaje pytanie retoryczne: Czemu wy wszyscy jesteście tacy? System proszę Pana, system. Pan, ten dietdom i to co z niego wychodzi, wszystko jest produktem, zakłamania i braku przestrzegania reguł.
    • I wreszcie młodociana prostytutka, która uczy sześcioletniego malucha: Widzisz Wania, ludzie dla innych zrobią tylko za pieniądze, ewentualnie z miłości…. Zapomniała o trzecim elemencie, o strachu, który też pokazany jest w filmie. O strachu o pieniądze, o stanowisko i zwykłym strachu generowanym przez bandytów z sierocińca.

    Błąd w sztuce

    Na początek fajny cytat znaleziony w sieci:

    Ci, co zwyciężają, nigdy nie rezygnują.
    Ci, co rezygnują, nigdy nie zwyciężają.

    Szpital Codivilla w Cortina d'Ampezzo
    W połowie urlopu wróciłem do domu się leczyć.
    Pojechaliśmy w Dolomity z zamiarem polatania po ferratach. Pierwszego dnia zrobiliśmy Strobla. Najciekawsze w tej wycieczce było zejście wybitnie piarżystym kuluarem - brr.
    Następnego dnia wypieprzyłem się na drodze pośrodku campingu i rozwaliłem skórę na łociu - do utworzonej kieszeni wlazło sporo kamyczków i syfu z drogi. Pobetadinowli mnie i opatrzyli Austriacy, ale rana była tak duża, że i tak trzeba było jechać do szpitala.
    A tam długie czyszczenie rany i zaszycie.

    - Teraz przez 6 dni Augmentin, a za dwa tygodnie proszę iść zdjąć szwy.
    - Czy mogę zostać i chodzić po górach?
    - Tak ale bez obciążania ręki.

    I tyle.

    Zostałem, jednak po 4 dniach okazało się, że z rany wypłynęło 5 cm3 czegoś, co przypominało rzadki wiśniowy jogurt. Nazajutrz wróciłem do szpitala, wycisnęli też coś podobnego i kazali zmienić antybiotyk na inny. Cały dzień było dobrze, zeszła nawet dość duża opuchlizna dłoni. Myślałem, że już jest ok. ale niestety po nocy bandaż był ponownie mokry i zakrwawiony. Postanowiłem wrócić do Polski.

    Po rozmowie z naszym lekarzem okazało się, że tamci popełnili błąd w sztuce lekarskiej. Jeśli przy tak zapaskudzonej ranie dali antybiotyk, to po trzech dniach powinni sprawdzić co się dzieje - taka była opinia naszego lekarza. Nasz dokładnie obejrzał ranę, nawet wsunął gazę pod skórę by zobaczyć co tam jest, i powiedział, że już sama się oczyściła i zaczyna się goić, ale ponieważ dopiero teraz, to się jeszcze sporo pogoi. On sam to by zaczął od razu od tego drugiego, silniejszego antybiotyku, poza tym skontrolowałby stan po 3 dniach, bo to już wtedy wiadomo czy się goi czy paprze.

    Lekarze Włoscy zrobili wszytko zgodnie z procedurami - nikt się do nich nie dopieprzy, ale jednak nie wszystko by rzeczywiście wyleczyć.

    Przy okazji pojawiło się pytanie wpływu piwa na działanie antybiotyku:

    Alkohol powoduje ze antybiotyk nie rozwija calego spektrum działania oraz powoduje zmiany strukturalne o obrębie krwinek, niszczy naturalny dla danej jednostki poziom krzepliwości. Antybiotyk w swoim działaniu obocznym ma niszczenie naturalnej flory bakteryjnej, co zwiększa wyjaławiający alkohol - czlowiek jest bardziej narazony na dzialanie toksyn i patogenow grzybowych, jakie mogą znaleźć się w organizmie. Alkohol powoduje wypłukiwanie potasu i magnezu. Antybiotyk do pełnego spektrum dzialania potrzebuje odpowiedniej rownowagi mineralnej - dlatego podaje sie z antybiotykami leki na podniesienie poziomu flory bakteryjnej. - to tak na szybko znalezione w tym temacie.

    Dla przypomnienia/porównania opisy z innych lat:

    Dolomity w roku 2021
    Dolomity w roku 2020
    Dolomity w roku 2019
    Dolomity w roku 2018
    Dolomity w roku 2017
    Dolomity w roku 2016
    Dolomity w roku 2015
    Dolomity w roku 2013
    Dolomity w roku 2012
    Dolomity w roku 2011

    Blisko czołówki

    MŚ w judo: Tomasz Adamiec i Marta Kubań blisko czołówki
    [http://sport.onet.pl/judo/ms-w-judo-tomasz-adamiec-i-marta-kuban-blisko-czol,1,4829424,wiadomosc.html]

    Japońscy judocy zdominowali drugi dzień mistrzostw świata w Paryżu; złote medale zdobyli Misato Nakamura (52 kg), Aiko Sato (57 kg) i Riki Nakaya (73 kg). Blisko awansu do ćwierćfinałów byli Marta Kubań (Gwardia Warszawa) i Tomasz Adamiec (UKJ Ryś Warszawa).

    Dzień wcześniej reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni triumfowali w pięciu z sześciu kategorii. W środę na najwyższym stopniu podium stanęli Nakamura, Sato i Nakaya, którzy zdetronizowali kolejno Yukę Nishidę (rodaczka zrewanżowała się jej za porażkę rok temu w Tokio; ponownie obie w finale), Kaori Matsumoto (trzecie miejsce) i Hiroyukiego Akimoto (piąte).

    Jednym z największych przegranych był mistrz świata sprzed dwóch lat Wang Ki-Chun z Korei Południowej, który już w 1/8 finału przegrał z późniejszym brązowym medalistą Francuzem Ugo Legrandem. Pecha znacznie mniejszego kalibru miał "wiecznie drugi" 27-letni Holender Dex Elmont. Drugi raz z rzędu w pojedynku finałowym nie dał rady rywalowi z Japonii; podobnie było w finale mistrzostw Europy 2009 - uległ wówczas Ukraińcowi Wołodymirowi Soroce.

    We wtorek startowało troje polskich judoków: Marta Kubań (52 kg) i Tomasz Adamiec (73 kg) odpadli w 1/8 finału, a w fazie eliminacji z zawodami pożegnał się Krzysztof Wiłkomirski (73 kg).

    22-letnia Kubań, po wygranej z Ukrainką Liudmiłą Afendikową 5:0, sprawiła sporą niespodziankę pokonując brązową medalistkę kwietniowych ME Brytyjkę Sophie Cox 10:0. W kolejnym pojedynku, którego stawką był awans do najlepszej ósemki, Polka stoczyła wyrównaną walkę z Laurą Gomez. Obie zawodniczki miały na koncie waza-ari (7 pkt), ale Hiszpanka otrzymała też dwa yuko (5 pkt).

    Bliski przebicia się do ćwierćfinału był również 29-letni Adamiec, brązowy medalista ME 2007. Po zwycięstwach nad Henrique Joao z Angoli 10:0, Izraelczykiem Iosebem Palelashvilim 5:0 i Azerem Renatem Mirzalijewem 10:0, trafił na mistrza kontynentu sprzed trzech lat Belga Dirka Van Tichelta. Polak uległ rywalowi przez yuko.

    Największym problemem zawodników kadry jest to, że… są samotni. Nad kadrą narodową Francji czuwa sztab specjalistów. Budżet FFJ (Francuskiego Związku Judo) na samą tylko kadrę to 8 mln. euro. My w Polsce mamy 4 mln. zł na całą działalność. Gdy rozmawiałem z naczelnym analitykiem Francuskiego Związku Judo powiedział, że na poziomie mistrzowskim najważniejsze są:

    1. ciągła kontrola wagi (zawodnicy w kontrakcie zobowiązują się do przestrzegania zaleceń dietetyków oraz pilnowania wskaźników. Złamanie tej zasady automatycznie wyklucza z kadry. Thierry podkreślał, że na najwyższym poziomie to stanowi priorytet nr. jeden)
    2. intensywny i zaawansowany trening swoich technik
    3. rozpracowanie charakterystyki kontuzjogenności zawodnika i szkolenie w zakresie unikania ruchów zagrażających
    4. omawianie profili przeciwników
    Było tego pięć sztuk, nie wszystko pamiętam.

    A Marta przed zawodami zrzucała aż 5 kilo! Sama, bez wsparcia jakichkolwiek fachowców - to nie mogło nie mieć wpływu na formę. Walczyła dzielnie, ale widać było zmęczenie. Wrażenie świeżej, sprawiała natomiast Rumunka, która zajęła trzecie miejsce. Dwa pierwsze - Japonki.

    Tak sobie porównywałem Rumunkę z Martą, Marta to judo zadziorne, a tamta rozważne i wyrachowane. Patrz nadążność.

    Wolny rynek

    Informacja ze strony pewnego wydawnictwa:
    Szanowni Państwo, Szacowni Autorzy, Drodzy Czytelnicy,
    23 sierpnia 2011 roku właścicielem większościowego pakietu udziałów w Wydawnictwie W.A.B. stał się NFI Empik, Media & Fashion S.A. (Grupa EMF). Całość swoich udziałów sprzedali moi dotychczasowi wspólnicy, Adam Widmański i Wojciech Kuhn, którzy tym samym pożegnali się z oficyną. Za lata twórczej współpracy składam im dziś podziękowania.

    W historii W.A.B. zaczyna się nowy rozdział. Wydawnictwo staje się częścią nowo powstałej grupy wydawniczej Empik, w skład której wchodzą wydawnictwo książki albumowej Buchmann i wydawnictwo książek dla dzieci Wilga. W.A.B. zachowuje swój dotychczasowy profil literacki i będzie rozwijać istniejące serie, zgodnie z wypracowywaną przez lata polityką wydawniczą.

    Najszybszy komentarz: Najpierw zarzynają, a potem wykupują.

    Posiadający 80% rynku punktów sprzedaży książek i wydawnictw Empik, płaci wydawnictwom tak jak chce, czasem przeciąga spłatę ponad rok od, i tak ustalonych bardzo długich terminów płatności (90 do 180 dni od daty sprzedaży). Wydawnictwa próbowały nawet z tym walczyć, ale niestety nie udawało im się…

    W ten oto sposób dystrybutor monopolista zaczyna tworzyć nowy monopol - monopol wydawniczy.

    W dniu 2019.07.31 odbył się pogrzeb Wojciecha Kuhna.

    Metabolizm energetyczno-informacyjny

    Po kilku kliknięciach wpadłem w odległym zakątku wikipedii na hasło metabolizm energetyczno-informacyjny. Od razu zapachniało mi to resergią i modelowaniem obiektów żywych przy pomocy systemów strumieniowych.

    Metabolizm energetyczno-informacyjny – ustawiczny proces wymiany energii i informacji między żywym ustrojem a środowiskiem, podczas którego ustrój zachowuje swoją strukturę i tożsamość. [Zdanie jakby żywcem wyjęte z Fizyki Życia]

    Jest to model przyrody ożywionej, stworzony przez (psychiatrę) Antoniego Kępińskiego na potrzebę systematyzacji jego własnych poglądów. Niektórzy dostrzegają w tym modelu dalekie podobieństwa do teorii struktur dyssypatywnych Prigogine'a w termodynamice procesów nieodwracalnych. [Akurat tu lepiej się sprawdza nie ta teoria, lecz teoria ewolucji biologicznej. Prigogin twierdzi, że większe uporządkowanie powstaje w wyniku dostarczania enerii, natomiast teoria ewolucji biologicznej, że dzięki selekcji spowodowanej konkurencją o resergię]

    Kępiński, pisząc o człowieku, traktuje go jako jedność psychofizyczną, a dokładnie jedność energetyczno-informacyjną. Koncepcja metabolizmu energetyczno-informacyjnego zakłada, że część energetyczną reprezentuje poziom życia biologicznego, natomiast część informacyjna dzieli się na psychikę podświadomą i świadomą. Na tych trzech poziomach funkcjonuje sumienie, które na każdym poziomie odpowiada za inny rodzaj wartości:

    1. Do warstwy biologicznej życia przynależą wartości biologiczne, np. instynkt samozachowawczy, prawo zachowania gatunku itp. Poziom ten jest uznawany przez Kępińskiego za fundament sumienia i postaw etycznych, moralność przyrody, podstawowy porządek moralny: Wydaje się, że istnieje jakaś naturalna moralność przyrody, której także człowiekowi naruszyć nie wolno. (Kępiński, 2007) + Porządek moralny nie jest czymś swoistym dla człowieka […] (Kępiński, 2007),
    2. Warstwa emocjonalna (psychika podświadoma) to subiektywne przeżycia emocjonalne związane z wyborem wartości, np. poczucie winy daje nam do zrozumienia, że naruszyliśmy naturalny porządek moralny,
    3. Warstwa społeczno-kulturowa (psychika świadoma) odpowiada za wartości, które zinternalizowaliśmy od społeczeństwa i kultury.

    [cytat z Wikipedii 2011.09.02]

    Władzy ruchy pozorowane

    Był NIP – nie ma NIP-u
    wczoraj, 19:20 OnetBiznes
    Duże zmiany dla polskich podatników. Przynajmniej dla osób prywatnych. Od pierwszego września nie musimy posługiwać się Numerem Identyfikacji Podatkowej. NIP zniknie całkowicie od 1 stycznia 2012 r.

    "Duże"?! - Żadne, nieistotne. Zgadza się nadawanie dodatkowego unikalnego numeru identyfikacyjnego gdy do każdej osoby fizycznej już taki numer automatycznie był przypisywany było głupotą. Odkręcenie tej głupoty mogło się odbyć bez tak wielkiej pompy jaka przedstawił dziennikarz redakcji, która szumnie i na wyrost ma w swej nazwie słowo biznes.

    Jak zwykle kilka zdrowych komentarzy:

    likwidacja NIP
    ~obywatel dzisiaj, 07:08
    Dobra decyzja a zarazem bardzo sprytna, niby "drobne" usprawnienie dla Polaków ale:
    - jak prowadzę działalność to zmiana pieczątek,
    - woda na młyn dla Urzędów Skarbowych bo trzeba zmienić WSZYSTKIE DRUKI SKARBOWE.
    GRATULUJĘ POMYSŁU, pewnie znowu jacyś politycy ich rodziny zarobią duże pieniądze a dla NARODU niska płaca minimalna, kiepska emerytura, kolejka w służbie zdrowia i wszystko okraszone patriotyzmem a jeszcze dobrze postraszyć PRL-em niech "głupi naród ma zajęcie" czego dowodem są sondaże przedwyborcze.

    No jacy łaskawcy, aż się rozczuliłem. Jednak nieśmiało zapytam; co z bezczelnym
    ~Demm dzisiaj, 03:04
    oszustwem urzędasów pt. "pismo dwa razy awizowane uważa się za dostarczone"? Amerykanie na przykład jakoś sobie radzą bez takich żałosnych sposobów.

    Przecież po to wymyślili NIP, żeby chronić dane osobowe!!!
    ~A wczoraj, 22:46
    Pesel zawiera datę urodzenia. NIP miał zastąpić pesel i po to była ta cała skomplikowana akcja nadawania NIPów.

    To bardzo ważna uwaga. Tak więc raczej powinno się zlikwidować pesel, a nie NIP.

    Ale
    ~Emeryt dzisiaj, 07:11
    pozostałe idiotyzmy zostaną…np skomplikowany system rozliczania podatków.

    Rząd wprowadzi !!!! - To nie usprawnienie !!!!
    ~G. dzisiaj, 07:21
    Zmiana tej dupereli nie ułatwi nikomu życia, chyba, że chodzi o rozbudowanie biurokratyzacji i zatrudnienie kilku bezproduktywnych jednostek. Poważniejsze i ważniejsze rzeczy trzeba w tym Państwie zmienić, a nie jakieś bzdety.

    Plotka czy fakt?

    [Media]
    Nestle ofiarą plotki w internecie
    dzisiaj, 13:01 OnetBiznes

    Plotka w serwisach społecznościowych stała się dla giganta spożywczego Nestle wielkim kłopotem. Ale ci którzy ją wywołali, mają ponieść konsekwencje. Specjalne oprogramowanie ustali, kto poruszył lawinę plotek – czytamy w Gazecie Wyborczej.

    Polscy internauci zamieścili na Facebooku ponad 22 tys. wpisów na temat szkła w kaszkach Nestle. Plotka o tym, że jedzenie dla niemowląt może zawierać szkło, mogła trafić do milionów internautów – szacuje firma Brand 24.

    Wszystko zaczęło się od Polaka z Wielkiej Brytanii, który ostrzegł 5 sierpnia w języku angielskim znajomych przed kaszkami Nestle. Już po kilku dniach posypała się lawina ostrzeżeń z całej Polski. Fora i blogi huczały od plotek.

    Polski oddział firmy Nestle wydał oświadczenie, że cała sprawa ogranicza się do Francji, do jednej serii puszek przecieru bananowego dla niemowląt. W czerwcu jedna z francuskich matek odkryła w tym produkcie szkło. Jednak było już za późno. Więcej w Gazecie Wyborczej.

    To fakt nie plotka
    ~lump dzisiaj, 19:35
    Szkło było w produktach firmy Nestle. Na razie jedyną plotką jest oświadczenie firmy Nestle, że problem ograniczał się do małej serii puszek dostępnych w Francji - nie udowodnili tego, nie podali przyczyny incydentu i nie udowodnili skuteczności działań zaradczych oraz, że procedury w innych fabrykach również nie zawiodą jak w tej produkującej produkt na rynek Francuski.
    Przypominam, że podawanie nieprawdziwej informacji, w szczególności w celu zastraszenia mogącej skutkować zagrożeniem życia i zdrowia ludzkiego jest w Polsce przestępstwem. W wypadku tego artykułu jest to nawet niezatuszowane mglistym wtrąconym przekazem o firmach zajmujących się wizerunkiem firm w sieci jak to było w Gazecie więc radziłbym szybko sprostować treść zanim ktoś to zgłosi do prokuratury.

    Inflacja / deflacja

    Porażające jest w jaki sposób powstaje i jest dalej transferowana wiedza.

    Pytamy Wikipedii cóż to takiego jest inflacja, a ta odpowiada:

    Inflacja – wzrost ogólnego poziomu cen. W praktyce inflacja na rynku konsumpcyjnym jest inna niż inflacja na rynku zaopatrzeniowym i nieco inaczej wpływa na kondycję gospodarki. Przeciwieństwem inflacji jest deflacja.
    [stan 2011.09.06]

    A zatem, rozumując logicznie, deflacja powinna być obniżeniem ogólnego poziomu cen. Pytamy Wikipedii, a ta nam na to:

    Deflacja – ograniczenie podaży pieniądza na rynku powodujące wzrost siły nabywczej pieniądza. Potoczne określenie spadku przeciętnego poziomu cen, sytuacji, kiedy za tę samą ilość pieniędzy kupić można coraz więcej dóbr towarów i usług. Przeciwieństwem deflacji jest inflacja.

    [stan 2011.09.06]

    Fiat money - rządowe robienie pieniędzy z niczego
    Bardziej konsekwentna w tym względzie jest Wikipedia angielska:

    • deflation is a decrease in the general price level of goods and services
    • inflation is a rise in the general level of prices of goods and services in an economy over a period of time

    Z kolei Francuska:
    L'inflation est une baisse durable de la valeur de la monnaie; (trwałe obniżenie wartości pieniądza)

    Rosjanie skopiowali od Anglików.

     

    Od razu nasuwa się kilka prostych pytań:

    • Dlaczego ekonomiści wymyślili dodatkową nazwę na coś tak krótkiego jak ogólny wzrost cen?
    • A może jednak prawdziwe są jedynie definicja francuska i polskojęzyczna definicja deflacji, a reszta to ściema i wynik pracy nieuków?
    • A może pracownicy "państwa", wynagradzani z dodruku pustego pieniądza (fiat money) robią wszystko by ukryć oczywiste prawdy o tym, że wzrost cen spowodowany jest właśnie dodrukiem pustego pieniądza przez ich kumpli z "państwa"?

    Po 9 latach, w dniu 2020.06.28 już wiadomo, że definicja inflacji i deflacji zostały zmienione tak, by odpowiadały one rządzącym.

    Ślęża

    W okolicach góry Ślęża pod Wrocławiem odbywa się coroczny Liberty Camp prowadzony przez Language of Liberty Institute [https://languageofliberty.org/]. Impreza ważna: młodym ludziom przekazywana jest wiedza na temat ekonomii, swobód obywatelskich i przyszłości gatunku ludzkiego. Odbywają się warsztaty w przedsiębiorczości i prowadzenia debat politycznych - a wszystko po angielsku.

    Rankiem wybrałem się na Ślężę (tam i z poworotem ok. 2.5 godziny). Znamienne jest to, że w starożytoności szczyt ten był miejscem kultu, potem zbudowano na nim kościół, a od 1957 roku zainstalowano na nim wielką antenę telewizyjną. Informacja zawsze nader wszystko.

    Postrzeganie

    Lubię trafne sformułowania. Są pewne zjawiska trudne do opisania, czasem jednak zdarzają się ludzie, którzy potrafią bardzo celnie je wytłumaczyć przy użyciu małej liczby właściwych i umiejętnie ułożonych słów. Oto taki cytat dotyczący społecznego postrzegania:

    Jak wiadomo większość, tych którzy rozumieją, jakie są mechanizmy tworzenia majątku, który następnie można w taki czy inny sposób dzielić, są uważani za oszołomów - podczas gdy ci, którzy wiedzą tylko, jak wydaliby pieniądze, gdyby je mieli, [i ci, którzy "wiedzą" jak pieniądze innych powinny być na nich wydawane] chodzą w aurze ekspertów.

    [Krzysztof M. Mazur, "Półfinał groteski", NCzas 36-37/2011, str. XIV]

    Ci pierwsi nie są dopuszczani do mediów, bo dziennikarze i ich mocodawcy wywodzą się z drugiej grupy.

    Bionomics

    Ze świetnego wykładu Davida Hutzelmana dowiedziałem się, że niejaki Michael Rothschild napisał książkę "Bionomics: Economy As Ecosystem". A więc nie jestem sam! Michael Rothschild podchodzi w sposób przełomowy do zagadnień oragnizacji pracy.

    Michael Rothschild (1952-?)

    Ta mądra, co wynika z wieloletniego doświadczenia autora, książka zestawia ze sobą świat biologiczny z ekonomią. Wzbogacony wieloma anegdotami tekst ukazuje procesy świata biznesu, jako procesy naturalne, dokładnie takie same jakie zachodzą w świecie biologicznym.

    Precyzja komunikacji

    Gościliśmy Glena - prezesa Language of Liberty Institute [https://languageofliberty.org/] z Phoenix Arizona. Wieczorem, w gronie poszerzonym o czwórkę gości, rozgorzała dyskusja o polityce, ekonomii, oczekiwaniach socjalnych i tym, że trzeba pomagać bliźnim (ale najlepiej by zajał się tym ktoś inny niż ten, który to postuluje :).

    Jeśli chodzi o obecny kryzys w USA Glenn wyraził to prosto: Nowadays people in the US see that they are in crisis, and they were brought into it by government people and the banking people.

    Warto porównać ten spis z wpisem z 2020.06.14.

    Tak Do kryzysu doprowadzili government people i banking people - ludzie. Dlaczego podkreśliłem ludzie? Bo u nas w mediach kryzys jest zjawiskiem naturalnym, takim jak deszcz, wszyscy dookoła chcą i robią dobrze, aż tu nagle bęc i dopada nas kryzys, który wyskakuje jak Filip… z konopi.

    Zazdroszczę Angolom prostoty i precyzji języka, co między innymi w znacznym stopniu przyczynia się sukcesów odnoszonych przez kulturę anglosaską.

    To ludzie ludziom gotują ten los kryzysów i wojen!

    Tomek M. podesłał mi taki wierszyk na czasie:

    Tuwim Julian

    Do prostego człowieka

    Gdy znów do murów klajstrem świeżym
    Przylepiać zaczną obwieszczenia,
    Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
    Na alarm czarny druk uderzy
    I byle drab, i byle szczeniak
    W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
    Że trzeba iść i z armat walić,
    Mordować, grabić, truć i palić;
    Gdy zaczną na tysięczną modłę
    Ojczyznę szarpać deklinacją
    I łudzić kolorowym godłem,
    I judzić "historyczną racją",
    O piędzi, chwale i rubieży,
    O ojcach, dziadach i sztandarach,
    O bohaterach i ofiarach;
    Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
    Pobłogosławić twój karabin,
    Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
    Że za ojczyznę - bić się trzeba;
    Kiedy rozścierwi się, rozchami
    Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
    A stado dzikich bab - kwiatami
    Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
    - O, przyjacielu nieuczony,
    Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
    Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
    Króle z pannami brzuchatemi;
    Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
    Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
    Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
    I obrodziła dolarami;
    Że coś im w bankach nie sztymuje,
    Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
    Lub upatrzyły tłuste szuje
    Cło jakieś grubsze na bawełnę.
    Rżnij karabinem w bruk ulicy!
    Twoja jest krew, a ich jest nafta!
    I od stolicy do stolicy
    Zawołaj broniąc swej krwawicy:
    "Bujać - to my, panowie szlachta!"

    Nauczyciele

    Polscy nauczyciele pracują najkrócej na świecie
    [dzisiaj, 06:07 PAP (przegląd prasy)]

    Jak wynika z najnowszego raportu „Education at a Glance 2011” OECD, organizacji zrzeszającej 34 najlepiej rozwinięte gospodarki świata, polscy nauczyciele pracują najkrócej na świecie – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”.

    Rocznie spędzają oni przy tablicy 489 godzin. Daje to dziennie zegarowo 2 godziny i 42 minuty. Średnia dla krajów UE to 779 godzin czyli blisko pięć godzin dziennie. Natomiast w USA nauczyciele pracują 1100 godzin rocznie.

    Za dużo jest też nauczycieli. Od kilkunastu lat liczba uczniów w szkołach zmalała o ponad 1 mln, podczas gdy nauczycieli jest ponad 500 tys. Stąd średnio w szkołach podstawowych na jednego nauczyciela przypada zaledwie 10 uczniów. Tak dobrej statystyki nie mają nawet bogate państwa jak Norwegia, USA czy Japonia, gdzie rocznie nauczyciel spędza przy tablicy odpowiednio 741, 1097 i 707 godzin.

    Eksperci winią za ten stan rzeczy Kartę nauczyciela, której nie odważył się zreformować żaden rząd.

    Redagującemu tę notkę dziennikarzowi nawet nie przyszło do głowy, że bogactwo kraju jest skorelowane z wydajnością pracy jego obywateli. U nas ciągle obowiązuje myślenie grabieżcze: "Im bogatszy kraj, tym mniej się powinno robić". Większość naszych obywateli, w tym wszyscy mainstreamowi (a może mainsteamowi) dziennikarze, nie zauważyła, że niektóre kraje przeszły na inny poziom cywilizacyjny dzięki zasadzie: "Bogactwo bierze się z pracy".

    Fizyka czy owczy pęd?

    Szok naukowców CERN. Prędkość światła pobita?
    [http://www.tvn24.pl/0,1718350,0,1,szok-naukowcow-cern-predkosc-swiatla-pobita,wiadomosc.html]

    TEORIA WZGLĘDNOŚCI POD ZNAKIEM ZAPYTANIA

    Wielki zderzacz hadronów
    Naukowcy z CERN nie mogą uwierzyć - z przeprowadzonych przez nich badań wynika, że neutrino osiągnęło prędkość przekraczającą prędkość światła. Gdyby ich obliczenia okazały się prawdziwe, oznaczałoby to podważenie szczególnej teorii względności obowiązującej w fizyce od ponad 100 lat.
    Neutrina wysłane z CERN do detektorów cząstek OPERA znajdujących się w laboratoriach Gran Sasso i oddalonych o 732 km pojawiły się na miejscu ułamek sekundy wcześniej, niż gdyby poruszały się z prędkością światła (uważaną w fizyce za największą we wszechświecie).

    - Próbowaliśmy znaleźć wszystkie możliwe wytłumaczenia tego faktu. Chcieliśmy znaleźć błąd, trywialne błędy, bardziej skomplikowane błędy, ale nie znaleźliśmy - przyznaje prof. Antonio Ereditato z CERN.

    W związku z faktem, że naukowcy z CERN nie potrafią w żaden sposób wyjaśnić wyników, które uzyskali, poprosili o pomoc innych specjalistów.

    - Moim marzeniem byłoby, gdyby inny, niezależny eksperyment potwierdził to samo. Wtedy poczułbym ulgę - przyznaje prof. Ereditato. Jak podkreśla, chce by "społeczność naukowa pomogła w zrozumieniu naszego szalonego wyniku, bo to jest szalone". - I oczywiście konsekwencje mogą być bardzo poważne - dodaje.

    Prędkość nie do pobicia?

    Rzeczywiście, mogą, bo duża część współczesnej fizyki opiera się na szczególnej teorii względności Einsteina, który stwierdził, że nic nie jest w stanie poruszać się szybciej niż światło. - Zgodnie z teorią względności potrzeba nieskończonej ilości energii by spowodować, że coś będzie poruszać się szybciej niż światło. Jeśli te cząstki [neutrina] poruszają się szybciej niż światło, to te prawa muszą być napisane od nowa - skomentował fizyk dr Robert Plunkett z laboratorium Fermilab w stanie Illinois.

    Przez ponad 100 lat nie udało się udowodnić nieprawdziwości twierdzenia Einsteina, choć naukowcy od lat mówią o hipotetycznych cząstkach elementarnych (tachionach) poruszających się szybciej niż światło.

    Mogłyby być nimi neutrina - cząsteczki elementarne najpierw wywnioskowane teoretycznie przez fizyka Wolfganga Pauliego w 1930 r., a zarejestrowane dopiero ponad ćwierć wieku później.

    Gdyby dokładnie przyjrzeć się teorii względności Einsteina oraz temu, w jaki sposób podbiła ona nasze umysły wcale nie byłoby to takie dziwne.

    1. Jeśli na świecie są jedynie 2-3 osoby, które twierdzą, że w pełni pojmują (TW) to już to śmierdzi.
    2. W szkołach teoria ta wykładana jest w postaci dogmatycznej: mówią nam jest taki i tak, a potem róbcie proste zadanka - nikt nie potrafi tej teorii wytłumaczyć! I to jest fakt!
    3. Wszyscy przyjmują ją na wiarę. Ten kto mówi, że tej teorii nie rozumie jest uważany za głąba - a tak faktycznie nikt jej nie rozumie.
    4. Niby dlaczego prędkość światła miałaby być wyróżniona niezmiennością?
    5. Gdyby dr Robert Plunkett (ciekawe czemu wzieli doktora, a nie profesora. W czymś takim jak Fermilab powinien być choć jeden, znający się na TW i ją pojmujący, ale jak widać nie ma takiego) pojmował TW - krótko skomentowałby to doniesienie, jako absurdalne.
    6. Oczywiście goście z CERN mogli się rąbnąć, ale wcale to nie zmienia poprzednich punktów.

    jak to powiedział Machiavelli: Bywają bowiem trzy rodzaje umysłów: jeden rozumie sam przez się, drugi rozumie to, co mu inni pokazują, trzeci nie rozumie ani sam przez się, ani gdy mu inni pokazują. No i te dwa ostatnie typy umysłów tylko powtarzają to co im ktoś powiedział… bez zrozumienia… taki owczy pęd.

    Fizyka zjawiska

    Czytam sobie o historii Włoch w okolicach 1493 roku. Niejaki George Meredith (1828-1909) tak podsumował działania klasy politycznej tamtego okresu:

    Zajmowali się oni dryfowaniem ku marnościom, koncentrowaniu na absurdach, krótkowzrocznym planowaniem i obłąkańczym plotkarstwem.

    U nas teraz jest podobnie, jak widać nadmiar władzy zawsze kończy się tym samym - to fizyka tego zjawiska.

    Przy tej okazji warto zerknąć na kluczowy dylemat rządzenia.

    George Meredith (1829-1909)
    pisarz angielski

    Władza ponieważ ma władzę (różne środki przymusu bezpośredniego) zamiast zarządzać i mądrze gospodarzyć odjeżdża w różne formy okradania ludu i w niczym nieskrępowaną konsumpcję (jesteśmy obecnie świadkami IV etapy Cyklu Tytlera). Cóż my jako ten lud możemy zrobić? Pójść zagłosować na jednego z nich?

    Czy coś łączy Somalię i USA?

    Ekspert od sytuacji w Somalii: Susza, konflikty i inflacja przyczyniły się do obecnej klęski głodu w "Rogu Afryki"

    Obama: Apeluję do obu najważniejszych partii Ameryki, by zawarły uczciwy kompromis i pozwoliły na dalsze zadłużanie

    Prezydent Stanów Zjednoczonych prosi tym samym o to, by rządzący napędzali inflację, czyli o to, co gdzie indziej przyczyniło się do śmierci wielu osób.

    Warunki startowe są inne, ale mechanizmy destrukcji te same. Ciekawe czy Ameryka się opamięta i powróci na ścieżkę rozwoju gospodarczego, czy też skończy się to konfliktem wewnętrznym, takim jak w Somalii?

    Ciekawe jest również używanie słów przez polityków: uczciwe okradanie większości. Obama zadłuży, ale kiedyś ktoś to będzie musiał to spłacić, choć długu tego nie zaciągał.

    Religia

    Religijne wychowanie odegra dużą rolę w życiu urodzonej 22 sierpnia 1963 Myry Ellen Amos. W jednym z wywiadów przyznała, że minęło trochę czasu, zanim zdałam sobie sprawę, że religia i Kościół są niczym innym jak potężnymi mechanizmami kontroli, ustalającymi ponure zasady, których nieprzestrzeganie z góry nazywane jest złem.

    Nasz premier dziś

    Nasz premier wypowiedział w ramach telewizyjnej kampanii reklamowej następującą kwestię: Ktoś kto mówi przed wyborami, że po wyborze obniży podatki albo nie wie co mówi albo kłamie.

    Wniosek: nasz premier zanim został premierem kłamał, a teraz nie wie co mówi.

    Wydaje mu się, że rządzenie polega na zaspokajaniu wciąż rosnącego apetytu urzędników państwowych poprzez dodruk pieniądza i podwyżkę podatków.

    60 lat EiTI

    Stuknęło 60 jak istnieje Wydział Elektroniki PW. Znamienne. W 1951 roku wydzielono go z Wydziału Elektrycznego, z katedry prądów słabych. Teraz Elektronika to największy wydział Politechniki Warszawskiej - no cóż reguluje to rynek.

    Z ciekawostek, w części artystycznej występowali absolwenci tego wydziału: jeden śpiewał barytonem, inny grał na fortepianie mazurki Chopina i preludia Lista, ktoś tam jeszcze tańczył tango. Co więcej ponoć trzech z czterech członków kabaretu Otto to wychowankowie Elektroniki. A byłbym zapomniał - zapowiadał znany i lubiany konferansjer Tadeusz Sznuk, który też skończył ten wydział. Jak sam powiedział "dobrzem się zapowiadał, no to i zapowiadam".

    Lukier kapał ze wszystkich wypowiedzi, panowie profesorowie maścili sobie ile wlezie. Chciałem by moje wystąpienie było w nieco innym tonie, bowiem z przecietną prozą absolwentów mam na codzień do czynienia: żaden z nich nie napisał poprawnie prostego programu testowego, po prostu nikt nie zwrócił im uwagi na stronę użytkową tego co robią.

    Politechnika Warszawska 2011.10.07

    • Witam serdecznie wszystkich zebranych i bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na tę uroczystość. Jest to dla mnie wielki zaszczyt.
    • Pozwólcie Państwo, że się przedstawię. Jestem absolwentem Politechniki Warszawskiej, która kształcąc mnie dała mi solidne podstawy do prowadzenia firmy. Firmę Quality Business Software założyłem od zera 20 lat temu i cały czas udaje mi się ją aktywnie rozwijać. Jest to firma na wskroś polska, a jej trzon stanowią absolwenci naszej Politechniki, w większośći z Wydziału EiTI.
    • Chciałbym zatem podziękować kadrze dydaktycznej za sposób, w jaki kształci swych wychowanków. I pogratulować tego, że efektem trudu, jaki wkładacie w nauczanie młodych ludzi jest dyplom Politechniki Warszawskiej, dyplom potwierdzający markę absolwentów wysokiej jakości.
    • Świętując urodziny zwykle życzymy jubilatom szczęścia i zdrowia. Pozwólcie Państwo, że moje życzenia będą miały jednak nieco innych charakter. Z okazji obu wspaniałych jubileuszy chciałbym wam życzyć tego o czym marzę. A mianowicie by marka Politechniki Warszawskiej była marką światową, taką jak na przykład MIT (Massachusetts Institute of Technology).
    • Zatem aby to osiągnąć życzę kadrze dydaktycznej i administracyjnej całej naszej Alma Mater:
      • by udało się wam wyzwolić wśród studentów śmiałość w stosunku do rzeczy nowych. Nowe technologie nie muszą być kopiowane od innych, mogą być wymyślane tu, teraz i przez nas, lecz do tego potrzebna jest właśnie śmiałość innowacji.
      • życzę, byście zwracali baczną uwagę na kształcenie praktycznego myślenia. Zagadnienia teoretyczne nasi absolwenci znają świetnie. Programy użytkowe, pisane przez nich w trakcie testów kwalifikacyjnych, w swej warstwie algorytmicznej są bez zarzutu, natomiast w warstwie konstrukcyjnej pozostawiają wiele do życzenia. W Niemczech prace przejściowe robi się dla przemysłu. Zleca je i odbiera nie pracownik naukowy uczelni, lecz przedstawiciel firmy. On również je ocenia.
      • mam również życzenia bardziej ogólne: uczmy naszych wychowanków myślenia interdyscyplinarnego, chociażby tak, jak robił to Marian Mazur - profesor Wydziału Elektrycznego, obecnie znany jako Ojciec Polskiej Cybernetyki.
      • uczmy również myślenia i działania w kwestiach społecznych.
        Przeciętny Niemiec, w zależności od metod liczenia, jest średnio od 4 do 7 razy bardziej wydajny od przeciętnego Polaka. Bogactwo kraju zależy od produktywności jego obywateli, a produktywność obywateli od systemu politycznego w jakim żyją. Rządzą nami, kierujący się emocjami, humaniści. Historia uczy, że jak, kolokwialnie mówiąc "zajadą gospodarkę na amen" to dopiero wtedy zwracają się do fachowców. Postarajmy się, by wśród rządzących, a i przy okazji w mediach było więcej naszych absolwentów - logicznie myślących i skutecznych w działaniu inżynierów.
    • Czas goni zatem to już koniec mych życzeń.
    • Jeszcze raz gratuluję fantastycznych jubileuszy i bardzo dziękuję za zaproszenie mnie na tę wspaniałą uroczystość.

    Gdy siadałem sąsiad z boku szepnął: Śmiałe wystąpienie, ale należało im się.

    Wybory

    Nie komentuje ich, bo wszyscy wokół to robią. Jedyne co można zanotować dla potomności to to, że wybory te potwierdziły dążność systemu demokratycznego. Wybrano między innymi piłkarza, transwestytę, przystojnego agenta ABW (lub innej takiej służby). Ciekawe jakie pojęcie o zarządzaniu mają ci ludzie? Zapewne takie samo jak ci co wybierają o tym kogo należy wybierać.

    Celnie powiedziane

    Nie ma to jak dobre sformułowanie myśli, a Rafał Ziemkiewicz jest w tym mistrzem. Choć, tak jak już pisałem, nie komentuję wyborów, to zacytuję jego krótkie ich podsumowanie:

    Po przesławnym laniu
    [Rafał Ziemkiewicz]
    [http://pl-pl.facebook.com/notes/rafa%C5%82-ziemkiewicz/po-przes%C5%82awnym-laniu/294640460546587]

    Zero zdziwień

    Nasza mała degeneracja

    Dziewięć lat temu napisałem książkę zatytułowaną „Polactwo”. Być może wystarczyło napisać jedno zdanie, które było jej generalnym przesłaniem. To zdanie brzmiałoby: to nieprawda, że największym problemem Polski jest, jak uparcie chce wierzyć prawica, spisek elit - największym problemem Polski jest deprawacja mas. [Deprawacja spowodowana historią i mediami. Wytłuszczenia moje - JF]

    Ta deprawacja ma konkretne skutki i konkretne przyczyny. Inaczej przejawia się u tych, którzy zajmują wyższe piętra społecznej hierarchii, inaczej wśród mas. Z największym pożytkiem można ją opisywać i analizować porównując Polskę z innymi krajami i społecznościami, które przez co najmniej kilka pokoleń pozbawione były wolności i kształtowane przez zaborców, kolonizatorów albo okupantów. Robię to od lat i mam smutne wrażenie, że moja diagnoza znajduje potwierdzenie w kolejnych faktach. Także w wyniku ostatnich wyborów.

    Co zaś do działalności wykraczającej poza opis i analizę, można wyciągać z tej sytuacji dwojakie wnioski. Pierwszy - to uznać, że patriota musi być dziś pozytywistą. Że nie jest to czas na działania powstańcze, ale na ciężką orkę u podstaw. Nie zmobilizuje się ludzi, którzy ugrzęźli w cwaniactwie i dorobkiewiczostwie, którzy ponad wszystko pragną, by zapewnić im spokój i możliwość garnięcia do siebie, patriotyzmem i odwołaniem do podeptanej narodowej godności - bo te pojęcia nic im nie mówią. Trzeba im najpierw wytłumaczyć, dlaczego i po co potrzebują patriotyzmu i poczucia godności. Trzeba ich podnieść z błota, w które zostali wdeptani, strzegąc się przy tym powstańczej pogardy, z jaką legioniści Piłsudskiego śpiewali o przeciętnych Polakach swych czasów „j… was pies”. Zygmunt Balicki, formułując w chwili najgłębszej narodowej depresji, u schyłku XIX wieku, program polskiego obozu narodowego, formułował ten postulat w haśle: „upolitycznić masy”.

    Drugi możliwy wniosek - to przyjąć, że polityka jest dziś sztuką manipulowania emocjami mas i grać w to, w co grają wszyscy. Znaleźć lidera, którzy umie czarować, który pewnych rzeczy nie mówi na głos, jeśli nie musi, a wie, że odbierają one masom „poczucie bezpieczeństwa”, którego te masy pragną bardziej, niż czegokolwiek innego.

    Te wnioski nie są ze sobą sprzeczne, przeciwnie, pozytywizm i pragmatyzm potrzebują się nawzajem. Łatwiej podniesiemy Polaków z kolan, prędzej skończymy z rujnującymi kraj rządami drobnych cwaniaczków i nomenklatur, dysponując, nazwijmy to, infrastrukturą patriotyzmu, której stworzenie wymaga kierującej się polskimi interesami siły politycznej.

    Jak pewnie wszyscy moi czytelnicy, jestem dziś rozczarowany wynikiem wyborów. Pewnie mógłby być lepszy - o kilka procent. Przy tym stanie świadomości, przy stanie ducha przeciętnego Polaka „moja chata z kraja, niech władza kradnie, a obcy wycierają nami podłogę, byle micha pełna” droga do Polski, którą można będzie z dumą przekazać dzieciom, jeszcze daleka. Trzeba orać dalej i się nie zniechęcać. Piłsudski, Dmowski i inni ojcowie naszego odrodzenia w XX wieku też lekko nie mieli.

    Ale z tym cytatem ugrzęźli w cwaniactwie i dorobkiewiczostwie, którzy ponad wszystko pragną, by zapewnić im spokój i możliwość garnięcia do siebie to się nie zgodzę. Ziemkiewicz powinien go wzmocnić jeszcze jednym słówkiem - "cudzego": ugrzęźli w cwaniactwie i dorobkiewiczostwie, którzy ponad wszystko pragną, by zapewnić im spokój i możliwość garnięcia cudzego do siebie. Bo oto właśnie wszytko się rozbija.

    Cwaniactwo, dorobkiewiczostwo, żądza pieniądza, pazerność, natura człowieka uczciwego i inne tego typu sformułowania to motor działania każdego z nas. Problem w tym, w jakich warunkach przychodzi działać temu motorowi. Systemy demokratyczne promują garnięcie cudzego do siebie. Gdyby to cwaniactwo i dorobkiewiczowstwo ludzie skierowali na produkcję i usługi żylibyśmy w bogatym kraju uprzejmych ludzi. Jakiż to bowiem producent jest nieuprzejmy, gdy chce coś sprzedać, a ponieważ nigdy nie wiadomo czy przypadkiem w jakiejś rozmowie z kimkolwiek, nie znajdzie w tym kilkomwieku nowego klienta, to uprzejmość wchodzi mu w krew.

    A u nas do władzy dorywają się amatorzy cudzego. Rząd może drukować pieniądze (choć proceder ten powszechnie uważa się za domenę gangsterów) i rozdawać swoim. "Dokapitalizowanie banków", "pożyczka na ważne cele społeczne", "dofinansowanie z Unii" (my dajemy Unii pieniądze z dodruku, a oni nas potem finansują - niezłe co) - a mówiąc wprost dodruk pieniędzy i rozdawanie ich grupom społecznym popierającym rozdawaczy prowadzi do zapaści gospodarczej i upadku kraju (vide starożytna i dzisiejsza Grecja, Rzym, itd.)

    Kto wygrał? Ano tacy właśnie rozdawacze, kto ich popiera? I tu media rozpisują się, że wykształceni (mądrzy w domyśle znaczy się), a prawda znów jest inna. Popierają ich beneficjenci (rolnik nie ma wykształcenia, a cieć w banku jest po politologii), ci którzy od rozdawaczy otrzymują:

    • Urzędnicy - nie dość, że mają forsę na działanie, to ci na wyższych szczeblach mogą sobie dorobić poprzez wydanie lub nie wydanie decyzji;
    • Nauczyciele - długie wakacje, 18 godzin pracy, obozy integracyjne zamiast uczenia, a jak są matury to dzieci się nie uczy. Zawsze też można dorobić na korepetycjach;
    • Naukowcy - granty na badania i pieniądze na konferencje zagraniczne, ale jak przychodzi co do czego, to i tak Polska kupuje zachodnie rozwiązania. Nasi dziennikarze podtrzymują mit wspaniałego polskiego naukowca, ale to nie prawda. Rzeczywistych warunków do sensownej pracy naukowej u nas nie ma i tym bardziej sensownych jej owoców;
    • Ludzie kultury - no cóż, również granty i dotacje na projekty. Polskie filmy za granicą nie istnieją. Może kilku jurorów z zagranicznych festiwali je zna, ale szeroka międzynarodowa publiczność absolutnie nie. Nasza kultura za granicą nie istnieje.
    • Tak zwani bankowcy - a czyż nie fajnie pracuje się w instytucji, która od czasu do czasu dostaje za darmo zastrzyki finansowe? Rolnikom jest ciężej. Bankowiec nie ponosi odpowiedzialności za swe działania, a kryzysy rozwadniają rządowe dokapitalizowania banków. Chłop po burzy liże rany, bankowiec po kryzysie nawet nie wie, że to on do niego doprowadził.
    • Sportowcy - ci to harują ale, działacze delikatnie mówiąc nierozsądnie wydają otrzymane pieniądze. Dwa razy mniej liczna Australia ma więcej medali olimpijskich niż my.

    Nasze państwo, pod rządami ostatnio wybieranych staje się największym pracodawcą, co niestety powoduje niszczenie podstawowego mechanizmu bogacenia się społeczności. Demokracja w naszym kraju (sformułowanie to jest ważne w całości, bowiem demokracja w Szwajcarii sprawdza się już od ponad 800 lat) prowadzi niestety do osłabienia produktywności obywateli, a w dłuższej konsekwencji do załamania gospodarczego.

    Ile w nas jest?

    Naukowcy szacują (informacja z filmu "Wszechświat znany i nieznany" na kanale National Geographic), że człowiek składa się z 7*1027 atomów.

    7 000 000 000 000 000 000 000 000 000

    Zapisać łatwo, a wyobrazić sobie trudno. To mniej więcej tyle samo z ilu angstremów składa się parsek (parsek = 3.085677581* 1026 angstremów).

    Zastanawiamy się oczywiście co ułożyło te atomy w tak skomplikowane struktury jak my. Otóż właściwości tych atomów (ich chęć do łączenia się i rozłączania patrz obiekty typu RPD) wygenerowały proces doskonalenia ewolucyjnego, a ten poprzez dobór naturalny zaczął formować stuktury kolejnych pokoleń obiektów typu RPD w coraz doskonalsze obiekty żywe.

    Z sieci

    Cze humungusy. Za komuny ludzie nie musieli grzebać w smieciach bo w śmietnikach nic nie było

    rabin dzisiaj, 08:05

    Oczywiście ci którzy tego nie przeżyli w to nie wierzą.

    Tłum pod sklepem papierniczym w Siemiatyczach oczekujący na dostawę zeszytów - 2 września 1983 r.
    Sklep mięsny w PRL

    Grecja

    Wczoraj rozmawiałem z JJ, z wykształcenia ekonomista, prowadzi spore biuro rachunkowe obsługujące firmy włoskie (Mr. J. zna doskonale włoski). Na odchodnym zapytałem go co sądzi o obecnej sytuacji gospodarczo politycznej.

    Dobrze to już było - odparł - teraz, to już będą tylko zabierać to, co udało nam się wypracować.

    Spójrzmy na Grecję - rządzący wybrani przez grabieżców (lub jak pisze Ziemkiewicz "zdeprawowane masy") doprowadzili do zapaści gospodarczej. W czasie gdy rządzący udawali rządzenie - sprawowanie bowiem władzy poprzez dodruk pieniądza i rozdawanie go tym, którzy głośniej krzyczą nie można przecież nazwać rządzeniem (chyba że rządzenie zdefiniujemy jako trzymanie za mordę reszty i życie na jej koszt) - spora część społeczeństwa pracowała. Teraz wszyscy mają ponieść koszty kryzysu spowodowanego przez Grabieżców - wszystkim podniesiono podatki od nieruchomości. Oczywiście grabieżcy zatrudnieni na państwowych posadach im nie sprostają, nic nie szkodzi, dla nich wprowadzi się ulgi, zwolnienia i przywileje - to też jedna z form niby rządzenia. I tak grabić się będzie tych co coś wytwarzają, aż do momentu gdy pojmą oni, że sensowna praca się nie opłaca. Będą wytwarzać tylko tyle by przeżyć, ale wówczas przyjdzie CzeKa i też im to zabierze skazując ich na śmierć głodową (oczywiście teraz trudno jest to sobie wyobrazić, polecam zatem w tym względzie książki: "Hołodomor. Wielki głód na Ukrainie w latach 1932-1933 jako ludobójstwo - problem świadomości" oraz "Uchodźcy z Korei Północnej, relacje świadków.").

    Rozrost rządzącej klasy próżniaczej jest typowy (patrz czwarty etap cyklu Tytlera). Zwróćmy uwagę jakie hasła przyświecały różnym rewolucjom:

    • Francuskiej: Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć.
    • Radzieckiej: Cała władza w ręce rad.

    Rewolucja angielska (1642-1651) była spowodowana chęcią skończenia z nadużyciami rządzących Suartów i ich kamaryli, a amerykańska chęcią uwolnienia się od grabieżczych rządów metropolii.

    I tak to się toczy. Nikt jeszcze nie znalazł optymalnego rozwiązania kluczowego dylematu rządzenia sformułowanego przez Jamesa Madisona.

    Wyznawane wartości!?

    Natknąłem się na ciekawy cytat:

    Są oni w niej [partii rządzącej] oczywiście przede wszystkim z uwagi na realny dostęp do władzy oraz powiązania środowiskowe. I dla tych dwóch spraw są niestety w stanie zapomnieć o wartościach, które wyznają.

    Skoro dla korzyści są w stanie zapomnieć to znaczy, że nie wyznają tych wartości, lecz nimi szermują po to, by do struktur władzy sie dostać. Patrz taktyki von Neumanna, von Krezussa i von Socialla

    Zwiedzanie Australii

    Zwiedzanie Australii

    Straż miejska

    Rynek w kilkudziesięciotysięcznym mieście powiatowym, jest około 9.00. Dwóch miejskich strażników - postawnych, jeszcze nie otyłych czterdziestolatków - podchodzi do handlującego chłopa. Po ubiorze i rękach widać, że rolnik. Sprzedaje z kilku skrzynek, buraki, marchew, ziemniaki i kapustę kiszoną. Mercedesa się na tym nie dorobi, raczej walczy o życie, a ci go spisują, straszą karami i sądem. Nie można im nic zarzucić, robią to dość cicho i całkiem grzecznie.

    Podchodzę do jednego z nich i zagajam:

      - Dajcie dziadkowi spokój, przecież nic takiego nie robi. Sprzedaje co ma, by żyć… - Nie możemy, musimy
      - Niech Pan spojrzy na jego ręce - widać, że ciężko pracuje. Pochodzi z małej wioski, egzaminu nie zada, by zdobyć taki zawód jak wasz na przykład. Wy macie etat, ubezpieczenie społeczne, a on? Co by Pan zrobił na jego miejscu? - pytam strażnika.
      - Góra nas ciśnie, nie mogę, porządek musi jakiś być - odpowiada
      - Hitler też cisnął i do czego doprowadził. My tu na dole musimy na wzajem mieć do siebie jakieś ludzkie podejście. Władza, wie Pan, żyje we własnym świecie, na który robić musi taki właśnie chłop. Słyszał Pan pewnie o łapówkach, sprzedaży mienia wspólnego, pensjach czołowych dziennikarzy i wystawnym życiu…
      - Musimy, mówi strażnik
      - To przynajmniej róbcie to tak, by go nie skrzywdzić…

    Odchodzę bo dalsza rozmowa nie ma większego sensu. Po chwili gdy wracam stoją już przy innym, bardziej majętnym handlarzu. Ten się wkurza: Jakie zezwolenie? Jakie opłaty? Ano, opłaty na władzę.

    Bajka o rozwoju socjalizmu

    Dzień po powrocie z urlopu na Anty… jeśli znajdę chwilę to opiszę nasz wyjazd.

    Zmiana czasu i powrót do rzeczywistości. Jak na razie w swojej skrzynce mailowej znalazłem wspaniały model obecnej sytuacji społecznej w wydaniu Krzysztofa Habicha [http://www.krzysztofhabich.pl/]:

    Po prostu genialne. Małe dzieci w szkołach na pamięć powinno się tego uczyć.

    Bajka o Koniku Polnym i Mrówce - Krzysztof Habich

    Wersja tradycyjna

    Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lata. Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę. "Głupia mrówka" myślał konik polny, który okres kanikuły spędził na tańcach i hulankach. Kiedy nadeszły chłody i deszcze mrówka schowała się w domu i skosztowała zapasów.

    Konik polny umarł z głodu i z zimna.

    Wersja współczesna

    Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lata. Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę. "Głupia mrówka" myślał konik polny, który okres kanikuły spędził na tańcach i hulankach. Kiedy nadeszły chłody i deszcze mrówka schowała się w domu i skosztowała zapasów.

    Drżący z zimna i głodny jak wilk konik polny zwołał konferencje prasową, na której zadał pytanie: "Dlaczego na świecie są mrówki z własnym domem i pełną spiżarnią, podczas gdy inni muszą cierpieć głód i nie mają dachu nad głową?"

    TVN, Polsat i Telewizja Polska pokazując zdjęcia sinego z zimna konika polnego i siedzącej przy kominku zadowolonej mrówki. Po programie Elżbiety Jaworowicz cała Polska jest wstrząśnięta tak drastycznymi nierównościami społecznymi. "Jak to możliwe?" pyta Monika Olejnik patrząc prosto w oczy "że w środku Europy na początku trzeciego tysiąclecia jest jeszcze tyle niesprawiedliwości? Dlaczego konik polny musi aż tak cierpieć" Rzecznik prasowy Ogólnopolanowego Forum Koników Polnych występując w głównym wydaniu "Wiadomości" oskarża mrówkę o nacjonalizm, szowinizm i konikofobię.

    Maciej Czereśniewski wraz z nowo powstałym zespołem śpiewa prostestsong "nie łatwo być konikiem". Piosenka błyskawicznie zdobywa pierwsze miejsce na listach przebojów. Lider na krajowym rynku jednorazowych chusteczek notuje rekordowy wzrost sprzedaży.

    Koniki polne zapowiadają zlot gwiaździsty w Warszawie w pierwszym dniu kalendarzowej zimy. Frakcja młodych koników polnych przed domem mrówki organizuje pikietę pod hasłem "Każdy chce żyć". Te same koniki zakładają "Samoobronę" i "Stowarzyszenie Represjonowanych Pasożytów". Stowarzyszenie "Pracowita Odpowiedzialność" publikuje na stronie internetowej memoriał o większej liczbie aktów przemocy w domach, w których mrówki mają klucze do spiżarni. Zaproszony do studia cyklicznej audycji "Co z tą Polaną?" charyzmatyczny przywódca "Partii Polnej" pyta "Czy nie warto sprawdzić w jaki sposób mrówka osiągnęła tak wysoki status w kraju, w którym jest tak dużo biedy?". "Należy wprowadzić podatek, który wyrówna szanse wszystkich mrówek i koników" postuluje.

    Prezydent wraz z żoną w specjalnym oświadczeniu zapewniają obywateli, że zrobią wszystko co w ich mocy aby przywrócić wiarę w sprawiedliwość społeczną. Następnego dnia parlament w trybie przyspieszonym uchwala ustawę, która nakazuje wszystkim mrówkom przekazać w formie podatku nadmiar zapasów do centralnego spichlerza.

    20 lat później. Konik polny zjada resztę zapasów mrówki. W telewizorze, który kupił za pieniądze ze sprzedaży jedzenia widać nowego przywódcę, który rozpromieniony mówi do wiwatujących tłumów, że bezpowrotnie mijają czasy wyzysku i teraz nareszcie zapanuje prawo i sprawiedliwość.

    Centralny spichlerz był pusty, media jednak o tym nie mówiły. Pasikoniki zaś zajmowały kluczowe stanowiska w państwie i świetnie bawiły się dalej: w polityków, dziennikarzy, artystów i naukowców. Mrówki natomiast głupie nie były i nie obsiewały pól jak poprzednio, bo im się to, po prostu, nie opłacało. - [przyp. JF]

    Wspaniały i o wiele krótszy (niż zrobiła to Ayn Rand w książce "Atlas zbuntowany") opis fundamentalnego dla Fizyki Życia podziału członków społeczności na Pracusiów / Złodziei - wytwórców i konsumentów resergii.

    Kim jesteśmy?

    - What are we if we dont try to help others? (Kim jesteśmy, jeśli nie próbujemy pomóc innym?)

    - We are nothing, nothing at all. (Niczym, zupełnie niczym.)

    To końcowy cytat z bardzo interesującego filmu "Angielski lekarz" (The English Surgeon 2007 1 godz. 33 min.).

    Nie będę się wysilał na recenzję, pożyczę wcześniej przez kogoś napisaną, która celnie odzwierciedla to co ja myślę: Jeden z mądrzejszych filmów jakie w ostatnim czasie widziałam. Bardzo wzruszający. Niesamowici są tacy ludzie, jak Henry i Igor.

    Jak ktoś ma chandrę to sobie powinien ten film obejrzeć:

    Henry Marsh jest chirurgiem. Mieszka w Anglii, do szpitala jeździ na rowerze, w wolnym czasie lubi majsterkować. Poza praktyką we własnym kraju, od ponad piętnastu lat operuje [za darmo - przyp. JF] w jednym z kijowskich szpitali publicznych. Ukraińscy pacjenci widzą w nim wybawcę z Zachodu i oczekują cudów. Jego ukraiński kolega uważa go za mentora, przyjaciela i członka rodziny. Ostatniej wizycie lekarza na Ukrainie towarzyszy wiele skrajnych emocji. Wypełnia ją nie tylko intensywna praca, lecz także dylematy dotyczące relacji z pacjentami, poczucie winy z powodu jednej z nieudanych operacji i bezradność wywołana fatalnym poziomem ukraińskiego lecznictwa.
    Henry natrafia tu bezustannie na źle zdiagnozowane przypadki, ludzi, którym w żaden sposób nie można już pomóc. Jednym z jego pacjentów jest Marian Dolishny, którego guz mózgu został uznany za niemożliwy do zoperowania na Ukrainie. Henry próbuje udowodnić, że to nieprawda.

    Autor filmu Geoffrey Smith pokazuje, że jego bohater to nie tylko wspaniały specjalista, ale też altruista, walczący o życie innych tam, gdzie daje się mu na to niewielkie szanse. Cechuje go głęboki humanizm i upór w poszerzaniu zakresu pojęcia „niemożliwe”. W filmie nie brakuje zarówno scen komicznych – z braku narzędzi lekarze kupują wiertarkę Bosha na kijowskim targu – jak i trzymających w napięciu, np. 15-minutowa sekwencja operacji mózgu Mariana Dolishnego. Dużym walorem dokumentu jest również muzyka skomponowana przez Nicka Cave'a i Warrena Ellisa.

    Film jest rewelacyjny. Jak się go obejrzy wraca wiara w ludzi. Niestety nie ma go już w sieci [Informacja z dnia 2020.06.23].

    30 lat temu

    Była niedziela, temperatura minus naście, świeży śnieg skrzący w pełni słońca. Jak gdyby nigdy nic pojechałem sobie na bunkry - powspinać się. W kościele ksiądz powiedział coś o tym dzisiejszym szczególnym dniu. Gdy wróciłem polskie radio się nie włączyło, ale i tak słuchałem BBC na krótkich - także nie zwróciłem na to wszystko uwagi. Bilet dostałem bez problemu, nikt mnie nie aresztował ani w drodze tam, ani z powrotem. O stanie wojennym dowiedziałem się po południu z telewizorni reżimowej.

    Dużo się o tym pisze, ale dzisiejszy artykuł z onetu zasługuje na cytat - to czysta ekonomiczna prawda, bez względu na to jakby "komuniści" jej nie przekręcali.

    Polska katastrofa gospodarcza
    [http://biznes.onet.pl/polska-katastrofa-gospodarcza,18543,4964869,1,news-detal]

    Zbigniew Grzegorzewski
    OnetBiznes

    Przemawia gen. W. Jaruzelski, obiecuje uratować kraj.
    Oczywiście z tych obiecanek nic nie wyszło.
    Prywatne konta bankowe z dolarami zablokowano, a za dolary trzymane w domu można było dostać wyrok kilku lat więzienia. Polska stała się gospodarczą ruiną i ogłoszono, że jako kraj jest niewypłacalna.

    Stan wojenny potwierdził niewydolność komunistycznej gospodarki i przyczynił się do jej przyśpieszonego upadku. Rząd gen.

    Wojciecha Jaruzelskiego starał się zapewnić funkcjonowanie gospodarki militarnymi i administracyjnymi metodami ustawowo zdefiniowanego przymusu pracy i próbował zapożyczać się w zachodnich bankach. To drugie okazało się całkiem niemożliwe, bo kraje Zachodu na stan wojenny zareagowały sankcjami ekonomicznymi. W handlu zagranicznym Polsce cofnięto klauzule najwyższego uprzywilejowania, co oznaczało, że eksport będzie mniej opłacalny, a import bardziej kosztowny.

    Polska bankrutuje

    Rząd gen. Jaruzelskiego ogłosił niewypłacalność polskiej gospodarki, oficjalnie nazwano to zawieszeniem spłaty długów. Dług zagraniczny jednak narastał, z powodu odsetek od kredytów. Było to zadłużenie odziedziczone po ekipie poprzednika (Edward Gierek), związane z nieefektywnymi inwestycjami, co dodatkowo utrudniało spłatę. Polska wpadła w pętlę zadłużenia wobec rządów 17 państw (tzw. Klub Paryski) i 450 banków zagranicznych (tzw. Klub Londyński). Gdy upadał komunizm wynosiło ono 45 mld USD, co stanowiło aż 1/3 PKB.

    Polskie przedsiębiorstwa musiały mieć administracyjna zgodę na wydanie każdego dolara, import towarów i technologii stał się marginalny. Na Zachodzie z początkiem lat 80. trwał boom gospodarczy, w Polsce – regres gospodarczy. Innowacyjność gospodarki była znikoma, także dlatego, że zaledwie nieco ponad 6% obywateli miało wyższe wykształcenie.

    Gospodarka była do granic nonsensu zcentralizowana i zmonopolizowana przez gigantycznej wielkości przedsiębiorstwa państwowe. W Polsce było jedno przedsiębiorstwo państwowe produkujące kosy dla rolników, a była nim… Fabryka Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej (producent małego fiata 126p).

    Księżycowa gospodarka

    Nieliczne inwestycje realizowano w oparach absurdu. Na wielkich i małych budowach polskiego socjalizmu silniki maszyn pracowały nocami, nie wyłączano ich, bo w maszynach brakowało akumulatorów, tam gdzie jednak były akumulatory – brakowało benzyny.

    Nie było ani towarów, ani prawdziwego pieniądza, ani rynku, próbowano je zastąpić kartkami żywnościowymi na mięso, cukier, papierosy i alkohol. Ogromnie rozwijał się tylko czarny rynek, a jak opisuje to prof. Janusz Majcherek: "PRL dogorywał w warunkach głębokiego kryzysu i chaosu. Jakie były rzeczywiste rozmiary tej katastrofy, trudno nawet ustalić, bowiem statystyki fałszowano na wszystkich niemal szczeblach sprawozdawczości, a podstawowe i obiektywne parametry ekonomiczne w ogóle nie miały zastosowania do tego typu księżycowej gospodarki".

    Z tego absurdu „księżycowej gospodarki” nie udało się uwolnić przez kolejne lata po wprowadzeniu stanu wojennego. W 1989 r. PKB był niższy niż w 1979 r. Cała dekada lat 80. przyniosła spadek poziomu polskiej gospodarki. Dla gospodarki ratunkiem okazał się dopiero "plan Balcerowicza" [który poolegał na wprowadzeniu w życie podstawowego mechanizmu bogacenia się społeczeństw], ale PKB przestał spadać dopiero 1991 r. (wzrost o 2,6% w 1992 r.). Dochody realne ludności zaczęły się poprawiać o rok wcześniej, gdy wzrosły o 5,9%

    Polska dostała wyjątkową premię za odważną transformację gospodarczą. W 1991 r. zakończono negocjacje z Klubem Paryskim, a trzy lata później trudniejsze, bowiem z bankami prywatnymi (Klub Londyński), sumaryczna redukcja długów wyniosła bez mała 50% Polsce darowano ponad 20 mld USD.

    Długi komunistycznej gospodarki wobec Klubu Paryskiego Polska spłaciła w marcu 2009 r. (z wyjątkiem 118 mln USD zobowiązań wobec Japonii, które zostaną spłacone w 2014 r.).

    Problem w tym, że obecnie chyba jest bardzo podobnie: statystyki fałszowano na wszystkich niemal szczeblach sprawozdawczości, a podstawowe i obiektywne parametry ekonomiczne w ogóle nie miały zastosowania.

    Neil's lesson for life

    "Bullshit baffles" Neil says to his son.

    How can we say it in plain language?

    1. If you confuse people enough they will believe what you say.
    2. If you don't really know what you are talking about, use long, complicated words.
    3. If you want people to believe you, use complicated language. If you want people to understand you, keep it simple.

    From the second translation one can draw the conclusion that if you speak simply people might not believe you, but they will trust you more.

    Jacy dziennikarze, taki kraj

    Na onecie artykuł, jego głupi podtytuł zaintrygował mnie do przeczytania go:

    Ta parszywa praca
    [http://blog.onet.pl/41853,1,archiwum_goracy.html]

    "Znajomy z mojego rocznika marketingu i zarządzania wyciąga co dzień puszki ze śmietników na moim osiedlu. Miał wykształcenie, ale brakło znajomości. A żyć trzeba. Odwraca się, kiedy mówię mu cześć" - pisze internauta. [Nie miał wykształcenia. Ktoś go czegoś nauczył, mówiąc, że ta wiedza ma jakąś wartość, jak widać uczył nie tego co trzeba.]

    Chyba nikt dziś nie ma złudzeń, że studia nie są gwarancją dobrej pracy, a bywa, że nawet jakiekolwiek pracy. Mimo to, młodym ludziom, idącym na wyższe uczelnie przyświeca wizja wspaniałej kariery. Wiedzą, że na rynku nie jest łatwo, ale wierzą, że im się uda zrealizować marzenia. Życie jednak czasem pisze inne scenariusze. [Jak widać ci co uczą i media potrafią nieźle namieszać młodym ludziom w głowach]

    Miał być szefem w wielkim biznesie, sprzedaje znicze
    "Sławka ciągnęło do wielkiego biznesu. Imponowali mu ludzie na wysokich stanowiskach, jeżdżący drogimi samochodami…" - Metaxa wspomina kolegę z liceum. [A komu tacy nie imponują?] Bystry, przebojowy, ambitny. Lubił przewodniczyć, organizował różne imprezy i akcje. Naturalną koleją rzeczy był wybór zarządzania. Założył firmę. Nie było to dla nikogo zaskoczeniem, bo miał zadatki na szefa. Lubił dyktować warunki, był asertywny, nie nadawał się na "zwykłego" pracownika. Miał przy tym spore poczucie humoru i luz potrzebny w biznesowych kontaktach. Jednym słowem – urodzony człowiek sukcesu. [Guzik prawda, żaden urodzony człowiek sukcesu. To chore i prymitywne wyobrażenia tego dziennikarza na czym polega prowadzenie biznesu. Ponieważ problematyka prowadzenia biznesu nie występuje w mediach to ludziska mają takie właśnie o nim koślawe wyobrażenia]

    Jakież było jej zdziwienie, gdy we Wszystkich Świętych zobaczyła Sławka przed cmentarzem. Stał przy niewielkim stoisku i handlował zniczami. "On – absolwent zarządzania, z wielkimi aspiracjami [Każdy ma aspiracje, każdy chiałby być królem, mistrzem, divą operową…] stał tam, na chłodzie i razem z innymi tworzył ten bazarowy świat. Zrobiło mi się przykro. Nie chcę nawet myśleć, jak bardzo musi być u Sławka biednie, skoro posunął się do tego typu pracy. [A cóż jest złego w sprzedaży zniczy? Tym bardziej jeśli robi to ktoś, kto nie umie niczego innego i dał się łatwo oszukać wybierając nic nie dający kierunek studiów] Pracy, która jest zaprzeczeniem jego ambicji, możliwości i planów" - pisze Metaxa. [Niezła jest ta Metaxa, a jeszcze ten kto ją cytuje. Zupełny brak zrozumienia podstawowych praw ekonomii. Czysta postawa życzeniowo-roszczeniowa.]

    Byle jaka, byle była
    Takich historii jak ta Sławka jest wiele. Młodzi ludzie po dobrych studiach ["Dobrych studiach" - niezłe, co!? Co to za studia, po których nikt nie chce zatrudnić? Przydałby się dziennikarz, który by opisał te studia - państwowe również. Ale cóż boją się.] miesiącami nie mogą znaleźć zatrudnienia. Ich ambicje stopniowo stają się coraz skromniejsze, skrojone na miarę nieżyczliwego absolwentom rynku pracy ["Rynek pracy" nie jest jakimś bytem abstrakcyjnym - to ludzie, którzy chcą kupić to co chcą, a nie coś innego. Rynek pracy to zapotrzebowanie ludzi na konkretne dobra. I to ten wl\łasnie rynek mówi wyraźnie te "studia" są do d…]. Jedni pakują walizki i jak tysiące wyjeżdżają - do Anglii, Irlandii, by pracować w Tesco albo na zmywaku, inni wciąż jeszcze mają nadzieję, że tu się uda. Czekając na swoją wielką szansę, łapią co się da, choćby wykładanie towaru w supermarketach, pracę w MacDonald’s czy telemarketing. [Na tę właśnie pracę jest zapotrzebownie społeczne] Znacznie poniżej ich ambicji i kwalifikacji. [Jeśli chcą być genialnymi konstruktorami muszą zrobić lepszy/tańszy komputer (mozna wstawić dowolny inny produkt lub usługę) niż ten, który obecnie króluje na rynku.] Jednym słowem parszywa praca, ale praca. [Parszywa, ale potrzebna. Autor tych słów chciałby dostawać pieniądze za nic nie robienie.] Byle przeczekać. Uczą się języków, wysyłają setki CV, walczą na rozmowach kwalifikacyjnych z takimi jak oni - doskonale wykształconymi, znającymi języki, otwartymi, ambitnymi. [Rozmowy kwalifikacyjne, wykazują, że wzmiankowane "doskonałe wykształcenie" to wymyślony przez nieudaczników mit. Gros kandydatów nie ma pojęcia o przyszłej pracy, znajomość języków kończy się na dukaniu, a wielu z nich nawet nie ma ochoty na pracę. Prawda jest taka, że brak jest w Polsce profesjonalistów, a ci co uczą mają małe pojęcie o tym co dalej dzieje się z absolwentami i czy rzeczywiście uczą tego co trzeba.]

    Po studiach na taśmie w fabryce
    "Oto nasza smutna rzeczywistość w Polsce" - podsumowuje arian. Zdolni wykształceni ludzie mają szansę na pracę w prywatnych firmach jedynie za minimum socjalne. Urzędowe posady zajęte są przez niedokształcone klany rodzinne, a wykształcona zdolna osoba byłaby zagrożeniem dla pozostałych. "Jak się nie będziesz uczyć, to będziesz pracować na kasie, jak ta pani" – mówią matki w sklepie do swoich dzieci ku przestrodze. Ale, jak się okazuje, niekoniecznie mają rację.

    Syn Janki, magister polonistyki po studiach dziennych, aby przetrwać, pracuje na tokarce. "Jest szczęśliwy, że w ogóle ma za co żyć. Paranoja!"- oburza się kobieta. Budooh, absolwent państwowego uniwersytetu, ukończył z wyróżnieniem studia ekonomiczno-rolnicze. Doskonale zna angielski, obsługuje komputer. Po studiach zaczął pracę - fizyczną, "na produkcji", w firmie wytwarzającej produkty uprzyjemniające wypoczynek naszym zachodnim sąsiadom. Praca była monotonna i jedyne, co mogło go zawodowo rozwijać, to nauka cierpliwości. Nie tak wyobrażał początek swojej kariery. [A jak? Pewno mamusia i pani w szkole wraz z "profesorem" na "uczelni" wklepali mu do głowy, że jak będzie znał twierdzenie Pitagorasa to od razu sostanie dyrektorem Microsoftu. Pewno dalej jest przekonany, że jest niedocenianym Bilem Gatesem] Kiedy mówił znajomym i rodzinie, czym się zajmuje, słyszał: "żadna praca nie hańbi". Działało to na niego jak płachta na byka. "Po co potwierdzać, że moja obecna sytuacja nie jest najlepsza? Sam dobrze o tym wiem” - pisze na blogu. To zajęcie traktował jako tymczasowe i tylko jako takie było dla niego do zaakceptowania. Sam jednak przyznaje, że podczas tej pracy w wzrósł jego szacunek do ludzi, którzy pracowali z nim. "Wielu z nich to naprawdę zdolne osoby, które mogłyby zajmować się ciekawszymi rzeczami i na pewno poradziłyby sobie na studiach" - twierdzi. [I tu dochodzimy do pewnego spostrzeżenia: zobaczył, że ludzie wokół niego są równie mądrzy jak on, przy czym jeszcze nie dostrzegł, że ta wiedza nie wystarcza by być dyrektorem innowacyjnej firmy. Pozytyw to to, że "wzrósł jego szacunek do ludzi".]

    Taka praca to wstyd?
    Iza poszła kiedyś z koleżanką do restauracji, siedziały blisko kuchni tak, że widziały kucharkę, która tłukła ziemniaki . "Moją koleżankę ta sytuacja bardzo rozbawiła, to według niej było takie prymitywne zajęcie - kucharka" - opowiada dziewczyna. [A ta dziewczyna nie ma szacunku do ludzi.]

    Zamiast pracy w biurze, biznesowych lunchów, projektów, wykresów w Excelu, prezentacji [Dla palantów właśnie to jest synonimem dobrego, pardon doskonałego wykształcenia - obsługa excella] - praca fizyczna, stanie za ladą, sprzedawanie zniczy, praca na zmywaku. Czy takiej pracy należy się wstydzić? Nie wszyscy tak myślą. Ważne, że praca jest uczciwa i zapewnia pieniądze na utrzymanie.

    Kilka lat temu cała Polska zapałała oburzeniem [Wcale nie cała Polska lecz grupa niedouczonych dziennikarzy.], kiedy dowiedziała się, czym zajmuje się po przerwaniu kariery sportowej Agata Wróbel - medalistka olimpijska, jak wiele swoich rodaczek sortowała śmieci w Anglii. "Skandal" - pisały polskie i polonijne media. A sama Agata tłumaczyła ze spokojem: "Zawsze powtarzałam, że jestem normalnym człowiekiem i żadna praca nie hańbi. To nieważne, że jestem medalistką olimpijską. Jeżeli inni mogą sortować śmieci, to ja też mogę" – mówiła Superexpressowi.

    […]

    Przynajmniej nie kradnie
    Zajęcie Sławka, o którym pisała Metaxa, wzbudziło o czytelników jej bloga wiele pozytywnych reakcji. Internauci zgodnie twierdzą, że chłopakowi należy się szacunek, za to, że coś robi, nie siedzi i nie narzeka, że nie mam pracy. "Podziwiam, że nie uważa się za zbyt dumnego do tego, by wziąć się do roboty. I nie siedzi na zasiłku jak połowa matołów w tym kraju"– pisze Magda.

    A że sprzedaje znicze zamiast być dyrektorem w korporacji? No cóż, na takim handlu można nieźle zarobić, często więcej niż na ciepłej posadce za biurkiem.

    "Chłopak nie kradnie, nie oszukuje i nie siedzi na garnuszku rodziców, bo on biedny, bez pracy i coś w końcu mu się od życia należy po tym jak się napracował, żeby studia skończyć" – twierdzi maugosias. Tak samo myśli Anna: "Różnie się w życiu układa. Sprzedaje znicze - ok, nie kradnie, uczciwie zarabia, coś robi, nie chodzi po opiekach społecznych Wstyd to kraść! On uczciwie i ciężko pracuje".

    Wiele osób podkreśla, że stoisko ze zniczami może być doskonałym miejscem, bo sprawdzić praktyce swoją wiedzę ze studiów i nauczyć się funkcjonowania firmy, choćby małej.

    "Skończył zarządzanie i zarządza. Pracuje i może do czegoś dojdzie. Przecież nie pracuje u kogoś tylko na swoim. Sam sobą zarządza" – pisze Ktoś. [Dokładnie tak, jeśli ta jego wiedza z zarządzania jest coś warta to dojdzie do czegoś.]

    Małodobry, który jak sam pisze jest chyba jedynym w Polsce hydraulikiem po studiach MBA, także uważa, że to dobra okazja, by teorie zarządzania zastosować w praktyce.

    "Lepiej czasem stanąć przy stoliku ze zniczami, z głową pełna pomysłów, ideałów, pasji i oceanem wolnego czasu, choćby na samorealizację, niż to wszystko sprzedać za m3 na blokowisku z kredytem na 30 lat, służbowe auto i korporacyjny dryl" – pisze goska i dodaje, że wielcy ludzie zaczynali od niczego i pięli sie powoli na sam szczyt. [Pełna racja.]

    Szorowałam kible z uśmiechem na ustach
    Każda praca, choćby najgorsza, czegoś uczy, jeśli oczywiście chcemy się nauczyć. Najistotniejsze jest to, jak do niej podchodzimy. Przykładem mogą być doświadczenia zawodowe Złośnicy. Robiła w życiu różne rzeczy - roznoszenie ulotek, stanie na promocjach w supermarketach i wdzięczenie się do klientów po 12 godzin dziennie na szpilkach… "Różnie bywało. Ale wyjścia za bardzo w danym czasie nie miałam. Jednak nigdy nie warczałam i nie dałam odczuć innym, że jestem tu i robię to za jakąś cholerną karę" – opowiada na blogu.

    Do swojego CV może też wpisać mycie okien i sprzątanie toalet w firmie, jeszcze jako studentka. "Maska na twarz, rękawice na ręce, ciuch roboczy i jazda. Na sylwestra chciałam sobie zarobić. Pamiętam tylko, że zimno było, że jadłam w czasie przerwy kajzerki z serkiem górskim za 90 groszy. Biegałam z mopem i ścierą z uśmiechem na ustach, bo widać było efekty i nawet zostały one później zauważone i docenione. Tak zapuszczonego kibla to chyba świat nie widział. Aż wreszcie nadszedł dzień, że zrobił się biały, pachnący i świecący".

    Tylko około 8% absolwentów wyższych uczelni pracuje w zawodzie i tylko 2% twierdzi, że mają satysfakcjonującą pracę pod względem zainteresowań i finansowym. Ale to, czy jakaś praca hańbi, zależy tylko od nas.

    Od razu przypomina się cytat z książki "Uchodźcy z Korei Północnej, relacje świadków": Wszyscy chcą być elegancko ubrani, mieć dobre samochody i telefony komórkowe najnowszej generacji. Uważają, że praca fizyczna jest poniżej ich godności, nawet jeśli w kraju [Korei Północnej] byli tokarzami czy robotnikami rolnymi. Tutaj wszyscy chcą pracować jako urzędnicy, zajmować kierownicze stanowiska,…

    Internauci jak zwykle pełni zdrowego rozsądku:

    "jak bardzo musi być u Sławka biednie, skoro posunął się do tego typu pracy"
    ~Kolo dzisiaj, 08:03
    Co jest niby zlego w tego typu pracy?
    +--No właśnie! też nie rozumiem co złego jest w pracy na tokarce czy szlifierce. Wbrew pozorom jest to praca wymagająca myślenia, precyzji i wiedzy techniczne. Teraz tokarki to bardzo skomplikowane urządzenia

    jak kto ma oleum w głowie to sobie poradzi
    ~Smieciarz dzisiaj, 09:16
    Zaczynałem jako handlowiec. Parszywe zajęcie. Ale w branży ciekawej - odpadowej. Potem poszedłem na swoje, czyli zostałem i handlowcem i śmieciarzem jednocześnie. Współczuli mi znajomi jak mnie zobaczyli 3 lata temu jak odbieram zaolejone czyściwo z pięknej fabryki, w których byli 'managerami'. teraz mam wygofny fotel i zadowolonych z roboty pracowników. Jak ktoś ma wizje i pomysł i jest pracowity (a nie szuka wszędzie spisków i znajomości) do da sobie rade.

    Mieszkam na śląsku i powiem wam szczerze brakuje ludzi do pracy
    ~Grzegorz dzisiaj, 09:07
    szukam dobrego pracownika od 2 lat a zgłaszają się same niedołajdy, aż strach takich zatrudnić, nawet gdy daję im szanse to i tak ją marnują, a najgorzej to z młodymi są tak wybredni a uważają się za mędrców chcą zarabiać ale nie pracować, na ten naród powinna przyjść głód i nędza za nieróbstwo i lenistwo

    Znajomości?
    obmierzly dzisiaj, 08:17
    "Miał wykształcenie, ale brakło znajomości." Co to jest? Trafia mnie, kiedy ktoś własny brak kompetencji usprawiedliwia brakiem znajomości. Na rynku pracy pojawia się coraz więcej zupełnie nieprzygotowanych do pracy ludzi z "wykształceniem". Nie chodzi tylko o kwalifikacje zawodowe, których nie zapewni żadna uczelnia sprzedająca papier, ale również o stosunek do pracy. Nie chcę generalizować, ale większość młodych ludzi, których mialem okazję poznać w mojej branży swoje życie zawodowe zaczynało od wielkiego marudzenia i artykułowania żądań. Czy ktoś się dziwi, że pracodawcy zwyczajnie nie chcą takich pracowników?

    Chcesz pracy skończ politechnikę
    ~inżynier dzisiaj, 07:38
    To są skutki kampanii każdy musi mieć mgr. Wielu aby sprostać wymaganiom otoczenia wybiera studia często tak aby były najprostsze, czyli humanistyczne. Ja jakoś po inżynierze nie mogę narzekać na brak pracy, tak samo znajomi albo już pracują albo są w trakcie studiów magisterskich. Rada dla studiujących chcesz pracy to idź na studia na polibudę albo medyczną - praca prawie zapewniona. W Polsce nawet nie ma tylu firm aby każdy po zarządzaniu albo marketingu mógł zostać kierownikiem.

    Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni wykształciuchy
    ~żona robola dzisiaj, 09:28
    Jestem żoną mechanika samochodowego. 100% robol, prawie codziennie przychodzi do domu uwalony w jakiś smarach Codziennie zajmuje łazienkę na ponad godzinę. Ale swoje 6-7 tys zł. mamy i na wczasy jeździmy gdzie chcemy. Autko za prawie 50 tys. zł. A moja dalsza sąsiadka, wielka pani magister czegoś tam, która nigdy powiedziała zwykłego "dzień dobry" mojemu mężowi i szydziła kilka lat wcześniej, że wyszłam za robola obecnie siedzi w domu na utrzymaniu rodziców. Jest za ambitna by pracować np na kasie w Biedronce, gdzie często robię z mężem zakupy

    Litości! Co drugi dzień pojawia się artykuł o "magistrach na zmywaku"
    ~Owca dzisiaj, 08:18
    Facet pracujący na tokarce powinien się walnąć w czoło i powiedzieć "jaki ja byłem głupi że studiowałem polonistykę. Przecież ten kraj nie potrzebuje 100 tysięcy polonistów tylko tokarzy". Pracownik ląduje tam gdzie jest zapotrzebowanie na niego. Facet miał szczęście że go przyjęli na tokarkę, ja bałbym się takiemu dać do ręki wiertarkę. Śmieszy mnie fakt że studiujący te wszystkie socjologie i filozofie po to by cokolwiek studiować i mieć poczucie wyższości poprzez literki mgr przed nazwiskiem czują się wielce pokrzywdzeni i poniżeni kiedy muszą pracować fizycznie, zamiast się cieszyć że los jednak się do nich uśmiechnął mimo że zupełnie świadomie wybrali bezrobocie.

    To LUDZIE mają przystosować się do RYNKU, a nie Rynek do ludzi!
    ~arekkwas dzisiaj, 09:23
    Rynku nie interesuje, że ktoś kończył filozofię lub polonistykę. Rynek jest zainteresowany tymi zawodami na które jest zapotrzebowanie m.in. inżynierowie.

    To wszystko prawda, ale to tylko jedna strona zagadnienia.
    ~Artu dzisiaj, 10:02
    Skończyłem studia już ponad 10 lat temu, ale już na studiach pracowałem w zawodzie. Jestem inż. i pracowałem w swojej dziedzinie. Od pewnego czasu chcę założyć firmę, ale potrzebowałbym kila osób - może nie specjalistów, ale znających się na tym co maja robić. I co i za przeproszeniem gó__o, brak takich osób, a jak są to żądają na dzień dobry 1,5x tyle co sam zarabiam. Jak mam to rozumieć?
    Pracy jest dużo, ale jest to praca specjalistyczna, aby z niej dobrze zarobiać to niestety najpierw trzeba się napracować, aby później były z tego efekty. Niestety ludzie zaraz po studiach maja bardzo wysokie żądania i bardzo niskie umiejętności. Ze mną było tak samo. Trudne studia, i co - wiedza akademicką, którą mogłem sobie wsadz…. A jak broniłem moją pracę inżynierską, wykonywaną już dla pracodawcy, to cała komisja z prodziekanem na czele, podziwiała ją jak mali chłopcy.
    Potężna jest rozbieżność pomiędzy kształceniem, a wymogami rynku, później jest już ciężko zdobyć dodatkową wiedzę. Sam wiem po sobie, męcząc się z językami, bo jak zwykle brakuje czasu. Mała też jest znajomość realiów i wymagania rynku przez absolwentów, co powoduje wstrząs na początku okresu zatrudnienia.

    Najbardziej powinni się wstydzić bezrobotni "specjaliści" po marketingu i zarządzaniu
    ~Aga dzisiaj, 08:59
    Jak można być po takim kierunku bez pracy??!!Wstyd również dla uczelni ,że przyjmują i wypuszczają takich nieudaczników i nieuków.Więcej pobłażania mam dla tych polonistów jeśli to była ich pasja

    Uwaga CIEKAWOSTKA, która wyjaśnia wszystko:
    ~Konrad z Norwegii dzisiaj, 09:09
    U nas w Norwegii na studia wybiera się co roku 20% młodzieży, reszta robi "fagbrev" i idzie do pracy rzemieślniczej. W Polsce jest na odwrót, bo Polakom wmówiono że bez papierka jesteś nikim. To jeszcze nie wszystko: z tych 20% znów 20% studiuje kierunki humanistyczne, 80% to inżynierowie. W Polsce znów jest na odwrót. i wy się dziwicie że "magister filologii wschodniego Nepalu" roznosi w Polsce ulotki.

    A propos pana sprzedającego znicze
    ~w dzisiaj, 09:09
    Szczerze się uśmiechnęłam, kiedy przeczytałam te pełne współczucia słowa nt. "biedaka" sprzedającego znicze. Moja kuzynka też sprzedaje znicze pod cmentarzem. Prowadzi zakład pogrzebowy. Właśnie kupiła dom za okrągły milion.

    praca w korporacji to tragedia
    ~aldona dzisiaj, 09:39
    Nie rozumiem zachwytu nad pracą w korporacji. Miałam przyjemność tak pracować. Moją szefową była niestety zakompleksiona suka, która nie dawała spokoju nie tylko mnie ale wielu osobom. Skończyło się tak , że postanowiłam znaleźć inną pracę i tak się oczywiście stało. Popracowałam parę lat na etacie, potem urodziły się dzieci. Aktualnie wychowuję dzieci i prowadzę własny biznes. I powiem wam tyle, że NIGDY nie zamieniłabym mojej obecnej sytuacji na pracę w korporacji.

    Nie wiedziałem,że sprzedawanie zniczy
    ~st dzisiaj, 09:28
    to takie poniżające zajęcie :-((
    Sprzedaje ludziom "światło do nieba"Brawo.

    Zdechł satrapa

    Breaking news!

    Według agencji KCNA, przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il zmarł w sobotę 17 bm o godz. 8.30 czasu lokalnego (0.30 czasu polskiego) w pociągu podczas podróży po kraju w rezultacie rozległego zawału serca, w warunkach "wielkiego napięcia umysłowego i fizycznego". W niedzielę dokonano autopsji, która potwierdziła przyczynę zgonu. Na następcę wyznaczono jego syna Kim Dzong Una, urodzonego w 1983 lub 1984 roku.

    Witam , nie bylam w Korei… ale widzialam wiele filmow dokumentalnych o tym kraju. "Defilada",to przeciez tam krecili, czy sie myle…? Wydaje mi sie ,ze tak naprawde, wiekszość z nas , tu piszacych nie mamy wiekszego pojęcia co tam sie dzieje.Ten kraj jest chory, ludzie zniszczeni ,oglupiali, zyja w kompletnej izolacji. Wystarczy posluchac tych, ktorym udalo sie uciec. A represje sa tak okrutne, ze strach o nich sluchac, a co dopiero naprawde przezyc. Wspolczuje tym biedakom. Nikt im nie pomoze, bo dla nikogo nie ma w tym "interesu."

    Zdechł satrapa, władca jednego z najbiedniejszych krajów świata. Kraju, w którym ludzie traktowani są jak bydło, albo gorzej. By się o tym przekonać wystarczy przeczytać książkę "Uchodźcy z Korei Północnej, relacje świadków". A tu świat cywilizowany (Premier Japonii na przykład) śle kondolencje (zgodnie z definicją to: wyrażone w uroczystych słowach współczucie i żal z powodu śmierci bliskiej osoby).

    A Północni Koreańczycy są tak wytresowani, że ryczą rzewnymi łzami.

    Tak upodlić ludzi, i cały świat na to pozwala?! A nasi duplomaci z MSZ'u, wyrażając swoją troskę o stabilizację w regionie, trąbią: każdy naród ma prawo do samostanowienia i wyboru swego systemu społecznego. Ci hipokryci na salonach pewno nie mieliby nic przeciwko temu by i u nas tak było.

    Ciekawe na ile wypływa to z nich jako samo z siebie, a na ile jest to przedstwienie? [W tym kontekście przypomina się maksyma Francois de La Rochefoucauld: Jesteśmy tak przyzwyczajeni grać komedię wobec drugich, iż w końcu gramy komedię wobec samych siebie.]

    Typowy satrapa: niby mąż stanu, a zajmuje się kukurydzą…
    Typowy satrapa: niby mąż stanu, a zajmuje się kukurydzą. A wszyscy nabożnie kłaniają mu się w pas.

    Dlaczego zajmuje się kukurydzą? Bo tak rządzi, że nie ma co jeść. U nas w PRL'u też tak było, i w Związku Radzieckim też. A teraz mamy z tym do czynienia w Wenezueli… kiedyś jednym z najbogatszych krajów Ameryki Południowej, kraju pełnym ropy naftowej.

    Przy okazji proszę zwrócić uwagę jak media dokazują z prawami autorskimi: w podpisie informacja, że fotografię zrobiła Agence France Press, a w prawym dolnym rogu, że Onet.

    Jak robi się w mediach?

    Info od Tomka jak pracują media:

    • porcja manipulacji (np. konflikt z kościołem)
    • porcja niepokoju politycznego
    • porcja seksu
    • porcja kryminału
    • porcja pogoni za zyskiem
    • i na koniec uwiarygadniający zapychacz kontentowy (np. amerykańscy uczeni odkryli)

    I tak się robi "bo ludzie to czytają"

    Duplomacja

    Mail od Tomka:

    Podpisano dokument porozumienia Chin i Polski.

    Czyta się w nim:

    wznoszą się ponad różnice w systemach społecznych i ideologicznych, szanują i wspierają obraną przez drugą stronę drogę rozwoju, politykę wewnętrzną i zewnętrzną zgodną z uwarunkowaniami państw oraz wysiłki drugiej strony na rzecz ochrony suwerenności i niepodzielności terytorialnej.

    Co należy przeczytać:

    Bankrutująca Polska bardzo liczy na zgromadzone rezerwy walutowe Chin aby sprzedać Chinom swoje obligacje bankrutującego kraju, i chce tego tak bardzo, że przymknie w imię tego geszeftu oko na komunistyczny reżim (w miarę kapitalistyczny) pomimo iż chwali swoje przemiany polityczne,

    Politycy są zadowoleni

    przymknie oko na torturowanie ludzi, handel narządami, represje mniejszości islamskich, quasi-niewolniczą pracę ludzi za marne grosze, bezustanną kradzież wartości intelektualnych przez przemysł chiński (podróbki wszelkiej maści) i wizerunkową kontynuację czerwonej propagandy. Kojarzy mi się to z głosami w czasie wojny w Iraku, gdzie odezwały się głosy, że jak to, jesteśmy w okupacyjnej koalicji a nic z tego nie mamy bo geszefty na irackiej ropie robią tylko Amerykanie. I że jak to. Okupujemy Irak i nie ma z tego korzyści dla naszej gospodarki. I to mówią ludzie, którzy uczyli się lata jacy to Niemcy i Sowieci oraz zaborcy byli źli, że nas okupowali i wykorzystywali. I na dodatek ci sami ludzie wiedzą, że 15 lat wcześniej Polska wyrwałą się z wpływów ZSRR. Minął ledwie krótki czas i już chcą robić geszeft na rabunku innego państwa.

    Po prostu chce się wymiotować.

    Atlasi i Grabieżcy to fundamentalny podział tego świata.

    Czytam teraz książkę "Szaleństwo władzy" - i potwierdza ona moje teorie, że we wszystkim jest swoja fizyka. Władza (każda) doi ile może, jedyne co ją powstrzymuje to konkurencja z innymi władzami, które władają organizmami państwowym będącym w opozycji do organizmu państwowego, w którym władzę dzierży ta pierwsza władza.

    Mechanizmy są te same tylko role się odwracają.

    Ma pan rację rzygać się chce - fałsz i obłuda, a są one nieodłącznymi elementami Fizyki Życia, tak jak tarcie i grawitacja.

    Atlasi / Grabieżcy - ciąg dalszy

    Tomek podesłał informacje, o tym jak podchodzą do tego problemu religie:

    Teraz już widzę mapowanie. Atlasi to będący pod wpływem guny (siły) pasji czyli pracujących dla owoców pracy (czysta siła pasji to praca dla owocu). Wytwarzają owoce pracy. Bez szkody dla innych.

    Grabieżcy to działający pod siłą (guną) ignorancji. Siła ignorancji to działanie ze szkodą dla siebie i innych (gniew, zawiść, kradzież, zabójstwo). Rabują owoce pracy.

    Trzecia, najwyższa kategoria to będący pod wpływem siły dobroci (satva). Pracujący w imię obowiązku (wolni od przywiązania do owocu pracy). Wytwarzają owoce pracy lecz nie są przez nie zniewoleni.

    Zamiast podziału na Atlasów/Grabieżców,
    podział na Twórców/Neutralnych/Niszczycieli

    Sytuacja w pomieszaniu to taka, że w trakcie pracy nad owocami pracy szkodzimy innym. Przykład z życia pozytywny: X by zyskać kontrakt ma dać łapówkę, lecz jej nie daje. Nie daje, bo oznacza to uczestnictwo w okradaniu pracodawcy łapówkobiorcy. A więc X unika wejścia pod wpływ ignorancji - ma świadomość, że własny zysk odbył się kosztem drugiego pracodawcy, bo jego pracownik niesłusznie zarobiłby - po prostu okradł swego pracodawcę.

    Opis wolności od uzależnienia od owocu pracy opisuje też historia Abla i Kaina. Abel pracuje ale najlepszy owoc ofiarowuje Jahwe. Nie jest związany pragnieniem cieszenia się najlepszym owocem - jest więc wolny. Kain nie chce ofiarować najlepszego owocu pracy Jahwe, znaczy się że jest związany (siła pasji). Pracował, ale nie chce się dzielić.

    Oczywiście należy wytwarzać owoce pracy bo bez pracy nie ma kołaczy. Chodzi jednakże o uwolnienie się od pożądania owoców pracy. To forma wolności od siły pasji. Oczywiście, owoc pracy wypracowany aby być od niego wolnym wypadałoby cześć ofiarować komuś innemu. Ale okazuje się że wg filozofii wedyjskiej, ofiarowanie owocu pracy komuś innemu niedbale, niewartościowej osobie itp leży również w strefie ignorancji.

    Czyli przykładowo, X wypracował (nie zarobił, lecz właśnie wypracował) milion. X postanawia ofiarować 200 tys. owocu swej pracy w dotacji na wartościowe cele. Przychodzi facio od organizacji społecznej która przeżera 40% środków na organizację. X mówi - pocałujcie mnie. Przychodzi organizacja pomocy, która na samą siebie zużywa 3%, resztę kierując na pomoc. Tak, dam.

    Ale są również tacy wierzący biznesmeni, którzy dają miliony na świątynie o tragicznej architekturze i złote cielce. Ale dają, bo wydaje im się, że Bóg im odpuści złodziejstwo, za to, że dali kasę jego przedstawicielom.

    Niesamowite jest, że religie wprowadzają w życie te elementy matematycznej teorii gier, które rozwijają społeczeństwa oraz to w jaki sposób je wprowadzają. Przy czym religie, które by tego nie robiły zginęłyby, nie rozwijając bowiem elementów rozwoju społecznego, zniszczyłyby własny nośnik - społeczeństwo wyznające tę religię. Tak więc nie "niesamowite", lecz jest to naturalne, że przez sito ewolucji biologicznej przedziera się tylko ta religia, które wzmacnia rozwój społeczności ją wyznającej.

    Generalnie społeczności przyjmowały egoistyczny system wierzeń, mający na celu tylko i wyłącznie ich własny rozwój, nawet kosztem społeczności sąsiadów - świetnym tego przykładem jest Stary Testament. Jednak społeczeństwa dominujące nad innymi korzystają z niewolniczej pracy tych innych, a przy okazji łatwego życia przestają wierzyć i stosować się do budujących (ale zarazem trudnych do przestrzegania) reguł matematycznej teorii gier - w sposób nieuchronny przekształcają się w typowych grabieżców. Z kolei religia wzmacnia tych, nad którymi oni dominują. W ten sposób w okupowanej Palestynie powstała religia uniwersalna, która nie faworyzuje członków jednej społeczności, lecz zrównuje wszystkich ludzi.

    Ja pierdzielę…

    Oniemiałem gdy zobaczyłem ten tytuł i jego rozwinięcie:

    Eurobarometr: dla Europejczyków receptą na kryzys jest nadal UE
    [http://biznes.onet.pl/eurobarometr-dla-europejczykow-recepta-na-kryzys-j,18543,4981889,1,news-detal]

    23% Europejczyków uważa, że to UE jest najbardziej skuteczną instytucją, by złagodzić skutki kryzysu; na drugim miejscu znajdują się władze krajowe (20% badanych) - wynika z ostatniego badania Eurobarometru.

    Na trzecim miejscu znalazła się grupa najbardziej rozwiniętych krajów świata G20 (16%), a za nią Międzynarodowy Fundusz Walutowy (14%).

    To jest manipulacja. I pewno niektórzy to widzą, niewielu z nich od razu. Najgorsze jest to, że jest to skuteczna manipulacja - większość z nas czyta tylko tytuły, wiekszość nie rozumie podawanych liczb. Co więcej kolejni, świadomi i nieswiadomi manipulatorzy, mogą powoływać się już nie bezpośrednio na sondaż, lecz na ten artykuł, pomijając oczywiście przytoczone w nim procenty.

    Ciekawe co uważa pominięte tu 77% Europejczyków.

    Czy rzeczywiście z logicznego punktu widzenia
    "dla Europejczyków receptą na kryzys jest nadal UE" jest równe "dla 16% Europejczyków receptą na kryzys jest nadal UE" albo "dla zaledwie 16% Europejczyków receptą na kryzys jest nadal UE"

    Wybitny polityk - definicja

    Alcybiades

    Alkibiades, Alcybiades - (450-404 p.n.e.) – ateński wódz i polityk. Był kluczową postacią ostatnich 15 lat II wojny peloponeskiej. Pochodził z rodu Alkmeonidów. Po śmierci ojca w 447 wychowany w domu swojego wuja Peryklesa. Jako młodzieniec należał do uczniów Sokratesa. Był znany z rozwiązłego trybu życia. Oskarżano go o dążenie do władzy absolutnej. Zwolennik wojny ze Spartą. Doprowadził do katastrofalnej dla Aten wyprawy sycylijskiej i zerwania pokoju Nikiasza. Oskarżony o świętokradztwo (415). Oskarżenie dotyczyło parodii misteriów eleuzyńskich. Sprawa była w Atenach bardzo głośna. Karą za znieważenie bogów była śmierć. Oskarżenia padły na kilkaset osób, gdyż sprawę połączono z okaleczeniem herm przez jedno ze stronnictw politycznych. Alkibiades, by ratować się przed karą, przeszedł na stronę swych dotychczasowych przeciwników Spartan, skutecznie doradzając im w walce przeciwko rodzinnemu miastu. Między innymi poradził rządowi Sparty, by udzielił pomocy Sycylijczykom.

    Sokrates naucza Alkibiadesa. Obraz pędzla François-André Vincent'a.

    W obliczu niebezpieczeństwa uzyskał przebaczenie Ateńczyków i dowodził ich wojskami w latach 411-407.

    Ponownie popadł w niełaskę w 406, po klęsce Aten w bitwie morskiej pod Notion w pobliżu Efezu, którą lud ateński przypisał Alkibiadesowi. Kolejny raz uciekł, tym razem do swych posiadłości na europejskim brzegu Hellespontu. Po klęsce Aten w 404 roku zbiegł do Persji przed zwycięską Spartą. Tam został zamordowany przez płatnych zabójców nasłanych przez Farnabazosa, działającego za namową Spartan.

    Alkibiades był wybitnym politykiem i wodzem, ale jego nierozważność, wygórowane ambicje i skłonność do wystawnego trybu życia przysporzyły mu wielu wrogów. Dla Greków był postacią kontrowersyjną.

    Biografia Alkibiadesa znajduje się w Żywotach równoległych Plutarcha. Opisują go również w swych relacjach współcześni mu Ksenofont i Tukidydes.

    [http://www.szkolnictwo.pl/szukaj,Alcybiades, zresztą dokładnie to samo jest również w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Alkibiades]

    A teraz weźmy nożyczki i klej i na podstawie tego encyklopedycznego wpisu stwórzmy definicję wybitnego polityka.

    Zatem wybitny polityk to człowiek, który:

    • prowadzi rozwiązły tryb życia
    • dąży do władzy absolutnej
    • jest zwolennikiem wojen
    • doprowadza do katastrofalnej sytuacji we własnym kraju
    • dokonuje świętokradztwa
    • zdradza własny kraj
    • skutecznie doradza przeciwnikom w zwalczaniu własnego kraju
    • jest nierozważny
    • ma wygórowane ambicje
    • prowadzi wystawny tryb życia

    Jednym słowem na podstawie tego materiału dochodzimy do krótkiej definicji:

    Wybitny polityk = niezły s…syn

    I przy okazji chyba nic się w tym temacie od tamtych czasów nie zmieniło.

    Zakupy:

    Wszystkie towary dostępne są bez żadnych problemów w sklepach. Poniżej tabelka produktów kupionych w bobrowieckim Groszku w dniu 27.11.2011:

    Nazwa Waga / Jedn Cena Cena jedn
    Ptasie mleczko 420 g 16,90 zł 40,24 zł
    Kiełbasa jałowcowa Brak Brak 29,90 zł
    Ciastka owsiane - delux 250 g 5,30 zł 21,20 zł
    Chleb razowy 400 g 3 zł 7,50 zł
    Kasza jęczmięnna perłowa - woreczki 400 g 2,20 zł 5,50 zł
    Czekolada z orzechami Wedel Lux 220 g 11,50 zł 52,30 zł
    Sezamki 27 g
    Jogurt owocowy 500 g 3,75 zł 7,50 zł
    Mleko 2% 1 l 3,00 zł 3,00 zł
    Cukier 1 kg 5,00 zł 5,00 zł
    Piwo - Żywiec 0.5 l 4,00 zł 4,00 zł
    Kasza gryczana prażona 400 g 5,20 zł 13,00 zł
    Miód akacjowy 250 g 10,90 zł 43,60 zł
    Zioła prowansalskie 10 g 1,89 zł 189 zł
    Przyprawa kuchni greckiej 20 g 1,89 zł 94,50 zł
    Pieczarki marynowane 280 g 4,50 zł 16,70 zł
    Dżem jagodowy niskosłodzony 280 g 4,20 zł 15,00 zł
    Nutella 230 g 7,75 zł 33,70 zł
    Majonez napoleoński 0.32 l 4,00 zł 12,50 zł
    Ser Gouda paczkowany 250 g 6,10 zł 24,40 zł
    Masło 82% 300 g 8,70 zł 29,00 zł
    Jajka klasa L (63-73gr) 10 szt 5,70 zł 0,57 zł
    Włoszczyzna 1 szt 3,70 zł 3,70 zł
    Au9999 20 g 4270,-
    Olej Napędowy 1 l 5,47 zł 5,47 zł
    Benzyna 95 1 l 5,36 zł 5,36 zł

    Sprawność:

    • Waga: według pomiaru rano (listopad) 83,4 kg
    • Oczy: Czytam bez okularów, do pracy na komputerze też nie używam.
    • Sprawność: Zrobiłem 50 km w Maratonie pieszym
      i wdrapałem sie na Mount Kościuszko (żaden wyczyn).
      Staram się pływać 2 x na tydzień po 800 metrów.
      Zajałem III miejsce w jednym z cotygodniowych turniejów w 9-kę w klubie Kill-Bill.