Poniedziałek
Zdzisława Drozdowska-Kubań,
Zdzisia, Dziubka, Zofia, Pani magister, Pani Zosia, Mama, Babcia,
Ciocia bo tak się do niej zwracaliśmy.
Była osobą wyjątkową. Szczególnie jeśli chodzi o Jej spojrzenie na świat i kontakty z ludźmi. Umiała słuchać. Miała wielkie serce, w którym było miejsce dla każdego. I otwierała to serce, i akceptowała każdego, mimo że mogła się z nim nie zgadzać.
Zawsze miała czas dla tych, którzy Jej potrzebowali. Czuła się odpowiedzialna za wszystkich. I nie tylko za bliskich, lecz głównie tych, których życie było trudne. Uważała bowiem, że skoro los był dla Niej łaskawszy, to tym samym narzucił Jej obowiązek pomocy innym.
Z wykształcenia była historykiem sztuki. Był to zawód, który kochała i w którym widziała swą przyszłość. Jednak w wieku 33 lat postanowiła go zmienić i zostać fizjoterapeutą, aby nieść pomoc tym, którzy cierpieli na nieuleczalne i bolesne schorzenia. Ta decyzja zmieniła los setek a może nawet i tysięcy pacjentów. Ci którym pomagała nazywali Ją „Panią Zofią magister”. Pamiętali, pisali, dzwonili i przysyłali kwiaty, długo jeszcze po Jej odejściu na emeryturę.
Lubiła gościć, pomagać i doradzać. Otaczała się znajomymi, a miała ich wszędzie. Lubili ją nie tylko starsi i rówieśnicy ale również ich dzieci i wnuki. Dla wielu, w trudnych lub smutnych chwilach, była ogromnym wsparciem. I bardzo starała się trzymać swą szeroką rodzinę razem: utrzymywać kontakty, wymieniać informacje, nie zapominać kto jest kim i przekazywać to następnym pokoleniom.
Odeszła piękna, mądra, kochająca i czuła, babcia, prababcia, „przyszywana” ciocia, kuzynka, przyjaciółka i znajoma. Odeszła wymagająca mama. Odeszło to wielkie serce, to ciepło duszy i te niezwykle delikatne dłonie, które tak wielu pomogły.
Pamiętajmy o Niej.
Dziękujemy Ci, że byłaś z nami.
Wraz z Tobą tracimy cząstkę nas samych.
Niedziela
Rząd Japonii zainwestuje w aplikację do łączenia ludzi w pary. Czy okaże się skuteczniejsza od zachęt finansowych?
W 2019 roku w Japonii urodziło się zaledwie 864 tys. dzieci – najmniej od 1899 roku. Do zakładania rodziny i posiadania potomstwa nie zachęcają Japończyków nawet rządowe programy socjalne.
Przypomnijmy, że najnowszym z nich jest według agencji Kyodo 600 tys. jenów (tj. ok. 5700 dolarów) na pokrycie czynszu i innych kosztów rozpoczęcia wspólnego życia.
Program jest dla małżonków, którzy w momencie ślubu mają mniej niż 40 lat i roczny dochód nie wyższy niż 5,4 mln jenów (ok. 200 tysięcy złotych).
Również japońskie 500+ nie pomaga. Japończycy otrzymują becikowe przez pierwsze lata życia dziecka, w wysokości równowartości 500 złotych.
Źródło: Rzeczpospolita / Mamadu.pl & Nczas.com
Sobota
To odbywa się na naszych oczach, ale nie reagujemy…
Rządzący wprowadzają system inwigilacji naszych kont. Dla zamaskowania nazywają go Systemem Informacji Finansowej.
System służący gromadzeniu, przetwarzaniu i udostępnianiu informacji o otwartych i zamkniętych rachunkach (wejdą w to rachunki bankowe, rachunki w SKOK, rachunki płatnicze w innych podmiotach, rachunki papierów wartościowych oraz rachunki zbiorcze wraz z rachunkami pieniężnymi służącymi do ich obsługi), jak również o umowach o udostępnieniu skrytek sejfowych.
Korzystać z tego systemu będzie mogło szereg instytucji państwowych, w zasadzie wszystkie siłowe + skarbówka.
Ministerstwo twierdzi, że chodzi o że chodzi o walkę z terroryzmem oraz praniem pieniędzy. Cele szczytne, i takie będą przekazane do mediów. Media to roztrabią, a ludziska przyklasną. "Szczytny cel, zuchy ci nasi rządzący" - pomyśli sobie, każdy siedzący przed telewizorem.
Nikt z tych ludzi nie zrobi tego co zrobił dociekliwy prawnik Patryk Słowik:
Szkopuł w tym, że jeśli Ministerstwo Finansów coś twierdzi, to nie oznacza to przecież, że musi to być prawdą. Postanowiłem w związku z tym sprawdzić, w jakich sytuacjach organy państwa wykorzystają nowe uprawnienia. I zgodnie z projektowanym art. 24 pkt 3 w związku art. 2 ust. 1 pkt 2 ustawy uczynią to po wskazaniu operatorowi systemu o wykrycie jakiego „poważnego przestępstwa” chodzi. Czym zatem jest „poważne przestępstwo”? To, zgodnie z projektowanym art. 3 pkt 6 ustawy, „przestępstwo obejmujące co najmniej jeden z rodzajów działalności, o której mowa w załączniku I do Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/794 z dnia 11 maja 2016 r. w sprawie Agencji Unii Europejskiej ds. Współpracy Organów Ścigania (Europol), zastępującego i uchylającego decyzje Rady 2009/371/WSiSW, 2009/934/WSiSW, 2009/935/WSiSW, 2009/936/WSiSW i 2009/968/WSiSW (Dz. Urz. UE L 135 z 24.05.2016 r. str. 53)”.
Niewiele z tego wynika, ale wiadomo, że trzeba zajrzeć do załącznika do unijnego rozporządzenia. Zajrzałem. I teraz – uwaga, uwaga – podaję katalog „poważnych przestępstw”, których wykrywanie będzie wymagało skorzystania przez organy państwa z superbazy finansowej:
terroryzm,
przestępczość zorganizowana,
handel narkotykami,
działalność związana z praniem pieniędzy,
przestępstwa związane z substancjami jądrowymi i promieniotwórczymi,
przemyt imigrantów,
handel ludźmi,
przestępstwa związane z pojazdami silnikowymi,
zabójstwa oraz spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu,
nielegalny obrót organami i tkankami ludzkimi,
uprowadzenie, bezprawne pozbawienie wolności i wzięcie zakładników,
rasizm i ksenofobia,
rozbój i kradzież rozbójnicza,
nielegalny handel dobrami kultury, w tym antykami i dziełami sztuki,
oszustwo i nadużycia finansowe,
przestępstwa przeciwko interesom finansowym Unii,
wykorzystywanie informacji wewnętrznych i manipulacja na rynku finansowym,
wymuszenie rozbójnicze,
podrabianie i piractwo produktów,
fałszowanie dokumentów urzędowych i obrót takimi dokumentami,
fałszowanie pieniądza i środków płatniczych,
przestępczość komputerowa,
korupcja,
nielegalny handel bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi,
nielegalny obrót zagrożonymi gatunkami zwierząt,
nielegalny obrót zagrożonymi gatunkami i odmianami roślin,
przestępstwa przeciwko środowisku, w tym zanieczyszczenia pochodzące ze statków,
nielegalny obrót hormonami i innymi stymulatorami wzrostu,
niegodziwe traktowanie w celach seksualnych i wykorzystywanie seksualne, w tym materiały przedstawiające niegodziwe traktowanie dzieci oraz nagabywanie dzieci w celach seksualnych,
ludobójstwo, zbrodnie przeciw ludzkości oraz zbrodnie wojenne.
Uff, tyle! Oczywiście mamy w tym katalogu czyny ohydne, zasługujące na szczególne potępienie. Ale państwowi urzędnicy, funkcjonariusze i prokuratorzy będą mogli wykorzystać dobrodziejstwa Systemu Informacji Finansowej do walki np. z drobnym przedsiębiorcą podejrzewanym o korzystanie z pirackiego oprogramowania komputerowego. Być może uda się dopaść złoczyńcę, który „przekręcił” licznik w aucie. Nie ujdzie już płazem działalność kogoś sprzedającego starocie na bazarze.
Pod tym artykułem na stronie bezprawnik.pl rozgorzała dyskusja na temat kradzieży oprogramowania:
Nie rozumiem, skąd w ludziach dalej to przekonanie, że kradzież oprogramowania to nic złego "skoro jest takie drogie".
Tak sie tylko zastanawiam - nie bijcie nie jestem prawnikiem i naprawdę tego nie wiem - czy używanie pirackiego Windowsa to "przestępczość komputerowa", czy "podrabianie i piractwo produktów"?
Ten drugi wpis i ostatni akapit Patryka Słowika celnie pokazują, że na tej podstawie inwigilować będzie można każdego.
Jest wszak jeden bardzo ciekawy aspekt, którego autor nie poruszył, a który nie umknie uwadze spostrzegawczego czytelnika:
Źródło: https://bezprawnik.pl/wladza-sprawdzi-twojego-windowsa/
Piątek
Król: Nie masz wykształcenia, nie masz dyplomu, nie masz… kwalifikacji. Za to masz ogromny tupet.
Logopeda: Inkwizycja w Izbie Gwiaździstej.
Król: Zależało ci na zaufaniu i rozmowie jak równy z równym…
Logopeda: Bartie, [Tak logopeda zwracał sie do króla - przyp. JK] słyszałem, gdy przemawiałeś na Wembley. Byłem na widowni. Mój syn zapytał: "Tato, czy mógłbyś pomóc temu biedakowi?".
Król: Jako niespełniony aktor?
Logopeda: To prawda. Nie jestem lekarzem. I owszem trochę grywałem. Recytowałem w pubach. Uczyłem dykcji w szkołach. Po wojnie wielu żołnierzy wracało do Australii z przypadkami nerwicy frontowej. Nie mogli wydobyć z siebie słowa. Ktoś rzucił "Znasz się na dykcji. Mógłbyś pomóc tym nieszczęśnikom?". Prowadziłem terapię ruchową. Kazałem im sie rozluźniać, ale przyczyny leżały dużo głębiej. Ci młodzieńcy krzyczeli ze strachu, ale nikt ich nie słuchał. Dzieki mnie odzyskali wiarę w to, że ich głos ma znaczenie. Uwierzyli, że słucha ich ktoś przyjazny. To chyba brzmi znajomo, Bertie.
Król: Nader szlachetnie opisujesz swoje zasługi
Logopeda: Sprawdź, to wszystko prawda.
Król: Wszystko zostało sprawdzone. Nawet nie wyobrażasz sobie, ilu ludzi czeka na każde moje potknięcie. Ręczyłem za ciebie, a ty nie masz żadnych… kwalifikacji.
Logopeda: Za to moc sukcesów. Nie mam dyplomu, ani żadnego zaświadczenia o wykształceniu. Wszystkiego nauczyło mnie doświadczenie! Nie byle jakie - wojenne. Na moich drzwiach wisi tabliczka "L. Logue. Wady wymowy". Nie mam "doktora" ani żadnego innego stopnia naukowego.
Niedziela
Przestałem/am wierzyć w Boga jak umarła moja mama gdy miałem/am naście lat. Gdyby Bóg był to nie dopuszczałby do takich rzeczy, nieprawdaż?
Tego typu wytłumaczeń dlaczego Boga nie ma jest wiele: bogactwo/bieda, lepszy/gorszy start w życie (choroby wrodzone, różne taleny), okropności wojny…
Wnioskowanie idzie dalej. Skoro Boga nie ma to znaczy, że wszystko to co głosi ksiądz/immam/lama to bzdury. I niejako z automatu odrzucając Boga osoby takie odrzucają głoszony przez tą czy inną religię system wartości, nakazów i zasad.
Pomińmy jednak to czy religia jest wynikiem bezpośredniego działania obiektu nadprzyrodzonego czy też została wymyślona przez grupę ludzi. Kto ją wymyślił i w jakim celu, też nie jest istotne. Istotny jest wpływ religii na wyznającą ją grupę społeczną. Redukując to zagadnienie do jak najprostrzej postaci, musimy poszukać odpowiedzi na następujące pytanie:
Inspiracją do zajęcia się tym właśnie tematem i właśnie teraz było życiowe credo mojej mamy: skoro los był dla mnie łaskawszy, to znaczy, że tym samym narzucił mi obowiązek pomocy innym. Zasada ta sterowała jej życiem, a ona (człowiek) sterowana przez tę zasadę uczyniła bardzo wiele dobrego dla innych. Ba, nawet w przypadku niektórych pomogła im zrealizować drugi składnik celu życia. Pośrednio bowiem przyczyniła się do założenia przez nich szczęśliwej rodziny i posiadania potomstwa.
Nie ulega wątpliwości, że grupy społeczne grają ze sobą o relizację celu życia, co dość dobrze opisuje model jak gra żywe, a najkrócej wyrażają dwa cytaty Carl'a von Clausewitz'a: Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami. i Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami.. Nie ulega też wątpliwości, że religie są czynnikami oddziałującymi na wyznające je grupy społeczne, czyli czynnikami sprawczymi takich, a nie innych zachowań grających ze sobą grup społecznych.
De facto, grają ze sobą systemy "grupa społeczna + wyznawana przez nią religia". Mówiąc o konflikach mających miejsce pomiędzy różnymi formami judaizmu panującymi w Izraelu przed Chystusem (… the conflicts going on among the many forms of judaism that prevailed in Israel - Rodney Stark, "The triumph of Christianity"), autorowi chodzi właśnie o takie systemy. To bowiem nie myśli lub idee walczą, lub używając szerszego słowa grają, ze sobą, lecz ludzie sterowani tymi myślami i ideami.
Jeśli potraktujemy grupę społeczną (zbiór ludzi) i wyznawaną przez nich religię (ideologię) jako obiekt, to widzimy, że ideologia ta jest konstruktorem taktyk zachowań. I jeśli efektem tych zachowań jest lepsza realizacja celu życia tej grupy społecznej, czyli lepszego absorbowania zasobów zewnętrznych i lepszego rozmnażania się, to daną religię można uznać za konstruktora tej grupy. I dotąd dopóki ludzie będą tę religię wyznawać dotąd będzie zachodziło dodanie sprzężenie zwrotne polegające na tym, że religia bedzie powodowała wzrost populacji tej grupy, wzrost populacji będzie równoznaczny ze wzrostem liczby nośników (ludzi) tej religii. Według Rodney'a Stark'a model rozprzestrzeniania się Chrześcijaństwa w Imperium Rzymskim w latach 4-350 wykazuje duże podobieństwo z podobnymi modelami rozprzestrzeniania się wpółczesnych ruchów (The model of Christian growth within the Roman Empire from the year 40 to 350 shows that the most likely rate of Christian growth is very similar to the growth rates achieved by several modern movements.)
Chrześcijaństwo, miało niewątpliwie największy wpływ na dzieje ludzkości. I choć obecnie z powodów politycznych jest ono przez pewne grupy potępiane i odżegnywane od "czci i wiary", to w świetle historycznych badań, summa summarum, wpływ ten był pozytywny.
Przewodnikiem do dalszej analizy mogą być słowa socjobiologa Edward'a O. Wilson'a: Chociaż marksizm w swych początkach był wrogiem ignorancji i przesądów, przestał nim być o tyle, o ile stał się dogmatyczny. Obecnie zagrażają mu poważnie ustalenia socjobiologii człowieka [i ze swojej strony doadam: Fizyki Życia – przyp. JF]. Tradycyjna religia nie jest nimi zagrożona.
W walce politycznej, która prowadzona jest "na śmierć i życie", wykorzystywane są każde chwyty: fałszowanie historii i faktów, tworzenie nowej historii, mitów i nowych faktów, podnoszenie przypadków do prawidłowości i traktowanie prawidłowości jako incydentów.
Ludzie, odrzucający Chrześcijańskiego Boga albo uznanający go jako przesąd lub zabobon, w większości automatycznie odrzucają cały system wartości przez Chrześcijaństwo wypracowany. Odrzucają lub zamieniają na inny, na lewicowe czynienie dobra.
Środa 9.30
Kto nas codziennie
Wita uśmiechem
Słowem otuchy
Słowem pociechy
Kto wysłuchuje
Przeróżne skargi
Że gorzej boli
Że sztywne barki
Kto nam wprowadza
Różne ćwiczenia
Jak pic-maszynki
Czy podwieszenia
Czy na wyciągu
Bez krzty litości
Stara się pilnie
Prostować kości
Kto nam dodaje
Nadziei iskier
Nasza kochana
Zofia magister
Z najlepszymi życzeniami imieninowymi
Od pacjentki z pokoju 112
Anny Chełkowskiej
maj 1976
Poniedziałek
sunny sky
Jan Kubań Dziekuje. Bede ogladac. Nie jestem ewolucjonistka, gdyz z kazdego wybuchu, jaki znam, to jest wielki balagan, a nie specjalizujace sie organizmy. No i kto zrobil wielki wybuch? Jesli czlowiek pochodzi od malpy, to dlaczego mamy wciaz malpy, a nie samych ludzi? No i jak to sie stalo, ze z tych samych pierwiastkow poczatkowych powstala taka roznorodnosc, slonce, gwiazdy, planety, woda, rosliny. Bardzo cenie Pana za wiedze, kulture. Posiadl Pan umiejetnosc przyjmowania uwag w konstruktywny sposob, zamiast sie obrazac i ripostowac mniej lub bardziej zlosliwie, przy jednoczesnym niedawaniu sobie wejsc na glowe- to wielka sztuka. Gratulacje. Pana wyklady to wyzsza szkola jazdy, wiedza z biologii, chemii, matematyki jest potrzebna, by to ogarniac i bardzo dobrze, to rozwija i przypomina wiadomosci. Pochodze z okolic Pana Babci i jej znajomego od skrzypiec. Zycze Panu sil, zdrowia, niewyczerpanej ciekawosci i entuzjazmu w pracy, owocnej kontunuacji w niesieniu wiedzy i poszerzaniu horyzontow Polakow i nie tylko. Mam nadzieje, ze Pana praca jest doceniana. Dziekuje. Pozdrawiam.
Niedziela
Kilka dni temu poznałem portal https://biznestata.com. Zawiera on treści, z którymi i mnie jest po drodze dlatego przesłuchałem sobie kilka rozmów. Już w drugiej natrafiłem na coś godnego zanotowania, zapamiętania i użycia. Oto krótki opis Kacpra Lemiesza tego jak słuchamy. Oryginalny tekst przerobiłem z mówionego na pisany.
Spotkanie zawsze zawiera dialog, a jeżeli dialog, to jak nauczyć się słuchać?
Nie wiem, czy każde spotkanie zawiera dialog, ale myślę, że dialog się zaczyna gdy zaczynamy słuchać. Wtedy, gdy słuchamy z intencją zrozumienia, z jakąś większą szczerościa, większą otwartością. Wtedy właśnie bardziej zbliżamy się do dialogu. Jak zatem słuchać? Tak słuchać, żeby nie być skupionym na tym co wiem ja sam, lecz na tym by zrozumieć co chce nam przekazać druga strona. Są cztery poziomy słuchania.
Pierwszy poziom jest taki, że ktoś mówi, a my od razu mamy w głowie po prostu: ale to jest tak, ale to jest tak, ale to nie, nie, to teraz. Nasze emocjonalne podejście na tym etapie można określić tak: to zaraz ja ci powiem jak to jest. I tak naprawdę nie jesteśmy, z tą osobą i nie słuchamy jej, tylko sami jesteśmy ze sobą i docierające komunikaty porównujemy z naszą aktualną wiedzą. Mówiąc w przenośni: jakbyśmy siedzieli w zamkniętym pokoju z zasłoniętymi oknami i z tej perspektywy, słuchali kogoś, kto stoi za ścianą. Na tym etapie nie wpuszczamy do swego środka komunikatu i tak naprawdę nie widzimy w ogóle perspektywy tej drugiej osoby.
Porównanie czy pasuje to do mojej wizji. Jeśli nie to won!
Drugi poziom jest taki, że otwieramy okna i wtedy pojawiają się momenty słuchania. Dalej porównujemy ze swoją wiedzą ale trochę w bardziej otwarty sposób. OK, u mnie w pokoju jest tak, a u ciebie za oknem jest tak. Tu już się trochę przebija chęć zrozumienia. Uchylamy okno naszego zrozumienia. Wpuszczamy trochę obcej wiedzy i ppróbujemy zrozumieć, co się dzieje, tam po drugiej stronie.
Wiesz co, to co mówisz jest czymś nowym dla mnie.
Z trzecim poziomem słuchania mamy do czynienia wtedy, gdy wychodzimy z własnego pokoju i stajemy w butach tej osoby, której suchamy lub z którą rozmawiamy. I wtedy, wcale nie ma tego porównywania, przynajmniej w momencie słuchania. Też nie chodzi o to, żeby tego nie robić w ogóle. Ale podczas słuchania skupiamy się tego, co druga strona mówi. Staramy się spojrzeć z perspektywy tej drugiej osoby. Jesteśmy przy niej, przy jej przeżyciach i na przykład możemy też jej w jakiś sposób pomagać. Koncentrując się na tym, to, co słyszymy i staramy się upewniać, odbieramy dokładnie to, co ta druga osoba nam wysyła. W ten sposób "rozmawiają ze sobą" modemy.
To interesujące. Wyjaśnij mi to tak bym zrozumiał.
Ty zadajesz mi pytanie, a ja sprawdzam je, wyrażając innymi słowami. Zależy mi na tym, żeby być pewnym, że zrozumiałem to co ty chciałeś mi przekazać. N tym poziomie wchodzę w twoją perspektywę i naprawdę zaczynam rozumieć, zaczynam być w słuchaniu.
No i czwarty poziom, ten najgłębszy, Polega on na tym, że wsłuchujemy się w potencjał i w to, kim się staje ta osoba, której słuchamy. Czyli nie tylko jesteśmy w jej perspektywie, ale jakby zaczynamy widzieć i aktywnie doceniać jakość, która ona wnosi. W ten sposób zaczynamy mówiącą osobę aktywnie wspierać, stajemy się, jakby pewną wersją tej osoby. Z tym etapem mamy do czynienia w dobrym coachingu, czy na, pełnych zaangażowania się wszystkich uczestników, zebraniach, podczas różnego rodzaju procesów terapeutycznych, które wymagają pełnej współpracy i świadomości wspólnego celu. To jest jakby ogólna mapa słuchania, którą proponuję.
[…]
Gdy chcemy mieć naprawdę głęboki dialog albo chcemy na prawdę coś zrozumieć, musimy słuchać na tym trzecim poziomie.
„Większość ludzi nie słucha po to by zrozumieć, lecz po to by odpowiedzieć.”
― Stephen R. Covey,
Sobota
Z bloga Mirosława Dakowskiego [http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=48]:
Wg. Feliksa Konecznego (1862-1949) największymi jednostkami życia zbiorowego ludzi są cywilizacje, nie zaś ludzkość. Definiuje cywilizację jako metodę ustroju (czyli budowy) życia zbiorowego. W danej cywilizacji podobny (współmierny wg FK) ale nie jednakowy jest stosunek ludzi, połączonych w narody, do pięciu (tyle i tylko tyle!) wartości (quincunx): dobra, prawdy (wartości duchowe), zdrowia, dobrobytu (wart. materialne) oraz piękna (tak duchowego iak i materialnego).
Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby.
Nie może istnieć spójna ludzkość jako mieszanka czy synteza cywilizacyj. Ludzkość może powstać tylko po zwycięstwie jednej cywilizacji nad innymi.
Jeśli jedna cywilizacja opanuje świat, nie będzie to zwycięstwo ani orężne, ani materialne. Najważniejsze dla niego są abstrakty, pojęcia duchowe.
Walka cywilizacyj jest więc nieunikniona, ma jednak charakter głównie konkurencji różnych etyk, różnych rodzajów stosunku do Dobra i Prawdy.
Mieszanki cywilizacyj zawsze prowadzą do bierności ludzi, do stanów acywilizacyjnych i do zapaści całych narodów.
Cywilizacjami, które FK wyróżnił i zbadał, są w naszych czasach:
Ze struktury nauki o cywilizacjach FK-go logicznie wynikło parę praw dziejowych, przejrzyście i przekonywująco udowodnionych:
Przeszło 10, dogłębnie udokumentowanych książek FK pozostaje mało znanych, szczególnie na Zachodzie). Occident.
W latach 90-tych natomiast ogromną publicity uzyskały prace Samuela Huntingtona (dalej SH), którego uczyniono głównym ideologiem globalizmu. Jego książki błyskawicznie tłumaczone są na wszystkie języki, są omawiane i dyskutowane. Gdy w połowie lat 90-tych przeczytałem jego „Clash of civilisations”, uderzyło mnie, że jest to plagiat myśli i analiz FK. Nawet mapki ukazują granice cywilizacyj wg. FK (np. w Europie granice turańskiej i bizantyńskiej – oraz łacińskiej). Myśl FK została jednak zdeformowana : Tam, gdzie FK wykazuje konieczność konkurencji duchowej czy ideowej, SH zakłada clash – zderzenie sił fizycznych. Tam, gdzie FK omawia niebezpieczeństwa upadku czy deformacji cywilizacji wyższej, subtelniejszej, pod ciosami prymitywniejszej czy bardziej brutalnej, tam SH omawia możliwość powstania cywilizacji synkretycznej, globalnej.
Nigdzie w książkach SH nie znalazłem odnośników do prac FK, z których czerpał. Nie odpowiedział też na pytanie, dlaczego tak się stało, jeśli tyle osiągnięć FK uznał za swoje – i odwrócił wnioski. Może i dobrze, bo u SH dzieje się to metodą solve et coagula – zburz i buduj od nowa.
Po 11 września (czy może już przed?) nagłośnione przez prasę i TV poglądy SH służą do uzasadniania mechanizmu czy też potrzeby zderzenia cywilizacji łacińskiej (popularnie zwanej chrześcijańską) z islamem, do zderzenia – fizycznego - cywilizacji religijnych. A czyni się to z obozu globalistów, czcicieli złotego cielca, nie mających nic wspólnego ani z chrześcijaństwem, ani z cywilizacja opartą na narodach, cywilizacją łacińską.
Czas najwyższy, by intelektualiści, szczególnie Europy Zach. i obu Ameryk poznali nieskażoną myśl FK. To może pomóc w powstrzymaniu tak wymarzonego przez naszych wrogów clash-u. A metody i osiągnięcia FK służą budowie świata harmonijnego, Bożego
Piątek
Czwartek
Kilka miesięcy temu wszystkich zszokowała decyzja Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej dot. Oscarów: "Nagrodę za najlepszy film będzie mógł od 2022 roku trafić do produkcji, w której przynajmniej 30 proc. to kobiety, niepełnosprawni, reprezentanci mniejszości rasowych i seksualnych".
Mało tego, przynajmniej jeden z głównych aktorów musi pochodzić z niedostatecznie reprezentowanej grupy etnicznej bądź rasowej. Nawet fabuła filmu musi być związana z co najmniej jedną z wymienionych wyżej grup.
Przedsmakiem były ostatnie rozdania nagród, gdzie statuetki zgarniały filmy, które dotyczyły spraw mniejszości seksualnych i rasowych – np. „Moonlight”, „Green Book” czy „12 Years a Slave”.
Teraz drogą Akademii podąża telewizja CBS. Ta wprowadziła nowe wymogi dot. obsady programów… reality show.
Nawet działy zajmujące się tworzeniem scenariuszy będą musiały być przynajmniej w 40 procentach obsadzone reprezentantami mniejszości, a od 2022 do 2023 w co najmniej w 50 procentach.
To kolejny typ matrixu. Widzowie będą postrzegali "rzeczywistość" oczami mniejszości. Czy to jest demokratyczne?
Niedziela
Ciekawy przykład zacietrzewienia w dyskusji. Mariusz nie sprawdził pojęcia "bifurkacja" i podważa to co mówi wykładowca.
Na poprawnie i merytorycznie zwróconą uwagę, że nie ma racji odpowiada całym elaboratem: To ty się mylisz. Bifurcate- z ang. rozwidlać się i nie jest sprecyzowany kierunek czegokolwiek w tym rozwidleniu. Śmieszy mnie snobizm polegający na zapożyczaniu pojęć z języka angielskiego zwłaszcza przy słabej znajomości tego języka i nadawanie tym pojeciom(to zwykłe słowa) pewnych magicznych, dodatkowych znaczeń tak jakby rozwidlenie miało jakieś kierunki! Rozumiem, że rzeka może płynąć tylko w jedną stronę i rozwidlenie to zawsze wg specjalistów od riwerologii(to mój wymysł) stworzenie dwóch oddzielnych nurtów. W tzw szczątkowej polskiej nauce widać gołym okiem naśladownictwo pojęć, kopizm, wtórność, podrzędność. Polscy pseudo naukowcy czytają dzieła swoich anglojęzycznych odpowiedników i tak zdobywają swoją pseudo wiedzę - wiedza tego typu zawsze jest wtórna i nie polega na własnym doświadczeniu tylko kopiowaniu czyichś badań, stąd mamy takie żałosne rezultaty.
A wystarczyłoby, zanim zacznie cokolwiek pisać, by zapytał interenetu czym tak na prawdę jest "bifurkacja".
Ja tu apeluję by stosować Rozumowanie od podstaw, ale niestety bardzo wiele osób tzw. WiemLepów wie lepiej, choć nie wie nic, a "wiedzę" czerpie z własnych wyobrażeń.
Środa
Tego typu reguły zależą oczywiście od branży. Oto moje
Podobny wpis "Walka z natłokiem komunikatów" z dnia 2015.12.23.
Poniedziałek
Cybernetyk doc. Kossecki zauważał, że liberałowie wyznają jednowymiarowe widzenie świata za pomocą redukcji wszystkiego do ekonomizmu i miał rację. Liberałowie nie pojmują znaczenia kultury, która tworzy w ludziach świat wartości. Lewica dawno to pojęła i wygrywa - pisze o tym Karoń, Michalkiewicz, Przybył, Chodakiewicz, Braun itd.
Lewica, którą finansuje WIEKI KAPITAŁ, poprzez PRYWATNE media CELOWO demoralizuje ludzi i niszczy naszą kulturę. Oni chcą mieć miliardy debili-konsumentów, którzy będą żyć rozrywką, brać kredyt i pracować na jego spłatę.
Na wolnym rynku kultury wygra szmira i discopolo. Bo ludzie nie chcą tego, co jest trudne i wymagające. Chcą tego co łatwe, miłe i przyjemne. Chcą rozrywki i hedonizmu a lewica im to daje, więc wygrywa. Lewica mówi: "Wszystko ci wolno, żyj jak świnia i pamiętaj, że nikt nie ma prawa krytykować twojego świńskiego zachowania." Większości ludu ten chlew pasuje.
Ludzie nie radzą sobie ze złymi skłonnościami, więc popierają lewicę i niszczenie wymagań - niszczą edukację itd. Niedługo będą rozdawać świadectwa maturalne jak ulotki.
Kościół boi się zdemoralizowanej biegającej po ulicach hołoty wychowanej na pierdołach z Netfliksa, na pornolach i grach komputerowych.
Widziałem się z autorem książki "Czas Sodomy". Pokazuje on jak wielki kapitał finansuje niszczenie chrześcijaństwa i rodziny oraz na promocje dewiacji. Jakie pieniądze idą na anarchistów z Antify, tęczowych degeneratów itd. W Hollywood za PRYWATNE pieniądze powstają filmy demoralizujące miliony ludzi, ośmieszające tradycyjne wartości, promujące zboczenia pokazujące, że konserwatyści są głupi a lewica mądra i pragnie dobra.
Widziałeś zdjęcia z homoparad? Tam są obecne wszystkie wielkie korporacje.
Lenin i Trocki też doszli do władzy dzięki wsparciu wielkiego kapitału. Tam nie ma dotacji z ministerstw. Jakoś dziwnie wielki biznes nie wspiera rodziny i moralizacji ale właśnie demoralizację i atomizację społeczną…
Nawet prof. Chodakiewicz o tym ostatnio mówił: https://www.youtube.com/watch?v=iqyt_7m0Xsg
Już obecnie nie ma sensu odwoływać się do chrześcijaństwa, bo większość nadwiślańskich tubylców ma wartości gdzieś. Ludzie chcą konsumować i niewiele więcej. To jest faza schyłku.
Globalni kapitaliści to współcześni Neroni - ludzie obłąkani przez bogactwo i władzę. To są zwykli sataniści, pełni pychy ludzie, którzy uznali się za bogów i chcą zapanować nad ludzkością. Obecnie na chama domykają lockdown. Dopychają wszystko kolanem.Rządy im służą, bo są zależne od strumieni pustych pieniędzy "kreowanych" przez globalny system finansowy.
Ma być tak, jak chce garstka pomyleńców! A ludzkość zachipować jak psy i wziąć za gębę za pomocą lichwy.
Pozdrawiam,
M.J.
PS: Wielkim tego świata nie chodzi o pieniądze, bo oni produkują biliony za pomocą maszynki do kreacji pustego pieniądza przez systemy bankowe. Im chodzi o totalną dominację. To jak z chytrą babą z bajki o rybaku i złotej rybce.
Niedziela
Były tego trzy filary:
Logika w tym jest, nieprawdaż?
Zródło: https://bigthink.com/strange-maps/bubonic-plague-spares-poland?
One main reason why Poland escaped relatively unscathed, was the decision by Poland's king, Casimir the Great, to close the country's borders – and set up internal quarantines.
This increased Poland's natural isolation, both from the outside world and between the settlements within the country – generally smaller and less connected than elsewhere in Europe. Prague to Krakow took eight days on horseback. People infected took between 24 to 72 hours to get sick. So the issue would 'resolve' itself well before the danger reached the Polish border.
Isolation plus quarantine certainly helped spare Poland from the worst of the epidemic. One more spurious explanation is that Poland had more cats than other parts of Europe, and thus less disease-carrying rats…
Sobota
W swej książce "The body" Bill Bryson pisze A single parent bacterium could in theory produce a mass of offspring greater than the weight of Earth in less than two days. In three days, its progeny would exceed the mass of the observable universe. Clearly that could never happen, but they are with us already in numbers beyond imagining. If you put all Earth’s microbes in one heap and all the other animal life in another, the microbe heap would be twenty-five times greater than the animal one.
Świetny, przemawiający do wyobraźni przykład niewyobrażalnej mocy wykładniczego namnażania. Już chciałoby się użyć… Ale, ale, nic na wiarę, warto to sprawdzić.
Sięgam więc do Wikipedii po informacje:
Mass of the observable Universe 1.5*1056g
Mass of Earth 6.0*1027g
Mass of a bacterium 1.*10-12g
Naukowcy twierdzą, że w sprzyjających warunkach bakterii wystarcza 20 minut by się powielić. Czyli jeśli w chwili 0 mamy jedną bakterię to:
Min. | Liczba bakterii | Waga bakterii |
---|---|---|
0 | 1 | 1*10-12 |
20 | 2 | 2*10-12 |
40 | 4 | 4*10-12 |
1 godz. | 8 | 8*10-12 |
1 godz. 20 min. | 16 | 1.6*10-11 |
1 godz. 40 min. | 32 | 3.2*10-11 |
… | … | … |
Ile bakterii potrzeba by ważyły tyle co Ziemia, czyli 6.0*1027gramów?
6.0*1027 / 1*10-12 = 6.0*1039
Przy obliczeniu skorzystałem ze wzoru: am / an = am-n
Sięgnijmy po kolejny wzór: 2x = 10x*log2
Ponieważ log(2)≈0.3 to: 2x = 10x*0.3
Z obliczeń nam wyszło, że potrzebujemy 6.0*1039 bakterii, dla uproszczenia rachunków zawyżmy tę liczbę do 1040
Jeśli zatem x*0.3=40 to x=133.333 podziały dla uproszczenia zawyżmy do 134
Obliczmy teraz w ile minut dojdzie do 134 podziałów: 134 * 20 = 2680 minut
2680 minut to 44,66 godziny czyli rzeczywiście mniej niż dwa dni.
Powtarzając te obliczenia dla masy obserwowalnego Wszechświata otrzymujemy:
4600 minut czyli 76,66 godzin i w końcu 3.19 dnia.
Łącznie na poszukiwanie stosownych wzorów, obliczenia i ich zapis w html'u poświęciłem dwie godziny. Ale tak właśnie wygląda przykład Rozumowania od podstaw albo jak kto woli totalnego dociekania. Wniosek jaki wynika z tego wszystkiego jest taki
Czy poświęcenie tych dwóch godzin się opłaciło? Tak. Co więcej opłaciło sie zapisanie tych metod i obliczeń krok po kroku, bo teraz bedę mógł do nich szybko sięgnąć, bo aż wstyd powiedzieć, robiłem je już kilkukrotnie od 2008 roku.
Wtorek
Barbara Labuda: Pora mówić mocniej
W życiu często brałam udział w protestach. Jeszcze kilka lat temu, gdy protestowaliśmy w obronie sądów, zastanawialiśmy się, gdzie jest młodzież, bo przecież robimy to dla niej. Młodzieży nie było. Była obojętna. To nie była ich sprawa. Dla nas było to bolesne. Dziś spójrzmy na ulice - prawie sama młodzież - mówi Interii Barbara Labuda, była minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i działaczka na rzecz praw kobiet oraz wolności światopoglądowych. - Chory układ między klerem a władzą to zakała naszej demokracji. Zepsuło mi to całą radość z przemian, do których wspólnie po 1989 roku doprowadziliśmy. Dlatego dziś nie przeszkadza mi, gdy demonstranci wchodzą do kościołów - dodaje.
Łukasz Szpyrka, Interia: Co się dzieje?
Barbara Labuda: - Młoda Polska pokazuje determinację, ale też mądrość. Doskonale zidentyfikowała swoich przeciwników, czyli polski kler i PiS. Moje pokolenie myślało dotąd, że młodzież nie rozumie co się dzieje i ma w nosie wiele spraw.
LS: Jest inaczej?
BL: Okazało się, że doskonale wiedzą, że Trybunał Konstytucyjny to fasadowa instytucja, a Julia Przyłębska jest marionetką. Podglebie tego, co się dzieje, trwa w Polsce od lat. Myślę o chorym i patologicznym związku Kościoła z państwem. Protesty są imponujące. Zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.
LS: Hasła nie są za mocne?
BL: Niektóre są wulgarne i drastyczne. Siedziałam w więzieniu, gdzie więźniarki posługiwały się ordynarnym językiem. Nie odpowiadało mi to. Dziś natomiast wydaje mi się, że młodzi to inne pokolenie, inny typ wyrażania uczuć. Nie cierpię wulgarności, ale pamiętam nasze protesty z początku lat 90.
[…]
LS: Od orzeczenia Trybunału się zaczęło.
BL: Wyrok TK z poprzedniego tygodnia to cyniczne, wykalkulowane działanie władzy, bo liczono się z tym, że ludzie nie wyjdą na ulice z powodu pandemii. A jednak zaryzykowali swoim zdrowiem, co prawdopodobnie przyczyni się do rozprzestrzeniania wirusa, ale zrobili to świadomie, w imię czegoś większego. Młodzież zachowuje się w sposób dojrzały, co wprawia mnie w stan podziwu. Jednocześnie jestem zmartwiona, że u schyłku mojego życia, zostawimy Polskę w rękach ludzi cynicznych i bezwzględnych.
[…]
Barbara Labuda - dr nauk humanistycznych, działaczka opozycji antykomunistycznej w PRL, była posłanka trzech kadencji, była minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ambasadorka Polski w Luksemburgu, działaczka na rzecz praw kobiet i wolności światopoglądowych.
Doktor nauk humanistycznych?! Nauk?! Humanistycznych?! Wyrachowane śc… polityczne, nie liczące się z konsekwencjami tego co mówi.
I chyba najlepszym komentarzem do powyższego jest artykuł Krzysztofa Stanowskiego:
Dziennikarz sportowy Krzysztof Stanowski odniósł się do sytuacji, z którą od kilku dni mierzymy się na ulicach polskich miast. „W środku tego pożaru przydałby się ktoś z gaśnicą, a nie kanistrem. Bo bez gaśnicy to my zaraz się rzucimy sobie do gardeł, ale już tak na poważnie. O nic więcej nie proszę – jedynie o gaśnicę” – zaczyna swój wpis publicysta, któremu zdarza się komentować sprawy dotyczące życia społecznego i polityki.
Wpis Stanowskiego niesie ze sobą dużą dozę rozsądku, którego tak bardzo brakuje dzisiaj na polskich ulicach. Jednocześnie nie stawia siebie w roli autorytetu czy wyroczni, wręcz przeciwnie, stara się przedstawić wątpliwości, które rodzą się w głowie przy okazji próby zrozumienia obu stron tego konfliktu.
„Muszę od razu zaznaczyć: jestem człowiekiem, który ma wątpliwości. Dużo wątpliwości. Nie miałbym sumienia, by zmuszać kobietę do urodzenia martwego lub w zasadzie martwego dziecka, dla mnie to bestialstwo, ale nie wiem, jak podejść np. do dzieci z zespołem downa” – pisze.
„Uważam, że zasługują na życie, ale jednocześnie uważam, że na życie zasługują rodzice – na życie, a nie – jak to często (nie zawsze!) bywa w takich wypadkach – wieczne utrapienie i rozpaczliwą, nieskuteczną próbę zorganizowania sobie i dziecku szczęścia oraz godnych warunków. Uważam, że jako państwo nigdy nie stanęliśmy na wysokości zadania w tej kwestii, a całą tę zgryzotę bezdusznie przerzucamy na matkę i ojca. I na matkę oraz ojca chcemy przerzucać stuprocentową moralną odpowiedzialność za ich decyzje, a to nie takie proste” – tłumaczy w najbardziej kontrowersyjnym fragmencie swojego wpisu. Bo o ile opisywany przykład jest bardzo drastyczny, to mimo wszystko komfort życia rodziców nie powinien być stawiany powyżej życia dziecka z zespołem downa – kropka.
„Nie wiem, po prostu nie wiem, jak do tego podejść. Wewnętrznie się miotam. I jakoś nie zazdroszczę ludziom, którzy mają bardzo jednoznaczną opinię. Nie jestem w stanie oceniać. Chociaż podziwiam ludzi, którzy zakasali rękawy, zmierzyli się z dramatem i robią swoje. Bohaterowie” – słusznie podsumowuje Stanowski.
Dalej zaznaczył, że nie zgadza się ani z orzeczeniem TK, ani z protestującymi na ulicach agresorami. „Nie popieram wyroku Trybunału Konstytucyjnego, uważam, że wielu (nie wszyscy!) jego entuzjastów to osoby nawiedzone i dziwne. Boję się ich. Ale nie chodzę też na protesty, ponieważ nie zgadzam się z wieloma głoszonymi tam hasłami – i tam też widzę osoby nawiedzone i dziwne” – ocenia.
„Jeśli czytam, że tylko kobieta może decydować o swojej macicy… Jeśli czytam o „aborcji bez granic”… Tak, kobieta decyduje o swojej macicy, ale – moim zdaniem – tylko do czasu. Decyduje z kim i na jakich zasadach idzie do łóżka, ale – moim zdaniem! – nie decyduje, że może w dowolnym momencie swobodnie skasować nowe życie. Czas na to był w momencie, gdy prezerwatywa leżała w szufladzie i nikt po nią nie sięgnął” – trafia w sedno dziennikarz.
„Ale no właśnie: i tu mam wątpliwości. Nie przeszkadzają mi pigułki ‚dzień po’ (chociaż to nie dropsy), za to przeszkadza mi aborcja dziecka, któremu bije serce. Czy to dziecko już? W którym momencie mówimy nie o zarodku, a o dziecku właśnie? Nie wiem. Nie jestem z obozu TK i nie jestem z obozu ‚aborcji bez granic’. Ale jestem za wzajemnym szacunkiem i dialogiem” – podkreśla.
„Jestem za tym, by ludzie żyjącym w jednym kraju szli na kompromisy, bo na koniec my wszyscy musimy się dogadać i poukładać to nasze wspólne poletko. Nie chcę widzieć tych napompowanych byczków przed kościołami i w nich pokładać nadziei na porządek w państwie, bo to by oznaczało, że nadziei nie ma. Ale nie chcę też widzieć tej hołoty, wypisującej hasła na elewacji kościołów i zakłócającej mszę. Rozumiem ogromną większość protestujących (bo ekstremistów nie rozumiem), ale rozumiem też kierowców, którym puszczają nerwy i zamiast na hamulec, chcąc nacisnąć na gaz” – zaznacza.
Stanowski słusznie zauważył, że całą tę sytuacje na różne sposoby próbują wykorzystywać poszczególne partie polityczne. „Wszyscy wszystkich nakręcają, bo mają w tym interes. Jedni chcą obronić wpływy, inni chcą je przejąć. Meritum protestów przestaje mieć znaczenie, liczą się wyłącznie ich zasięgi – bo skoro są zasięgi, to protesty są na tyle sexy, że trzeba się pod nie podpiąć. Nie widzę na razie nikogo, kto będzie chciał to napięcie rozładować. A my naprawdę tego potrzebujemy” – pisze Stanowski.
„Na razie nikt nie zamierza zrobić kroku w tył (a raczej każdy zamierza zrobić ze do przodu), ale to droga donikąd. Ratujmy szpitale, ratujmy chorych ludzi, ratujmy gospodarkę, ratujmy przedsiębiorców. Błagam o gaśnicę!” – apeluje.
Niedziela
Ultima Thule rzecze:
Zwracam uwagę, że skoro to państwa oparte o biurokrację wygrały konkurencję, to znaczy, że być może mają jakąś wartość dodaną ?
Oto, jak to wygląda:
Straty:
- państwa ograniczają wolność
- państwa marnotrawią zasoby
Korzyści:
- zmuszanie ludzi do produkcji większej liczby dóbr
- zapewnienie bezpieczeństwa
- nadanie ram prawno-organizacyjnych dla retencji majątków
Innymi słowy państwo więcej daje, niż zabiera. Nie da się usunąć negatywnych skutków przemocy, a zostawić jedynie pozytywne. Można jedynie minimalizować skutki negatywne.
Refleksja:
Wyobraźcie sobie, że jakieś państwo drastycznie obniża podatki i likwiduje większość biurokracji i wydatków publicznych tworząc nieomalże idealne państwo minimum. Komuś się może wydawać, że to będzie wspaniale, bo ludzie zaczną tworzyć więcej dóbr, będą chętniej chodzić do pracy, bo będą pracowali na siebie itp. Ale to BŁĄD !!! Otóż okazuje się, że ludzie gdy przestaną być okradani przez państwa ZMNIEJSZĄ swoje zaangażowanie w pracę ! Będą wytwarzać mniej dóbr, a zaczną korzystać z czasu wolnego dla rozrywki. I dokładnie to się dzieje na naszych oczach ! Młode pokolenia wolą zabawę, niż więcej pracy. Nawet pracę próbują zamienić w miejsca rozrywki (vide: różne idiotyzmy korporacyjne). Gdyby ktoś kazał ludziom pracować tak ciężko, jak się pracowało 50 lat temu, to woleliby nic nie zarabiać.
Jaka byłaby więc konsekwencja istnienia państwa minimum ? Nie zmuszałoby ono ludzi do wysiłku, a brak wysiłku DEGENERUJE. Dlaczego w Afryce nie powstały nigdzie złożone struktury społeczne ? Bo banan był na wyciągnięcie ręki.
Dlaczego powstały państwa w Europie i stały się największymi potęgami w historii ludzkości ? Bo na północy nie dało się przeżyć bez zorganizowania struktur, które pozwalały przetrwać okres zimowy. Czyli trzeba było gromadzić żywność, hodować zwierzęta, budować schronienia, zapewnić sobie opał na zimę itp. Tego prymitywne struktury społeczne nie byłyby w stanie zrobić. Dzięki strukturom państwowym powstała kasta ludzi, która nie musiała pracować (naukowcy, urzędnicy, artyści, kapłani, zakonnicy itp). Nawet jeżeli 99% z nich to byli pasożyty, to ten 1% wymyślał nowe technologie przemysłowe, rolnicze, organizacyjne, pismo (retencja i kolportaż wiedzy) itp. W Afryce nie było potrzeby tworzyć takich struktur. W Europie bez tego nie dało się przeżyć.
Czym się różni podatek nakładany przez państwo od "podatku" nakładanego przez naturę ? Można by powiedzieć, że życie w Europie było WYŻEJ OPODATKOWANE od życia w Afryce ! To dlaczego "afrykański raj podatkowy" niczego nie zbudował, a "opodatkowane klimatycznie" narody Europy stworzyły potęgę ?
Gdy spojrzymy na kształty kontynentów, to zauważymy, że Europa miała TRZY atuty:
- rozwinięta linia brzegowa rozwijająca handel i zdolności żeglugowe
- klimat wymuszający retencję zasobów na okres pół roku
- zróżnicowaną rzeźbę terenu, dzięki której mogły się rozwijać różnorodne organizmy państwowe, bo były chronione przed zdominowaniem przez inne państwa barierami gór i rzek.
p.s.: co ciekawe - prosty wydawałoby się wynalazek koła był używany WYŁĄCZNIE w Europie. Można by wręcz powiedzieć, że koło było dla innych cywilizacyj piątym kołem u wozu…
Ultima Thule poruszyłeś baaardzo ważny temat i poruszyłeś go znakomicie. Temat, który mam na myśli to Model jak gra żywe, czyli pokrótce konkurowanie ze sobą dwóch grup społecznych i analizowanie przyczyn - konstruktorów, które powodują, że jedna grupa wygrywa z drugą.
Przymus klimatu umiarkowanego spowodował wykształcenie takich a nie innych cech (indywidualnych i reguł współpracy) u Europejczyków, że w konkurencji z innymi grupami społecznymi po prostu wygrywali, co zaowocowało podbiciem tych grup. Ustosunkuję się teraz do stwierdzenia "państwa oparte o biurokrację wygrały konkurencję". Samo słowo "biurokrację" jest mocno nieprecyzyjne. Anglia miała biurokrację i Francja też, ale Anglia podbiła większe terytoria i lepiej sobie z nimi radziła.
Problem według mnie leży w tym, że w każdym kraju możemy wyodrębnić dwa czynniki: wpływ biurokracji (WBI) na rozwój i wpływ wolności osobistej (WWO). Wiem, że to co teraz powiem jest mocno nieprecyzyjne ale jest za to obrazowe. Wyobraźmy sobie, że jest państwo np. nazwijmy je Rosja, w którym nie ma wolności osobistej, czyli matematycznie można powiedzieć, że wpływ biurokracji na rozwój tego kraju jest na poziomie 100%. Oczywiście kraju o 100% wolności osobistej nie ma.
Powstaje zatem pytanie jaki powinien być stosunek WBI do WWO by kraj się najlepiej rozwijał (myślę tu o 4 parametrach: mocy gospodarczej, mocy demograficznej, mocy obronnej i samozadowoleniu obywateli). Pytanie na marginesie, czy przypadkiem takim krajem nie jest Korea Płn.? Bo na pierwszy rzut oka wszyscy jej mieszkańcy tak kochają swego wodza, że muszą być w siódmym niebie nawet jeśli umierają z głodu.
Kiedyś na jakiejś konferencji usłyszałem taką tezę, udowodnioną ponoć empirycznie, że kraj rozwija się najszybciej gdy opodatkowanie obywateli jest na poziomie około 25%. Pośrednio można wysnuć wniosek, że WBI wynosi właśnie te 25% natomiast WWO 75%.
Konkludując: tak chyba trzeba patrzeć na to zagadnienie: konstruktorów rozwoju jest kilka, jaki powinien być ich procentowy udział/skład by kraj rozwijał się najszybciej. Nie szukamy zatem jednego czynnika, który to zagwarantuje, lecz kilku i co więcej ich wzajemnego udziału.
Sobota
Ciekawy incydent miał miejsce we francuskiej Bretanii. Muzeum w Nantes odłożyło otwarcie wystawy o XIII-wiecznym przywódcy Mongołów Czyngis Chanie i oskarżyło komunistyczne Chiny o stosowanie cenzury i zmienianie historii. Incydent pokazuje, że Pekin traktuje nawet średniowieczną historię całkiem poważnie.
Muzeum Historii na Zamku Książąt Bretanii w Nantes zaplanowało wystawę o Czyngis Chanie we współpracy z chińskim muzeum w Mongolii Wewnętrznej w Hohho. Pojawiły się jednak konflikty i różnice zdań na poziomie faktów historycznych. Chińskie Biuro ds. Dziedzictwa Kulturowego zażądało od francuskiego kuratora wystawy daleko idących zmian.
Departament kultury komunistycznych Chin zażądał pełnej kontroli nad wszystkimi tekstami i katalogami wystawy, w tym mapami i broszurami. Miały być przesłane do Chin celem zatwierdzenia.
Już po podpisaniu umowy na wypożyczenie eksponatów na wystawę we Francji, Chiny zażądały usunięcia związanych z ekspozycją takich słów jak „Czyngis-chan”, „imperium” i „mongolska”. W zamian proponowały termin „chińska kultura stepowa”.
Poza cenzurą terminów, nalegano także całkowitą zmianę dyskursu historii. Muzeum w Nantes uznało wersje narzucane przez państwo komunistyczne za „zniekształcanie opisu kultury mongolskiej”.
W albumie ocenzurowanym przez Pekin, słowo „Mongoł” pojawia się dopiero na dwunastej stronie, Czyngis-chan znika, a punktem odniesienia wystawy staje się dynastia Han. „To pryzmat, który odpowiada narodowej narracji rozwijanej obecnie w Chinach ”- mówi dyrektor Château des Ducs de Bretagne, Bertrand Guillet.
Muzeum odłożyło organizację ekspozycji na rok 2024. Jego zdaniem obecne żądania Chin mają tło polityczne i są odbiciem zaostrzenia „stanowiska chińskiego rządu wobec mniejszości mongolskiej”.
Ostatnio sporo mówi się o wynarodowianiu w Chinach islamskich Ujgurów, prześladowaniach w Hongkongu, czy Tybecie. Opresja komunistów dotyczy jednak także Mongołów w Chinach, co jest mniej znane na Zachodzie.
Po drugiej wojnie światowej Chiny zaanektowały południową Mongolię, która stała się Autonomicznym Regionem Mongolii Wewnętrznej. Przez ostatnie 70 lat Komunistyczna Partia Chin zachęcała etnicznych Chińczyków do osiedlania się w tym regionie. Obecnie Chińczycy są tam sześciokrotnie liczniejsi niż rdzenni mieszkańcy. Przyszła też pora na zmienianie historii.
Piątek
Przeredagowuję dziennik 2013 roku. I w trakcie prac natrafiłem na bardzo głęboki cytat Wilhelm'a Röpke'go. Myśl zaiste przednia, sam Wilhelm to rówieśnik mojej Babci Kasi. Kim był?
Wilhelm Röpke dorastał w liberalnej rodzinie lekarskiej. Po maturze rozpoczął w 1917 studia prawnicze i politologiczne w Getyndze, następnie w Tybindze i Marburgu. Tam zmienił kierunek studiów na ekonomiczne, które ukończył z wyróżnieniem w 1921. Dzięki temu został asystentem prof. Waltera Troeltscha. W 1922 uzyskał tytuł prywatnego docenta [należy to rozumieć jako "niezależny", bo nie był to etatowy pracownik uczelni] ekonomii politycznej Uniwersytetu w Marburgu i w wieku 24 lat został najmłodszym profesorem Uniwersytetu w Jenie. Przebywał również gościnnie w USA w Fundacji Rockefellera. Później pracował także na Uniwersytecie w Grazu i Marburgu. Zaangażował się także w sprawy polityczne. Pod pseudonimem "Ulrich Unfried" [Ulrich Niepokój - przyp. JF] pisywał artykuły skierowane przeciwko koncepcjom gospodarczym korporacjonistycznym i skrajnie konserwatywnym. Ostrzegał również przed zwycięstwem wyborczym NSDAP. Jako znany przeciwnik nazizmu opuścił w 1933 Niemcy i wyjechał do Turcji, gdzie rozpoczął wykłady na Uniwersytecie w Stambule. Tam powstała jego najbardziej znana książka: "Die Lehre von der Wirtschaft" (Nauka o gospodarce), która stała się teoretyczną podstawą późniejszych publikacji Röpke`go z zakresu ekonomii i polityki społecznej. Na przełomie 1937 i 1938 Röpke przenosi się do Genewy, gdzie podejmuje pracę w Instytucie Studiów Międzynarodowych. Jego doktorantem był tam Carl Zimmerer. W Genewie powstaje socjologiczno – filozoficzna trylogia Röpke`go: "Gesellschaftskrisis der Gegenwart", "Civitas humana", "Internationale Ordnung"). Zarys tych prac przygotował jeszcze w Stambule wraz ze swoim naukowym przyjacielem Aleksandrem Rüstowem. Opisał w nich – zgodnie z założeniami przedstawicieli tzw. szkoły freiburskiej – swoje przemyślenia na temat porządku gospodarczego. W późniejszym czasie poglądy Röpke`go stawały się coraz bardziej konserwatywne. Znalazły swój wyraz w książce "Jenseits von Angebot und Nachfrage".
Wtorek
Przełom września i października to dla nas zwyczajowy okres na piesze wędrówki. Od lat przemierzamy siatkę dróg pielgrzymkowych Camino Santiago de Compostella w Hiszpanii i Portugalii. Jeździliśmy właśnie tam głównie po to by przed ponurą zimą złapać gorące słońce. W tym roku "szaleje wirus Covid-19", rządy, by ukryć swoją ostrą nieudolność w obszarach zarządzania wprowadzają znaczne ograniczenia wolności. Nie wiadomo zatem czy nie wstrzymają lotów, czy nie wprowadzą obowiązkowej kwarantanny po wylądowaniu w Hiszpanii lub po powrocie do Polski. Wraz z Dziubasami decydujemy się zatem na chodzenie po Polsce.
Prognozy są obiecujące: w ciągu dnia temperatury mają osiągać 17-20°C a rano mają nie być niższe niż 8°C. Raczej ma nie padać. Liście też jeszcze nie zaczęły zmieniać swych barw na jesienne.
Ze świadomością tego, że prognozy mogą wziąć w łeb i może non stop lać przy temperaturach o okolicy 10° postanawiamy podjąć ryzyko.
Z pomocą mapy.cz i booking.com wytyczam trasę, która zaczyna się "prawie z domu" i prowadzi aż do Kazimierza Dolnego. Atrakcji ma być sporo: zamek w Czersku, kolacja holenderska, skansen bojowy, Studzianki Pancerne przypominające ogladany w dzieciństwie serial "Czterej pancerni i pies", elektrownia Kozienice, muzeum Jana Kochanowskiego w Czarnolesie, zamek Janowiec, przeprawa promem przez Wisłę i Kazimierz Dolny, a na deser Korzeniowy wąwóz. Ze względu na rzadszą niż w Hiszpanii sieć noclegową planuję kilka podwózek. Zaczynamy od dojazdu taksówką, za 120 zł. do Czerska.
2020.10.06
Dystans: 33.80 km Czas: 8:47 godz.
Trasa na mapy.cz: https://en.mapy.cz/s/nedalumajo
Startujemy o 7:30, drogi trochę pokorkowane, ale nasz taksówkarz ma tego świadomość i wybiera najbardziej przelotową trasę. Wczoraj wieczorem była silna burza i dziś widzimy jej rezultat: połamane gałęzie i konary, porozrzucany styropian i elementy dachów, pozrywane druty - działo się!
★01 Zamek w Czersku omijamy, znamy go już, poza tym jest jeszcze zamknięty.
★02 Tuż po opuszczeniu Czerskiego ryneczku, zaskakuje nas oznakowanie naszej trasy. Należy ona bowiem do sieci Camino Santiago de Compostella i nasz szlak jest dodatkowo oznaczony charakterystycznymi muszelkami i korpulentnymi, żółtymi strzałami. Jest wilgotno, a zieleń pokryta jest kroplami deszczu i rosą. Po lewej mijamy majestatyczną sylwetkę górującego nad polami Czerskiego zamku. Słońce, wznosząc się, powoli ociepla powietrze.
★03 Już w pierwszych wioskach dostrzegam budynki kryte eternitem. "Dziwne" - myślę sobie - "Tyle się mówi o szkodliwości tego niezniszczalnego materiału, a tu proszę jeszcze nie wymieniony".
★04 Tu i ówdzie kilkuosobowe brygady zbierają jabłka. Tereny te to istne zagłębie tego biblijnego owocu. Drzewa nieduże, tak ze 2.5-3.5 metra wysokości, jabłka duże, dorodne, pękate, promiennie uśmiechnięte słońcem odbitym w ich czerwieni.
Trasę poprowadziłem tak by iść jak najbliżej Wisły, zrezygnowałem zatem z Warki. Omijamy ją daleko ★05 mostem przez, niedługo już wpadającą do Wisły, Pilicę.
W niecałą godzinę dochodzimy do Mniszewa, w którym najpierw się posilamy, a potem zwiedzamy ★06 Skansen Militarny 1 Armii Wojska Polskiego. Wchodzimy na wieżę widokową, potem dochodzimy do okopanego czołgu T-34 "Rudy". Ma otwarty właz, ale nie decyduję się by do niego wejść, tracąc tym samym, prawdopodobnie jedyną, szansę do zobaczenia jak to jest w nim w środku. Przestrzeń spora, zalesiona, eksponatami sa stanowiska bojowe różnego rodzaju armat, czołgu, wyrzutni rakiet "Katiusza" itp.
★07 W Kępie Skóreckiej sadownik zwożący skrzynie zebranych jabłek, zatrzymuje się i nas częstuje, ot tak po prostu. Strasznie to miłe! Jabłka ekologiczne, na przetwory, ponoć nie pryskane i dlatego skórka gdzie niegdzie upstrzona jest "parchami", bo tak nasz darczyńca nazywa brązowe placki.
★08 W końcu dochodzimy do "Nowego Domu Polska", tu będziemy spali i jedli. Jak się pozna gospodarzy to nazwa staje się jasna. Małżeństwo, ona Beata - Polka pochodząca z tych stron, a on Wim - Holender, po kilkudziesięciu latach przeżytych w Holandii zdecydowali się na przeprowadzkę do Polski. Ich dom to małe Niderlandy: przeogromne pokoje gościnne umeblowane są nietypowymi dla Polski antycznymi meblami przywiezionymi z ojczyzny gospodarza, jadalnia przestronna ze starą mechaniczną kasą pochodzącą ze sklepu mamy. Wim bowiem, to przędsiębiorca z dziada pradziada. "Źle się dzieje w państwie Niderlandzkim" - z goryczą przyznaje - "nie ma już klimatu dla małego biznesu, który uczynił Holandię bogatą. Teraz ludzie biednieją. Tu w Polsce jest teraz o wiele lepiej, dlatego postanowiliśmy się przeprowadzić."
Wim to pasjonat gotowania - jemy obfitą, przepyszną obiado-kolację. Kuchnia holenderska: gęsta zupa warzywna z kulkami mięsa, pieczeń, klops, sałatka warzywna, różne, własnej roboty, sosy smakowe, a na deser przetwory i owoce też własnej produkcji. Warzywa, gruszki, jabłka itp. pochodzą z przydomowych sadu i ogródka.
Cały czas, przy piwie, gawędzimy o miernościach tego świata i o zmianach społecznych, które nie poddają się rozumowi, lecz zachodzą tak nieuchronnie jak osuwanie się zbocza góry. Holandia kiedyś była bogata i przedsiębiorcza, ale to już historia. Społeczne zbocze osuwa się i nic, ani nikt nie może na to poradzić. Padamy o 21°°.
2020.10.07
Dystans: 30.00 km Czas: 7:00 godz.
Trasa na mapy.cz: https://en.mapy.cz/s/hegefebava
Śniadanie o 7°° i znów pełne zaskoczenie - full smaczny wypas: jajka zadzone, parówki, ser, wędliny - szwedzki stół na poziomie ★★★★★. Tak, pięciu hotelowych gwiazdek. Ruszamy przed ósmą, a przemili gospodarze żegnają nas z ganku.
Po jakichś dwóch godzinach marszu noszony moim instynktem eksloratora postanawiam nieco zoboczyć i udaję się nad brzeg Wisły. A tu młoda doktorantka lata sobie dronem (za 5000 zł) i filmuje dość odległą wyspę. Pisze doktorat na temat tego jak zmienia się jej kształt i jakie są tego przyczyny. Ciekawe kogo to interesuje i w jakim wymiarze ma to przełożenie na rozwój Polski?
Zieleń, rosa, zieleń - przyroda jeszcze wcale nie ma zamiaru ozłacać jesienią swych liści. Docieramy do Magnuszewa. W sierpniu 1944 roku trwały tu walki o uchwycenie i utrzymanie przyczółka warecko-magnuszewskiego. Atak niemiecki mający na celu zlikwidowanie przyczółka załamał się pod Studziankami, gdzie Wehrmacht poniósł ciężkie straty w wyniku kontruderzenia 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte. […] 14 stycznia 1945 roku z przyczółka wyszło uderzenie rozpoczynające wielką ofensywę styczniową,…
★09 Magnuszew to niewielka wieś, licząca nieco ponad 1000 mieszkańców. Kiedyś było to miasto. Kilka kilometrów po jego opuszczeniu mamy do czynienia z utraceniem sięszlaku. to znaczy stare znaki są gdzie niegdzie na drzewach, ale nie ma mowy o drodze lub scieżce, idziemy po prostu przez las. Okoliczna mieszkanka ostrzegła nas, że nie da się tamtędy przejść bez kaloszy. Daliśmy jednak radę.
Zmęczeni, po 28 km marszu, dochodzimy do ★10 Studzianek Pancernych. Zamieszkuje tę wieś około 185 osób, a słynna stała się z powodu bitwy pancernej, do której doszło w dniach 9–16 sierpnia 1944 w jej okolicach. Starły się w niej: polska 1 Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte i radziecka 8 Gwardyjska Armiia 1 Frontu Białoruskiego z dwiema niemieckimi dywizjami pancernymi (w tym 1 Dywizją Pancerno-Spadochronową „Hermann Göring”) i niemiecką dywizją grenadierów. I dobrze, że dostali w dupę: 14go września 1939 hitlerowski wermacht zamordował 8 jej mieszkańców.
W budynku szkoły znajduje się ★11 prywatne muzeum poświęcone tej bitwie. Nie dane nam jednak było zwiedzenie go. Choć planowaliśmy dojść do wsi Ryczywół oddalonej jeszcze o 6.5 km, to jednak skusiliśmy się na busa, który właśnie przejeżdżał i zabierał ludzi do Kozienic. Omija nas tym samym jedna z atrakcji ★12 Elektrownia Kozienice - druga co do wielkości elektrownia węglowa w Polsce.
Obiad i regenerujące piwo spożywamy we włoskiej restauracji.
2020.10.08
Dystans: 28.25 km Czas: 7:50 godz.
Trasa na mapy.cz: https://en.mapy.cz/s/balegucogo
Produkty na śniadanie kupujemy w markecie i jemy w pensjonacie na terenie Kozienickiego Centrum Rekreacji. Wyruszamy dość późno bo dystans nie jest jakiś wybitnie długi. Coć mapy.cz poprowadziły trasę przez las to jednak nie uwzględniły ★13 Rezerwatu Źródło Królewskie. Zdecydowaliśmy się nadłożyć drogi by zobaczyć ten uroczy i ciekawy fragment Puszczy Kozienickiej. I rzeczywiście warto było.
Niewielka rzeczka Zagożdżonka rozlewa się na dość sporym obszarze podmokłych łąk, bagna porośnięte są bujną roślinnością, którą można podziwiać idąc po specjalnie w tym celu skonstruowanych pomostach. Nieopodal znajduje się duży parking dla zwiedzających. Dziś nie ma tu nikogo, jednak ★14 bar w wagonie kolejki wąskotorowej działa. Dalej idziemy przeprostą drogą, pozostałością po zlikwidowanych torach kolejki, którą wywożono drewno z Puszczy. W lesie pełno grzybów, głównie kań, które tu nie cieszą się poważaniem. Nie wiadomo dlaczego ale nikt ich tu nie zbiera.
Z pogodą nam się udało, prognozy nie kłamały. Jest słońce, a jak go nie ma to i tak jest dość ciepło. Poranna rosa w zasadzie nie daje się mocno we znaki. czasem deszcz wisi w powietrzu, ale tak na prawdę to tylko przez godzinę była bardzo lekka mżawka. Za to dwa dni po powrocie zaczął sięokres ciagłych opadów, a temperatura zjechała poniżej 1000.
We wsi Bogucin znów dużo domów krytych eternitem, i znów szlak się gubi.
Dochodzimy do sennego letniskowego miasteczka, do Garbatki-Letniska, i tu w sklepie uzupełniamy zapasy, bo śpimy kilka kilometrów dalej w Garbatce-Zbyczynie, w której jak domniemamy nic się nie kupi.
★15 Tawerna Stawiska, bo tak nazywa się ośrodek, w którym przenocujemy. Zbudowany i prowadzony przez kobietę. Są tu stawy, restauracja, sala bankietowa, rząd pokoi w stylu amerykańskiego motelu, korty, plac zabaw dla dzieci, ale przede wszystkiem błogi spokój.
Jak są stawy, to na obiad musi być obowiązkowo pstrąg, piwo i po kieliszku wódki "husaria". Miło nam się z gospodynią rozmawia, próbujemy też nalewki jej produkcji. Kłopoty? - Typowe dla każdego polskiego przedsiębiorcy, ale Pani daje radę! Czapki z głów. Zwiedzamy salę bankietową przyozdobioną korzeniami jałowców. Gdy pytam, kto jej wyrzeźbił prześliczny cokół baru dowiadujemy się, że w Garbatce-Letnisku działa Zespół Szkół Drzewnych i Leśnych im. Jana Kochanowskiego. Ciekawe czemu za patrona wybrali Kochanowskiego, a nie Stwosza, ale to detal. Cokół, to ich dzieło. Dzieło to za mało - istne arcydzieło.
Po restauracji lata młody kotek - Filipek. Mały przemilusi cwaniaczek, każdy, nawet Zbyszek, chce go wziąć na ręce, a on każdemu chce coś z talerza wyjeść.
Jutro czeka nas około 40 km, o 21°° idziemy spać.
2020.10.09
Dystans: 43.06 km Czas: 10:19 godz.
Trasa na mapy.cz: https://en.mapy.cz/s/jupurumoke
Dzisiaj czeka nas sporo atrakcji: Czarnolas z muzeum Jana Kochanowskiego, zamek w Janowcu, przeprawa promem przez Wisłę i Kazimierz Dolny. Do przejścia mamy 40 km, ale w połowie tego dystansu jest stacja benzynowa, na której na pewno będzie można coś kupić. Tak, że nie jest tak źle.
Jako pierwszą atrakcję mijamy ★16 Kościół pw. Trójcy Świętej w Gródku, który powstał w XIII wieku. Potem wchodzimy w drogi polne i lasy. W oddali widać umykające sarny, a tuć przede mną z dużej, acz niskiej typowej wierzby mazowieckiej, zwanej inaczej wierzbą głowiastą, wylatuje spłoszone drapieżne ptaszysko. Rozstaw skrzydeł, na oko, 1.5 metra. Zanim wyrychtowałem aparat, przybliżyłem, wycelowałem i nacisnąłem ptak był już baaaardzo daleko. Wyjściowe fragmenty z lasu porasta wysoka trawa, o tej godzinie obficie mokra poranną rosą. Buty i sandały przemakają więc już po kilkunastu metrach. Gdy wychodzimy na ostatnią prostą asfaltową prowadzącą do Czarnolasu szybko zmieniamy skarpetki na suche.
★17 Muzeum Kochanowskiego w Czarnolesie to zanurzenie się w inną epokę i wyskoczenie z turystyki w zadumę nad sztuką zgrabnego układnia słów w nośne przesłania. Ot choćby takie jak to:
Foricoenium Confessio |
---|
Utwór ten Jan Kochanowski napisł w języku łacińskim, w tłumaczeniu na język polski to Spowiedź. Wiersz przetłumaczył S. Łempicki |
Nie umiem przytakiwać na cudzą, komendę. Ani gdy przeczyć każą zaraz przeczyć będę. Ale wtedy „tak” mówię, kiedy prawdę widzę. Zresztą nigdy: bo kłamstwa z duszy nienawidzę. Drugi mój grzech, że bliźnich nie sądzę z kalety Ani ich nic szanuję dla złotej monety. Lecz każdy u mnie szlachcic, i każdy mi drogi, Kto poczciwy i zacny, choć w złoto ubogi. Trzeci grzech: że majątku podle nie pomnażam, Że pyszałków nie znoszę, a dobrych poważam. Taka była ma spowiedź! Gdy ją Bóg wysłuchał, Rzekł: „Za pokutę będziesz zawsze w biedę dmuchał”. |
Ja też bliźnich nie sądzę z kalety (woreczek skórzany na pieniądze, noszony przy pasie), każdy mi drogi kto Atlas i wiedzy łakomy. Toteż od razu wiersz ten przypada mi do gustu.
Gdy dochodziliśmy do Czarnolasu mijaliśmy szereg domów i zabudowań gospodarskich pokrytych ★18 eternitem. Eternit (z łacińskiego aeternum – wieczność) – nazwa handlowa, która z czasem stała się nazwą potoczną materiałów budowlanych azbestowo-cementowych. Z eternitu wykonywano płyty pokryciowe – elewacyjne i dachowe – oraz rury. Jest to materiał ogniotrwały, odporny na warunki atmosferyczne oraz działanie wody i ścieków, a jednocześnie wytrzymały mechanicznie, nawet w wyrobach o ściankach niewielkiej grubości, przez co był również relatywnie lekki i dość tani. Stosowany od początku XX wieku.
Ze względu na stwierdzoną szkodliwość włókien azbestu odkładających się w płucach, stosowanie eternitu zostało zakazane w większości rozwiniętych państw świata, a istniejące pokrycia eternitowe są usuwane. Demontażem elementów eternitowych powinny zajmować się specjalistyczne firmy stosujące odpowiednio bezpieczne technologie – nienarażające ludzi w trakcie wykonywania prac i nieskażające dodatkowo otoczenia. Gruz eternitowy musi być, jako materiał niebezpieczny, składowany w odpowiednich miejscach. Natomiast nieuszkodzone pokrycia eternitowe na budynkach są stosunkowo bezpieczne. Rozpad płyt eternitowych następuje po 20–50 latach od wyprodukowania, w zależności od technologii produkcji. - tyle wikipedia AD. 2020.10.10.
Jednak ludzie nie wymieniają, wieczny eternit króluje na dachach od Czerska aż po Kazimierz. Nie stać ich. Kupując bilet w kasie muzeum, po raz kolejny sobie pomyślałem o tym jak ludziom układa sięlos. Rolnik musi przewidzeć, zaryzykować, często się nie udaje, musi się znać na maszynach, jak trzeba to zrywać się rano lub pracować po nocach albo w niedzielę. Tymczasem kasjerka zaledwie sprzedaje bilety. Zapewne ma maturę, czyli administracyjnie jest od rolnika "mądrzejsza"… Jedno i drugie ma jeden głos w wyborach.
I choć atrakcji po drodze było sporo, bo i Holender, i Tawerna Stawiska, i Filipek, to jednak całą trasę przemierzamy w cienu złowrogiego eternitu. I to od niego właśnie nazywam naszą wędrówkę: EternitRoute. Nazwa brzydka ale oddaje rzeczywistość. I cóż, też trzeba go zaliczyć do, co prawda wątpliwych, lecz jednak atrakcji.
Długo wyczekiwana stacja benzynowa w Żabiance rozczarowuje, i nie spełnia naszych o niej wyobrażeń. Owszem kupić można i zimne piwo i hot doga i gorącą herabtę, ale spożyć tego nie ma gdzie. Idziemy w las, znajdujemy zagłębienie w terenie i tu robimy sobie pique-nique. Nogi wypoczywają. A my objadamy się tym co kupiliśmy i tym czego się chcemy pozbyć z plecaków. Najbardziej smakowały mi "niechciane" przez Zbyszka dumle i śliwki w czekoladzie.
Ale trzeba iść, bo prom pracuje tylko do 1900. Prujemy dalej, drogi polne i drogi przez las. I znów mapy.cz pokazują szlak tam gdzie go nie ma, ale tylko przez chwilę, po jakimś kilometrze przedzierania się przez las wchodzimy na oznakowaną ścieżkę. Po prawej dół, gdzie ktoś nielegalnie wybiera piasek, po lewej muszla klozetowa. Zaśmiecenie polskich lasów to dramat. Często widzimy też wyrzucony azbest. Usiądź wędrowcze w cieniu mych liści i… zapłacz.
★19 Renesansowy Zamek w Janowcu (1508-1526) - przechodzimy przez park podziwiając jego rozpadające się mury i krętą scieżką schodzimy do praktycznie bezludnego Janowca. Jeszcze tylko 1.5 i jesteśmy przy przeprawie. Z zamkiem wiąże siępewna ciekawostka: W roku 1931 zamek został zakupiony przez warszawiaka Leona Kozłowskiego. Wyremontował on tylko dwa pomieszczenia w baszcie, ale - co ważniejsze - powstrzymał wandali. Zamek z przylegającymi do niego gruntami był majątkiem zbyt małym, by objęła go nacjonalizacja w ramach uchwalonej reformy rolnej. W efekcie Kozłowski był jedynym w bloku wschodnim właścicielem zamku.
★20 Przeprawa w Janowcu. Pracuje i nawet długo nie czekamy. Potem jednak doście do Kazimierza strasznie się dłuży. Śpimy i jemy przy Małym Rynku w samym centrum miasta.
2020.10.10
Dystans: 12.80 km Czas: 7:25 godz.
★21 Kazimierz Dolny to urocze miasteczko. A my dzisiaj mamy dzień szwendania. I tak niespiesznie się wałęsając i czesto odpoczywając wyszwendujemy ponad 12 km. rano wstaję około 700 i robię godzinny spacer po mieście. Zaliczam górę 3 krzyży. Śniadanie mamy zaplanowane na 830, ale obsługa "daje ciała" i dlatego do Korzeniowego wąwozu wychodzimy dopiero przez 1000.
★22 Korzeniowy wąwóz lub dół, bo tak też go nazywają, robi wrażenie. No cóż cudo natury - samo się zrobiło dzięki prawom fizyki.
Wracamy do miasta i podziwiamy piękne domy, kręte uliczki, żonglera, puszczarkę baniek, ★23 zegar- mistrza na Małym Rynku, który jak mówi naprawi, każdy zegar (kontakt do niego w Foto Albumie) i malującą w stylu śródziemnomorskim ★24 artystkę na Rynku Dużym. Obiad jemy w ★25 gruzińskiej restauracji "Batumi" z oryginalną gruzińską kucharką - nowe smaki.
No cóż, o 1700 czas powrót rozpocząć… niestety. Ale 25 atrakcji zaliczonych.
Praktyczne porady | |
---|---|
Lista rzeczy |
|
Użyteczne linki | www.nocowanie.pl - jest większa oferta agroturystyczna niż na booking.com |
Środek na zakwasy i bóle |
Maść "Konopne mazani" z Czech. Na prawdę pomaga. |
Foto Album Eternit Route |
Piatek
Jacek:
Cześć Wojtek słuchałem twoich youtubowych filmików. Super, gratulacje.
Mam pytanie. Jeśli jestem dla mojego micro wszechświata - 10 bln moich komórek - Bogiem to czy apoptoza nie jest czymś, co można by porównać do wojny i exterminacji rzeczy zbędnych?
Ja:
To nie wojna, to przekształcanie rzeczy zbędnych, tak jak na przykład liście drzew opadają i ponownie po rozkładzie stanowią pokarm dla drzewa.
I pytanie: czy rzeczywiście jesteś dla swych komórek Bogiem. Cześć z nich przecież robi swoje bez kontroli Twojego mózgu.
Jacek:
Będą robić swoje, ale tylko wtedy kiedy dam im oddychać, jeść i pić.
Droga od jednokomórkowców do naczelnych organizmów tj organizacji, pokazuje jak jednostka w coraz bardziej złożonych strukturach, tj społecznościach, otrzymuje w zamian za ograniczanie autonomii więcej możliwości stabilizacji. Aż w końcu tworzy się materia boska czyli świadomość lub oświecony król, któremu te biliony czy miliardy delegują decyzyjność względem całości. To w końcu ja jak boski cesarz zapalam papierosa, piję wino i skaczę na główkę do wody, dzieki temu że mam możliwość wyboru, którą dostałem od wszystkich jednostek mojej organizacji. Pisze o tym dlatego, że jest wśrod wszystkich komorek nieliczna grupa takich jak ty, które w sytuacji zagrożenia dla wszystkich są w stanie pokierować całością w dobra stronę przetrwania i dalszego odpowiedniego rozwoju. Psujący się świat (globalna wioska) to jak chory organizm, który może być leczony w odpowiedni sposób po trafnej diagnozie. Kończę i nie zanudzam bo to zbyt zawiłe jak na ten kanal przekazu, […].
Czy sądzisz, że Polacy mogą być częścią globalnej wioski, jakąś jej tkanką, organem lub narządem tworzacym któryś z systemów? Czy w najlepszym wypadku będę tylko tygrysem międzymorza? Bo najprostszych wariantów wyapoptozowania Polski lepiej nie poruszać.
Ja:
Świetnie to ująłeś. Ten tekst to świetny materiał do ilustracji Poziomów organizacyjnych obiektów żywych. A to Twoje stwierdzenie wytłuszczam:
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie dorzucił, że to co w ramce jest po prostu wynikiem działania Prawa Korzyści Komparatywnych
Czwartek
Michal Strozyk:
Witam, to już moja trzecia próba zamieszczenia odpowiedzi. W poprzednie wkleiłem dwa linki, ale być może wklejanie linków jest zablokowane. W każdym razie wkleiłem informację o pewnej nagrodzie "ustanowionej" przez Perry-ego Marshalla we współpracy z Oford University oraz napisałem, że jednym z trzech jurorów tego konkursu jest mój ulubiony profesor - Prof. Dennis Noble, prawdziwy "Trubadur z Ofordu", który nieźle daje do wiwatu neodarwinistom. Dodatkowo jako przykład działań Profesora Noble wkleiłem link do wykładu z grudnia 2016 roku pod tytułem "Dance to the tune of life lecture". Wiem, że to nie jest wyczerpująca odpowiedź na Pana prośbę o źródła ale od czegoś trzeba zacząć, a najlepiej od Schrodingera "What is life?" (1944 rok jeszcze przed rozwiązaniem struktury DNA, wykłady w Trinity College Dublin na zaproszenie samego Eamona de Valery) i jego nowatorskich koncepcji, które do dziś są aktualne i świeże. To był rzeczywiście człowiek, patrzący poza to co widać (przynajmniej w dziedzinie nauki).
Pozdrawiam!
Jan Kubań
@Michal Strozyk Przeczytałem książkę Marshalla i:
nawiązałem z nim kontakt w celu przedyskutowania kilku jego tez. Mailowałem z jego synem, bo on sam nie chciał. Gdy zaproponowałem dyskusje o samopowstawaniu informacji przestał odpowiadać
Wiele jego tez jest błędnych. Na przykład zupełnie nie zgadzam się z tezą o tym, że informacja sama powstać nie może i to opisałem w książce "59 kluczy do zrozumienia zagadki powstania życia"
Przygotowując się do ewentualnej dyskusji z nim, solidnie się przygotowałem i to może Pana zainteresuje http://physicsoflife.pl/dict/evolution20.html aczkolwiek nie jest to materiał w trybie "do publikacji" lecz luźnie notatki
Noble też nie odpowiedział na mój kontakt
Tę ich nagrodę trzeba traktować po prostu jako chwyt marketingowy
Najcenniejszą zaletą "Evolution 2.0" jest postawienie przez Marschalla kilku zasadniczych pytań, na które ewolucjoniści/neodarwiniści nie potrafią odpowiedzieć. A to dlatego, że się zasklepili w swoich rozumowaniach i zamiast zająć się poszukiwaniem odpowiedzi na nie, po prostu zamiatają je pod dywan. Przypomina to sytuację Galileusza, który pokazał, zrzucając dwie kule armatnią i muszkietową z krzywej wieży w Pizie, że charakterystyka ruchu spadających przedmiotów nie zależy od ich ciężaru, ale ówcześni etatowi uczeni mu "nie uwierzyli"?!
Chętnie przedyskutuje każdy problem, ale nie na takiej zasadzie, ze mam pisać recenzje czyichś prac. Mój model samopowstania i dalszego rozwoju życia na Ziemi jest, przynajmniej w moim mniemaniu, najbardziej kompletnym, logicznym i spójnym.
I według tego modelu procesy życiowe są niewyobrażalnie skomplikowane. Tak ogromnie niewyobrażalne, że nie sposób nie zgodzić się z tym, ze są sterowane z zewnątrz. Ale na to, że są nie mam żadnych dowodów (przynajmniej ja nie znalazłem). Dlatego nie zajmuje stanowiska w kwestii istnienia Boga.
Serdecznie pozdrawiam
Środa
Prezes francuskiego Trybunału Obrachunkowego Pierre Moscovici wezwał do wszczęcia postępowania administracyjnego w celu wyjaśnienia niejasnych i „poplątanych obowiązków” ochrony katedry pomiędzy właścicielem – państwem, miastem Paryż, służbami konserwatorskimi, a Kościołem, który z Notre-Dame korzysta.
Zdaniem tego polityka pomieszanie różnych kompetencji i niejasny zakres odpowiedzialności każdego z tych podmiotów mogły przyczynić się do pożaru w Notre-Dame w 2019 r. Moscovici to były polityk socjalistyczny, m.in. b. minister gospodarki i handlu i b. komisarz europejski.
Kierowany przez niego Trybunał Obrachunkowy opublikował też dokument, który zwraca uwagę na niewystarczające zarządzanie zagrożeniami przeciwpożarowymi przed 15 kwietnia 2019 roku. Zwłaszcza niejasny podział obowiązków między różnymi podmiotami. Dlatego jego zdaniem, „konieczne jest teraz wszczęcie dochodzenia administracyjnego”.
Według Moscoviciego, konsekwencją skomplikowanego podziału obowiązków ochrony katedry, były niezbyt jasne procedury. Trybunał postuluje uporządkowanie tej materii. Wychodzi na to, że spalenie się katedry odpowiada… biurokracja.
Śledztwo w sprawie pożaru trwa. Odrzucono hipotezę zamachu i w obiegu są teorie przede wszystkim o zwarciu instalacji, a nawet rzekomego niedopałka papierosa. Rozmiar katastrofy miał być jednak przyczyną zaniedbaniami konserwacji instalacji elektrycznych i serią usterek w jej zabezpieczeniu ppoż.
Natłok komunikatów przyczyną pożaru ale, według mnie, to tylko początek, natłok przybiera na sile…
Niedziela
Od pewnego czasu regularnie nagrywamy rozmowy z kanałem wRealu24 i namzalezy.pl. Sporo jest pod nimi różnych komentarzy. Te zwróciły moją szczególną uwagę:
Edmond Dantes: Rozumiem, że charakter podejmowanych kontrargumentów wolnego rynku ma za zadanie przygotowanie do dyskusji z wątpiącymi? Odpowiedź zawsze musi być jednoznaczna : tak-tak, nie-nie. Wolny rynek jest jeden. Ale każdy ma wybór. Tak jak istnieje wybór pomiędzy grzeszyć, czy nie grzeszyć. Stanowisko przejściowe, że trochę grzeszyć, a trochę nie grzeszyć, rozmiękcza, psuje rozumienie istoty i odbiera motywację. Bo prawda na temat rynku jest taka, jak prawda dotycząca życia w ogóle. Nie ma lekko. Nie ma równości. Trzeba zapieprzać.
A sprawiedliwość należy do Boga. I tak do końca życia. Już Adam w raju otrzymał taką wiadomość od samego Najwyższego. Kto tego nie umie przyjąć i zaakceptować, ten skazany jest na piekło własnych fałszywych myśli. Rynek to nie twór inżynierów, wymysł naukowców, czy technokratów, tylko organiczna materia, której istotą jest samo życie. I prawa nim rządzące są prawami natury. Trzeba to wiedzieć i zrozumieć! Jeżeli będziemy blokować przepływ strumieni energii życiowej, skoczy się to wyeliminowaniem tej energii z danej dziedziny. Każdy musi przyjąć do wiadomości, tak jak przyjmuje do wiadomości, że gdy zgrzeszy, spotka go kara, że trzeba uzbroić się w wiarę, obserwować lepszych i zapieprzać na poprawę swego losu. Bez względu na pozycję, z której się startuje. Kto tego jeszcze nie potrafi, niech się uczy! Nikt mu niczego nie da. Może ojciec, może matka, może wuj, jeśli ma szczęście. Prawda jest brutalna, ale wyzwalająca. Ma charakter katarsis. Bo też trzeba wiedzieć i liczyć się z tym, że za wysiłek tu na ziemi, może nie spotkać nagroda. I co wtedy? Historia jest pełna takich przypadków. A życie trzeba jakoś przeżyć. Trzeba być twardym i wierzyć, że największa nagroda czeka w niebie. Trudny los każdego, kto watpi i nic mu nie pomoże. Tak jak z alkoholikiem, który zawsze będzie chciał pić, a tylko mówi, że chciałby z tym skończyć,a skończy sponiewierany i zapity na smierć. Kto chce sprawdzić moje słowa, jest bardzo prosty test. Niech spróbuje nic nie robić przez kilka miesięcy. Można oddać się w tym celu życiu czlowieka bezdomnego. Kontakt z piekłem, którego dotyka wówczas dodtyka się wręcz organoleptycznie sprawie, że szybko wraca się do rozumu i zaczyna widzieć, co ważne, co nieważne i co należy robić.
Prawda dotycząca życia nie jest jednoznaczna. W życiu jednoznacznych sytuacji jest bardzo mało, natomiast publika domaga się jednoznacznych odpowiedzi: tak-tak, nie-nie. Publika nie dopuszcza odpowiedzi opisowych, przedstwiających mechanizmy i zasady funkcjonowania albo dylematy. Nie dopuszcza bo wtedy trzeba samemu wyciągnąć wnioski, podjąć decyzje i… co najgorsze, ponieść ich konsekwencje. A tego ludzie nie lubią. Dlatego publika woli chłonąć proste, redukcjonistyczne schematy, dlatego tak łatwo ulega demagogom i populistom.
👉 Ultima Thule: W przybliżeniu związek energii z procesami chemicznymi życia można sobie wyobrazić w następujący sposób: Wyobraźmy sobie spadającą po skalnym zboczu wodę. W różnych miejscach są na tym zboczu ustawione urządzenia, które wykorzystując energię spadającej wody uruchamiają jakieś mechanizmy. Te mechanizmy działają dzięki odpowiedniej konstrukcji tych urządzeń, ale także dzięki przepływowi energii. Można to porównać do wyglądu toru lotu sondy kosmicznej przez nasz Układ Słoneczny: bez znajomości oddziaływania grawitacyjnego ten tor lotu wydaje się bardzo zaskakujący (zwłaszcza tzw "asysta grawitacyjna" planet), ale po zrozumieniu prawa grawitacji wszystko nagle staje się oczywiste. Podobnie wygląda to z tymi procesami chemicznymi: to energia wiązań chemicznych decyduje o akurat takim przebiegu tego procesu. Tak, jak woda "wie", jak płynąć w dół, tak samo "wiedzą" to te związki chemiczne. Da się nawet na wykresie pokazać, jak silnie są związane poszczególne atomy w danym związku i z powodu jakich innych sił dochodzi do zerwania danego wiązania. Jak znajdę jakiś materiał edukacyjny na ten temat, to go zalinkuję.
To świetny opis tego co ja nazywam dążnością systemów. Z tym tylko, że mówiąc o zboczu ujmujesz to w sposób redukcjonistyczny - jednokierunkowy. Natomiast, tym "twoim zboczem" w życiu, przynajmniej ja tak to widzę, jest zjawisko RPD, czyli skupiania się i rozpadania po przekroczeniu pewnej wartości granicznej. To jest właśnie to "zbocze", na którym wszystko związane z życiem się odbywa. A "urządzenia", o których piszesz to, między innymi cykle i dylematy. A te nie poddają się prostym - redukcjonistycznym analizom, dlatego do dociekania istoty życia trzeba podchodzić przez pryzmat myślenia teoriogrowego i innych wchodzących w skład myślenia absolutnego.
Czwartek
Porównanie smukłości | ||
---|---|---|
DNA | Lina wspinaczkowa | |
Długość | 1.8 m | 50 m |
Średnica | 2*10-9 m | 1*10-2 m |
Smukłość | 900 000 000 | 5 000 |
Sob-Pon
👉 CHOCHOŁOWSKA ROZGRZEWKA
Dzień przygotowawczy do jutrzejszego uderzenia. Tempo wolne, trasa łatwa. Pani Joanna schodzac z Grzesia upadła i złamała rekę w nadgarstku.
👉 ORLA PERĆ
Kuźnice 5.40
Murowaniec 7.00
Zawrat 9.00
Kozi Wierch 11.00
Skrajny Granat 12.50
Krzyżne 14.50
Murowaniec 17.10
Po obiedzie 17.40
Kuźnice 19.00
Prognoza pogody doskonała, warunki pogodowe lepsze niż optymalne :) Temperatura ok 16°C, bezwietrznie, słońce od czasu do czasu wyglądało zza chmur.
Z poprzedniego wypadu w roku 2009 pamiętałem spore odwodnienie na przełęczy Krzyżne, daltego tym razem postanowiliśmy wziąć na osobę: 1.5l wody, 0.7l izotonika (oshee) i 0.5l cukru w płynie czyli coca-coli. Okazało się, że jedne go 1.5 litra mogliśmy nie brać. Przenieśliśmy też niepotrzebnie 600gr. "linę na wszelki wypadek"
👉 MOKO
Piękna pogoda, przez cały dzień lampa. Wejście na Szpiglasową to po prostu czysta przyjemność: stopnie bardzo łagodne na całej długosci trasy, przepiękne widoki. Do Szpiglasowej idę praktycznie sam, potem schodząc z niej na ścieżce sporo jest turystów. Natomiast w Moku, w jego wokół i na ścieżce do Czarnego Stawu Tłum - stonka.
Andrzej (85 lat) i Ela (83 lata) też biją swoją życiówkę - wchodząc z Palenicy do schroniska w 5 Stawach i z powrotem na piechotę do Palenicy.
W drogę powrotną wyruszamy około 18.00 i w domu jesteśmy przed północą. Powrót zatem zajął 5.5 godziny.
Pokonany dystans: 80 km
Wejściane/zejściane: 6100 m.
Suma lat dwójki starszych championów: 168 lat
Niedziela
Wczoraj pod pogadanką wRealu24 "Tak działa DNA! Jak mogło powstać życie?" [https://youtu.be/Y-jNmavF80Y] niejaki "FilmPromotor" wpisał ciekawy komentarz dotyczący informacji:
👉
DNA jest informacją a informacja sama tworzyć się nie może. Musi być stworzona przez istotę inteligentną.
👉
Ścisła definicja informacji zawiera pięć różnych poziomów. Informacja posiada następujące cechy:
1. Statystyka – informacja wyróżnia się specyficznym uporządkowaniem swych elementów składowych.
2. Syntaktyka – informacja jest podana w logicznym systemie, który można odczytać – np. reguły gramatyczne języka, czy alfabet Morse’a.
3. Semantyka – informacja posiada logiczne znaczenie jako przekaz treści – np.: pociąg do Wrocławia odjedzie o 16:00, z peronu czwartego.
4. Pragmatyka – informacja nadaje się do praktycznego wykorzystania np. w działaniach i procesach w systemach fizycznych, biologicznych.
5. Apobetyka – wykorzystanie informacji w procesach skutkuje w osiągnięciu logicznego celu.
Jeśli brakuje jednej z tych cech w danym kodzie, to kod ten nie jest informacją.
👉
Prawa natury dotyczące informacji.
Są cztery prawa natury w odniesieniu do informacji:
1. Informacja jest fundamentalną wielkością niematerialną a nie właściwością materii.
2. Czynnik materialny taki jak procesy fizyczne czy chemiczne nie może stworzyć wielkości niematerialnej.
3. Informacja nie może powstać w procesach statystycznych.
4. Informacja może pochodzić tylko od inteligentnego nadawcy, tzn. twórczego, samodzielnie myślącego, działającego w określonym celu i posiadającego własną wolę.
Z czwartego prawa wynikają prawa dodatkowe:
4a. Każdy kod oparty jest na wzajemnej umowie pomiędzy nadawcą i odbiorcą dotyczącej zgodnego rozumienia pięciu zasadniczych cech informacji.
4b. Nie ma nowej informacji bez inteligentnego nadawcy.
4c. Cały łańcuch przekazu informacji można prześledzić w tył, aż do źródła tej informacji, czyli do inteligentnego nadawcy. Np. gdy słuchamy radia jesteśmy świadomi, że to nie radio jest źródłem informacji, nie maszt radiowy, ale nadawca programu – konkretna osoba. Nadawca nie zawsze musi być widzialny, ale zawsze musi być, jeśli mamy do czynienia z informacją.
Informacja stanowi niematerialną bazę wszystkich systemów technicznych i wszystkich
systemów biologicznych.
Jakie jest źródło (nadawca) informacji w systemach biologicznych? Informacja biologiczna zapisana jest w cząsteczkach DNA na bazie aminokwasów budujących białka. Nie ma zapisu informacji o większej gęstości przestrzennej informacji niż DNA.
Zastosowanie teorii informacji do informacji funkcjonującej w systemach biologicznych (w kodzie DNA) prowadzi do następujących wniosków:
1) Kod DNA zawarty w organizmach żywych posiada wszystkie pięć zasadniczych cech informacji. Stąd wynika, że skoro istnieje kod spełniający definicję informacji to musi istnieć nadawca tego kodu. Ten wniosek w jednoznaczny sposób obala ateizm.
2) Gęstość zapisu i złożoność informacji w DNA miliard razy przewyższa techniczne możliwości człowieka dotyczące zapisu informacji. Stąd wynika, że nadawca informacji zawartej w DNA musi być wysoce inteligentny. Zaprogramowanie nawet najprostszych biologicznych systemów – organizmów jest niezmiernie skomplikowane, nieosiągalne dla informatyków.
3) Ponieważ nadawca zapisał informację w cząsteczce DNA i skonstruował żywą maszynę nieodzowną do kodowania i odkodowywania DNA, jak też i do syntezy wszystkich potrzebnych materiałów i skonstruował koncepcję pierwotnych form żywych, z których pochodzą następne pokolenia, stąd wynika, że nadawca musi być niezwykle świadomy swego celu i wszechmogący. Potrzebna jest nieograniczona władza i moc, aby to wszystko stworzyć.
4) Nadawca informacji w DNA musi być wieczny ponieważ musi wiedzieć jak funkcjonuje każda komórka w czasie i jak przebiega życie pojedynczego człowieka oraz całych pokoleń w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
5) Nadawca musi być osobą, musi posiadać naturę osobową. Obala to poglądy ezoteryczne oraz buddystyczne twierdzące, że Bóg jest ideą bezosobową, np. kosmiczną energią. Ponieważ informacja jest wielkością niematerialną i nie może być wytworem procesu materialnego możemy wnioskować, że nadawca musi posiadać niematerialną komponentę czyli ducha.
Ze złej i pełnej niejasności, choć przez autora uważanej za ścisłą, definicji formułowane są absolutnie "z czapy" prawa i wyciągane błędne wnioski.
Po prostu zupełne niezrozumienie istoty informacji i samego procesu definiowania. Jak bowiem ścisłej definicji mogą znaleźć się takie słowa jak: "specyficzne", "elementy składowe", "logiczny system" itp bez dokładnego określenia co, wytłuszczone tu, słowa znaczą?
Zadałem autorowi tego komentarza kontrpytania:
Mike też od razu się żachnął: Dla słonecznika to, gdzie jest Słońce, jest informacją!
Niedziela
Zastanawiające jak ten program obliczał zuzycie energii. Drugiego dnia trasa krótsza, deniwelacji mniej, a kalorii zdecydowanie więcej.
Sobota
Piątek
Ultima Thule:
No niestety, ale fizyka Wszechświata wygląda INACZEJ. Wielki wybuch nie polega na ekspansji materii, ale na ekspansji PRZESTRZENI. W dodatku nie jest powiedziane, że ta ekspansja rozpoczęła się w jednym punkcie. Równie dobrze mogła to być nieskończona przestrzeń, która cała "wybuchła" i każdy jej punkt rozszerza się.
Jan Kubań:
@Ultima Thule, zastanawiam się jak można w tak pewny siebie sposób twierdzić o tego typu absolutnie niepewnych rzeczach.
Ultima Thule:
@Jan Kubań : ja jedynie cytuję fizyków, którzy zastrzegają, żeby nie traktować początków Wszechświata jako "wybuchu", gdyż ten proces polegał na rozszerzaniu się przestrzeni, a nie materii w przestrzeni.
Jan Kubań:
@Ultima Thule Tak właśnie myślałem, że jest to cytat. Fizycy mają wiele różnych ciekawych pomysłów i śmiałych hipotez, ale… ja nie wierzę w te, które nie przekładają się na wymiar praktyczny i sprawdzalny. Oczywiście przyjmuję je do wiadomości bo być może kiedyś uda się je logicznie wpleść w całość.
Żachnąłem się bo bardzo cenię Twoje komentarze, a tu masz babo placek - cytat ;)
Pozdrawiam
To przykład tego o czym pisał Cyceron, Że hańbą jest głoszenie bez zrozumienia.
Piątek
Maintenant il est trop tard. | Teraz jest już za późno |
---|---|
QUELLE CLAIRVOYANCE!!! Pas de marche arrière possible, et personne n'a entendu!!! Il y a 47 ans, Mr Poniatowski (ancien ministre) écrivait ces lignes, lisez bien attentivement! L’ancien ministre giscardien, Michel Poniatowski, écrivait dans son livre-testament une conclusion dont on ne voit pas quelle ligne on pourrait changer,… 47 ans plus tard.
La voici: Si cet essai a permis à quelques-uns de mesurer devant quels périls nous nous trouvons placés, il aura déjà atteint son but. (…) Ces pages peuvent apparaître cruelles, mais elles correspondent à un sentiment très profond. Le moment est venu de traiter énergiquement le problème de l’immigration africaine et notamment musulmane. Si tel n’est pas le cas, la France aura deux visages : celui du «cher et vieux pays» et celui du campement avancé du tiers monde africain. Si nous désirons voir les choses dégénérer ainsi, il suffit de leur laisser suivre leur cours. Le campement africain toujours plus grand, plus vaste, plus illégal, grignotera d’abord, puis rongera, avant de faire disparaître tout entier le cher vieux pays, dont la défaite sera annoncée du haut des minarets de nos nombreuses mosquées. Nos temps sont assez graves pour ne pas faire appel à de médiocres facilités politiciennes. Nous allons vers des Saint-Barthélemy si l’immigration africaine n’est pas strictement contrôlée, limitée, réduite et expurgée de ses éléments négatifs et dangereux, si un effort d’intégration ne vient pas aussi compléter cette nécessaire répression. Les mesures à prendre sont sévères et il ne faudra pas que le vieux pays frémisse de réprobation chaque fois qu’un charter rapatriera des envahisseurs illégaux. Il faut donc ainsi que ce cher vieux pays restitue à l’état sa place normale.
Les libéraux l’ont affaibli, les socialistes l’ont détruit. Où sont les grandes tâches dévolues à l’État?… Sa recomposition est dans un retour énergique à l’unité et à la cohérence, et de la Nation et de l’État. "Si la vérité vous choque, faites en sorte qu'elle devienne acceptable mais ne bâillonnez pas celui qui en dénonce l'absurdité, l'injustice ou l'horreur…" Chapeau, Mr Poniatowski,… quelle clairvoyance!…
Nous pouvons tous faire quelque chose: Bernard Raoux |
JAKŻESZ TRAFNE WIDZENIE PRZYSZŁOŚCI!!! Teraz już nie ma odwrotu, a wcześniej nikt na to nie zwrócił uwagi!!! 47 lat temu Pan Poniatowski (były minister) napisał to, przeczytaj uważnie!… Były minister w rządzie Giscard'a d'Estaing'a, Michel Poniatowski, napisał w swojej księdze testamentowej konkluzję. Nie wiem czy jakiekolwiek zdanie w tym przekazie można by zmienić… po 47 latach.
Oto ten tekst: Jeśli ten tekst pozwoli komukolwiek na zrozumienie w jakim niebezpieczeństwe się znaleźliśmy, to już osiągnąłem mój cel.(…) Moje spostrzeżenia mogą wydawać się okrutne, ale wyrażają one moje głebokie przekonanie. Nadszedł czas, aby energicznie zająć się problemem imigracji afrykańskiej, a zwłaszcza muzułmańskiej. Jeśli tego nie zrobimy, Francja będzie miała dwie twarze: „drogiego i starego kraju” oraz zaawansowanego obozowiska afrykańskiego rodem z trzeciego świata. Jeśli chcemy zobaczyć, jak rzeczy degenerują się w ten sposób, musimy po prostu pozwolić im obrać swój kurs. Rosnące i coraz bardziej nielegalne afrykańskie obozowisko najpierw skubie, potem gryzie, a potem zmiecie cały drogi stary kraj. Tę klęskę wieszczą minarety naszych licznych meczetów. Nasze czasy są na tyle poważne, że nie przemawiają do praktycznie bezwartosciowych instytucji politycznych. Jeśli imigracja afrykańska nie będzie ściśle kontrolowana, ograniczana i oczyszczana z jej negatywnych i niebezpiecznych elementów, jeśli wysiłek integracyjny nie uzupełni również tych koniecznych represji to będziemy zmierzać w stronę rozpadu. Środki, jakie należy podjąć, są surowe, a stary kraj nie może drżeć z dezaprobaty za każdym razem, gdy odsyła się nielegalnych najeźdźców. Dlatego ten drogi stary kraj musi wrócić na swoje normalne miejsce.
Liberałowie Francję osłabili, socjaliści zniszczyli. Spójrzmy jak Francja realizuje wielkie zadania stojące przed państwem?… Jej odbudowa możliwa jest wyłącznie poprzez powrót do jedności i spójności oraz do Narodu i Państwa. „Jeżeli prawda was szokuje, uczyńcie ją akceptowalną, zamiast kneblować tych, którzy ujawniają jej absurdalność, niesprawiedliwość i drastyczność”. Czapki z głów, panie Poniatowski,… był pan jasnowidzem!
Wszyscy możemy jeszcze coś zrobić: Bernard Raoux |
Wtorek
W dwie godziny dojeżdża się z Warszawy do Nowj Słupi - miejsca wypadowego na Święty Krzyż (594 m n.p.m). Całość zajęła nam 10 godzin.
Rowery wtaczaliśmy pod górę z Nowej Słupi na Święty Krzyż, a potem wtaczalismy wnosiliśmy znosiliśmy i ztaczaliśmy praktycznie w 60% trasy od knajpy "Od Podlesia" do wyjścia z Parku w okolicach Św. Katarzyny.
Sobota
Super foty, super impra, super atmosfera, super pogoda, super goście ci w realu i on-line, super ksiądz, super tenor, super wiersz, supergrzeczny Bartuś, super muza na życzenie, super tańce, super żarcie, super cytrynówka, super foty… i… super długopisy, kto nie wziął niech żałuje;)
Aha i tak tańczyłem, że nie przytyłem ;)
Niebo czyste, słońce jasne,
Oczu blask i kwiatów woń.
Sukni szelest, drżenie rąk,
Wspólny skok w nieznaną toń.
Ma być pięknie, dobrze, miło,
Miłość trwać ma aż po grób.
Tam ja będę gdzie ty - miły,
I ja także - to nasz ślub.
Miną dni, miesiące, lata,
Słońce czasem skryje się.
Będą deszcze, będą burze,
I chłód też pojawi się.
Tak jest, było i tak będzie.
Słota jest by słońca czas
Lśnić mógł piękniej i wyraźniej,
I umacniać miłość w nas.
Niech pioruny was ominą
I pożaru przykra woń.
Niech po burzy słońce świeci,
Niech wam poda ciepłą dłoń.
Piotr Kohman
Piątek
Nagrywaliśmy wczoraj rozmowę dla portalu namZalezy.pl
Tematem była naturalna dążność systemów społecznych do socjalizmu. W trakcie rozmowy wymyśliłem nazwę dla trzeciej formy wynagrodzenia. Wynagradzani jesteśmy bowiem:
Drugim "olśnieniem", które przyszło nieco później było to, że cóż to za nauki z biologii i ekonomii, jeśli ta pierwsza zupełnie nie uwzględnia ekonomii (przecież gra o zasoby do zbudowania się to fundament życia), a ta druga psychologii (inaczej wydaje się swoje i nie swoje pieniądze, inaczej pracuje się na etacie, a inaczej na akord). Siedzą przedstawiciele obu tych dyscyplin w sosiku swojego redukcjonizmu i absolutnie nie porafią z niego wyjść.
Obie one krecą się wokół swojego własnego ogona, a przecież Nauka nie powinna zasklepiać się sama w sobie, lecz odpowiadać na fundamentalne pytania. A jeśli nie potrafi udzielić odpowiedzi w obrębie swych własnych modeli pojęciowych to powinna poszukiwać jej w całym spektrum, innych koniecznych do tego, nauk.
I od razu na myśl przychodzą w tym momencie tacy wyjątkowi ludzie jak:
Bracia Stuart i Hubert Dreyfus - z pytaniem "Jak to się dzieje, że pewni ludzie dochodzą do mistrzostwa w tym co robią?". Co zaowocowało powstaniem modelu rozwoju kompetencji braci Dreyfus'ów.
Bracia Chip i Dan Heath - z ich pytaniem "Jak komunikować się z innymi by nasze przesłania pozostały w ich mózgach?". Co zaowocowało książką "Made to stick".
Matthew Syed - z jego pytaniem "Jaka jest najważniejsza metoda tworzenia niezawodnych systemów?". Co zaowocowało fenomenalną książką "Metoda czarnej skrzynki. Zaskakująca prawda o błędach i naturze sukcesu."
No i Jan Kubań z jego pytaniem "Czym jest życie i jak mogło dojść do jego samopowstania?". Co zaowocowało napisaniem książki i powstaniem nowej dyscypliny naukowej - Fizyki Życia.
Środa
Pogrzeb Usi będzie 13 w czwartek o godzinie 13:00 w kościele Karola Boromeusza na Powązkach pozdrawiam serdecznie Marek W.
Przemiła niewielka Pani, zawsze chętna do pomocy, uśmiechnięta, pozytywnie nastawiona do ludzi i świata, bardzo skromna i bardziej dbająca o innych niż o siebie. Z wykształcenia artysta-plastyk.
Wtorek
Dzień dobry Janie,
w ostatnim czasie pracowaliśmy nad Programem Stypendialnym naszej Uczelni i chcielibyśmy skonsultować nasz pomysł z Radą Uczelni ;)
Może miałbyś chwilę czasu na zapoznanie się z krótką prezentacją, którą przygotowałam.
W naszej wstępnej koncepcji uważamy, że dobrym kierunkiem byłaby pomoc:
Daj proszę znać co o tym sądzisz. Jeśli miałbyś jakiekolwiek sugestie, albo pomysł, może inną koncepcję jesteśmy jak najbardziej otwarci na propozycje.
Z góry dziękuję za każdy feedback :)
Z mojej praktyki gdy byłem Szefem Wyszkolenia w Klubie Wysokogórskim Warszawa wynika jednoznacznie, że pomoc finansowa działa wręcz przeciwnie niż nasze zamierzenia. Wszyscy poddani dofinansowaniom treningowym nie zostali na dłużej w alpinizmie - nie osiągnęli żadnych dodatkowych wyników.
Według mnie nawet dewizą tej uczelni powinno być "Nie pomagamy! Uczymy i motywujemy!".
Aczkolwiek z mojej praktyki wiem, że drobne wsparcie w danej konkretnej sytuacji: słowo lub pomysł mentora są bardzo pomocne.
Jeśli już musimy pomagać, to wprowadziłbym: wystąpienie o pomoc. Czyli zainteresowany prosi o pomoc i… dokładnie opisuje jaka to ma być pomoc: jak według niego ma mu pomóc i w jakiej perspektywie czasowej. Potem jest dyskusja w szerszym gronie: mentor + np 5 osób z grupy. Jeśli pomoc zostanie przyznana to otrzymujący po upływie deklarowanego terminu musi dokładnie opisać "dlaczego nie wszyło". Zakładam, że zgodnie z regułą Duvernay, która brzmi: Ogromna liczba ludzi domaga się pomocy, lecz zaledwie nieliczni z nich na pomoc zasługują, a dalej zaledwie nieliczni z tych nielicznych otrzymaną pomoc potrafią właściwie wykorzystać, większość tych "pomocy" wieńczyć będzie porażka. Więcej o tego typu porażkach pod hasłem Cykl porażki.
Pomagając komuś zostać alpinistą, zrobisz mu krzywdę wysadzając go ze śmigłowca na szczycie Everestu. W ten sposób na pewno nie zostanie alpinistą, natomiast na pewno zabije się w zejściu. Pomoc musi być mądra.
Czasami niektórym ludziom można pomóc… po prostu nie pomagając.
Znam wiele rodzin, w których tak bardzo pomagano swoim dzieciom, że wychowano społeczne kaleki.
Zerknij również na hasło Życzliwe zaniedbanie i wszystkie wpisy w dzienniku na ten temat. Ich listę znajdziesz na dole hasła.
Ludzie są przekonani o pozytywnym wpływie wszelkich programów stypendialnych, bo siedzi w nas wirus socjalizmu, który wyraża się między innymi tym, że sami byśmy chcieli dostawać za darmo.
Takie jest moje zdanie.
Czy możesz mi podesłać stanowiska innych osób?
No cóż, powtórzę dokładnie to samo co zawsze mówię: "Można podwoić wielkość czcionki i dodać jeszcze kilka wykrzykników, ale to i tak nie odda tego co czuję gdy jestem (jesteśmy) w Dolomitach i z wywieszonym jęzorem ganiam(y) po tych przewspaniałych górach.". Dla mnie jest to najlepszy rodzaj wypoczynku.
Pojechaliśmy 5-osobową ekipą: Wrońskiany, my i Misiek.
Przy okazji trafiłem fajny link o ferratach: https://www.inafarawayland.com/italian-dolomites-guide/via-ferrata/
Pełny opis Dolomity 2020
Dzień po dniu | |
---|---|
2020.07.18 Sobota |
Via ferrata degli Alpini, Col dei Bos (2559 m). |
2020.07.19 Niedziela |
Via ferrata Cesare Piazzetta z wejściem na Piz Boe (3152 m) |
2020.07.20 Poniedziałek |
Via ferrata Oskar Schuster na Sassolungo (). |
2020.07.21 Wtorek |
Via ferrata Strobel |
2020.07.22 Środa |
Via ferrata delle Trincee - La Mesola 〈2727 m〉 |
2020.07.23 Czwartek |
Piz de Lech. Klasyka po drabinach. |
2020.07.24 Piątek |
Próba przejścia Bovero, ale zmył nas deszcz. |
2020.07.27 Sobota |
Powrót. Start o 4.00 |
Dolomity w roku 2021
Dolomity w roku 2020
Dolomity w roku 2019
Dolomity w roku 2018
Dolomity w roku 2017
Dolomity w roku 2016
Dolomity w roku 2015
Dolomity w roku 2013
Dolomity w roku 2012
Dolomity w roku 2011
Czwartek
Sąsiad, wpadając niespodziewanie,
Zwłaszcza gdy sobie ciut golnie,
Zawsze zadaje mi to pytanie:
Kiedy to wreszcie…? P…dolnie
Co dzień się zmiany wprowadza nowe,
Czyniąc to dość nieudolnie.
Sąsiad się ciągle łapie za głowę:
Przecież to zaraz… P……dolnie
Ja mu tłumaczę, że taką władzę
Wybraliśmy dobrowolnie,
A on mi na to: Nic nie poradzę,
Ale to wkrótce… P……dolnie
Tak jak przed laty, proces odnowy
Musi się zacząć oddolnie.
Naród po rozum pójdzie do głowy,
I w końcu wszystko… P……dolnie
Z tego powodu logiczny wniosek
Nasuwa się mimowolnie:
Gdy prawda dotrze do miast i wiosek,
Wtedy to z hukiem… P……dolnie
Koła historii, jak uczą dzieje,
Toczą się szybciej lub wolniej,
Lecz każdy reżim, mam tę nadzieję,
Wcześniej czy później… P……dolnie.
Wybaczcie, proszę, że poemacik
Zakończę nieco frywolnie,
Ale pocieszyć pragnę współbraci,
Że to niebawem… P……dolnie.
Czwartek
ZAPOMNIJ O CELACH, SKUP SIĘ NA SYSTEMACH
Dominuje pogląd, że najlepszy sposób na osiągnięcie w życiu tego, czego pragniemy (zyskanie lepszej kondycji, założenie prosperującej firmy, częstsze relaksowanie się i rzadsze martwienie albo spędzanie większej ilości czasu z przyjaciółmi i rodziną), polega na wyznaczaniu konkretnych celów, do których można dążyć.
Przez wiele lat ja także podchodziłem w ten sposób do swoich nawyków. Każdy był celem do osiągnięcia. Wyznaczałem sobie cele w postaci ocen, jakie chciałem dostawać w szkole, ciężarów do dźwignięcia na siłowni, zysków w biznesie. Kilka zrealizowałem, ale w wielu przypadkach nic z tego nie wyszło. Ostatecznie zacząłem sobie uświadamiać, że moje efekty mają bardzo niewielki związek z wyznaczonymi celami, za to bardzo duży z systemami, jakimi się posługiwałem.
Na czym polega różnica między systemami a celami? Na trop tej różnicy wpadłem dzięki Scottowi Adamsowi, rysownikowi i autorowi komiksu Dilbert. W celach chodzi o efekty, jakie chcesz osiągnąć. W systemach zaś o procesy, które do tych efektów prowadzą.
Postawmy więc interesujące pytanie: jeśli zupełnie zignorowałbyś cele i skupił się tylko na systemie, czy odniósłbyś sukces? Jeżeli na przykład byłbyś trenerem koszykówki i zignorował cel w postaci wygranej w mistrzostwach, a skoncentrował się na codziennych treningach drużyny, czy osiągnąłbyś dobre wyniki?
Moim zdaniem tak.
Celem w dowolnej dyscyplinie sportu jest ukończenie zawodów z najlepszym możliwym rezultatem, ale niedorzecznością byłoby patrzenie na tablicę wyników przez cały czas trwania gry. Jedyny sposób na zwycięstwo polega na codziennym doskonaleniu się. Jak powiedział trzykrotny zwycięzca finałów Super Bowl, Bill Walsh: "Wynik zadba sam o siebie". To samo dotyczy innych obszarów życia. Jeśli zależy ci na lepszych efektach, zapomnij o wyznaczaniu celów. Skup się na systemie. Co chcę przez to powiedzieć? Czy cele są kompletnie bezużyteczne?
Oczywiście, że nie. Cele są dobre, jeśli chodzi o wyznaczanie kierunku, ale systemy są niezrównane, gdy idzie o robienie postępów. Zbyt długie zastanawianie się nad celami, a zaniedbywanie projektowania systemów prowadzi do licznych problemów.
Problem 1: zwycięzcy i przegrani mają te same cele
Wyznaczanie celów jest jaskrawym przypadkiem tak zwanego błędu przeżywalności (ang. survivorship bias). Skupiamy się na zwycięzcach - czyli tych, którzy przeżyli - i błędnie zakładamy, że do sukcesu doprowadziły ich ambitne cele, nie bierzemy zaś pod uwagę wszystkich, którzy mieli taki sam zamiar, lecz się im nie udało.
Każdy olimpijczyk chce wywalczyć złoty medal. Każdy kandydat marzy o dostaniu posady. A skoro i ci, którym się powiodło, i ci, którym się nie powiodło, mają te same cele, to cel nie może być tym, co różni zwycięzcę od pokonanego. To nie c e l zwycięstwa w Tour de France doprowadził brytyjskich cyklistów na wyżyny sportu. Sądzę, że rok wcześniej też chcieli wygrać wyścig - tak jak każda inna zawodowa drużyna. Cel zawsze istniał. Ale dopiero gdy wdrożyli s y s t e m ciągłych, drobnych usprawnień, otrzymali inny wynik.
Problem 2: osiągnięcie celu jest tylko chwilową zmianą
Wyobraź sobie, że masz bałagan w pokoju i cel w postaci uprzątnięcia go. Jeśli zdobyłbyś się na wysiłek posprzątania, pokój stałby się schludny… na razie. Ale jeśli nie zmieniłbyś niechlujnych skłonności do chomikowania, które doprowadziły do bałaganu, wkrótce stanąłbyś w obliczu kolejnego rozgardiaszu i musiałbyś liczyć na następny zastrzyk motywacji. Bez przerwy dążyłbyś do tego samego rezultatu, bo nie zmieniłeś systemu, który za nim stoi. Wyleczyłeś objaw, ale przyczyna pozostała.
Osiągnięcie celu zmienia życie tylko w d a n e j c h w i l i. To jedna z tych rzeczy dotyczących doskonalenia się, które są sprzeczne z intuicją. Sądzimy, że musimy zmienić rezultaty, ale same rezultaty nie stanowią problemu. Tak naprawdę należy zmienić systemy, które do tych rezultatów prowadzą. Rozwiązując problemy na poziomie rezultatów, likwidujesz je tylko przejściowo. Aby wprowadzić trwałe usprawnienia, musisz rozwiązywać problemy na poziomie systemów. Skoryguj "wejście': a "wyjście" zatroszczy się o siebie samo.
Problem 3: cele odbierają radość
Ukryte założenie dotyczące dowolnego celu brzmi: "Kiedy osiągnę ten cel, będę szczęśliwy': Problem z mentalnością zakładającą nadrzędną wagę celów polega na nieustannym odkładaniu szczęścia do kolejnego kamienia milowego. Nie zliczę, ile razy wpadałem w tę pułapkę. Przez całe lata szczęście było czymś zarezerwowanym dla przyszłego mnie. Obiecywałem sobie, że gdy zyskam dziewięć kilogramów masy mięśniowej albo kiedy o mojej firmie napiszą w "New York Timesie', wreszcie będę mógł odetchnąć.
Ponadto cele tworzą konflikt typu "wszystko albo nic": albo zrealizujesz cel i będziesz mógł odtrąbić sukces, albo nie - i zostaniesz wielkim przegranym. Mentalnie ograniczasz się do wąskiej definicji szczęścia. To błąd. Mało prawdopodobne, że twoja aktualna droga życia będzie dokładnie taka, jak ją sobie wytyczyłeś na początku. Nie ma sensu uzależniać satysfakcji od jednego scenariusza, skoro do sukcesu wiedzie wiele dróg.
Antidotum to podejście stawiające systemy na pierwszym miejscu. Jeśli zakochasz się w procesie zamiast w produkcie, nie będziesz musiał czekać na udzielenie sobie pozwolenia na szczęście. Możesz w każdej chwili czerpać satysfakcję z działającego systemu. A system może zdawać egzamin różnymi metodami, nie tylko w sposób, który jako pierwszy przyszedł ci do głowy.
Problem 4: cele są sprzeczne z długofalowym rozwojem
Ostatnia sprawa to kwestia efektu jo-jo, który może wynikać z nastawienia na cele. Wielu biegaczy ciężko trenuje całymi miesiącami, ale przestaje ćwiczyć po przekroczeniu linii mety. Bo jest już po zawodach, które ich motywowały. Gdy całą ciężką pracę wkładasz w dążenie do konkretnego celu, to co miałoby cię pchać do przodu po jego osiągnięciu? Właśnie dlatego wielu ludzi po zrealizowaniu planów wraca do starych nawyków.
Wtorek
Najlepsze biznesy to zwykłe nudne biznesy oparte na sprawdzonych schematach gdzie nie trzeba nic wymyślać a klient zna już ten biznes. Wymyślanie nowego jest fajne ale straszne trudne we wdrożeniu a dopiero po przetarciu szlaków pojawia się konkurencja, która wchodzi na gotowy nowy rynek. Niestety innowacyjność jest fajna ale biznesowo to duże ryzyko. Pokazuje się zwykle 1 wygranego, a nie pokazuje 999 przegranych.
To pokazywanie 1 i nie pokazywanie pozostałych związane jest z hasłem Komunikaty naturalnie falszywe
Niedziela
Szaleństwo trwa. Minneapolis likwiduje policję i wprowadza „system bezpieczeństwa publicznego kierowany przez społeczność”
Lewackie szaleństwo przejmuje stery. Rada Miasta Minneapolis jednogłośnie przyjęła uchwałę ws. likwidacji policji. Formację ma zastąpić „system bezpieczeństwa publicznego kierowany przez społeczność”.
Fala szaleństwa zalewa Zachód po śmierci George’a Floyda. Po zamieszkach i tworzeniu przez Antifę „stref autonomicznych” w miastach, przyszedł czas na likwidację policji. W piątek rada miejska Minneapolis jednogłośnie podjęła uchwałę, dotyczącą zastąpienia policji „systemem bezpieczeństwa kierowanym przez społeczność”.
„Zabójstwo George’a Floyda w dniu 25 maja 2020 r. przez funkcjonariuszy policji w Minneapolis to tragedia, która pokazuje, że żadne reformy nie zapobiegną śmiertelnej przemocy i nadużyciom ze strony niektórych członków Departamentu Policji wobec członków naszej społeczności, zwłaszcza Czarnych i ludzi kolorowych” – napisało w rezolucji pięciu członków rady.
Wcześniej burmistrz Minneapolis, Jacob Frey, mówił, że popiera „głęboką reformę strukturalną w celu zmiany strukturalnie rasistowskiego systemu”. Teraz jednak wycofał swój sprzeciw wobec planów likwidacji policji.
George Floyd zmarł w Minneapolis w wyniku policyjnej interwencji. Funkcjonariusze próbowali go aresztować do domniemaną próbę zapłacenia fałszywym banknotem 20-dolarowym. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był atak serca wywołany duszeniem przez policjanta, który wciskał mu kolano w szyję przez niemal 9 minut. Sekcja wykazała także obecność narkotyków w ciele Floyda.
Mężczyzna miał kryminalną przeszłość. W 2009 roku trafił do więzienia za napad i rozbój. Wcześniej odsiadywał także wyroki za kradzieże z bronią w ręku oraz narkotyki. Tymczasem „antyrasistowscy” aktywiści próbują zrobić z Floyda symbol rzekomego ucisku czarnoskórych.
I bardzo ciekawy, rzekłbym Fizyko Życiowy, komentarz Szydercy:
Choćby ci zadymiarze palili te biznesy przez cały rok, to nie zniszczą ich tyle ile zniszczyły władze USA swoją polityką po odejściu Reagana. Zadymiarze palą tylko to, co nie zniszczyły lub nie skonfiskowały amerykańskie władze. Zamieszki to rezultat a nie przyczyna. Przyczyną jest odejście przez USA od kapitalizmu i demokracji na rzecz faszyzmu korporacyjnego – takiego systemu jak w filmie RoboCop… :-))))))))))))))))))
Dlaczego nczas kłamie, usiłując postacią Floyda usprawiedliwić policję? Nawet jak Floyd byłby pedofilem mordercą, to policja nie miała prawa go zamordować w ten sposób! A nie był pedofilem mordercą i zarzut przeciw niemu, choć nie wiadomo czy prawdziwy, to wydrukowanie banknotu 20 USD. W tym czasie FED drukuje bez pokrycia biliony USD i rozsypuje z helikopterów nad JP Morganami, Goldmanami i Sachsami… W zamieszkach nie chodzi o postać Floyda, tylko bezprawie amerykańskich władz, którym sąd najwyższy od 2008 zapewnia bezkarność odrzucając prawo ofiar i poszkodowanych przez policję i inne władze do sądu z powodu „frywolności pozwu” a ten sam sąd przykręca śrubę prawną zwykłym obywatelom choćby przez Patriot Act 2001 czy „wojnę z narkotykami”, pozwalającym na więzienia bez sądu, tortury, tajne kapturowe wyroki, wchodzenie „z drzwiami”, konfiskatę domów, samochodów, pieniędzy i to wszystko bez możliwości sądowej obrony dla zwykłego obywatela. O tym nczas nie napisze, tylko sieje prymitywną propagandę judzącą „my nieczerwoni kontra oni czerwoni”, bez wnikania w prawdziwe przyczyny zamieszek. Te zamieszki to nie przyczyna i siłowe ich stłumienie nie starczy na długo, bo te zamieszki to rezultat zgniłego, zepsutego systemu amerykańskiego. Przyczynami nie chcecie się zająć, tylko siejecie prymitywną judzącą propagandę nie dotykającą sedna problemu. Później będziecie jak głupek Rumsfeld w Iraku pytać gen. Sancheza „Dlaczego oni do nas strzelają i podkładają bomby, jak przynieśliśmy im wolność i demokrację”?… Oczernianie buntujących się bez zajęcia się przyczynami buntu to taktyka wszystkich upadłych reżimów. :-))))))))))))))))
I ciekawa uwaga K7 wynikająca z myślenia mnogościowego:
Nie używaj ogólników typu „Policja”, bo krzywdzisz tych , którzy traktują swój zawód należycie i wykonują go wzorowo . Policja to nie jeden człowiek , który przekroczył swoje uprawnienia, więc nie wolno generalizować – wymień go z nazwiska i zaznacz ,że był policjantem, wtedy jest to w porządku.W szeregach Policji sa rózni ludzie i w Polsce jest też tak . Są uczciwi , ale są i złodzieje , oszuści , a nawet potencjalini zabójcy , o czym mogliśmy się nie jeden raz przekonać tu , w naszym kraju. Każde środowisko ma swoje czarne owce. Czy nie tak ?
Chcę zaznaczyć ,że nie jestem policjantem.
Na co znów systemowo odpowiada Szyderca
„Nie używaj ogólników typu „Policja”” – jak powiedział John Acton „Władza deprawuje. Władza absolutna deprawuje absolutnie”. Po krachu z 2008 i zamieszkach przeciw Wall Street oszołomy w USA, na wzór zwolenników strzelania z tego portalu wpadły na „pomysła” i poprzez nową wykładnię SN z 2008 przepisu o „zakazie frywolnych pozwów przeciw funkcjonariuszom państwowym” z 1950 dały m.in. policji „carte blanche”, „licencje na zabijanie”, czyli praktycznie bezkarność od jakiegokolwiek przestępstwa przeciw społeczeństwu (przeciw władzy oczywiście to inna sprawa! Niech no jakiś żołnierz, urzędnik, policjant ujawni jakieś machloje władzy, to przekona się jak Julian Assange jak ciężkie jest ramię sprawiedliwości…). I ta bezkarność zdeprawowała policję, która zamiast chronić społeczeństwo zaczęła z nim walczyć i traktować jak wroga (jest na ten temat dość artykułów o militaryzacji policji – pisanych m.in. przez emerytowanych policjantów). I jak społeczeństwo widzi, że za zwyzywanie policjanta dostaje się np. 8 lat, a policja jak pomyli niewinnego rowerzystę z przestępcą i bez ostrzeżenia ze 100m podziurawi go 17 kulami, to jest nie tylko bezkarna, ale sąd nie przyjmie pozwu rodziny o odszkodowanie, to społeczeństwo zaczyna nienawidzić „świń” a „świnie” zaczynają nienawidzić społeczeństwa, tworzy się „my i oni” i jak dochodzi do jakiegoś incydentu, to już nie ma miejsca na logikę i praworządność (którą, jak pisałem, elity USA systematycznie likwidowały, najjaskrawiej przez Patriot Act 2001 i wykładnię SN z 2008 o zakazie frywolnych procesów przeciw funkcjonariuszom państwowym), tylko pojawia się trybalizm i ślepa lojalność wobec własnego „plemienia” i wtedy „Rzym staje w płomieniach”. Tam podpalają nie tylko murzyni, ale byli menadżerwowie niższego szczebla, byli księgowi itp. którym w ustawkach z komornikami banki w 2008 zabrały domy i pracę a rozwodzące się żony i prawnicy resztę majątku i którzy od 2008 mieszkają w przyczepach (jeśli nie w kartonach…) i którzy nie mają nic do stracenia i liczą, że jak coś podpalą to coś się zmieni bo nie chcą by dłużej było tak jak jest… :-))))))))))))))))))))))
Wtrąca jeszcze swoje "trzy grosze" andy:
Nie „policja” tylko konkretny (najprawdopodobniej) psychopata/socjopata który po prostu udusił już skutego człowieka. CZy to jest powód żeby zlikwidować całą policję, potępić wszystkich policjantów, ogłosić, że jest SYSTEMOWY rasizm, rozgrabić sklepy, podpalać posterunki itd. itp. you name it? Czy to jest powód? Czarnoskórzy amerykanie już są uprzywilejowani na wielu polach w Ameryce (kwoty, preferencje), ale chcą jeszcze bardziej i więcej.
Na co znów Szyderca:
Jest SYSTEMOWA deprawacja policji, która w 2008 od SN dostała „licencję na zabijanie” i praktyczny immunitet od przestępstw wobec społeczeństwa (wobec władzy przeciwnie – wszelkie kary za wycieki dokumentów obnażających machloje władzy drastycznie wzrosły i są karane jak „pomoc dla terrorystów”!!!!). Przed 2008 2/3 pozwów przeciw policji kończyło się skazaniem przez ławę przysięgłych losowaną ze zwykłych obywateli skazaniem policji. Władzy (i policji) się to nie podobało i od 2008 „sędzia na telefon” w 80% odrzuca prawo do procesu a w pozostałych 20% przypadków tak kieruje rozprawą, że w 2/3 wygrywa policja. I nie, nie masz racji, że to „konkretny” psychopata, bo to POLICJA – na tego psychopatę było wcześniej 17 skarg (na policjanta mordercę z Olsztyna „tylko” 8) i policyjna sitwa (związki zawodowe, przełożeni, koledzy policjanci) brali w tym i w innych przypadkach, stronę tego psychopaty, który dzięki temu czuł się z każdym przypadkiem co raz bardziej bezkarny. Pierwszy raz to była wina psychopaty. Za 18 razem to już systemowa wina policji! Gdy psychopata bezprawnie dusił niebroniącego się, skutego, leżącego, bezbronnego, jego koledzy bezczynnie się temu przyglądali a związki zawodowe policji protestują, że kolegom też postawiono zarzuty – dlatego NIE MASZ RACJI I TO POLICJA A NIE JEDNOSTKOWY PSYCHOPATA. Dlatego są zamieszki – o jednostkowego psychopatę nie byłoby zamieszek w tylu miastach! :-)))))))))))))
Ad persona atakuje Bogusław:
Ja myślę ze ten nick to ne przypadek. Po prostu szydzisz sobie z ludzi którzy cię czytają.
Na jakiej podstawie twierdzisz że Policjant go ZAMORDOWAŁ?
Stawianie oporu przy aresztowaniu grozi kalectwem a nawet śmiercią. To normalne, choć nie do pochwalenia, że czasem ktoś w wyniku interwencji Policji umrze.
Nie wyobrażam sobie, by obezwładniany człowiek nie narzekał, ze mu obezwładnianie przeszkadza. Praca policjanta zwłaszcza w USA jest bardzo niebezpieczna i duży procent policjantów jest zabijanych przez przestępców podczas interwencji. Tak się po prostu zdarza.
Ti co drukuje FED nie ma żadnego związku z tym, że zatrzymywany mógł chcieć zabić policjanta i ten miał podstawy by się tego obawiać. Ci sami ludzie którzy teraz w manifestacjach roznoszą wirusa który m kogoś zabija mówią ze na grypę umiera więcej,a przecież postrzelonych przez policję umiera JESZCZE MNIEJ.
Nie ma ŻADNYCH dowodów że policjant CHCIAŁ udusić zatrzymanego. O tym że to było typowe obezwładnienie świadcz brak reakcji pozostałych policjantów… bynajmniej nie białych.
Szyderca ripostuje:
„Na jakiej podstawie twierdzisz że Policjant go ZAMORDOWAŁ?
Stawianie oporu przy aresztowaniu grozi kalectwem a nawet śmiercią.” – na tej podstawie, odrażający osobniku, że zamordowany NIE STAWIAŁ OPORU – był skuty, bezbronny i leżący, nie stanowił żadnego zagrożenia dla policji, a mimo to policjant przez 9 minut go dusił, choć zamordowany prosił go by przestał. Jak dla ciebie (celowo małą literą) to nie jest morderstwo, to co nim jest? I jakim oszołomem jesteś, że uważasz, że stawianie oporu przy aresztowaniu powinno grozić śmiercią lub kalectwem? Moim cywilizowanym zdaniem tak powinno być tylko w samoobronie policjantów i to przy prawdziwym zagrożeniu a nie siniakiem czy podrapaniem! W „nieludzkim” PRL, przynajmniej za Gierka, milicji nie wolno było strzelać do osoby nieuzbrojonej a do uzbrojonej po wielokrotnych ostrzeżeniach! I przestępczość była mniejsza niż teraz! Więcej: w PRL bez nakazu milicja nie mogła przeszukać samochodu! Teraz można! W PRL można było bez nakazu zatrzymać na 48 godzin. Teraz 72 godziny! W PRL milicja musiała mieć nakaz na przeszukanie. Teraz nakaz może dostarczyć 7 dni… po przeszukaniu! W PRL nie można było wchodzić „z drzwiami”! W PRL na opozycjonistów nie wysyłano oddziałów antyterrorystycznych jak na autora „antykomora”! W PRL milicja nie mogła wchodzić do mieszkania i aresztować czy przeszukiwać w godzinach 22.00-6.00. W PRL sąd musiał pisemnie informować strony o każdym postanowieniu – teraz tylko zawiadamia o terminie pierwszej rozprawy… W PRL sąd miał obowiązek ustalenia prawdy na podstawie wszystkich możliwych do zdobycia, w tym przez sąd, gdy strony nie przestawiły, dowodów – teraz sędzia opiera się jedynie na dowodach przestawionych przez stronę. W PRL sąd, gdy ktoś nie miał pełnomocnika, miał obowiązek informować stronę o przysługujących jej prawach i zasadach postępowania – teraz jedynie ma obowiązek poinformować o sposobie wniesienia ew. apelacji… Dlaczego tak jest? Bo po 1989 III RP zapatrzyła się na wzorce amerykańsko-izraelskie. Te najgorsze, bo to co dobre, np. ława przysięgłych, to wprowadzić nie chce. Te przedwojenne, jak instytucję sędziego śledczego, tym bardziej nie chce. :-)))))))))))))))
„Poza tym zgoda: przyczyną zamieszek jest cały fikcyjny system amerykański – po prostu wizja lewicy. Wg tej wizji ludzie nie będą pracować, co już urzeczywistnia część amerykańskiego społeczeństwa, tak się składa, że w sporej ilości czarnoskóra.” – jeśli pod pojęciem lewicy masz na myśli faszyzm korporacyjny wdrażany przez Lockheed Martina, Goldman Sachsa, Raytheona, Boeinga, Google, Microsoft, Amazona, JP Morgana, Haliburtona i inne amerykańskie korporacje to zgoda. Ich pomysłem jest, że oni, jako patrycjusze (z urodzenia a nie demokratycznego wyboru) będą rządzić światem, Imperium Americanum (Project for the New American Century), nakładając na niego trybut pod nazwą „własność intelektualna” (USA nic za wyj. uzbrojenia nie produkuje, więc na krajach jak Polin wymusza zgodę na haracze np. od Kubusia Puchatka płacone przez 100 lat od śmierci autora. Spoko – jak 100 lat minie, to USA podniesie do 150 – przecież zaczynali od 0, potem 10, 15, 25, 50…!) i cały świat niewolniczo będzie na nich pracował (USA to 4% ludności świata, a zużywają 25% światowych zasobów: surowców, emisji zanieczyszczeń itp.). Ponieważ na Imperium Americanum będą pracować zagraniczni niewolnicy w zamian za drukowane przez USA dolary bez pokrycia, praca normalnych Amerykanów jest zbędna. Imperium Romanum dla takiego lumpen proletariatu z rzymskim obywatelstwem wprowadziło prawo do „chleba i igrzysk” i to samo chce zrobić Kapitol nad Potomakiem dla obywateli „Nowego Rzymu”. „Niestety” Chińczycy i Rosjanie pokazali takiej roli dla siebie środkowy palec, UE się waha, Indie, Brazylia, Japonia, Korea po cichu mówią nie (polega to na np. odmowie kupna amerykańskich obligacji. Teraz zadłużenie USA wykupuje za pośrednictwem Karaibów – największym „nabywcą” amerykańskich obligacji są… Kajmany – samo USA za wydrukowane pieniądze bez pokrycia) i się posypało… USA nie ma kasy, nie ma produkcji, nie ma kadr, nie ma ani na chleb i igrzyska dla lumpen proletariatu w USA ani miejsc pracy dla uczciwego proletariatu a patrycjusze, którzy przejęli CAŁY wzrost PKB od 1972 (od 1972 75% Amerykanów drastycznie zbiedniało, 20% nie zmieniło się, 5% astronomicznie się wzbogaciła! Teraz 1% najbogatszych ma majątek większy od 50% społeczeństwa a 5% większy od 75% amerykańskiego społeczeństwa! Zarobki menadżerstwa do zwykłych pracowników przed 1972 wynosiły ok. 30:1, teraz wynoszą grubo ponad 350:1…) ani myślą zmieniać systemu polityczno-gospodarczego i dzielić się majątkiem (25000 najbogatszych Amerykanów ma… INDYWIDUALNE TAJNE UMOWY PODATKOWE ZE SKARBÓWKĄ – tajne, czyli łajdackie, bo inaczej nie byłoby potrzeby ukrywać. W.Buffet w wywiadzie powiedział: „to niemoralne, ale płacę niższe podatki od mojej sekretarki”…), tylko… wykupiła sobie luksusowe schrony atomowe na Nowej Zelandii i głosi, że ludność trzeba zredukować do 500 mln „bo Ziemia więcej nie wyżywi”… Nie mam pojęcia jak rozwiązać ten problem, ale nic dobrego z tego nie wyniknie… :-))))))))))))))))))))))))))
Może wymordowanie takich zdeprawowanych elit nie jest najgorszym pomysłem? Przynajmniej nie dojdzie do IIIWŚ… Wymiana zdeprawowanych elit za pomocą topora, gilotyny czy szubienicy jest przecież naturalnym zjawiskiem historycznym. Owszem, może to kraj cofnąć 50 lat w rozwoju, jak rewolucja Mao w Chinach, ale potem Chiny wykształciły nowe elity, bez porównania mniej zdeprawowane (warto poczytać życiorys Xi Jinpinga. Wywodzi się z rodziny „obszarników”. Jego ojciec był bonzem komunistycznym. Za „Rewolucji Kulturalnej” Mao skazano jego ojca, zamordowano jego siostrę, jego zesłano na wieś do wynoszenia gnoju z chlewni. Dwa razy skazano na łagry za próbę ucieczki ze wsi. Odmawiano przyjęcia do partii. Potem przebijał się z dołów, skończył inżynierię chemiczną (15% czasu studiów: praca w chlewni i studiowanie marksizmu i leninizmu, by „intelektualiście” nie przewróciło się w głowie) – nie historię jak nasze „elity” i dzięki własnym zdolnościom i zasługom wspiął się na szczyty. Prezydent Singapuru o nim napisał „Umieściłbym go w klasie osób jak Nelson Mandela. Jako osobę z niezwykłą stabilnością emocjonalną, która nie pozwala, by jego osobiste nieszczęścia wpływały na jego osąd. Innymi słowy robi wrażenie”. Jest za osobowość bardzo poważany przez chińską opinię publiczną.) i stały się mocarstwem. Może w USA pora, by dla dobra USA i świata usunąć Bidenów, Clintonów, Bushów, Zuckerbergów, Gatesów itp?…
👉
Tylko, że jak w społecznym kotle wrze, to na wierzch, do władzy, wypływają najgorsze szumowiny – jak przeprowadzić rewolucję by tak się nie stało? Może Szwajcaria i Islandia (która świetnie sobie poradziła z banksterami odmawiając spłacenia ich długów i aresztując rząd i bankierów!) dają odpowiedź w postaci DEMOKRACJI BEZPOŚREDNIEJ? – bez skorumpowanych „reprezentantów” w postaci parlamentarzystów, którzy by zdobyć koryto obiecują elektoratowi brednie, a by zdobyć kasę od lobbystów uchwalają skandaliczne prawa, odpadłoby tak z 90% wad demokracji i współczesna technika pozwala na demokrację bezpośrednią w kraju każdej wielkości a nie tylko kraikach jak Szwajcaria czy Islandia. :-)))))))))))))))))))))))
[https://nczas.com/2020/06/13/szalenstwo-trwa-minneapolis-likwiduje-policje-i-wprowadza-system-bezpieczenstwa-publicznego-kierowany-przez-spolecznosc/]
A tak na marginesie to się zastanawiam, czy Szyderca nie czytał tej wypowiedzi Ron'a Paul'a.
Warto porównać ten spis z wpisem z 2011.09.11.
Piątek
Prawdziwa przedsiębiorczość to WOLNY RYNEK, a nie DOTACJE!
Dobrze mi się rozmawia z portalem namzalezy.pl. Pojawiają się też merytoryczne opinie:
👉 Ach te dotacje… Jak głupie one są doświadczam codziennie. Moja firma nigdy o żadne nie wystąpiła i nie wystąpi. Ale podam przykład jak dotacje szkodzą uczciwym firmom. Kupiliśmy parę lat temu frezarkę cnc od nikomu nieznanej chińskiej firmy, która przyjechała na targi do Krakowa. Spodobała nam się, bo jako jedyna wycinała coś na targach i można było od razu sprawdzić efekt. Że dobrze nam się z nimi rozmawiało i maszyny były niezłe to zostaliśmy dystrybutorem ich marki na Polskę.
Jedną z maszyn sprzedaliśmy lokalnej firmie, która kupiła ją z "pieniędzy unijnych". I my, i ta firma działaliśmy na tym samym rynku, na podobnym sprzęcie, ale myśmy musieli w cenie usługi uwzględnić koszt maszyny a dotowana firma już nie, więc walczyła z nami ceną. Najpierw w podatkach zabrano nam pieniądze na maszynę dla konkurencji, a potem ta konkurencja podbierała nam klientów.
No i takie komentarze, że aż serce rośnie:
Witold Maciejuk
Nareszcie prawdziwy, poważny przedsiębiorca z doświadczeniem, a nie wymądrzający się spekulant.
KonranTaisa
Dotacje to zło. Niestety niektóre rynki i firmy są zaorywane przez dotacje, które często gęsto są kierowane do konkretnej grupy. Ciężko działa się firmom działającym na "wolnym rynku" z takimi dotowanymi "tworami" a gdzie się nie obejrzeć - pełno tego. Wolny rynek w wielu przypadkach to mit.
Michal Mioduszewski
bardzo ciekawy wywiad. Z wieloma tezami się zgadzam. Niestety gospodarka rolna pawie już nie przypomina wolnego rynku(przez dotacje unijne, obostrzenia i nakazy) co mnie smuci, a wg mnie też powiniecie zainteresować się tym tematem i uświadomić ludzi w mieście jak jest, gdyż bez gospodarki rolnej wolnorynkowej niewiele zostanie z naszego państwa. ''Od myszy do cesarza, wszyscy żyją z gospodarza”
Vegget
Jan Kubań to wyjątkowy i bardzo mądry człowiek z bardzo ciekawym zyciorysem. Wiele się od Niego nauczyłem i szczerze polecam wszystkie pozycje książkowe fundacji Pafere, którą prowadzi. Dziękuję i proszę o więcej wywiadow z tym panem!
Marko Schmidt
Sama logika i zdrowy rozsadek podpowiada , ze jakiekolwiek , dodacje , zapomogi, pomoce socjalne itp, to zwykla kradziez zuchwala, obywateli , to zlo , ktore trzeba wyeliminowac ! W przeciwnym wypadku to slepa uliczka ; z ktorej nie ma odwrotu !!
Wtorek
Poniedziałek
…według szacunkowych danych co roku, powodu zarażenia wirusem grypy, umiera w Polsce ponad 6 tys. osób. Niemniej w sezonie grypowym nie praktykowaliśmy do tej pory wprowadzani obostrzeń w kontaktach międzyludzkich. Czy wobec tego powinniśmy je wprowadzać w przypadku epidemii COVID-19?
Obserwacje potwierdzają że koronawirus jest groźny przede wszystkim dla osób z osłabionym układem odpornościowym, a to w 90 % dotyczy osób z najstarszych roczników (65+). Średnia wieku zmarłych na covid-19 w Polsce to 75 a we Włoszech 80 lat. Osoby przechodzące ciężko zakażenie wirusem SARS-CoV-2 z reguły cierpią jednocześnie na różne choroby chroniczne (tzw. choroby współistniejące), które sprawiają, że ich układ odpornościowy jest mało skuteczny. Wydaje się, że z tego również powodu podatność na niekorzystne działanie wirusa jest silnie zróżnicowane przestrzennie.
Od dłuższego czasu zastanawiają znaczące różnice pomiędzy wschodnią i zachodnią Europą. Próbowano to tłumaczyć obowiązkowymi szczepieniami na gruźlicę obowiązującymi w krajach Europy Wschodniej, które miały dać miejscowym społeczeństwom ogólną odporność. Mimo tej spodziewanej ogólnej odporności widzimy jednak, że od dłuższego już czasu średnia długość życia w Europie Wschodniej jest znacznie niższa niż w Europie Zachodniej. I wydaje się, że właśnie w tym zjawisku należałoby szukać przyczyn innego oddziaływania epidemii.
Dobrym przykładem są tu Niemcy. W części zachodniej epidemia COVID-19 przybrała większe rozmiary niż we wschodniej (dawne NRD). Trudno wyjaśniać to odmiennymi procedurami statystycznymi, tak jak często się to sugeruje przy porównywaniu danych z różnych państw. Znamienne jest natomiast to, że w części zachodniej średnia spodziewana długość życia jest wyższa niż w Niemczech Wschodnich. Zachód jest także bogatszy, zapewniając wyższy poziom życia i lepszą opiekę medyczną.
Okazuje się wiec, że szczególnie groźny przebieg epidemii COVID-19 to problem przede wszystkim krajów najbogatszych, najlepiej rozwiniętych, gdzie opieka medyczna jest na wysokim poziomie a ludzie żyją najdłużej. To widać także, gdy porównujemy Polskę i Włochy. U nas przeciętna długość życia to 78 lat, we Włoszech 84. Paradoksalnie, pomimo tego włoskiego dobrostanu, epidemia właśnie tam zebrała większe żniwo. U nas ludzi starych, a więc z grupy ryzyka, było proporcjonalnie mniej niż we Włoszech czy Hiszpanii. Mniej, bo potencjalne ofiary nie dożyły epidemii, znacznie wcześniej umierając na grypę, cukrzycę, nowotwory, choroby układu krążenia itd. To jest oczywiście smutne, ale właśnie dlatego mamy z COVID-19 mniej problemów niż Włochy, Hiszpania, Francja czy Wielka Brytania. A jeszcze mniej ma ich Białoruś, gdzie spodziewana średnia długość życia jest jeszcze niższa niż w Polsce (75 lata).
Źródło: http://libertatis.org.pl/koronawirus-izolacjonizm-i-wolnosc/
Poniedziałek
Od ponad 15 już lat pracuje nad zagadnieniami związanymi z życiem w najszerszym tego słowa znaczeniu, które obejmuje również procesy społeczne i gospodarcze. I oto po tak długim okresie natrafiłem na wspaniały opis powiązania procesów ewolucyjnych z gospodarką. Opis, z którego płynie bardzo wiele ważnych wniosków.
Kłopot Unileveru polegał na tym, że stosowane przez niego dysze nie pozwalały na bezproblemową pracę. Steve Jones, zatrudniony w liverpoolskiej fabryce proszku przez krótki okres w latach siedemdziesiątych XX wieku, zanim zmienił ścieżkę kariery i stał się jednym z najbardziej wpływowych biologów ewolucyjnych świata, twierdzi, że regularnie się zapychały1. „Te dysze to była cholerna upierdliwość – wyznał. – Były mało wydajne, ciągle się czopowały i dawały proszek o ziarnach różnych rozmiarów”.
Był to dla firmy bardzo poważny problem. Nie chodziło przy tym o same koszty serwisowe i tracony czas, ale również o jakość produktu. Unilever potrzebował lepszej dyszy. Jak najszybciej.
Dyrekcja powierzyła zadanie zaprojektowania jej swojemu elitarnemu zespołowi matematyków. Unilever już wówczas był bogatą firmą, więc stać go było na prawdziwych geniuszy. Ci z grupy pracującej nad dyszą nie tylko byli matematykami; specjalizowali się też w systemach wysokociśnieniowych, dynamice płynów i różnych aspektach analizy chemicznej i dobrze znali fizykę przejść fazowych, czyli procesy rządzące zmianą stanu skupienia (w tym przypadku z ciekłego na gazowy bądź stały).
Dziś być może nazwalibyśmy ich inteligentnymi projektantami, osobami, do których zwracamy się, kiedy mamy do rozwiązania poważny problem, nieważne, czy biznesowy, czy techniczny, czy polityczny. Unilever założył, że jeśli zbierze odpowiednich ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami, to opracują dla niego optymalny plan.
Zespół matematyków zgłębił zagadnienia przejść fazowych i wyprowadził szereg finezyjnych równań. Naukowcy dyskutowali podczas zebrań i seminariów, aż wreszcie, po długim okresie badań, udało im się stworzyć nowy model dyszy.
Jak możemy się już domyślić, ów model nie działał. Nowa dysza też się zatykała. Wytwarzała ziarna o różnych rozmiarach. Była mało wydajna.
Coraz bardziej zdesperowane władze Unileveru przekazały zadanie biologom, którzy zasadniczo nie znali się na dynamice płynów, a o przejściach fazowych ostatni raz czytali w szkole średniej. Dysponowali jednak czymś bardzo wartościowym: dogłębną świadomością związku pomiędzy porażką a sukcesem.
Biologowie poprosili o dziesięć egzemplarzy dyszy, wprowadzili do każdego z nich drobne zmiany, po czym poddali wszystkie zmodyfikowane warianty rygorystycznym testom. „Niektóre dysze wydłużono, inne skrócono, część miała szerszy otwór, część węższy, część po kilka rowków w środku – opowiada Jones. – Najważniejsze, że jedna z nich okazała się odrobinę lepsza od oryginału; chyba o jeden czy dwa procent”.
W następnej turze testom poddano dziesięć minimalnie różniących się od siebie kopii „zwycięskiego” modelu. I tak do skutku. Po 45 iteracjach i 449 porażkach biologowie mieli w ręku dyszę o znakomitych parametrach. Sprawowała się „o wiele lepiej niż ta, od której zaczynaliśmy”.
Źródłem postępu nie był kunsztowny odgórny plan (ani w ogóle żaden plan), lecz bezpośrednia interakcja z otoczeniem. Jedna doskonała dysza powstała wskutek przetestowania 450 prototypów i odrzucenia 449 z nich.
Grafika na górze przedstawia pierwotny przekrój dyszy. Przekrój ostatecznego modelu, owocu 45 iteracji i 449 odrzuconych projektów, zamieszczono na dole. Takiego kształtu nie przewidziałby żaden matematyk.
[…]
👉
Zwyczajowo postrzegamy rozwój technologii jako proces napędzany odgórnie. Myślimy, że naukowcy akademiccy prowadzą abstrakcyjne badania, na ich podstawie powstają teorie, a one z kolei służą za punkt wyjścia praktykom budującym nowe maszyny, gadżety i rozwiązania techniczne.
Jest to tak zwany linearny model postępu, który można zilustrować za pomocą prostego schematu: Badania i teoria → Technologie → Zastosowania praktyczne.
👉 W przypadku rewolucji przemysłowej, na przykład, podręcznikowa wersja wydarzeń mówi, że zainicjowała ją w dużej mierze wcześniejsza rewolucja naukowa, a twórcy maszyn, które zmieniły oblicze świata, inspirowali się myślą Roberta Boyle’a, Roberta Hooke’a i Johna Locke’a.
Ten model historii ma zasadniczą wadę: bagatelizuje ogromny postęp, jakiego w niemal każdej dziedzinie dokonały osoby pokroju biologów z Unileveru, zdobywając wiedzę metodą prób i błędów. Terence Kealey, aktywny zawodowo naukowiec, w swojej książce "The Economic Laws of Scientific Research" (Ekonomiczne prawa badań naukowych) obala obowiązujący schemat przedstawiania rewolucji przemysłowej:
Cytat pochodzi z książki "Metoda czarnej skrzynki: Zaskakująca prawda o błędach i naturze sukcesu", której autorem jest Matthew Syed
Wtorek
W 8 marca br. weszła w życie uchwalona przez Sejm RP "Ustawa o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych, nazwana w skrówcie specustawą koronawirusową.
8 marca
Hospitalizowanych było 146 osób, 1548 było objętych kwarantanną, natomiast 6409 – nadzorem epidemiologicznym. Rząd zamknął gospodarkę: pracują tylko sklepy spożywcze i apteki. Sklepy budowlane też, ale ludzie są bardzo mocno spanikowani i unikają wszelkich kontaktów. Po Warszawie jeździ się bez żadnych problemów, ulice są puste.
Dzisiaj czyli 14 maja
Hospitalizowanych jest 2538, 96 708 jest objętych kwarantanną, a 18 256 nadzorem epidemiologicznym. Rząd poluzowuje gospodarkę: za dwa dni salony fryzjerskie otrzymają pozowlenie na działaność. Na ulicach Warszawy pojawiają się korki.
Dziwne te zarządzenia, jak było 6000 zarażonych to prawie zamknięto cały kraj, teraz jak zarażonych jest 3 razy więcej w zasadzie życie wraca do normy… Można odnieść wrażenie, że rządzący tak do końca nie wiedzą co robić i decyzje podejmują na podobnej zasadzie jak rabin w dowcipie:
Przyszedł Żyd do rabina i mówi “Rabi, żyję z żoną 10 lat i nie mam dzieci”.
Rabi zadumał się i mówi “A bijesz ją?”
“Nie” pada odpowiedź
“A widzisz…”
Po 11 latach przychodzi ten sam Żyd i mówi “Rabi, żyję z żoną 11 lat i nie mam dzieci”.
Rabi zadumał się i mówi “A bijesz ją?”
“Tak” pada odpowiedź
“Codziennie?”
“Nie”
“A widzisz…”
Po 12 latach przychodzi ten sam Żyd i mówi “Rabi, żyję z żoną 12 lat i nie mam dzieci”.
Rabi zadumał się i mówi “A bijesz ją?”
“Tak” pada odpowiedź
“A codziennie?”
“Tak”
“A bijesz kijem?”
“Nie”
“A widzisz…”
Po 13 latach przychodzi ten sam Żyd i mówi “Rabi, zatłukłem żonę a dzieci jak nie miałem tak nie mam”.
Rabi na to: “Szkoda, bo miałem jeszcze wiele dobrych pomysłów”
Podczas rozmowy dziennikarka zapytała ministra Szumowskiego także o to, jacy eksperci doradzają rządowi ws. epidemii koronawirusa, np. w sprawie tego co robić dalej czy kiedy i jak odmrażać gospodarkę:
- Czy może pan wymienić chociaż jedno nazwisko?
- Nazwisk oczywiście nie będę wymieniał, bo są to osoby prywatne. Są to eksperci z szeregu różnych uczelni i instytucji, takich jak UW, UJ, Państwowy Zakład Higieny. Ci eksperci nie są wynagradzani, pracują w większości społecznie. To są naukowcy, którzy tworzą modele. Rozmawiam z nimi regularnie, dzwonię do nich, a oni do mnie. Pytam się o różne przebiegi, pewne wątpliwości - powiedział Szumowski.
Na pytanie, dlaczego nie można ujawnić ich nazwisk, minister jeszcze raz powiedział, że są to osoby prywatne. - Nie wiem, czy chcą, by mówić o nich publicznie. Można zadzwonić do instytucji i zapytać, kto doradza. Ja tu nie jestem od tego, żeby osoby prywatne wskazywać - dodał.
[Źródło: https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,143907,25937336,szumowski-nadal-rekomenduje-wybory-korespondencyjne-to-najbezpieczniejsza.html]
Dziwne. Wprowadzono specustawę, kraj jest zablokowany, a minister zdrowia, z zawodu kardiolog, czerpie informacje o problemie w rozmowach prywatnych. Dlaczego nie powołał grona eksperckiego? Przecież każdy szanujący się manager, dbający o interes podległego mu podmiotu tak by zrobił, nieprawdaż?
Od 16 kwietnia w Polsce obowiązuje nakaz zasłaniania nosa i ust w miejscach publicznych. Ministerstwo Zdrowia, które przez wiele tygodni rozwijającej się pandemii zapewniało Polaków, że noszenie maseczek nie jest konieczne, zmieniło zdanie.
[Źródło: https://www.medonet.pl/koronawirus-pytania-i-odpowiedzi/jak-sie-chronic,dlaczego-ministerstwo-zdrowia-zmienilo-zdanie-w-sprawie-maseczek-,artykul,60854550.html]
W innych kwestiach minister też łamie zasady dobrego zarządzania:
Kim jest Łukasz G. – góral, instruktor narciarski, który sprzedał ministerstwu Szumowskiego maseczki za 5 mln zł? Prawda w końcu wyszła na jaw.
„Gazeta Wyborcza” podała, że instruktor narciarski z Zakopanego – Łukasz G. – sprzedał Ministerstwu Zdrowia partię maseczek z podrobionymi certyfikatami. W następnych dniach w sprawie zaczął pojawiać się wątek brata Łukasza Szumowskiego. Teraz na jaw wyszło kim jest tajemniczy góral.
„Wyborcza” zarzuca, Szumowski się broni
„Gazeta Wyborcza” informowała, że Ministerstwo Zdrowia kupiło maseczki ochronne za ponad 5 mln złotych. Nie spełniały one jednak norm i nie nadawały się do użytku. „Zarobił na tym instruktor narciarski, przyjaciel rodziny Łukasza Szumowskiego. Transakcję ułatwił mu brat ministra zdrowia” – możemy przeczytać w gazecie.
Do tych rewelacji odniósł się w Radio Zet minister zdrowia Łukasz Szumowski. – Nikt nikomu nic nie ułatwiał. Każdą transakcję traktujemy w ten sam sposób – powiedział.
„On sam zgłosił się do ministerstwa”
Minister potwierdził, że maseczki o których napisała gazeta nie spełniają norm. – W związku z tym zażądaliśmy wymiany towaru na adekwatny – poinformował.
– On zgłosił się do ministerstwa jako normalny kontrahent, poszukiwał kontaktu, dostał ten kontakt, z tego co wiem od mojego brata. Na tyle było tej tzw. pomocy, przekierowanie do odpowiednich osób – powiedział minister.
Bracia Szumowscy zrobili interes na tajemniczym zakupie?
„Gazeta Wyborcza” podała również, że dwa dni po ogłoszeniu w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego, z bratem ministra zdrowia Marcinem Szumowskim miał skontaktować się Łukasz G., który jest – według dziennika – instruktorem narciarskim z Zakopanego, przyjacielem rodziny Szumowskich. Miał on wtedy zaproponować Marcinowi Szumowskiemu w sms-ie sprzedaż pół miliona maseczek ochronnych.
Następnie brat ministra miał przekazać Łukaszowi G. kontakt do wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego odpowiedzialnego za rezerwy na czas epidemii. Jak podaje gazeta, instruktor narciarski powołując się na ministra zdrowia umówił się na spotkanie z Cieszyńskim. W konsekwencji między 20 a 30 marca Ministerstwo Zdrowia miało kupić od Łukasza G. 100 tys. maseczek FFP2 i 20 tys. maseczek chirurgicznych.
Resort wydał 5 milionów. Sprawę bada CBA
Według gazety resort zapłacił wówczas 4 mln 860 tys. zł. Ministerstwo miało dokupić jeszcze od Łukasza G. 10 tys. maseczek z Ukrainy (48 zł za sztukę) i 3 tys. przyłbic. Jak podała „Wyborcza” w kwietniu zakupy sprzętu ochronnego na czas pandemii – w tym także transakcję z Łukaszem G. – zaczęło badać CBA.
Kim jest Łukasz G. Człowiek, któremu udało się sprzedać ministerstwu trefne maseczki?
Portal „Gazety Krakowskiej” podaje, że Łukasz G. znany jest z osiągnięć w środowisku sportowym. Mężczyzna w przeszłości był reprezentantem Polski w narciarstwie alpejskim.
Obecnie ponad 40-letni góral jest na sportowej emeryturze, ale nie rozstał się z nartami. Pracował jako kierownik wyszkolenia w jednej z największych szkół narciarskich na Podhalu.
Do tej pory góral był osobą bardzo szanowaną w swoim otoczeniu. Teraz może się to jednak zmienić. Resort zdrowia doniósł bowiem na Łukasza G. i jego żonę Katarzynę do prokuratury. Ministerstwo Szumowskiego utrzymuje, że padło ofiarą oszustów.
Powiązań obu Łukaszów – „G.” i Szumowskiego – nie da się już jednak ukrywać. Góral od lat zna brata polityka – Marcina Szumowskiego. Natomiast ministra zdrowia i jego rodzinę mężczyzna uczył jazdy na nartach. Teraz szef resortu zdrowia zarzeka się jednak, że „choć zna Łukasza G., to nie nazwałby go swoim przyjacielem”.
Minister przyłapany na kłamstwie
Szumowski twierdzi, że ostatni raz widział się z mężczyzną przed laty podczas pobytu w Zakopanem. Przeczą temu jednak fakty – obaj mężczyźni spotkali się zaledwie 4 miesiące temu podczas charytatywnej imprezy zimowej 12 H Slalom Maraton. Na imprezie było zresztą wielu polityków z PiS, bo mąż organizatorki związany jest z partią rządzącą.
„Nigdy wcześniej nie handlował sprzętem medycznym”
Najdziwniejszy w tej sprawie jest jednak fakt, że Łukasz G. w ogóle wyszedł z taką propozycją do ministerstwa. „Gazeta Krakowska” podaje bowiem, że mężczyzna „nigdy wcześniej nie handlował sprzętem medycznym”.
„Ba! Choć w ministerstwie o sprzedaży – jak zapewniał – certyfikowanych maseczek dla chirurgów rozmawiał już 18 marca to jego żona Katarzyna G. firmę (która pośredniczyła w obrocie sprzętem medycznym) zarejestrowała dopiero 30 marca tego roku” – czytamy na portalu.
„Szybko zaczęli szastać pieniędzmi”
Jak udało się odkryć kim jest tajemniczy Łukasz G.? To bardzo proste. Rodzina górali nie ukrywała się specjalnie z faktem, że wzbogacili się na interesach z polskim rządem.
– Mieliśmy środek epidemii, na Podhalu nie było turystów, a rodzina G. w tym samym czasie rozpoczęła remont domu, zainstalowała fotowoltaikę, a na parkingu przed domem pojawił się nowy samochód campingowy, luksusowy mercedes i nowy motocykl. Wiadomo jak to jest w takich małych miejscowościach. Ludzie od razu widzą, że ktoś doszedł do pieniędzy. Zastanawialiśmy się skąd oni na to wszystko wzięli. Teraz już wiadomo – mówią ich sąsiedzi.
[Źródło: https://nczas.com/2020/05/14/kim-jest-lukasz-g-goral-instruktor-narciarski-ktory-sprzedal-ministerstwu-szumowskiego-maseczki-za-5-mln-zl-prawda-w-koncu-wyszla-na-jaw/ i Gazeta Wyborcza, Gazeta Krakowska]
Jednym z wymogów by uzyskać certyfikat jakości pracy firmy jest podanie listy zaufanych dostawców. Od kogo firma kupuje i dlaczego właśnie od tych firm? Na temat naszych zaufanych dostawców rozmawiałe z audytorem przeszło godzinę. To waże, bo zarówn towary jak i usługi muszą pochodzić z rzetelnej firmy, oferujacej produkty i usługi wysokiej jakości.
A tu bęc, najważniejsza firma w kraju kupuje od nie wiadomo kogo. Przyszedł człowiek z ulicy i ministerstwo mu zaufało? Ogarnia pusty śmiech.
Poprzednia ekipa rządzących skompromitowała się raz bo dała się nagrać podczas rozmów prywatnych, i dwa bo podczas tych rozmów dobitnie pokazali gdzie mają państwo, którym zarządzają.
Podejmowanie decyzji, afera z maseczkami i pokrętne tłumaczenia ministra dobitnie dowodzą, że i ta ekipa ma nasz kraj dokładnie tam, gdzie miała go poprzednia.
Środa
Za portalem nczas.com podaję arcyciekawą historię. Ot skąd bierze się Matrix - Kłamał, bo nigdy nie był kochany. W ten sposób chciał szerokiej publiczności zaimponować.
Ekspert okazał się kłamcą. Dzięki historiom o seryjnych mordercach zarabiał miliony. Wszystkie zmyślił
Był powszechnie szanowanym specjalistą od seryjnych morderstw. Autor wielu książek, eksperckich artykułów, wywiadów. Wszystkie historie opisywane przez Stephane’a Bourgoina okazały się jednak zmyślone.
Bourgoin przez lata uchodził we Francji za autorytet. Do tego stopnia, że pomagał w budowaniu profili psychologicznych sprawców zbrodni. Napisał 34 książki, które przetłumaczono na 10 języków.
Grupa dziennikarzy po przeprowadzeniu dochodzenia dowiodła jednak, że w rzeczywistości Bourgoin jest oszustem.
Zmyślone historie
Publikowane wywiady z seryjnymi mordercami okazały się zmyślone. Szkolenie członków amerykańskiego wywiadu FBI – kłamstwo. Prelekcje na konferencjach naukowych – wymysł. Współpraca z policją przy śledztwach – bujda. Zabójstwo żony – urojone w głowie. Oto prawdziwy obraz telewizyjnego „eksperta”.
Grupa 4ème Oeil Corporation, zrzeszająca anonimowych dziennikarzy, opublikowała na YouTube wideo, w którym wykazała liczne nieścisłości w historiach prezentowanych przez Bourgoina.
Początkowo Bourgoin próbował się bronić. Zażądał od YouTube’a usunięcia nagrania. I choć nagranie usunięto, to w internecie nic nie ginie. Ziarno zostało zasiane, lawina ruszyła, kropla zaczęła drążyć skałę.
Kolejne śledztwa obnażały wszystkie kłamstwa. Dziennikarze zadali sobie wreszcie trud, by zapytać FBI, czym Bourgoin dokładnie zajmował się w USA. Okazało się, że nikt go tam nie zna. Wizerunek „eksperta” nagle legł w gruzach.
Bourgoin ostatecznie do wszystkiego się przyznał. Zmyślił nawet historię o zabójstwie własnej żony. Strasznego czynu miał rzekomo w latach 70. dokonać któryś z seryjnych morderców w USA, co Francuza ostatecznie miało pchnąć zawodową ścieżkę. W rzeczywistości żona nigdy nie istniała.
Na łamach „Le Figaro” Bourgoin stwierdził, że kłamał, bo nigdy nie był kochany. W ten sposób chciał szerokiej publiczności zaimponować.
Czwartek
Kiedyś ludziska po raz pierwszy się okryli skórą, teraz róznego rodzaju okrycia stały się z nami nierozłączne nierozłączne - ubranie jest zintegrowanym elementem obiektu człowiek.
Na początku XXI wieku jesteśmy świadkami tak masowego zastosowania ochrony układu oddechowego. Ciekawe za ile lat maseczki, a może i całe skomplikowane systemy sztucznego oddychania, również staną się zintegrowanym elementem obiektu człowiek.
Jeśli, co jest logiczne, bo nikt nie chce umierać, za pomocą medycyny ograniczamy stosowany przez ewolucję biologiczną naturalny mechanizm Twórczej destrukcji to w celu zapewnienia naszego Vivacitas musimy się liczyć ze zwiększeniem ponoszonych kosztów.
Pingwin podczas nocy polarnej może nie odżywiać się przez 3 miesiące, a my do tego by przeżyć już niedługo będziemy potrzebowali 1 kilo Wata energii zewnętrznej. I zapotrzebowanie na nią wciąż będzie rosło. Dopóki będziemy w stanie wyprodukować tę energię dla wszystkich, dopóty będzie wszystko w miarę OK. Jednak gdy popyt przerośnie podaż system sam z siebie zastosuje Regułę korekty.
Wtorek
Nie mogę się oprzeć, żeby nie zapytać Pana o opinię w sprawie "nowej normalności" w Polsce. Jak Pan świetnie zauważył w jednym z ostatnich wystąpień wRealu24 brakuje jakiegokolwiek profesjonalnego gremium, które informowałoby społeczeństwo o istocie zagrożenia. Panuje pełny chaos i może o to chodzi. Czy jest możliwe???, aby na powstałą jak grom z jasnego nieba "pandemię" był opracowany tak precyzyjny scenariusz, z jego nowomową: nosiciel bezobjawowy, prawdopodobny nosiciel, przymusowa kwarantanna, izolatka, poszukiwanie ognisk zapalnych na siłę głównie w DPS-ach itp. Obawiam się, że jest to jakieś globalne zwiedzenie, tylko w jakim celu? z pewnością uderzono w byt materialny i duchowość człowieka -zamykanie kościołów.
PS. Czy może ktoś chce nam odebrać resztki wolności pod pozorem tzw. "pandemii". Jak sądzę, maski są takim symbolicznym zniewoleniem a kto ich nie nosi jest prawie przestępcą. Trudno pojąć, jak łatwo Polacy założyli te koszmarne maseczki, które nie mając uasadnienia są formą upodlenia.
Może należałoby się już zacząć organizować przeciwko tym globalnym zamordystom. Jeden pozytyw to to, że system się pięknie obnażył.
pozdrawiam serdecznie i dziękuję z góry za odpowiedź
Mamy za mało informacji, by precyzyjnie odpowiedzieć na Pani pytania. Można tylko domniemywać…
Ja całą sprawę widzę tak, że koronawirus, bez względu na to jakie stanowi zagrożenie, oraz testy na jego wykrywanie są świetnym pretekstem do ukrycia nieudolności w zarządzaniu krajem. Dotyczy to nie tylko Polski. Przedsiębiorstwa państwowe w większości są zarządzane tragicznie. Zadłużenie szpitali, horrendalne dopłaty do PKP, LOT'u i TVP to tylko wierzchołek góry lodowej. Przepisy, w tym przepisy unijne, nie pozwalają na niczym nieskrępowany dodruk pieniądza, tak jak było to za PRL'u i jak jest teraz w Wenezueli. Dlatego stosuje się różnego rodzaju sztuczki. A to restrukturyzację - między innymi od momentu jej ogłoszenia wszystkie zaległe faktury nie są już płacone. Dostawcy "płyną" na duże pieniądze. A to upadłość - tak jak przy restrukturyzacji nie płaci się już więcej, a dostawca zostaje z nieopłaconą fakturą w garści. Proszę zauważyć, że dostawca wystawił fakturę i nie otrzymał pieniędzy, ale podatki zapisane na tym świstku papieru zapłacić musiał. Takich sztuczek jest bardzo wiele, ale wiedzą o nich tylko nieliczni.
A kto korzysta? Pracownicy tych przedsiębiorstw, bo pracują gorzej a pensje dostają, sędziowie prowadzący sprawy, syndycy itp. Poniżej autentyczny cytat jedenej z pracownic takiej placówki:
cóż ja mogę powiedzieć… Na wszystkich kontrahentach mamy zadłużenie sięgające XX mln, a przeterminowania dochodzą do 8 miesięcy. Po drodze różne dziwne działania typu: umorzenia długów, zastrzyki finansowe, dopłaty inwestycyjne, restrukturyzacja, które kompletnie nic nie dały. A teraz ta upadłość i, rzecz jasna, winnych nie ma.
To między nami.
Sytuacja placówek państwowych była jak napięta struna, wszystko by za chwilę strzeliło… ale pojawił się wirus. Któż na ich miejscu nie skorzystałby z takiej okazji?
Realność zagrożenia
My do końca nie wiemy na ile ten wirus jest zagrożeniem, ale ponoć 80% zarażonych czuje się jak gdyby nigdy nic. Proszę zerknąć Na co umierali Amerykanie w roku 2009. Czy statystyki i pfrofile śmiertelności się zmienią? Tego chyba się nigdy nie dowiemy.
Nasi rządzący chyba w tego wirusa nie wierzą, bo sami nie przestrzegają swoich własnych ustaleń. Kazali nam trzymać dystans i nosić maski, a ich samych złapano i w sejmie i na cmentarzu, że tych reguł nie przestrzegają. Czyli ich ustalenia są dla nas, a nie dla nich.
Każdy, kto zarządza(ł) firmą wie, że jak jest problem to się idzie do fachowców - ot choćby po to by potem w razie czego pokazywać, że decyzje były podejmowane w oparciu o wiedzę ekspertów. Kolokwialnie rzecz ujmując by mieć "dupochron".Na miejscu rządu powołał bym komisję z kilku wirusologów i epidemiologów i kazał im mówić co rząd mam robić. My w Polsce nie mamy takiego grona ekspertów. Ale nie słyszałem też by gdzie indziej takowe były. Tu ktoś coś powiedział, a tam ktoś inny coś innego… A sytuację zamiast epidemiologa ratuje… bankier.
Zresztą gdy zamykano gospodarkę zarażeń było mniej, niż teraz gdy gospodarkę się odmraża…
Środki zaradcze
Moją wątpliwość budzą również środki zaradcze podjęte rząd. Po pierwsze podjęte zostały bardzo (wręcz podejrzanie) szybko, po drugie to w jaki sposób można się ubiegać o pomoc wskazuje na to, że pomoc ta będzie głównie dla swoich. Ale tu uwaga jest taki drobny szkopuł - damy wszystkim, bo przecież dodrukować można dowolną ilość pieniędzy. Swoim damy tyle ile potrzebują, pozostałym też, ale swoim już po wszystkim wszystko umorzymy, a z pozostałymi się zastanowimy i może powiemy, że oszukali i im zabierzemy, albo zostawimy. Zobaczy się później… Poza tym ta pomoc oparta jest o akceptację urzednika, a nie o tak zwany wymóg formalny, inaczej mówiąc obiektywne kryterium systemowe. Co przez to rozumiem? Wytłumaczę to na przykładzie: "Jeśli nie zarobiłeś w danym miesiącu 3000 zł to automatycznie nie płacisz ZUS'u". Ten warunek należałoby nieco skomplikować by ludzie celowo nie zaniżali dochodów, ale… nawet niech tam zaniżają, to przecież i tak dotyczy tylko tych najmniej zarabiających. Bo takim tylko należy pomagać.
To wszystko są dywagacje. Najważniejsze jest wydrukowanie pieniędzy w dowolnie potrzebnej ilości i rozdysponowanie ich po to by wyciągnąć panstwowych bankrutów z zadłużenia i przy okazji dać ich kadrze zarządzającej (i sobie) nagrody. W tych firmach państwowych na kierowniczych stanowiskach i małopotrzebnych, acz wysokopłatnych etatach wszyscy są znajomymi i kumplami, proszę zerknąć na to Syn premiera Donalda Tuska w Chinach. Za publiczne pieniądze.
To według mnie jedyny powód dlaczego zdecydowana większość rządzących tak skwapliwie skorzystała z tej sytuacji. Wtórują im oczywiście zależni dziennikarze i zdecydowana większość pracowników państwowych, a to dlatego, że w nich samych ograniczenia bezpośrednio nie uderzają. Podążamy za Wenezuelą.
Wtorek
Najważniejszy, według mnie, cytat z książki Wiktora Soworowa "Akwarium".
Nie wiem dlaczego ale jeden z cytatów, który uważam za bardzo ważny, jeszcze nie znalazł się na tym portalu. No cóż muszę naprawić ten błąd. Lepiej późno, czyli dziś, niż wcale. A z cytatem zetknąłem się w roku 1991.
Wiktor Suworow w książce "Akwarium" wyjaśnia jak tajne służby werbują ludzi. Tak jak kandydaci na inżynierów projektują skrzynie biegów i silniki, tak studenci starszych lat szkoły wywiadu, dla treningu, w ramach pracy dyplomowej werbują… obywateli własnego kraju.
Jeśli zna się zasady, prawa, reguły i mechanizmy i ma się sporo doświadczenia w danej dziedzinie można zaprojektować silnik albo zwerbować donosiciela. I tu, i tu, ta sama fizyka.
Oto twoje bojowe ćwiczenie.
Obiekt: Zakłady Rakietowe w Mytiszczach.
Zadanie: znaleźć odpowiedniego człowieka i zwerbować go.
Cel pierwszy: poznać praktykę prawdziwego werbunku.
Cel drugi: wykryć ewentualne kanały, których wrogie służby wywiadowcze mogłyby użyć celem werbowania naszych ludzi w ośrodkach o szczególnym znaczeniu strategicznym.
Ograniczenia: po pierwsze, całą operację należy przeprowadzić w dni wolne od zajęć, w niedziele, święta i podczas urlopu, więc nie licz, że zostanie ci wydzielony czas na werbunek; po drugie, ograniczenia finansowe: wszelkie koszta pokrywa się wyłącznie z własnej kieszeni, nie otrzymasz ani kopiejki z funduszy operacyjnych. Pytania?
- Co wie o tym KGB?
- Wie tylko tyle, że za zgodą Wydziału Organów Administracyjnych KC prowadzimy podobne działania regularnie na terenie całego miasta i okolic. Jeżeli KGB cię aresztuje, wyciągniemy cię z tarapatów, ale… za granicę już nie poślemy.
- Co mam prawo powiedzieć werbowanemu o sobie i o swojej organizacji?
- Wszystko, na co masz ochotę. Oprócz prawdy. Werbujesz go nie w imieniu radzieckiego państwa, to potrafiłby każdy głupi, ale we własnym imieniu i za własne pieniądze.
- To znaczy, że gdybym go zwerbował, będzie uchodzić za prawdziwego szpiega?
- Dokładnie. Z jedną istotną różnicą: przekazane przezeń informacje nie opuszczą granic kraju.
- Ale to w żadnym stopniu nie łagodzi jego winy?
- W żadnym.
- Cóż go czeka?
- Artykuł 64. Kodeksu karnego. Czyżbyś nie wiedział?
- Wiem, towarzyszu pułkowniku.
- No, to życzę powodzenia. Pamiętaj, powierzono ci sprawę wagi państwowej. Ucząc się równocześnie pomagasz naszemu państwu pozbywać się potencjalnych zdrajców. Cała grupa otrzymała podobne zadania, tyle że w innych obiektach. Cała Akademia robi to samo. Rokrocznie. Ostatnia sprawa: podpisz tutaj, że otrzymałeś zadanie. To całkiem poważne zadanie.
Teoria werbunku głosi, że na wstępie należy zlokalizować dany obiekt. Nie jest to trudne. Mytiszcze to niewielkie miasteczko pod Moskwą. W samym miasteczku znajdują się duże zakłady. Drut kolczasty rozciągnięty na izolatorach. Nocą fabrykę zalewa morze jaskrawego światła. Za ogrodzeniem ujadają wilczury. Nie ma mowy o pomyłce. Zresztą przedsiębiorstwo musi mieć odpowiednią nazwę. Jeżeli napis nad bramą głosi, że zakład produkuje elektryczne oprzyrządowanie do traktorów, może to znaczyć, że poza produkcją zbrojeniową wytwarza również coś dla traktorów, ale gdy widnieje nic nie mówiąca nazwa typu „Uralmasz", „Kuźnica Leninowska", „Sierp i Młot" - możecie nie mieć wątpliwości: fabryka zbrojeniowa w czystej postaci.
Druga zasada werbunku przypomina, że nie trzeba forsować ogrodzeń. Ludzie sami wychodzą z zakładu. Zmierzają do czytelni, do klubów sportowych, do restauracji, na piwo. W pobliżu wielkiej fabryki musi znajdować się osiedle, gdzie żyje spora część pracowników, gdzie mieści się szkoła, przedszkole, przychodnia, tereny rekreacyjne itp. To wszystko trzeba sprawdzić.
Trzecia zasada werbunku mówi, że nie ma potrzeby werbować dyrektora ani naczelnego inżyniera, o wiele prościej zwerbować ich sekretarki, które wiedzą nie mniej niż ich zwierzchnicy. Z tym kłopot: reguły szkoleniowego werbunku zakazują nam rekrutacji kobiet. Za granicą - proszę bardzo, na treningach - nie wolno. Trzeba znaleźć kreślarza, programistę, archiwistę tajnej dokumentacji, obsługę fotokopiarki itp.
Wszyscy otrzymaliśmy podobne zadania i każdy szykuje własny plan, jak przed decydującą bitwą. Ćwiczebny werbunek wcale nie jest łatwiejszy niż bojowy. Jeżeli gdziekolwiek na Zachodzie przyłapią cię na takim procederze, zapłata może być tylko jedna - ekspulsja. Natomiast jeżeli dopuścisz się błędu na treningu i wpadniesz w łapy KGB, konsekwencje są poważniejsze: nigdy nie wypuszczą cię na Zachód. Na placówce zagranicznej masz do dyspozycji niezbędny czas, finanse też nie są ograniczone, a tutaj sesja na głowie: egzaminy ze strategii, z taktyki, z sił zbrojnych USA, z dwóch języków obcych. Kombinuj, jak potrafisz. Chcesz, ucz się do egzaminów, chcesz - werbuj.
Przede wszystkim wyznaczyłem sobie hipotetyczny obszar o średnicy jednego kilometra wokół fabrycznych murów. Na tym terenie noga moja nie może postać. Tam każdy centymetr kwadratowy jest pod bezustanną obserwacją KGB. Nic tam po mnie. Teraz wyczekuję końca zmiany. Jęknęła syrena. Z bramy wylewa się czarny potok ludzi. Gwar, tupot, śmiech.
Na przystanku autobusowym tłum. Skrzypi śnieg. Latarnie spowija mroźna mgła. Ludzie gadają, pokrzykują, rozchodzą się po knajpach i barach. Na razie to mnie nie interesuje, to zbyt ryzykowna droga, zachowam ją na wypadek, gdyby inne warianty nie wypaliły. Teraz potrzebuję biblioteki. Jak ją znaleźć? Nic prostszego. Trzeba obserwować, dokąd też podążają okularnicy. Przyczepiłem się do takiej grupki inteligentnie wyglądających chłopaków. Miałem rację, szli do biblioteki. Nie, to nie tajna biblioteka, tajną mają na terenie zakładu. Zwyczajna, osiedlowa, wstęp wolny. Wchodzę razem z nimi. Puszczam oko do dziewczyny za stołem, uśmiecha się do mnie - i stoję przy półkach.
Przeglądam książki i bacznie obserwuję, kto się czym interesuje. Potrzebuję punktu zaczepienia. O, tamten rudy okularnik przebiera w fantastyce naukowej. Dobrze. Zaczekamy na niego. Przeszedł do drugiej półki, potem do następnej.
- Przepraszam - szepcę mu do ucha - gdzie tu jest fantastyka naukowa?
- O, tam.
- Gdzie, nie widzę?
- Chodźmy, pokażę wam.
Dopiero po dwóch dniach udało mi się nawiązać dobry kontakt.
- Gdzie mogę znaleźć coś o kosmonautach? O Ciołkowskim?
- Tutaj, na drugiej półce.
- Gdzie, gdzie?
- Chodźmy, pokażę wam.
W filmach szpiegowskich oficer wywiadu błyszczy elokwencją i dowcipem. Jego argumenty są nieodparte i ofiara bez trudu przystaje na wszystkie propozycje. Kompletna bzdura. W rzeczywistości wszystko odbywa się zupełnie inaczej. Czwarta zasada werbunku głosi, że każdy człowiek nosi w sobie masę genialnych pomysłów i każdy najbardziej cierpi dlatego, że nikt go nie chce słuchać. Problemem w życiu człowieka jest znalezienie sobie słuchacza. Każdy szuka słuchacza dla siebie samego i nie kwapi się do wysłuchiwania cudzych bredni.
Kunszt werbunku sprowadza się przede wszystkim do umiejętności uważnego słuchania rozmówcy. Nauczyć się słuchać bez przerywania - sukces zagwarantowany. To bardzo trudna sztuka. Chcesz znaleźć przyjaciela - słuchaj nie przerywając. Znalazłem sobie przyjaciela. Przeczytał wszystkie książki o Canderze, Ciołkowskim, Korolowie. Mówiąc o nich wspominał czasem zakazanych wynalazców i uczonych: Jangela, Czełamieja, Babakina, Steczkina. Ja tylko słuchałem.
W bibliotece nie można głośno rozmawiać, w ogóle obowiązuje cisza. Słuchałem go na zaśnieżonej leśnej polance, gdzie biegaliśmy na nartach, w kinie, gdzie oglądaliśmy „Poskromienie ognia", w małej kawiarence, gdzie pociągaliśmy piwo.
Piąta reguła werbunku, to zasada truskawek. Lubię truskawki. Lubię łowić ryby. Jeżeli zacznę łowić ryby zakładając na przynętę truskawki, nie złowię ani jednej. Rybie trzeba zaproponować to, co lubią ryby - dżdżownicę. Jeżeli chcesz się z kimś zaprzyjaźnić, nie rozmawiaj z nim o truskawkach, które ty lubisz. Rozmawiaj o dżdżownicach, które on lubi.
Mój przyjaciel miał fioła na punkcie systemów doprowadzania paliwa ze zbiorników do silników rakietowych. Istnieją dwa sposoby tłoczenia paliwa: pompy wirowe i systemy wyporowe. Słuchałem go i przytakiwałem. W pierwszych niemieckich rakietach zastosowano pompę wirową. Dlaczego obecnie zarzucono ten prosty i tani patent? A rzeczywiście - dlaczego? Ten sposób, choć wymaga zbudowania nadzwyczaj solidnych i precyzyjnych turbin, chroni nas przed sporą nieprzyjemnością - eksplozją zbiorników paliwa w razie skoku ciśnienia sprężonej mieszanki wyporowej. Zgadzam się z tym w zupełności.
Na następnym spotkaniu miałem w kieszeni magnetofon w formie papierośnicy; przez rękaw marynarki biegi cieniutki przewód do mikrofonu, wmontowanego w mój zegarek. Siedzieliśmy w restauracji i gadaliśmy o perspektywach wykorzystania czterotlenku dwuazotu jako utleniacza i mieszanki ciekłego tlenu z naftą jako właściwego paliwa. Uznał, że jest to co prawda kombinacja przestarzała, ale sprawdzona w działaniu, więc na dwadzieścia lat mamy spokój.
Nazajutrz puściłem nagranie Słoniowi. Popełniłem dość poważny błąd natury technicznej: nie należy umieszczać mikrofonu w zegarku, jeżeli rozmowa toczy się w restauracji. Przeraźliwy brzęk sztućców na pierwszym planie po prostu ogłuszał, a nasze głosy dochodziły jakby z oddali. Niezwykle ubawiło to Słonia. Raptem spoważniał i zapytał:
- Co on wie na twój temat?
- Tylko tyle, że mam na imię Wiktor.
- A nazwisko?
- Nigdy nie zapytał.
- Kiedy masz następne spotkanie?
- W czwartek.
- Przed tym spotkaniem zorganizuję ci konsultację w X Zarządzie Informacji GRU.
Będzie z tobą rozmawiać oficer, zajmujący się analizą amerykańskich silników rakietowych. Wie, naturalnie, masę także o naszych silnikach. On da ci prawdziwe zadanie, takie, które by go interesowało, gdybyś miał się spotkać z amerykańskim inżynierem rakietowym. Jeżeli potrafisz wydusić z okularnika w miarę jasną odpowiedź, to możesz uznać, że ci się powiodło. Jemu nie…
Informacja GRU zapragnęła dowiedzieć się, co mój znajomy wie o paliwie borowodorowym.
Siedzimy w obskurnej piwiarni i mówię mojemu przyjacielowi, że paliwo borowodorowe nigdy nie będzie zastosowane. Nie wiem, dlaczego jest przekonany, że pracuję na czwartym wydziale fabrycznym. Nigdy nic podobnego mu nie mówiłem, zresztą nawet nie mam pojęcia, co to za czwarty wydział. Rzuca mi długie, badawcze spojrzenie:
- To u was na czwórce tak myślą. Znam ja was, asekurantów. Toksyczność i wybuchowość… Wszystko prawda.
Za to jaka wydajność energetyczna! Zastanawialiście się nad tym? Toksyczność można zredukować, nasz drugi wydział nad tym pracuje. Wierz mi, sukces gwarantowany, a wtedy otworzą się przed nami niesłychane możliwości…
Przy sąsiednim stoliku poznaję czyjeś znajome plecy. Czyżby Słoń? Tak jest. W towarzystwie jakichś imponujących osobistości.
Następnego dnia Słoń pogratulował mi pierwszego werbunku.
- Szkoleniowy. Ale to nic. Zanim kociak zostanie kotem, musi zaczynać od piskląt, a nie od wróbli. A o borowodorowym paliwie zapomnij. To nie dla ciebie sprawy.
- Rozkaz zapomnieć!
- Okularnika też zapomnij. Jego sprawę razem z twoimi raportami i nagraniami przekażemy komu należy. Żeby trzymać Bezpiekę w ryzach, Komitet Centralny potrzebuje konkretnych materiałów o złej pracy KGB. Skąd je wziąć? Proszę bardzo!
Słoń otwiera na oścież sejf, pełen meldunków moich kolegów o pierwszych ćwiczebno-bojowych werbunkach…
Poniedziałek
Świetne wytłumaczenie jak funkcjonuje państwo pióra Rafała Ziemkiewicza. Artykuł ukazał się w “Niedzieli Ogólnopolskiej” Nr. 41/2018
Skoro Bóg, który dał nam przykazania, uznał za słuszne przestrzec nas osobno przed samym tylko pożądaniem tego, co do nas nie należy, powinniśmy wyciągnąć stąd wniosek, że istnieje pewien rodzaj zła, u którego źródła może leżeć sama chęć posiadania cudzego dobra.
Nie słyszałem, aby ktokolwiek badał, które z przykazań najmocniej tkwi przeciętnemu człowiekowi w pamięci. Ale gotów jestem pójść o zakład, że w takim badaniu dziesiąte przykazanie byłoby wymieniane najrzadziej, jeśli w ogóle.
Powiedziałbym nawet – jeśli nie jest to sformułowanie zbyt frywolne – że owo przykazanie ma wręcz pecha. Już choćby przez to, że w tradycyjnym polskim przekładzie została z niego tylko połowa: „ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Druga połowa zawarta jest w poprzednim i trzeba chwili umysłowego wysiłku, żeby połączywszy jedno z drugim, uświadomić sobie jego znaczenie: nie pożądaj żadnej rzeczy, która należy do bliźniego.
Nie pożądaj
Na tym nie koniec, bo dokonawszy tego, łatwo uznać, że właściwie dziesiąte przykazanie powtarza tylko nieco innymi słowami to, co raz już zostało powiedziane w przykazaniu siódmym: „nie kradnij”. Od takiego zaś stwierdzenia prosta już droga do tego, by uznać zakaz pożądania cudzych dóbr za swego rodzaju naddatek, uzupełnienie do przykazania siódmego, o które można dbać, no, powiedzmy, odrobinę mniej niż o wszystkie pozostałe. Bardzo to niebezpieczna myśl. Skoro Ten, który dał nam przykazania, uznał za słuszne przestrzec nas osobno przed samym tylko pożądaniem tego, co do nas nie należy, powinniśmy raczej wyciągnąć stąd wniosek, że istnieje pewien rodzaj zła, u którego źródła może leżeć sama chęć posiadania cudzego dobra. Że owo zło możemy powodować, wcale nie uczestnicząc w kradzieży, nie wyciągając osobiście ręki po cudze. Że, krótko mówiąc, skoro osobno nas o tym uprzedzono, powinniśmy się chrapki na nie swoją własność wystrzegać szczególnie pilnie.
Czy o tym pamiętamy? Ani trochę. Przytłaczająca większość ankietowanych przez CBOS Polaków podpisała się pod stwierdzeniem, że bogatych powinno się obciążać kosztami świadczeń na rzecz uboższych, że jest niesprawiedliwe, aby jeden miał, a drugi nie, i że państwo powinno wyrównywać takie dysproporcje za pomocą podatków. Przy czym tak się jakoś składa, że odsetek ludzi podzielających tę opinię wzrastał szczególnie wśród tych, którzy sami są ubodzy (a w każdym razie za takich się uważają). Skoro nam brakuje, chcemy korzystać z tego, co należy do innych: w takim duchu wychowywano nas od dziesięcioleci. Nie widzimy nic złego w tym, że po to, by pomóc ubogim – czyli nam – państwo zabierze komuś tam bogatszemu, kogo zresztą nawet nie znamy. Ba, gotowi jesteśmy uważać, że nam się to, w imię sprawiedliwości społecznej, należy! I nikomu, naprawdę nikomu (a rozmawiałem o tym nie raz, proszę mi wierzyć) nawet nie przyjdzie do głowy, że to sprzeczne z podstawami katolicyzmu. – Dlaczego? – dziwią się ludzie. – Przecież wszyscy tak uważają, przecież to normalne i na całym świecie się tak robi.
Trudno o bardziej dobitny przykład spustoszeń, jakie poczynił socjalizm w mózgach pokoleń: niemal wszyscy uważamy, że nam się od państwa należy to czy tamto, że to rząd powinien nam zapłacić za szkołę, lekarza, dać emeryturę. Skąd rząd to weźmie – nikogo już nie obchodzi. No cóż, komuś zabierze, ale przecież tamten ktoś ma dużo, a nam nie starcza. Zresztą my sami, osobiście, nic nikomu nie zabieramy. My mamy czyste ręce; bierzemy tylko to, co nam się należy. Nie ma więc powodów do wyrzutów sumienia…
Czy bogaci płacą podatki?
Bardzo ciekawą uwagę zapisała w swoim „Dzienniczku” św. Faustyna Kowalska: Co robi Pan, kiedy grzeszymy? Napomina nas i stara się zawrócić ze złej drogi. Ale co robi, kiedy grzesznik okaże się zatwardziały i na owe napomnienia nie zważa? Ano wówczas Pan udziela mu nauczki ostatecznej: po prostu spełnia jego marzenia.
Nie inaczej dzieje się z nami; ze społeczeństwami, które w ostatnim stuleciu dały się skusić obietnicom socjalistów i zupełnie wyrzuciły z pamięci ostrzeżenie, by nigdy nie pożądać żadnej rzeczy, która należy do kogo innego. Marzenia o bezpłatnych szkołach, lekarzu czy przeróżnych innych świadczeniach zostały wszak spełnione. I czy naprawdę jesteśmy z tego zadowoleni?
Wystarczy chwila starannego przyjrzenia się mechanizmom rządzącym gospodarką, by zauważyć podstawowe kłamstwo, którego zdemaskowanie obraca wniwecz wszelkie teorie „sprawiedliwości społecznej”: swych dochodów, przeznaczanych na poprawianie standardu życia ubogich, państwo nie czerpie wcale od najbogatszych! Potoczne przekonanie o ich większym obciążeniu, a co za tym idzie – wszelkie teorie bazujące na tym przesądzie są po prostu kompletną bzdurą zdatną do mamienia maluczkich, lecz absolutnie niewytrzymującą krytyki. W istocie bowiem to właśnie bogacze są w państwie opiekuńczym jedyną grupą, która de facto żadnych podatków nie płaci.
Dlaczego bogaci nie płacą podatków? Z kilku powodów. Po pierwsze – nawet w krajach bardzo zamożnych, gdzie przez wiele lat panował „dziki” kapitalizm, jest ich po prostu zbyt mało, by, razem wzięci, mogli wnieść do państwowej kasy znaczącą sumę. Nawet gdyby ich zrujnowano, zagarnięte fortuny rzucone do podziału między całe społeczeństwo zniknęłyby niczym śnieg na kuchennej płycie. Państwo musi więc szukać dochodu gdzie indziej – skubiąc ubogich. Wie to każdy kupiec, że zarabia się na obrocie, a nie na sztuce; podobna zasada obowiązuje w podatkach: tysiąc emerytów oddających po 20 proc. swych dochodów przynosi rządowi znacznie więcej niż dziesięciu bogaczy, nawet gdyby tym ostatnim zabrano po połowie mienia.
Jednak zabrać im tego fizycznie nie sposób – i to po drugie – chyba że w drodze jednorazowej, policyjnej konfiskaty, jak to zrobili bolszewicy. Bogactwo bierze się bowiem z reguły z produkcji bądź świadczenia usług. Każdy zatem podatek, którym państwo obciąży takiego przedsiębiorcę, zostaje przez niego przerzucony w cenę produktów i usług. Płacą go więc nie właściciele fabryk, tylko klienci kupujący ich wyroby, z reguły ubodzy. Ba, w ten sposób na ubogich przerzucane są nawet podatki nałożone na towary luksusowe; bogacze, którzy jako jedyni takie towary kupują, muszą wszak odbić sobie poniesiony wydatek i czynią to opisanym wyżej sposobem.
Finansowa spirala
Czy zatem opodatkowanie przedsiębiorców nie niesie ze sobą zgubnych skutków? Niestety, niesie. Skutkiem podnoszenia podatków jest wzrost cen. I tutaj zaczyna działać fatalny w skutkach dla kraju mechanizm. Drogim wyrobom trudniej znaleźć nabywców, spada więc na nie popyt i po pewnym czasie część producentów musi ograniczyć produkcję, a to oznacza zwalnianie pracowników. Zwolnieni, utraciwszy źródło dochodów, ograniczają swe zakupy tylko do tego, co najpotrzebniejsze: to z kolei sprawia, że popyt na rynku maleje jeszcze bardziej, a kolejne firmy zwalniają pracowników, którzy ograniczają swoje zakupy, i tak dalej. Błędne koło rusza.
Jego obroty znakomicie przyśpiesza rząd, który chcąc kupić sobie zwycięstwo w następnych wyborach, czym prędzej idzie za „głosem ludu” i przydziela bezrobotnym zasiłki. Naturalnie, aby to zrobić, musi dysponować pieniędzmi, a więc podnosi podatki i tym samym nakręca wiodącą w dół spiralę. Aby rozdzielać zasiłki, rząd musi dysponować odpowiednim biurokratycznym aparatem, który będzie bezrobotnych rejestrował, rozdzielał, co jest do rozdzielenia, pisał sprawozdania etc. A to kosztuje. W Polsce A.D. 1993 ogólna suma wydana z budżetu państwa na opiekę nad bezrobotnymi była sześć razy większa od łącznej sumy wypłaconych zasiłków. Co oznaczało, że aby wypłacić bezrobotnemu milion, rząd wydawał pięć milionów na biurokrację.
Ale to, oczywiście, nie wszystko. Żeby przeciwdziałać bezrobociu, rząd zaczyna ustalać rozmaite podatkowe ulgi – np. inwestycyjne lub na tworzenie nowych miejsc pracy. Musi także ustępować przed silnymi grupami nacisku, które mogłyby go obalić – rolnikami, górnikami etc. (choć, o czym grupy te nie wiedzą, prędzej czy później i tak im się do kieszeni dobierze). System podatkowy staje się coraz bardziej skomplikowany i po pewnym czasie nikt już, poza specjalistami, nie potrafi się zorientować w labiryncie ulg, zwolnień i wykluczających się wzajemnie przepisów.
Kontrolować kontrolujących?
I tu dopiero zaczyna się istny raj dla kombinatorów. Nasz bogacz czym prędzej zatrudnia wyspecjalizowanych w „doradztwie podatkowym” prawników, którzy zręcznie wypełniają papiery, i ma kłopot z głowy. To jest trzeci powód, dla którego nie można z niego, tak naprawdę, ściągnąć podatków. Im więcej zarabia, tym lepszych specjalistów może zatrudnić; najbogatsi zatrudniają wręcz tych samych, którzy doradzają rządowi… jak ściągać podatki z tych, którzy się od ich płacenia migają różnymi prawnymi kruczkami. Nic, tylko być doradcą podatkowym.
W okresie świątecznym w Warszawie (gdzie indziej zapewne też, ale Warszawę znam z autopsji) niemal wszystkie restauracje przeżywają istną inwazję chętnych do organizowania w nich przyjęć. Czemu? Ano, rachunek za takie przyjęcie można włożyć w koszty firmy, czyli przerzucić na jej klientów. I tak jest ze wszystkim. Biznesmen jeżdżący limuzyną i obnoszący się z najnowszym telefonem komórkowym zarabia przeciętnie… kilkadziesiąt tysięcy złotych. Oficjalnie. Samochód i telefon to własność firmy. I cóż zrobić? Niektórzy twierdzą: rozbudować kontrolę skarbową, konfiskować, poddać ceny oficjalnej kontroli, aby „spekulanci i paskarze” nie mogli ich zawyżać, i karać, karać… Ale bądźmy realistami – wszystko to było już ćwiczone i skończyło się sromotną klęską. Kto będzie kontrolować? Jeśli urzędnik jednym podpisem będzie decydować o czyichś miliardowych dochodach, to czy oprze się on pokusie wzięcia łapówki? Kto go dopilnuje? Przecież nie postawimy przy każdym policjanta, a przy każdym policjancie drugiego, żeby pilnował kolegi. Choćby z tej przyczyny, że nie ma na to pieniędzy w wiecznie dziurawym budżecie, który musi już pokrywać koszty zasiłków oraz koszty coraz bardziej rosnącego aparatu kontroli skarbowej i biurokracji z urzędów pracy…
Uważny czytelnik może sądzić, że przyłapał mnie na sprzeczności. Z jednej strony piszę bowiem, że przedsiębiorców nie można opodatkować, że płacą za nich ich klienci i tak naprawdę nic im to nie szkodzi, z drugiej zaś – że przedsiębiorcy szukają sposobów, by się od płacenia podatków wykręcić. Jak to jest?
Precyzyjna układanka
Otóż, wbrew pozorom, sprzeczności nie ma. Przedsiębiorcy opodatkować nie można, ale można go podatkami zrujnować. Drogie wyroby, jak już się rzekło, sprzedają się gorzej, więc zyski stopniowo maleją. Wysokie podatki powodują, że grono bogaczy maleje. Prosty mechanizm sprawia, że w pierwszej kolejności wypadają z tego grona ludzie uczciwi. Zawsze natomiast pozostają ci, którzy tkwią w tzw. układach. Im żadna recesja nie jest straszna; zawsze załapią się na rozmaite formy państwowej „promocji” przedsiębiorczości, na rządowe zamówienia, preferencyjne kredyty i inne formy państwowej interwencji. Zawsze mogą liczyć na informację o okazji do krociowych zysków wskutek przygotowywanej przez rząd zmiany kursów, ceł lub stóp procentowych. Oto kolejny rezultat prób realizowania marzeń o „sprawiedliwości społecznej”. Wytwarza się zamknięta, wąska grupa wielkich bogaczy, żyjących w doskonałej symbiozie z ludźmi władzy. Oligarchia ta, wbrew potocznemu mniemaniu, wcale nie jest zainteresowana kapitalizmem.
Poniedziałek
Ciekawy tekst z Wykopu [Źródło]
Udostępniam Wam dobry tekst do porannej kawy aby zrozumieć co się teraz dzieje. Bo Media tego nie powiedzą.
"Chcesz być milionerem? To nic trudnego. Wystarczy zaufać władzy.
Już przecież to przerabialiśmy. Kiedyś takie banknoty każdy nosił w swoim portfelu.
W 1970 r. średnie wynagrodzenie wynosiło 2 235 zł. Byliśmy wtedy biedni. Chleb kosztował 2,50 zł.
W roku 1994 byliśmy już milionerami. Średnie wynagrodzenie wynosiło wtedy 5,3 mln zł.
Tylko dlaczego znów byliśmy biedni? Ponieważ chleb kosztował już 7,4 tys. zł.
Potem była denominacja i historia zaczęła się od początku.
Chleb kosztował już tylko 0,62 zł, ale nadal byliśmy biedni.
Dlaczego? Przecież ciężko pracowaliśmy.
Dlatego, że niewolnictwo nigdy nie zostało zniesione, ono przybrało tylko inną formę.
Dzisiaj jest najlepszy moment żeby to zrozumieć.
Ten post podzielę na dwie części. Jeśli ktoś próbując przebrnąć przez część I stwierdzi, że właśnie przepalają mu się zwoje w mózgu, niech od razu przejdzie do części II, zanim zrezygnuje z czytania całości.
Część I
Rząd ogłosił, że w najbliższym czasie obdarzy polskie przedsiębiorstwa zawrotną kwotą 100 mld zł, w celu ratowania gospodarki.
Skąd rząd weźmie te pieniądze, skoro w budżecie ich nie ma?
Istnieją co najmniej trzy sposoby, żeby zdobyć pieniądze – można je zarobić, można je pożyczyć, albo można je ukraść.
Rząd postanowił pójść tą trzecią drogą.
W tym celu Polski Fundusz Rozwoju wyemituje obligacje na kwotę 100 mld zł., gwarantowane przez państwo. Obligacje te zostaną skupione przez banki komercyjne, od których następnie odkupi je Narodowy Bank Polski.
Czyli ostatecznym wierzycielem PFR zostanie NBP, a banki komercyjne poprzez przepływ pieniądza zainkasują gwarantowane zyski. Tak więc wszystko zostanie w rodzinie i właściwie nikt nikomu nie będzie nic winien, bo kasa będzie się zgadzać.
Co prawda w księgach rachunkowych PFR powstanie zobowiązanie, ale wobec swoich, więc później się to umorzy.
Dlaczego tworzy się takie kombinacje i po prostu rząd nie pożyczy pieniędzy od NBP?
Dzieje się tak z dwóch powodów. Pierwszy to art. 220 ust. 2 Konstytucji RP, który zabrania przewidywania w ustawie budżetowej pokrywania deficytu budżetowego poprzez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa.
Drugim powodem jest próba ukrycia rzeczywistego długu publicznego.
Ponieważ faktycznie pieniądze do przedsiębiorców popłyną z PFR a nie z budżetu. Wcześniej zostaną wykreowane przez banki komercyjne.
Po co się tak kombinuje? Po to, żeby premier Morawiecki nadal mógł się chwalić zrównoważonym budżetem pomimo kryzysu, co będzie fikcją, ale w kwitach wszystko będzie się zgadzać.
Odbywa się tutaj właśnie kreatywna księgowość na najwyższym poziomie. Czyli wszyscy kłamią zgodnie z prawem.
Gdzie tutaj jest kradzież, o której pisałem na początku, skoro wszystko jest zgodne z prawem?
O tym właśnie będzie część II.
Część II
Jeśli zrozumiałeś część I to znaczy, że należysz do 1% społeczeństwa i jesteś ekonomistą, albo przynajmniej pasjonatem ekonomii.
Jeśli nie zrozumiałeś tego o czym jest część I, to znaczy że należysz do 99% społeczeństwa i jesteś zupełnie normalnym obywatelem, bo nie każdy musi mieć doktorat z ekonomii albo być głównym księgowym.
Żadnej władzy nie zależy na tym żeby obywatele rozumieli jej działalność finansową, ponieważ następnego dnia wszyscy by wyszli na ulice. Dlatego w szkołach nie uczy się podstaw ekonomii.
W szkołach wychowuje się posłusznych obywateli.
Właśnie dlatego tak bardzo się to wszystko komplikuje, żebyś niczego z tego nie zrozumiał i wtedy przyjmiesz bezkrytycznie wszystko co ci wmówi władza.
Żeby pojąć co się obecnie dzieje w tym kraju, trzeba zrozumieć na czym polega funkcja pieniądza na przykładzie chłopa i krowy.
Jeśli chłop wykonał ciężką pracę, to za tę pracę mógł dostać krowę. Krowę mógł doić i mleko zamieniać na inne dobra.
Trudno jednak zamienić krowę na większą ilość mniej wartościowych dóbr, więc ludzie wymyślili pieniądze.
Za wykonaną pracę mógł więc chłop dostać pieniądze, za które mógł kupić albo krowę, albo mleko, albo inne dobra.
Krowę trudno jest podrobić ale pieniądze znacznie łatwiej. Tak więc kiedy pojawiły się pieniądze, pojawili się też ich fałszerze.
Dotychczas, żeby posiadać określone dobra, trzeba było wykonać określoną pracę. Kiedy fałszerze zaczęli podrabiać pieniądze, mogli na tym samym rynku nabywać różne dobra nie wykonując żadnej pracy. Wystarczyło, że mieli fałszywe pieniądze.
Kogoś takiego nazywamy dzisiaj pasożytem.
Czyli, jeśli ktoś się bogacił nie wykonując żadnej pracy, to oznaczało, że inni uczestnicy rynku musieli jeszcze ciężej pracować, żeby utrzymać fałszerzy pieniędzy, czyli pasożytów.
Jeśli fałszywych pieniędzy jest coraz więcej, to zaczynają wypierać pieniądze prawdziwe. To z kolei oznacza, że ludzie uczciwie pracujący muszą pracować coraz ciężej, ponieważ mają na utrzymaniu coraz większą liczbę pasożytów. Dlatego, że większość dóbr, które powstają dzięki ich pracy trafia do oszustów, natomiast im pozostaje tylko niewielka część.
Pieniądz fałszywy miesza się na rynku z pieniądzem realnym i dlatego w pewnym momencie nie można ich odróżnić i wszyscy są przekonani, że wszystkie są prawdziwe.
Jak to się ma do obecnej sytuacji w Polsce?
Polski Fundusz Rozwoju jest spółką akcyjną, której właścicielem jest skarb państwa, ale nie jest jednostką budżetową, czyli jej długi nie obciążają budżetu państwa.
PFN emituje obligacje wartości 100 mld zł, chociaż nie posiada majątku wartości 100 mld zł.
Jeśli więc te obligacje sprzeda bankom, to znaczy że pieniądze, które otrzyma od banków są „pustymi” pieniędzmi, ponieważ nie stoi za nimi żadna realna wartość, żadna praca ani żaden realny majątek, który jest efektem wykonanej pracy.
Nazywając rzecz po imieniu są to fałszywe pieniądze, które trafią na polski rynek. Ponieważ nikt tych pieniędzy nie zarobił.
Jeśli więc otrzymasz wypłatę, to część z tych pieniędzy będzie fałszywa.
Na przykład - jeśli na rynek trafia 20% fałszywych pieniędzy w stosunku do ilości, która jest w obiegu, to z 5 000 zł. wynagrodzenia, które otrzymasz, 1000 zł, będzie fałszywe.
Czyli za kwotę 5 000 zł. będziesz mógł nabyć dobra, za które dotychczas płaciłeś tylko 4 000 zł.
To zjawisko nazywa się inflacją.
Czyli jeśli ty podrobisz pieniądze, to będzie to fałszerstwo. Jeśli rząd sfałszuje pieniądze, nazywa się to inflacją.
Jedno i drugie jest jednak tym samym.
Większość ludzi się temu nie dziwi uznając, że takie są prawa ekonomii, której jednak nie znają.
Problem w tym, że rynek potrzebuje czasu, żeby uruchomić mechanizmy inflacyjne. To może potrwać kilka miesięcy albo dłużej. Kiedy zaczniesz zauważać, że potrzebujesz więcej pieniędzy, żeby żyć na poprzednim poziomie, twój umysł już wtedy nie będzie kojarzył skutku z przyczyną.
Wtedy pobiegniesz do pracodawcy po podwyżkę i będziesz się cieszył, że jesteś bogatszy gdy w rzeczywistości jest to tylko złudzenie, gdyż tak naprawdę, to tylko powróciłeś do poziomu materialnego, w którym już kiedyś byłeś.
Taka finansowa fatamorgana.
Weź kalkulator i policz. Kalkulator nie kłamie. Umysł tak.
Nie należy winić za to pracodawcy, bo to nie on sfałszował pieniądze. On również padł ofiarą oszusta.
To jest przestępstwo doskonałe, kiedy kradnie się dając.
Takiej historii nikt nie przeczyta nawet w najlepszej powieści kryminalnej.
Co się dzieje dzisiaj? Dzisiaj niewolnicy biją pokłony swojemu panu, który rzuca im pieniądze, nie zdając sobie sprawy, że pieniądze są fałszywe i w rzeczywistości on ich w ten sposób okrada.
Co się stało z waszymi pieniędzmi? Wczoraj przecież jeszcze były. Dzisiaj zostaliście bez pieniędzy i bez możliwości ich zarabiania. Nikt się temu nie dziwi?
Ktoś wam zabrał realne pieniądza a w zamian dostaniecie fałszywe. Rachunek będzie się zgadzał a wy nadal niczego nie będziecie rozumieć.
To się właśnie teraz odbywa.
Niemcy w ciągu dwóch dni wypłacili pieniądze przedsiębiorcom.
Dlatego, że je mieli. Realne pieniądze, które gromadzili w czasie koniunktury jako rezerwę na trudne czasy. To były pieniądze tych, którzy je otrzymali, ponieważ to oni je zarabiali i płacili podatki. To są prawdziwe pieniądze, które są efektem ich pracy.
Dlaczego nasz rząd tego nie zrobił? Bo musi je dopiero podrobić a to zajmuje trochę czasu.
Niemcy nie będą mieć inflacji, ponieważ ich pieniądze są prawdziwe.
Nasze dopiero się produkują, bo te które zarobiliśmy zostały przejedzone i przehulane.
Nikt nie pyta co rząd zrobił z pieniędzmi, które zabierał jako podatki?
Niedługo Morawiecki znów wyjdzie na mównicę i powie, że wszyscy będą musieli ponieść ciężar tego kryzysu. To znaczy, WY wszyscy. Nie ONI wszyscy. Wmówi wam, że niedługo potem będziecie milionerami. Będzie miał rację. Zapomni tylko dodać, że będziecie jeszcze bardziej biedni.
Kto jest złodziejem?
Wystarczy sprawdzić, kto się będzie bogacił wtedy, kiedy inni będą biednieć.
Zajrzyjcie do majątków banksterów, polityków i ich rodzin i innych cwaniaków w nimi powiązanych.
Może wtedy ktoś zrozumie, że milioner nigdy nie będzie dbał o majątek biedaka, bo gdyby tak było, to by się z nim podzielił i wtedy nie byłby już milionerem.
Znów bogaci będą tanio kupować działki i inne nieruchomości, które będą im sprzedawać biedni. Następnie za 10 lat biedni odkupią je od bogatych po znacznie wyższych cenach i historia się powtórzy. Wtedy zacznie się kolejny kryzys."
Piętek
Pewne rzeczy czasem się czuje ale niepodobna ich wyrazić, wytłumaczyć innej osobie lub grupie. W sukurs przychodzi czytanie innych i wychwytywanie czy przypadkiem oni juz tego nie zrobili. Cytaty i ich klasyfikowanie to, od lat, moja pasja.
No i dzisiaj trafiłem na przecelne ujęcie sprawy przez Łukasza Warzechę. Powyższy cytat, nieco przeze mnie zmieniony, pochodzi z artykułu Zobaczyć kod Matrixa.
Czwartek
Poznaliśmy się w sierpniu 1988, trzy tygodnie później już nie żyłeś. Urodziliśmy się w tym samym dniu, kilka tysięcy kilometrów od siebie. Poznaliśmy się mniej więcej w połowie drogi, w wieku 29 lat, na kempingu "Pod Kamieniem" koło Chamonix. Łączyła nas wspólna pasja do gór.
Bez liny, którą nam bezinteresownie pożyczyłeś nie zrobilibyśmy "Directe Americaine". Znajomość była zaledwie kilkudniowa, ale byłem przekonany, że zostaniemy przyjaciółmi na długie lata. Nie dane było… Alpy Ciebie zabrały. Dlaczego Człowieka Wielkiego Formatu?
W październiku dostałem kartkę od Twego brata: odszedł… Zginął idąc na…
Od lat chciałem odwiedzić Twój grób. Myśl ta ciągle chodziła mi po głowie, nie dawała spokoju. Maile, telefony do biura cmentarza, informowanie się w punktach informacji turystycznej, niby nic nie dawały, ale powoli umacniały mnie w moim postanowieniu. W końcu 2 lutego 2020 roku poszedłem pieszo z Barcelony do Twojego rodzinnego El Masnou. Bo jak się dowiedziałem w informacji "cmentarz jest otwarty w niedzielę od 1000 do 1400, a potem dopiero w czwartek". Choć szukanie grobu na cmentarzu przypomina szukanie igły w stogu siana, byłem pewien, że się uda.
I udało się. Opiekun cmentarza, gdy za internetowym tłumaczem powiedziałem "Estoy buscando una tumba, Federico Bracke, alpinista", zamyślił się chwilę, po czym zaprowadził do Twojego grobu i do grobu Twego partnera. "W głowie mam komputer" powiedział, i pamiętał wiele z pogrzebu, choć upłynęło już ponad 30 lat.
Czy po tylu latach można, w dniu Twoich 61 urodzin, Ci czegoś życzyć?… Chyba głupia to myśl…
Jest jednak ktoś, kto o tobie pamięta… jak o… bracie… bliźniaku.
Wtorek
Znalezione w odmętach internetu, krótkie podsumowanie działań rządu. Tragiśmieszne bo prawdziwe:
Co już wiadomo w związku z tzw. pandemią:
Wtorek
Niedziela
Dear Jan,
Thanks for sharing you thoughts on the Physics of Life Blog pages, and also for Cris Lingle's insightful contribution. Your cousin has probably forgotten the old socialist days in Poland when she decided to escape to the United States and has become a victim of the dominant memes floating around, like inequality, and others such as climate change, government power to create a just, prosperous and peaceful world, if only the majority would listen and accept the higher wisdom of those who are leading this world.
Talking about invisible: how certain can the world be that the current PCR (Polymerase Chain Reaction) and SARS-CoV-2 tests are reliable and accurate? Scanning the available literature seems to indicate a very low reliability (around 30% perhaps?) and the test seems to be for coronavirus in general rather than Covid-19 specifically. I get conflicting answers depending on whether it comes from an "official" or a private researcher.
Another question with conflicting answers concerns the origin of this virus. Did it come from bats sold at the Wuhan Seafood Market, a mere 280m away from a virology lab that researches bat-based coronaviruses? Was it a deliberate or accidental release by a BSL-4 (Bio-Safety-Level-4) laboratory, also based in Wuhan, China, supposedly monitored by the WHO? Was it US soldiers taking part in the Military War Games in Wuhan in October 2019 that infected the Chinese during this exercise, as alleged by a Chinese Foreign Ministry spokesperson (reported in the Guardian on 12 March 2020). Did it actually originate at Fort Detrick?
Again, more questions than reliable answers!
Regardless of whether the virus occurred naturally or was intentionally or unintentionally released to an unsuspecting population by a biological warfare laboratory, from a Libertarian perspective, it is the response of the governments all around the world that is of prime interest. That so many governments have acted in unison (Belarus being an exception) and have confined about half the world population to house arrest has been utterly remarkable and unexpected.
As Cris Lingle mentioned in his article 2020.03.28, 5 people are killed every day in Phuket alone in motorcycle accidents and yet there is no law prohibiting the use of motorbikes. Similarly in Malaysia, 15 people die in road accidents every day of the year on average, yet there is no ban on driving and no movement control order as there is now, when 70 people have died in the past 4 weeks. If 420 had died on the roads during these 4 weeks, no media would be reporting it, certainly not on a daily basis like they do now with Covid-19!
Are the death figures even reliable? Do people die OF Covid-19 or WITH Covid-19? Why is it that some 80% or more of people are over 70 and have pre-existing illnesses?
Is the government reaction justified, in other words? Or is it just a convenient excuse to exercise more power, show who's boss, and destroy the economy in the process?
The US Federal Reserve Bank Balance Sheet passed the 5 Trillion Dollar mark on 16 March for the first time in history. Even as a result of the 2008 Global Financial Crisis it never exceeded 4.5 T and had been on a "tightening" slope to 4.3 Trillion before shooting up to 5.3 Trillion in March. It took 95 years to reach 1 Trillion Then a mere 12 years to quintuple!
I am not sure if Libertarians will get another chance to prevent this plan from becoming reality. If we do get that chance, however, we can't afford to waste it and to establish an agorist society as soon as possible and to unite as a group (even though "herding cats" is thought to be impossible) to resist government control and defend individual sovereignty and the other Libertarian ideas and ideals that we all cherish!
Thank you!
Jan, please note that the above is my personal opinion and I am not speaking on behalf of Language of Liberty Institute or any other entity.
Andy
Sobota
Piątek
I niech mi tu ktoś powie, że nie ma czegoś takiego jak Fizyka Życia. Procesy społeczne, rozpatrywane na pewnym poziomie ogólności powtarzają się jak mantra. Tak jak jabłka spadają na ziemię zgodnie Prawem Powszechnego Ciążenia, tak od tysiącleci rozwój społeczny toczy się zgodnie z cyklami społecznymi.
Gdy w oparciu o Cykle Tytlera i Glubba formułowałem ogólną postać Cyklu Społecznego nie przyszło mi nawet do głowy, że ja sam, zaledwie podczas mojego raczej krótkiego życia, będę świadkiem pełnego takiego cyklu.
Urodziłem się w pierwszym etapie tego cyklu - etapie niedostatku zasobów - w systemie politycznym opartym na absolutnej władzy rządzących i gospodarce centralnie, czyli też przez rządzących, planowanej. System ten konsekwentnie obniżał produktywność społeczeństwa i w końcu doprowadził do kompletnego niedostatku zasobów. Pomimo tego, że rządzący byli ponoć przepełnieni dobrymi intencjami i jak najbardziej się starali, to i tak Polska Rzeczpospolita Ludowa padła w wyniku braków dóbr podstawowych.
W ten oto sposób weszliśmy w drugi etap cyklu społecznego - wzięliśmy się do roboty. Ekonomicznie byliśmy na dnie, ale ponieważ do pewnego stopnia zmienili się rządzacy i zmienił się system polityczny to byliśmy pełni zapału do pracy. Za wszelką cenę chcieliśmy się z tego bagna się wydobyć. Podjęliśmy współpracę, wprowadziliśmy metody gwarantujące wzrost produktywności, powstawanie nowych produktów i obniżanie cen, czyli mechanizmy wolnego rynku i konkurencyjności gospodarki, znacznie ograniczyliśmy rolę "państwa". Już po kliku zaledwie latach Polska zaczęła być stawiana za wzór…
Jak grzyby po deszczu powstawały nowe, prywatne firmy, kliniki, szpitale i nawet uczelnie. Konkurowały ze sobą, a to w konsekwencji doprowadziło do bardzo szerokiej oferty i stosunkowo niskich cen. Jednak "państwo" zatrzymało w swoich szponach ostatnie przyczółki: państwową pocztę, szkoły, radio i telewizję oraz placówki medyczne. Każdy jednak, nawet ludzie należący do tego "państwa" woleli korzystać z usług placówek prywatnych. Nawet zatrudniając do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, by przyciągnąć ludzi oferowano pakiet usług medycznych w prywatnej sieci medycznej. I cóż, nie ma się czemu dziwić za stosunkowo niewielką opłatą sieć ta oferowała szeroki wachlarz usług nawet dla zaawansowanych seniorów, bijąc na głowę placówki państwowe w takich kwestiach jak szybkie umówienie na wizytę i przyjęcie w terminie. Co do poziomu kompetencji to tu trudno mi się wypowiedzieć. Według mnie w pewnych kwestiach prywatni byli zdecydowanie lepsi, a w pewnych państwowi. Generalnie poziom medyczny nie był zły, choć zdecydowanie czyściej i milej było u prywaciarzy.
Tym samym doszliśmy do trzeciego etapu cyklu społecznego - nadmiaru zasobów.
Placówki prywatne były na swoim rozrachunku, państwowe niby też, ale…
Wiele z nich się zadłużało i państwo je wspomagać. Z ciekawostek: miałem kilku znajomych dyrektorów szpitali państwowych, którzy trzymali swe szpitale w ścisłej dyscyplinie finansowej, czyli ich nie zadłużali. Jeden ciągle jeszcze pracuje, łącznie prowadzi swój szpital przez ponad 20 lat, ale często narzeka, że zadłużające się szpitale podbierają mu lekarzy - ponieważ się zadłużają to mogą im więcej płacić (patrz: Kluczowy dylemat zarządzania). Drugiego natomiast, jak tylko wyciagnął szpital z długów, nowo wybrana władza zastąpiła kimś ze swoich. Dziś szpital, jak nietrudno zgadnąć, zadłużony jest po uszy. Nowy dyrektor na pewno sporo na tym zarobił.
"Państwo" swoim zawsze pomoże, a metod ma dużo:
Może pieniądze dać. "Państwo" jednak swoich pieniędzy nie ma, daje więc te zabrane w podatkach albo te które dodrukuje. W obu przypadkach płacą za tę pomoc zwykli ludzie, nikt z "państwowych" nie dokłada ani grosza. Przy czym w obu przypadkach ci zwykli ludzie nawet nie wiedzą, że oddłużają szpital. Są święcie przekonani, że pieniądze na wsparcie "naszej" służby zdrowia w szlachetnym geście dało "państwo". Tak jak mamusia daje dzieciom kieszonkowe.
Są też subtelniejsze metody. Pierwsza z nich to restrukturyzacja. Mądre i dobrze wróżące na przyszłość słowo, nieprawdaż? Zasady restrukturyzacji są następujące:
W tej subtelnej metodzie jest jeszcze jeden szwindel, rzekłbym arcysubtelny: metoda płacenia podatków. Od każdej wystawionej faktury, bez względu czy jest ona zapłacona czy nie (tak, tak to prawda), musi być odprowadzony podatek. Czyli nie dość, że dostawca za swoje usługi nie dostał od "państwa" 24 600,- zł to jeszcze musiał ze swoich pieniędzy temu "państwu" zapłacić 4 600,- zł. W ten oto sposób "państwo" wyjęło z jego kieszeni łacznie 29 200,- zł.
Gdy restrukturyzacja zawiedzie to na pomoc przychodzi upadłość. No cóż, dostawca otrzymuje taką oto wiadomość: W odpowiedzi na Państwa wezwania do zapłaty informuję, że Szpital XXXX sp. z o.o. począwszy od dnia dd.mm.rrrr znajduje się w stanie upadłości, i w związku z tym, wierzytelności Państwa z okresu przed upadłością wchodzą w skład masy upadłościowej i nie mogą być w tej chwili spłacane. Po raz kolejny pieniądze są nie do odzyskania. Po raz kolejny dostawca szpitala sfinansował rządową pomoc.
Upadłość, a więc w końcu ten szpital przestanie istnieć? To może w jego miejsce powstanie kilka nowych, prywatnych, konkurujących ze sobą? Płonne nadzieje, bo nagle ni stąd ni zowąd pojawia się wybawienie w postaci śmiertelnej zarazy. Proponuję wsłuchać się w to co mówi na ten temat korespondent z Wielkiej Brytanii Sebastian Ross. Okazuje się, że epidemia, jak iluzjonista, może te wszystkie oszustwa po prostu… zniknąć. Skoro o tym samym mówi człowiek z Wielkiej Brytanii to widać, że problem jest ogólnoświatowy - uniwersany, znaczy się. Ten sam mechanizm działa i tu i tam, jak obiektywne prawo Fizyki… Fizyki Życia.
Ponieważ wywiad z czasem może zniknąć z sieci [i zniknął], to dla potomnych wynotowałem z niego najważniejsze, według mnie, kwestie:
Regulacje wprowadza się stopniowo, łagodnie, wówczas społeczeństwo więcej zniesie.
Politycy są zakładnikami żądań wyborców. Każdy startujący w wyborach musi zadeklarować o ile więcej "da" na służbę zdrowia, jeśli zostanie wybrany.
Tak więc wszyscy politycy są zakładnikami wielkich mafii, które zwą się "publiczna służba zdrowia".
Zaraz po rozpoczęciu tego "lock-down'u", tego kryzysu związanego z koronawirusem, premier Wielkiej Brytanii umożył cały dług publicznej służbie zdrowia. Razem to było 13 mld funtów. A jeszcze do niedawna media informowały jaka tam jest korupcja, jakie są stawki, że dyrektorzy szpitali zarabiają, na nasze pieniądze, po 1 mln zł rocznie. Jaka tam jest defraudacja.
NHS (National Health Service) - to państwowy moloch, który opiera się na rozkradaniu majątku społecznego. Już im umożono 13 mld funtów, a teraz im dłużej trwa blokada epidemiologiczna tym oni stają się ważniejsi. Mogą pokazać jak ratują kraj i więcej pieniędzy wyciągnąć.
Takie "niezależne media" jak Facebook i Google ściśle współpracują z rzadzącymi. A ludzie za rzeczywistość biorą to co widzą w mediach głównego nurtu i tych właśnie "niezależnych mediach internetowych".
Ludzie uważają rząd za Boga. Donoszą na siebie.
Rządowa instukcja w Wielkiej Brytanii odnośnie wypisywania aktów zgonów: It is important to emphasise that coronavirus disease should be reported on a death certificate for all descendants where the disease caused or is assumed to have cause or contributed to the death. Tak więc klasyfikować można na wiele sposobów. Ale jeśli tylko się da to jako przyczynę zgonu trzeba podać obecność wirusa w ciele denata.
W Stanach Zjednoczonych im więcej pacjentów z koronawirusem zgłosi szpital tym większe dostaje dofinansowanie.
Socjalizm nie polega na uczciwym zarabianiu pieniędzy ale na ich wyłudzaniu.
W tym momencie, jak zaczyna się już udawać, że mamy coraz więcej, to wówczas wracają socjaliści i postanawiają to ukraść. Takim sposobem czy innym. Oni nie cofną się przed niczym… Zabierało się pieniądze ludziom w oparciu o oskarżenia o rasizm, potem było globalne ocieplenie, kontynenty miały być zalane. Ludzie zarabiali mniej i podnoszono podatki. A teraz mamy zarazę.
Wielka Brytania, podobnie jak Polska, nie może drukować pieniędzy w nieskończoność. Pieniądze nie biorą się z drzew. […] Zubożejemy na pewno.
Kryzysy niczego ludzi nie uczą. Ludzkie odczucia w dobie kryzysów zawsze są takie same: Więcej władzy, więcej socjalizmu, więcej rządów w naszym życiu.
Po co są obostrzenia przepisów. Wiedzą przecież, że ludzie będą biednieć i zaczną protestować, to dlatego chcą mieć przepisy żeby wyjąć pałkę i dyscyplinować. Żeby człowiek szedł do fabryki, do roboty, a nie marudził, że stracił to czy tamto.
Przykryje się wszystko to co się ukradło, kradło i wydawało przez te wszystkie lata…
Święte słowa.
Te subtelne metody transferu pieniędzy od społeczeństwa na rzecz publicznej służby zdrowia, o których pisałem ja i o których mówił Sebastian Ross, to metody czwartego etapu cyklu społecznego. Etapu, w którym bogacenie się nie odbywa się na zasadzie produkowywania, lecz zabierania.
Wróćmy do naszego szpitala. Wieszczę, że go oddłużą. Ale czy to coś da? Chyba najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest to stwierdzenie przedstawiciela dyrekcji szpitala: Cóż ja mogę powiedzieć… Na wszystkich kontrahentach mamy zadłużenie sięgające XX mln, a przeterminowania dochodzą do 8 miesięcy. Po drodze były różne dziwne działania typu: możenia długów, zastrzyki finansowe, dopłaty inwestycyjne, restrukturyzacja… które kompletnie nic nie dały. A teraz ta upadłość i, rzecz jasna, winnych nie ma. To między nami. Ale te osoby w nim pracują i biorą za to pieniądze! I ci od restrukturyzacji, i ci od upadłości i cała masa innych. I wcale nie mają wyrzutów sumienia.
A teraz jak te wszystkie subtelności i zawiłości wytłumaczyć ludziom? Ludziom bombardowanym propagandą, ludziom, którzy w większości pozytywnie przyjmują stwierdzenie, że "rząd dał", którzy jednak nie są w stanie zrozumieć destrukcyjnego mechanizmu inflacji, pazerności ludzi władzy, i tego że po to by było lepiej to nad każdym, w tym i nad rządzącymi, muszą być na stałe rozpięte mechanizmy sprzężenia zwrotnego, kontrolujące ich zachowania.
Historia zatacza koło. Witamy w PRL bis. Tylko teraz socjalistyczny obóz jest nieco większy. Pędzimy za liderem - Wenezuelą.
Tam też w demokratycznych wyborach wybrano socjalistę… A w latach trzydziestych XX wieku prawie 90% społeczeńtwa niemieckiego zagłosowało na Adolfa Hitlera - też socjalistę - tyle, że narodowego. Bo Nazi pochodzi od Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei co przekłada się jako Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników. Niby wszyscy Hitlera nie lubią, niby wszyscy nim gardzą, ale wszyscy idą jego socjalistycznym śladem.
Ludzie są jak te dzieci: lepiej będzie jak będzie więcej władzy, więcej socjalizmu i więcej rządów w naszym życiu. Najlepiej oddać władzę wodzowi.
Czwartek
Politycy bardzo czesto używają argumentu, że "życie ludzkie należy ratować za każdą cenę", i na nim budują swoje kariery. Niestety, ekonomia bardzo szybko je weryfikuje.
Szwecja
Szwedzkie media ujawniają wewnętrzne wytyczne dla lekarzy w dobie koronawirusa. Dyrektywa wskazuje, kogo w ogóle nie przyjmować na intensywną terapię. Do mediów wyciekł wewnętrzny dokument ze Szpitala Uniwersyteckiego Karolinska. W kilku punktach przedstawiono, jakie kryteria pacjent musi spełnić, by trafić na intensywną terapię.
W dobie koronawirusa i zwiększającej się z dnia na dzień liczbie zachorowań na Covid-19 szpitale są przepełnione. Brakuje miejsc do leczenia.
W takiej sytuacji medycy muszą wybierać, kogo ratować w pierwszej kolejności. A kogo – jak w omawianym przypadku Szwecji – wcale.
Aby pacjent z koronawirusem trafił na intensywną terapię, musi mieć poniżej 80 lat.
Jeśli ma dodatkowo schorzenie płuc lub nerek – to nawet poniżej 70 lat.
A jeśli pacjent ma dwa nieprawne układy narządów, wówczas, aby być pewnym przyjęcia na intensywną terapię, musi mieć nie więcej, niż 60 lat.
[Źródło]
Wielka Brytania
Wielka Brytania spodziewa się w kolejnych dniach i tygodniach wzrostu zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2. Lekarze otrzymali specjalne wytyczne, które wskazują, kogo leczyć w pierwszej kolejności. Brytyjskie Stowarzyszenie Lekarskie (BMA) podkreśla, że w tych „bezprecedensowych czasach” i pomimo „heroicznych wysiłków”, publiczna służba zdrowia (NHS), może nie dać rady pomóc wszystkim.
Pacjenci z koronawirusem mogą zostać pozbawieni sprzętu ratującego życie, nawet jeśli ich stan się poprawia, jeśli w przypadku deficytu tego sprzętu są inne osoby z wirusem, które mają większe szanse przeżycia – głoszą nowe wytyczne dla brytyjskich lekarzy.
– Pomimo heroicznych wysiłków w celu o zwiększenie możliwości – i zmniejszenie potrzeb – może dojść do punktu, w którym łóżek intensywnej terapii, respiratorów, urządzeń do pozaustrojowego natleniania krwi będzie po prostu za mało do tej pandemii – powiedział John Chisholm, przewodniczący komitetu etyki medycznej BMA.
Priorytety w leczeniu
Wytyczne mówią, że wszyscy pacjenci powinni otrzymać pełną współczucia i poświęcenia opiekę medyczną, w tym leczenie symptomów oraz – w przypadku gdy pacjent umiera – najlepszą dostępną opiekę paliatywną.
Tym niemniej, określanie priorytetu w leczeniu poszczególnych pacjentów jest zgodne z prawem i etyczne, przy czym dotyczy to przypadków, gdy jest więcej pacjentów potrzebujących pomocy niż dostępnych zasobów.
Jak wyjaśnia BMA, kiedy zasoby są zbyt skąpe i trzeba dokonać wyboru, kogo leczyć, lekarze powinni wziąć pod uwagę nasilenie ostrej choroby, istnienie i nasilenie chorób współtowarzyszących, słabość ogólną lub, jeśli ma to znaczenie kliniczne, wiek.
BMA zaleca, by menedżerowie szpitali i starsi lekarze ustalili maksymalne progi przyjęcia na oddziały intensywnej terapii, gdzie najbardziej chorzy będą wymagali leczenia respiratorami. Ale samo zakażenie koronawirusem nie powinno gwarantować pierwszeństwa w leczeniu.
Brutalne wybory
Pacjenci z dużym prawdopodobieństwem śmierci lub konieczności długotrwałej intensywnej opieki, którzy przekraczają ustalony próg, nie powinni być brani pod uwagę przy intensywnym leczeniu. Powinni oni nadal korzystać z innych form opieki medycznej – głoszą wytyczne. Dotyczyć to może także sytuacji, w których stan pacjenta jest stabilny lub nawet się poprawia.
– Te wytyczne mogą wskazać, jak należy postępować. Ale nie powstrzymają brutalnych wyborów ani nie uwolnią podejmujących decyzje od ich moralnego cierpienia – powiedział Chisholm.
– Ludzie, którzy w normalnych okolicznościach otrzymaliby żmudne leczenie, mogą zamiast tego zostać poddani opiece paliatywnej, aby pomóc tym, którzy mają większe szanse na przeżycie. Nikt nie chce podejmować takich decyzji, ale jeśli zasoby są ograniczone, decyzje takie muszą być podejmowane – podkreślił.
[Źródło]
Wtorek
Lewicowy publicysta i aktywista miejski Jan Śpiewak pod jednym ze swoich wpisów na Facebooku otrzymał zgryźliwy komentarz od… swojego ojca, Pawła Śpiewaka. Zarzuca synowi, że nie wyraża troski o rodziców.
Jakże wzruszające jest twoja troska o służbę zdrowia, gdybyś się jeszcze zdobył o choćby najskromniejszą troską o swoich rodziców i osoby naprawdę w potrzebie byłbyś osobą wiarygodną. A tak uprawiasz szlachetne pustosłowie. Trochę mi ciebie żal, a zarazem mogę ci powiedzieć: Shame, wstyd – napisał prof. Śpiewak do syna (pisownia oryginalna).
Ale to chyba normalne zjawisko, że syn zachowuje się tak samo jak ojciec: dużo gada o pomaganiu ale sam nie pomaga. Kwintesencja lewactwa hipokryzja socjalistyczna. [Źródło]
Wtorek
English version | Wersja polska |
---|---|
One of my cousins emigrated to the USA in the 1980s. She left the socialist paradise in favor of capitalist exploitation. She worked in the United States as a scientist (related to biology), so I sent her a comment of 12 virologists on the current situation in the world caused by coronavirus: | Jedna z moich kuzynek wyemigrowała w latach 80'tych XX wieku do USA. Opuściła socjalistyczny raj, na rzecz kapitalistycznego wyzysku. Pracowała w Stanach jako naukowiec (związany z biologią), wysłałem jest zatem opnię 12-tu wirusologów na temat obecnej sytuacji na Świecie spowodowanej koronawirusem: |
A reaction for twelve medical experts whose opinions on the Coronavirus outbreak contradict the official narratives of the MSM It seems that opinion of these 12 medical experts makes a lot of sense. They state: The best alternative will probably entail letting those at low risk for serious disease continue to work, keep business and manufacturing operating, and “run” society, while at the same time advising higher-risk individuals to protect themselves through physical distancing and ramping up our health-care capacity as aggressively as possible. With this battle plan, we could gradually build up immunity without destroying the financial structure on which our lives are based. |
Reakcja dwunastu ekspertów medycznych, których opinie na temat wybuchu koronawirusa są sprzeczne z oficjalną narracją mainstreamowych mediów: Wydaje się, że opinia tych 12 ekspertów medycznych jest całkiem sensowna: Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby pozwolenie osobom o niskim ryzyku poważnej choroby na kontynuowanie pracy, tak utrzymać działalność biznesową i produkcyjną oraz „zarządzać” społeczeństwem. Jednocześnie stanowcze nakazanie osobom o wyższym ryzyku, aby chroniły się poprzez fizyczne odizolowanie się i równoczesne jak najszybsze zwiększanie zdolność opieki zdrowotnej, do ratowania poważnych przypadków. Dzięki temu moglibyśmy stopniowo budować odporność bez niszczenia infrastruktury finansowej i wytwórczej, na których opiera się nasze życie. |
And here is her answer: |
Otrzymałem taką odpowiedź: |
The key phrase here is “those of low risk”. A risk of dying? A risk of spreading the disease? I am not an epidemiologist, but I presume that an increase in penetrance might be accompanied by an increase in virus mutations that in turn might affect the susceptibility profile. Stay home! As to depriving “holly” private sector of their earnestly earned billions, I am totally unsympathetic-as you well know. Inequality in the USA and many other places is insane and I would call it a cardinal sin, if I were inclined to use the religious terms - and I am not. And thank you for sharing - makes the beginning of my day so much more exciting! Best to you and yours! |
Kluczowe sformułowanie w ich wypowiedziach to „osoby niskiego ryzyka”. Ryzyka śmierci? Ryzyka rozprzestrzeniania się choroby? Nie jestem epidemiologiem, ale zakładam, że wzrostowi zarażenia może towarzyszyć wzrost mutacji wirusa, co z kolei może wpłynąć na jego agresywność. Zostań w domu! A jeśli chodzi o pozbawienie „świętego” sektora prywatnego ich ciężko zarobionych miliardów, to jestem całkowicie za - jak dobrze wiesz. Nierówności w USA i wielu innych miejscach są szalone i to nazwałabym "grzechem śmiertelnym", gdybym używała terminów religijnych. I dziękuję za podesłanie tematu - sprawił, że początek mojego dnia stał się pełen emocji! Wszystkiego najlepszego! |
Well, I was stunned, but I also thought that, probably, most of the public thinks this way. What's worse, this thinking translates into specific actions and specific decisions (e.g. electoral). And this forces social processes to a given direction. In my opinion, a destructive one. I thought what should I write back to her. That saving a few can result in the loss of those who rescue them (see "I/group" dilemma). That neither governments nor journalists propose what to do in pandemic conditions. For example, the installation of transparent screens separating cashiers from buyers, dispensers with disinfectant liquid and the availability of disposable gloves was decided by managers. It wasn't ordered by the government. And this emphasizes her undisguised aversion to the private sector. Thirty years ago, she fled from the country of social equality to the country of social inequality. And now she wants to introduce what destroyed her homeland. Aversion to the rich, and yet there are two kinds of rich; those who came to wealth with hard work and those who take from others under coercion (see Duo-definiendum Rich). But I wouldn't be myself if I didn't use the help of others. I sent an email to key people from Liberty International asking for help. However, Cris' answer, in its spirit, was very similar to what I wrote a week ago 2020.03.20 but was exeptional: |
No cóż zamurowało mnie, ale pomyślałem też, że prawdopodobnie tak właśnie myśli większa część społeczeństwa. Co gorsza, myślenie to przekłada się na konkretne działania i konkretne decyzje (np. wyborcze). A to prowadzi do konkretnych procesów społecznych. Według mnie destrukcyjnych… Myślałem co by tu jej odpisać. Że ratując niektórych możemy stracić ratujących (patrz Dylemat Ja/Grupa), że w obecnych działaniach rządów (i dziennikarzy) nie widać konkretnych propozycji co mamy robić (np. o zamontowaniu przezroczystych separatorów odgradzających kasjerów od kupujących, dozowników z płynem odkażającym i udostępnieniu rękawiczek zadecydowali kierownicy, a niestety nie było to polecenie rządowe). No i ta jej nieukrywana niechęć do sektora prywatnego. A przecież sama uciekła z kraju równości społecznej do kraju nierówności. A teraz tam chce wprowadzić to co rozwaliło nasz PRL. Niechęć do bogatych, a przecież sa dwa rodzaje bogatych, ci którzy dochodzą do bogactwa pracą, którą inni w nieprzymuszony sposób nabywają i tacy, którzy zabierają innym pod przymusem (patrz Duo-definiendum Bogacz)… Ale nie byłbym sobą gdybym nie skorzystał z pomocy innych. Wysłałem do kluczowych osób z Liberty International maila z prośbą o pomoc. Odpowiedź Cris'a, w duchu bardzo podobna do tego co pisałem przed tygodniem 2020.03.20, przeszła jednak moje oczekiwania: |
Jan, Thanks for sharing… as in the case of climate change/global warming as the thin end of the wedge for expanding State power, I am skeptical of the hysteria that has been whipped up, allowing massive expansions of senseless monetary & fiscal policy responses along with the decreases in human liberty, that are unlikely to be withdrawn… This is rather long, but worth watching: Coronavirus Covid-19 Fact Not Fear. As it is, democracy creates incentives for politicians to do the wrong thing & for citizens to demand what they are not entitled to… alas, even a robust Constitution like that in the US is easily flaunted, as was seen with FDR1, 9-11 & now… What about "shared sacrifice"… ? as it is, almost ALL costs are borne by PRIVATE sector, whether business owners or workers (bankruptcies, vast job losses, reduced pensions, etc), while PUBLIC sector employees & elected officials give up basically NOTHING… they have no "skin in the game", so they are much less sensitive to impact of policies imposed on others… What about removing obstructions from regulations, ending Jones Act2 in USA, reducing taxes, eliminating minimum wage… most of the policy actions are grandstanding by politicians… the press conference by Governor Cuomo of NY was a display of such posturing… it was all about expanding political powers & increased State control over resources… nothing about how they can make markets work better to help solve these problems… !!! In the end, just as in the case of FDR3, few of the "emergency" or "exceptional" powers will be withdrawn… Cornonavirus, like War, is the health of the State… Here in Thailand, there is a “state of emergency”… despite Thailand being 1st country outside of China to report presence of COVID-19 back in January, to date there are only 5 (FIVE) reported deaths (after a 3 day hiatus, another single death reported yesterday)… F.I.V.E.… I imagine that yesterday alone at least 5 people died from motorbike accidents here on Phuket, but that does not warrant banning motorbikes… There was another way to approach all this… isolate the elderly to allow “herd immunity” to cope with the outbreak… In China, Italy & elsewhere, deaths from COVID-19 affect mostty seniors… more than 50% of COVID-19 deaths in China have been people over 70 years, even though most COVID-19 cases involved people below 70… 80% of coronavirus deaths in US were among people 65 & older… I am a bit surprised at her comment about inequality… the most threatening inequality is that of power… the only repressive & permanent power is that wielded by State actors… Bill Gates for all his billions cannot force me to do anything… Trump & his horrible minions can & they do… As long as anyone receives income, even obscene amounts, from voluntary exchange, it is both FAIR & JUST that they keep it or dispose of it as they wish… it turns out that most of the massive increases in private income is the “tyranny of numbers”… if we did not live in a globalized world, there would be many fewer billionaires, only millionaires (people that were once admired & imitated for their abilities)… I object to those that acquire & maintain their fortunes through State monopoly or protectionism… or through corruption, as is the case of politicians & bureaucrats around the world… these are the people that invite the invocation of “cardinal sin”… !!! There is no historical evidence nor any theoretical basis to suggest that income/wealth inequalities are either social destabilizing or weaken economic growth… these are simply empty claims or assertions, following dishonest scholars like Thomas Piketty… Revolutions were NEVER fought over income inequality… we cut the heads off of kings due to POWER inequalities… it was not because they were rich, but of their unique privileges & that they held so much power & control over their subjects… China & India have large income inequalities but (until recently) rapid growth… Inequality is nothing more than a political talking point, another means to promote populism & wage class warfare to attract political support from those that believe the proper role of the State is to create privileges, grant subsidies, redistribute income… The great experiments with democracy was for it to be a facilitating mechanism, devoid of privileges… taxes were seen as a device to provide a very-limited number of collective consumption goods… but now taxes are at the heart of a corrupt & corrupting redistribution game… instead of democracy uniting us, it is used by politicians & activists to divide us… this is a terrible outcome… Sorry for the lengthy reply… I wish you all the best… STAY CALM & KEEP WELL & FIGHT THE STATE… !!!
1 FDR - Franklin Delano Roosevelt, elected dictator of USA 2 Jones Act - requires goods arriving to USA by sea to be on a US-owned & US-crewed vessel that increases costs of those imports 3 Franklin Delano Roosevelt shredded the US Constitution by invoking the Great Depression as an emergency situation |
Jan, Dzięki, że dzielisz się swoim problemem. Dzisiejsza sytuacja należy do tej samej grupy zjawisk co globalne ocieplenie. Sytuacje te to ostrza klina rozszerzającego władzę państwową. Osobiście jestem sceptyczny wobec histerii, która została rozpętana, i umożliwiła rządom zastosowanie bezsensownych instrumentów pieniężnych i fiskalnych wraz z wprowadzeniem ograniczeń w sferze wolności człowieka. Obawiam się, że nie zostaną one cofnięte, jak już wszystko to minie. To długie, acz warte obejrzenia nagranie: Coronavirus Covid-19 Fact Not Fear. Demokracja przedstawicielska z samej swej natury pozwala politykom na robienie złych rzeczy, a obywatelom domagania się tego, czego domagać się nie powinni. Niestety, nawet tak dobra konstytucja jaką mamy w Stanach Zjednoczonych jest łatwa do obejścia. Zrobił to FDR1, potem zmieniono ją po zamachach na World Trade Center, no i teraz… A teraz co do "wspólnego poświęcenia". Prawie WSZYSTKIE koszty poniosą PRYWATNI, niezależnie od tego, czy są to właściciele firm, czy pracownicy (bankructwa, znaczne straty pracy, obniżone emerytury itp.), podczas gdy pracownicy sektora PUBLICZNEGO i urzędnicy nie rezygnują w zasadzie z NICZEGO. Oni nie są podmiotem tej gry, dlatego patrzą zupełnie inaczej na obostrzenia nakładane przez rządzących Tak więc rządzący ani słowem się nie zająkają o usunięciu barier administracyjnych i szkodliwych przepisów, jak na przykład uchylenie ustawy Jonesa2 w USA, obniżenie podatków, wyeliminowanie płacy minimalnej. Większość tych działań jest podejmowana przez polityków, a oni mają swój punkt widzenia. Konferencja prasowa gubernatora Nowego Jorku Andrew'a Cuomo z była przejawem takiej postawy… wszystko o czym mówił kręciło się wokół zwiększenia uprawnień rządu i zwiększonej kontroli państwa nad zasobami. Nie było nic o konkretnych rozwiązaniach, np. w jaki sposób można poprawić funkcjonowanie rynku, aby rozwiązać problemy z dostawami!!! Kończąc, podobnie jak w przypadku FDR3, tylko nieliczne z tych „nadzwyczajnych” lub „wyjątkowych” ustaw zostanie wycofanych. Koronawirus, podobnie jak wojna, jest wodą na młyn rządzących. Tu w Tajlandii też wprowadzono „stan wyjątkowy”. Tajlandia jako drugi, po Chinach, kraj odkryła u siebie występowanie COVID-19. Zrobiono to w styczniu i do tej pory zarejestrowano tylko 5 (PIĘĆ) zgonów (a po 3-dniowej przerwie, kolejna pojedyncza śmierć została ogłoszona wczoraj). PIĘĆ… Prawdopodobnie wczoraj zginęło tu w Phuket co najmniej 5 osób w wyniku wypadków motocyklowych, ale jakoś nie zakazano jeżdżenia motocyklami. Jest inny sposób podejścia do tego wszystkiego - odizolować osoby starsze, aby przeciąć drogi rozprzestrzeniania się wirusa i tym samym zapobiec wybuchowi epidemii. W Chinach, Włoszech i gdzie indziej zgony z powodu COVID-19 dotykają w większości seniorów. Ponad 50% zgonów z powodu COVID-19 w Chinach to ludzie powyżej 70-ki, chociaż COVID-19 atakuje osoby poniżej 70-ki to w USA 80% zgonów z jego powodu było wśród osób w wieku 65 lat i starszych. Jestem nieco zaskoczony jej wypowiedzią na temat nierówności. Najbardziej groźną społecznie jest nierówność władzy… Monopol na przemoc i rozkazywanie mają tzw. "przedstawiciele państwa". Bill Gates ze wszystkimi swoimi miliardami nie może mnie zmusić do zrobienia czegokolwiek… Trump i jego słudzy mogą… i zmuszają. Tak długo, jak ktoś zarabia, nawet wysoce nieprzyzwoite kwoty, z dobrowolnej wymiany, mamy do czynienia zarówno z UCZCIWOŚCIĄ i SPRAWIEDLIWOŚCIĄ. Dotąd dopóki nabywanie i zbywanie odbywa się na zasadzie dobrowolnego porozumienia stron. Większość ogromnych dochodów osób prywatnych rzeczywiście kole w oczy, ale… gdybyśmy nie żyli w zglobalizowanym świecie, byłoby o wiele mniej miliarderów. Więcej natomiast byłoby milionerów (ludzi, którzy kiedyś byli podziwiani i naśladowani za swoje umiejętności)… Sprzeciwiam się tym, którzy zdobywają i utrzymują swoje fortuny dzięki monopolowi państwowemu, protekcjonizmowi… lub korupcji, tak jak ma to miejsce w przypadku polityków i biurokratów na całym świecie. To są ludzie, którzy tak na prawdę grzeszą „śmiertelnie”!!! Nie ma dowodów historycznych ani żadnych teoretycznych podstaw, które sugerowałyby, że nierówności w dochodach / majątkach albo prowadzą do społecznej destabilizacji albo że osłabiają wzrost gospodarczy. Jest to, po prostu, czcza gadanina i demagogiczne hasła głoszone przez nieuczciwych, bądź niedouczonych uczonych takich jak na przykład Thomas Pikettt. Rewolucje NIGDY nie walczyły z nierównością dochodów… Królom odcinano głowy z powodu nierówności WŁADZY… Nie dlatego, że byli bogaci, ale dlatego, że nadawali sobie wyjątkowe przywileje pozwalające im na niekontrolowaną władzę nad poddanymi. W Chinach i Indiach występują bardzo duże nierówności w dochodach, ale (do niedawna) oba te kraje bardzo szybko się rozwijały… Nierówność jest li tylko hasłem politycznym, sposobem na promowanie populizmu i sposobem na przyciąganie poparcia politycznego od tych, którzy uważają, że właściwą rolą państwa jest tworzenie przywilejów, przyznawanie dotacji i redystrybucja dochodów… Demokracją, z założenia, miała być mechanizmem gwarantującym nieistnienie przywilejów. Podatki w niej były postrzegane jako narzędzie finansujące ograniczoną liczbę, i tylko niezbędnych, dóbr konsumpcji zbiorowej. Teraz jednak podatki stanowią clou skorumpowanej i korumpującej gry redystrybucyjnej. Zamiast jednoczącej nas demokracji, politycy i działacze wykorzystują nas do podziału… to okropny, acz realny, wynik działania demokracji. Przepraszam za tę przydługą odpowiedź… Życzę wszystkiego najlepszego… ZACHOWAJ SPOKÓJ, TRZYMAJ SIĘ I WALCZ Z NADUZYCIAMI PAŃSTWA!!!
1 FDR - Franklin Delano Roosevelt, wybrany w powszechnych wyborach dyktator USA. 2 Jones Act - ustawa nakazująca, by towary przybywające do USA drogą morską były przywożone statkami amerykańskim z amerykańską załogą, a to zwiększa koszty importu. 3 Franklin Delano Roosevelt zniszczył konstytucję USA, powołując się na Wielki Kryzys jako sytuację nadzwyczajną. |
CRIS - Dr. Christopher LINGLE
|
Piątek
Mamy już ponad tydzień przymusowo/dobrowolnej kwarantanny. Przymusowej bo nakazano zaprzestanie takim placówkom jak: restauracje, kina, kluby sportowe i galerie handlowe, dobrowolnej, bo zdecydowana większość Polaków stosuje się do apelu rządzących by pozostawać w domach.
Tydzień temu był run na sklepy spożywcze i sporo towaru wykupiono. Ale wczoraj rano byłem w sklepie (Biedronka) i sklep był otowarowany, ceny niezmienione. Ruch mniejszy ale ludzie, co zrozumiałe, więcej kupują, bo rzdziej chcą chodzić do sklepu. Kilka dni temu tak samo było w Auchan.
Cichymi bohaterami tych czasów, gdy większość "yntelektualystów" okopała się w domach, zdalnie "pracując", są ci, którzy muszą pracować i muszą mieć kontakt z innymi: kurierzy, kasjerki, magazynierzy. I jak do dziś są, w zasadzie, niczym nie zabezpieczeni:
Bohaterom tylko wierzyć w statystyki że ponad 80 proc. przypadków choroby było łagodne, przy czym najbardziej zagrożeni są chorzy i starsi, które przytaczałem w ubiegły czwartek.
Urzędnicy, jak to oni, nakazują dostarczyć dokumenty "w nieprzekraczalnym terminie 14 dni od daty otrzymania niniejszego pisma" (nieomal pod groźbą kary śmierci) ale… gdy pytam, w jaki sposób mam dostarczyć te dokumenty to zostaję poinformowany, że kancelaria podawcza w zasadzie nie działa i że najlepiej przez pocztę. Cwaniaki odpychają od siebie ile tylko mogą.
Przyznam, że ten spokój w tych wielkopowierzchniowych sklepach i, w zasadzie niczym niezmącona, praca cichych bohaterów, bardziej mnie uspokajają niż poczynania rządu.
Bo ten już na samym początku "uwolnił" do gospodarki 212 mld złotych. Przemówienie prezesa NBP było jednym ciągiem bankowo-rządowego samochwalstwa i autopromocji. to są przemowy ułożone przez pierwszorzędnych specjalistow, super precyzyjnie dobrane słowa i statystyki, niecała prawda, wybiórcze fakty, żeby świetnie brzmiało, tak samo jak codzienna propaganda. Telewizornicy są zachwyceni, sondaże to pokazują. Demokracja sterowana globalnie. "Uwolnili" albo jak mówią "Wpuścili" - podejrzewam, że po prostu dodrukowali. Dookoła zresztą robią to wszyscy, i Szwajcarzy i Amerykanie i Angole… Oczywiście, po krasomówczych oracjach rządzących ludziska wyobrażają sobie ich jako dobrych rodziców, którzy właśnie zwiększyli kieszonkowe dla swoich dzieci.
Dodrukowane pieniądze to inflacja, a ta… no właśnie już chciałem napisać "wiadomo czym skutkuje", ale tak na prawdę to mało dla kogo jest to wiadome, ludzie nie mają bowiem o niej żadnego pojęcia. Jak zauważył Keynes proceder inflacji rozumie zaledwie jedna osoba na milion: Nie ma subtelniejszego ani pewniejszego sposobu obalenia istniejącego porządku społecznego niż psucie monety. Proces ten wykorzystuje wszystkie ukryte siły ekonomii po stronie destrukcji i czyni to w sposób, którego nawet jeden człowiek na milion nie jest w stanie zrozumieć..
Dodruk pieniędzy skutkuje zawsze tym samym. I zapewne każdy od razu pomyśli, że wzrostem cen. I będzie miał absolutną rację, ale jest jeszcze coś o czym mało kto wie. To przewartościowanie posiadanych zasobów. Za inflację, czyli wytworzenie pieniądza z niczego zawsze odpowiadają rządzący. Jeśli kto inny chce to zrobić, to od razu jest uważany za rządzących za fałszerza i gangstera - nikt nie lubi konkurentów. Wróćmy jednak do przewartościowania. Drukowanie jest stosunkowo tanie, dlatego do dalszej analizy można nawet uznać, że wytworzenie pieniądza nic nie kosztuje. W dzisiejszych czasach zwiększa się tylko liczby w komputerze - dlatego rzeczywiście przypomina to tworzenie pieniędzy "z niczego". Ten, który dodatkowe pieniądze wytworzył i ci, którym część z nich im dał kupują za darmo towary i usługi u swoich dostawców. Wpuszczenie w ten sposób na rynek dodatkowych pieniędzy skutkuje tym, że ceny wszystkiego rosną. Wytłumaczyć to można tak: jeśli na rynku było 5000 kg towarów i 5000 dolarów to można powiedzieć, że jeden kilogram towru kosztował dolara. I teraz jak nagle ktoś wpuści kolejne 5000 dolarów, a towarów nie przybędzie to kilogram towaru bedzie wart 2 dolary. Wzrosną ceny.
Już wiemy kto zarobił, kto dostał za darmo - ci co dodrukowali pieniądz. A kto zatem stracił? Tracą ci którzy kupują na końcu i ci, którzy mają oszczędności w bankach. Mądrzy ludzie już kiedyś przeanalizowali ten problem i opisali to zjawisko. Zwie się ono efektem Canitillona. Cantillon uczonym nie był, był oszustem, a co ciekawe obecni uczeni w ogóle ani o nim ani o efekcie przezeń opisanym nie mówią. Tylko dlatego, że należą do grupy ludzi, która świeżo wydrukowane przez rząd pieniądze jako pierwsza dostaje.
By nie być gołosłownym, gdy zapytamy internet o to kto traci na inflacji natychmiast wyskakuje: emeryci, renciści, pracownicy o stałych dochodach, osoby oszczędne, które mają odłożone pieniadze na lokatach bankowych, przedsiębiorcy, którzy inwestują swój kapitał i w końcu "najboleśniej uderza w najbiedniejszych". Gdy, z kolei zadamy pytanie kto na inflacji zyskuje, odpowiedź jest jedna: budżet państwa. Ale przecież państwo nie jest jakimś abstraktem to przecież rządzący - grupa ludzi sprawujących władzę oraz wszyscy ci, których oni zatrudniają.
Gdy nowe pieniądze wpływają bezpośrednio do budżetu, efektem Cantillona jest redystrybucja na rzecz państwowego, mało produktywnego sektora. Mamy wówczas do czynienia z transferem kapitału z sektora prywatnego do sektora państwowego. Patrzmy zatem jaka to sztuczka, której nie dorównuje żaden zręczny kuglarz ani wielki mistrz iluzji: "uwolnili" 212 miliardów, ale to wcale nie ich pieniądze, rządzący nawet nie spocili się przy ich tworzeniu. Ratowanie państwa sfinansowali ludzie prywatni, którym rządzący zabrali inflacją. Koszty ponieśli ludzie, ale cały splendor spływa na rządzących. Czy widzieliście kiedyś zręczniejszych sztukmistrzów? Gorące ziemniaki wyciągają rękami innych ludzi, jedzą je sami, a tych co je wyciągali nazywają najczęściej spekulantami.
Pierwszymi ofiarami ciężkich czasów są prawda i rozsądek, wyznacznikami działania stają się emocje. A z tego doskonale zdają sobie sprawę rządzący. Jeśli chodzi o inflację to też świetnie wiedzą o co chodzi, wiedzą głównie jakie korzyści płyną z niej dla… nich. Bo de facto to tylko oni na niej najbardziej zarabiają, finansowo i wizerunkowo.
Ale ludzie na to nie tylko że pozwalają, ale wręcz się tego domagają. Chcą by to rząd za nich załatwiał. Albert J. Nock tak opisał to zjawisko w książce "Państwo nasz wróg":
Masy ludzkie, nie znające mechanizmów społecznych i historii państw, uważają naturę i cel państwa za bardziej prospołeczne niż antyspołeczne. I w tej wierze gotowe są oddać mu do dyspozycji nieskończony kredyt zaufania, nawet… dla łotrostwa, zakłamania i szykanowania, z którego to kredytu rządzący mogą i czerpią do woli. Zamiast z odrazą i oburzeniem patrzeć na coraz to większe pochłanianie przez państwo władzy, jakie naturalnie odczuwaliby wobec działań jakiejś zawodowej organizacji przestępczej, masy ludzkie wolą raczej państwo zachęcać do tego procesu i pochwalać go. W pewnym stopniu utożsamiają się bowiem z państwem i są przekonane, że przyzwalając na jego nieograniczone wywyższenie, przyzwalają na coś, w czym mają swój udział — że tym samym wywyższają same siebie. Ortega y Gasset (1883-1955) doskonale opisuje ten stan umysłu. Człowiek w tłumie — stwierdza — stając wobec zjawiska państwa, „postrzega je, podziwia, wie, że ono tu istnieje… Co więcej, człowiek tłumu dostrzega w państwie anonimową władzę i czując się — podobnie jak państwo — anonimowym, wierzy, że państwo jest czymś jego własnym. Przypuśćmy, że w życiu publicznym jakiegoś kraju wyłoni się jakaś trudność, konflikt czy problem — człowiek tłumu będzie wówczas skłonny domagać się, aby państwo natychmiast interweniowało i podjęło bezpośrednie działania dla załatwienia tego problemu przy użyciu swoich niezmiennych i niezwyciężonych zasobów… Kiedy człowiek tłumu cierpi z powodu jakiegoś nieszczęścia lub po prostu odczuwa jakieś silne pożądanie, wielką pokusę dla niego stanowi ta stała i pewna możliwość otrzymania wszystkiego bez wysiłku, bez walki, bez zwątpienia i bez ryzyka, jedynie przez naciśnięcie guzika i uruchomienie tej potężnej machiny”.
O tym, jak "człowiek tłumu domaga się, aby państwo natychmiast interweniowało i podjęło bezpośrednie działania dla załatwienia problemu przy użyciu swoich niezmiennych i niezwyciężonych zasobów…" można przeczytać w arcyciekawym artykule Łukasza Warzechy "Spekulantów w mordę lać!"
To opis zjawiska i jego konsekwencji, ale gdy znajomy zadał mi pytanie "To co ty byś w takim razie zrobił?". Po krótkim zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to samo, z jednym wszak wyjątkiem. Inflowanie, bo tak należy nazywać proceder tworzenia nowych pieniędzy, dla mnie jako rządzącego ma same korzyści: nie dość, że zarabiam, to większość społeczeństwa ma świadomość, że rozdaję pieniądze, za które będzie można kupić tyle samo co poprzednio. Co więcej wszyscy, którzy ode mnie zależą, a więc państwowe media, państwowi naukowcy, państwowi aktorzy, wojskowi i policjanci, będą mnie chwalić. Wyjątek byłby jeden: nie przeszło by mi przez gardło, że to ja ratuję Ojczyznę, i że to mnie najbardziej należy dziękować.
Wbrew przekonaniu, że państwo to dobry wujek, albo nawet mamusia, której jedynym obowiązkiem jest dbanie za wszelką cenę o nasze dobro, państwo jest przedsiębiorstwem prawie jak każde inne… Pod pewnymi względami, o których za chwilę, rzeczywiście jak każde inne. Pod pewnymi jednak jest wyjątkowe:
Czwartek
Choć nie zajmuje się sprawami dznia codziennego, to z kronikarskiego obowiązku muszę już chyba odnotować sytuację związaną z koronawirusem.
Wczoraj decyzją premiera zamknięto wszystkie szkoły, muzea i kina. Dzisiaj nieczynne były baseny Warszawianki, tzn personel był i nawet, jak nigdy, w kasie siedziało czworo kasjerów, ale wszystkich odprawiano z kwitkiem. Rzadki widok: tafla nieruchomej wody.
Zdrofit działał normalnie, tylko ludzi było bardzo mało.
Chińscy naukowcy opublikowali w lutym statystyki dotyczące ponad 44 000 przypadków zarażenia koronawirusem Covid-19. Dane pokazują w jakich grupach istnieje największe ryzyko gorźnych dla zdrowia powikłań choroby wywołanej wirusem.
Dane z Chińskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CCDC) wskazują, że ponad 80 proc. przypadków choroby było łagodne, przy czym najbardziej zagrożeni są chorzy i starsi.
I tak dla porównania na co umierali ludzie w Anglii w roku 1632:
Ludzie wykupują produkty spożywcze, głównie te o dłuższym okresie przechowywania. W szpitalach zaczyna brakować maseczek, fartuchów i rękawiczek. Ciekawe jak ta sytuacja wpłynie na zasoby, a zasoby zwrotnie na sytuację - społeczeństwo to typowy system autodynamiczny, a epidemia przyspiesza tylko wpływ procesów na system i systemu na procesy.
Piątek
Romantyczny wizerunek Sparty otrzymaliśmy dzięki Termopilom, w której Spartiaci jako europejski 'home team' był naszą drużyną do kibicowania, przeciw niewolniczym azjatyckim hordom prowadzonym na podbój wolnych ludzi przez despotę i tyrana. Później spartiacki fejm był regularnie wzmacniany - najpierw przez samych Spartan, żeby nikt ich przypadkiem nie najechał (toż to najlepsza obrona jak wszyscy myślą, że nie mają z Tobą szans), później przez Herodota, a jeszcze później… przez setki innych ludzi, poczynając od Ksenofonta i Cycerona, kończąc na dzisiejszej gimbazie.
Tylko, że to w Sparcie populacja periojków i helotów (odpowiednio: prawie-niewolników i niewolników-podludzi-tak-chujowo-traktowanych-że-czarni-z-Texasu-sprzed-wojny-secesyjnej-stwierdzają-że-chattel-slavery-not-that-bad) wynosiła jakieś 80-90% podczas gdy w Persji niewolników nie można było posiadać. Oczywiście byli Persowie, którzy trzymali swoje sługi na tak krótkiej smyczy, że ich prawo do wyboru było bardzo iluzoryczne… ale czym to właściwie się różni od dzisiejszego korpo-niewolnictwa? Persja przynajmniej z tym walczyła, również pod względem duchowym. Sednem ich religii, Zoroastryzmu, była aktywna walka dobra ze złem, w której każdy brał udział - jako niewolnik nie jesteś w stanie o sobie decydować i możesz nie mieć realnej możliwości dokonać prawidłowego wyboru, ergo, z tego powodu niewolnictwo było tolerowane jedynie w nielicznych miejscach w perskim imperium, (zazwyczaj jako taki gest ze strony Persów "szanujemy pokój między nami na tyle, że pozwolimy Wam na to obrzydlistwo… ale nie handluj nikim z naszego imperium, bo inaczej czapa"); niewolnictwo wg. Persów pośrednio wspierało siły ciemności.
A jak to było być helotą, że gorzej niż czarnym niewolnikiem w Texasie? Heloci i periojkowie (ci drudzy mieli trochę lepiej - po godzinie policyjnej tylko przepędzano ich do domów, nie mordowano) byli w spartiackiej tradycji mieszkańcami lokalnymi - podczas gdy przodkowie spartiatów byli synami Heraklesa, którzy z tatą zdobyli sobie kawałek Peloponezu, podbijając ludność lokalną. Od tamtego czasu Spartiaci co roku rytualnie wypowiadali wojnę helotom. Tak, rytualnie wypowiadali wojnę swoim niewolnikom. Dla przypomnienia samym spartiatom, takie "pamiętajcie, oni mogą powstać i nas zabić". Sparta wręcz obsesyjnie była przejęta wielkim powstaniem helotów… do którego nigdy nie doszło. A nie doszło, bo po zaprowadzeniu godziny policyjnej (cała noc, każda noc) spartiaci wymyślili sobie patrole w celu łapania uciekinierów. Było to zajęcie dla młodych spartiatów jako zwieńczenie ich szkolenia wojskowego w wieku nastoletnim, tak do 20 lat. Złapani heloci byli bestialsko torturowani i mordowani, czasem tuż pod rodzimą wiochą, tak by wszyscy mogli słyszeć krzyki. Rano mieszkańcy wiochy widzieli już tylko resztki zbiegłego heloty - nawleczone na włócznię, przybite do drzewa lub kilku drzew. Helotów i Periojków nie podawano w spisach ludności, które się liczyły - występowali w spisach bydła na przykład. Stąd takie przypuszczenie, że pod Termopilami może i było kilkuset Spartiatów w tylnej straży… Ale nie jest nie do pomyślenia, że na każdego mogło przypadać cokolwiek pomiędzy 5 a 10 helotów, tak jak często bywało podczas spartańskich kampanii wojennych - nigdy nie wyliczano helotów i periojków jako siły bojowej, pomimo, że z całą pewnością walczyli.
W istocie, nasza historiografia opisując Persów jako tyranów a Kserksesa jako króla dziesiątków zniewolonych narodów… dokonały najzwyczajniejszej w świecie projekcji. Imperium Perskie było po swojemu bardzo łaskawe w podboju Grecji - jeśli tylko nie walczyłeś, a poddawałeś się. Mogłeś zachować swój ustrój, twoje 'way-of-life', nawet nikt u władzy się nie zmieniał, po prostu dostałeś za zwierzchnika obcego monarchę, który zostawiał wszystkie sprawy tym samym urzędnikom, odziedziczonym po poprzednim reżimie. Pod warunkiem, że przyjąłeś kilka drobnostek: podatki do Persopolis, jednostki wojskowe na czas wojny… i duże ograniczenia w handlu niewolnikami, przynajmniej w Azji. Niektóre greckie miasta nie robiły sobie złudzeń i przyjmowały perskie warunki - po czym obywatele z tych miast stanęli naprzeciw Leonidasa pod Termopilami. O tym Herodot, ani nasza historiografia również nie wspominają - że pod Termopilami więcej Greków walczyło po stronie Kserksesa niż Leonidasa. W wersji historii Herodota jest 'jeden grecki zdrajca'… Podczas gdy stała tam armia takich 'zdradzieckich Greków' a jeden był nawet wygnanym spartańskim królem (!), który osobiście doradzał Kserksesowi. Kiedy Kserkses zobaczył wroga armię po Termopilami, dostrzegł greków ćwiczących gimnastykę i… fryzujących swoje włosy (prawilny chad-hoplita czesał się przed walką, jak umierać to co jak co, ale pióra trzeba ogarnąć). Zapytał się swojego greckiego doradcy, co oni zamierzają? Ten odparł, że 'chcą z nami walczyć' na co Kserkses się serdecznie uśmiał - przecież jest ich tak mało! Zakpił z lekka ze swojego nadwornego spartiaty, ale ten spokojnie, poprzez chichot Króla Królów i reszty orszaku mówi: "Królu, jeśli nie będzie tak jak powiedziałem - potraktuj mnie jak kłamcę". Pamiętacie kawałek wyżej, o tym, że walka dobra ze złem wymaga byś nie był niewolnikiem? A więc, ta sama filozofia zoroastryjska była zdania, że nie można kłamać. A już kłamać królowi? W skrócie, banita ze Sparty powiedział: będą z nami walczyć, stawiam na to swoją głowę.
Herodot, pierwszy znany nam 'historyk', nazywany przez wielu Ojcem Historii… po prostu wcisnął nam (a docelowo wciskał Grekom w swoich czasach) podniosłą opowieść o obronie wolności, żeby rozbudzić coś co dzisiaj nazwalibyśmy greckim nacjonalizmem. A jako jego europejscy przodkowie, powtarzamy to wierutne kłamstwo w szkołach i uczyniliśmy z niego niemal podstawę naszej historiografii. Taki przykład tego jak bardzo narracja historyczna, niezależnie czy fałszywa czy zmanipulowana, jest nośna i ile może zrobić. Dobrego czy złego, to już zostawiam Wam do zdecydowania. Powiem Wam tylko tyle, że ja, zgodnie z wieloma innymi historykami, lubię nazywać Herodota Ojcem Kłamstw. Zaznaczę Wam jednak od razu, bo to troche wybiela Herodota, że to nie całkiem kłamstwo co… licencja filmowa - przed erą filmu. Herodot wygłaszał pierwsze wersje swoich prac w teatrze, przed publicznością, zapewne z pomocniczymi aktorami i/lub marionetkami obrazującymi wydarzenia. I to mnie naprawdę rozbawia, bo pomyślcie: jeśli taki teatrzyk był odpowiednikiem paradokumentalnego filmu akcji - to nasza historiografia i cała narracja tego okresu oparta jest o scenariusz starożytnego odpowiednika, powiedzmy, One Bridge To Far albo Saving Private Ryan. Nie wiem jak wy, ale ja teraz chichoczę…
I wiecie co? Spartiaci, ci zindoktrynowani ludzie, którzy 'kochali' Spartę, tak bardzo kochali ją, że… potrzebowali pozwolenia od władzy, by móc ją opuścić. Serio. Wiemy też, że poselstwa były bardzo pożądaną robotą dla każdego spartiaty; każdy chciał wyjechać na tydzień lub kilka, tym bardziej, że poselstwa były rzadkie (jeszcze rzadziej zezwalano na stały lub tymczasowy pobyt cudzoziemcom i stąd stosunkowo niewiele wartościowych informacji o samej Sparcie; np. w okresie spartańskiej świetności powstała jedna jedyna pozycja literacka opisującą szczegółowo ustrój spartański. Mamy ją dzięki Ksenofontowi, który był buddy-buddy z jednym królem i dzięki temu miał coś w rodzaju stałej wizy na pobyt i wysyłanie listów… btw, tak, zazwyczaj cudzoziemcy nie mogli wysyłać listów ze Sparty). A kiedy Spartiata już wyjechał poza granice ojczyzny… YOLO TIME! Chlali wino, rozcieńczając co prawda, ale wciąż w zbyt dużych ilościach, żarli za dwóch, pieprzyli każdą kobietę jak się dała, a czasem też te co nie chciały dać (czasem napastowali mężczyzn, pod tym względem byli bardzo emancypacyjni ) i wszczynali burdy jak ktoś im zwracał uwagę:
- Panie Molan Labe? Pan się kurna zachowuje, u nas się nie maca dziewuch roznoszących wino i oliwki…
- CHCESZ W RY(hyyyc!)J FAJFUSIE?!?!?!
True story, bro.
Spartiaci byli jednym z najbardziej zamordystycznych, totalitarnych i okrutnych społeczeństw swoich czasów. To prawda, że byli królami one-linerów (
W bitwie pod Leuktrami w 371 roku p.n.e. spotkali się z falangą Tebańską i sojusznikami pod dowództwem stratega związku beockiego, Epidamnosa. Epidamnos mając kilka tysięcy mniej ludzi niż Spartiaci ze swoimi sojusznikami, postawił na manewr, który już częściowo przećwiczył w walce z innymi greckimi poleis: rozciągnął siły w centrum i na prawym skrzydle w płytkiej falandze (8 szeregów), za to umieścił swoich najlepszych hoplitów w nadzwyczaj głębokiej falandze na lewym skrzydle w formacji eszelonu (60 szeregów; szyk Spartański miał w tej bitwie, zwyczajowo, 12 szeregów). Może to zabrzmieć fantastycznie, ale to pierwszy przypadek kiedy zobaczyliśmy dokładnie taki manewr w historii wojskowości - taktyczne rozstawienie sił płytko, początkowy atak wiążący centrum i przeciwną falnkę oraz atak ze skrzydła kolumny szturmowej uszykowanej skośnie względem przeciwnika - zagarniającej formację spartan do centrum, miażdżąc ich blisko 5-krotną lokalną przewagą liczebną. Tak, historia wojskowości w starożytności wydaje się czasem zabawna - serio potrzebowali dziesiątek lat R&D, żeby dojść do tego? Związać przeciwnika, umieścić przeważające siły na flance i atak w eszelonie? To przecież brzmi jak podstawowy atak z flanki jakby go dzieciak z podstawówki narysował! Ale właśnie tak, tyle potrzebowali.
Podczas tej bitwy zginęło 700 Spartan (tych liczących się w statystyce) co w zasadzie przetraciło Sparcie kręgosłup. Brzmi dziwnie, prawda? 700 ofiar - przetrącony kręgosłup. Trochę wcześniej Sparta przetrwała niszczące trzęsienie ziemi, które odpowiadało za bardzo wiele ofiar, nawet 30%. Poza tym już od końca wojny peloponeskiej byli zmierzchającym demograficznie społeczeństwem, które przez skostniały system polityczny nie potrafiło wprowadzić żadnej znaczącej reformy w ostatnich 200 latach istnienia. BTW, wiecie jak głosowano? Otóż, zebranie ludzi krzyczało "taaaaaaa" albo "neeeeeee" podczas gdy grupa 60lvl+ starców, siedząca wewnątrz kamiennego, oddalonego budynku o grubych ścianach i licznych kolumnach podejmowała decyzję rzekomo na podstawie tego których było słychać wyraźniej. Tak serio, jeśli naprawdę nie było tam wielkiego tłumu, który zdzierał gardła to szczerze wątpię czy gerontowie mogli rozpoznać cokolwiek jako wskazówkę. Ergo, po prostu głosowali wg. własnego rozeznania politycznego, a te okrzyki i wolę hoi polloi mieli centralnie gdzieś. Wiecie co, brzmi prawie jak dzisiejszy Senat…
Także, pamiętaj kogo podziwiasz i zapamiętaj proszę też dlaczego podziwiasz, tak naprawdę. Bo Herodot CHCIAŁ byś podziwiał - morderców, tyranów i najgorszych sukinsynów. Dlaczego? Bo 'swoi'.
Źródło: Fejsowy blog Damazego Podsiadło - polecam.
Wtorek
[Źródło: Wikipedia stan: 2020.03.03]
Wtorek
Μαρτίνος Ιάνόφσκι
February 27 at 1:54 AM · Μαρτίνος's friends
Dzwonił do mnie znajomy lekarz sfrustrowany roszczeniową postawą swojej czcigodnej małżonki i udzielił następującej rady: Nie żeń się! Zamiast jednej żony można utrzymać kochankę, kucharkę oraz sprzątaczkę. I te trzy kobiety będą zadowolone… podczas gdy posiadanie żony wychodzi drożej i ta kobieta nigdy nie jest zadowolona.
Aleksandra Wiśniewska
Słuchajcie Panowie, są fajne kobiety, spójrzcie na swoje Mamy i swoje siostry , a także kuzynki. Różnorodność postaw jest widoczna w przypadku płci pięknej, ale też w przypadku panów nie ma samych ideałów. Akurat ja mam idealnego Tatę MAM, super Dziadków /choć oni są już tylko we wspomnieniach/, genialne wzory męskie w rodzinie i mam super męża, ale wiem, że wiele kobiet tak nie ma, a często ma odwrotnie. Na każdy przypadek trzeba patrzeć indywidualnie, a związek, samo słowo wskazuje to dwoje ludzi, którzy są różni, z różnych środowisk, mają różne wzorce, różne oczekiwania, nie da się każdemu stworzyć tej idealnej wspólnoty. Ludzie muszą się dotrzeć, walczyć o siebie, iść na kompromisy. Każdy z małżonków. A jak sypie się coś, to często wynik tego, że coś nie działa, coś na linii równowagi, oczekiwań wzajemnych czy wzorców. Proszę tak nie krytykować wszystkich pań, bo ja uważam, że wiele jest bardzo wartościowych kobiet. Poza tym, to matki wychowują synów, ojcowie córki,to pierwsze wzorce dla dzieci, zatem to, że są określone zachowania, oczekiwania, to nie jest dzieło przypadku, owszem media robią swoje, ale jak dwoje ludzi się kocha, to mogą wiele wypracować. Naprawdę da się.
Wtorek
Właśnie kilka dni temu opracowałem w słowniku dwa pojęcia: Postrzeganie i Schemat Postrzegania. I jakimś nieokreślonym zbiegiem okoliczności w internecie natrafiłem na świetną tego ilustrację. Niestety związaną z moją skromną osobą…
W rozmowie z Krzysztofem Karoniem na temat wychowywania młodych ludzi powiedziałem co następuje:
Od momentu gdy moje dzieci zaczęły już co nieco rozumieć mówiłem im tak: są trzy najważniejsze rzeczy w życiu: sport, języki obce i matematyka. Jak te trzy rzeczy będziecie robili na wysokim poziomie to z resztą sobie poradzicie albo się douczycie.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy zauważyłem w komentarzach, że niejaka "Hildegarda Minderbinder" odebrała to tak:
Reasumując, to 3 recepty pana Kubania na kulturowe wychowanie to:
1: matematyka - no bo mamona, mamona i jeszcze raz mamona - trzeba umieć liczyć
2: sport - tężyzna fizyczna jest niezbędna w przepychaniu się do globalnego żłobu
3: języki obce - no bo multi kulti
Szczęka opada.
Mnie też opadła, że tak to można było odebrać, a w zasadzie, że ta Hildegarda widzi to tylko tak.
Wtorek
Jak zwykle inspirujące spotkanie z Jackiem tryskającym optymizmem, realizmem i energią życiową. Można się tym nawet od niego zarazić :). Tak sobie rozmawialiśmy o wychowywaniu młodych ludzi i Jacek podał świetny przykład:
Pomagając komuś zostać alpinistą, zrobisz mu krzywdę wysadzając go ze śmigłowca na szczycie Everestu. W ten sposób na pewno nie zostanie alpinistą, natomiast na pewno zabije się w zejściu.
Pomoc musi być mądra. Czasami niektórym ludziom można pomóc… nie pomagając.
Więcej na ten temat w słowniku pod hasłem Życzliwe zaniedbanie
Sobota
Michał Marusik przemówienie w dniu 2020.01.19 IV Edycja Nagrody im. Fryderyka Bastiata
Wtorek
Film ten został usunięty z youtube [https://youtu.be/s2IujhTdCLE]
Bardzo wyważone wypowiedzi naukowców na temat szczepionek. Nie są one w 100% bezpieczne. W ich opracowywaniu i stosowaniu mamy do czynienia z dwoma rodzajami dylematów:
Ponieważ, co jest zrozumiałe, robimy wszystko, stosując opiekę medyczną, by wyeliminować mechanizm Twórczej destrukcji to niestety koszty zwiazane z obsługą przeżywalności stale rosną. A gdy przekroczą poziom możliwy do ich ponoszenia, będziemy mieli do czynienia z ogromnym wzrostem śmiertelności i być może utratą, jak głosi Hipoteza S-Nastu naturalnej możliwości reprodukcji.
Poniedziałek
Był początek lat 70-tych XX wieku. Uczyłem sięwtedy w zwykłej radzieckiej szkole podstawowej nr 213 w Moskwie - stolicy największego co od powierzchni kraju Świata Związku Radzieckiego. W 4 albo 5 klasie dowiedziałem się, że wybitni naukowcy uważają już niedługo, bo za około 20 lat wyczerpią się zapasy ropy naftowej…
Dramat. Jako dzieciaki byliśmy przygnębieni, ale… mieliśmy zaufanie do najwyższych władz Związku Radzieckiego, a moi rosyjscy rówieśnicy uważali te władze za władze prawie światowe, że sobie z tym problemem poradzą. Tacy przecież byli mądrzy i tak przecież troszczyli się o nasze dobro.
Upłynęło te 20 lat i zawalił się Związek Radziecki, runął nie z powodu zmian klimatycznych, lecz z powodu niekompetentnych rządów sprawowanych przez tych "mądrych i troszczących się o nasz dobro". Mieli pełnię władzy, deklarowali dobre chęci, ale Związek Radziecki rozsypał się jak domek z kart. Zresztą klika innych krajów też.
Szkoła uczy nas bezgranicznego zaufania do naukowców. Dowodem na to są ci, którym zawdzięczamy postęp, jak na przykład: Kopernik, Galileusz, Newton, Pasteur, Skłodowska, Mendelejew, Oppenheimer. Co by "naukowcy" nie powiedzieli musi być prawdziwe, bo przecież Kopernik, Galileusz, Newton… A przecież naukowcy to też ludzie i tylko niektórzy z nich pracują z zaangażowaniem i tylko nieliczni z tych zaangażowanych rzeczywiście przyczyniają się do postępu.
Na portalu wpolityce.pl ukazał się artykuł Aleksandry Rybińskiej z znamiennym tytule "Nie takimi katastrofami nas już straszono". [https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/480762-droga-greto-a-co-jesli-klimatycznej-apokalipsy-nie-bedzie?fbclid=IwAR2F_w7VIy9D4vG4QebYSSMUMrAVYdCjLSUzFz0OdfpQSeOvuGmwms0XqpI] Streszczę go, bo jest ponadczasowy, a za klika lat może zniknąć z tego portalu.
Ekologiczna histeria ma długą tradycję. […] Zanim nastała Greta Thunberg były demonstracje „Fridays for Future”, strajki klimatyczne i kolektyw „Extinction Rebellion”, była dziura ozonowa, przeludnienie, wyczerpanie surowców i umieranie lasów. W 2009 r. Al. Gore zapowiedział, że najpóźniej do 2016 r. zniknie biegun północny i został za to nagrodzony Nagrodą Nobla. Wcześniej miały zatonąć Malediwy. I co? I nic. My też wciąż jesteśmy, choć niemiecki brukowiec „Bild” w 2007 r. ostrzegał, że „mamy już tylko 13 lat by uratować ziemię” i zalecał Niemcom, by zamiast na Majorce spędzali urlop w kraju by zmniejszyć ślad węglowy. Eksperci straszyli nas przez ostatnie kilkadziesiąt lat zagładą, a to, że ich prognozy się nie spełniły jakoś nie zmniejszyło popytu na nie. Oto małe zestawienie, taka suma „wszystkich” strachów:
W latach 80 XX wieku los niemieckich lasów wydawał się przesądzony. Miał je zniszczyć kwaśny deszcz. „Pierwsze lasy umrą już w przeciągu najbliższych pięciu lat. Są nie do odratowania” – prognozował w 1981 r. prof. Bernhard Ulrich z Getyngi. „Die Zeit” przekonywało, że „chyba nikt nie może dziś wątpić w ogrom tej tragedii”. W „Spieglu” można było przeczytać, że Niemcy czeka „ekologiczna Hiroszima”. Dziesiątki tysięcy ludzi wychodziło dzień w dzień na ulice protestować pod hasłem: najpierw umierają lasy, potem ludzie.
Upłynęło 20 lat i w 2003 r. minister rolnictwa z ramienia Zielonych Renate Künast ogłosiła, że „trend został odwrócony”, bo w Europie lasów jest coraz więcej a nie mniej. Ekolodzy uważają oczywiście, że histeria była uzasadniona, ale eksperci są innego zdania. Według nich lasy świetnie radzą sobie z kwaśną ziemią i w latach 80-tych „wymarło gdzieniegdzie najwyżej kilka procent nowego drzewostanu”.
W 1972 r. Klub Rzymski opublikował raport pod tytułem „Granice Wzrostu” (The Limits to Growth). W nim eksperci, naukowcy i intelektualiści (z Dennisem Meadowsem na czele) prognozowali koniec surowców na ziemi, a w konsekwencji masowe klęski głodu. Do 2072 r. wszystkie surowce miały się skończyć, a ludność wzrosnąć do 15 miliardów. Autorzy raportu prognozowali nawet ceny ropy za sto lat, lecz nie uwzględnili tego, że pojawią się nowe technologie zmniejszające zużycie enerii. Tak, jakby się zafiksowali na jednej stronie madalu [przyp. JF].
Paul Ehrlich opublikował w 1968 r. neo-maltuzjański bestseller pod tytułem „The Population Bomb” (Eksplozja Ludności) w której przekonywał, że połowa ludności umrze z głodu w najbliższych dekadach bo skończą się zasoby. W latach 70 był to obok wojny atomowej najpopularniejszy scenariusz rodem z horrorów, którym straszono dzieci. Prognozowano, że w Azji klęska głodu rozpocznie się już w latach 80 i potrwa do 2010 r. A „umrze tam co najmniej miliard ludzi”. Dennis Meadows z Klubu Rzymskiego wręcz twierdził, że „w Indiach i innych dotkniętych regionach będą odgrywały się dantejskie sceny”. Trup będzie się ścielił gęsto. Dziś ludność ziemi wynosi 7.7 mld a jej wzrost znacznie zwolnił, szczególnie na Zachodzie. Zamiast o przeludnieniu mówi się dziś o zatrzymaniu wzrostu ludności w 2050 r. – gdzieś w granicach 10 mld. W 2013 r. OZN wydał nawet raport z którego wynika, że problemem w przyszłości będzie nie przeludnienie ale zbyt duży spadek ludności.
Lata 80-te były – obok histerii wokół lasów – także okresem straszenia wyginięciem gatunków. Flory i fauny. Połowa istniejących wówczas gatunków (ok. 2 mln) miała wymrzeć „najpóźniej do 2000 roku”. Inni mówili o 60 tys. gatunków rocznie. Zatrważający scenariusz, który nie nastąpił. Inaczej nie byłoby na ziemi już nic, ani jednego ssaka, owada ani rośliny. W mediach temat jest mimo tego wciąż obecny. A ekolodzy dalej zbijają na nim kapitał.
W 1974 r. amerykańscy fizycy Mario J. Molina i Frank Sherwood Rowland przedstawili w piśmie „Nature” wyniki swoich badań, z których wynikało że gromadzenie się trudno rozkładalnych freonów w atmosferze doprowadzi do znacznego spadku stężenia ozonu na całym świecie. Ozonu, który chroni nas przed promieniami UV. Rozpoczęło się coroczne badanie dziury ozonowej nad Antarktydą, a ta stawała się coraz większa. W gazetach można było więc przeczytać, że czeka nas epidemia suszy, raka skóry i chorób oczu. We „Frankfurter Allgemeine Zeitung” była nawet mowa o „milionach dodatkowych zgonów” (1992 r.). Dziś mało kto pamięta już o dziurze ozonowej, może dlatego, że jest ona dziś mniejsza niż kiedykolwiek.
W latach 70-tych była mowa o ochłodzeniu, wręcz o nowej epoce lodowcowej. Badacz klimatu Stephen Schneider przewidywał wówczas, że zanieczyszczenie powietrza schłodzi temperatury na ziemi o 3 stopnie Celsjusza. W 1989 roku prognozowano, że do 2000 roku całe narody znikną z powierzchni ziemi. Tym razem z powodu ocieplenia. Tak się nie stało, w zimie wciąż jest zimno, a latem ciepło, ale mamy przecież nowe prognozy. Jedni mówią, że mamy jeszcze 10 lat, inni, że 15. Potem wszyscy zginiemy. A kto nie lubi się bać?
Naukowcy…, no właśnie, czy nasza w nich wiara nie jest przypadkiem na wyrost? Zasiadają w najróżniejszych komisjach, jeżdżą za darmo na różne bezwartościowe konferencje organizowane na rajskich wyspach i dostają mnóstwo nagród i premii. Ci ludzie mają zbyt wiele do stracenia, żeby pozwolić sobie na dociekanie do prawdy. A może nie chodzi o żadną prawdę, tylko o ubraną w „naukowy” kostium propagandę?
Popatrzmy na Al'a Gore'a, niczego nie przewidział, ale sporo zarobił. Naukowcy to też ludzie i zgodnie z Pierwszym Prawem Fizyki Życia robią to za co dostają pieniądze. A w obszarach, w których można zarobić więcej, starają się bardziej. Oprócz Skłodowskiej i Galileusza byli też Łysenko i Fleischmann, ale o nich dużo się nie mówi, może właśnie by nie podważać tezy o nieomylności naukowców.
W 1989 roku Martin Fleischmann i Stanley Pons ogłosili, że wynaleźli prostą metodę wykonania zimnej fuzji atomów deuteru. Opanowanie tej fuzji dałoby ludzkości nieograniczony i praktycznie bezkosztowy dostęp do energii - tak pisała prasa popularnonaukowa. Natychmiast pojawiły się entuzjastyczne recenzje, a kilka laboratoriów ogłosiło, że im też udało się takową fuzję przeprowadzić. Jednak po pewnym czasie okazało się że w kilkudziesięciu ośrodkach naukowych na świecie nie udało się zimnej fuzji powtórzyć. W końcu doniesienie uznano za mistyfikację [Źródło Wikipedia stan 2020.01.05].
Jednak my całe to zajście możemy potraktować w charakterze eksperymentu przeprowadzonego na naukowcach. Pojawiło się kilka ośrodków, które potwierdziły, że im też udało się przeprowadzić opisany przez Fleischmann'a i Pons'a eksperyment - pracujący w nich naukowcy chcieli zapewne i sobie przypisać część splendoru. Całe szczęście, że można to było zweryfikować. No ale w przypadku prognoz zmian klimatu i demografii taka weryfikacja jest niemożliwa - można zatem pleść niestworzone androny. Jeśli jeszcze te androny podleje się sosem troski o przyszłe pokolenia, to na prawdę nie trudząc się zbytnio można wypichcić niezły medialny pasztet, pojeździć po świecie i jeszcze nieźle na tym zarobić.